Czytasz wypowiedzi wyszukane dla słów: próbki dla zwierząt darmowe
Temat: Australia 2
Pies Dingo
Wspomniałaś o nim w dzisiajkach , Dan.Zagadka pochodzenia psa dingo rozwiązana
Margit Kossobudzka 03-08-2004, ostatnia aktualizacja 04-08-2004 11:00
Poznaliśmy rodowód dzikich psów australijskich. Ich przodek pochodził z Chin.
Na nowy ląd przybył wraz z ludźmi, lecz wkrótce potem im zwiał
Pies dingo pojawił się w Australii sporo po homo sapiens i nigdy nie dał się
całkowicie udomowić. Naukowcy od ponad 200 lat próbują wyjaśnić, skąd pochodzi
i jakie więzy łączą go z psem domowym i wilkiem. Wydaje się, że właśnie
poznaliśmy odpowiedź. Rozwiązanie zagadki podaje w tym tygodniu
czasopismo "Proceedings of the National Academy of Sciences".
Import z Indii czy z Chin?
Znaleziska archeologiczne dotyczące dingo sugerują, że psy te dotarły do
Australii między 12 tys. a 3,5 tys. lat temu. Naukowcy spierali się jednak,
jaką trasę pokonały i jakie zwierzę jest ich przodkiem. Ścierały się ze sobą
dwie hipotezy.
Pierwsza sugerowała, że ów rudy, spiczastouchy pies wywodzi się ze wschodniej
części Azji. Świadczyć o tym miała względna bliskość tego wielkiego lądu od
Australii oraz ułatwiający wędrówkę pomiędzy dwoma kontynentami łańcuch wysp
Archipelagu Malajskiego. Poza tym - zwracali uwagę zwolennicy tej teorii -
dingo przypomina z wyglądu psy domowe żyjące dziś na wyspach Azji Południowo-
Wschodniej.
Wątpliwości jednak nie brakowało. Inni badacze zwrócili bowiem uwagę, że
szkielet dingo wykazuje wyjątkowe podobieństwo do szkieletów psów hodowanych
przez pariasów - członków najniższej kasty społecznej w Indiach i Birmie. Może
zatem przodkami dingo były zwierzęta przywiezione do Australii przez indyjskich
żeglarzy? Za tą hipotezą przemawia jeszcze jeden fakt zauważony przez
archeologów. Pojawienie się dingo zbiegło się z upowszechnieniem w Australii
technologii produkcji pewnego typu narzędzi kamiennych, które początkowo
robiono właśnie w Indiach.
Autorzy obu hipotez są zgodni co do jednego: niezależnie od trasy przodkowie
dingo musieli w drodze do Australii pokonać kilkaset kilometrów otwartego
morza, które oddziela ten kontynent od Archipelagu Malajskiego. Samodzielnie
nie dokona tego żadne duże zwierzę lądowe. Musiał im pomóc człowiek.
Historia w genach
Wyjaśnieniem wątpliwości zajęli się genetycy. Porównywanie drobnych różnic w
DNA zwierząt pozwala na precyzyjne określenie ich pokrewieństwa, a także czasu,
kiedy powstawały poszczególne gatunki. Niekiedy można też prześledzić ich
wędrówkę.
To zaskakujące, że w przypadku dingo nie wykorzystano wcześniej tych
możliwości - do niedawna zbadano tylko cztery osobniki tego gatunku. Tym razem
naukowcy z Australii, Nowej Zelandii, Szwecji i USA pobrali próbki od 211
dingo, 676 psów innych ras, 38 wilków. Dodatkowo pobrano też próbki ze
szczątków 19 psów znalezionych na stanowiskach archeologicznych w Polinezji
(najstarsze liczyło sobie 1000 lat). Badano DNA pochodzące wyłącznie z
mitochondriów - małych tworów, które w komórkach pełnią funkcję elektrowni.
Uzyskane dane porównano z wynikami wcześniejszych badań, które prowadził jeden
z najlepszych na świecie speców od genetyki psów - Szwed Peter Savolainen z
Królewskiego Instytutu Technologicznego w Sztokholmie.
I co się okazało? Rację mieli zwolennicy pierwszej z opisanych wyżej hipotez.
DNA dzikich psów z Australii jest najbardziej zbliżone do ich domowych krewnych
żyjących dziś w Azji Wschodniej - twierdzą Savolainen i jego współpracownicy.
Około 6 tys. lat temu rozpoczęła się ekspansja mieszkańców Chin na wyspy Azji
Południowo-Wschodniej. Wiodła ona na południe - przez Tajwan i Filipiny ku
Indonezji. Zabierano ze sobą kury, świnie i psy. Większość przedstawicieli tej
fali migracyjnej pozostała na wyspach. Nieliczni przybysze (i ich czworonogi)
pokonali jednak Morze Timor i dotarli do Australii. Stało się to prawdopodobnie
około 5 tys. lat temu.
Psów musiało być z tymi nowymi osadnikami niezwykle mało. Geny współczesnych
dingo są bowiem do siebie bardzo podobne, co oznacza, że wszystkie wywodzą się
z nader nielicznej grupy wyjściowej. Być może są potomkami psów z jednego
miotu! Potem zdziczały i przez kilka następnych tysięcy lat rozwijały się w
izolacji od pozostałych populacji psów. Tak powstał nowy gatunek - dingo.
Temat: wątek przyrodniczy
kocia genealogia
Naukowcom udało się odtworzyć drzewo genealogiczne domowego kota. Wynika z
niego, że pierwszy przodek mruczka pojawił się ok. 100 tys. lat temu na Bliskim
Wschodzie
Koty to oprócz psów najliczniejsza grupa domowych zwierzaków. Jedni je
uwielbiają, inni twierdzą, że są fałszywe, wredne i nie przywiązują się do
człowieka. Do tej pory naukowcy nie wiedzieli zbyt wiele o różnicach
genetycznych dzielących poszczególne gatunki dzikich czy domowych kotów. Choć
mają inne umaszczenie, długość sierści i rozmiary, to często są tak podobne do
siebie, że na pierwszy rzut oka trudno stwierdzić, czy dany kot jest raczej
dziki, czy domowy. Spowodowane jest to tym, że zwierzęta te mogą się dowolnie
ze sobą krzyżować, np. żbik, blisko spokrewniony z kotem domowym, powstał z
połączenia aż trzech różnych podgatunków.
Uczeni postanowili więc stworzyć drzewo genealogiczne kotów. Wyniki ich badań
publikuje dzisiejsze wydanie tygodnika "Science".
Bliskowschodni protoplasta
Aby odkryć historię powstania i udomowienia poszczególnych gatunków kotów,
międzynarodowy zespół naukowców pod kierownictwem doktora Carlosa Driscolla z
amerykańskiego Narodowego Instytutu Raka przebadał próbki DNA pobrane od 979
zwierząt, zarówno domowych, jak i dzikich. Te ostatnie należą do jednego
gatunku, ale dzielą się na wiele podgatunków. Do badań uczeni wykorzystali
m.in. materiał genetyczny kota stepowego, tybetańskiego, nubijskiego
(nazywanego też żbikiem afrykańskim), arabskiego, afrykańskiego i żbika
europejskiego.
Najważniejszym odkryciem zespołu Driscolla było ustalenie, że bezpośredni
przodek dzisiejszych domowych mruczków, kot nubijski, pochodził z Bliskiego
Wschodu - z rejonów nazywanych "Żyznym Półksiężycem" (rozciągających się od
dawnego Egiptu przez Palestynę i Syrię do rzek Tygrys i Eufrat). Uczeni
przypuszczają, że na tych terenach żyło pięć kocich rodów.
Zaczęło się od myszy
Jak doszło do udomowienia kota? Pierwsi przedstawiciele tego gatunku pojawili
się już w epoce oligocenu - na terenie Europy. Były to niewielkie osobniki
prowadzące nadrzewny tryb życia. Około 25 mln lat temu pojawił się na Ziemi
szablozębny Pseudaelurus, od którego zaczęło się różnicowanie i powstawanie
wszystkich istniejących dzisiaj gatunków kotowatych. Wspólna linia kotów
dzikich i domowych powstała jakieś 100 tys. lat temu. Około 10 tys. lat temu
koty zawitały pod ludzkie strzechy.
Człowiek zaczął wtedy zakładać wsie, uprawiać ziemię i udomawiać zwierzęta.
Jedne były związane z uprawą ziemi i dostarczaniem pożywienia (krowy, świnie,
owce), inne służyły jako środek transportu (konie czy osły).
Koty do ludzkich siedlisk zostały zwabione przez myszy, które zżerały wczesnym
rolnikom zmagazynowane plony. Ludzie zauważyli, że koty polują na gryzonie, i
postarali się je oswoić. A te dostosowały się do nowej sytuacji, częściowo
pozbywając się agresywnych zachowań typowych dla dzikich zwierząt.
Oswojone podróżowały z człowiekiem i razem z nim rozprzestrzeniły się po całym
świecie. Najstarsze ślady związków kotów i ludzi pochodzą sprzed około 9 tys.
lat i zostały znalezione na Cyprze - zwierzaki te do tej pory wałęsają się
całymi watahami po wyspie, oczyszczając ją np. z węży. Z kolei w Egipcie koty
hodowano już 4 tys. lat temu, a tamtejsza bogini miłości i płodności Bastet
była przedstawiana jako kot albo kobieta z głową kota.
Kocie sławy
Dzisiaj koty są wszędzie - w sztuce, historii, kulturze i nauce: Behemot
Bułhakowa, Tom od Jerry'ego czy nasz Filemon. Pewien kot został też autorem
pracy naukowej.
24 listopada 1975 roku profesor J.H. Hetherington z Uniwersytetu Stanowego
Michigan opublikował w tygodniku „Physical Review Letters” artykuł, którego
drugim autorem był niejaki F.D.C. Willard. Dość szybko okazało się, że był to
kot profesora. W oryginalnej pracy profesor zastosował liczbę mnogą, tymczasem
redaktorzy „Physical Review Letters” zezwalali na coś takiego tylko wtedy, gdy
artykuł miał więcej niż jednego autora. Hetherington, nie chcąc przepisywać
całej pracy, zmienił stronę tytułową - dodał imię swojego kota Chestera i jego
ojca Willarda. Na początku dodał też inicjały F.D. - Felis domestica, czyli kot
domowy. Jakiś czas potem we Francji zorganizowano konferencję, na którą chciano
zaprosić obydwu autorów, szczególnie Willarda, który nie występował jeszcze
przed szeroką publicznością. Kiedy jednak francuscy fizycy usłyszeli, że
Willard najprawdopodobniej jest kotem, poczuli się urażeni i zaproszenie dla
Hetheringtona wycofano.
wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80355,4264502.html
Temat: NOWE KOSMETYKI AVON, KSIĄŻKI, PARKER I INNE.... na
NOWE KOSMETYKI AVON, KSIĄŻKI, PARKER I INNE.... na
hej hej
Robie porządki w domu bo niedługo zjawi się nasza dzidzia i postanowiłam się
troszkę z Wami pozamieniać :
* 2 podkładki do kopmputera - ciemna zieleń - nowe,oryginalnie zapakowane
* wodoodporne, nawilżające mleczko do opalania SPF 6 AVON - nowe, nieużywane
* chłodzący żel aloesowy po opalaniu AVON - nowy, nieużywany
* nawilżające mleczko po opalaniu AVON - nowe, nieużywane
* glicerynowy krem do rąk z silikonem X2 - AVON - nowe, nieużywane
* woda toaletowa Moon ORIFLAME - kilka razy psiknięta (oryginalne pudełko
kartonowe)
* zestaw kosmetyków AVON :
-szampon 2w1 ogórek i aoles (2 sztuki) poj. 75ml
-ujędrniający balsam do ciała (pantenol + kompleks liposomowy) poj. 75ml
-wyszczuplający krem anticellulitis Solutions poj. 15 ml
* komplet kosmetyków AVON (próbki) , wszystkie oryginalnie popakowane i
zafoliowane
- 8 sztuk Wyszczuplający krem antycellulitowy
- 4 kremy głeboko nawilżające na noc
- 4 kremy głęboko nawilżające na dzień
- 6 szminek Lipcolour sample - odcień misty
* zestaw 10 próbek wody toaletowej PINK SUEDE AVON (damska - bardzo
ładna), wszystkie oryginalnie popakowane i zafoliowane
* zestaw próbek wód męskich
-FRIKTION 3 szt. wszystkie oryginalnie popakowane i zafoliowane
-FORCES OF NATURE 2 szt. wszystkie oryginalnie popakowane i zafoliowane
-FORCES OF NATURE - 3szt. całe, ale bez folii ochronnej
+ 3 różne męskie (niepełne buteleczki)
* Relaksująca maska na oczy - z żelem (rozgrzewająca i chłodząca) nowa,
oryginalnie zapakowana.
* puder w kremie - feng shui (15ml) morelowy
* zegarek na rękę (dodatek do gazetki) - błękitny- nowy, oryginalnie
zapakowany
* łańcuszek z 2 serduszkami (dodatek do gazetki) - nowy, oryginalnie
zapakowany
* mini radio (avon) 2 sztuki
* Lampka nocna na baterie - (dodatek do gazetki) - żólta - nowa, oryginalnie
zapakowana
* Zestaw książek
1) Więcej czasu, mniej stresu - co możesz zmienić w sobie (poradnik Twój
Styl)
2) Narciarskie kurorty, gdzie zjeść i bawić się zimą (najlepsze restauracje,
puby, kluby i kawiarnie) + ekstra dodatek - najbardziej atrakcyjne lokale
Krakowe, Łodzi, Poznania, Trójmiasta, Warszawy i Wrocławia. - poradnik
(ranking lokali nesweeka)
3) Jak poradzić sobie w każdej sytuacji (884 sposoby na domowe problemy :
zdrowie, rośliny, zwierzęta, dziecko, kuchnia i inne)
4) Papużki faliste - poradnik wszystko o papugach....
* Śliczny komplet pióro+długopis w czarnym plastikowym zamykanym euti.
MARKSMAN - ciemna zieleń i złote wykończenia - napis Castrol
* Pióro PARKER - zapakowane w pudełko z przejrzystą szybką (złoto + bordowy)
* Pióro zapakowane w pudełko z przejrzystą szybką (złoto + bardzo ciemny
brąz)
Zamienię najchętniej na zabawki, pałąk TINY LOVE, może być coś innego -
jakieś akcesoria dla niemowlaka, torba do wózka, podgrzewacz, termosy lub coś
innego, mogą być kupony z Pampersów, czekam na propozycje.
mogę wysłać zdjęcia....
pozdrawiam Monika monika2512@tenbit.pl
Temat: MASA MIETOWA czyli szczatki ze zwierzat
Syrenko!
syrenka23 napisała:
> Gość portalu: slawekopty napisał(a):
>
> >>
> > Sadze że jesteś jeszcze bardzo małą dziewczynką ;)))) ale z dostępem do
> > netu ;)))
> > P.S.
> > Bogdan Smoleń opowiedział fajny kawał ostatnio ;)
> > Kijanka pyta się Żaby skąd się wzieła , zakłopotana Żaba odpowiada :
> > Wiesz zdziwisz się ale Bocian cie przynióśł ;)))
> >
> > Slawek
>
> 1. przestan sadzic bo sam bedziesz sadzony :)))
> 2. owszem, mala ale nie glupia i nie tylko do netu mam dostep, akurat te
> informacje wyczytalam w ksiazce, nie w necie. Niedawno widzialam tez reportaz
> bodajze na discovery, ktory wlasnie potwierdzal te informacje. Inny reportaz,
o
>
> tematyce wscieklych krow, ukazywal jak wiele jest niedopatrzen i manipulacji
w
> branzy miesnej. Pokazali, ze weterynarz przychodzacy do rzezni aby
skontrolowac
>
> zdrowie zwierzat, bierze probke odchodow jednej krowy czy swini (z kilkuset)
i
> na tym opiera sie cala procedura (skoro jedno zdrowe to znaczy, ze zarazy nie
> ma i ida wszystkie pod noz- nie uwzglednia sie pojedynczych przypadkow)
Ponadto
>
> weterynarze przymruzaja oczy, bo bogaci wlasciciele ubojni czy hodowli sa z
> nimi najczesciej zaprzyjaznieni oraz wyglada to tak, iz weterynarz jest
raczej
> zdany na laske wlascicieli, bo jak bedzie za duzo robil halasu, bede sie
starac
>
> o innego, a szmal chce kazdy zarobic, nawet weterynarz. W Anglii byla kiedys
> afera, ze wlasnie zatajono choroby zwierzat i regularnie zatajali je niby
> pilnujacy porzadku i higieny weterynarze. Paru ludzi zostalo postawionych
przed
>
> sadem, ale podobne sytuacje dzieja sie wszedzie gdzie idzie o kase, tylko nie
> wychodza na swiatlo dzienne.
> Niedawno w Niemczech kolejny reportaz; policja wlamuje sie na posesje
> weterynarza i znajduje u niego duze ilosci zakazanych antybiotykow, hormonow
i
> srodkow chemicznych, ktorymi leczyl swinie a nie powinien. W wiekszosci byly
to
>
> leki dla koni, ktore byly specjalnie dopuszczone dla koni nie majacych trafic
> na rynek miesny (a to ze takie konie czesto jada do wloch i tak trafiaja, to
> juz inna rzecz) Nagiec jest tyle, ze nie sposob wymieniac. Weterynarz ma
> proces, z hodowcow kazdy milczy a mieso ze szpikowanych chemia swin trafia
> oczywiscie na stoly konsumentow.
>
> zycze ci smacznego i duzo zdrowia.
Kochanka Syrenko,
optymalni jak sama nazwa wskazuje na nieprzemakalni i na logiczna argumentacje
i na przedstawiane fakty. Za to chetnie rzuaja zlosliwosciami, co widac w
postach Slawkaopty i nie tylko.
pozdrawiam
Temat: Kolo nas konczy sie swiat cywilizowany...
Głowy krów znaleziono w warszawskim Wilanowie
Na polu w warszawskim Wilanowie fotoreporter ''Gazety'' zauważył 7 krowich
głów. Dużo czasu minęło zanim zainteresowali się nimi stołeczni urzędnicy.
Daria Dziewięcka 28-10-2004 , ostatnia aktualizacja 28-10-2004 09:31
Siedem krowich głów leżało na polu przy Przyczółkowej naprzeciwko natolińskiego
rezerwatu. Żerowały na nich kruki i wrony
czytaj dalej »
r e k l a m a
- Latałem na motolotni nad Wilanowem. Nagle zobaczyłem coś dziwnego, czarne
punkty na polu, a nad nimi chmarę ptaków - relacjonuje nasz fotoreporter.
W środę w południe pojechaliśmy na miejsce. Siedem odciętych krowich głów
leżało w wysokiej trawie, przy polnej drodze nie opodal skrzyżowania
Przyczółkowej z Pałacową. Niełatwo je znaleźć. W pobliżu pełno śmieci i żadnych
zabudowań. Śmierdzi padliną. W okolicy nie ma żywego ducha, trudno więc nawet
kogoś spytać, co się stało.
Naczelnik śpi spokojnie
Dzwonimy do urzędu Wilanowa, gdzie dopiero od nas dowiedzieli się o znalezisku.
Po południu na miejsce jedzie Monika Wasilewska-Lech, naczelnik dzielnicowego
wydziału ochrony środowiska. Z "Gazetą" rozmawia za pośrednictwem rzecznika
urzędu. Ten oznajmia, że krowie łby mają leżeć w polu kolejną dobę, bo dopiero
w czwartek rano urzędnicy wybiorą się na wizję lokalną! Po niej urzędnicy mają
zawiadomić powiatowego lekarza weterynarii. - Zajmie się usunięciem głów i
wyjaśni, co się stało i kto za to odpowiada - stwierdza Tomasz Frątczak,
rzecznik dzielnicy.
Dlaczego dopiero w czwartek? - Pani naczelnik uznała, że dzień zwłoki tu nie
zaszkodzi. Ona na co dzień zajmuje się takimi sprawami, więc wie najlepiej -
przekonuje pan rzecznik.
- Asysty oczywiście udzielimy, jak zwykle w takich niecodziennych sprawach, ale
jestem zdziwiony, że przydamy się dopiero jutro - mówi po naszym telefonie Adam
Godlewski ze straży miejskiej.
Zabite strzałem w głowę
Alarmujemy więc dalej. Dorota Będkowska, pełnomocnik prezydenta miasta ds.
zwierząt: - Teren trzeba niezwłocznie zabezpieczyć. Nie można dopuścić, żeby
psy, czy inna zwierzyna rozwlekły te resztki krów. Nie ma co czekać do
czwartku. To grozi rozprzestrzenieniem choroby zakaźnej - przyznaje.
Radzi, by jeszcze raz zadzwonić do straży i pokazać, gdzie leżą resztki krów.
Służby miejskie stawia na nogi dopiero interwencja u wiceprezydenta Warszawy
Władysława Stasiak, który powiadamia powiatowego lekarza weterynarii. O godz 20
patrol straży wyrusza wreszcie z reporterką "Gazety" do Wilanowa. Mirosław
Jagielski i Wojciech Kucyk obawiają się, że głów będą musieli pilnować do rana.
Jednak o godz. 21.30 przyjeżdża Zenon Skrzypczak, dyżurny techniczny miasta.
Zaraz po nim Dobromir Bartecki, powiatowy inspektor weterynarii. Uważnie ogląda
znalezisko. - Pewnie nie uda się ustalić, co się stało. Gdyby miały kolczyki
właściciela łatwo byłoby znaleźć - stwierdza. - Podejrzewam, że istnieje ryzyko
wprowadzenia do handlu nielegalnego mięsa - dodaje.
A to dlatego, że zwierzęta zabito profesjonalnie - najpierw zostały
oszołomienie specjalnym "strzałem" w głowę, potem zaszlachtowane. Weterynarz
ocenia, że to były młode, rzeźne krowy.
O godz. 22.45 przyjeżdżają pracownicy firmy EkoTranswet, która utylizuje zwłoki
i odpady zwierzęce. Zabierają głowy. Utylizacja odbędzie się w Krasnosielsku -
tam jest jedyny taki zakład na Mazowszu. Weterynarze pobiorą próbki z mózgów
zwierząt, żeby sprawdzić, czy nie chorowały na BSE. Niestety, nie jest możliwe
zbadanie każdej głowy - w niektórych potrzebny materiał zjadły larwy much.
Powiatowy inspektor weterynarii zawiadomi o sprawie policję i od dziś będzie
szukać właściciela gruntu. To on zgodnie z prawem poniesie koszty utylizacji -
3 zł za kilogram znaleziska, czyli w tym przypadku 630 zł. Jeśli właściciel się
nie znajdzie, zapłacą władze Wilanowa.
Temat: bakteria coli-jakie skutki wywołuje ???
witajcie olsztynianki
faktycznie, nasza woda cuchnie chemią.
Proponuję poszukać czegoś nt. coli na google czy gdzieś, tak dal uspokojenia, a
poza tym, to z tą biegunką to ja jednak poszłabym do lekarza (no ale ja jestem
z gatunku panikar )
to z gazety:
Przez ostatni tydzień woda w olsztyńskich wodociągach była skażona bakteriami
fekalnymi - ujawnił wczoraj sanepid. I to był prawdziwy powód dodawania do niej
podchlorynu sodu. Dlaczego więc szefowie miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów
i Kanalizacji kłamali, że "to tylko rutynowa higienizacja sieci"?
W miniony piątek "Gazeta" ujawniła, że miejskie wodociągi "po cichu" zaczęły
chlorować wodę pitną. Pytaliśmy, czy prawdziwe są pogłoski, że doszło do
skażenia bakteriologicznego? Rzecznik PWiK kategorycznie zaprzeczał, a jego
szef unikał kontaktu z dziennikarzami. - To rutynowe zabiegi w stacjach
uzdatniania wody. Wykonujemy je raz na kilka lat - tak brzmiała oficjalna
wersja.
Jeszcze przed świętami na internetowym portalu "Gazety" pojawiły się opinie
osób, które zarzucały przedstawicielom wodociągów, że kłamią. Internauci
alarmowali, że doszło do rozszczelnienia sieci. Ostrzegali, że surowa woda nie
nadaje się do picia. Okazało się, że mieli rację.
- Podchlorynu sodu użyto, by zwalczyć bakterie Escherichia coli - poinformował
wczoraj oficjalnie olsztyński Sanepid.
Najwięcej bakterii kałowych wyhodowano z próbek wody pobranych na os. Jaroty i
Nagórki oraz na ul. Gotowca. Picie zanieczyszczonej wody mogło spowodować
dolegliwości jelitowe. - W żadnym razie nie nadawała się do spożycia bez
przegotowania, prosto z kranu - potwierdza Maria Mindrow, z działu higieny
komunalnej powiatowej stacji sanitarno-epidemiologicznej w Olsztynie
Sanepid zbadał jakość wody, po tym jak w laboratorium wodociągów wyhodowano
bakterie szczepu coli. Zgodnie z procedurą PWiK musiał: *zacząć chlorowanie na
stacjach uzdatniania wody, * zwrócić się do stacji epidemiologicznej o
zweryfikowanie wyników badań.
- Nasze laboratorium także oznaczyło te bakterie w próbkach wody wodociągowej -
dodaje Mindrow. Nie chce jednak publicznie wyjawić, co myśli o zatajeniu przez
zarząd PWiK informacji o skażeniu. - Można się tylko domyślać, że nie chcieli
wzbudzać paniki wśród mieszkańców - mówi pracownica sanepidu.
Szefowie miejskiej spółki nie mają sobie nic do zarzucenia. Jan Pierzchała,
zastępca prezesa PWiK: - Nie było potrzeby informowania mieszkańców o wykryciu
bakterii gnilnych w wodzie. Ta woda nie powinna nikomu zaszkodzić. Jedynie
trochę bardziej czuć ją chlorem i wszystko.
Jakie są powody skażenia? Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że w marcu i
kwietniu w Olszynie było dziewięć awarii wodociągów, w tym jedna rurociagu o
średnicy 500 mm na ul. Wilczyńskiego. Prawdopodobnie wówczas do sieci dostały
się zanieczyszczenia z miejskiej kanalizacji.
Wczoraj wodociągi podały, że jakość wody jest "już lepsza" i stopniowo będą
zmniejszać dawki chloru. - Za kilka dni wszystko wróci do normy - usłyszeliśmy.
Escherichia Coli, czyli pałeczka okrężnicy. Normalnie jest pożyteczna - żyje w
jelicie grubym zwierząt, w tym człowieka, i pomaga rozkładać niektóre białka
oraz wytwarza witaminę K. Same pałeczki okrężnicy nie są chorobotwórcze, choć
przy osłabieniu odporności mogą jednak powodować infekcje dróg moczowych czy
nawet płuc. Są też szczepy E. coli wywołujące biegunkę.
Jednak to nie dlatego służby epidemiologiczne podnoszą alarm, gdy bakteria
zostanie wykryta w wodzie przeznaczonej do picia. Niebezpieczne są inne,
towarzyszące jej, chorobotwórcze bakterie pochodzące z przewodów pokarmowych
chorych ludzi i zwierząt. Escherichię coli łatwo wykryć, dlatego jest
traktowana jako wskaźnik zanieczyszczenia wody odchodami, np. przez
kanalizację. Wskaźnikiem zanieczyszczenia wody jest więc tzw. miano coli, które
nie powinno być mniejsze od 50 (to najmniejsza ilość wody, z której da się
wychodować kolonię coli. Im większe miano, tym woda jest czystsza.
Temat: Watykan: Saddama potraktowano jak zwierzę
barbarzyństwo Saddama - barbarzyństwo USA
Chaire,
przedruk z jutrzejszej Rzepy.
T.
Pokazanie zdjęć zaniedbanego Saddama Husajna było błędem
Pięknym za nadobne
Saddam Husajn ujęty. Lekarz w gumowych rękawiczkach (sam ogolony na łyso) szuka
wszy w jego zapuszczonych i brudnych włosach, a także świeci latarką w usta, by
sprawdzić kondycję zębów i pobrać próbkę błony do badań. Takie obrazki pokazały
w niedzielę wszystkie telewizje świata, a w poniedziałek - także gazety.
Kardynał Renato Martino, przewodniczący papieskiej rady Iustitia et Pax,
krytykuje jednak Amerykanów za wyemitowanie taśmy - żal mu też Husajna, który
został potraktowany "jak krowa". Doktor Elżbieta Mikos-Skuza z Uniwersytetu
Warszawskiego zauważa również, że nie uszanowano godności jeńca wojennego,
chociaż wymaga tego konwencja genewska (według Międzynarodowego Komitetu
Czerwonego Krzyża, który stoi na straży konwencji, wojna w Iraku wciąż trwa).
Prawniczce, która doradza MKCK, nie chodzi nawet o samą konwencję, ale prawo
humanitarne nakazujące minimum przyzwoitości wobec zatrzymanego. Tym bardziej
że obrażano go także językiem: dowódca jednostki, która dokonała zatrzymania,
mówił, że Husajn dał się złapać "jak szczur" (znów cytowany we wszystkich
mediach).
Oczywiście pokazanie zaszczutego Husajna jest jego publicznym upokorzeniem, co
ma go zdyskredytować w oczach zwolenników i osłabić ich działania. Wiadomo, że
był to też odwet za długie poszukiwania, a przy okazji zapłata pięknym za
nadobne Irakijczykom, którzy łamali konwencję pokazując w telewizji pobitych
Amerykanów i ustalali cenę za ich głowy. Ale nawet jeśli, czy powinniśmy
odpowiadać tym samym? Przecież sami Amerykanie mówią o ambicjach pokazania
Irakijczykom świata wartości, które są przestrzegane niezależnie od
okoliczności. Chodzi o trzymanie się zasad, które przecież sami wymyśliliśmy,
niezależnie od tego, czy chodzi o prostego żołnierza, czy tyrana, który zabił
tysiące osób i dopuścił się wojennych zbrodni. Powinien on także zostać
sprawiedliwie osądzony, nawet jeśli takiego komfortu nie dał swoim ofiarom.
Można też zastanawiać się, czy samo pokazanie Husajna w telewizji nie było
złamaniem konwencji (w XIX wieku telewizja jeszcze nie istniała, więc konwencja
mówi tylko o widoku publicznym). Podobny dylemat (pokazywać czy nie pokazywać)
dotyczył zdjęć jego synów, Udaja i Kusaja, którzy zginęli w zamachach
Amerykanów jeszcze w lipcu - do jego rozwiązania władze amerykańskie zmusili
sami Irakijczycy, którzy wątpili w prawdziwość doniesień. Z Husajnem mogłoby
być podobnie, Amerykanie wybrali więc mniejsze zło. Mogłoby ono być jeszcze
mniejsze, gdyby Husajn był umyty, uczesany, bez poszarpanej siwej brody. On
przecież jest człowiekiem, a nie zwierzęciem.
Jakub Kowalski
Temat: feminizm a zaburzenia hormonalne
feminizm a zaburzenia hormonalne
Wpływ męskiego hormonu płciowego, testosteronu na płód żeński, może
predysponować dziewczęta w wieku przedszkolnym do "chłopięcych" zachowań -
donoszą badacze z Wielkiej Brytanii na łamach pisma "Child Development".
Wpływ czynników środowiska na to, czy dziewczynka będzie "chłopczycą" czy
nie, wydaje się być oczywisty. Posiadanie starszych braci, czy wielu
rówieśników płci męskiej, a także podejście rodziców, mogą określać, jakie
zabawki i jakie gry dziewczynka będzie preferować. Najnowsze badania
naukowców brytyjskich sugerują jednak, że skłonności te mogą być wrodzone, a
czynniki środowiskowe mogą jedynie decydować o ich utrwaleniu.
Badania prowadzone na zwierzętach, w tym na szczurach i rezusach, wskazywały,
że samice, które w życiu płodowym (zwłaszcza na jego kluczowych etapach) lub
tuż po urodzeniu, były narażone na podwyższony poziom testosteronu, będą
miały w młodym wieku skłonność do zabaw specyficznych dla samców.
Zainspirowani wynikami doświadczeń na zwierzętach badacze z City University w
Londynie objęli badaniami grupę 13 tys. 998 kobiet w ciąży.
Doświadczenie było częścią zakrojonego na dużą skalę projektu, który ma
oceniać wpływ czynników biologicznych, środowiskowych i społecznych na
przebieg ciąży i na zdrowie potomstwa.
W różnych tygodniach ciąży naukowcy mierzyli w próbkach krwi badanych kobiet
poziom testosteronu i poziom hormonu, który może hamować jego aktywność.
Zachowanie i aktywność dzieci analizowano, gdy osiągnęły wiek 3,5 roku. Na 14
tys. 138 urodzonych przeanalizowano zachowanie 679 dzieci. Wykorzystano przy
tym standardową ankietę, która ocenia zaangażowanie dziecka w zachowania,
aktywności i zabawy charakterystyczne dla danej płci.
Przy ocenie wyników naukowcy uwzględnili też takie dane, jak wykształcenie
matki, obecność staeszego rodzeństwa oraz jego płeć, obecność w rodzinie
dorosłych mężczyzn oraz tradycyjne lub nietradycyjne podejście rodziców do
ról płciowych.
Po uwzględnieniu tych czynników, okazało się, że im wyższy poziom
testosteronu wykryto u matki w czasie ciąży, tym większe było
prawdopodobieństwo, że jej córka w okresie przedszkolnym będzie przejawiać
zachowania oceniane jako typowe dla chłopców, np. bawić się "chłopięcymi"
zabawkami.
"Ponieważ hormony wywierają wpływ na podstawowe etapy rozwoju mózgu, nie
dziwi fakt, że wywierają też silny wpływ na nasze zachowanie" - tłumaczy dr
Melissa Hines, która kierowała badaniami.
U chłopców badacze nie zaobserwowali jednak, by poziom testosteronu matki
miał wpływ na zmianę zachowań typowych dla płci. Jak tłumaczą, może to być
związane m.in. z faktem, że w organizmach kobiet, które noszą męski płód,
poziom testosteronu ulega w naturalny sposób podwyższeniu.
Jak komentuje dr Hines, "w porównaniu z dziewczętami chłopcy są silniej
zachęcani do aktywności i zabaw postrzeganych jako typowe dla płci męskiej. W
zdecydowany sposób są również zniechęcani do zachowań +dziewczęcych+.
Dziewczęta mogą więc częściej przejawiać zachowania typowe dla chłopców, gdyż
ich wrodzone predyspozycje, uwarunkowane w życiu płodowym, są słabiej
blokowane".
(PAP)
Temat: UE chce widzieć Polaków nietrzeźwych!
LEK WSZECHCZASÓW
LEK WSZECHCZASÓW
(Krzysztof Kowalski - Magazyn Rzeczpospolitej 22 marca 2002)
Czysta woda zdrowia doda, ale nie tylko ona. Wino w rozsądnych dawkach jest
napojem "par excellence" zdrowotnym. Zawiera sole takich pierwiastków jak:
aluminium, bor, brom, chlor, chrom, cynk, fluor, fosfor, jod, kobalt, krzem,
magnez, mangan, miedź, nikiel, potas, sód, wapń, żelazo; wszystkich wymienić tu
nie sposób. Jeśli ktoś łyka przyprawiające o mdłości kiełki sojowe, pszeniczne
i inne, aby dostarczyć swojemu organizmowi mikroelementów i minerałów
niezbędnych do sprawnego funkcjonowania - nie powinien lekceważyć oferty
zawartej w wine.
Ale największym zdrowotnym przebojem wina jest tanina, mieszanina substancji
organicznych zawartych w szypułkach kiści winogron, w pestkach i w skórce. Ze
względu na sposób fermentacji - razem ze skórką - wina czerwone zawierają dużo
więcej taniny niż białe. Jeżeli zdarzy się butelka z osadem na dnie -
spokojnie, to tylko koncentrat taniny. Jej nadmiar sprawia, że "cierpną zęby",
niedobór powoduje, że wino źle się konserwuje, z trudem klaruje.
W 1987 roku w argentyńskim mieście Mendoza odbyło się międzynarodowe sympozjum
naukowe na temat "Wino i zdrowie". Właśnie wtedy świat dowiedział się po raz
pierwszy od uczonych o dobroczynnym działaniu dionizjaku. Nie wdając się w
biochemiczne szczegóły, tanina zawiera pewną substancję - OPC - działającą
oczyszczająco na naczynia krwionośne, w rezultacie zapobiega ich zwężaniu się i
miażdżycy, tym samym chorobom krążenia. Ale żeby tylko to: miażdżyca to między
innymi skleroza; a więc wino to środek przeciw sklerozie!
Organizm człowieka potrzebuje około 100 miligramów OPC dziennie, te dawkę
zapewniają trzy kieliszki wina, jedna trzecia butelki. Naturalnie, że także
inne produkty zawierają OPC, lecz dobrowolnie niszczymy je długim, starannym
gotowaniem, ponieważ odznaczają się nieprzyjemnym, cierpkim smakiem. Kto nie
wierzy, niech ugryzie owoc pigwy... a nic mówiłem? Wykręca gębę na lewą stronę;
ale usmażone konfitury z pigwy, aaa! paluszki lizać. I dlatego trzeba pić wino.
W regionie Medoc (perła Bordeaux) przebadano próbką miejscowej populacji,
blisko 70 000 osób. Na tle francuskiej średniej krajowej różnice w
długowieczności - na korzyść mieszkańców Medoc - są znaczące. Region Medoc
słynie z czerwonych win, świetnej kuchni i niezbyt wstrzemięźliwych ludzi. To,
że właśnie oni żyją dłużej niż inni, nazwano "francuskim paradoksem". Ale my
już wiemy, kto za tym stoi - oczywiście Dionizos, z dzbanem taninowego wina.
Tanina zabija mikroby, wirusy, bakterie. Nawet woda niezdatna do picia z
domieszką czerwonego wina (albo octu) staje się mniej szkodliwa. Do 50 ml
czerwonego wina (jeden elegancki napełniony kieliszek, w jednej trzeciej,
zawiera 70 ml) wprowadzono 10 milionów pałeczek okrężnicy, bakterii żyjących w
przewodzie po karmowym człowieka. Po pól godzinie nie ostała się ani jedna.
Bakteriobójcze działanie zawdzięcza tanina różnym substancjom wchodzącym w jej
skład. Rośliny nie mają systemu odpornościowego analogicznego jak u zwierząt i
ludzi, dlatego bronią się przed agresją baktcrii i wirusów środkami
chemicznymi. Winorośl nie stanowi pod tym względem wyjątku, tyle tylko, że z
niej tłoczy się wino. Nawet jednoprocentowy roztwór czerwonego wina działa
antybakteryjnie. Ta cecha jest nie do pogardzenia biorąc pod uwagę paskudztwa,
jakie czyhają na nas w wodzie i pożywieniu. Lekarze, którzy nie chowają głowy w
piasek, twierdzą wprost: dobrze jest zabarwić wodę podawaną dzieciom kilkoma
kroplami (!) czerwonego wina, na pewno będzie to zdrowszy napój od rozmaitych
słodzonych, gazowanych, "ekstra" wyrobów przemysłu chemicznego, pardon,
spożywczego.
Temat: Oświecenie - dla Marghot i nie tylko;)
Oświecenie - dla Marghot i nie tylko;)
miasta.gazeta.pl/szczecin/1,34939,2977238.html
Nie wiemy, co jemy
Wojciech Sawicki odkrył tajemnicę górali
Marcin Górka 20-10-2005 , ostatnia aktualizacja 20-10-2005 18:53
Górale podrabiają oscypki, a producenci "antyalergicznych parówek ze strusi"
sprzedają wołowinę i wieprzowinę. Dzięki opracowanej przez szczecińskiego
doktoranta genetycznej metodzie badania żywności można wreszcie stwierdzić,
co naprawdę jemy
Badania genów w produktach spożywczych prowadzi od dwóch lat doktorant
katedry mikrobiologii żywności Akademii Rolniczej w Szczecinie Wojciech
Sawicki. Wyodrębnia geny charakterystyczne dla mięs czy mleka różnych
gatunków zwierząt.
- Na pierwszy ogień wzięliśmy parówki - opowiada. - W różnych sklepach
kupowaliśmy te, których producent zapewniał, że są np. drobiowe, cielęce czy
strusie. Chciałem przekonać się, czy parówki są z tego mięsa, którego nazwa
widnieje na etykiecie.
Kupił 30 różnych parówek drobiowych. Zaniósł do laboratorium. Tam razem z
zespołem wyodrębnił z DNA fragmenty charakterystyczne dla danego mięsa.
Opracował tzw. startery i zaczęło się badanie.
- Na 30 parówek drobiowych w 15 był dodatek wieprzowiny, w siedmiu wołowiny,
choć we wszystkich był też drób - mówi Sawicki. - Najgorzej było ze parówkami
strusimi [najdroższe, kilogram kosztuje ponad 50 zł, ponoć nie powodują
alergii - red.]. We wszystkich była wołowina albo wieprzowina, strusie mięso
było tylko dodatkiem!
Po parówkach przyszła kolei na oscypki. Zimą naukowcy pojechali w góry.
Zakupy robili na bazarach w Krynicy, Szklarskiej Porębie i Zakopanem,
oczywiście także na Krupówkach. - Baca mówił "łowce oscypki panocku, łowce" -
opowiada Wojciech Sawicki. - No to zabraliśmy ja do naszego laboratorium.
Przebadali sto serków. Efekt był szokujący. - W żadnym, podkreślam - w
żadnym, nie było owczego mleka - mówi Sawicki. - Górale robią je z krowiego!
A oscypki zgodnie z unijną dyrektywą mogą być wytwarzane tylko z mleka
owczego. Sawicki myślał przez chwilę, że może błąd tkwi w metodzie. Ale
przebadał produkt z owczego mleka i tam ono rzeczywiście było.
- Wyjaśnienie jest proste. Laktacja u owiec trwa krótko, tylko w kwietniu i
maju - tłumaczy Sawicki. - Gdyby baca chciał robić owcze oscypki zimą,
musiałby to mleko przechowywać w odpowiednich warunkach, a to by mu się nie
opłacało.
Wyniki badań zostaną wykorzystane w pracy doktorskiej Wojciecha Sawickiego.
Ale metoda już wkrótce znajdzie praktyczne zastosowanie. Naukowcy dogadali
się z celnikami. - Na zlecenie Izby Celnej będziemy badali próbki filetów
rybnych, bo gołym okiem trudno stwierdzić, z jakiego gatunku ryby są
zrobione - zapowiada Sawicki.
A to bardzo ważne, bo różne gatunki ryby różnie kosztują. Niedawno pisaliśmy
o firmie z Bydgoszczy, która sprowadziła z Azji filety błękitka, a w Polsce
sprzedawała je jako mintaja. Naukowcy z AR mają już charakterystyczne dla
poszczególnych gatunków ryb fragmenty DNA. Dzięki nim bardzo łatwo będzie
można odróżnić jedną rybę od drugiej.
Temat: Dlaczego rosły prerie, a nie las?
tylko o wilkach
alex.4 napisał:
> 1 Niebieska krew. To proste. Po podboju Hiszpanii przez Wizygotów,
arystokracja
>
> pochodziłą od Gotów. Ci byli trochę bardziej bladzi niż mieszkańcy półwyspu
> iberyjskiego. Im było widać zyły na rekach (tak jak nam). A te są niebieskie.
Z
>
> stąd się wziął mit arystokratycznej błękitnej krwii
O tak czyżby tylko żyły? To bardzo rozmywa kolory niezapominajek, chabrów, linu
i bardzo chmurzy jasne niebo. Artystyczno - ideologicznej selekcji Li.
> 2 Kromaniończycy od których pochodzimy, dosyć mocno róznili się fizycznie od
> neandertalczyków. Być może uważali tych pierwszych po prostu za zwierzęta.
Nie
> wiemy czy Neandertalczcy mogli mówić. I dlatego się z nimi nie krzyżowali.
to analno zwierzęca kopulacja dotyka raczej południowców gdzie możemy
praktycznie mówić o potomkach pedałow. Ich zwyczjowy gest poddańczy wystawienie
odbytnicy do spółkowania jakoś nie był przez BB doceniony skoro zadośćuczyniali
sękatymi kołkami.
O
> biologii neandertalczyków niewiele wiemy. Być może jeśli pojawiały się dzieci
z
>
> związków ludzi z neandertalczykami były one automatycznie porzucane. A na
> marginesie. Neandertalczycy mieli większe mózgi ale i byli masywniejsi. Wiec
> jeśli porównamy masę ciałą do wielkości mózgu to ich wieksze mózgi przestaja
> być oczywiste. Mózg neandertalczyków był też inny niż naszy. Mniej
rozbudowane
> były płaty czołowe. Wiekszy mózg nie znaczy inteligentniejszy....
np u slonia, ale trąba to sprytny organ. Jakoś tak się zkłada że z obszaru
gdzie żyły Neary wywodzi się wspólczesna cywilizacja. A udził innych fenotypów
jest wielkopomny BO nie wyeliminowali BB.
> Nie prawdą jest, że siedziby neandertalczyków pokrywają się z terenami
> zamieszkałymi przed bladawców o niebieskich oczach i jasnych włosach....
> Neandertalczycy zamieszkiwali nie tylko bliski wschód, ale i Azję środkową. A
w
>
> Kazachstanie jasne włosy, to wynik kolonizacji rosyjskiej, szczególnie za
> Stalina....
a raptem Stalina, przecież jego NKWD tępiło a nie romnażało BB. Ci zagłodzeni
na Ukrainie to po czystym kisielu BB. A udział semito/tish w organizacji
exterminacji biłego człowieka był zdecydowany.
Khazarzy ściemniją Kazachstan
A wczesniej Chingis Han wciska cimnotę na teren Azji
A wczesniej BB (Biało blue) znaleziono w Telamen w Chianch prowincja Xiang
Search google telamen teklamen mumies.(use spell sugest)
Tak że Azja też moze być BB do czsu kiedy BB hań zabibł a Mongołowi przejęli
tehcnologie od bałych kancowników kańca stepu.
> Jak na razie genetyka mówi jasno. Nie widać żadnych sladów krzyżowania się
> Neandertalczyków i ludzi. Jesteśmy tylko potomkami afrykanów (czyli
H.Sapiens).
>
> Neandertalczyk był oddzielnym gatunkiem. Zresztą pewnie rózne typy fizyczne
są
To nie jest jeszcze takie pewne. Jest pare próbek (3?) mDNA (MiTochondrialne)
wyciagnietego z kości. Ja sam robiłem PCR i wiem że 40 cykli replikacji to
troche za dużo szczególnie z tak zdeformowanego materiału. W lab się dba by
swieży DNA nie pocieły DNAzy których wszędzie pełno. Jak masz galaretkę DNA to
slad DNAzy na pipecie zaminia galaretkę w płyn w sekundach szatkując łancuchy
zagęszczajace roztwór. Co innego kolagen co innego DNA. Owszem gdyby był
mrożony Neandertal to co innego. Albo gdyby brano więcej materiąłu kostnego niż
132 mg.
1)Nie brano pod uwagę zwiększonego tempa mutagenezy przez Rodan w jaskiniach.
2)Analiza dotyczy hiperwariable mDNA
3)kiedy ojciec by przekazywał geny nie ma żadnego genetycznego zaprzeczenia. Bo
cała gadka o DNA opiera się o mtDNA
4)obszar występowania Nendertalczyków bardzo się pokrywa z obszarem białego-
niebieskookiego człowieka i ściema stalina nic tu nie da.
> duzo młodsze niż wyginięcie neandertalczyków. Człowiek z Kenwick, który
> wykazuje największe podobieństwo do ajnów nie nalezy do współcześnie
> istniejących typów fizycznych.
> Ras nie ma.
A jak nie ma? To co to jest czego nie ma?
A są różne fenotypy? Czyż nie inteligencja to widzenie różnic wśród podobieństw
i podobiństw wśród róznic? Inteligencja może tolerować różnorodność etniczną to
nawet ciekawe aże nie może nielogićzności i fałszu to samoczynnie będzie
protestować tu i ówdzie.
> Pozdr
Temat: Pieczywo Wasa
Znalazłam takie coś, szkoda tylko, że archiwum gazety jest dostępne za kasę:
Rakotwórcza substancja we frytkach, chipsach i chrupkim pieczywie
Marcin Jamkowski (29-07-2002 17:38)
Szwedzcy naukowcy potwierdzili, że podczas smażenia ziemniaków powstaje bardzo
niebezpieczna rakotwórcza substancja - akryloamid. Czy należy odstawić chipsy i
frytki?
Artykuł archiwalny; Nauka / 5.8 kB
Kup kod dostępu do pełnej treści tego artykułu.
Cena dostępu wynosi 2.44 zł.
Wyślij SMS o treści GA pod numer 7212
Otrzymany kod wpisz w pole na dole strony
Kup kod dostępu do pakietu 3 artykułów. Cena dostępu wynosi 4.88 zł.
Wyślij SMS o treści GA pod numer 7412
Otrzymany kod wpisz w pole na dole strony
Artykoool z RP 26kwietnia:
Badania - Niebezpieczna żywność
Rakotwórcze frytki
Niektóre produkty żywnościowe, takie jak frytki i chipsy, mogą zawierać
substancje rakotwórcze w wysokim stężeniu - poinformowali szwedzcy naukowcy. Ze
względu na wagę informacji, naukowcy zdecydowali się upublicznić ją jeszcze
przed oficjalnym zakończeniem badań i publikacjami w czasopismach fachowych. Do
uzyskania potwierdzenia specjaliści jednak nie zalecają wycofywania produktów
ze sklepów.
Z informacji przedstawionych przez naukowców z uniwersytetu w Sztokholmie i
szwedzkiego rządowego Instytutu ds. Żywności, w produktach zawierających duże
ilości węglowodanów, m.in. w ziemniakach, na skutek długotrwałego pieczenia lub
smażenia może dojść do wytwarzania akrylamidu - umieszczonego na liście
substancji podejrzewanych o działanie kancerogenne.
Szczególnie niebezpieczne jest stosunkowo wysokie jego stężenie w tak
przetworzonych potrawach. Jak twierdzą Szwedzi, zwykła paczka chipsów zawiera
500 razy więcej tej substancji niż dopuszczalne jej stężenie w litrze wody
pitnej, określone przez WHO. "Pracuję tu już 30 lat i jeszcze nigdy nie
widziałem czegoś takiego. Odkrycie, że akrylamid jest wytwarzany w procesie
przygotowywania jedzenia i to w tak dużej ilości, jest dla nas nowością. To
może wyjaśnić wiele przypadków zachorowań na raka", powiedział agencji Reuters
Leig Busk z Instytutu ds. Żywności. Według informacji Międzynarodowej Agencji
Badań nad Rakiem akrylamid powoduje uszkodzenia genetyczne, a testy na
zwierzętach dowiodły, że jest odpowiedzialny za powstawanie guzów nowotworowych
w żołądku.
Szwedzi o swoim odkryciu poinformowali już Komisję Europejską i rządy krajów
Unii. Nie zdecydowano się jednak jeszcze na wycofywanie produktów żywnościowych
ze sklepów. Zdaniem Leifa Buska przebadano dotąd ok. 100 wybranych losowo
próbek, co nie jest ilością wystarczającą do podjęcia tak radykalnych kroków.
Zdaniem dr Michaela Thuna z American Cancer Society, wahanie Szwedów, którzy
zwykle dbają o bezpieczeństwo konsumentów, świadczy o tym, że sami naukowcy
jeszcze nie mają pewności co do mechanizmu powstawania akrylamidu. PEKA
Nie wiem co o tym myśleć :-(
Pozdrawiam
Iza
Temat: czy mężczyźni boją się niezależnych kobiet?
Nie, nie boją się. Ale wygodniej żyje się z taką bardziej zależną. Taką co
ugotuje, posprząta, wyprasuje i w łóżeczku też usłuży kiedy potrzeba z
głaszczącą samcze ego uległością, na dodatkowe ekscesy przystając po krótkim
łupnięciu panawładczym butem przez pysk.
Ta niezależna to i może jest bardziej reprezentacyjna (jak miłe są zazdrosne
spojrzenia kolegów z pracy i z knajpy!!!), i o teorii kwarków można z nią
pogadać (zakładam, że samieć odróżnia kwarka od klakiera), albo w ostateczności
nową teorię makroekonomii machnąć i nobla zgarnąć, bo i niby dlaczego nie. Ale
który facet dobrowolnie lubi się wysilać przez czas dłuższy? żaden... A z
ryzykiem że się nie uda i cały wysiłek się zmarnuje???? UUUU!!!! HORROR!!!
Jeśli jakiś lubi taki długotrwały wysiłek, to on wyjątek jest i w zoo
należałoby go pokazywać albo wypchać sianem w muzeum, ale wcześniej próbki DNA
pobrać do banku genów...
Przykro to mówić, ale facet to zwierzę wygodne, lubi być podziwiane, chwalone
etc. ale możliwie za niewielką cenę - minimum wysiłku, maksimum wydajności.
Broń Boże nie potępiam tej filozofii, jest to mądra strategia przetrwania.
Ostatecznie, biologiczna funkcja kobiety jest związana z
rodzeniem/karmieniem/dbaniem (czyli prace cholernie upierdliwe, długotrwałe,
wykańczające i w ogóle be), a nie z sukcesem - bo ten zarezerwowały dla siebie
samce wolne od brzucha i cieknącego pokarmem biustu - i nie ma tu przesady -
pareset lat temu 'standardowa' pani w stosownym wieku karmiła lub była w ciąży -
na sukces brakowało czasu, jako że śmiertelność dzieci zmuszała do większych
wysiłków reprodukcyjnych.
Zatem skłonność panów do pań miłych i uległych jest, niejako z góry, wpisana w
ich geny. Pani niezależna to niemalże dziw, monstrum i mutant, z którym można
(i warto czasami) się przespać, aby zobaczyć, jak to jest w łózku z Niezależną
Feministką (NF jak samca pochwali, to wiadomo, że w łóżku trysnęło się ogierem
i buhajem, a potulna chwali zawsze, niezależnie od stanu faktycznego), ale
ognisko domowe lepiej powierzyć czemuś miłemu, uśmiechniętemu, z wyrazem
podziwu trwale wpisanym w oczęta. Aspiracje intelektualne tej istoty można
zaspokoić bez trudu, harlekinem lub inną papką i szafa gra. Pan i władca bez
trudu udowodni swoją przyrodzoną wyższość, a pani wie, że ma opiekuna mocnego i
mądrego. Że zdobył ją na własność nie byle kto i jej dzieci DNA będą mieć
cacy... i nawet nie pomyśli o zmianie jej pana na lepszego samca.
Zatem nie ma mocnych... jak któraś z niezależnych XX dopadła XY, który to ceni
i się nie boi, niech go szanuje, pieści i dba... do zoo wsadzi, DNA
zabezpieczy, do Czerwonej Księgi wpisze... i mimo wszystko od czasu do czasu
zatrzepocze rzęsami nabożnie szepcząc: och, skarbie, jaki ty jesteś
mądry/cudowny/silny/zaradny/inne*.
Sukces gwarantowany... jak XX Niezależna tak mówi, a XY w to uwierzy, to
samoocena mu skoczy że hej!...
*niepotrzebne skreślić. Uwaga! Nazwanie np. chronicznego anemika mocnym i
silnym może zakrawać na kpinę, czego samce z natury nie lubią. Anemika się
chwali za wrażliwą psychologię, głęboką duchowość, niepospolity intelekt. Można
wybrać tylko 1-2 opcje.
Pozdr
zora
ps. Staram się być niezależna, ponoszę wszelkie tego konsekwencje i czasami
żałuję, że na pewnych etapach egzystencji nie udawało mi się udawać biednego,
głupiutkiego króliczka... no, ale charakter nie pozwalał
Temat: Smród senatora Stokłosy
Za gazetą Poznańską z dnia 22.o6.2005r.
W poniedziałkową noc Piła znów dławiła się w fetorach z ,,Farmutilu’’. Kolejne
lato zapowiada się koszmarnie. Jedyną nadzieją jest rozporządzenie Ministerstwa
Środowiska w sprawie standardów zapachowych i metod oceny zapachowej.
Projekt rozporządzenia jest już gotowy. Dołączona jest do niego lista
działalności potencjalnie uciążliwych zapachowo, na której znajduje się hodowla
zwierząt, przetwórstwo żywności, jak również produkcja celulozy. - Listę należy
traktować jako propozycję - mówi Małgorzata Szalas-Piwińska, zastępca Biura
Edukacji Ekologicznej i Komunikacji Społecznej w Ministerstwie Środowiska. - W
chwili obecnej nie jest ona zamknięta ani uzgodniona.
To, co najważniejsze w projekcie dla mieszkańców Piły, Śmiłowa, Chodzieży i
wielu innych miejscowości to zawarte w nim dopuszczalne normy. Będzie także
możliwość stwierdzenia, czy są one przekraczane. - Badanie zapachu będzie
polegało na połączeniu metod laboratoryjnych z użyciem specjalistycznego
sprzętu do badania zapachów z wynikami pomiarów organoleptycznych wykonywanych
przez zespół ludzi, w skład którego wejdą przedstawiciele inspekcji, osoby
skarżące się na uciążliwość zapachową oraz przedstawiciele “skarżonego”
zakładu - wyjaśnia zastępca dyrektora BEEiKS.
Inspektorzy ochrony środowiska, którzy tak jak w Pile mieli do tej pory
związane ręce brakiem przepisów, dzięki rozporządzeniu będą mogli nakazać
działań naprawczych, a w przypadku nie spełnienia zaleceń, zastosowanie sankcji
karnych. Nie powinno też być większych problemów z interpretacją nowych
przepisów. Projekt rozporządzenia precyzuje bowiem dokładnie dopuszczalny
poziom substacji zapachowych, jak i dozwoloną częstość jego przekraczania.
- Projekt rozporządzenia nie jest efektem “wymuszania” ze strony UE - dodaje
Małgorzata Szalast-Piwińska. - Otrzymujemy liczne skargi na zakłady i
przedsiębiorstwa, których działalność jest uciążliwa zapachowo dla okolicznych
mieszkańców.
30 czerwca odbędzie się spotkanie zespołu złożonego z przedstawicieli
Ministerstwa Środowiska, Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska i
Wojewódzkich Inspektoratów Ochrony Środowiska z województwa zachodniopomorskie
i lubelskiego. - W tym właśnie gronie zostanie podjęta decyzja o kierunku
dalszych prac legislacyjnych nad projektem rozporządzenia - mówi Michał
Nurzyński, dyrektor BEEiKS.
Trzeba mieć nadzieję, że czerwcowa decyzja będzie początkiem szczęśliwego
końca, którym będzie opublikowanie rozporządzenia. Na te przepisy czeka z
niecierpliwością 150 tysięcy mieszkańców regionu pilskiego, którzy cierpią z
powodu uciążliwych zapachów emitowanych przez firmę senatora Henryka Stokłosy.
Inspektorzy Inspekcji Ochrony Środowiska uczestniczyli w dwóch wizytach
studyjnych w Holandii. Celem wizyty było zapoznanie się z praktycznymi
aspektami pomiarów uciążliwych zapachów i polityki odrowej w Holandii, w
szczególności pobierania próbek, wymagań w zakresie aparatury pomiarowej,
systemu jakości oraz interpretacji wyników pomiarów. Polskie i holenderskie
ministerstwa środowiska mają podpisane porozumienie o współpracy w tej
dziedzinie.
Temat: Stokłosa i jego zakłady na komisji sejmowej
Stokłosa i jego zakłady na komisji sejmowej
Sejmowa Komisja Rolnictwa i Rozwoju Wsizajmowała się omówieniem
dotychczasowych wyników kontroli "ZRP Farmutil HS", w związku z doniesieniem
o zakopaniu na swoim terenie "padliny" O oto kilka ciekawych wypowiedzi
naszego parlamentarzysty, senatora Henryka Stokłosy - senatora z sercem.
„jest to najnowocześniejszy zakład w Polsce, Europie, a może nawet i na
świecie. Jest to prawdziwa zabawka, gdzie wszystkie śmieci włącza się
joystickiem. Dwie osoby pracują na produkcji, bo może się zdarzyć, że któraś
z nich będzie musiała wyjść do ubikacji. I ten zakład może przerobić każdą
ilość odpadów. Praktycznie 25 ton na dobę, a może nawet 30 ton na dobę”. A na
początku obiecywał na aż 130 nowych miejsc pracy.
I dalej: „Drugi zakład (stary) jest modernizowany. Obecnie przerabia 1300 ton
na dobę, a po jego modernizacji będzie przerabiał 2200 ton na dobę, czyli
praktycznie jeśli ta nowa linia ruszy, a ruszy za tydzień, może dwa, a
najpóźniej za trzy tygodnie, to wszystkie odpady z całego kraju będą mogły
być tam, na miejsce być przywiezione i utylizowane”.
Jesteśmy dumni, że będą nas postrzegać jako zagłebie przerobu "padliny", A
senator mówi, że modernizacja miała polegać na eliminacji smrodu.
„ Ale wracając do dnia 5 sierpnia, kiedy to również uczestniczyłem w kontroli
wspólnie z Policją, oglądam Panoramę i oczom nie wierzę. Cóż w tej Panoramie
się znajduje? Zakopano 4300 ton padliny, stada bydła itd. Czy Państwo macie
wyobraźnię? No proszę uświadomić, uzmysłowić sobie, jeżeli by tyle zakopano,
jakie to by były hałdy? Jakie to by były góry? Jak to by wszystko wyglądało?
A później zarzuca mi się, że utrudniam inspekcji kontrolę”.
„Również pani Prezes Stowarzyszenia, pani Irena Sienkiewicz, ona była
nauczycielką szkoły podstawowej w Śmiłowie, tam, gdzie jest zakład. Bardzo
często, muszę powiedzieć, przychodziła do mojego zakładu z dziećmi na
wycieczkę, i między innymi, jak w dziewięćdziesiątym siódmym roku żeśmy
dołowali, to ona była też tam. I myślę, że to jest ta przyczyna. (...)
Zresztą pani Irena Sienkiewicz startuje na senatora Rzeczypospolitej. Ona w
tym okresie nie mogła zebrać podpisów. Miała bardzo duże kłopoty. Chciała
startować na posła z PO – nie wyszło, z PiS-u – nie wyszło, z lewicy – nie
wyszło. No to później wszystko robiła, żeby te podpisy zebrać i żeby się
zarejestrować. Ale myślę, że oprócz negowania pewnych rzeczy, to trzeba mieć
pewne osiągnięcia. Ja na dzień dzisiejszy mam te osiągnięcia. Ja się w ogóle,
proszę Państwa, tego nie wstydzę (...)”.
„(...) Próbki, które były pobrane, ponieważ ja jestem stroną i chciałbym w
tych badaniach uczestniczyć, na podstawie jakiego prawa materialnego będą one
interpretowane? Chciałbym dowiedzieć się. Wydaje mi się, że te badania zbyt
długo już trwają. Należałoby to wszystko pospieszać. Trzeba rozkopać, to
rozkopmy, tylko ustalmy, kto za to będzie płacił. Śpieszmy się z tym
wszystkim, bo jest to bardzo ciekawa sprawa i dobrze, żeby społeczeństwo się
dowiedziało (...)”.
Na zakończenie poseł Wojciech Mojzesowicz – przewodniczący Komisji Rolnictwa
i Rozwoju Wsi zauważył, że „pan senator mówi, że obcy kapitał panu grozi i
nie mówię, że to nie ma miejsca, różne rzeczy się dzieją, ale jak Panu
Senatorowi pasowało współpracować ze Smithfieldem w lobbowaniu na rzecz
przemysłowego tuczu, to Pan nie zauważył, że na tym traci 600 tysięcy
rolników. Mogą zbankrutować”. A „przemysłowy tucz rozwija się, łamie
przepisy, weterynaria też nie pilnuje tego, bez wymaganych pozwoleń budują,
płacą kary, mandaty... I nikt nie pochyli się nad ochroną środowiska”. No cóż
drodzy rolnicy, to wszystko przed wami. Tylko w USA, po wprowadzeniu
przemysłowego tuczu zwierząt zbankrutowało 2.100 000 gospodarstw farmerskich.
Już za kilkanaście dni wybory
Temat: Bary orientalne - smacznego
Bary orientalne - smacznego
Kraj
PAP, mat /2003-02-09 10:06:00
Ostrzeżenie przed barami orientalnymi
Przeterminowane produkty, brud na zapleczach, oszukiwanie na wadze i
zawyżanie cen - to tylko niektóre zarzuty Inspekcji Handlowej po kontroli
barów i restauracji z żywnością orientalną.
Inspekcja ostrzega przed stołowaniem się w tego typu placówkach.
Kontrola została przeprowadzona pod koniec 2002 r. w całym kraju. Zbadano 259
restauracji i barów serwujących potrawy kuchni chińskiej, wietnamskiej,
tureckiej, greckiej, meksykańskiej, indyjskiej, japońskiej, arabskiej i
afrykańskiej. W 90 proc. stwierdzono nieprawidłowości.
W 18 placówkach nierzetelnie obsługiwano klientów - zaniżano objętość potraw
i napojów alkoholowych, zawyżano ceny lub nie informowano konsumenta o wadze
zamówionego przez niego dania.
Podczas badań laboratoryjnych IH zakwestionowała jakość 50 proc. próbek
produktów ze względu na zaniżenie zawartości składnika głównego w potrawie,
zaniżenie mocy alkoholu oraz niedobór surowca kawy w naparach kawy naturalnej.
W 4 proc. barów inspektorzy zakwestionowali 175 partii towarów, ponieważ były
one przeterminowane. Przekroczenia terminów przydatności do spożycia wahały
się od 1 dnia do 19 miesięcy, natomiast daty minimalnej trwałości – od 2 dni
do 46 miesięcy.
Na przykład w jednej z orientalnych restauracji we Wrocławiu na stanie
magazynu, z przeznaczeniem do produkcji znajdowało się przeterminowane mięso:
o 15 dni 1,8 kg udźca cielęcego, o 38 dni 0,9 kg szynki, a nawet o 48 dni 0,6
kg polędwicy wołowej.
W 17 proc. zakładów inspektorzy stwierdzili niewłaściwy stan sanitarno-
porządkowy pomieszczeń, naczyń i mebli kuchennych oraz brak odzieży
ochronnej. Często stwierdzano również składowanie odpadków w otwartych
pojemnikach. W kolejnych 13,5 proc. barów nie dbano o odpowiednią temperaturę
składowania, segregację towarów oraz ich estetyczne przechowywanie.
Przykładowo w restauracji chińskiej w Łodzi pracownicy kuchni ubrani byli w
brudną odzież ochronną, stoły kuchenne także były brudne. W kuchni brakowało
mydła i ręcznika, a w zamrażarkach przetrzymywano bez właściwego rozdziału
asortymentowego wyroby gotowe z surowcami mrożonymi. W barze orientalnym w
Koszalinie nieczyste było zaplecze kuchenne, a na stole produkcyjnym
znajdowały się resztki po obróbce wstępnej warzyw. W urządzeniach
chłodniczych przechowywano łącznie mięso z kapustą i grzybami, zupę pekińską
z czosnkiem, masło i owoce konserwowe w otwartych puszkach.
Kontrola wykazała ponadto, że w ponad 18 proc. placówkach gastronomicznych
osoby zatrudnione bezpośrednio przy środkach spożywczych nie miały aktualnych
orzeczeń lekarskich. W 6 proc. zakładów zatrudnieni tam cudzoziemcy nie
posiadali zezwolenia wojewody na wykonywanie pracy lub nie mogli okazać
inspektorom karty stałego lub czasowego pobytu.
Inspektorzy stwierdzili też, że w ok. 30 placówek posługiwano się
nielegalnymi przyrządami pomiarowymi (np. wagami domowymi), a w 12 proc.
odmierzano porcje "na oko".
W wyniku kontroli nałożono 210 mandatów karnych na łączną kwotę 34,3 tys. zł,
skierowali 36 wniosków o ukaranie do sądów rejonowych, 10 spraw przekazano
organom ścigania.
Na początku roku policja wykryła, że mieszkający w okolicach Nowego Dworu
Mazowieckiego Wietnamczyk nielegalnie wyrabia spirytus z ryżu. Oprócz
spirytusu funkcjonariusze znaleźli w domu cudzoziemca mięso z kotów, psów i
kóz. Wietnamczyk skupował je, torturował, zabijał i sprzedawał. Mięso
trafiało do barów orientalnych na warszawskim stadionie X-lecia.
Mężczyźnie przedstawiono zarzut nielegalnego wyrobu spirytusu. Przygotowywany
jest zarzut znęcania się nad zwierzętami.
Omar1 pyta : Wystarczy?
Temat: Powiat Śmierdzielowski!
Sejmowa Komisja Rolnictwa i Rozwoju Wsizajmowała się omówieniem
dotychczasowych wyników kontroli "ZRP Farmutil HS", w związku z doniesieniem o
zakopaniu na swoim terenie "padliny" O oto kilka ciekawych wypowiedzi naszego
parlamentarzysty, senatora Henryka Stokłosy - senatora z sercem.
„jest to najnowocześniejszy zakład w Polsce, Europie, a może nawet i na
świecie. Jest to prawdziwa zabawka, gdzie wszystkie śmieci włącza się
joystickiem. Dwie osoby pracują na produkcji, bo może się zdarzyć, że któraś z
nich będzie musiała wyjść do ubikacji. I ten zakład może przerobić każdą ilość
odpadów. Praktycznie 25 ton na dobę, a może nawet 30 ton na dobę”. A na
początku obiecywał na aż 130 nowych miejsc pracy.
I dalej: „Drugi zakład (stary) jest modernizowany. Obecnie przerabia 1300 ton
na dobę, a po jego modernizacji będzie przerabiał 2200 ton na dobę, czyli
praktycznie jeśli ta nowa linia ruszy, a ruszy za tydzień, może dwa, a
najpóźniej za trzy tygodnie, to wszystkie odpady z całego kraju będą mogły być
tam, na miejsce być przywiezione i utylizowane”.
Jesteśmy dumni, że będą nas postrzegać jako zagłebie przerobu "padliny", A
senator mówi, że modernizacja miała polegać na eliminacji smrodu.
„ Ale wracając do dnia 5 sierpnia, kiedy to również uczestniczyłem w kontroli
wspólnie z Policją, oglądam Panoramę i oczom nie wierzę. Cóż w tej Panoramie
się znajduje? Zakopano 4300 ton padliny, stada bydła itd. Czy Państwo macie
wyobraźnię? No proszę uświadomić, uzmysłowić sobie, jeżeli by tyle zakopano,
jakie to by były hałdy? Jakie to by były góry? Jak to by wszystko wyglądało? A
później zarzuca mi się, że utrudniam inspekcji kontrolę”.
„Również pani Prezes Stowarzyszenia, pani Irena Sienkiewicz, ona była
nauczycielką szkoły podstawowej w Śmiłowie, tam, gdzie jest zakład. Bardzo
często, muszę powiedzieć, przychodziła do mojego zakładu z dziećmi na
wycieczkę, i między innymi, jak w dziewięćdziesiątym siódmym roku żeśmy
dołowali, to ona była też tam. I myślę, że to jest ta przyczyna. (...) Zresztą
pani Irena Sienkiewicz startuje na senatora Rzeczypospolitej. Ona w tym okresie
nie mogła zebrać podpisów. Miała bardzo duże kłopoty. Chciała startować na
posła z PO – nie wyszło, z PiS-u – nie wyszło, z lewicy – nie wyszło. No to
później wszystko robiła, żeby te podpisy zebrać i żeby się zarejestrować. Ale
myślę, że oprócz negowania pewnych rzeczy, to trzeba mieć pewne osiągnięcia. Ja
na dzień dzisiejszy mam te osiągnięcia. Ja się w ogóle, proszę Państwa, tego
nie wstydzę (...)”.
„(...) Próbki, które były pobrane, ponieważ ja jestem stroną i chciałbym w tych
badaniach uczestniczyć, na podstawie jakiego prawa materialnego będą one
interpretowane? Chciałbym dowiedzieć się. Wydaje mi się, że te badania zbyt
długo już trwają. Należałoby to wszystko pospieszać. Trzeba rozkopać, to
rozkopmy, tylko ustalmy, kto za to będzie płacił. Śpieszmy się z tym wszystkim,
bo jest to bardzo ciekawa sprawa i dobrze, żeby społeczeństwo się dowiedziało
(...)”.
Na zakończenie poseł Wojciech Mojzesowicz – przewodniczący Komisji Rolnictwa i
Rozwoju Wsi zauważył, że „pan senator mówi, że obcy kapitał panu grozi i nie
mówię, że to nie ma miejsca, różne rzeczy się dzieją, ale jak Panu Senatorowi
pasowało współpracować ze Smithfieldem w lobbowaniu na rzecz przemysłowego
tuczu, to Pan nie zauważył, że na tym traci 600 tysięcy rolników. Mogą
zbankrutować”. A „przemysłowy tucz rozwija się, łamie przepisy, weterynaria też
nie pilnuje tego, bez wymaganych pozwoleń budują, płacą kary, mandaty... I nikt
nie pochyli się nad ochroną środowiska”. No cóż drodzy rolnicy, to wszystko
przed wami. Tylko w USA, po wprowadzeniu przemysłowego tuczu zwierząt
zbankrutowało 2.100 000 gospodarstw farmerskich. Już za kilkanaście dni wybory.
Strona 3 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 129 wypowiedzi • 1, 2, 3