Czytasz wypowiedzi wyszukane dla słów: próba barwna





Temat: Jan Kazimierz-kardynal politykier
Jan Kazimierz-kardynal politykier
Jan Kazimierz (1609 - 1672)
Urodził się 22 III 1609 r., zmarł 16 XII 1672 r. Przyszły król miał bardzo
barwną przeszłość. Jan Kazimierz brał udział w wojnie trzydziestoletniej jako
pułkownik wojsk cesarskich. Oskarżony przez Francuzów o szpiegostwo, dwa lata
spędził w więzieniu (lata 1638-1640). W 1643 r. trafił do zakonu jezuitów w
Rzymie. Po trzech latach (1646 r.) z rąk papieża otrzymał godność kardynała.
Gdy się okazało, że za tytułem nie idą żadne apanaże, szybko zrzekł się
tytułu i powrócił do Polski. Tron polski objął w bardzo trudnej dla kraju
chwili - cała Ukraina objęta była już powstaniem Chmielnickiego. Po elekcji
(20 XI 1648 r.) i koronacji (17 I 1649 r.) nowy król stanął przed problem
rozwiązania kwestii kozackiej. Jeszcze nie zakończono jednej wojny gdy,
Rzeczpospolitą zaatakowała Moskwa (w 1654 r.), a następnie rozpoczął się
potop szwedzki (1655 r.). Jan Kazimierz został zmuszony opuścić na kilka
miesięcy granice Rzeczypospolitej. Odsunięcie realnej groźby rozbioru państwa
przez sąsiadów przyszło drogo opłacić. Traktatami wielawsko-bydgoskimi (19 IX
1657 r.) Polska zrezygnowała z lenna pruskiego, a elektor brandenburski
Fryderyk Wilhelm I uzyskał suwerenność Prus Książęcych w zamian za
odstąpienie od Szwedów. W 1658 r. z Rzeczpospolitej wyrzucono arian,
oskarżanych o sprzyjanie Szwedom. Za panowania Jana Kazimierza pojawiły się
pierwsze symptomy rozpadu ustroju Rzeczypospolitej. W 1652 r. sejm został
zerwany przez liberum veto. Próby reform, szczególnie pomysł wyboru króla za
życia poprzednika (vivente rege), spotkały się ze zdecydowanym sprzeciwem
szlachty. Rokoszanie pod wodzą Jerzego Lubomirskiego, hetmana polnego i
marszałka wielkiego koronnego (stąd rokosz Lubomirskiego) w bitwach pod
Częstochową (1665 r.) i Mątwami (1666 r.) pobiły armię królewską. Król nie
widząc możliwości porozumienia się ze swymi poddanymi, abdykował 16 IX 1668
r. Jan Kazimierz przeniósł się do Francji, gdzie zmarł. W 1675 r. ciało króla
przewieziono do Polski i złożono na Wawelu.






Temat: spomniynia ze wycieczki
Własciwie to te zamki ciagle były napadane przez rozbójników i często władany
przez nich. Zobaczycie jaki ten zamek w Tropsztynie jest śliczny i lie w nim
kościotrupów, ale dopiero po włożeniu zdjęcia.
Moja wersja dalszych dziejów legendy jest taka :

Czy to legenda czy prawda ?
Dalej historia tak się toczy:
Już po roku 1946.
Otóż wnuk Ernesta, Andrzej Benesz, zamieszkały wówczas w Bochni kolo Krakowa,
rozpoczął poszukiwania dokumentów. W archiwach kościoła św. Krzyża w Krakowie
odnalazł on akt adopcji małego Antoniego. Tajemnicę skarbu miał zawierać
testament ukryty pod progiem bramy wejściowej zamku górnego w Niedzicy. Skarb
ukryty przed Hiszpanami w Peru był częściowo zatopiony w zatoce Vigo w
Hiszpani, składał sie również z części przekazanej Radzie Emisariuszy Inków
przebywającej w Niedzicy.
Wspomniany wyżej Andrzej Benesz, praprawnuk Antonia Benesza, Tupac Amaru 31
lipca 1946 roku w obecności milicjantow dokonał wyjęcia tajemniczej tuby, w
ktorej ukryty był pęk rzemieni powiązanych węzłami - starożytny zapis jęzuka
Inków, tzw. quipu. Po tym akcie w historii Andrzeja Benesza zaszły dramatyczne
zmiany - włącznie z jego tragiczną śmiercią w 1976 roku.

Próbę wyjaśnienia tajemnicy skarbu Inków, przedstawia barwna filmowa
inscenizacja przedstawiana tylko na zamku w Tropsztynie (Wytrzyszcze) - film
bardzo chroniony specjalnymi prawami. Oto informacja o filmie zamieszczona na
zamku w Tropsztynie.
schlesien.nwgw.de/foto/displayimage.php?album=215&pos=5
Sama nazwa Tropsztynu przypuszczam o czym nie mówi przewodnik wiąze się z
tropem , sztyn to kamień. Moze to chodzi o trop skarbów Inków ?

Dodam również, że aktualne nazwisko właściciela zamku w Tropszynie jest wielką
tajemnicą i oficjalnie nie ujawniane.





Temat: Trochę Historii Najnowszej...

Cały materiał jest interesujący, choć nie wszyscy doczytają do końca.
W ramach forum religijnego chciałbym podzielić się z czcigodnymi Forumowiczami,
że mnie też zaszokował fragment wspomnień prof. Grabowskiego w sprawie Kościoła.

Cytuję:

**************************
Wśród wielu składników tej barwnej mozaiki bardzo ciekawy wydał mi się fragment
o udziale w konferencji w Castel Gandolfo w obecności Jana Pawła II. Konferencja
zorganizowana w 1986 r. poświęcona była relacjom między nauką a religią.

„Z wielu rozmów - wspomina autor - utkwiła mi mocno w pamięci dłuższa rozmowa z
ks. Dziwiszem, sekretarzem i najbliższym pomocnikiem papieskim. Gdy wspomniałem
coś o komunizmie, ks. Dziwisz machnął ręką z lekceważeniem: - Komunizm upada, to
już nie jest poważny przeciwnik Kościoła. - Któż zatem jest? - zapytałem. Ks.
Dziwisz odparł z naciskiem: »Masoni! «, po czym przedstawił mi ponurą wizję
świata rządzonego przez masonerię na przykładzie Francji i Ameryki Łacińskiej.
Wysłuchałem tego z przerażeniem - najbliższy człowiek Papieża, prawdopodobnie
filtrujący informacje do niego płynące, wierzy w spiskową teorię świata? Próby
dyskusji były daremne, zresztą ja za mało wiedziałem o masonerii. (...) Gdy się
dowiedziałem, że współczesnymi wybitnymi masonami byli jakoby Andrzej Strug,
Antoni Słonimski, Klemens Szaniawski, Jan Józef Lipski - najszlachetniejsi
ludzie pod słońcem - doszedłem do wniosku, że masoneria jest widocznie godna
uznania, a nie potępienia. Tym większe było moje przerażenie na myśl o ks.
Dziwiszu. Na szczęście Papież ma swój własny pogląd na świat, a zapewne i inne
źródła informacji”.

Po przeczytaniu tego pomyślałem, że dzisiaj i nam pozostaje ufać, że kardynał
Stanisław Dziwisz, metropolita krakowski, ma inne źródła informacji...

Źródło:
serwisy.gazeta.pl/wyborcza/1,34474,3589894.html
***********************************

Kłaniam się nisko.




Temat: Kolejny hipermarket czyli jeżycki koszmar
tym razem Radnego Kręglewskiego nie było
na antenie WTK, w zeszłym roku Przewodniczący Komisji Planowania Rady Miasta Poznania Pan Radny
Kręglewski odpowiadając publicznie na moje zarzuty związane z lokowaniem inwestycji wzdłuż ulicy
Bukowskiej / trasie łączącej Lotnisko z Centrum/: Hotelu przy Rondzie Kopernika (w budowie), Centrum
Stomatologii w kwartale Bukowska, Przybyszewskiego, Rokietnicka, Polna, oraz Marketu o pow.
150.000 m2. za skrzyżowaniem z Al. Polską,
a także 1.500 m2 tzw. Galerii Handlowej w starej Zajezdni przy ul. Gajowej, co z pewnością
zablokuje Rondo Kaponiera;
stwierdził że nie mam racji, inwestycje - łącznie z adaptacją Zajezdni nie pogorszą sytuacji
komunikacyjnej, a jeżeli tak, to on gotów jest wejść pod stół i odszczekać swoje słowa.

Czekam więc, bo obecna sytuacja na Bukowskiej już pokazała, co znaczy brak wyobraźni planistów.

Pytania dotyczące komunikacji w świetle planów zadałem także przedstawicielom Rady Miasta Poznania
wręczając barwny plan przed posiedzeniem Rady przyjmującej uchwałę. Do ręki otrzymał ją redaktor
WTK. Było to jeszcze przed zbieraniem podpisów przez Radę Dzielnicy Jeżyce. Pozostało to wtedy bez
reakcji.

Z ww. problemami komunikacji na Jeżycach wiąże się też koncepcja zmian trasa tramwajowej mającej
połączyć ul. Grunwaldzką, poprzez Zeylanda do ul. Zwierzynieckiej i Ronda Kaponiera.
W wąskiej ul. Zeylanda nie ma możliwości przeprowadzenia 2. torów tramwajowych i niezależnie 2.
jezdni. W tej sytuacji samochody będą musiały pokonywać tor jazdy wspólnie z tramwajem.
Regulować będą ten ruch światła na narożniku Bukowska i Zeylanda oraz Grunwaldzka Matejki, a to
spowolni dodatkowo ruch na obu osiach.

W naszym kraju nie obowiązują Unijne ustawy regulujące zasady wydawania zezwoleń na budowę
Marketów. Próba wniesienia takiego projektu pod obrady Sejmu, jako projektu społecznego się w roku
zeszłym nie powiodła. Chociaż zebrano ponad 100 tys. podpisów to został przekroczony termin. W
czasie określonym było ponad 96.000. W Unii przepisy zabezpieczają przed korupcją lokalną związaną
z wydawaniem zezwoleń na otwieranie marketów powyżej 1.500 ? 2.000 m2 i zgodę wydaje Minister.




Temat: Finisz sezonu w Filharmonii
Piątek, 1 czerwca 2007, godz. 19:30
Sala Koncertowa
Koncert symfoniczny
Zakończenie sezonu artystycznego 2006/2007
ORKIESTRA SYMFONICZNA I CHÓR FILHARMONII NARODOWEJ
Antoni WIT - dyrygent
Olga PASIECZNIK - sopran
Urszula KRYGER - mezzosopran
James OXLEY - tenor
Piotr NOWACKI - bas
Henryk WOJNAROWSKI - kierownik chóru
Maciej JABŁOŃSKI - Somnos na chór i orkiestrę (utwór napisany na zamówienie ZKP i FN - prawykonanie)
Wolfgang Amadeus MOZART – Msza c-moll KV 427

Wprowadzenie do koncertu
Sala Kameralna, godz. 18.30
Jacek MARCZYŃSKI (Rzeczpospolita)

No to do rzeczy. Utwór Apfelbauma słyszałam na koncercie po raz drugi - pierwszy raz był na czwartkowej próbie, kiedy to nawet nie wiedziałam (wstyd!) jaki utwór ma tytuł - i czy w ogóle ma. Bardzo mi się podobał - ja się na muzyce współczesnej wcale nie znam, owszem, nie odrzuca mnie i nawet czasem sobie czegoś posłucham, ale nie jestem wytrawną znawczynią technik, stylów, prądów itd.
Co mi się podobało? Otóż to, że Apfel świetnie zna się na orkiestrze i że to wszystko świetnie brzmiało. Już na próbie miałam jakieś takie wizyjno-senne skojarzenia - okazało się że były one na miejscu To jest chyba świetny utwór do nagrania - bardzo barwny i przestrzenny (dialogi perkusji!), fajne wykorzystanie chóru - choć przyznam, że na probie szeptane słowo "bezwzględność" zrozumiałam jako "bezsenność"... Nie wiem czy to wina chóru czy moja... Ale przyznacie, że kompozytor lubi się nad chórzystami znęcać?
Nie wiem co na to kompozytor, ale miałam wrażenie, że mimo iż partytura trudna, to wykonawcy byli bardzo dobrze nauczeni.
Natomiast wcale nie podobało mi się to, że koncert nie był nagrywany.

O Mozarcie też wypadałoby coś napisać (jak sobie żartowałyśmy z Araną - "po przerwie zagrano Mozarta - też dobry kompozytor"). Kanarek mnie zbeszta, bo trochę ponarzekam... Powiem tak: nie lubię zabierania się do Mozarta tak licznymi siłami i manierą którą gra (zawsze i każda) orkiestra symfoniczna. Bo to się musi skończyć interpretacją przyciężkawą, nieruchliwą i gubiącą liczne piękne szczegóły. Ale odłożywszy to na bok muszę przyznać, że - w tej konwencji - było to dobre wykonanie. Nie moja estetyka kompletnie, ale naprawdę byłam paroma miejscami pozytywnie zaskoczona.
Bardzo podobały mi się panie solistki (tenor w porządku, ale ma mało do śpiewania, bas ma ostatnimi czasy bardzo zmęczony głos) - chociaż z obu pań zdecydowanie wolę panią Kryger (Boże, ona tak potrafi śpiewać Mozarta???!!!) Pani Pasiecznik popada niestety w jakąś taką operową manierę - co w sumie w Mszy c-moll nie jest nie na miejscu, tyle że ta jej opera jest XIX wieczna... Zbyt to było rozwibrowane i bez potrzebnej tu (chyba) prostoty.

No i bardzo Forumowiczom dziękuję za przemiły wieczór potem. Trwał zdecydowanie zbyt krótko - ale to przecież wina tych pań które chciały zamykać

PS bardzo ujęło mnie stwierdzenie w książce programowej, że kompozytor (mowa o Apfelu) lubi gotować




Temat: czesc olga
Wysiłek mój marny. Zarazka nie widzi, nie słyszy...

> > Woland, którego miałam okazję niedawno tutaj poznać, z daleka wydawał się
taki
> > syntetyczny, ale "z bliska"... to barwny kalejdoskop szczegółów.

> to chyba dobrze, co?

...a właśnie, że źle.
Magma i schizofrenia...
Oświadzczm, że: od tej pory „2w1” zostawiam bez dalszych komentarzy.

> > Obecnia pokornie spycha się na peryferia, unika walki (...), przekroczył
zasięg
mojego widzenia

Nie widzę go na horyzoncie, spotykam tylko na pewnej „intelektualnej
prowincji”, na której wszystkim nam zdarza się bywać, niestety.

> > Widzę to, co widzę: Cel Twój osiągnięty, Zarazko

...skoro do tej pory nie zobaczyłeś to już nie zobaczysz. Z wyprzedzeniem już
wiem, że masz też problemy z uszami, więc krzyknę: JEŚLI NIE JESTEŚ W STANIE NA
PIERWSZY RZUT OKA WIELE WYJAŚNIĆ (znaczy: zobaczyć) SAM MUSISZ IŚĆ DO OKULISTY!

> polecam wizyte u okulisty

Ja widzę doskonale!

> > To jakiś wewnętrzny paradoks: Woland, który niestrudzenie „bada próby,
> > poddając je paraintelektualnej selekcji”

> przydalaby sie sie single 2 ze slownikiem;

Zarazko, na litość boską, przestań eksplorować ten nieszczęsny pomysł
z „singlowymi słownikami”, toż to wierutna bzdura istny encyklopedyzm; zostawmy
Single2 i jej elukubracje. Single przydałaby się bez słownika, mogłaby wspierać
dobrym słowem, otaczać szczególnymi względami swojego rycerza, no nie?

> nie rozumiem co to jest "paraintelektualna selekcja";
> brednie, czy mam cos z uszami?

Już mnie gardło boli, a tutaj znowu krzyknąć trzeba: I NA DODATEK MASZ COŚ Z
USZAMI (!) CYTOWAŁAM WOLANDA, WIĘC JEGO SPYTAJ(!) o te urocze brednie ujęte
wyżej w cudzysłowie...

(• Re: Do dwóch egzegetów. 22-08-2001; Woland napisał: statystyka nie kłamie,
kiedy próba jest odpowiednio duża. W związku z tym, że badana próba była
poddana wstępnej paraintelektualnej selekcji, nie musi ona wynosić akurat 1127
dorosłych mieszkańców naszego kraju. )

> > Paradoks tkwi zapewne w strukturze wolandowego „bytuniebytu”.

> alez olgo, to cel, to wyzwanie, zglebic istote tego paradoksu

Nie tylko tego, życie roi się od paradoksów, np.: Ty, Zarazko, zachowujesz się
wbrew rozsądkowi, wbrew własnemu dobru (wiedzialeś, że cięgi zbierzesz) i ciesz
mnie to, tylko o tyle, o ile można uznać, że paradoks jest przeciwieństwem
stagnacji jaka mogła tutaj zapanować.

> ps.
> przepraszam, jesli bylem w ktoryms miejscu niemily

...WE WSZYSTKICH MIEJSCACH PRZESTRZENI ZAJĘTEJ PRZEZ TWOJE SŁOWA -ochrypłam
przez Ciebie na dobre - właśnie ta przestrzeń (k`woli wyjaśnienia), jak na
razie, ma swoją ciągłość, nie mówiłam tutaj o przestrzeni życiowej ani żadnej
innej wspólnej przestrzeni –mówię upraszczając, gdybyś mnie znowu na opak
zrozumiał...

P.S.
Czy przepraszam?
Przepraszam, bo coraz większą dynamikę ma to nasze zderzenie...

Pozdrawiam.

Olga /z emocją, a czasami bez.../




Temat: Premiery teatralne na wrocławskich stronach Gazety
Gość portalu: magician napisał(a):

> Ja tylko próbuję coś wymyśleć! Nie ma żadnej dziejowej sprawiedliwości.
> Jaroszku ile Ty masz lat Ty mi powiedz żeby takie rzeczy o sprawiedliwości
> opowiadaća

Ile mam lat, niech pozostanie moją słodką tajemnicą ;-))) Przynajmniej do czasu
zdekonspirowania. Mogę jedynie na razie powiedzieć, że troszkę więcej od Ciebie
;-))) Ale nie tak znów baaaardzo dużo ;-P

...bosz... ! :)))

Neon Boscha przy ul. Piłsudskiego? Uj, świeci jak diabli ;-)))))))

> I Bogu dzięki bo inaczej w życiu nie widzielibyśmy "Hotelu pod ANiołem"!!! A
> to by było straszne...

Kwestia gustu. Ja tam wolę "Historię Jakuba". Niemniej i tak z największym
rozrzewnieniem wspominam "Historyję o chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim"
Mikołaja z Wilkowiecka. To był spektakl!!! Mucha nie siada!!! :-))))))))) Na
szczęście Piotrek ma dalsze plany współpracy z Meissnerową, ale na razie jeszcze
o tym sza ;-)))))

> Jak widać da się z nią żyć z tą Meissner a że wymaga i nie zawsze daje za
> wygraną... Słyszałeś co mówili na rozmowie DIALOG z chyba Gogolewskim?
> "Gdzie diabeł nie może tam Meissner pośle" :)))))))

Święte słowa! Słyszałem na własne uszy ;-)))

Da się żyć, jeśli tylko się będzie po tej samej stronie barykady. Kos z Papisem
po pewnym czasie znaleźli się po przeciwnej...

Zobacz drugi obrazek od góry:
www.jacekpapis.art.pl/barwny.htm

> Czytaj Lupa? :)))) a kto jest rektorem warszawskiej PWST?

Lupa też, ale nie tylko. Także Jarocki, Grabowski i kilkoro innych reżyserów. No
i oczywiście mnóstwo znakomitych aktorów (Trela, Polony, Stuhr, Globisz i jeszcze
długo można by wymieniać). A swego czasu także nieodżałowany ks. Tischner, jeden
z najmądrzejszych ludzi na tym świecie...

Rektorem warszawskiej AT (zmienili swego czasu nazwę na Akademię Teatralną) jest,
niestety, Jan Englert. Aktor dobry, ale reżyser bardzo marny. Strona AT (może
śmiało konkurować o miano najgorszej, jaką w życiu widziałem - od lat "w
budowie"): www.at.edu.pl/

> Kowalski też ma. Czemu go skreśliłeś?

Bo on już zadebiutował. I, jak powyżej piszę, ślad po nim zaginął. Może poszedł w
ślady Pawła Dangla? To taki bardzo zdolny reżyser, pracujący głównie w pierwszej
połowie lat 80. Nagle przestał robić przedstawienia i przeobraził się - z
sukcesem! - w biznesmena. Nie pamiętam, czym się teraz zajmuje, w każdym razie
obraca dużą gotówką i ani myśli wracać do teatru...

> Czy Warlikowski był sławny jak tylko otrzymał dyplom ukończenia reżyserii
> kraowskiej? Chyba nie...

Oczywiście, że nie. Przy czym Warlikowski jest chyba najwszechstronniej
wyedukowanym reżyserem w polskim teatrze - ze studiami zagranicznymi włącznie.
Zaczęło być o nim głośno już parę lat po studiach - z tego, co pamiętam, to od
czasów "Roberto Zucco" Koltesa w Teatrze Nowym w Poznaniu (mimo że wcześniej
pracował za granicą oraz w Starym T. w Krakowie. No i ten "Kupiec wenecki" u
Meissnerowej w Toruniu).

Nawiasem mówiąc, Warlikowski nie miał szczęścia do pracy we Wrocławiu, mimo że
parokrotnie podejmowane były takie próby. Mało znanym reżyserem jeszcze będąc,
zrobił w naszej PWST dyplomowy spektakl "Zbrodnia przy ulicy Lourcine" Labiche'a -
z tym rokiem studentów, na którym byli Imiela i Kiljan. Wspomnianego
wyżej "Roberta Zucco" miał wystawiać u nas we Współczesnym, kiedy dyrektorowała
nim Julia Wernio, no ale znienacka (jak horda kruków zdradziecka) przyszedł
Lesień i plany wzięły w łeb. Później za dyrekcji Wekslera miał w Polskim na Dużej
Scenie wyreżyserować "Edwarda II" Marlowe'a - i znowu nic z tego nie wyszło. Nie
wiem, dlaczego. Czyżby finanse? Dopiero teraz ci "Oczyszczeni"...

To już będzie piętrowa dygresja, ale Warlikowski wcale nie był jedynym dobrym
reżyserem, któremu się na Dużej Scenie T. Polskiego nie udało wystawić Marlowe'a.
Pod koniec lat 60. przymierzał się tam do pokazania "Doktora Faustusa" sam Konrad
Swinarski. Jak wiadomo, nigdy niczego we Wrocławiu jednak nie wyreżyserował :-(((

Buziaczków mnóstwo :-)))))))



Temat: Młodzi słuchacze Radia Maryja na Jasnej Górze
Gość portalu: Gosc napisał(a):
> Filip, popieram twoje zdanie!
________________________________________________________________________________

No !.... i pieknie dziekuje za zrozumienie.

Kraju moj, kraju barwny,
pelargonii i malwy.
Kraju wegla i stali,
Sosny i konwalii.

I jeszcze; bardzo mi sie maza naprawde ciekawe tematy na kazdej z polskich list
dyskusyjnych. Tematy spolecznie wazne.
Problem jednak w tym ze nadal to myslenie spoleczne nosi pietno tamtych 60-ciu
lat zniewolenia umyslow ludzkich, i nadal proby zerwania z nim sa z otwarta
beszczelnoscia tlamszone i kanalizowane.
Bazuje na elementach polityki czy zycia spolecznego, niezwykle waznych, bo
dotyczacych przyszlosci jak ow temat "za czy przeciw UE"
Sa to zwykle bzdety, dyskusyjne wypelniacze nie wnoszace nic z zyciem jednostki
i spoleczenstwa. Sa to ciezkie kamienie przywiazywane do SPOLECZNEJ MYSLI,
dzieki ktorym owa mysl zamiast wyplywac i byc jakims zaczynem zycia, dzialania,
tworzenia idzie na dno. Przykladow tego jest cale mnostwo. Ot chocby obecny
poziom gazet czasopism ukazujacych sie w Polsce. Np taki "Przeglad Techniczny"
przeszedl siebie i pisze juz nie o technice tylko o czlowieku, a scisle jego
kompleksach( sugerujac koniecznosc chirurgicznego przedluzania czlonka).

W ten sposob mozna kontrolowac cale spoleczenstwo. Tak mozna narzucac mu
wygodny dla rzadzacych punkt widzenia, a powtarzany wielokrotnie z ekranu czy w
radiu polityczny slogan z wolna zdobywa sobie spoleczna akceptacje ludzi nie
potrafiacych samodzielnie myslec. Wdziera sie sila do ich mozgow i obezwladnia.

Bardzo lubie sluchac kilku zaledwie radiostacji na tym kontynencie, czyli Am.
Pln. analizujacych "techniki masmedialnej propagandy". Tu sie wyklada
oficjalnie na wielu stacjach radiowych metody manipulowania spoleczenstwami i
nikt nie moze zakazac takiej dzialalnosci, o ile nie rani ona uczuc religijnych
czy stosuje nigdzie niepotwierdzone pomowienia wzgledem znanych osob. By byly
groznymi musialyby byc to pomowienia bardzo powazne np; ze dana osoba przyjela
lapowke, albo dopuscila sie innych czynow, zachowan spolecznie
nieakceptowalnych.
Ostatnio sluchalem dosc ciekawego tematu i bylby on takze ydla sluchacza
polskiego z racji zblizajacego sie referendum. W kontekscie tego co slyszalem
spoleczenstwo polskie w dniu referendum powinna ogarnac totalna apatja i
niechec do jakiego kolwiek dzialania. Takie samopoczucie czlowieka znad Wisly w
dniu referendum powinno przesadzic o wyniku glosowania. Wiekszosc pozostanie w
domach usprawiedliwiajac swa postawe; "Niech glosowac ida ci co licza na
korzysci aneksji. Ja nie bede mial z tego zadnych korzysci, zreszta mam prawo
wyboru i dlatego pozostaje w domu."

Mowiono o technice rozpylania na olbrzymich terenach, powiedzmy kraju srodkow
chalucynogennych, usmiezajacych czy rozweselajacych, oddzialywujacych na stan
samopoczucia mieszkancow danego regionu.

Domyslam sie ze w ten oto sposob wasza uspiona czujnosc na czas referendum
powinna przyniesc pozytywny wynik glosowania na TAK dla sprawujacych wladze.
Proby rozpylania niewielu ludziom znanych z nazwy srodkow toksycznych obliczane
w dawkach na organizm czlowieka wypadly dosc pomyslnie w niektorych rejonach
Afryki i Azji i A.Pol.

Tak wygrywa kazda koncepcja poparta pieniadzem, i wizja swiata rodzaca sie na
najwyzszych pietrach wierzowcow swiatowej finansjery, z ktorych okien nie
widac juz spolecznych dolow. One sa zbyt odlegle i pograzone w mroku.




Temat: Abp Gocłowski chce odejścia prałata Jankowskiego
Cytat z traktowanej ostracyzmem przez całą polską prasę i KK gazety FAKTY i
MITY (NR 33):

"... posłuchajmy odgłosów z Gdańska. ... nadzwyczaj zagadkowa jest wypowiedż
abpa T. Gocłowskiego: 'Nie wiem, czy to jest atak na kościół. Trzeba czekać na
prawdę o tym wszystkim. Kościół nie lęka sie prawdy i nigdy się nie lękał'. ...
W wypowiedzi Gocłowskiego zastanawia zdystansowanie się od słów Jankowskiego
oraz wielka nieufność w szczerość oświadczeń prałata. Skąd takie stanowisko
szefa wobec podwładnego? Z kilku powodów: po pierwsze - obaj panowie szczerze
się nienawidzą 'od zawsze', a gospodarz od Brygidy często i p8blicznie wyraża
się o biskupie z pogardą (podczas swoich imienin nazwał go nawet głupkiem); po
wtóre - jeśli o tym, co od lat dzieje sie za murami plebanii Jankowskiego, wie
każdy gdański taksówkarz i co drugi policjant, to trudno sobie wyobrazić, aby
Gocłowski był ślepy i głuchy przez tyle lat. Nie był! Znał nawet osobiście
dwóch poprzednich chłopczyków prałata: WOJTUSIA i KAJTUSIA, a o SŁĄWKU słyszał.
Słyszał też o ponurej zażyłości swojego podwładnego z gangsterem NIKOSIEM oraz
o strumieniu zysków płynących ze współwłaścicielstwa knajpy i agencji
towarzyskiej o dżwięcznej nazwie RAJ. Myślę, że gdańskie bp wie o takich
jeszcze rzeczach, że włos zjeżyłby się nawet jeżowi. Dlatego jego wypowiedż to
sygnał bardzo jasny: ' Zdejmuję znad Jankowskiego, parasol ochronny'. Musi się
bowiem Gocłowski liczyć z tym, że prawda wyjdzie na jaw i piwo się rozleje...
Gdańsk jest za mały na dwóch wielkich książąt kościoła.

A na koniec dla ewentualnego prokuratora Rambo mam ślad wart sprawdzenia: Czy
ktoś kiedyś zastanawiał się, dlaczego przez tyle lat pedofilski proceder
prałatowi uchodził bezkarnie? Dlaczego żadna z jego ofiar nigdy nie puściła
pary z ust? Odpowiedż Pan pozna, Panie Prokuratorze, ustalając, jakie
mieszkania mają WOJTUŚ i KAJTUŚ, jakie samochody i kto im je kupił? Kto dalej
łoży na ich utrzymanie? Nie zarzyna się kury znoszącej złote jajka. Nieprawdaż?"
........
"Molestowanie i deprawowanie nieletnich, wyłudzenia, patronowanie pomorskim
gangom narkotykowym ...Prałat H. Jankowski to postać barwna. Zbyt barwna.
Właśnie żarty się skończyły. Nie może dłużej być tak, że ksiądz przyjmujący na
plebanii najpierw styropianowców, a póżniej premierów, królów i ministrów,
staje się dzięki temu bezkarny, kpi sobie z policji, prokuratury, dzieciecych i
matczynych uczuć oraz opinii myślących ludzi. Szacunek i pozycja - budowane
poprzez wystawne przyj ecia, fałszywe ordery, najnowsze limuzyny, epatowanie
przepychem i obłudne acz wzniosłe nauczanie z ambony - nie wytrzymały próby
czasu.
Jednak trochę szkoda, że z całego etosu Solidarności nie ostał sie nawet jej
kapelan. To już koniec, Księże Prałacie, to już koniec...'



Temat: wiek dojrzewania
Sympatyczny artykuł - w temacie wątku
tygodnik.onet.pl/3591,29315,1416608,tematy.html
dla nielubiących linków kopiuje całość:

Kolejny kosmos
Niemowlę: instrukcja obsługi

Michał Olszewski / 2007-06-05

Bardzo wiele jest już przewidziane. Niedługo utrzyma się samodzielnie na nogach.
Po tych pierwszych latach pozostaną głównie radosne zdjęcia, na nich
rozwichrzone włoski, buzia rozdziawiona z zachwytu światem, ślinka na brodzie,
strupy przez środek czoła, pierwsza podróż pociągiem przez kraj. W kopercie
loczek blond włosów, ząb mleczny owinięty w papierek i schowany w kredensie.
Opaska z porodówki: imię, nazwisko, data i waga. Kaseta z głurzeniem, filmiki
komórką słabej jakości. Być może wspomnienia szpitali dziecięcych, gorączki,
świateł jarzeniowych, strachu i złych wyników. Dziwacznych błędów językowych.
Pamiętasz, jak mówiłeś „kordła", „portomonetka", „tatowi", „wstawamy" i
„ginozaury"? Pamiętasz, jak pytałeś, jak można mieć kogoś w nosie, skoro nos
jest taki mały, a człowiek taki duży?

Później, nie wiadomo kiedy, słoneczne uśmiechy pomieszają się ze smutkiem.
Przestanie pachnieć dzieckiem. Będzie miał trądzik, nieproporcjonalnie wielkie
stopy i głupie dowcipy w zanadrzu. Melancholia dorastania pewnie da znać o
sobie. Niewykluczone, że powie przy kolacji: nienawidzę was, inni rodzice są
bardziej, bardziej wszystko..., ładniejsi, mądrzejsi, bogatsi, ubierają się
lepiej, lepiej wyglądają, pozwalają na więcej, kupują drożej, inni koledzy
wyjeżdżają na ciekawszy koniec świata. Żądam, wymagam, chcę.

Mnóstwo błędów nie do uniknięcia czeka już w odległym szeregu. Zawsze przecież
jest tak samo: przychodzi nieunikniona chwila na progu młodości, kiedy ciemna
strona świata zaczyna mocno przyciągać, mocniej niż jacyś tam rodzice, i nie
każdy z tej próby wychodzi zwycięsko. Masz kilkanaście lat, sprawia ci dziwną
ulgę bycie nieszczęśliwym, leżenie w kłębek w wyciemnionym pokoju, w niemodnych
ubraniach, toksyczna muzyka. Mrok wygląda niezwykle atrakcyjnie. Jedni
trzeźwieją z nieszczęścia szybko, innym zostaje na zawsze. Co zrobić, żeby
należał do tych pierwszych?

Będziemy obserwować, jak oddala się z tygodnia na tydzień, coraz bardziej
rozpędzony elektron, coraz dalej od domu, w kierunku wolności. Wyjedzie wbrew
naszej woli na drugi koniec kontynentu, autostopem do Hiszpanii albo w głąb
Turcji, wysyłając lakoniczne pocztówki bez znaczków. Bez namiotu, pieniędzy,
starszego towarzysza podróży. Bez mapy i sensu, na oślep. Powie, wychodząc:
robiliście tak samo, dlaczego mam być gorszy, dlaczego zabraniacie mi
podróżować, chcę być niezależny, chcę jeździć, jestem już dorosły. Jezu, gdzie
on jest, gdzie śpi teraz, w jakich krzakach i za jaką stacją benzynową? –
będziemy szeptać do siebie w nocy. Gdzie jego brzeg?

Może wróci którejś nocy pobity i będzie tłumaczył, jak każdy chłopak, wywróciłem
się, poślignąłem na skórce od banana, daj mi spokój, jestem zmęczony. Może
przyjdzie z oczami utkwionymi w innych światach, a my nie będziemy wiedzieli,
jak zareagować. Może jego matka uschnie ze zgryzoty. W szemranym towarzystwie
wykpi swoich starych, żeby po latach uznać to za błąd. Któregoś roku zacznie
wracać coraz później. Czasy będą, jak zwykle, niepewne, więc nie pozostanie nic
innego, jak modlić się o jego bezpieczny powrót.

Będzie się spieszył kochać, jak zwykle odrobinę za późno. To pewne. Tego błędu
uniknąć nie zdoła.

To wszystko daleko. Tymczasem leży nieruchomo, w miodowym świetle lampy. Dziecko
małe jak bochenek chleba, łapki niczym u gekona, synek – burafinek, mała
jaszczurka, sto pociech świata w jednym kruchym ciałku. Jedyne na świecie oczy.
Zamiast nas widzi podobno barwne plamy. Podobno nie wie, że świat i on to dwie
oddzielne sprawy. Nie martwi go to: język wysuwa i coś na kształt uśmiechu
przechodzi przez pyzatą buzię. Posapuje. Magiczne zaklęcia krążą wokół jego
głowy: pielucha, krem, odciągacz kataru, ciepło, cicho.

Dni toczą się błyskawicznie i z dnia na dzień nabiera sił, mocniej przebiera
nóżkami, wchodząc w swój prywatny rytm.

Kolejny kosmos przygotowany do zapisania dobrze znanymi zdaniami. Miłością coraz
większą z dnia na dzień.

:-)
M.



Temat: Ojej, co tu wybrać... cz. 2
grek.grek napisał:

> I jak tam "Papi" wczoraj ? Przypadł Ci do gustu ?

Bardzo, grek.greku!

Fantastyczny film /właściwie miałam napisać Ci już wczoraj, ale
zapatrzyłam się na „Żądło”, a potem ... ech! /.

Z całą pewnością nie będę oryginalna, pewnie zabrzmi to banalnie
ale powiem, że „Papillon” to fantastyczna, optymistyczna opowieść o
tym, że nie nigdy nie należy się poddawać, że trzeba walczyć do
samego końca o wolność, o życie, o siebie, o to wszystko, co dla nas
jest najważniejsze...

Naprawdę wspaniałe kreacje stworzyli w tym filmie Steve McQuenn i
Dustin Hoffman.
Można by wskazac wiele scen, w których i jeden i drugi wykazali się
aktorstwem najwyższej próby, ale na mnie duże wrażenie zrobiła
bardzo przejmująca scena, w której Steve McQuenn, czyli Papillon na
w pół obłąkany z wyczerpania, z chłodu, z głodu, po miesiącach, czy
właściwie już po latach pobytu w ciężkim karcerze resztką sił zjada
karteczkę informacją o kokosach i pozdrowieniami ( czy raczej
słowami wsparcia - „Jestem z tobą myślami”) od Dega, zaraz po tym,
jak tłumaczył strażnikom, że już zupełnie nie pamięta, nazwiska
człowieka, który posyłał mu owoce kokosu.

Znakomite są też sceny końcowe/, które dzięki Tobie widziałam już
wcześniej / – scena pożegnania, bardzo zresztą wzruszająca oraz
ostanie sceny - skok ze skały i potem okrzyk Papiego – „Żyję, ciągle
jestem” / przepraszam, jeśli niedokładnie zapamiętałam/
w kontekście całego filmu poruszają jeszcze bardziej, jeszcze
mocniej.

A na zakończenie - scena z Dustinem Hoffmanem i zabawny dialog z
filmu.
Jakieś nowoprzybyły więzień pyta Dega - Jak się tu dostałeś? Ten
odpowiada – Po znajomości. :))

> Wczoraj rozpusta, dzisiaj asceza - nic godnego uwagi nie
> wywęszyłem :) A Wy ?

Jak to nic dziś nie wywąchałeś!?
A 46. KFPP Opole 2009 i ... Premiery! Oraz Debiuty po 20.00 ;) –
czyli już!

A poza tym na TVP2 wypatrzyłam komedię „Był sobie chłopiec” / ale to
już było! i znowu powróciło?! ... :/

oraz coś ciekawego , myślę, dla Ciebie bo o 0.25 – w cyklu „Mocne
kino nocne” –film USA/Wielka Brytania/ Japonia - „Brat”.
W moim dodatku piszą o tym filmie –
Barwna wielokulturowa saga gangsterska według Takeshiego Kitano” !??
oraz „Twardy jakuza narzuca nowe reguły gry półświatkowi Los
Angeles. Nie bez walki. Wyjątkowo brutalnie, ale - o dziwo - nie
bez romantycznych akcentów” !

Nie wypatrzyłam za to dziś mego ulubionego Henryka VIII!
A to skandal!




Temat: Dzisiaj ROSJA-USA. To będzie horror z happy-endem.
Gość portalu: Marc napisał(a):

> Teraz kiedy druzyny Rosji, USA i Kanady skladaja sie wylacznie z zawodnikow
> amerykanskiej ligii NHL zwyciestwo Kanady bylo raczej stosunkowo latwe do
> przewidzenia choc roznice pomiedzy tymi trzema druzynami sa niewielkie. Kanada
> zawsze miala najlepszych hokeistow i to wlasnie historycznie zawsze
> Kanadyjczycy zasilali NHL. Poprzednio, z uwagi na idiotyczne reguly, po prostu
> przez wiele lat najlepsi kanadyjczycy nie mogli brac udzialu w Igrzyskach. Dla
> kibicow amerykanskich ktorzy na codzien ogladaja zawodnikow z tych druzyn w
> swoich klubach ustawienie ich pod barwami Rosji, USA i Kanady bylo bardzo
> widowiskowe i atrakcyjne i przynajmniej w tym sporcie nikt nie posadzal i nie
> moze posadzac sedziow o amatorszczyzne czy brak obiektywnosci.

Sorry, moze nie ogladales meczu USA - Rosja. Sedzia gwizdal Rosjanom faule za
kazde ostrzejsze zagranie, jak oszalaly swistak, a to celem doholowania ekipy USA
do finalu. Miedzy innymi ukaral Rosjanina za prawidlowy bodiczek (w czasie tej
kary padla jedna z bramek dla USA). Natomiast Amerykanom pozwalal na ich
normalna, bardzo ostra gre. Fakt, final byl sedziowany normalnie, bez pomagania
ktorejkolwiek ze stron.

> Igrzyska w Salt Lake City wypadly wspaniale. Uczestnicy jednomyslnie
> wypowiadaja sie ze byly to najlepiej zorganizowane Igrzyska w historii.
> Dodatkowym plusem tych Igrzysk widocznym na dziesiatki lat w przyszlosc beda
> planowane reformy po kilku niezbyt sporotowych wydarzeniach. Do tej pory
> doping i koluzje sedziow w niektorych sportach, pomimo ze ogolnie znane, bylo
> zapominane po Igrzyskach.

Igrzyska byly blade. Znaczna czesc konkurencji stala sie zupelnie
nieinteresujaca, pojawilo sie mnostwo konkurencji-dziwadel w tym zjazd rynna "na
sledzia", niektore konkurencje doprowadzono do absurdu... Powszechny doping
(lapany raz na trzy proby), oszustwa sedziow, wreczenie zlotego medalu na zadanie
prasy - to jedyne barwne aspety tych Igrzysk. Cos trzeba z tym zrobic, bo golym
okiem widac, ze ruch olimpijski przezywa gleboki kryzys.

> Tym razem jednak zapowiedziano i blyskawicznie rozpoczeto powazne reformy
> ktore pozwola na unikniecie dotychczasowych problemow tego typu. Reguly co do
> sedziowania w lyzwiarstwie etc. zostana zmienione drastycaznie i te powinny
> zapobiec koluzjom czy presjom na sedziow, tak jak bylo to mozliwe dotad. Jest
> tez bardzo prawdopodobne ze reguly co do posiadania medali po wykruciu srodkow
> dopingowych tez zostana zmienione. Te skandaliczne reguly pozwalajace
> komukolwiek byc zupelnie bezkarnym lub na posiadanie medali nawet kiedy uzywa
> w czasie Olimpiady tak silnych srodkow dopingowych jakie wykryto w tych
> Igrzyskach sa co najmniej zenujace nie tylko dla tych zawodnikow ale i dla
> idealow sportu



Temat: reakcja Senatora Masalskiego
fajna, akademicka, rozmowa
Rzeczywiście, jaja jak berety. Szczególnie dlatego, że ja nikogo o kradzież ani
łapówkarstwo nie oskarżam; nie krzyczę „łap złodzieja”, jak barwnie wyraził
się „też absolwent”. Ale poruszył on ciekawy problem; skąd też ludzie mają
pieniądze na okazałe domy, dobre samochody, wakacje w ciepłych krajach latem i
w zagranicznych ośrodkach narciarskich zimą. Ja zawsze dobrze zarabiałem (mam
na to dokumenty), na ogół lepiej niż wielu z tych posiadaczy posiadłości
ziemskich, domów i bywalcy takich ośrodków, ale nie bardzo mnie było na życie
na takim poziomie stać. Taka chyba niezaradność życiowa. W WZiA, wśród tych
lepiej zarabiających, byłem raczej wyjątkiem. I to można sprawdzić (polecam
wszystkim Panom „Absolwentom”). W ogóle to uważam, że powinno się rozliczyć
równo wszystkich pracowników WZiA, ze mną włącznie, oczywiście. Toż
sam „Absolwent” pisze, że to było bagno (którego albo Rektor Massalski przez
sześć lat – tak naprawdę to dziewięć, bo prorektorem też był -nie dostrzegł –
co za gapa!, albo tolerował – jak mógł, taki autorytet moralny!). Takie,
publiczne oczywiście, rozliczenie oczyściłoby atmosferę wokół uczelni. Co do
wódki. Abstynentem nie jestem (choć od wielu lat wolę wino), ale przerobienie
takich ilości alkoholu, o których pisze „Absolwent” znacznie przekracza moje
możliwości (przykro mi, jeśli rozczarowuję „innego aBSOLWENTA”). Ja jestem
jaknajbardziej za wzywaniem policji do takich przypadków (zapowiem to
studentom), ale nie wydaje mi się by było to zawsze skuteczne. Ja przekazałem
stosownym organom (najpierw, oczywiście Rektorowi Massalskiemu!) dowody
przestępstwa (kopie planów z naniesionymi „zdublowanymi” godzinami. I nic. A
chodziło o circa 100.000 (sto tysięcy) PLN. Ja pokazywałem i pokazuję –
dokumentując to bardzo starannie - KONKRETNE NIEPRAWIDŁOWOŚĆI będące wynikiem
ZANIECHAŃ działań władz AŚ, na ogół, Senatora-Rektora. I raczej nie mam zamiaru
przestać, a już na pewno nie pod wpływem takich postów. Przeciwnie mam zamiar
upublicznić to pomawianie mnie, tak by wiadomo było jakich Senator-Rektor ma
obrońców. Wiadomo będzie dla kogo m.in. jest autorytetem. To najlepsza reklama
artykułów w „Kontratekstach”. Napiszę zresztą jeszcze kilka innych, bo jest o
czym. Nikogo nie będę pomawiał, szkalował ani w inny sposób oczerniał. Napiszę
po prostu prawdę i ją skomentuję, co jest jeszcze w Polsce dozwolone. I
podpiszę się imieniem i nazwiskiem. Tak działają takie jak „Absolwentów”
oszczerstwa. A tak przy okazji; czy zmieniły one jakieś fakty? Czy dają
odpowiedź na któreś z postawionych Senatorowi-Rektorowi pytań? Może mu jednak
pomogą, bo ja mu wszystkie wypowiedzi tego wątku prześlę, aby wiedział, jak
znów uczelnię jego ukochaną szkaluję. Pojęcia nie mam, czy taka dyskusja do
akademickich obyczajów pasuje czy nie, ale Senator-Rektor na pewno będzie to
wiedział i zareaguje właściwie. Prokuraturę, jak wspomniałem oczywiście
powiadomię, ale na sukces nie liczę. I nie wiem czy to ja mam się za to
wstydzić. A przywoływanie dr-a Zdobysława jako przykładu nieprawidłowości jest
zupełnie niezrozumiałe; to właśnie heroiczna obrona tego pana przez
Massalskiego była przyczyną całej afery. Gdyby Massalski zareagował na moje
pierwsze pismo i wyjaśnił sprawę „zdublowanych” godzin, to niczego bym nie
wiedział i sprawy by nie było. Ta „obrona” jest chybiona; jeśli Senator-Rektor
naprawdę nie lubi takich tekstów, to może przecież jeszcze teraz wyjaśnić
sprawy, o które jest pytany; „zdublowanych” godzin, filii w Staszowie i
Pinczowie, nagród dla winnych nieprawidłowości w uczelni itd. Jeśli jasno,
wyczerpująco i uczciwie powie jak było, to pewnie nie będą mu tego więcej
wypominać. Na pewno nie będę tego robił ja, bo ja się głęboko zastanawiam nim
rzucę w kogokolwiek kamieniem. I przyznaję ludziom prawo do popełniania błędów.
Do ich systematycznego powtarzania już nie.
A, byłbym zapomniał; mnie już tyle razy na tym forum pomawiano, ze nie robi to
na mnie większego wrażenia. To oczernianie mnie jest jako próba zamykania mi
ust niecelowe; doprowadzi do kolejnej kompromitacji jakichś osób lub
instytucji. Chętnie też wykorzystam to dla zilustrowania
rozmaitych „akademickich obyczajów”




Temat: Grekokatolicy w Rzeszowie
Wielkanoc na Lemkowszczyźnie
Muszę uzupełnić do swego linku /z uwagi na trudność wejsćia na link/ - artykuł-
wywiad pt Великдень на Лемківщині. Бідно, але в себе - Wielikdień na
Lemkiwszczyni. Bidno ale u siebie. Można znależć na wskazanym linku wchodąc
na "Łemkiwskie storinki - archiw".
Wywiad zaczyna się od słow :Розмова з о. митратом МИХАЙЛОМ ФЕЦЮХОМ, нар. 1935
р. у с. Рихвалді, адміністратором греко-католицької церкви у Кракові

Багато – як не більшість – звичаїв, зв’язаних з Великоднем, завмерло з днем,
коли лемків виселено з їх рідних земель. Протягом перших років було майже
неможливо підтримувати свої традиції (брак храмів і духовенства). Пригадаймо,
як святкували Пасху на Лемківщині.
Co w wolnym tłumaczeniu znaczy - Wiele- jak nie większość zwyczajów związanych
z Wielkanocą zamarło z dniem kiedy Łemków wysiedlono z rodzinnych ziem.
Kontynuowanie swych tradycji było niemożliwe przez kilka lat po
wysiedleniu /brak cerkwi i duchowieństwa/. Porozmawiajmy jak świętowano Paschę
na Łemkowszie....
A dalej niezmiernie barwna choć krotka opowieść ... namawiam Radku na skupienie
sie i próbę odczytania tego pieknego tekstu.
Pozdrawiam raz jeszcze




Temat: dlaczego Rokita J.M. nie został
babariba nie ma żadnych kompleksów
odpowiem w skrócie:
Po PIERWSZE: nie wchodzi w grę żadna skleroza, albowiem, ekologiczny napój, co on rośnie w dzikich ostępach Puszczy Knyszyńskiej pod bacznym nadzorem miejscowej ludzkości oczyszcza system krwionośny ze wszystkich szkodliwych złogów :)))
Po DRUGIE: faktem jest, że się Rokity 'czepiam', bo cienki jest moim zdaniem i pozorna błyskotliwość fantomem jest tylko. Jeśli sejmowy 'śledczy' pytaniami (zob. co najmniej dwa bilingi), na które odpowiedzi nie zna i uzyskuje odpowiedzi któe go kompromitują (mówię o co najmniej dwóch bilingach), to dla mnie wystarczy... Nawet jeśli przy okazji potrafi zadać kilka pytań wyglądających na inteligentne..., a zaczynających się np. 'łaskawie pana pytam'...
Po TRZECIE: nie pora Basiu tłumaczyć dzisiaj nieporadność Rokity jego młodością, bo jest STARYM już politykiem i juz szefem gabinetu premiera też nie zostawał jako dziecko, a jak się czuł na siłach sprawować bardzo ważną w państwie funkcję, to poźniejszych jego nietrafnych ocen politycznych (tak mi się to udało 'ogródkiem' ująć tym razem) - nic nie usprawiedliwia.
PS.A dzisiejsza aktywność Rokity w sejmowym 'śledziowaniu', to jedynie próba powrotu na pierwsze strony gazet. Bo kto go widział w tej kadencji sejmu przed powstaniem komisji???
pzdr
A Kraków piękny jest i dziewczyny są tam, śliczne :)))
************************************************
basia.basia napisała:
(...)
> Uprawiasz czepianie się!
> Polityczna kariera Rokity jest dość barwna, przyznaję. Popełniał błędy, przyznaję. On sam się przyznaje.
> Wszystkie jego błędy wynikają z młodości - to po pierwsze, braku znajomości
> tzw. psychologii tłumu - po drugie. Nieskuteczny polityk to marny polityk - zgoda.
> Natomiast intencje miał i ma czyste!!
> Nikt nie może mu zarzucić żadnych przekrętów, prywaty itp.
> A jego działalność w komisji dowodzi, że ma niesamowity talent dedukcyjny
> i inteligencję na najwyższym poziomie.
> Maniery w tzw. starym stylu, zanikającym - dodam niestety. Mnie się podobają.
> No powiedz, kto jest od niego lepszy w komisji?

> Nota bene.
> Sama miałam, jako krakowianka, pretensje do niego o wysadzenie z siodła
> prezydenta Lasoty. W okresie ostatniej kampanii prezydenckiej w Krakowie
> okazało się, że to on miał rację co do oceny Lasoty."
>
> No więc nie został, bo:
> 1. kopał dołki pod Lasotą i był skuteczny w 50 %;
> 2. u nas chłopcy z PO i PiS się nie dogadali;
> 3. Rokita i Ziobro obaj kandydowali na sołtysa;
> 4. u nas ludzie bardzo pamiętliwe są.
>
>
> Ale teraz nasi chłopcy bardzo dobrze się sprawują.
> Ziobro jeszcze młokos i się wyrobi a zapowiada się bardzo dobrze.
> Ten smarkul zdołał wyprowadzić z równowagi Żelaznego Leszka a sam
> ma nerwy ze stali. Taki jest mój prywatny pogląd na Ziobrę.




Temat: NA CMENTARZU PERE LACHAISE KWITNĄ KASZTANY
NA CMENTARZU PERE LACHAISE...dzień trzeci
najpierw w sprawie zdjęć - tak, zamieszczę, ale ze wszystkich ostatnich podróży
mam do uporządkowania jakieś 700 zdjęć, więc trochę mi zejdzie. Ale będą,
obiecuję.
A teraz zapraszam na dzień trzeci.

Niedziela. Dzień w pewnym sensie najważniejszy. Wyjeżdżamy do Auvers sur Oise.
Niewielkie miasteczko, 30 km na północny zachód od Paryża.
Droga przebiegła nam z niezwykłymi perypetiami, niewłaściwe bilety kupione nam
na dworcu przez „usłużnego”, ciemnoskórego przechodnia, próba odesłania nas z
powrotem do Paryża przez ochroniarza w Pontoise, gdzie miałyśmy się przesiąść,
zupełnie niezawiniona, ale za to z duszą na ramieniu powrotna jazda na gapę.
Ale dam sobie spokój z tą barwną opowiastką, by skupić się na istocie rzeczy,
na celu naszej podróży.
Auvers sur Oise. To w tym miasteczku, Vincent Van Gogh spędził ostatnie
tygodnie swojego życia i tu, w maleńkim pokoiku nad gospodą pana Ravoux to
swoje tragiczne, poplątane życie zakończył. Spotkał tu dobrych, życzliwych
ludzi, przede wszystkim doktora Gacheta, który opiekował się nim na prośbę
brata Theo.
Po wąskich schodach wchodzimy na pięterko. Pokoik jest maleńki, 5 – 6 metrów,
surowy, pusty. Ze ścian wieje przejmujący smutek. Po Nim już nikt w tym pokoju
nie mieszkał. Jest tak, jakby Go stąd przed chwilą wyniesiono.
W sąsiednim, większym pokoju prezentowany jest krótki film o Jego życiu. W
Auvers Vincent mieszkał około dwóch miesięcy i w tym czasie namalował prawie 70
obrazów. Są tu wszędzie. Ktoś wpadł na znakomity pomysł – w różnych miejscach
miasteczka i wśród okolicznych pól porozstawiane są sztalugi z reprodukcjami.
Każdy obraz jest w miejscu, gdzie został namalowany. Upłynęło 117 lat, inne są
drzewa, inne domy. Ale są zakątki zupełnie takie same. Wyglądam przez okno
gospody – nic się nie zmieniło. Taka sama jest uliczka z jej drugiej strony.
Widok kościoła, który znam z wielu reprodukcji, który dzień wcześniej widziałam
w oryginale w d’Orsay, jest niezwykły. Bo oto stoję przed tym kościółkiem i
patrzę równocześnie na obraz i na kościółek. Jest niewielki, skromny, ot, taki
sobie wiejski kościółek. Ale najbardziej przejmująca część wyprawy jest przed
nami. Idziemy polami. Są zaorane, na niektórych kwitną rzepaki, zieleni się
ozimina. Wiadomo, że Vincent postrzelił się gdzieś w polu. Gdzie to było? Może
tu? A może tam dalej? Ranny przyszedł do domu, znalazł go oberżysta, gdy nie
zszedł na kolację. Wezwany doktor Gachet był już bezradny, ale Vincent cierpiał
jeszcze kilka dni.
Wróćmy jednak na pole. Po kilku minutach dochodzimy do małego, wiejskiego
cmentarzyka. Na murze cmentarza reprodukcja Pola z czarnymi ptakami, Jego
ostatniego obrazu. Otwarta, niezadrzewiona przestrzeń, nagrobki dawne i całkiem
nowe. Pod murem cmentarza podwójny grób, porośnięty bluszczem, zerwanym w
ogrodzie doktora Gachet. I dwa polne kamienie – Vincent Van Gogh i Theo Van
Gogh, jego ukochany brat i opiekun. Zmarł rok później, żona pochowała go obok
Vincenta. Kładę na tym ubogim grobie żółtą różę, tak żółtą, jak łany zbóż i
bukiety słoneczników. Cisza.
Wracamy.




Temat: definicja ludobojstwa
Co do określenia działalności OUN-B w stsosunku do polskiej ludności
mianem ludobójstwa, wątpliwości być nie może żadnych. OUN-B
udowadniła to nie tylko swoją działalnością ale i szeregiem
znanych , wydanych przez siebie dokumentów.
SS Galizien też wpisuje się w tę definicję. Jej działalność, ścisłe
współdziałanie z UPA w akcji depolonizacyjnej, szczególnie na wiosnę
1944r., dowodzi, że zaliczenie jej do formacji biorących udział
w zorganizowanym ludobójstwie jest jak najbardziej zasadne.
Jeśli chodzi o formacje polskie. Apeluję aby nie powtarzać matactw
obywatela xxyx i nie przypisywać Armii Krajowej tego co zdarzyło
się, z udziałem jej byłych żołnierzy. Tak dla historycznej prawdy
i uniknięcia nieporozumień.
Akcja w Pawłokomie i jej powody zostały dość obszernie opisane
i omówione swego czasu na śp. forum P-U. Nie wiem czy jest sens do
tego jeszcze raz wracać. Powtórzę tylko - czas najwyższy tę ale
i szereg innych, podobnych zdarzeń odkłamać. Czas odkłamać zakłamane
próby stawiania tych zdarzeń na jednej płaszczyźnie z ludobójczą
działalnością OUN-UPA. Nacjonalistów z Pawłokomy za ich działalność
spotkała zasłużona kara. To, że przy okazji zginęli również ci,
którzy być może winni nacjonalistycznego terroru nie byli, jest
godne ubolewania ale w tamtej sytuacji jest w jakiś sposób
wytłumaczalne.
Podobnie historia z Zawadką. Podniesiona do rangi martyrologii
i przykładu polskich, wobec Ukraińców, okrucieństw /vide "barwne"
opisy red. Smoleńskiego/. Tymczasem prawda jest o wiele mniej
skomplikowana. Ukraińska ludność zginęła podczas działań /walk/ WP
z UPA. Barbarzyńcy powinni liczyć się z tym, że ukrywając się w
różnych wsiach mogą narazić na niebezpieczeństwo mieszkającą tam
ludność cywilną. I nie jest to żadne usprawiedliwianie kogokolwiek
lub czegokolwiek ale zwykła prawda. I tyle.

W żadnym przypadku nie da się udowodnić, że WP czy też oddziały
poakowskie miały rozkazy zabijać Ukraińców tylko za to, że są innej
nacji.
Takie bzdury są upowszechniane przez banderowskich pogrobowców dla
relatywizowania działalnośći ich idoli.
Jeśli chodzi o sprawę Wierzchowin to kwestia ma się nieco inaczej i
nie jest związana z UPA. Oddział NSZ "ukarał" ludność, która
donosiła na nich "władzy ludowej" i miała zdecydowanie prolewicowe
poglądy. Przypadkiem ludność ta była ukraińską.
Zatem, choć być może z innych przyczyn, podzielam Twój pogląd, że
twierdzenie w w/w przypadkach o ludobóstwie jest niedorzecznością.

Jeśli chodzi o akcję Wisła, nie da się w żaden sposób zastosować
wspomnianej definicji, choć niektórzy "wybitni" historycy ukraińscy,
mieszkający w Polsce, chcieliby dla obmycia ze zbrukanej polską
krwią OUN-UPA, tego dowieść.
Oprócz, innych ważkich dowodów przeciw tezie o wisłowym
"lubobojstwie" - wielokrotnie już przytaczanych- jest i ten, że
zdaniem niektórych prominentnych działaczy ZUwP,ukraińska ludność
w Polsce to podobno dziś setki tysięcy osób. Tylko te wredne Lachy
fałszują spisy ludności.:))




Temat: Tatarzy w dziejach Polski
Koryccy byli właścicielami Łowczyc, majątku w nowogródzkim. Członkowie tej
rodziny brali udział w powstaniu kościuszkowskim i listopadowym, w walkach o
niepodległość w latach 1919-20, a potomkowie tego rodu żyją do dziś w Gdańsku,
kontynuując tatarskie, książęce tradycje. Michał książę Edigey-Emirza Korycki,
doktor medycyny, absolwent Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, był jednym z
organizatorów służby zdrowia w Trójmieście, po wojnie. Zmarł w 1993 roku. Była
to barwna i nietuzinkowa postać w środowisku tatarskim, ostatni zbieracz
tatarskich legend rodzinnych, gawędziarz i interlokutor, kopalnia wiedzy o
tradycjach dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego. Jego syn, Osman książę
Edigey-Emirza Korycki jest, jak ojciec, doktorem medycyny, chirurgiem w
Akademii Medycznej w Gdańsku.

W tym krótkim szkicu wspomnieć też pragnę tatarski rodowód książąt Glińskich.
Była to wielce dla Rzeczypospolitej zasłużona rodzina. Otóż książęta Glińscy
vel Hlińscy herbu Hliński, jak podaje Józef Wolff, autor pracy "Kniaziowie
litewsko-ruscy", pochodzą od chana Mamaja, tego samego, który przegrał bitwę na
Kulikowym Polu z wojskami księcia moskiewskiego Dymitra Dońskiego. Pochodzą
więc od panującej za Złotej Ordzie potężnej dynastii emirów. Syn Mamaja, Mansur-
Kijat osiedlił się w roku 1380 na Zadnieprzu i założył istniejące tam do dziś
miasto Hlińsk nad rzeką Worsklą. Z kolei synowie tegoż Mansur-Kijata - Leksa i
Iwan przyjęli w Kijowie chrzest. Leksa przybrał imię Aleksander, a od miasta
Hlińsk - nazwisko Hliński. Potem złożył hołd wielkiemu księciu litewskiemu
Witoldowi i otrzymał od niego olbrzymie włości na Ukrainie. Książęta Glińscy
byli znaczącym rodem w dawnym Wielkim Księstwie Litewskim, pełniąc znaczące
funkcje wojskowe i urzędy.

Selim Mirza-Juszeński Daniar Beg Chazbijewicz
www.ornatowski.com/nob-tat.htm
Gliński Michał (1470-1534), marszałek nadworny litewski, ze starszej linii
litewsko-ruskich kniaziów Glińskich, z pochodzenia Tatar. Po studiach we
Włoszech (tam przeszedł na katolicyzm) uczył się sztuki wojskowej w Niemczech,
przebywał na dworze cesarza Maksymiliana i w lecie 1498 w służbie księcia
saskiego Albrechta odbył wyprawę do Fryzji. Po jej ukończeniu wrócił na Litwę,
uzyskał poparcie wielkiego księcia litewskiego Aleksandra Jagiellończyka.

W 1500 został marszałkiem nadwornym na Litwie, w 1501 namiestnikiem mereckim i
zarządcą wielkoksiążęcej mennicy i wosków. W tym samym roku odbył poselstwo do
króla Czech i Węgier Władysława Jagiellończyka, prosząc go o pomoc w wojnie
moskiewskiej, a w 1502 jako delegat Litwy na sejmie koronacyjnym krakowskim
zabiegał o taką samą pomoc ze strony polskiej. W 1505 otrzymał starostwo
bielskie wraz z dziedzicznym posiadaniem rozległych dóbr na Polesiu i Podlasiu.

W 1506 jako naczelny wódz odparł najazd Tatarów, odnosząc świetne zwycięstwo
pod Kleckiem, było to pierwsze zwycięstwo nad Tatarami, uzyskane na taką skalę,
dzięki zastosowaniu nowych metod walki. W związku z bezpodstawnym oskarżeniem
Glińskiego przez opozycję litewską, z wojewodą trockim Zabrzezińskim na czele,
o próby opanowania przez niego tronu wielkoksiążęcego po śmierci Aleksandra,
nie zatwierdzony przez Zygmunta Starego na urzędzie marszałka nadwornego i
zarządcy mennicy. Po dwuletnim, nie rozstrzygniętym przez sądy sporze, sam
zgładził Zabrzezińskiego i zamknął się w swoim zamku obronnym w Turowie, skąd
siedmiokrotnie ofiarowywał królowi wierną służbę dla Rzeczypospolitej. Z powodu
braku odpowiedzi ze strony polskiej przeszedł na stronę Moskwy i wzniecił bunt
przeciwko królowi.

W drugiej wojnie litewsko-moskiewskiej, po zdobyciu Smoleńska, usiłował zbiec
na stronę polską, ale podczas ucieczki został schwytany i uwięziony. Przed karą
śmierci uratowało go zdeklarowanie chęci przejścia na prawosławie. Dopiero po
ślubie jego bratanicy Heleny z wielkim księciem Wasylem III w 1526, po usilnych
jej staraniach, w lutym 1527 został zwolniony z więzienia, obdarzony dobrami i
stopniowo zaczął wracać do łask cara, który przed swoją śmiercią w grudniu 1533
powołał go do Dumy bojarskiej, która obok regentki Heleny Glińskiej miała
sprawować rządy w imieniu małoletniego syna Iwana. W kilka miesięcy później, w
lipcu 1534, popadł w konflikt ze stronnictwem Oboleńskich, wywierających
znaczny wpływ na regentkę, ponownie trafił do więzienia, gdzie wkrótce zmarł.
Postać kontrowersyjna w historiografii polskiej, spopularyzowana w literaturze
pięknej XIX w., m.in. J. U. Niemcewicz Śpiewy historyczne, F. Wężyk Gliński -
tragedia w 5 aktach, F. Kubala Gliński - dramat historyczny w 4 aktach.

wiem.onet.pl/wiem/005405.html




Temat: Zrozummy Wanki.
"Giermanca my nie bojimsja i wsjegda idiom wpieriod".

Pamietam jeszcze niektore slowa piosenki, ktora spiewalo sie u nas
na rajdach studenckich w czasach PRL-u dla poprawienia sobie
nastroju. Zawsze najlepszy sposob na rozladowanie napiecia i
niezadowolenia to obrocenie wszystkiego w zart. A wiadomo, ze PRL
byla "krajem-satelita" ZSRR i niewiele mozna bylo na to poradzic
poza opowiadaniem sobie kawalow, smiechem oraz uzywaniem dowcipnych
rosyjskich zwrotow takich jak np: "bjez wodki nie razbjerjosz", lub
mocniejszych jak "ja was tawariszcz ni ch... nie panimaju".
Pamietam rowniez transmisje telewizyjne z obchodow pierwszomajowych
w ZSRR, kiedy na Placu Czerwonym w Moskwie rozlegal sie tubalny glos
niczym z niebios: "Da zdrastwujet pierwoje maja!" a tysiackrotny
poglos odbijal sie od starych murow Kremla nadajac tej uroczystosci
odpowiednia oprawe.

Jednak obraz ZSRR w wiekszosci krajow swiata jest zupelnie inny niz
w Polsce u sporej czesci spoleczenstwa, co wynika bezsprzecznie z
faktu, ze bezposredni sasiedzi widza wszystko zarowno lepiej, bo z
bliska, jak i gorzej, bo brak im odpowiedniej dalszej perspektywy.
Zalety "Palacu Kultury i Nauki" w Warszawie lub "Empire State
Building" w Nowym Jorku mozna dopiero ocenic patrzac z dalega,
gdzies zza Wisly lub zza rzeki Hudson a nie stojac u stop budowli,
bo zadzierajac glowe do gory niewiele sie wtedy zobaczy poza wielka,
przytlaczajaca i bezksztaltna bryla.

A jednak swiat pozostaje nadal pod wrazeniem wielkiego zwyciestwa
ZSRR w II-giej wojnie swiatowej.
Bedac niedawno w Brazylii przegladalem na lotnisku w kiosku
rozne czasopisma i miejscowe magazyny ilustrowane. Na okladce
jednego z nich zobaczylem wielkie barwne zdjecie marszalka Zukowa w
mundurze i z wielka iloscia medali. Tytul czasopisma: "Grandes
Guerras" ("Wielkie wojny"), a napis obok fotografii: "Zhukov. A vida
e as grandes batalhas do marechal que levou os soviéticos à vitória
na segunda guerra." ("Zukow. Zycie i wielkie bitwy marszalka, ktory
doprowadzil Sowjetow do zwyciestwa w II Wojnie Swiatowej"). Bez
wachania kupilem czasopismo. W srodku kilka obszernych i bogato
ilustrowanych artykulow dotyczacych Zukowa. Zyciorys marszalka.
Czolowy obronca Moskwy. "Wszyscy do ataku" (obrona
Stalingradu). "Najwieksze ze wszystkich zwyciestw" (zdobycie
Berlina). "Zycie na rosyjskim szczycie wladzy.", "Zwyciestwo malo
znane, ale decydujace" (nad Japonczykami w Mongolii) itd. Krotki
fragment jednego z artykulow podaje, ze podczas ofensywy styczniowej.

“Rokossowski, Koniew i Zukow dowodzili armia liczaca 2,2 mln
zolnierzy, 6 460 czolgow i dzial samobieznych, 4 772 samolotow
oraz 32 143 dzial i mozdzierzy. Przewaga nad przeciwnikiem byla
ogromna: mieli oni 5 razy wiecej ludzi i czolgow oraz 17 razy wiecej
samolotow niz Niemcy.”

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
“Rokossovsky, Konev e Zhukov comandaram uma legião de 2,2 milhões de
combatentes, 6 460 tanques e canhões autopropulsados,
4 772 aviões e 32 143 canhões e morteiros. A superioridade sobre os
rivais era enorme: eles tinham cinco vezes mais homens e tanques e
17 vezes mais aviões que os alemães.”
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

A jednak Zukow nie zawsze tylko odnosil zwyciestwa. Najwieksza
kleske poniosl w bitwie pod Rzewem, zaledwie tydzien po zwyciestwie
wojsk radzieckiech pod Stalingradem. Zbytnia pewnosc siebie
doprowadzila Niemcow do kleski pod Stalingradem. Zbytnia pewnosc
siebie Zukowa po zwyciestwie pod Stalingradem doprowadzila
go do porazki pod Rzewem, porownywalnej pod wzgledem liczby ofiar do
Stalingradu.

www.dws.org.pl/viewtopic.php?t=5039
Oto fragment:

"Bilans calej operacji byl zatrwazajacy: straty sowieckie wyniosly
260 tys. zolnierzy( zabici ok.75ooo) i 1400 czolgów. Straty
niemieckie stanowily ok.1/3 radzieckich , w czolgach duzo
mniejsze....."

Brazylijskie czasopismo rowniez wspomina o Rzewie:

"A jednak jak sie okazuje Zukow nie tylko odnosil zwyciestwa.
Rowniez ponosil kleski i to wielkie - "Kleska jakiej nikt nie
widzial" ("A derrota que ninguém viu").
"Pierwsza wielka kleska Zukowa podczas II Wojny Swiatowej jest
epizod zapomniany przez literature rosyjska i cenzurowany przez
Partie Komunistyczna. Malo znana operacja Mars byla proba Sowjetow
zajecia przyczolka Rzewskiego, zaraz po zwyciestwie pod
Stalingradem. Przyczolek ten mial duze znaczenie strategiczne dla
obu walczacych stron, przedstawial zagrozenie szczegolnie dla Rosjan
ze wzgledu na swoje polozenie niedaleko Moskwy."




Temat: Jaki wydział (studiów), taki styl (ubierania) - ?
naels napisała:

> Wiesz co, bez obrazy, ale to naprawde glupi watek. Po pierwsze, juz byl, i to
> nie tak dawno, po drugie, utrwala tylko bezsensowne stereotypy. Moje studentki
> i studenci na politechnice, inzynierii chemicznej ubieraja sie na tysiace
> mozliwych sposobow - sa i jaskrawe tipsiary, i panienki z pierwszych stron
> najnowszego zurnala, i mlode lowczynie sukcesu w marynarkach i na obcasach, i
> gotyckie krolowe ciemnosci, i dziweczyny z zielono-zolto-czerwonymi dredami.
> Co do facetow - zdarza mi sie widziec i brudne dresy, i rockowych gitarzystow,
> i niesmiertelne kurtki przediwdeszczowe w kazda pogode, i najnowsza mode, a
> nawet fryzury, ktore mnie sama przyprawiaja o zazdrosc. Widzialam tez fartuchy
> laboratoryjne - jeden wyszywany w kwiaty, drugi malowany w postacie z mangi...

Nie ma żadnej obrazy :-) Jestem nowa na forum, nie wiedziałam że poruszono tu
taki temat, po prostu się zasugerowałam którymś z ostatnich numerów Glamour.
Fajnie że u Ciebie na Polibudzie jest tak barwnie. Bioróżnorodność to podstawa
!I sądzę że żadne stereotypy jej niegroźne, bo koń, jaki jest, każdy widzi na
własne oczy, przechodząc koło uczelni na przykład.

> Niczego nie da sie tak latwo generalizowac, a mimo tego wiekszosc dyskutantek
> wypowiada sie w tonie tak niezachwianej pewnosci, jakby przeprowadzily co
> najmniej dziesiecioletnie, szeroko zakrojone badania socjologiczne ze
> szczegolowa analiza wariancji metoda ANOVA. A juz twoj tekst:
> "na jej roku jest szaro, buro i nudno a próba wyłamania się z tego schematu
> naraża na złośliwe komentarze nieciekawie ubranych osób. Fryzury to głównie >
kucyki, dotego zero makijażu. Hm, jeśli na tym kierunku są jacyś faceci,
pozostaje im tylko współczuć." to szczyt idiotyzmu.

WIększość dyskutantek ma jednak jakieś doświadczenie z własnego podwórka.
Niektóre nawet kilkuletnie - te osoby, które już ukończyły studia i swoje w tym
czasie widziały. Poza tym, na forum Moda nie bawimy się przecież w poważne
badania socjologiczne tylko sobie na luzie dyskutujemy - w przypadku tego wątku
o tym, jak się ubierali współtowarzysze/szki niedoli uczelnianej i czy ich
indolencja/kreatywność ciuchowa bywała skorelowana z kierunkiem studiów. Na
wspomnianej już zasadzie "koń jaki jest itd." Secundo, tekst o wyglądzie
biotechnolożek nie jest mój, tylko jest luźnym przytoczeniem słów kobiety z
biotechnologii przepytywanej na tę okoliczność przez "Glamour". Ja zauważyłam
zbieżność naszych obserwacji - notabene, na mojej uczelni biotechnologia
wyglądała jeszcze tragiczniej niż biologia, zarówno panny jak i młodzieńcy.

> Rozumiem, ze wszyscy faceci wybierajacy sie na
> biotechnologie ida tam nie po to, zeby uczyc sie i rozwijac, tylko, zeby bez
> przerwy gapic sie na kolezanki, a szarosc i brak makijazu to dla nich
> najwieksza tragedia zyciowa i powod do wspolczucia? Zas wszystkie studentki
> biotechnologii za nadrzedny cel zyciowy powinny sobie postawic nie dyplom
> magistra, tylko zadowolenie kolegow na roku?
>
Nie wpadaj w posępny ton. Po pierwsze, dziś mało kto idzie na studia z pasji.
Ludzie uciekają przed bezrobociem, przed wojskiem (pozdrawiam kolegów
"biologów"), przed koniecznością pójściem do pracy, bywają zmuszani przez
rodziców albo po prostu chcą wyrwać się z gniazda. W rezultacie, lądują na
różnych dziwnych kierunkach do których nieraz pasują jak pięść do nosa. Zdobycie
tytułu magazyniera staje się nie tyle nadrzędnym celem, co nieuchronną
koniecznością. Tyle komentarza ode mnie w kwestii czysto studenckiej. Co do
mojej idiotycznej wg Ciebie uwagi o biednych facetach biotechnologach:
przyznaję, że byłam fałszywa. Wcale im tak naprawdę nie współczuję, o nie.
Wystarczy że sobie przypomnę co poniektórych Adonisów z mojej biotechnologii -
horror. Tym niemniej, lepiej jest chyba mieć w grupie ludzi na których miło jest
popatrzeć zarówno pannom jak i kawalerom, że już o mieszkaniu w akademiku nie
wspomnę i imprezach...studia to przecież też życie towarzyskie, ludzie się na
studiach żenią więc co złego w uwadze o atrakcyjności lub okropieństwie
koleżanek i kolegów studentów ?

Jeszcze jedno. Ciekawe jak wypada zestawienie ciuchowe dziewczyn z prywatnych
płatnych szkół a tych z dziennych państwowych...Coś mi się zdaje, że panny z
tych pierwszych w szarych sweterkach i włosach w kucyk nie gustują.Ale może się
mylę i dokonuję kolejnej ohydnej generalizacji.



Temat: Dni Włoszczowy 25 sierpień 2007 - sobota
PROGRAM FESTYNU Z OKAZJI
DNI WŁOSZCZOWY
25 sierpnia 2007 R. (SOBOTA)

15:30 - Muzyka mechaniczna

15:50 - Uroczyste otwarcie Festynu przez Burmistrza Gminy
Bartłomieja Dorywalskiego

16:00 - Występy miejscowych zespołów:

Młodzieżowy Zespół Ludowy „Stokrotki” z Czarncy pod kierunkiem
Małgorzaty Kotulskiej, opieka muzyczna Rafał Bednarczyk z DK
Studio Tańca z DK (instruktor – Zbigniew Woldański)
Zespół THE ARKUS
17:00 - Kabaret Skeczów Męczących z Kielc

Kabaret w ciągu kilku lat swojej działalności został laureatem ponad
30 ogólnopolskich nagród i wyróżnień, wśród których można wymienić:
- wrzesień 2004 – Nagroda Publiczności na XXV Lidzbarskich
Wieczorach Humoru i Satyry
- kwiecień 2006 – Wyróżnienie Jury za skecz 'Zabawa Cudzym Kosztem'
oraz Nagroda Publiczności na XXII PACE w Krakowie
- sierpień 2006 – I nagroda na XXVII Lidzbarskich Wieczorach Humoru
i Satyry
- kwiecień 2007– III nagroda na XXIII PACE oraz Nagroda Publiczności
- maj 2007 – II Nagroda na IV Ogólnopolskim Festiwalu Piosenki
Kabaretowej O.B.O.R.A. w Poznaniu oraz Nagroda Publiczności

18:00 - Występy miejscowych zespołów

Zespół NOHR /DK/

Zespół ALBATROS

Zespół NA STYKU /DK/
19:00 - Teatr Muzyczny „Nad Kamienną” ze Starachowic

W repertuarze Teatru znajdują się układy choreograficzne tańców
narodowych i ludowych oraz obrazki sceniczne związane z folklorem
miejskim i biesiadnym
Teatr koncertował w wielu ośrodkach w kraju oraz w Belgii, Rosji, na
Węgrzech, Słowacji, Bułgarii, Ukrainie w Niemczech i we Francji.
Barwne, bogate stroje i dynamicznie wykonywany repertuar przyciągają
zawsze na koncerty Teatru liczną grupę widzów.
W dorobku Teatru są m.in.: udział w Międzynarodowych
Targach "Kultura - Turystyka" w Brukseli, koncerty z okazji świąt
państwowych i regionalnych, uroczystości patriotycznych i
dożynkowych.

20:00 – Koncert zespołu FLIPER

Zespół znany z występów w telewizji, lubiany także przez
włoszczowską publiczność (gościł u nas dwukrotnie).

20:50 - Gwiazda Wieczoru - STACHURSKY z zespołem – próba otwarta.

21:30 - Koncert – STACHURSKY z zespołem

23:00 Pokaz ogni sztucznych

W trakcie trwania Festynu:

Kiermasz Wydawnictw Regionalnych (Biblioteka Publiczna)
konkursy,
wesołe miasteczko
grille, garmażerka

Imprezy towarzyszące:

Wystawa zbiorowa TWÓRCZOŚCI PLASTYCZNEJ (24.08.07 – 24.09.07) - Dom
Kultury we Włoszczowie

Kiermasz Wydawnictw Regionalnych przygotowany przez Bibliotekę
Publiczną (25.08.07r.- Stadion)

Finał zawodów wędkarskich dla dzieci i młodzieży (od lat 7 do 16) w
ramach działań profilaktycznych „Bezpieczne wakacje z wędką” –
zawody i rozdanie nagród (25.08.07r. godz.7:00 Klekot)
Organizatorzy: Komenda Powiatowa Policji i Koło Polskiego Związku
Wędkarskiego Włoszczowa Miasto

I Mistrzostwa Włoszczowy w siatkówce plażowej kobiet (25 i
26.08.07r. – Stadion Sportowy)
Początek zawodów 25.08 (sobota) godzina 10:00

Międzynarodowy Wyścig Kolarski „Szlakiem walk majora Hubala” –
26.08.07r.(niedziela) od 11:00 do 16:00
Plac Wolności – od 11.00 do 13.00 – program artystyczny i rozdanie
nagród
www.gmina-wloszczowa.pl/index.php?page=informacje/2007,08,14-
1




Temat: Przynudzając z lekka:)
Eska:"opuszczam nasze forum"
e4ska napisała:"opuszczam nasze forum..."

-Opuszczam,czy raczej rzucam i uciekam...
Jeszcze przed niespelna czterema tygodniami zachwycona i pelna
energii i planow na przyszlosc,nowo mianowana
moderatorka forum uzaleznienia,
Eska,
rzuca dzisiaj wszystko w czorty.
Na usta wrecz cisnie sie pytanie,
dlaczego?!...,
jakie sa prawdziwe powody tej decyzji.A zawarte w pozegnajacym
poscie,jakajace wrecz proby wytlumaczenia sie z tak naglej
decyzji,mnie osobiscie niesatysfakcjonuja.

e4ska napisala:
brak mi czasu zwyczajnie na FU, o
> moderacji nie wspominając. Zawsze byłam egoistką...

-No super...!
Super wyznanie!Szczyt szczerosci!
Brzmi jak nagle zerwanie znajomosci,z niechcacym zrozumiec
kochankiem.

e4ska napisała:

> Ostatnio dokuczała mi nuda forumowa jakaś maleńka taka, niemniej
dotkliwa -
> nic mnie już na FU nie ciekawiło - chyba zwyczajny przesyt.

-A nie czasami bledna "polityka" moderacji.Caly potok
nieprzemyslanych slow i idace za nimi posuniecia.

"Ja,Moderatorka,zaprowadze "moj porzadek" na forum,a kto nie
poslucha,to ciach,ciach,ciach"-czyzby to tuzinowe wrecz
podkreslanie,jest jednym z powodow "nudy forumowej" ?

Wycinanie postow AAugustw,co bezposrednio(o ile nie bylo innych
interwencji) wplynelo na wybanowanie go.Napisal uczciwie,co by nie
bylo kilka tlustych tysiecy postow.

Stronniczosc i moderatorstwo nie da sie skleic w jednej sympatycznej
laurce.Do tego branie aktywnego udzialu w forumowych pyskowka,czesto
na poziomie kraweznikowych alkoholikow,jest karygodne.

Esce,byc dobra moderatorka,bylo szczegolnie ciezko i to juz od
samego poczatku.Nie dosc,ze byla jedna z chorych to na dodatek w
swoich zmaganiach z alkoholem nie znajdowala poparcia u zadnego
uczestnika ruchu AA i jak i terapeutycznych mittingow.

e4ska napisała:
Pisywałam ostatnie posty z
> obowiązku - i starałam się jako tako uporządkować bałagan

-Kto Cie dobrze zna,mogl szybko zauwazyc,jak w ostatnich postach
zaczelas sie rzucac w klatce,ktora sobie sama stworzylas i
skutecznie pomniejszalas.
Forum uzaleznienia zyje swoim wlasnym "zyciem",przetacza sie przez
ulice i drozki miast i wsi polskich,wszedzie tam,gdzie zyja ludzie
uzaleznieni od alkoholu,a jakie owe forum jest,czy np.
ciekawe,barwne,czy nudne i ciche,glaszczace,
zalezy od ilosci i poziomu
wpisow na nim czynionych i cos tam jeszcze...

Ale na pewno nie zalezy,od starajacej sie kroczyc na samym przedzie,
Moderacji.

Piszaca Eska,ma niezapomniane zaslugi w "kreowaniu" tego forum,po
prostu nie moglo byc lepiej!!!:)
Szkoda tylko,ze moderacja uderzyla ci tak mocno do glowy,chyba
mocniej niz jedno piwo,
na smak moderacji dalas sie skusic,
ciekawe czy dasz sie skusic na smak piwa...

Ludziska!Nikt nie umarl!Eska tylko chce od Was odpoczac i tyle :P
Odeszla ale Powroci!:)
Takze niech nikt sie nie zapija,obojetnie czy z rozpaczy,czy z
radosci!

PS:
AAugustw krakal proroczo,ze powroci szybko,
jak Eska tylko przestanie moderowac...takze Wy,ci co mieliby z
radosci... nie pijta!

Eska,dzieki za wszystko,a duzo dobrego ci zawdzieczam!
Wracaj jak najszybciej!
Tranzyt.



Temat: Opowiesc wigilijna - autor nieznany !
Opowiesc wigilijna - autor nieznany !
Długo zastanawiałem się, czy w ogóle napisać te kilka słów. Trzeba Wam
wiedzieć, że to mój osobisty hołd i kolejne pożegnanie pewnej bardzo ważnej
osoby. Ostrzegam, że słowa te mogą Was trochę zadumać, a być może nawet
zasmucić, jednak przebija przez nie nadzieja.

Powinniście wiedzieć, że nie obchodzę praktycznie żadnych świąt w roku, bo
nie przyswoiłem, bądź też odrzuciłem wszelkie mniej lub bardziej barwne
religie. Wiele osób podjęło próby oświecenia mojej skromnej osoby, ale nic z
tego nie wyszło. W pięknych czasach żyjemy, skoro jeszcze nie spłonąłem za
ten akapit.

Jednak cofnijmy się kilka lat wstecz. Opowiem Wam pewną historię.

Moja Mama była osobą o pięknym i czystym sercu. Przyjazną, kochaną, a
wszyscy, którzy zdążyli ją poznać, darzyli ją najcieplejszymi uczuciami. To
był taki aniołek, który poza swoim "dzieciątkiem" świata raczej nie widział
(chociaż w granicach zdrowego rozsądku). Potrafiła jednocześnie swoim wielkim
sercem dzielić się bezinteresownie z ludźmi.

Natomiast ja kilka dobrych lat temu byłem o kilka dobrych lat młodszy, a
wręcz trąciłem durnym nastolatkiem. Wiecie. Ślady regularnie usuwanego mchu
pod nosem, sylwetka dorastającego kota, głos, który co jakiś czas potrafił
się brzydko złamać. Ot, dorastająca latorośl. A jedną z niewielu osób, które
były w stanie do mnie trafić, była właśnie Mama. I czasami, z
prawdopodobieństwem równym wygranej w Lotto, potrafiłem wysłuchać swojej
zacnej wychowawczyni z zacnego liceum ogólnozacnego.

Życie toczyło się pięknie i spokojnie.

Jednak obraz szczęśliwej i spokojnej rodziny zburzył pewnego dnia ojciec.
Przyszedł do mojego pokoju i powiedział coś, czego nie zrozumiałem na
początku:
- Mama zachorowała na raka - powiedział czarnym głosem - Teraz wszystko się
zmieni.

Potem oczywiście stoczyliśmy ciężką walkę. Szpitale, karetki pogotowia,
operacje, lekarze. Oszczędzę Wam tej opowieści. Ważne, że po kilku miesiącach
tej ciężkiej batalii podjęliśmy najcięższą i najpiękniejszą decyzję w życiu.
Zabraliśmy Mamę do domu, żeby została już z nami do końca. U siebie. Pośród
starych, pięknych zegarów, które tak bardzo kochała. We własnym łóżku.

Przez kilka tygodni nic złego się nie działo, ale na początku grudnia zasnęła
i tak sobie leżała bez kontaktu. Czasami się przebudziła na kilka chwil.
Rozejrzała się. Ucieszyła, widząc mnie z ojcem, a potem znowu zasnęła. I
spała, szarpana od czasu do czasu niesprawiedliwym bólem.

Nadeszły Święta. Kupiliśmy prezenty. Potrawy przynieśli nam przyjaciele, bo
sami nie potrafimy ugotować nawet gwoździa. Przyjaciel to taka osoba, która
nie opuszcza Cię nawet w tak potwornie ciężkich chwilach...

Nadszedł dzień 24. grudnia. Usiedliśmy przy stole. We dwóch...

I nagle Mama zrobiła nam najpiękniejszy prezent świata. Podarunek, jakiego
nie można kupić za żadne pieniądze. Obudziła się, wstała, przyszła do nas do
stołu. Spróbowała wszystkich potraw. Rozmawiała z nami. Tak zwyczajnie i
zupełnie normalnie. Nawet doczekała rozdania prezentów. Kochana. Ucieszyła
się z dwóch małych misiów, jakie jej kupiłem za swoje oszczędności. Żeby
szybciej wyzdrowiała.

A potem poszła znowu spać...

I obudziła się dopiero na trzy dni przed śmiercią, żeby się z nami pożegnać.

PS. Znalazlem te opowiesc na jednej stronce i tak mi sie spodobala,
ze postanowilem ja wrzucic na forum.




Temat: Humor w Nauce i Sztuce
Szukajac na dzisiejszy wieczor czegos na powyzszy temat, znalazlem przypadkiem
material o uczonym, ktorego chyba (?) jeszcze nie przerabialismy.

***

Paul Ehrlich - jeden z pionierów chemioterapii urodził się 14 marca 1854 roku w
Strzelinie (wówczas Strehlen w Niemczech). Jego ulubionymi przedmiotami w szkole
były matematyka i łacina, natomiast miał kłopoty z pisaniem wypracowań.
Egzaminów nie znosił, zresztą często dostawał marne stopnie. Trudno się temu
dziwić, skoro na przykład na egzaminie maturalnym z niemieckiego, gdy miał
opracować temat

"Życie jest snem",

Ehrlich napisał, że sny są aktywnością mózgu, a aktywność mózgu polega na
utlenianiu [...] sny są więc czymś w rodzaju fosforescencji mózgu. :-)))

Nie lepiej szło mu na studiach medycznych kolejno we Wrocławiu, w Strasburgu,
Breisgau i Lipsku. Swą pracę doktorską poświęcił problemowi barwienia tkanek. Po
doktoracie pracował jako lekarz w szpitalu w Berlinie, a w 1890 roku został
asystentem Roberta Kocha w Instytucie Chorób Zakaźnych i rozpoczął tam badania
immunologiczne. Tamże zaraził się gruźlicą (prądki Kocha!), ale na szczęście
wykurował podczas długiego pobytu w suchym klimacie Egiptu. W 1896 roku został
dyrektorem nowego Instytutu Szczepionek i Surowic w Berlinie, a od 1899 roku
kierował Doświadczalnym Instytutem Terapii we Frankfurcie nad Menem. Za badania
nad odpornością organizmu otrzymał

w 1908 roku Nagrodę Nobla z medycyny.

Ehrlich opracował metodę barwienia preparatów biologicznych do badań
mikroskopowych. Barwiąc preparaty barwnikami anilinowymi, zauważył ich działanie
na żywe organizmy. Wtedy przyszło mu do głowy, by zastosować środki chemiczne do
zwalczania chorób zakaźnych. Mawiał, że musi znaleźć "magiczne kule" zabijające
tylko zarazki, a nieszkodliwe dla organizmu.

Do historii medycyny przeszedł dzień 31 sierpnia 1909 roku. W tym dniu Ehrlich
przeprowadził kolejną, 606. próbę na kilku królikach zarażonych kiłą -
wstrzykując im badany właśnie "preparat 606" - później nazwany salwarsanem.
Nazajutrz zarazki znikły z krwi zarażonych królików, a po miesiącu zwierzęta
były już całkiem zdrowe. Potem wypróbowano tę substancję na ludziach. Jako
ludzkie króliki doświadczalne wystąpili dwaj lekarze - wszczepiono im zarazki, a
potem salwarsan. Nowy lek okazał się potężną bronią, ale był trudny w użyciu,
ponieważ powodował przykre efekty uboczne i nie dawał się rozpuszczać w wodzie.
Ehrlich próbował ulepszyć lek i po 308 nowych próbach znalazł preparat 914,
neosalwarsan, pozbawiony wad poprzednika, którego wkrótce całkowicie wyparł. Po
tym odkryciu ponownie wysuwano kandydaturę Ehrlicha do Nagrody Nobla, ale zmarł,
nie doczekawszy tego zaszczytu.

Ehrlich był postacią bardzo barwną. Mówiono, że jest uosobieniem

ekscentryzmu i prawdziwego geniuszu.

Liczne anegdoty o jego dziwactwach i niezwykłych zachowaniach przytoczyła w
biografii uczonego jego długoletnia sekretarka Martha Marquardt. Był strasznie
nieporządny i roztargniony. Na łańcuszku od zegarka miał stale zawiązany węzeł,
ale nigdy nie pamiętał, dlaczego go zrobił. Swoim asystentom codziennie
wypisywał na karteczkach zadania. Nie chcąc zapomnieć o ważnych sprawach,
przygotowywał kartki także dla siebie i żeby mieć pewność, że ich gdzieś nie
zapodzieje, wysyłał je sam do siebie pocztą. :-)))

Stale obawiał się, że zgubi jakieś ważne dokumenty, toteż na wszystkich teczkach
wielkimi literami pisał swój adres i prośbę do znalazcy o odniesienie za nagrodą.

:-))))
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chadowy.opx.pl



  • Strona 2 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 103 wypowiedzi • 1, 2, 3