Czytasz wypowiedzi wyszukane dla słów: Problemy reformy oświaty





Temat: matematyka przekresla ...
matematyka przekresla ...
Wybierajac profil klasy w Liceujm kierowalam sie przede wszystkim
zainteresowaniami. I tak tez wybralam klase humanistyczna. Maja 15 lub 16 lat
miala zadecydowac o swoje przyszlsci. Przede wszystkim o tym co bede zdawac
na egzaminie maturalnym. No i wybralam. Majac rozszerzona historie (
przedmiot, ktorego nie znosze) wybralam matematyke na maturze. Jest to
przedmiot ktory wlasciwie zawsze lubialam, ale nie sadzialm ze bedzie on
niezbedny mi na wybrany dopiero teraz kierunek studiow. Po wczorajsze maturze
czulam sie dobrze. Planowaam dostanie 50 moze nawet 60 procent. I jak sie
szybko okazalo, bo juz nastepnego dnia nie zdam. ;( Moje najwieksze mareznie,
a mianowicie dostanie sie na dobra uczelnie , ktora jest jak najdalej miejsca
zamieszkania , leglo w gruzach. Mieszkam w bardzo malej miejscowosci, w
ktorej nie ma zadnych perspektyw na przyszlosc. Najblizsza miejscowosc to
Slupsk, gdzie miesci sie uczelnia( oprocz wydzialu przyrodniczego), do ktorej
trafiaja osoby, ktore nie dostaly sie nigdzie indziej. Wiec jak dobrze
pojdzie i zdam ta mature na 30 % to pojde wlasnie tam i niestety moja sznasa
na wyrwanie sie z doslownie "zadupia" przepadnie.
Jeszce jedno. Zapowiadajac nowa reforme oswiaty, politycy wypowiadali sie,
ze zmieni ona calkowicie dotychczasowe szkolnictwo. Da nowe mozliwosci
uczniom, uprzyjemni im lata szkoly. Ma sprawdzic myslenie i takie tam. Jednak
jak dotad to ta nowa reforma nie nie polepszyla. Cierpia z jej powodu i
uczniowie i nauczyciele.
Jeszcze jedno. Myslalam, ze jezeli matura probna poszla naprawde kiepsko,
to Komisja ulozy proste zadania z matematyki. Jednak jak sie wczoraj
przekonalismy, nie byl to poziom podstawowy. Ja uczac sie w klasie o podobno
profilu podstawowym, nie mialam nigdy problemow z matematyka. JHednak zaraz
po maturze probnej szybko prtzekonalam sie, ze poziom moich lekcji matematyki
w szkole to nie poziom podstawowy, ale podstawowy podstawowego. Jak ja mam
zdac mature, jezeli szkola mnie do tego nei przygotuje. Jednak mimo wszystko
chwale sobie moja matematyczke, ktora jest niezwykla kobieta, poniewaz
potrafi wytlumaczyc wszystko. I to nie jest jej wina, ze miala taki a taki
programn zajec. Niech CKE pomysli nad zmniejszeniem materialu z matematyki ,
no bo jak sie z tym mozna wyrobic w trzech latach. Albo niech pomysli o
fakultetach. Przynajmniej niech dalesze roczniki maja lzej.
Przepraszam, ze sie tak rozpislam. Chcialam napisac to co mi lezy nei tylko
na sercu ale i w glowie. Nie napisalam wszystkiego,wlasciwie to napisalam
zaledwie mala czastke. Nie wiem czy mnie zrozumiecie, ale i tak
takie "wypisanie" duzo mi pom,oglo. Moze przestane myslec o oficjalnych
wynikach z matematyki, ktore mnie przylaczaja ( jednak nie pzrestalam).





Temat: NIEUCZCIWOŚĆ W NAUCE I EDUKACJI
Jestem otwarty na reformę oświaty, jednak uważam,że aktualnie większym
problemem niż konserwatyzm są nawiedzeni reformatorzy.Zgadzam się ze zdaniem,że
nadmiar encyklopedycznej wiedzy niczemu nie służy, ale bez wiedzy nie ma mowy o
żadnych aktywizujących formach,bo to będzie rozmowa ze ślepym o
kolorach.Przestrzegałbym przed ''sofistyką''.Sprawność argumentacji nie zastąpi
wiedzy.W ten sposób kształci się pozerów,którzy braki w wykształceniu
nadrabiają pewnymi ''umiejętnościami'' jak np. tupet.Jeden z wybitnych
współczesnych pisarzy przytoczył kiedyś słowa Iwaszkiewicza,który powiedział mu
tak:,,kiedy ja zaczynałem pisać nikt nie brał się za pisanie póki nie
przeczytał1000 książek;teraz biorą się za pisanie ludzie,którzy przeczytali
ledwie 100książek,ale pan dożyje czasów kiedy zanim ktoś cokolwiek przeczyta
już będzie chciał wydać własną książkę.Obawiam się,że w tym kierunku poszła
reforma.''Zreformowane'' podręczniki do historii,zakładając,że po gimnazjum
młodzież zna historię,zaproponowały intelektualne rozważania pomijając fakty-
skutki są tragiczne,rok można uznać za stracony.Normalna kariera historyka
polega na tym,że na początku pisze on prace monograficzne o faktach, potem
dochodzi do syntezy i pisze podręcznik a jeśli wystarczy mu życia zabiera się
za historiozofię, jeżeli ktoś proponuje odwrócenie tej kolejności to proponuje
karykaturę wykształcenia.Skutki takiej edukacji obserwujemy na każdym kroku -
odpowiedzialne stanowiska okupowane są przez miernoty -ale za to z tupetem.
To samo dotyczy problemu awansu nauczycieli-nie jest ważne kto jak uczy,ale kto
lepiej potrafi chwalić się swoją pracą(programy,projekty,plany,sprawozdania) a
wiadomo, że papier wszystko przyjmie.Cała procedura z tym związana uwłacza
godności człowieka(podobno myślącego).





Temat: Jak przygotowano likwidację poznańskich szkół
Jak przygotowano likwidację poznańskich szkół
Od kilku miesięcy toczy się sztucznie wywołana dyskusja na temat likwidacji
szkół i przedszkoli.
Jak się ostatnio okazało nasi Ojcowie Poznania nie mają recepty na problemy
związane z niżem demograficznym - jedynym rozwiązaniem to "rosyjska ruletka" -
na kogo wypadnie, ten do kasacji.....
Znam dobrze gimnazja z Jeżyc - dobra kadra, osiągnięcia, działające koła - i
teraz ktoś szuka "dziury w całym" - 3 lata temu Ojcowie utworzyli Gimnazjum
nr 60 by teraz stwierdzić, że trzeba je zlikwidować bo za 3 lata nie będzie
dzieci....a skąd ta pewność, a może ktoś znowu się myli???
Czy ktoś skalkulował koszty społeczne tak drastycznych i nieprzemyślanych
decyzcji?
W tak zwanym wygaszanym gimnazjum nastąpi:
-odpływ dzieci;
-odpływ kadry;
-wzrost kosztów związanych z urlopami na PORATOWANIE ZDROWIA NAUCZYCIELI;
-a koszty utrzymania budynków przez 2 lata spadną ewidentnie na miasto - już
nie będzie szansy na ich pokrywanie z puli przeznaczonej na kształcenie
naszych dzieci;
-kasacja szkoły to kasacja miejsc pracy dla absolwentów uczelni wyższych -
kier. pedagogika;
Jeśli podobno zależy Ojcom miasta by przyciągnąć młodych do Poznania, to
trzeba tworzyć nowe stanowiska pracy, a nie likwidować dobrze działające
szkoły!!!
I wreszcie gdzie REFORMA OŚWIATY?
Nauczycieli mamy przygotowanych, uczniów nie brakuje - teraz niech Ojcowie
miasta pomyślą o klasach 18-osobowych(tak jak w szkołach prywatnych), a wtedy
oddziałów będzie więcej, a i wyniki nauczania będą dużo lepsze niż w
proponowanych 30-osobowych klasach.
Takie rozwiązanie dodatkowo stworzy nowe stanowiska pracy dla absolwentów
uczelni wyższych.
I na koniec - bardzo proszę Pana Przewodniczącego Komisji by na sali w
trakcie tego typu dyskusji nie było młodzieży - bo ostatnie widowisko nie
należało do wychowawczych, a wręcz wielu z nauczycieli wyszło z sali ze
zgorszeniem i dużym niesmakiem.
Panie Prezydencie Frankiewicz - otrzymuje Pan za zadanie domowe dot. Oświaty
w Poznaniu ocenę niedostateczną...bez możliwości jej poprawienia - mam
nadzieję, iż przemyśli Pan ewentualne skutki takich decyzji i zacznie Pan
pracować dla dobra i rozwoju naszej polskiej młodzieży.
Historia nas osądzi.....




Temat: Żałoba w poznańskich szkołach
kein_engel napisała:

> uwazam pomysl Romka ze szkolami wojskowymi za zly, bo od razu bedzie mozna
> zaczac budowac wiezienia, ale prawda jest taka, ze w szkolach srednich
istnieje
> juz podzila na lepsze, gdzie chodzi mlodziez, ktora chce i potrafi sie uczyc i
> takie, gdzie niekoniecznie sie ucza i dopoki taki sam podzila nie dokona sie w
> gimnazjum, to bedzie problem

Szkoły wojskowe to głupota ale szkoły o zaostrzonym rygorze dla rzeczywiście
zdemoralizowanych jednostek (niekoniecznie przestępców) - to moze być mądry
pomysł. Ale muszą się nimi zajmować wysokiej klasy pedagodzy a nie emerytowani
wojskowi. Sierżant nie wychowa ucznia. A popieram ten pomysł bo z własnej
praktyki (jako rodzica majacego dzieci w szkole) wiem jak trudno pozbyc sie ze
szkoły takiego psychola - nie ma gdzie go przenieść. A przyznaję racje tym,
którzy twierdzą, że najważniejszy jest interes dzieci, które chcą sie uczyć a
nie tych zdemoralizowanych jednostek. I tu pytanie - skąd w SLD takie
umiłowanie tych chuliganów i tak zapalona ich obrona? nastawienie kuratorium
też jest aberacyjne. Obrona takich gagadków za wszelka cenę - kosztem reszty
klasy.

I racja z tym podziałem szkół. Sa licea - z góry przeznaczone dla tych którzy
chcą mieć papier. I cos takiego powinno byc juz na etapie gimnazjum. I jest
szansa by taka segregacja gimnazjów się dokonywała - ale to w duzych miastach.
A co na wsiach????? O jakiej segregacji gimnazjów tam mozna mówić?????
Dlatego uważam, że twórcy reformy oswiaty popełnili jeden poważny błąd. Uznali
gimnazja za obowiazkowe. Moim zdaniem obowiazkowa powinna byc tylko
podstawówka. Potem - chcesz sie uczyć to sie uczysz. Chcesz rozrabiać - to nie
w szkole. Ale twórcy reformy przestraszyli się politpoprawnej wrzawy jaka by
wybuchła. I za to ich tchurzostwo ciężka cenę płacą obecni gimnazjalisci i ich
nauczyciele.




Temat: Kiedyś jechałem z przyjemnością na uczelnię
Kiedyś jechałem z przyjemnością na uczelnię
Sądzę, że to co dzieje się na polskich uczelniach jest poniekąd pokłosiem bardzo
mądrej reformy edukacyjnej, której zawdzięczamy bardzo mądry podział na liceum i
gimnazjum, co - jeżeli chodzi chociażby o podział materiału - ma katastrofalne
skutki. Podobnie matura, gdzie nie wolno myśleć samodzielnie, a tylko odpowiadać
zgodnie z przewidzianym "kluczem". To zniechęca młodzież do czytania, myślenia,
zadawania pytań i oni tacy przychodzą na studia, które ciągną w dużej większości
tylko dla "papierka".
Trochę lepiej może być na kierunkach humanistycznych, albo innych wymagających
własnych zainteresowań i pasji (choć z drugiej strony, przecież wszystkie studia
powinny się z tym wiązać!), ale i tak różnica między absolwentami liceów, którzy
zdawali starą maturę i tymi, których objęła reforma oświaty jest bardzo duża,
przynajmniej moim zdaniem, a studiuję dwa kierunki humanistyczne na jednej z
krakowskich uczelni i mam do czynienia z oboma grupami studentów.

W najbliższej przyszłości chciałabym zdawać na studia doktoranckie i przeraża
mnie trochę myśl o braku interakcji ze studentami na ćwiczeniach, ale przecież i
na to są sposoby: znam pracowników, którzy każde zajęcia zaczynają (co też
zapowiedzieli na początku roku) od 5 minutowej kartkówki z samej treści zadanej
lektury. Kto nie przeczytał nie zda i musi zaliczać na dyżurze. W ten sposób 95%
po prostu czyta lekturę i może swobodnie brać udział w dyskusji. Jasne, że
pracownik ma wtedy dużo dodatkowych obowiązków ze sprawdzaniem kartkówek, ale w
zamian za to dostaje przygotowanych studentów.
Co do mnie - jeśli nie dam rady przeczytać nie przychodzę, ponieważ jest mi
głupio, gdy ćwiczeniowiec zadaje pytania w próżnię i nikt mu nie odpowiada. Tu
dochodzi także problem ludzi, którzy przeczytali,a boją się odezwać. Naprawdę
jest mnóstwo takich! Moi prowadzący ćwiczenia zarówno na jednym jak i na drugim
kierunku radzą sobie z tym zadając pytania konkretnym osobom - wiadomo, jest
trochę jak w szkole, ale raczej nigdy nie przeradza się to w "odpytywanie" bo
wtedy reszta włącza się zwykle do dyskusji. Plus jest taki, że jeśli studenci
wiedzą, że prowadzący nie doprosiwszy się odpowiedzi od grupy zacznie pytać
indywidualne osoby raczej rzadko przychodzą z nieprzeczytanym tekstem. Podobnie
jak w przypadku, gdy brak znajomości zadanego tekstu wiąże się nieodwołalnie z
przymusową obecnością na dyżurze.

Pozdrawiam, dodając, że ja wciąż z przyjemnością jeżdżę na uczelnię! :-)



Temat: Czy połowa Polaków to dyslektycy ?
Główny problem polega na tym, że nawet jeżeli nauczyciele wiedzą jak i pracują
z dyslektykami odpowiednimi metodami, oceniają według specjalnych kryteriow i
kładą nacisk na odpowiedzi ustne, to wszelkie egzaminy są często ogromną
poprzeczką dla dyslektyków. Reforma oświaty wprowadziła egzaminy pisemne - test
na zakończenie podstawówki, pisemny egzamin gimnazjalny, pisemna matura. Te pół
godziny dołożone, aby ułatwić, niewiele zmieni. Uczeń elokwentny, oczytany , z
dużą wiedzą, gubi się w gąszczu literek, tym bardziej, że jeszcze musi utrafić
w klucz. We wszystkich egzaminach brakuje mi ogniwa ustnego.
Inna sprawa to jednak społeczne podejście - dyslektyk, badany w poradni, to już
znaczy , że coś z nim nie tak.Tolerancja to nie jest najmocniejsza strona
Polaków.
Moje dziecko czyta od zawsze wszystko, co jest drukiem. Książki, ale też
wszsytkie dostępne gazety, ulotki, druki.. Taki ma odruch :). I co? I jest
dysgrafem. Nie robi błędów ortograficznych, nie ma problemów z układaniem słów
w związłe i rozwlekłe wypowiedzi. Ale pisze nieczytelnie. Ma "kwit" z poradni -
w szkole ciągle słyszy docinki. Zarówno ze strony uczniów, jak i niektórych
nauczycieli. Przed każdą pracą klasową dostaje rozstroju żołądka. Chce iśc na
studia humanistyczne , ale to zalezy od wyników matury, na której musi sobie
poradzić pisemnie (bo tej głupawej prezentacji nie ma co liczyć).

Większośc osób piszących na forum to nie dyslektycy, tylko osoby nie dbające o
poprawna pisownię. Same nie zadają sobie sprawy, że utrwalają swoją nie
najlepszą znajomośc ortografii. Czasami naprawdę ciężko się czyta. Czy
stawianie znaków interpunkcyjnych wymaga tak wielkiego wysiłku, a nasze myśli
są tak cenne i ulotne, ze nie ma czasu na wciśnięcie Alt, bo stracimy wątek?
Nie sądzę.



Temat: Problem z 13-latkiem
acorns napisał:

> Może dzięki wysokiemu ilorazowi inteligencji zrozumiał, że w szkole tylko
> marnuje swój czas? Około 13 tysięcy godzin nauki pozwala na opanowanie kilku
> języków obcych i zdobycie kilku zawodów. Prawdziwych zawodów a nie sprawności
> biurowego przewalacza papierków. Najpierw niech szkoła ma coś sesownego do
> zaoferowania dzieciom a dopiero potem oczekujmy czegoś od dzieci.
> Ja poradziłem sobie z takim "problemem" bardzo szybko. Poinformowałem Młodą
> jakie jest niezbędne minimum żeby zdać i ona ma tylko i wyłącznie zdać do
> następnej klasy i jak najszybciej mieć ten cyrk za sobą.

Masz rację w stu procentach. Zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości. Spójrzmy
prawdzie w oczy - większość przedmiotów szkolnych, których obecnie uczy się w
szkole, jest po pierwsze okropnie nudna dla uczniów, którzy uczą się ich TYLKO
dlatego, że rodzice im każą i żeby zakuć, zdać i zapomnieć od razu po klasówce,
a po drugie - są nieprzydatne.

Weźmy np. taką fizykę - jak wiadomo, przedmiot ścisły. Jeśli ktoś jest
humanistą - klapa, nie nauczy się. Dostanie jedynkę i pomimo swoich (nierzadko
nieprzeciętnych) zdolności, talentu literackiego, etc. zostanie zagrożony i nie
zda do następnej klasy. A przecież kiedy w przyszłości będzie dorosły, wiedza
na temat tego, jakie siły działają np. na klamkę drzwi, którą usiłuje popchnąć,
aby się zamknęły, będzie mu (i nie tylko mu) całkowicie zbędna - dla niego
będzie ważne, żeby osiągnął swój cel, którym jest zamknięcie tych nieszczęsnych
drzwi.

Podobne argumenty można zresztą przedstawić w zdecydowanej większości innych
przedmiotów. Nie mówiąc już o tym, że nauczyciele zadają zdecydowanie zbyt dużo
pracy domowej, a uczniowie spędzają zbyt dużo czasu w szkole (moim zdaniem 8
godzin to jednak przesada, przemęczony umysł, który myśli już tylko o
odpoczynku pracuje zbyt wolno, a uczniowie są zmęczeni zwykle już po piątej lub
szóstej godzinie lekcyjnej, w zależności od indywidualnej wytrzymałości).

A większość podręczników szkolnych zawiera całe mnóstwo niepotrzebnych
informacji i bardzo niewiele wyjaśnień.

Uważam, że reforma oświaty i szkolnictwo musi przejść wiele zmian, zresztą nie
tylko w tym kraju. Nie dziwię się tytułowemu 13-latkowi, że nie chce się uczyć.
Ja też nie.

A Wy co o tym uważacie?



Temat: Premier chce skrócenia roku szkolnego
Reforma oświaty od takich decyzji? - Szok!
Dwieście dni obowiązkowej pracy to jest minimum czasu na naukę. Problem nie w
tym, że uczniowie w czerwcu nic nie robią, ale w tym jak trzeba wykorzystać
każdy dzień w szkole. Teraz będą się szlajać w maju, bo najpierw oceny,
posiedzenia rady, wypisywanie świadectw, a uczniowie hulaj dusza. Niedouczenie
jest ogromne, ilość traconych pod byle pretekstem lekcji nie do policzenia,
jeszcze skrócenie roku, wydłużenie wolnego, to skandal. Przecież trzeba mieć
względy, że czasem są epidemie np. grypy, nie daj Boże klęski żywiołowe, ponadto
w czsie zajęć lekcyjnych odbywają sie tzw. zielone szkoły, które nie mają nic
wspólnego z prawdziwą nauką, wyjeżdża się na wycieczki, gdzie, owszem, jest
poznawanie, ale nie nauka, a ile picia, hulanek, że choruje zwyczajnie
nauczyciel, uczeń, że są zdarzenia losowe, wszystko kosztem nauki.
Chyba nigdzie na świecie nie ma tak mało pracy w szkole, takich obiboków
nauczycieli, takiego ciężaru przerzuconego na ucznia. To może zamknąć szkoły i
uczyć przez Interent, taniej i normalniej. Jest w Polsce bardzo zły nadzór, a
właściwie nie ma nadzowru pedagogicznego, jest widzimisię wójta w prowadzeniu
szkół, jeden dba innyma gdzieś, a to wszystko za pieniądze podatnika, bo szkoły
są państwowe nie samorządowe, tak jak samorządowcy twierdzą. Na ich prowadzenia
państwo daje ogromne środki w subwencji oświatwej. Nauczyciele sie się uczą, bo
nie muszą, awanasują za dobrze napisane papiery i układy z wójtem, tu bardzo
szwankuje prawo. Ktoś robi doktorat na uniwersytecie i nie ma z tego nic, ktoś
inny po wieczorowym liceum i kursie pedagogicznym bez końca awansuje.
Reforma edukacji jak widać będzie kosmetyczna, lizusowska. Trzeba zlikwidować
Kartę Nauczyciela, ale to oznacza narazić się związkom i masom rozkrzyczanych,
trzeba usprawnić nadzór, inaczej go zorganizować, dziś wizytatorzy nie robią
nic, nikt nie zna takiego ciała, trzeba sprywatyzować douczanie nauczycieli,
chcą mieć prace się dokształcają, a utrzymuje sie jakieś kosztowne ośrodki
doskonalenia nauczycieli (zatrudniające uprzywilijowanych nierobów), też za
państwowe pieniądze, gdzie nikt nie zagląda. Ponad 90% nauczycieli nie dotyka
komputera, a blisko 100% uczniów go zna. To jak to świadczy o edukacji? A
premier skraca rok do 180 dni, co faktycznie spowoduje pracę w ok. 80-90 dniach,
bo dotąd realnych zajęć było ok. 110 -120 dni. A szara strefa? Korepetycje
gdzieś tam nawet dochodzące po 100 zł za godzinę? Żadnej odpowiedzialności,
podatków - to dopiero horror. Teraz będzie większy.



Temat: Mam trudne dziecko!
Dzięki Insomnia!
Właśnie o taką pracę nauczyciela mi chodziło, kiedy pisałam, że można wpłynąć
na pozycję dziecka w klasie. To naprawdę bardzo ważne! Tak właśnie zadziałała
wychowawczyni mojego starszego syna.
Pamiętam dzień, kiedy przyszłam do szkoły (wtedy jeszcze odbierałam ich obydwu).
Starszy syn był strasznie spięty, zapłakany. Okazało się, że pobił kolegę, była
krew, siniaki itp. Nauczycielka podeszła wtedy do mnie i powiedziała, że
rzeczywiście tak się stało, ale to nie była wina mojego syna, tylko tego
drugiego chłopca, który wyraźnie prowokował. Tak to powiedziała, żeby syn
usłyszał. Jak to zadziałało!!!
Nie wiem jakie jeszcze stosowała "chwyty i sposoby", ale wiem, że w ciągu roku
mój syn przestał być klasowym chłopcem do bicia!
Piszesz, że nauczyciele nie wiedzą o ADHD. To prawda. Wiedzą już na ogół co to
dysleksja i dysgrafia - to i tak dużo zważywszy, że te problemy często
występują razem z ADHD. O nadpobudliwości nie słyszała też szkolna pani
psycholog, ani psycholog w poradni psychologiczno-pedagogicznej. Tak samo jak
kathy słyszałam, że "powinien dawać sobie radę sam, bo przecież w VI klasie
matka nie powinna już wszystkiego pilnować". Nas także podejrzewano o
patologię, problemy rodzinne, itp. To bardzo boli.

Na pocieszenie wszystkim mamom: nasze dzieci też dorastają, poważnieją
i "porządkują się". Później niż inne i z większym trudem, ale jednak! Daje się
opanować lub ukierunkować nadruchliwość. Trudniej jest z niestabilnością
emocjonalną, jeszcze trudniej z deficytami uwagi.
Reforma oświaty, na którą wszyscy tak psioczą, moim dzieciom akurat pomogła.
Zwłaszcza wydłużenie "wstępnej" edukacji z 8 do 9 lat. Właśnie z sukcesem
dostaliśmy się do liceum. Bambino i kathy - Wy macie córki, a dziewczynki
dojrzewają wcześniej! Pracujcie, to sie opłaca. Mimo chwil zwątpienia,
opadających rąk i przepłakanych nocy.
Odpocznijmy przez wakacje, a potem: do szkoły!



Temat: Oświata - odpowiedź
Odsyłam do publikowanej na stronie starostwa uchwały z czerwca br w sprawie
numerów szkół.
W moim odczuciu problem zamyka sie w stosunku cześci decydujacych o oświacie
powiatowej ludzi do tzw. szkolnictwa zawodowego, zwłaszcza techników.
nagromadziło sie wokól tego tematu wiele nieprawdziwych uogólnień. Otóż,
głoszona jest teoria, ze trzeba zmierzać do likwidacji wszystkich techników. Sa
tez tacy, którzy twierdza, ze należy likwidować szkoły zawodowe. Twierdzą
wprost, ze byłoby najlepiej, aby wszyscy absolwenci gimazjów kończyli licea
ogólnokształcace lub licea profilowane. W ten sposób dezinformuja społeczeństwo
mówiac, ze absolwenci liceów nie zasilaja szeregów bezrobotnych.
Uwazamy, ze tworcy reformy oswiatowej, zamierzali doprowadzić do sytuacji w
której 80% populacji kończy licea ogólnokształcace a tylko 20% zawodowe.Życie
przynosi jednak inne rozstrzygniecia .
W naszym powiecie w roku szkolnym 2002/2003 - 34% uczniów wybrało licea
ogólnokształcace, 4,4% licea profilowane, ok. 36%wybrało technika i ok. 29%
szko0ły zawodowe.
Istnienie na terenie wrzesni okreslonej struktury szkolnictwa zawodowego jest
wynikiem wielu czynników.Organ prowadzacy szkoły ponadgimnazjalne musi brać pod
uwage te uwarunkowania i nie może traktować szkół zawodowych jak przyslowiowych
kul u nóg. W tym roku musiano zwiekszyc o jeden oddział nabór do technikum
weterynaryjnego, które jeszcze nie tak dawno chciano likwidować podobnie jak
mlecz.
Zmiany o ktorych pisze nalezy racjonalnie planować, ze stosownym wyprzedzeniem
czasowym, po konsultacjach spolecznych.
Obywatelskie Forum samorzadowe opowiada sie za takim podejściem do szkolnictwa
ponadgimnazjalnego.bedziemy tez protestować przeciw twierdzeniom, że szkoły
zawodowe sa zbyt drogie i nalezy je zastepować liceami.Subwencja oświatowa dla
szkół zawodowych jest przeciez odpowiednio wieksza a poza tym o likwidacji
takiego czy innego kierunku nie moga decydować tylko wzgledy ekonomiczne.
OFS uwzgledniajac trendy ogólnokrajowe co do wyboru szkół przez gimnazjalistów
uwaza, że najbardziej korzystnym rozwiazaniem w najblizszych latach byłoby
zapewnienie nastepujacych ilosci miejsc w szkołach pobadgimnazjalnych:
- w liceach ogólnokształcacych -40%
- W LICEACH PROFILOWANYCH -10%
- w technikach - szkołach umozliwiajacych zdanie matury -30-35%
- w zasadniczych szkołach 15-20%



Temat: mini-serwis wyborczy
Sławomir Nazaruk
Reprezentuje mieszkańców osiedli Tuwima, Przyjaźń, Sady Antoniukowskie,
Dziesięciny, Fasty Bacieczki, Wysoki Stoczek, Bacieczki, Dziesięciny i Sołectwo
Zawady. W wyborach w 2002 roku otrzymał 1393 głosy. Startował z listy komitetu
SLD-UP, ale zaraz po wyborach, podobnie jak Matwiejuk, wraz z grupą radnych
prawosławnych stworzył w radzie klub Forum Mniejszości Podlasia.
Rocznik 1958. Pracownik PKP Polskie Linie Kolejowe. Działacz organizacji
cerkiewnych. Jeden z aktywniejszych radnych jeśli chodzi o interpelacje, przede
wszystkim w sprawie utrzymania zieleni miejskiej, stanu dróg, chodników,
czystości przystanków, komunikacji miejskiej.

RADNY O SOBIE
Jestem inicjatorem powstania punktu poradnictwa antynikotynowego. Dzięki moim
staraniom w centrum miasta: przy Desie i sklepie Salamander powstały bramy.
Udało się też wyremontować wiele przystanków. Wystarałem się, żeby wiata na
przystanku przy kościele Farnym miała osłony nie tylko z boku, ale i z tyłu.
Walczyłem z wystającymi w ulicach studzienkami. Wspierałem placówki, które
miasto chciało zlikwidować. Za każdym razem głosowałem za przyjęciem budżetu
miasta. Popierałem budowę galerii Jagiellonia i innych podobnych obiektów.
Żałuję jednak, że a Białymstoku dalej mamy niewiele znaczących inwestycji.
Szkoda też, że w tej kadencji nie przeprowadziliśmy reformy oświaty.

CO MA RADNY
Oszczędności: 6.000 zł, dom: 58,7 m kw. o wartości 30-40.000 zł. Zarobki:
pensja - 30.825,68 zł, dieta radnego - 22.401,58 zł, członkostwo w miejskiej
komisji rozwiązywania problemów alkoholowych - 2.239,62 zł. Samochód: fiat
siena 1.2, rocznik 2000, o wartości 12.000 zł.




Temat: Czy dyrektor XIV LO będzie kuratorem?
oby nieeee!!!!
Pan Dobrzycki wykazal się iście genialnym zmysłem organizacyjnym podczas
przeprowadzki IV LO na Brucknera, a i potem też pokazał jak "swietnie"
i "dyplomatycznie" radzi sobie z problemami, konfliktami itp.
W jego szkole ponoć obowiązują inne prawa (specjalne) - taka odpowiedź
usłyszeli rodzice ucznia, którzy zgłosili sie do kuratorium z zażaleniem
(nieaktualny statut, a i tak nieprzestrzegany)
Jego byli uczniowie z poblazliwością wspomniają różne słabości p. Dobrzyckiego
np. nawyk wurzycania przez okno zuzytych torebek od herbaty -ponośc pod oknem
niebezpiecznie było przebywać ...ale może to tylko plotki
Według mnie to bardzochimeryczny człowiek, zmienny, impulsywny i czesto brak
mu ...kultury. Ma negatywny stosunek do reformy oświaty - podczas pierwszej
próbnej nowej matury, na caly głos wyrażał swoje oburzenie ,jego zdaniem, zbyt
niskim poziomem zadan z matematyki, grzmiał na korytarzau OKE w obecności
dziesiątek dyrektorów szkółśrednich "Zhańbiliście polską maturę!!!!"
A całkiem podejrzaną kwestia są uciszone nieprawidłowości w gospodarowaniu
powaznymi sumami pieniędzy z róznych fundacji.Mnie bardzo szokował fakt, że
dodatkowo (nieźle) płatne zajęcia dla licealistów prowadziła tym jego córka
(specjalistka nauczania początkowego. Ale to w końcu "swój człowiek", więc
sprawę "uklepano", żeby nie brukac mitu dyrektora najlepszej szkoły w PRL a i
potem też.
***
Doczekaliśmy niestety czasów totalnego "wujostwa" - nikt już nie patrzy na
kompetencje i umieetności. Liczą sie układy. Nepotyzm to nasza specjalnośc
narodowa.
Z sentymentem wspominam czasy rozwoju konkursów na stanowiska kierownicze.
I ...marze o rychłych zmianach w moim kraju.
Choc coraz trudniej uwierzyć, że TU będzie kiedyś ...normalniej.

Precz z Niekompetencją!!!



Temat: Kontrowersje wokół naboru na UMK
Smieszne to jest to, ze masz nicka 'studentka', bo Twoj poziom czytania ze
zrozumieniem i ogolnej madrosci jest gdzies w okolicach zera

Wytlumacze Ci jak pacjentowi szpitala psychiatrycznego. Zrozumiesz?

Uwaga

Mam wyniki X, Y, Z.

Wyniki X, Y, Z, to wyniki matur na poziomie podstawowym i rozszerzonym z
j.polskiego, angielskiego i WOSu

Składam papiery na politologię i na stosunki międzynarodowe w Toruniu. Wieksza
konkurencja jest na stosunki miedzynarodowe, po prostu duzo wieksa ilosc
kandydatow/miejsce

Na obu kierunkach jest konkurs swiadectw. Kryteria na obu kierunkach są TAKIE
SAME. Brane pod uwagę są wyniki X, Y, Z

Ogłoszenie wyników. Moja punktacja to 79.7 (na 100 mozliwych)

Na stosunki miedzynarodowe dostałem się od razu, bez zadnych odwolan i innych
glupot.

Na politologie zabrakło mi 11 punktów.

Skąd taki rozrzut, skoro na stosunkach byla wieksza liczba kandydatow, a i oni
w wiekszosci stanowia te sama grupe osob? Nie mowie, ze musialem sie dostac na
politologie, ale to conajmniej dziwne, ze zabraklo az tylu punktow.

Wystarczy chwila analizy sposobu rekrutacji i wszystko staje sie jasne.

Na stosunkach miedzynarodowych był egzamin wstępny dla tych ze stara maturą.
Na politologii natomiast, oceny ze swiadectw maturalnych były przeliczane na
procenty. I w ten sposob, wystarczylo miec na swiadectwie 5-tki i 6-tki (co,
jak wiadomo, bylo czesciej spotykane niz te nizsze oceny + sam fakt, ze matura
byla oceniana WEWNETRZNIE), zeby dostac sie bez problemow.
A 'nowi' maturzysci musieli skleić po 90% ze wszystkich egzaminow, co bylo
praktycznie niewykonalne.

Dziwnym trafem ludzie dostają się w innych miastach bez problemu (i to na
jabrdziej renomowane uczelnie), a tutaj nie mogą.

Zapewne studiujesz jakiś kierunek w stylu chemia, bo z takim poziomem
kojarzenia faktów nie sądze, żeby Cie gdzie indziej przyjeli (ze o studiach
humanistycznych nie wspomne, wystarczy sprawdzic jak piszesz, lol :P), ale
musisz wiedziec ze na kierunkach typu prawo/politologia/innych mocno
obleganych, ZAWSZE byly egzaminy wstepne. ZAWSZE. A w tym roku - konkurs
swiadectw. I o ile konkurs swiadectw mial sie sprawdzic, w kontekscie calego
programu reformy oswiaty (matura zewnetrzna, mozliwa do obiektywnej oceny w
calym kraju itd.), przy nowej maturze (i w wiekszosci miejsc sie raczej
sprawdzil), o tyle przeliczanie STAREJ matury na NOWĄ w taki sposob (80% to byl
bdb wynik, a to odpowiada '4' na starym swiadectwie), jest absolutnie
niedopuszcalne, kuriozalne, mylne, krzywdzace, niesprawiedliwe, CHORE.

Zastanow sie zanim cos takiego napiszesz, bo osmieszylas się i to niesamowicie.

Studentka? Smiech na sali



Temat: ~~NAJWIĘKSZE KRETYNIZMY REKRUTACJI~~
okolice lutego-otwarte drzwi: kandydat na wydzial nauk o wychowaniu musi zdac:
jezyk polski, obcy plus jeden przedmiot do wyboru sposrod matmy, histy bioli
lub wosu, najlepiej na poziomie rozszezronym.

okolice kwitnia : ostaeczne decyzje co do wyboru poziomow matur itp podjete.

okolice maja : na uł pojawia sie krotka notak: kanddat na wydzial nauk o
wychowaniu musi zdawac to co napisalam wyzej :) i obowiazkowo ma brana pod
uwage punkty z egzaminu ustnego z jezyka polksiego . tutaj wszscy maturzysci
odetchneli z etylko polski bo gdyby okazalo sie takze z eobcy to bylby problem
bo zdecydowana wiekszosc wybrala sobie poziom podstawowy aby dostaecznie
przylozyc sie do tego, co jest potreezbne abuy na takowy wydzial sie dostac.

okolicce lipca: maturzysto jelsi masz wyniki matury to wpisz je w formularzu
rekrutacyjnym. klikasz, wchodzisz i.... do wypelnienia luki: jezyk polski
pisemny (2 poziomy) jezyk obcy pisemny ( 2 poziomy) przedmiot do wyboru ( 2
poziomy) jezyk polski ustny i.... niespodzianka.... jezyk obcy ustny ( tu
rowniez bardziej punktowany byl poziom rozszerzony rzecz jasna). piekna
niespodzianke nam urzadzili:)

koniec lipca: wreszcie s awyniki
masz 3 dni na dostarczenie dokumentow

1 sierpnia -egzamin na psychologie ( a na inne kierunki do 27 lipca trzeba
dostarczyc paiery)

wyniki egzaminu na psychologie.... byc moze juz (!) 10 sierpnia :] a przez ten
czas kazdy zpsychologii bedzie blokowal miejsce na iinyych kierunkach bo az
takim ryzykantem nikt nie jest zeby zlozyc tylko na psychologie papery i ludzic
sie ze moz emu sie uda.

a tak poza tym to moz efakt ze na pedagogice nie bardzo przyjmowali odpisy
swaidecwt choc informowlai wliscie z ejak najbardziej mozna je skladac?

czytam te wypowiedzi i doszlam do wniosku ze naprawde fajna ksiazka by ztego
wyszla;) z cyklu o ja pier****: reforma oswiaty!!!

to tyle.pozdrawiam wszystkich :)




Temat: Nauczyciele nie potrafią pomóc uczniom z proble...
unachica3 w rodzinie mam kilku nauczycieli i powiem jedno - jak się nie chce to
się samo nie zrobi. Sam byłem uczniem w 3 różnych szkołach i widziałem jacy są
nauczyciele. Jeszcze jak ja się uczyłem to nazwa ADHD nie była tak popularne, a
osoby które były agresywne i trudne do wychowywania nazywano wtedy "trudną
młodzieżą". I muszę stwierdzić, że pomimo różnych zachowań w szkole jeżeli
nauczyciel chciał to umiał takie osoby zachęcić czy im pomóc. Wszystko zależało
od kadry. Jedni wymagali cudów inni widząc problem starali się go rozwiązać.
Jeżeli ktoś był agresywny czy mógł mieć ADHD to wychowawca rozmawiał o tym z
pozostałą częścią kadry. Taka osoba była traktowana łagodniej niejednokrotnie
zachęcana przez plusy za aktywność, czy jakieś inne "bonusy". Akurat ja miałem
wychowawcę do rany przyłóż w szkole elementarnej i gimnazjum. Przez 9 lat
wykształciła się jakaś więź pomiędzy uczniami i nauczycielem. Jeżeli był problem
w domu to mówiło się o tym wychowawcy a on to załatwiał z innymi nauczycielami,
jeżeli był problem z dzieckiem rodzice mieli kontakt z wychowawcą i próbowano go
rozwiązać razem. Zajęcia artystyczne i wf były obowiązkowe. Jeżeli ktoś nie był
dobry w gimnastyce to mógł być dobry w pływaniu czy graniu w piłkę. Oceny były
adekwatne do indywidualnych umiejętności. Teraz o tym zapomniano, jak również że
popadamy z jednej skrajności w drugą - problem otyłości. Nie każdy jest dobry z
matematyki, tak jak nie każdy jest dobrym sportowcem. Moi nauczyciele to
wiedzieli ciekawe ilu jest takich?
Trzeba jednak stwierdzić, że system oświaty jest zły - cała ta reforma AWSu.
Musimy powiedzieć wprost - jest do bani. Nie żadne szkoły zamknięte itp. Po
prostu zlikwidować gimnazja, szkoły podstawowe zrobić 8 letnie, licea 4 letnie.
Ustalić jednego (z kompetencjami) wychowawcę na 8 lat w podstawówce i 4 lata w
szkole średniej. To załatwi problem wychowawczy. I nauczyciele muszą też
odnaleźć się w zawodzie.
Jak sobie pani to wyobraża, żeby np. Policjant w Komendzie nie łapał przestępców
tylko uzupełniał formularze? Czy na odwrót? Wybraliście taką profesję to teraz
chcąc nie chcąc musicie się w niej odnaleźć. A jeżeli to nie jest waszym
powołaniem to może czas najwyższy zmienić branżę?




Temat: Indeksy dla niedouczonych maturzystów?
Indeksy dla niedouczonych maturzystów?
Moje uwagi są zapewne uzupełnieniem tekstu, jak i komentarzy
internautów.
Parę kwestii:
*) wszelkie statystyczne dane (czyli 78% tylko zdało, tyle a tyle w
technikach, liceach etc.) każdy będzie interpretował w zgodnie ze
swoimi założeniami, interpretacjami…; dziwię się jedynie zadowolonym
nauczycielom, ta matura, w takim kształcie, nie powinna nikogo
mądrego i przewidującego zadowalać, przeciwnie - to powód do wstydu;
*) tzw. nowa matura, czyli nieudolny i zły sposób sprawdzania wiedzy
(sic!?) maturzystów (przyszłych) wpisuje się, niestety, w zły i
patologiczny system oświaty (od przedszkoli aż po uczelnie wyższe);
nowa matura pozwala nauczać testowo, za nic mając inteligencję,
sprawność intelektualną uczniów, ich możliwości psychiczno-
intelektualne, predyspozycje, ustystematyzowaną i zróżnicowaną oraz
utrwaloną wiedzę wpisaną w rozsądną podstawę programową dla szkoły
podstawowej, dla gimnazjum, dla liceum i technikum…
*) obecny sytem oświatowy, nastawiony jest na łatwiznę, przewiduje
jak największy odsetek uzyskujących świadectwo maturalne, wpływa w
dramatyczny sposób na obniżenie poziomu (gdzie bardzo potrzebne i
dobre szkoły zawodowe?); obecna polska oświata kształci analfabetów,
czyli ludzi, którzy mają poważne problemy w poruszaniu się w
obszarze kulturowo-cywilizacyjnym kręgu ludzi tzw. wykształconych (o
zdeprecjonowanym słowie elita, nie wspomnę);
*) fatalny, nieprzystający do potrzeb system kształcenia zawodowego
nauczycieli; wielu nauczycieli nie nadaje się do pracy w
szkolnictwie - nie wystarczy mieć wiedzę, sztuką prawdziwie
pedagogiczną jest nawiązanie kontaktu z uczniem-uczniami i skuteczne
przekazanie im swoich wiadomości, szkolnych wiadomości;
*) ciągłe (przepraszam za określenie) gmeranie w oświacie, czyli
nieustające pomysły wszelkiej maści macherów oświatowych, czyli
samorządowców, ministrów, polityków; reforma była polskiej oświacie
potrzebna, ale gimnazjum (jako twór instytucjonalny) to prawdziwa
klęska dydaktyczno-wychowawcza. Tylko kto się do tego błędu przyzna?
…;
*) oświacie nie potrzeba następnej reformy, tylko przemyślanej
naprawy tego, co zniszczono. Oby nie bezpowrotnie; potrzeba oświacie
refleksji tych, którym dobro dzieci i młodzieży, czyli ich nauczanie
i kształcenie naprawdę leży na sercu, bo za rok - przy obowiązkowej
matematyce na maturze - będziemy mówić znowu o tzw. edukacyjnej
masakrze.




Temat: Co POSEŁ GRABOWSKA robi w Sejmie
Oto co znalazłem na stronie inkryminowanej pani poseł:

Z Poseł Danutą Grabowską można spotkać się w jej biurze ( w siedzibie SLD)
najczęściej w każdy poniedziałek, podczas dyżuru poselskiego. W roku 2000 było
tych dyżurów 76, i biorąc pod uwagę ilość obowiązków jest to naprawdę dużo.
Problemy z jakimi przychodzą ludzie są różne i często bardzo skomplikowane.
Najliczniejszą grupę stanowią osoby poszukujące pracy. w tym młodzież.
Niestety bezrobocie to największy problem naszego miasta i regionu. Wiąże się
z tym organizowanie wsparcia w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej.
Wstawiennictwa oczekują też najbardziej bezrobotni, a więc dzieci i młodzież,
szczególnie niepełnosprawni, dla których trzeba stale walczyć o likwidację
barier architektonicznych, dofinansowanie do turnusów rehabilitacyjnych i
dopłaty do nauki. Powszechnie znane są kłopoty nauczycieli w dużej mierze
spowodowane błędami w Ministerstwie Edukacji i źle przeprowadzoną reformą
systemu. Do obowiązków Posła Komisji Edukacji należy pomoc w interpretacji
przepisów Karty Nauczyciela. Są już widoczne efekty pracy poselskiej na polu
oświaty, jak choćby przekształcenie Wyższej szkoły Inżynierskiej w
Politechnikę Radomską. Istotna jest też pomoc Pani Poseł w dążeniach do
utworzenia w Radomiu filii UMCS. To bardzo ważne gdyż Radom nie posiada żadnej
liczącej się uczelni humanistycznej, a wyjeżdżająca na studia do innych miast
młodzież, często już nie wraca.
Inny poważny problem to sprawy mieszkaniowe. Chodzi tu głównie o zadłużenie
lokatorów w spółdzielniach, zadłużenia spowodowane przede wszystkim ubóstwem.
Istnieją tu możliwości zamiany mieszkań na tańsze co w konsekwencji zapobiega
eksmisjom.

Może się wielu ze mną nie zgodzi, ale nadaje się on .. do kabaretu!
bezrobotne dzieci i młodzież... niekumający Karty Nauczyciela radomscy
nauczyciele... i te 76 dyżurów w 2000 roku "najczęściej w każdy poniedziałek"
(jak wiadomo, w roku jest góra 53 poniedziałki....)
Ewidentnie tego tekstu nie czytał żaden absolwent uczelni humanistycznej -
wszyscy albo wyjechali z Radomia, albo studiują dopiero na UMCS-ie. No to
teraz wiadomo, dlaczego pani poseł Grabowska tak się starała o tę uczelnię w
Radomiu...



Temat: Pokolenie króliczków Łybackiej
Pokolenie króliczków Łybackiej
Z uporem maniaka reformowano szkolnictwo, nie zastanawiając się nad
ewentualnymi tego skutkami. Taka sztuka dla sztuki – byle odnotować w
kadencji rządu, że coś tam zostało zrobione. Tony papierów, bezmyślne gadki w
TV. Czyżby przeprowadzono zmiany strukturalne w szkolnictwie bez
przewidywania ich następstw? Gdzie wówczas byli dydaktycy, metodycy, inni
specjaliści? Przeciwnicy krzyczeli, że reforma jest beznadziejna i póki czas,
należy się z nią wstrzymać. Niestety, ówczesny rząd chełpił się nią, zanim
zaczęła przynosić skutki (dziś już wiemy, że opłakane), a wszystkich
przeciwników, a jakże! wyzywano od czerwonych komuchów. Święcono sukces,
którego nie było. Wprowadzenie bzdurnych zmian dziś odbija się głośnym
niezdrowym beknięciem, którego echo rozbrzmiewa na szkolnych korytarzach.

A za parę lat zabraknie dobrze wyszkolonej i przygotowanej kadry
nauczycielskiej. Wiem, że nie powinno dyskryminować się ludzi, ale jestem
oburzona, gdy w szkołach zatrudnia się nauczycieli dyslektyków i
dysortografów. Ze wstrętem patrzę na bezzębne katechetki i chromych wuefistów.

Ale nie ma co płakać na rozlanym mlekiem. Z tym trzeba coś zrobić. Dla dzieci,
dla ich dobra, bo przecież wszystkie dzieci są nasze Jakby nie liczyć lat,
to na Zachód zaczyna emigrować pokolenie królików, z którymi Pani Łybacka,
wraz ze swoją ministerialną obstawą, przeprowadziła doświadczalną reformę .

Tu teraz nie chodzi o to, czy Giertych czy nie Giertych jest Ministrem. Kto by
nie był, widziałby problem.

wiadomosci.onet.pl/1373528,2677,1,kioskart.html
Od chwili, gdy została przeprowadzona reforma szkolnictwa, poziom oświaty w
Polsce stale się obniża. Jest to proces powolny, ale już wyraźnie zauważalny.
W tym kontekście dotycząca matur propozycja Ministra Szkolnictwa jest zgodna z
trwającą już od kilku lat tendencją.

pozdrawiam

mysz.szara




Temat: Szkoły w naszym Mieście
Adocx, nie mylisz się, szkoły specjalne dla trudnej młodzieży uważam za zły
pomysł.To jest "leczenie" skutków, a nie przyczyn. Ale my tak zawsze. Najpierw
nabroimy, potem nie umiemy sobie poradzić z problemami. Nabroiliśmy bardzo
wprowadzając reformę systemu szkolnego. Gminazja od początku uważałem za
niebezpieczny pomysł. I wyszło niestety na moje. Wcale mnie to nie cieszy.
Pisałem już kiedyś na forum o naszych "genialnych" czterech reformach
wprowadzonych bez odpowiedniego przygotowania, bez dopracowania z 31 grudnia na
1 stycznia. Wiecie o które reformy chodzi? O reformę administracyjną, zdrowia,
oświaty i emerytalną. Która się Waszym zdaniem udała? Ale to inny temat. A
wychowanie naszych dzieciaków to temat bardzo złożony i oczywiście nie tylko
gimnazja są źródłem zła. Inne przyczyny to: trwający od kilkudziesięciu już lat
negatywny nabór do zawodu nauczycielskiego, zmarginalizowanie zadań
wychowawczych szkoły (pamiętacie, że kiedyś kuratoria i ministerstwo miały w
nazwie słowo "wychowanie"?), niewystarczające przygotowanie nauczycieli do
zawodu, niedofinansowanie szkół, duże liczebnie klasy, likwidacja małych szkół.
To tylko hasłowo wymienione główne, moim zdaniem przyczyny wewnętrzne. Są
jeszcze zewnętrzne czyli całe otoczenie szkoły od braku autorytetów moralnych,
zmasowany atak informacyjny zupełnie niekontrolowany przez rodziców, do sytuacji
ekonomicznej rodzin. Zwiększenie dyscypliny, skromniejsze ubrania i zakaz
używania komórek to tylko działania powierzchowne. Szkoda, że Giertych wycofał
się z pomysłu likwidacji gimnazjów. Dobrze, że rozpoczęła się dyskusja na ten
temat. Może wymyslimy coś mądrego, a przynajmniej zmusimy się nawzajem do myślenia.




Temat: Pomysł racjonalizacji sieci szkół podstawowych ...
Ja uważam ze reformę struktury organizacyjnej szkół w Opolu położyła właśnie
lewica. Osobiście wolę żeby moje dziecko kształciło się w szkole gdzie jest
atmosfera sprzyjająca dla procesu kształcenia. Jezeli pozostałe szkoły będą
doinwestowane w środki dydaktyczne , będą pieniądze na kształcenie nauczycieli
to czemu nie likwidować tych, które zabierają pieniądze innym i sa mało
efektywne.Pragnę jednak podkreślić ,że nie jest to jednak tylko problem szkół
podstawowych, ale takze szkolnictwa gimnazjalnego i ponadgimnazjalnego. Jeżeli
dokonywac zmian to systemowo. Gimnazja molochy się nie sprawdziły, należy
zwrócić uwage na wyniki filii gimnazjów przy szkołach ponadgimnazjalnych są
bardzo dobre, ale niestety nie ma kontynuacji, leży szkolnictwo zawodowe, nie
ma otwartych ścieżek edukacji dla liceów profilowanych w publicznych szkołach
policealnych (nie ma ich na terenie miasta Opola)nie wszyscy pójdą na studia.
Problem z liceum nr 6 jest nie rozwiązany. Zastanawiam się jak jeszcze długo
organ nadzorujący i prowadzący będzie udawał ze nic sie nie stało. Podziwiam
zbuntowanych nauczycieli i trzymam za nich kciuki. Sytuacja na rynku pracy
nauczycieli jest taka, że we wszystkich szkołach zdarzają się podobne sytuacje,
ale to nie oznacza, ze dyrektor moze działać niezgodnie z prawem
oświatowym.Subwencja oświatowa stanowi duży udział w budżecie miasta - to są
nasze publiczne pieniadze, kiedy w organie prowadzącym zatrudnią kompetentne
osoby znające się na prawie oświatowym i wszystkich typach szkół. Podstawą
racjonalnego działania w kazdej dziedzinie życia jest planowanie a tego wogóle
brak, nikt się nie martwi o przyszłość po nas choćby poptop. Mizeria oświaty
opolskiej spowoduje że nasze miasto nie będzie się rozwijać



Temat: Bunt w SP nr 41 - rodzice zabierają dzieci
mapi7 napisała:

(...)
> Opisana sytuacja jest skutkiem zła jakie zagościło wskutek reformy systemu
> oświaty w 1999roku. (...)

Muszę Cię rozczarować: chodziłem do szkoły podsatwowej i średniej przed 1989 r., a w mojej podstawówce był taki sam "Adaś" i też nikt nie mógł sobie z nim poradzić. CHodziłem z nim najpierw do przedszkola, gdzie bił wszystkie dzieci. POtem do podstawówki (to samo osiedle), gdzie było to samo. Skończyło się dopiero wtedy, kiedy przyszedł do szkoły nowy dzieciak (w czwartej klasie) - spokojny, grzeczny, ale - jak się okazało - silny. "Adaś" go zaczepił raz, drugi, trzeci - za czwartym dostał takie bęcki, że się poryczał i uciekł do domu...

ADHD jest konkretnym problemem medycznym. To się leczy. Niestet, żeby to leczyć niezbędna jest współpraca rodziców. Jeśli tej współpracy nie ma - kicha.

Samo przeniesienie do inej szkoły nic nie da - po prostu problem będzie miała inna szkoła. Nie rozumiem, dlaczego dyrekcja szkoły nie podejmuje jedynego senswonnego działania: zgłoszenie do prokuratury. Nie dziecka, tylko rodziców. Sąd może ograniczyć prawa rodzicielskie i nakzać terapię dzieciaka. Z korzyścią i dla niego, i dla szkoły - i dla rodziców, bądź co bądź.

Tatuś - śmieszny. Pewnie ocknie się, jak synek za parę lat pobije i jego.

A nauczyciele w szkole naprawdę niepoważni - prawo zabrania stosowania kar fizycznych, ale u licha daje coś w zamian! Jeśli uczeń podnosi rękę na nauczyciela, to nauczyciel powinien NATYCHMIAST wezwać policję. A wtedy jest dochodzenie, wtedy policja i prouratura zadają rodzicom dużo niewygodnych pytań i tak dalej. I najczęściej sami rodzice dochodzą do wniosku, że "trzeba coś z tym zrobić"...




Temat: Wolontariusze do szkół, czyli program "Student ...
1. Nie wynika z tekstu przesłanie tej inicjatywy, mogę się jednak domyślać, że
środowiska akademickie chciałyby mieć "studentów z klasą".
2. Ja także dostrzegam w mojej Uczelni, że młodzi studenci mają coraz większe
problemy z wykazaniem, że mają "klasę". Problemy są z szerokiego zakresu; od
zapominania o "dzień dobry", poprzez nagminne próby wyłudzenia oceny poprzez
tzw. "ściąganie", do nerwowych reakcji wobec wykładowców włącznie. Klasy brak:
papier po batonie może leżeć na środku sali wykładowej przez kilka przerw, nikt
nie podniesie i nie wrzuci do kosza, stoły polepione gumą do żucia, itd. O
poziomie wiedzy nie wspominam. Np. z fizyką jest fatalnie. Już nawet dźwigni
niektórzy nie mieli w szkole średniej. Czasem nie maja wcale zajęć z tego
przedmiotu, czasem "pani pisała nam zadania na tablicy a my uczyliśmy się na
pamięć". Pokaz, eksperyment - "A co to ???" pyta większość. Czasem mam
wrażenie, że tzw. "ulica" wchodzi na uczelnię. Mam wrażenie, że matura się
strasznie zdewaluowała.
3. Kiedyś w programie TVP Pan Rektor Politechniki Gdańskiej powiedział, że w
wejściu do Unii nie przeszkadzają nam szkoły wyższe, lecz szkoły średnie.
Popieram i adresuję to hasło do władz oświatowych.
4. Trzeba skończyć z negatywną selekcją do zawodu nauczycielskiego. Przede
wszystkim na poziomie szkoły podstawowej i średniej. Tu od wielu lat wszystkie
kłopoty zamiata się jak śmieci pod dywan. Kolejne reformy dały nam technicznie
zacofaną młodzież, która kończy edukację matematyczno-fizyczną na poziomie
równania kwadratowego i zasad dynamiki. Trzeba tam więcej mężczyzn, którzy
technicznie rozwiną naszą młodzież (koleżanki wybaczcie). Jestem za tym, żeby w
edukacji jak w wychowaniu była równowaga. Nie mogą nam społeczeństwa edukować i
wychowywać same panie.
5. Co mieliby tam robić studenci na tych tzw. zajęciach dodatkowych?
6. Proponuje walkę z inflacją matury. Nie każdy ją musi mieć. Ten co nie chce
się uczyć niech nie zabiera czasu nauczyciela w liceum i idzie do nauki zawodu.
Więcej opieki nad zdolnymi. Leni pozostawiać na drugi rok. Przy braku poprawy
relegować. Więcej twardej rzeczywistości od dziecka.



Temat: Szkoła z klasą - czytam, myślę, działam
Witam. Niestety nie mogę się z Toba zgodzić. Kiedyś, po studiach, pracowalem
przez 1,5 r. w administracji państwowej. Niestety ta braca była nudna i ciężka.
Wiem, że stereotyp urzednika jest taki, że się siedzi w biurze, pije kawę i
czyta gazetę. Niestety ja nie miałem w ciągu dnia czasu aby wypić
herbatę(zazwyczaj). Pomyślałem sobie, że pójdę pracowac do szkoły ponieważ etat
ma 18 godzin, 3 m-ce wakacji i ogólnie uczenie dzieci to wielka frajda. Pracuję
w szkole 4 rok, jestem w tej chwili nauczycielem kontraktowym, w czerwcu będę
zdawał egzamin na mianowanego. I moge z czystym sumieniem powiedzieć, że bardzo
się myliłem w ocenie mojej przyszłej pracy (choć nie była ona tak różowa jak ją
przedstawiłem). Pomijam kwestię, że aby normalnie żyć musze ciagnąć prawie 2
etaty. I kwestia godzin spedzanych w szkole to w moim przypadku nie jest nawet
połowa czasu jaki muszę przeznaczyć na szkołę. Dodam, że uczę informatyki,
przedmoiotu wydawałoby się przyjemnego do nauczania a na dodatek nieobciążonego
wymaganiami egzaminacyjnymi. Mam 30 lat, czyli w sumie do szkoły chodziłem
jeszce nie tak dawno, ale zapewniam was, że to już nie te same dzieci, które
chodziły do szkoły za moich czasów, nie wspominając o latach wcześniejszych.
Gdyby nie wakacje to ciężko by było odzyskać siły na kolejny etap nauki. Także
prosiłbym, aby nie traktować tego argumentu jako wytrycha, rozwiązującego
wszelkie problemy. Oczywiście możemy się tylko ślizgać po problemach po sytuacja
jest bardziej złożona, i kondycja polskiej oświaty nie tylko nauczycielem stoi.
Potrzben sa poważne rozwiązania systemowe, a nie reformy dla reform, ktore
wprowadzają coraz większe zamieszanie a efekt dydaktyczny jest niewspółmierny do
nakładów i energii. Niewątpliwie szkoła się zmienia, ale czy to zmiana na lepsze
i jak długo trzeba bedzie czekać na efekty tej zmiany? Pozdrawiam



Temat: Pierwsza pielgrzymka - do Polski?
victores77 napisał:

> Kościół niczego nie dostaje z budżetu!!!
> Poczytaj historię prawa rolnego w Polsce po II wojnie
> Kościół był największym właścicielem ziemskim po Skarbie Państwa i komuniści
> w imię reformy rolnej zabrali Kościołowi 90% własności (nie tylko ziemie ale
> rónież nieruchomości miejskie) i dlatego powstał tzw.Fundusz Kościelny.

tak tak,a te ziemie przed wojna to sobie pewnie kosciol kupil .... a o bajkach ze nie dostaje przeczytaj konkordat...
1.nauczanie religii - ktos za to placi...
2. Prawo zakładania przez Kościół placówek oświatowych i wychowawczych wszelkiego rodzaju (wszystko dotowane przez państwo lub samorządy), również prawo do zakładania i prowadzenia szkół wyższych, oraz zakładania, za zgodą senatu uczelni, wydziałów teologicznych cieszących się dużą niezależnością od władz uczelni (albo inaczej - zależnością od władz kościelnych). Państwo uznaje tytuły naukowe przyznawane przez władze kościelne. Państwo obowiązane jest dotować Papieską Akademię Teologiczną w Krakowie i KUL, a także "rozważy udzielenie pomocy finansowej" odrębnym wydziałom teologicznym.
3.Opiekę duszpasterską nad żołnierzami sprawuje biskup polowy, przy pomocy ordynariatu polowego - kto za to placi?
4.Zagwarantowanie 'korzystania z posług religijnych" (czyli mówiąc inaczej - konieczność zatrudniania duchownych w placówkach publicznych) w wojsku, w więzieniach, poprawczakach (i innych zakładach wychowawczo-resocjalizacyjnych), w placówkach opieki zdrowotnej i społecznej, i generalnie wszędzie wszędzie - bo nie ma tam wyliczenia taksatywnego, jest katalog otwarty.
5. remont i konserwacja zabytkow nalezacych do kosciola - w krakowie czesto widze zrujnowane kamienice nie nalezace do kosciola,jakos tu panstwo nie doklada do remontow
6. zwolniwenia podatkowe- b.czesto naduzywane przez duchownych....

jakby nie patrzec budzet wspomaga kosciol i to dosc chojnie.

> A ojciec Rydzyk nie jest zadnym hierarha - pamietaj że to zakonnik
> Radio Maryja, Nasz Dziennik, TV Trwam to są wszystko podmioty należące do >Zakonu Redemptorsytów i dlatego Episkopat ma z nimi taki problem.
> Zakony podlegają wyłącznie władzom własnego zakonu a te władze dopero
> bezpośrednio Papieżowi.

a wiec jednak ktos nad nim panuje...

> A Rydzykowi to bym sam chętnie przypomniał, że Polacy pokazali w XV w., że
> potrafią sobie radzić z zakonami, które uciekają się do nienawistnych metod
> nawracania - więc bądźmy spokojni:)

Hmmmm ale to bylo 500 lat temu!!!!dosc niedawno mordowano zydow na terenie polski -60 lat temu,papiestwo nie strzepilo zbyt jezyka w ich obronie i nie tylko w ich obronie.



Temat: Czerniewice: gordyjski węzeł na A1
www.gddkia.gov.pl/article/drogi_i_mosty/autostrady//index.php?id_item_tree=b56050f1573f8c11484235dcb4a72260
zobacz ile tych autostrad mamy... bardzo niewiele. Jak coś sprzedajesz na sztuki
to jest drogie, w hurcie będzie taniej.

Jak powstaną odcinki po 400-500km to będą naprawdę wykorzystywane dużo bardziej
niż obecne fragmenty autostrad.

Cena przejazdu spadnie - koszty rozłożą się na większą liczbę kierowców.

Nie można porównywać cen i wykorzystania tych kilkuset kilometrowych odcinków do
tego co będzie po 2014, jak powstaną z grubsza wszystkie autostrady (z wyj.
chyba A2 na wschód od Warszawy) i wszystkie węzły.

Zobacz, że państwo płaci koncesjonariuszowi tym więcej im mniej osób korzysta z
drogi. Musi mu zapewnić pewien minimalny przychód.

Państwo, jako uczestnik konsorcjum może na przykład obniżyć cenę przejazdu
wyrównując spółce straty z powodu niższych opłat. Ale wtedy okaże się że
przychody wzrosły bardziej niż kwota wyrównania

- co prawda cena za przejazd spadła, ale wzrosła liczba przejeżdżających. Dzięki
czemu państwo może obniżyć kwotę płaconą koncesjonariuszowi.

Jak obniżasz cenę twoje przychody rosną - na elastycznej części krzywej popytu.

Ten model mi się podoba.

Przede wszystkim dlatego, że nie angażuje pieniędzy publicznych.

Węgry są właśnie dobrym przykładem tego, do czego prowadzi polityka życia na krechę.

Model jest dobry, ale niestety podpisano złe umowy. Tylko że nie było wyjścia -
w końcu lat 90 i na początku tego wieku mieliśmy poważne problemy gospodarczej,
zrobiono 4 wielkie i kosztowne reformy (samorządową, zdrowia, emerytalną,
oświaty), oddłużano i restrukturyzowano kopalnie, stopy procentowe sięgnęły 20%,
potem pojawiła się "dziura Bauca", wzrost gospodarczy spadł poniżej 1%... to
były takie czasy, że rząd nie miał siły negocjacyjnej... a ludzie "chcieli
autostrad".




Temat: Mniej uczniów do wychowywania
Nie jestem uczniem. Mam mądre i odpowiedzialne dziecko w liceum. Słucham
opowieści mojego dziecka o szkole, potrafię wyciągać wnioski z przeglądanych
zeszytów przedmiotowych.
Myślę, że młodzież za zgodą rodziców unika części lekcji ponieważ:
-Większość lekcji jest niesłychanie nudna, bo polega na wpisywaniu do zeszytu
odpowiedzi na pytania do tekstu przeczytanego z podręcznika w czasie lekcji.
Udział nauczyciela sprowadza się do podania strony w podręczniku. Nauczyciel
czasami nie przebywa z uczniami w czasie takiej lekcji.
To samo uczeń może zrobić w domu, obecność w szkole jest stratą czasu.
-Nauczyciele często spóżniają się na lekcje, zajęcia są często odwoływane, bo
jest akademia, próby do akademii, dyrektor właśnie w czasie lekcji prosi
nauczyciela na rozmowę, nauczyciel idzie na szkolenie lub
konferenję....itd.Lekcja przestała być świętością dla pedagogów, więc dlaczego
ma być dla uczniów?
-3 letnie liceum NIE PRZYGOTOWUJE do matury na poziomie rozszerzonym!!! Jest to
KARDYNALNY błąd reformy systemu oświaty. System zmusza uczniów prawie do
ostatnich dni przed maturą do nauki WSZYSTKIEGO na poziomie podstawowym. Młodzi
ludzie wybierają często już w II klasie przedmioty, które będą zdawać jako
rozszerzone. Chodzą poza szkołą na dodatkowe, płatne lekcje,uczą się tego ,
czego nie mogą w szkole, a doba ma tylko 24 godz.
W szkole mojego dziecka są lekcje, które są absolutną stratą czasu dla ucznia,
są też nauczyciele i zajęcia, w których uczniowie mogliby godzinami
uczestniczyć i nawet im nie w głowie chęć opuszczenia ich.
Po prostu:
-Nauczyciele muszą sumiennie prowadzić ciekawe lekcje, które przygotują ucznia
do matury na poziomie rozszerzonym.
-Uczniowie nie powinni być zmuszani przez system oświatowy do uczenia się
WSZYSTKIEGO prawie po kres swoich szkolnych lat.
Jeżeli te dwa warunki będą wypełnione przez dorosłych to problem nieobecności
uczniów w szkołach zniknie.
Przyczyną tego zjawiska jest zła koncepcja i mierność ponadgimnazjalnego
systemu kształcenia, nie łatwość w uzyskiwaniu pisemnych usprawiedliwień
nieobecności!!!




Temat: CHORE pomysły Lubawskiego i Syguta
Gość portalu: BBB napisał(a):

> Nie zgadzam się z Twoją tezą,
> że likwidacja ZOO będzie nieuchronnie prowadziła do wzrostu zatrudnienia. Nie
> chcę generalizować ponieważ nie jestem pracownikiem oświaty. Jednak znam co
> najmniej kilka szkół. W żadnej z nich administracja szkoły nie korzysta w
> sposób profesjonalny z komputerów. Powiem więcej, wręcz bronią się przed tym.
> Uważam, że nawet przy obecnych skomplikowanych przepisach, zarówno sprawy
> administracyjne jak i płacowe oraz finansowo-księgowe dla ca 50-60 osób może
> prowadzić jedna osoba (nie jest to żadna filozofia a problem znam z
autopsji).
> Umożliwjają to dostępne za cenę kilkuset złotych programy komputerowe.
> Oczywiście trzeba chcieć nauczyć się tego i zmienić swoje podejście do pracy.
> Poza tym nie znam szkoły, w której sprawami administracyjnymi zajmowałby się
> tylko jeden pracownik.
Cóż, jeżeli zmuszenie pracowników do nauki z korzystania z finansowych
programów komputerowych miało by się dokonywać z marszu, kosztem pracujących w
placówkach - ja bym był ostrożny z taką reformą. Jak zawsze - najłatwiej
rozwalić coś funkcjonującego, dużo trudniej - zbudować coś trwałego.
Przeszedłem już kilka tego rodzaju eksperymentów w swoim życiu i wolę dmuchać
na zimne. Poza tym wszystko już było, choćby samodzielne szkoły w latach
gomułkowskich. Mało kto pamięta tamte lata, ja nie mam wspomnień zbyt
przyjemnych. Co do tezy o wzroście administracji szkolnej - bazując na swojej
wiedzy na ten temat jestem o tym przekonany. Nie chcę tego rozwijać, bo
utworzyłby się odrębny wątek, a nie sądzę, by wielu czytających to forum
interesowały takie szczegóły.

Nie zgadzam się też z Twoją drugą tezą, że nikt nie
> będzie tego robił za marne pieniądze jakie otrzymują pracownicy szkół. Otóż
> gwarantuję Ci, że w warunkach kieleckich za takie pieniądze, wypłacane w
> terminie i przy pewności zatrudnienia znajdziesz fachowych pracowników
różnych
> profesji w tym księgowych. Uściśleń mogę dokonać w ewentualnych następnych
> wejściach. Pozdrawiam!
Nigdy nie twierdziłem, że nie znajdą się chętni do takiej roboty. Też znam
kielecki rynek pracy. O zarobkach administracji wypowiadałem się jedynie w
kontekście wypowiedzi przedmówcy o rzekomych apanażach, których broni zagrożona
biurokracja.
Pozdrowienia odwzajemniam




Temat: Jak nas PiS wychowa
Dla mnie każdy sposób jest dobry byle prowadził do dobrego celu. Chyba sie
wszyscy zgodzą że z Polską oświatą jest źle - nigdy nie było rewelacyjnie ale
to co jest teraz to juz KATASTROFA. Co prawda nie doszło u nas jeszcze do
najgorszego - nie było zabójstw w szkolach nie pojawiła sie jeszcze broń ale to
juz stii za drzwiami. Ale nawet jesli sie bykluczy extrema to i tak styuacja w
szkołach jest tragiczna a ostatnia "reforma" systemu szkolnictwa jeszcze ten
marazm pogłębiła.
Na przykładzie naszej szoly mozna zobaczy do czego doprowadzilo zachłyśnięcie
sie wolnościa i pseudo demokracja i do czego doprowadzło wychowanie bezstresowe.
Przecież to, co się teraz dzieje w szkołach a zwłaszcza w gimnazjach woła o
pomstę do nieba — nikt niczego za bardzo nie uczy, bo to młodzież decyduje, co
się chce uczyć czy się będzie uczyć i czy w ogóle w szkole się pojawią.
Nauczyciel to w zasadzie śmieć albo qmpel. Zresztą, jaki może być status osoby,
która jest gorzej ubrana niż uczniowie i ma dochody na poziomie dwóch
kieszonkowych niejednego ucznia. Popatrzmy, co teraz mamy w tej demokratycznej
szkole. Mamy rewie mody i urody — Czasem trudno stwierdzić, w jakim wieku jest
dziewczyna czy to: 15?, 17?, a może 19 latka? Bo jednakowo wyglądają i mają
jednakowo mocny makijaż. Czy to nie jest przesada, aby uczeń lub uczennica
chodziła do szkoły z kolczykiem w: pępku, brwi, wardze czy języku? A nauczyciel
niemiał prawa zwrócić nawet uwagi, bo to ponoć narusza godność osobistą ucznia?
Gdzie tu rozum i sens? Czy dyscyplina, która panowała przez wiele wiele lat w
szkołach była czymś złym? Jakoś większość osób kończyło bez większych problemów
szkołę i stali się porządnymi obywatelami. Czy zakaz prezentacji na terenie
szkoły najnowszych osiągnięć w dziedzinie elektroniki przenośnego sprzętu audio
i video to coś złego? Już teraz są gigantyczne różnice miedzy tymi, których
stać na wszystko a tymi, których nie stać na nic. Ja nie twierdze, iż
nauczyciel powinien być quasi katem ja twierdze, że powinien on mieć prawo w
bardzo konkretnych sytuacjach zareagować fizycznie a nie zastanawiać się nad
tym czy nie zostanie oskarżony o molestowanie uczniów. To tak jak z obroną
konieczna to napadnięty powinien móc się bronić zawsze i wszędzie a nie
zastanawiać się, co zrobić, aby nie uszkodzić napadającego.



Temat: Do UE ?-z dwiema godz.j.rosyjskiego i jedną angiel
Gość portalu: Agata napisał(a):

> Krzysztofie, rady" Macieja dotyczące wszystkiego może i są dobre w Stanach (
> powtarzam to do znudzenia), ale nie tu i teraz! Działac i poprawiać można i
> trzeba, ale w ramach naszych możliwości - wszystkich możliwości także
> finansowych, organizacyjnych, prawnych. Inaczej możemy sobie pogadać o
> pietruszce i stworzyć szkołę marzeń, wyobraźni.

Nooo zgoda, na te warunki i możliwości tu i teraz. "Tu" nie zmienimy. "Teraz"
jest dynamiczne. Pisałem już o tym, że nie oczekuję znaczących zmian od 17
stycznia 2003 roku. W zupełności wystarczy dla mnie 1 września 2003 lub kilka
lat później. Ale już teraz trzeba wiedzieć, co i jak zmieniać.

> Prawda jest taka, że pieniędzy na oświatę raczej nie przybędzie. Bez względu
> na to jak byśmy chcieli. A pieniądze ( a właściwie ich brak) powodują, że
każda
> (!) reforma będzie chybiona.

Pieniądze są. Ale zawsze bedzie ich mało w komuniźmie, w którym tkwimy.

> Maciej opowiada o jakiejś amerykańskiej szkole - nie wiem w jakim celu.
> Pochwalić sie, że mu sie udało?

Chce nam pomóc dzieląc się swoją znajomością amerykańskiego systemu oświatowego.

> Wiadomo, że wzorców amerykańskich nie przeniesiemy do Polski!~Bądxmy
realistami
> !
> Wszyscy nie wyjadą do Ameryki ( i sądzę, że znaczna część naszego
> społeczeństwa - także tego wykształconego - wcale tego nie pragnie.

Zapewne można to i owo zarzucić Ameryce. Ale to nie oznacza nieracjonalnego
odwracania się od dobrych tamtejszych przykładów.

> Stwierdzenie, że tylko to co amerykańskie jest mądre, dobre, godne
naśladowania
>
> jest po prostu głupie.

Ktoś tak twierdzi?

Ponawiam prośbę o polskie rozwiązanie problemu oświaty.
Śpiesz się. Za progiem stoi problem służby zdrowia. Na razie "łupnięto" mnie na
0,25%.

Pozdrawiam
Krzysztof Homan, nauczyciel
khoman@poczta.onet.pl




Temat: Środkowopomorskie wraca do Sejmu - rozmowa z Eu...
Srodkowopomorskie powstanie, choćby dlatego iz, Pomorze Środkowe stanowi
jednolitą geograficznie krainę zagospodarowaną przestrzennie, w zbliżony
sposób, w toku wielowiekowych procesów historycznych. Jest charakterystyczne z
dziejów, że główne okresy rozwojowe przypadały zawsze na czasy samodzielności
administracyjnej Pomorza Środkowego poczynając od Rejencji Koszalińskiej w XIX
wieku. Dla przypomnienia obszar zbliżony do proponowanego Województwa
Środkowopomorskiego od 1816 roku był Rejencją Koszalińską, a od czasu
zakończenia II wojny światowej tworzył najpierw od 1950 roku województwo
koszalińskie, a po reformie administracyjnej w 1975 roku województwo
koszalińskie i słupskie. Należy stwierdzić, że zarówno w okresie państwowości
niemieckiej jak i polskiej, jednolitość administracyjna spowodowała określony
sposób zagospodarowania przestrzeni i wykształciła w ośrodkach miejskich
funkcje administracyjne, kulturalne, naukowo - oświatowe, zapewniając w miarę
harmonijny rozwój tego regionu.
Stosownie do posiadanych warunków naturalnych wykształconych historycznie
tradycji, teren Pomorza Środkowego wyróżnia się wyraźnie jako kraina
ekologicznie czysta, o dużym potencjale turystycznym, leśnym i rolniczym.
Wyznacza to naturalne i realne szansę rozwojowe regionu, odmienne zupełnie od
misji, zainteresowań oraz problemów aglomeracji szczecińskiej i gdańskiej.
Strategia rozwoju Pomorza Środkowego musi być naturalnie różna od strategii
gdańskiej i szczecińskiej. Istnieje uzasadniona obawa - co już potwierdza
praktyka - że obszary "słupskie i koszalińskie" stają się zapleczem
peryferyjnym, a więc terenem dla deglomeracji z metropolii wszelkich funkcji
nie rozwojowych, uciążliwych i niekorzystnych. Rozwój społeczny i gospodarczy
na tych obszarach przewidziany jest jedynie w dalszej kolejności.




Temat: W VIII Liceum Ogólnokształcącym uczniowie płacą...
Sam fakt pobierania oplat w szkole za zajecia, na ktorych uczen ma zdobyc
wiedze i umiejetnosci okreslone w programie nauczania jest oczywiscie
niedopuszczalny.
Niestety problem lezy gdzie indziej. Otoz wszyscy madrzy, ktorzy sie
wypowiadaja na temat oswiaty po jej reformie stwierdzaja jak to wszytko jest
pieknie i ladnie, jak wszytko sie udaje i jest zgodne z zalozeniami etc. etc.
Otoz nie jest pieknie i ladnie, zatwierdzone do realizacji programy nauczania
przez MENiS oparte na standardach wymagan egzaminacyjnych na Maturze 2005, sa
nie do zrealizowania w obowiazujacych siatkach godzin. Nie klocmy sie o
szczegoly (nauczyciel ma nie realizowac a nauczyc umiejetnosci), jedno jest
pewne jest to niemozliwe do wykonania. Wiedza o tym wszyscy, ktorzy sa
praktykami i maja doczynienia ze szkola. Co chwila kolejne Stowarzyszenia
edukacyjne publikuja protesty odnosnie wymagan egzaminacyjnych, ktore sie maja
nijak do czasu przeznaczonego na zdobycie UMIEJETNOSCI przez ucznia w szkole. I
co sie dzieje kompletnie NIC. Jest zamowienie na sukces i niewazne, ze praktycy
a wiec ludzie ktorzy sa odpowiedzialni za realizacje durnych pomyslow MENiSu
alarmuja. Nikogo to nie interesuje, reforma MUSI podkreslam MUSi sie udac bo
takie jest zamowienie.
Nikt nie raczy nawet zauwazyc ze w systemie oswiaty brak pieniedzy na
realizacje tych wszystkich idiotyzmow, ktore przyniosla reforma (plany
wychowawcze , profilaktyki, prozdrowotne, sciezki edukacyjne etc. etc.). Szkola
ma sie zajac wszystkim, a najlepiej jak to wszystko zrobia nauczyciele, a przy
okazji jeszcze naucza umiejetnosci na rozne egzaminy. Bzdura od takich dzialan
powinni byc psycholodzy i pedagodzy, ludzie kompetentni i wyksztalceni w tym
kierunku. Niestety w szkolach na to nie ma pieniedzy wiec musza to robic
nauczyciele, bo przeciez szanowni decycdenci od reformy maja zamowienie na
sukces. Efektem braku pieniedzy na oswiate sa ciecia w ilosci godzin
przeznaczanych na zajecia, a skutek taki jak w opisanym artykule. Na nic sie tu
zda cytowanie Konstytucji RP i innych zarzadzen nawet najbardziej pieknych i
madrych, realia oswiaty pograzonej w biedziew i kryzysie finansowym sa takie a
nie inne. To dopiero poczatek, zobaczymy ile jeszcze absurdow i paradoksow
wyniknie tuz przed egzaminami maturalnymi. Ale przeciez reforma oswiaty jest
cacy jest wrecz cudowna, tyle tylko ze tego nie widac przy blizszym przyjrzeniu
sie. Niestety rowniez dziennikarze z Wyborczej, tez unikaja jak diabel
swieconej wody problemu finansowania oswiaty i tego co mozna uzyskac w zamian
za pieniadze przekazywane do systemu oswiatowego. Warto na oswiate spojrzec w
ten sposob, a nie przez pryzmat zarzadzen i ustaw - tam zawsze bedzie cacy. Z
chcecia przeczytalbym rzetelny artykul z wyliczeniem kosztow REALNYCH
utrzymanai szkoly, ktora realuzje wszystkie zalozenia reformy oswiaty. Niestety
na koniec trzeba ze smutkiem stwierdzic pieniadz rzadzi edukacja tak samo jak
kazda inna dziedzina zycia i dzialalnosci czlowieka. Moze w koncu ta prawda
dotrze do osobnikow decydujacych o polskiej oswiacie.



Temat: Samobójstwo gimnazjalistki - żenujące reakcje...
roman_j napisał:

> Często niestety jest tak, że nauczyciel nie chce nic robić. Dla świętego
> spokoju. A jeśli uzasadnia to wolnością, to ja to traktuję wyłącznie jako
> wymówkę. Szkołą z definicji jest instytucją totalitarną. Granice wolności ucznia
> określa regulamin szkoły i jeśli jest zbyt liberalny, zawsze można go zmienić.

To "czesto niestety jest tak" opierasz na doswiadczeniu czy na odczuciu?
Popracuj w szkole, a zobaczysz ile bedziesz mogl zmienic majac zapal i szczere
checi ;) Masz odgorne ograniczenie w postaci: kuratorium, dyrektor. I to oni sa
rozdajacymi karty, wg mojej oceny czesto pod wplywem tendencji
spoleczno-politycznych, naciskow co glupszych rodzicow itd.
A jak bedziesz sie wychylal, to tez sa sposoby, by takiego "do przodu" ostudzic :)

> Zapytam pół-żartem, pół-serio, co byś powiedział, gdyby np. policjant Cię
> "pstryknął w ucho" dlatego, że np. zaparkowałeś w niewłaściwym miejscu albo
> konduktor w pociągu (proszę bez skojarzeń z posłem Bestrym), bo nie miałeś
> ważnego biletu? Spodobałoby Ci się to? Mnie nie i pewnie dałbym to wyraźnie do
> zrozumienia. :-))

Prosze nie porownuj sytuacji doroslego obywatela w pelni odpowiedzialnego za swe
czyny z rozbrykanym wyrostkiem. Odpowiem pol-zartem pol serio, co bys
powiedzial, gdyby 12 latka osadzono i wsadzono do paki na 25 lat? :)

> Proporcja była taka, że uczniowie bali się nauczycieli. Ale i tutaj były
> granice, bo nie oszukujmy się, sam słyszałem wielokrotnie o przypadkach napadów
> uczniów na nauczycieli. Oczywiście poza szkołą, bo uczeń bal się belfra tylko
na terenie szkoły. Nie gloryfikujmy więc dawniejszych czasów, bo wtedy też były
> patologie. Może tylko nie mówiło się o nich tyle, bo czasy były takie, że
> niewygodne fakty zamiatało się pod dywan. Pomagała w tym cenzura. I dlatego
moż e dziś mamy dużo lepszy obraz tamtych czasów. Niż on rzeczywiście był. :-))

Moze i tak jest. A moze po prostu teraz "odreagowujac" dawny system przegieto za
bardzo w druga strone. Slyszalem nawet teorie, ze do wladzy dorwaly sie nieuki i
teraz sie "odgryzaja" ;)))

> Zgadzam się w 100%. Ale należy dodać, że egzekwowanie tego rygoru może i powinno
> się odbywać bez użycia przemocy.

Moze kiedys ogladales cykl dokumentalny o Kawalerii Powietrznej. Bluzgi,
poniewieranie itd. Przyszedl pewien oficer do pracy po szkole w USA. Oburzony
popatrzyl na metody szkolenia i zaczal prace z nastawieniem: "jak tak mozna?,
tak sie nie godzi itd." Po 2 miesiacach stwierdzil (za przeproszeniem
wrazliwszych Czytelnikow-zwlaszcza tego z zagranicy) "panie poruczniku, qrwa
musialem ich zczochrać, bo to bydło ...itd". Oczywiscie w stosunku do szkoly to
inna skala. Ale jaki mamy system kar w szkole? Podejrzewam, ze za "przemoc"
uznanoby postawienie do kata. Bo jak? to godzi w godnosc....

> Myślę, że on używa słowa "represyjny" w nieco innym znaczeniu niż potoczne
jego rozumienie. Ale nie chcę rozwijać tego wątku, bo musiałbym sięgnąć po tekst
> źródłowy, a trudno się przez niego przekopać. :-))

I strach, bo on zasztyletowal wlasna zone podobno ;)

> Którą reformę masz na myśli i jaki konkretnie ciąg przyczynowo-skutkowy?

Reforme, czy tez reformy, a w zasadzie dzialania ostatnich kilku lat- powstanie
gimnazjow, biurokratyczny system awansu nauczycielskiego etc....

> Ale za tę relację odpowiadają przede wszystkim jej uczestnicy. Jaki wpływ ma
> reforma na to, jak się nauczyciele dogadują z rodzicami, rodzice z dziećmi, a
> dzieci z nauczycielami? Może jest jakiś związek, ale ja go nie widzę. :-))

Ma i to duzy. Jesli bedzie "na sztywno" ustalone, ze pierwszy podstawowy kontakt
przy wystapieniu problemow to rodzic idzie do wychowawcy, w sytuacji gdy sa
rozbieznosci - drektor i na koniec kuratorium to powstanie pewna procedura i
nawyk. W chwili obecnej, nazwijmy "troll" dzwoni anonimowo do kuratorium, robi
sie zamieszanie, "panika" i "bicie piany".

> Ja uważam, że trzeba pokolenia, a może nawet pokoleń, bo sytuacja w szkole jest
> tylko pochodną sytuacji w społeczeństwie, w rodzinach i pochodną ogólnych
> relacji międzyludzkich. Ktoś, kto próbuje zwalać winę tylko na szkołę i system
> oświaty jest w sytuacji człowieka, który wini głowę za to, że boli, a nie
> próbuje dociec, dlaczego boli i co zrobić, żeby znowu nie zabolała. :-))

Zgoda w 100% :))))




Temat: Rewolucja w ocenianiu szkół. Postęp się opłaca
Do WK
Sytuacja, w jakiej się nieopatrznie znalazłem stanowi dla mnie duży
dyskomfort. Z róznych powodów nie mogę ujawniać swoich personaliów,
a zdają sobie sprawę z braku symetrii nazej polemiki. Dyskomfort ten
jest dla mnie na tyle nieznośny, że nie pozwala mi na kontynuowanie
tej, już bardzo osobistej, dyskusji z Panem. Ten wpis będzie więc
ostatni. Może kiedyś w innych okoliczościach poznamy się bliżej. Ja,
w każdym razie, wiem gdzie Pana znaleźć.
Oczywiście zgadzam się z Panem, że grono szkodników polskiej oświaty
jest znacznie szersze. Nie mam pełnej wiedzy na temat tego, co było
pierwsze: czy pomysł polityków (wysokich urzędników MEN) w sprawie
potrzeby wymiany podręczników połączony z ich wielością i
różnorodnością, czy wymiana ta była lobbowana przez wydawców i
wietrzących łatwy zarobek ich autorów, recenzentów, korektorów itp.
Najprawdopodobniej było to ich wspólne dzieło ze wskazaniem na
polityków. Czy w tej sytuacji należy się dziwić wydawcom, ze
skorzystali z nadarzającej się okazji? Pytań retorycznych jest
więcej: Czy należy się dziwić wydawcom, że sprzedawali i sprzedają
produkty marnej jakości, skoro nabywca nie ma zorganizowanej
kontroli jakości i bierze wszystko? Czy to wydawcom powinno zależeć
na wysokim poziomie nauczania?
Analiza tego i pewnie innych problemów oświaty prowadzą do wniosku
podstawowego: naszym reformatorom jak zwykle zabrakło wyobraźni.
Może było zbyt mało czasu, może nie było wystarczających środków
finansowych, może nie było możliwości formalno-prawnych, może...
Tylko po co w takim razie wdrażano tak źle przygotowane reformy?
Bo takie było zapotrzebowanie polityków.
Od dłuższego już czasu w świadomości wielu decydentów funkcjonuje
swoisty kult - kult zmiany. Większość działaczy publicznych,
menadżerów, polityków oceniana jest na podstawie ilości
wprowadzonych zmian. Organizuje się specjalne kursy i szkolenia dla
kadry kierowniczej, których głównym tematem jest wdrażanie zmian. Na
ten użytek powstała swoista nowomowa.
Mam wrażenie, że wdrażanie zmian jest konieczne do tego aby być
dobrym zarządzającym, ściślej - dobrze postrzeganym zarządzającym.
Przy tym, funkcjonuje zwyczaj nierozliczania reformatorów z ich
reform. Reformatorów mamy więc wysyp duży.
Tymczasem polska oświata, jak powietrza, potrzebuje stabilizacji i
spokoju.
Może doczekamy się kiedyś ministra, który nie będzie już reformował
oświaty. Oby nie kazano nam zbyt długo czekać.
W oczekiwaniu na te szczęśliwe czasy powinniśmy robić wszystko,
każdy w miarę swoich możliwości, aby ocalić to, co najcenniejsze
nawet jeśli pojawiło się jako produkt uboczny nieudanych reform.
W moim przekonaniu system egzaminów zewnętrznych jest wartością
bardzo cenną, chociaż w wyniku zmian wprowadznych przez kolejnych
ministrów uległ deformacji. Stanowi - wbrew temu, co Pan sądzi -
najbardziej obiektywne i najmniej korupcyjne narzędzie noboru
uczniów i studentów na każdym szczeblu kształcenia. Będę go bronił,
bo zależy mi na tym, aby dostęp do dobrego publicznego kształcenia
mieli wszyscy młodzi ludzie stosownie do swoich możliwości
intelektualnych, pracowitości i systematycznoći, a nie ambicji lub
zaradności, znajomości i zamożności rodziców. Zdają sobie sprawę z
tego, iż system egzaminów zewnętrznych może "zaowocować chorobą
egzystencjalną człowieka" w przypadku jeśli będzie zmuszał młodych
ludzi do "wyścigu szczurów". Należy pracować nad tym, aby przywrócić
mentalność młodych ludzi funkcjonującą jeszce 15-20 lat temu, a
zmienioną przez wspomanine przeze mnie lobby beneficjentów
szkolnictwa niepublicznego. Posiadanie dobrego zawodu np. mechanika
czy spawacza, po ukończeniu szkoły zasadniczej lub technikum nie
jest powodem do wstydu, więcej - jest mniej wstydliwe niż posiadanie
dyplomu ukończenia wyższej uczelni bez posiadania umiejętności,
które powinny być przypisane temu dyplomowi. Nie mam też pewności
czy wyraźny rozdźwięk między formalnym wykształceniem a faktycznymi
umiejętnościami i zawiązanymi z nimi oganiczeniami w karierze
zawodowej młodych ludzi, nie stanowi większego źródła choroby
egzystencjalnej człowieka niż system egzaminów zewnętrznych.
Pozdrawiam Pana i dziękuję za ciekawą wymianę zdań.
Oczywiście, interesuje mnie Pana ewentualna odpowiedź.



Temat: Powiatowa mapa edukacji 2003
Co robić?
Zakładając, że wyniki są rzetelne, widać jednak różnice w
poziomie wiedzy i dobrze, że takie narzędzie w ogóle mamy. Jest
to jeden z pozytywów reformy oświaty. Teraz należy wyciągnąć z
tego wnioski. Inne niż korelacja z wynikami takich czy innych
wyborów i referendów (chociaż to też jest niewątpliwie ciekawe
i dodaje ducha myślącej mniejszości).

Chodzi mianowicie o to, żeby wyniki poprawić. Przede wszystkim
tam, gdzie są kiepskie, chociaż tam gdzie one są w miarę dobre,
mogą być jeszcze lepsze.

Naprawdę lepsze rezultaty osiągniemy dopiero wtedy, gdy na
oświatę znajdzie sie więcej pieniędzy. I nie przyjmuję do
wiadomości, że ich nie ma. Jest to głównie kwestia ustawienia
priorytetów.

Pieniądze powinny iść w pierwszej kolejności na zmniejszenie
liczebności klas i zwiększenie uposażeń nauczycieli, przy czym
należy zadbać o jakość nauczycieli. System motywacyjny, jaki
wprowadziła reforma rządu Buzka, nie jest może idealny, ale
jest jakąś propozycją godną szerszego wprowadzenia.

Ale mapa pozwala na wyciągnięcie wniosku, że jakość wiedzy
zależy nie tylko od pieniędzy. Myślę, że może to być kwestia

- motywacji (zwłaszcza uczniów, ale też i nauczycieli i
rodziców)i

- egzekwowania wiedzy.

Myślę, że w bogatszych rodzinach motywacja może być słabsza, bo
nie odczuwa się dotkliwie konieczności poprawy bytu, a
równocześnie dzieci mają dużo możliwości nienajkorzystniejszego
wykorzystania czasu (gry komputerowe, video). Ale prawdziwym
problemem jest brak motywacji w rodzinach biednych.
Podejrzewam, że

po pierwsze - zarówno dzieci jak i rodzice nie wierzą, że
edukacja pozwoli na wyjście z zaklętego kręgu biedy, a

po drugie - często nie ma pieniędzy na książki, pomoce naukowe,
wycieczki, a przede wszystkim na dalsze kształcenie.

W tym kontekście należy się przyjrzeć kosztom kształcenia
ponoszonym przez rodziny. Kupiliśmy ostatnio komplet książek
dla naszego syna do pierwszej klasy za 60 zł tylko na pierwszy
semestr. Większość tego są to zeszyty do wypełnienia z
instrukcjami lub materiały na wycinanki. Być może moja
wyobraźnia porusza się w innych obszarach, niż wyobraźnia
decydentów. Wydaje mi się w każdym razie, że komplet książek do
pierwszej klasy można by śmiało zredukować do jednej - dwóch
(na rok szkolny, nie - semestr!), resztę z powodzeniem mogą
zastąpić zeszyty.

Nawiasem mówiąc, uważam, że koncepcja "wolnego" rynku
podręczników, na którym zakup zależy od uznania nauczyciela,
nie sprawdziła się. Pomijając kwestię ewentualnej korupcji lub
chociażby podejrzen o korupcję, mnogość podręczników jest taka,
że nie wierzę, że przeciętny nauczyciel jest w stanie dokonać
optymalnego wyboru. Należy chyba poprzestać na jednym
podręczniku do każdego przedmiotu w poszczególnych klasach w
skali kraju, a jego akceptacji powinna dokonać specjalna
komisja - chyba jednak na szczeblu ministerialnym, choć mogę
sobie wyobrazić także np. komisję wybieraną przez samorządy
nauczycieli, w drodze konkursu.

Jeżeli chodzi o motywację, widzę tu dużą rolę dla psychologów
szkolnych (niekoniecznie bezpośrednio, może być to działanie
poprzez nauczycieli; powinno ono objąć także rodziców), a także
dla środków komunikacji społecznej, przede wswzystkim
telewizji.

Jeśli chodzi o egzekwowanie wiedzy, właśnie ogólnopolskie
sprawdziany mogą zachęcić do poprawy w tej dziedzinie. Choćby
ze względów ambicjonalnych, ale może powinny iść za tym jakieś
motywacje finansowe? Może jednak trzeba też ciągle przekonywać
samych nauczycieli do podstawowej zasady pedagogiki: ważny jest
sposób przekazywania wiedzy i jej zakres, ale jeszcze
ważniejsze jest jej egzekwowanie.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chadowy.opx.pl



  • Strona 2 z 4 • Wyszukiwarka znalazła 139 wypowiedzi • 1, 2, 3, 4