Czytasz wypowiedzi wyszukane dla słów: prezenty-znaczenie





Temat: Lekarstwo Ryszarda Bugaja
Nie ma sposobu na natychmiastową poprawę. Można tylko pewne procesy
przyspieszyć, albo opóźnić.
Przede wszystkim diagnoza. Żadna grupa społeczna nie jest w stanie wyłonić z
siebie reprezentacji, której przecietny poziom moralny (i nie tylko) byłby
wyższy od przecietnego poziomu tej grupy. Przeciętny poziom uczciwości
polityków jest więc podobny do przeciętnego poziomu uczciwości Polaków.
Tylko skutki nieuczciwości są różne i zależa od pozycji społecznej.
Mnie się wydaje, że pomimo pewnych wad lepsza byłaby w Polsce ordynacja
większościowa w jednomantadowych okręgach wyborczych. To zawsze lepiej
uzależnia polityka od wyborców. Na pewno gwarancja reelekcji jest znacznie
mniejsza niż w obecnie obowiązującej ordynacji. O tym politycy wiedzą i watpię
aby znalazła się kwalifikowana większość konieczna do zmiany konstytucji wśród
beneficjentów obecnej ordynacji.
We Włoszech po wielu aferach korupcyjnych zmieniono ordynację i przyniosło to
pozytywny efekt. Oczywiście ordynacja to nie panaceum.
Podczas walki o konstytucję, rządzący umiejetnie odwrócili uwagę społeczenstwa
od spraw zasadniczych podrzucając tematy zastępcze typu preambuła. Rozpętała
się dyskusja, w cieniu której politycy kręcili swoje lody.
W konstytucji powinien być tylko zapis o powszechnych i wolnych wyborach.
Ordynacja pownna być zwykłą ustawą. A tak utrawlono chory system.
Trzeba wreszciw wszystko co sie da sprywatyzowac. Właściciel firmy nie
skorumpuje innego włąściciela firmy, a już dyrektowa państwowej firmy tak.
Inna sprawa, ze w normalnym kraju człowiek na którym ciążą zarzuty popełnienia
przestępstwa nie miał by szans na wybór, a u nas widocznie to nie przeszkadza,
biorąc pod uwagę wybór niektórych posłów, szczególnie leperowców.
Pokusa rządów silnej ręki wydaje się być atrakcyjna. Ale to pozory. Każda
dyktatura musi się posługiwać ludźmi. W warunkach ograniczonej demokracji
powstają ogromne nadużycia władzy i przechodzi to w terror.
Łatwo zauważyć pewne zjawisko. Kiedy jakaś partia rośnie w siłę i ma szanse
zwycięstwa wyborczego, to natychmiast obrasta w kanalie. Żadne przywództwo
partyjne, nawet najuczciwsze nie jest w stanie zapanować nad terenem.
Gdyby była ordynacja większościowa, to nikt nie odważył by sie wystawić w
okręgu łobuza, bo było by to oddanie mandatu bez walki. Wystarczy przypomnieć
sobie ostatnie wybory lokalne. Wynik wyborów burmistrzów i prezydentów zupełnie
odbiegał od geografii partyjnej.
Oczywiście wyborcy popełniają błędy. Na przykład nieszczęsny Jurczyk w
Szczecinie. Prowadzi krucjatę przeciwko biznesowi, pogrązająć miasto. Ale
szanse reelekcji ma moim zdaniem znikome.
Inna sprawa to niskia frekwencja wyborcza. Istnieje taka zależność im niższa
frekwencja tym większe szanse mają ugrupowania skrajne. Elektorat tych
ugrupowań jest zawsze zdyscyplinowany. Mając np 5% poparcie przy bardzo niskiej
frekwencji można wygrać wybory. Krótko mówiąc,kto nie głosuje, ten też głosuje.
Znam przypadek z małego miasta, gdzie facet postawił piwo obszczymurom, którzy
przy bardzo niskiej frekwencji zrobili go radnym. Gdyby była duża frekwencja,
to nie stać by go było na tyle piwa.
Niszczy nas biurokracja. Ale ilość urzędników wraz z rodzinami to duża siła
polityczna, mogąca przesądzić wynik wyborczy. Kto się odważy ich zredukować?
Człowiek podobno zaczyna postępować racjonalnie jak już nie ma innego wyjścia.
Może musi być jeszcze gorzej, aby potem było lepiej.
Oligarchie będą tak długo, aż zacznie im się opłacać dobre prawo chroniące ich
stan posiadania. Taką ewolucję przeszedł kapitalizm wcześniej. W Polsce to się
dopiero dzieje. To jest pierwotna kumulacja kapitału. Nie znaczy to żeby z tym
nie walczyć, nawet trzeba, ale są to zjawiska powszechne. Dzisiaj Nelson
Rockefeller jest znanym sponsorem i filantropem. A kim był jego dziadek?
Wszystko leży w naszych rękach. Fakt, że wielu ludzi odwraca się d.. od spraw
publicznych jest wyjatkowo na rękę rządzącym.
Doskonale ilustruje to stary dowcip zydowski. Rabin miał urodziny i gmina
uchwaliła dać mu w prezencie beczkę wina. Każdy Żyd miał do beczki wlać miarkę
wina. I jeden Żyd sobie pomyślał: " Jak ja jeden wleję do beczki miarkę wody to
nie będzie to miało znaczenia." W rezultacie rabin otrzymał w prezencie beczkę
wody
M.






Temat: Dobry jak Polak
Witam!

Gość portalu: Reporter napisał(a):

> Wstawiam ten tekst w tym miejscu, (...) itd.

Kolejny ciekawy tekst, który więcej mówi o emocjach jego Autora, niż o materii,
której dotyczy.
1. Przede wszystkim: tekst jest nie na temat. Ma on być odpowiedzią na artykuł
Bratkowskiego. Są tam postawione, być może dyskusyjne, tezy o
niebezpieczeństwach wynikających z niektórych procesów, zachodzących we
współczesnych Niemczech. W odpowiedzi otrzymujemy połajankę, sugestię, że
stosunki polsko-niemieckie się zepsuły, bo Niemcy nie dają już Polsce prezentów
oraz wezwanie, byśmy wreszcie przestali uważać się "naród wybrany". Połajanka
jest nie w pełni zasłużona, sugestia kłamliwa a wezwanie - raczej nieaktualne.
Pollok nie polemizuje z żadną z tez Bratkowskiego a jedynie ogranicza się do
retorycznej próby ich zdyskredytownia przez zastosowanie techniki "a u was biją
Murzynów" albo "wy też nie jesteście święci". Zamierzona symetryczność
swoistego "antytekstu" jakim jest "Dobry jak Polak" zmusza niekiedy Autora do
zabiegów wręcz groteskowych. Tak oceniam - z całym szacunkiem dla Stauffenberga
i wielu innych, nieznanych w Polsce, bohaterów - próbę postawienia na jednym
poziomie polskiego i niemieckiego ruchu oporu. Są to zjawiska nieporównywalne
ani pod względem wojskowo-organizacyjnym, ani militarno-strategicznym, ani
wreszcie politycznym. Jako Polak nie mogę zapominać, że cele przynajmniej
części antyhitlerowskiej opozycji stały w sprzeczności z polskim dążeniem do
odzyskania pełnej suwerenności na całym terytorium z 1939 r. Innymi słowy:
usunięcie Hitlera niekoniecznie usunęłoby przyczyny wojny. Hitler przecież nie
stanął przeciwko Europie samotnie, nie stworzył prowojennych i szowinistycznych
nastrojów. Już raczej je umiejętnie wykorzystał i skanalizował.

2. Bez względu na zastrzeżenia Autora o tym, że nie chce porównywać zbrodni
polskich i niemieckich przyjęta metoda "odpowiedzi" na artykuł Bratkowskiego,
oraz wynikająca stąd struktura tekstu sprawiają, że takie porównanie i
zrównanie się "de facto" w tekście dokonuje. I to bez względu na intencje
Autora. Z całym szacunkiem dla śląskich i niemieckich ofiar - jeszcze raz
podkreślam, że pomiędzy tymi zbrodniami nie ma żadnego porównania. Ten fakt
jest powodem, dla którego nie przeżywamy traumy analogicznej do tego, co
przeżyli Niemcy po uświadomieniu im skali Holocaustu i innych zbrodni
wojennych. Nie jest więc prawdą, że ukrywamy przed sobą zbrodnie popełnione
przez naszych przodków. Po prostu nie mamy powodów, by bić się w piersi równie
mocno, jak nasi zachodni sąsiedzi. Co oczywiście nie znaczy, że nie moglibyśmy
uderzyć się nieco silniej, niż czynimy to do tej pory.

3. Irytuje konsekwentne używanie słowa "prawda" dla określenia swojej wersji
historii, na dodatek nie zawsze - wbrew zapewnieniom Autora - dobrze
udokumentowanej. Pojawia się np. w tekście liczba 2 mln. ofiar wypędzeń, zaś
liczbę zabitych po wojnie w Polsce Żydów ustala się na 800-900 osób. W obu
przypadkach chętnie poznałbym źródło, z którego te liczby są wzięte i
metodologię, za pomocą której są ustalone. Wątpliwości co do pierwszej z nich
budzi fakt, iż - wedle mojej wiedzy - po pierwsze: nie zawsze jest sposób na
oddzielenie od siebie ofiar zbrodni polskich i rosyjskich, co dla tekstu
ustalającego odpowiedzialność Polaków musi mieć fundamentalne znaczenie - po
drugie zaś nie ma sposobu na oddzielenie ofiar tych zbrodni, od ofiar panicznej
i nieprzygotowanej ucieczki ludności cywilnej przed radziecką ofensywą. W
sprawie drugiej z tych liczb chciałbym wiedzieć, ilu z tych Żydów zginęło w
następstwie antysemickich wystąpień, a ilu było ofiarami toczącej się wóczas w
Polsce wojny domowej, która miała podłoże zdecydowanie polityczne a nie rasowe,
i która pochłonęła również życie wielu tysięcy Polaków.

4. Interesująca dla zrozumienia artykułu mogłaby się okazać analiza rozmaitych
zabiegów stylistycznych towarzyszących opisywaniu Polski i Polaków. Z tym
jednak dam sobie spokój, bo mi się najzwyczajniej nie chce pisać o rzeczach
widocznych jak na dłoni. I żeby nie było niejasności: nie mam pretensji do
Autora, że nas nie lubi. Po prawdzie nie ma za co. Nie mam również pretensji o
to, że ten brak sympatii okazuje - ma do tego prawo. Mam tylko uwagę
techniczną: w tekście adresowanym do nas i pisanym pod sztandarem szczytnej
idei pojednania, możnaby przynajmniej trochę powściągnąć emocje. I przede
wszystkim - pisać na temat.

Pozdrawiam

Bolek





Temat: "Bogaty ojciec, biedny ojciec" Kirosakiego ...

Sorry Beatko za poprawke, ale on sie nazywa Kiyosaki :-)).

Tak, ja przeczytalam ja jakies piec lat temu. Gre mamy, ale nie wydalismy na
nia nic, bo moj przemyslny maz pozyczyl ja od kolegi i pracowicie w ramach
prezentu urodzinowego dla mnie skserowal, zafoliowal i zrobil nasza wlasna
czarno-bialo wersje. W zyciu nie wydalabym na nia tyle pieniedzy!!

Ale do rzeczy, tj samej ksiazki. Mnie strasznie irytowaly powtorzenia (ale
Amerykanie tak maja niestety i chyba przyjdzie mi sie z tym stylem pogodzic).
Ja nie musze piaty raz czytac tego samego - mi wystarczy raz. Tym bardziej jak
widze, ze ksiazka moglaby byc o polowe krotsza i byc o polowe tansza :-)).

Ale tak poza tym jest OK, choc nie ze wszytskim (jak zwykle) mozna sie zgadzac.
Kiyosakiemu chodzi glownie o to, zeby nauczyc sie rozrozniac dwa rodzaje dlugu:
dobry i zly. Dobry dlug, to taki, przy pomocy ktorego nabywasz cos co generuje
(lub ma szanse w przyszlosci generowac) dochod. Wtedy jest to inwestycja - nie
wiem jak przetlumaczone zostalo slowo "asset", bo "inwestycja" dobrze nie
oddaje tego znaczenia. Zly dlug - to po prostu zwykly dlug konsumpcyjny, czyli
kredyt na samochod, elektronike, meble, wycieczki dookola swiata, slowem na
wszystko co z czasem traci na wartosci.
Oczywiscie czasami trudno jest kupic za gotowke samochod jak sie tej gotowki
nie ma. No i pan Kiyosaki radzi, zeby tego samochodu nie miec, jezeli nie jest
on konieczny do wykonywania pracy (czyli generowania dochodu).

My od lat generalnie staramy sie w ten sposob organizowac swoje finanse. Nigdy
nie bierzemy pozyczek na rzeczy konsumpcyjne.
Jak nie mamy na cos pieniedzy, to tej rzeczy nie kupujemy, lub kupujemy inna -
tansza i niekoniecznie duzo gorsza. Na przyklad jak mnie nie stac na nowy
samochod, to kupuje uzywany - za gotowke.

Co do wysokosci inwestycji. Inwestowac mozna i 100 zlotych :-)). Znalezc konto
(depozyt), ktore gwarantuje, ze ma jakis tam procent. I z tego konta nie
podbierac, tylko dokladac po trochu co miesiac. Troche wieksze sumy mozna
wplacac na rozne fundusze inwestycyjne. Ale to co zarobisz na takim funduszu
nie wydawac tylko znow inwestowac. Co bardziej odwazni i zorientowani moge sami
probowac szczescia na gieldzie. Ja do takich nie naleze i tego rodzaju
inwestycji troche sie obawiam, bo sie na tym nie znam. Ja osobiscie wole rynek
mieszkaniowy, bo to mnie interesuje, sledze co sie na nim dzieje, jakie sa
zmiany, czytam sporo na ten temat i po wielu latach obserwowania moge
powiedziec, ze co nieco sie na tym znam. I w to inwestuje - pieniadze, ktore
moglabym przeznaczyc na rozne uciechy, przeznaczam na splaty kredytow w
nadziei, ze za 20 lat zaczne na tych wreszcie zarabiac.
Oczywiscie nie ma jednego gotowego przepisu dla wszystkich i sposobu na
budowanie swojej finansowej przyszlosci. Ludziom z mniejszymi dochodami
trudniej jest inwestowac i zajmuje im to dluzej, niz tym, ktorzy zarabiaja
wiecej. Ale w kazdym przypadku trwa to sporo czasu i na ogol wymaga pewnych
poswiecen i wyrzeczen. Niewiele osob ma bogatych rodzicow, ktorzy kupuja im
mieszkania i samochody. Ja napewno do takich nie naleze :-)), bo bogata z domu
nie jestem i do wszystkiego doszlam wlasna praca.
No, troche szczescia tez nie zawadzi :-)). Czego wszystkim zycze. I
Wesolych Swiat!!

PS. A w ogole to najlepiej napisac jakas dobra ksiazke, ktora bedzie sie
sprzedawac w milionowych nakladach :-))).




Temat: Jestem macochą
Jestem macochą
O stereotypie macochy wiele dowiadujemy się z baśni o Królewnie Śnieżce.
Z psychologicznego punktu widzenia macocha jest metaforą negatywnego aspektu
matki - zazdrosnej, rywalizującej, niszczącej. W baśni tej ukrywa przed
królewną jej pochodzenie, urodę. Królewna nie wie nawet, że jest królewną.

Pamięć o mamie

Najpiękniejszy spadek, który otrzymuje córka, to miłość matki. Nie dostaje
go, kiedy ma złą macochę, która - jak w baśni - usypia córkę, wprowadza ją w
trans nieodczuwania.

By królewna doświadczyła miłości, musi pojawić się królewicz, czyli
mężczyzna. Często jednak nie ma takiej mocy, żeby odczarować królewnę -
dziewczynka nie może uwierzyć, że jest kochana.

Być macochą jest trudno. Nie jest to zresztą częsta sytuacja, ponieważ dzieci
po rozwodach na ogół pozostają ze swoimi biologicznymi matkami. Problem
pojawia się, kiedy prawdziwa matka umiera lub dzieje się z nią coś, co nie
pozwala jej dobrze wychowywać dzieci: np. choruje, emigruje. Sytuacja macochy
jest prostsza, jeśli matka nie żyje i dzieci mają tego świadomość. W
przeciwnym razie musi przebijać się przez nadzieję dzieci, że mama kiedyś
wróci.

Nie należy robić niczego, co umniejszałoby znaczenie prawdziwej matki. W
wypadku śmierci, musi być szanowana jej pamięć w innych sytuacjach - nadzieja
na jej powrót. Dobrze jest uczestniczyć w pamięci o mamie - razem pójść na
cmentarz albo przypominać o napisaniu listu.

Macocha musi obudzić w sobie miłość do nie swoich dzieci. W najtrudniejszej,
piętrowo skomplikowanej sytuacji staje kobieta, która już ma swoje dzieci.
Wtedy oprócz konieczności znalezienia w sercu miejsca dla potomstwa partnera,
może pojawić się konflikt między jej i jego dziećmi.

Ten konflikt będzie spychał ją w stereotyp macochy, czyli tej, która przede
wszystkim broni interesów swoich dzieci. To będzie rodziło napięcia z
partnerem.

Może też być odwrotnie. Kobiecie może tak zależeć na uczuciu partnera, że
będzie nadmiernie faworyzować jego dzieci kosztem swoich.

Wchodząc w rolę matki, macocha nie musi mieć poczucia winy. Dzieciom pełna
rodzina daje większe poczucie bezpieczeństwa, więcej troski i ciepła. A kiedy
przybywa członków rodziny, przybywa też np. prezentów pod choinką.

Kobiecie, która decyduje się na taki związek, radzę, by dała swojemu
partnerowi i jego dzieciom czas na przeżycie rozstania z matką. Nie spieszyła
się z zamieszkaniem pod wspólnym dachem. Najpierw można jeździć razem na
wakacje, spędzać weekendy, w domu mieć status gościa.

Nie wolno od razu kazać mówić do siebie "mamo". Naturalne jest, że przez
jakiś czas dzieci będą zwracały się do niej "proszę pani", dopiero potem
można zaproponować mówienie po imieniu.

Najlepiej, żeby wszyscy zachowywali się zgodnie z tym, co czują. Jeśli
macocha czuje, że ojciec jest w konflikcie z dziećmi, nie ma racji, to
powinna bronić dzieci.

Najważniejsze są stosunki z dziećmi - jeśli się powiodą, to związek z
partnerem też będzie dobry. A jeśli dorośli naprawdę się kochają, dobrze się
porozumiewają, to z czasem wszystko da się ułożyć. Ale trudności są
nieuniknione i trzeba być na to przygotowanym. Najczęściej potrzeba co
najmniej dwóch lat na w miarę harmonijne ułożenie życia.

Wojciech Eichelberger 20-05-2002 18:22




Temat: Dziękujemy za ten dar,
Dziękujemy za ten dar,
Dziękujemy za ten dar, który w Krakowie otrzymuje świat - powiedział kard.
Franciszek Macharski o "Tryptyku rzymskim" Jana Pawła II. Prezentacja długo
oczekiwanego dzieła odbyła się w domu arcybiskupów krakowskich.
Czesław Miłosz, laureat Nagrody Nobla, powiedział KAI, że "Trypyk" dowodzi,
iż poezja religijna może być wielką poezją.

Poemat ukazał się w krakowskim Wydawnictwie św. Stanisława w nakładzie 300
tys. egzemplarzy. W prezentacji papieskiego dzieła uczestniczyli hierarchowie
Kościoła, rektorzy krakowskich uczelni, świat kultury i liczne grono mediów z
kraju i świata.

Kard. Franciszek Macharski ujawnił, że w dniu swojej konsekracji biskupiej
otrzymał od Jana Pawła II rękopis poematu "Stanisław". Metropolita odczytał
też - podkreślając, że czyni to po raz pierwszy - załączony do tego
niezwykłego prezentu list. Papież pisał w nim, że przez lata "pewna pasja"
była dlań niezwykle istotna, ale obecnie "chronicznie" brakuje mu na nią
czasu. Kard. Macharski powiedział, iż był przekonany, że jako Jan Paweł II
Karol Wojtyła nie pisze już poezji, dlatego "Tryptyk" był dla niego
prawdziwym zaskoczeniem.

Marek Skwarnicki, z którym Jan Paweł II konsultował ostateczny kształt
dzieła, mówił o "najdziwniejszej przygodzie swojego życia". Jak powiedział,
Papież zaprosił go listownie, w bardzo bezpośredni sposób, pisząc po prostu,
że chciałby porozmawiać o poezji. Wówczas w listopadzie 2002 r. Skwarnicki
nie wiedział jeszcze, że powodem zaproszenia do Rzymu kryje się fakt, iż po
dziesięcioleciach Karol Wojtyła wróci do poezji.

Skwarnicki, znawca tej poezji podkreślał, że "Tryptyk" jest pewnym sensie
kontynuacją wątków zawartych w młodzieńczych dziełach Karola Wojtyły. Mówił
też o niezwykłych przeżyciach związanych z lekturą "Tryptyku" w obecności
autora. - Przecież tam są na przykład słowa: "po mojej śmierci" - mówił
Skwarnicki zaznaczając, że lektura takich słów przy Janie Pawle II była czymś
niesamowitym.

Pisarz powiedział także, że właśnie tu, w pokojach domu arcybiskupów
krakowskich omawiał z kard. Wojtyłą wiersze, które już wówczas pokazywał mu
obecny Papież. Skwarnicki powiedział też, że rozmawiając z Jan Pawłem II
podczas swojego listopadowego pobytu w Rzymie wyczuł jego ogromną radość z
ubiegłorocznego pobytu w Łagiewnikach.

Drugą część "Tryptyku" - "Medytacje nad Księgą Rodzaju na progu Kaplicy
Sykstyńskiej" - odczytał krakowski aktor Krzysztof Globisz. Jego mikrofon
stał w pobliżu słynnego już okna, z którego Jan Paweł II wygłaszał
improwizowane przemówienia do młodzieży gromadzącej się przy ulicy
Franciszkańskiej podczas krakowskich wizyt Papieża.

Oblegany przez dziennikarzy Czesław Miłosz powiedział, że wielką otuchą
napawa go fakt, że - wobec takiego ogromu tworzonych na świecie wierszy -
jeden utwór spotyka się z tak kolosalnym zainteresowaniem. - To powinno być
wielką otuchą, bo ten poemat to wielka pochwała sztuki i poezji - mówił
laureat literackiej Nagrody Nobla.

Określił on "Tryptyk" jako "medytacje nad biegiem historii, nad całą historią
ludzkości". Przyznał, że cały poemat przeczytał już kilka dni wcześniej, zaś
dzisiejsza interpretacja Krzysztofa Globisza wywarła na nim ogromne wrażenie.

Pytany o walory literackie dzieła Miłosz powiedział: - Wydaje mi się, że
znaczenie utworu polega na tym, że następuje tu takie skoncentrowanie uwagi
na treści, że po prostu nie myśli się o formie. Sądzę, że jest o cecha
prawdziwej poezji.

Wśród gości prezentacji obecni byli rektor UJ prof. Franciszek Ziejka,
rzecznik praw obywatelskich Andrzej Zoll, rektor PAT bp Tadeusz Pieronek,
kard. Marian Jaworski ze Lwowa, bp Wiktor Skworc z Tarnowa, krakowscy biskupi
pomocniczy.




Temat: 2002 i 2003, czyli nie ma lekko
Gość portalu: Biolog napisał(a):

> to nie są moje przypuszczenia - efekt prywatnych rozmów właśnie z bankowcami
(z
>
> adnotacją "nie opublikujemy tego"). W tej kwestii po prostu nie mam zdania -
> będe je miał jak zobaczę cyfry. Bez cyfr odpowiedz TAK lub NIE nie jest moim
> TAK lub NIE.
>
> To jest idiotyczna teza. Po zobaczeniu ostatnio kilku kolejnych "numerow" nic
> mnie nie zdziwi na zadnym szczeblu. Zyjemy przeciez w panstwie cechowo-
> feudalnym, gdzie partykularne interesy rzadza od dolu do gory :-)

Jak zauważyłeś teza jest idiotyczna, w zasadzie nawet trudno tu dyskutować, ale
jeżeli już zacząłem to cóż:

Utrzymywanie wysokich stóp i emitowanie bonów pieniężnych mogło, jeżeli już tak
miało być, służyć tylko tym bankom, które są klientami NBP na bonach.
Nadpłynność nie jest równomiernie rozłożona w sektorze, bony kupują duże banki
oszczędnościowe (PKO, Pekao, może jescze PBK/BPH). A zatem DOTACJE
transferowane w ten sposób mogły trafiać tylko do nielicznych banków, a nie do
wszystkich - bardzo selektywny sposób dotowania branży, innne banki chociaż
miały dostęp do rynku bonów o dziwo nie chciały z dotacji skorzystać,
dlaczego???.

Oprócz tego w przypadku PKO państwo, jeżeli tylko zechce może dofinansować bank
w zupełnie inny sposób, przecież jest jego właścicielem. I tak zrobiło po
stracie w 1999 (strata wynikała z tworzenia rezerw na tzw. stary portfel
kredytów mieszkaniowych i była związana z regulacyjną działalnością państwa na
tym rynku a nie ze złymi kredytami). Państwo tak zrobiło również swego czasu z
BGŻ, tylko na dużo większą skalę.

W przypadku pozostałych banków dotowanie ich działaności w postaci utrzymywania
wysokich stóp dało rezultaty widoczne gołym okiem: notowania lecą ostro w dół,
agencje ratingowe obniżają ratingi, zwolnienia grupowe, programy
restrukturyzacyjne, bezrobocie - to rzeczywiście sukces w stabilizacji branży.
Całe szczęście, że większość tych banków ma solidne kapitały wniesione przez
zagranicznych udziałowców (czy prywatyzacja sektora była zła???).
Pewne wątpliwości może budzić fakt, że państwowy moloch PKO odnotowuje dobre
wyniki a cała reszta (w tym banki zagraniczne) odnotowują straty) i jak
rozumiem z tym nie mogą pogodzić się Twoi rozmówcy.

Rozwiązanie, które sugerujesz to odwracanie kota ogonem - PKO(a także Peako i
PBK/BP-H) nie dawały kredytów nie dlatego żeby kupować bony, tylko kupowało
bony ponieważ nie było w stanie wygenerować zaangażowań kredytowych przy
obowiązujących stopach. Jeżeli chcieli pożyczać taniej to przychodził NBP i
mówił bony sprzedaję, bony sprzedaję - niska cena. Obecne dobre wyniki PKO
wynikają ze strukturalnej słabości tego banku na rynku kredytowym. Tyle, że w
czasach recesji ta słabość okazuje się zaletą - rezerwy w mniejszym stopniu
obciążają rachunek wyników. Brak znacznych zaangażowań kredytowych oznacza
również, że w aktywach banku muszą siedzieć inne instrumenty. Oprócz bonów NBP
są to obligacje i bony skarbowe. Przy spadku stóp o 10,5pp aktywa
stałoprocentowe performują znakomicie, lepiej niż cokolwiek w gospodarce.
Jeżeli weźmiesz to pod uwagę, to musisz się zgodzić, że najpiękniejszym
prezentem jaki NBP może zrobić PKO są kolejne redukcje. Nie bez znaczenia
też inne czynniki - np silna pozycja na rynku depozytowym, która umożliwiała
przerzucanie redukcji stóp NBP na klientów. Charakter bilansu jest
antycykliczny i nie ma tu żadnej ukrytej pomocy.
Jeżeli koniunktura powróci, coraz więcej jest takich sygnałów, to utrzymanie
dobrych wyników będzie wymagało znacznego zwiększenia zaangażowań kredytowych i
dalszych, zapewne bardziej energicznych cięć kosztów (inni to robią teraz bo
muszą, dla PKO będzie lepiej nie czekać do czasu, kiedy też będzie musiało).



Temat: Byli członkowie RPP: Ataki mogą zagrozić złotemu
> To wina Balcerowicza że jest takie zadłużenie? Pewnie nie pamietasz ale w
> latach 80 jak państwu brakowało pieniedzy to poprostu je dodrukowało i wszystko

No to inny fragmencik dokonań tow. Balcerowicza.
Wpływowe zachodnie, a zwłaszcza amerykańskie, kręgi gospodarcze, a także MFW,
gorąco popierały "dogadanie się" z czołowymi komunistami w Polsce (i na
Węgrzech) w oparciu o zabezpieczenie sobie nawzajem realizacji podstawowych
celów na zasadzie wzajemności. Dla przywódców komunistycznych celem tym było
utrzymanie w swych krajach centralnych pozycji, zwłaszcza w życiu gospodarczym,
w okresie po rozpoczęciu transformacji systemowych. Dla przedstawicieli zaś
Zachodu najważniejsze w Europie Środkowej było dalsze spłacanie odpowiednio
oprocentowanego zadłużenia z czasów komunistycznych. Jak zwykle dla Zachodu
pieniądz (money, money...) miał dużo większe znaczenie niż względy
moralno-wolnościowe. Stąd na przykład wynikało ogromne poparcie prezydenta G.
Busha (ojca obecnego prezydenta USA) dla kandydatury W. Jaruzelskiego na
prezydenta Polski w lipcu 1989 roku. (Bush przebywał w Polsce na tydzień przed
wyborem Jaruzelskiego i skutecznie naciskał na kierownictwo OKP w sprawie
uratowania jego kandydatury).
Balcerowicz nieprzypadkowo stał się głównym gwarantem spłaty polskiego
zadłużenia wobec Zachodu. Jeszcze w 1989 r. stanowczo stwierdził w Sejmie, że
trzeba jak najszybciej spłacać komunistyczne długi, aby nie wywołać
zaniepokojenia zachodnich bankierów. Rzecz w tym, że właśnie w latach 1989-1990
istniała bezpowrotnie zmarnowana przez Balcerowicza szansa całkowitego
anulowania polskich długów wobec Zachodu. Pisał o tym w kwietniu 1991 r. na
łamach "Ładu" Witold Gadomski, skądinąd jeden z czołowych liberałów (!) w
polskim środowisku ekonomicznym (później poseł KLD, redaktor naczelny "Gazety
Bankowej", a wreszcie współpracownik "Gazety Wyborczej"): "Sprzyjająca dla
Polski koniunktura międzynarodowa, która pojawiła się na wiosnę 1989 roku i
trwała mniej więcej przez rok, pozwalała myśleć o uregulowaniu zadłużenia
naszego kraju. Potrzebna była do tego dobra wola naszych wierzycieli i
organizacji międzynarodowych (Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku
Światowego. (...) Polska, jak wszyscy dłużnicy, chciałaby traktować swój dług w
kategoriach politycznych. Ma przy tym większe niż inne kraje ku temu powody.
Przede wszystkim dług nasz został zaciągnięty przez państwo niesuwerenne - PRL,
którym rządziła wąska grupa ludzi posłusznych ZSRR. Polska pierwsza pozbyła się
komunistycznych rządów, przyczyniając się do rozpadu całego systemu. Daliśmy w
ten sposób Zachodowi prezent, oszczędzając mu miliardy dolarów, wydawanych
wcześniej na obronę przed komunistami. Argumenty te miały szanse trafić do
przekonania polityków zachodnich, a musimy pamiętać, że większość naszego długu
została przejęta przez rządy, prywatnym bankom jesteśmy winni niewielką część z
50 miliardów. Niestety, koniunktura szybko minęła".
fragment większej całości
www.jerzyrobertnowak.com/artykuly/Nasz_dziennik.htm
Ja dodam że za dolara polskiego Gierkowskiego długu płacono z tego co pamiętam
kilkanaście centów.



Temat: IRAK
> Ty chyba nawet nie przeczytałeś tej notki, a swój bezsensowny udział w tam
> tym
> > wątku - opinie do artykułu, "Japończycy popierają premiera Koizumi" - opar
> łeś
> > na samym tytule wątku.

>
> a ty przeczytales i zrozumiales?
> pytam zupelnie serio ilu japonczykow poparlo wyslanie wojsk do iraku
> sondarze przeprowadza sie w szerokim spektrum
> to nie jednopytaniowe referenda
>
> dlatego pytam o dane dotyczace problemu z powyzszym zwiazanego
> bo informacja wybiorcza jest manipulacja
>
> i tak pewnie nie zrozumiesz..

Sondaże nie są aż tak ważne. Mają nieomal z natury trochę manipulacyjny
charakter. Przy czym ten wspominany przez portal gazety "powinien"
przynieść "antyamerykańskie" efekty ze względu na sytuację bieżącą - na
podobnej zasadzie jak mówi się o wpływie zdarzeń bezpośrednio poprzedzających
na wyniki wyborów w Hiszpanii. "Powinien" a nie przyniósł, zagwozdka.
Japończycy mają po prostu dobrze poukładane w głowach. Dla podminowania twoich
dziwacznych tez o Japończykach (zauważ, że nie mam uwag do kwestii niemiecko-
francuskiej) wystarczy przyjęcie do wiadomości polityki, która jest przez
ostatnie kilkanaście lat kreowana przez japoński parlament i rząd. Zagranicznej
głównie. Sondaże i szczegółowe pytania są ulotnym miernikiem chwili.

> Brednie o chińskim raju nie wymagają odrobiny komentarza. Nawet Niemcy z i
> ch
> > wysokim bezrobociem, chorym przerostem socjalu,
> > wzrostem gospodarczym mniej niż
> > żałosnym, mają gospodarkę opartą na zdrowszych podstawach niż gigantyczny
> > producent tandety.
>
> piszesz o japonii z lat siedemdziesiatych czy chinch dzis?
> tak samo pogardliwie to brzmi i tak samo jest glupie
> rakiety kosmiczne tez maja plastykowe?

Japońskie firmy zdobywały wtedy światowy rynek. I to budzi szacunek. Nieważne,
że nie robily tego produktami dla snobów, to dla mnie nie ma żadnego znaczenia.

Dziś w większym stopniu światowe firmy myślą o chińskim rynku niż chińskie
firmy o rynku globalnym.

Poza tym mordercy z Pekinu dostają od świata niezasłużone prezenty, takie jak
Hong Kong.

Paljoty w kosmas ci tak imponują? Komuniści zawsze byli w tym mocni, o.k., JEST
to ich mocna strona, ale długo jeszcze, a może nigdy, pekińczycy nie osiągną w
światowej kosmonautyce pozycji, jaką w czasach ZSRR mieli towarzysze z Moskwy.
Nikt nie przeczy, że to tak duży kraj - Chiny, że gdyby zechcieli, mogliby
Kaczyńskiemu podarować dwa nowe Pałace Kultury. Ale Sojuz-T-15 czy jak tam
jeszcze zwą te wysokie wieże, nie jest wizytówką "dobrobytu"
nawet "względnego", co do tego wydawałoby się, wszyscy tutaj są zgodni

sen



Temat: Referendum w sprawie Swiatecznego Handlu !!!
jesli nie wiadomo o co chodzi to wiadomo , ze chodzi o pieniadze
Smieszy mnie od dawna twoj wysymplikowany ,zeby nie powiedziec prostacki obraz
swiata i podzial na lewice i prawice , kosciol i tych co sa przeciw ,jednych
cacy drugich be
A tymczasem nie tylko swiat ale nawet uklad partyjny w Polsce , interesy i
stosunek do kosciola jest bardziej skomplikowany
Na podanym przez ciebie przykladzie dotyczacym zamykania marketow w niedziele.
Wrzucasz do jednego worka Solidarnosc , Pis,LPR i Kosciol , a golym okiem
widac ,ze np.Solidarnosc reprezentuje interesy swoich czlonkow zainteresowanych
zagwarantowaniem niedzielnego odpoczynku kobietom ,gdyz to glownie mlode
kobiety za glodowe stawki w takich marketach zapieprzaja
He,he PiS-owi z Kosciolem nie po drodze , wiec prawdopodobnie przez ta partie
lobbuja wlasciciele drobnych osiedlowych sklepikow ktorym markety stanowia
konkurencje, A LPR czy Kosciol czyni to z pobudek wiadomych
;;;
K.P.) Dlaczego nie przeczytasz sobie wlasnego tekstu przed wyslaniem go.
Najpierw zarzucasz Gretshen prostactwo z powodu wrzucania wymienionych
ugrupowan do jednego worka (razem z kk), po czym przyznajesz, ze istotnie
wymienieni w tym samym worku siedza - tyle, ze z roznych, jak twierdzisz,
powodow. Czy sadzisz, ze dla przeciwnika zamykania ma jakis znaczenie powod dla
ktorego zamkna mu sklepy?
Nawiasem mowiac zapomniales dodac ze wszystkie te ugrupowania laczy obecnosc
ich czlonkow w kosciele. I tak np. PiS-owcy zadaja zamkniecia z powodu drobnych
sklepikarzy niemniej ich zadania, w czesci przynajmniej, nawiazuja do
stanowiska kk w tej sprawie oraz licza na jego wsparcie. Jak wynika z tego
jednego przykladu chocby skomplikowane jest to wszystko nawet bardziej niz Ty,
nie-protak, wyobrazasz to sobie.
.
;;;;
Co do wystepowania lobby marketowego ROWNIEZ w interesie swoich klientow musze
sie z toba zgodzic , gdyz i mnie jest na reke robienie zakupow w dowolnym
terminie , bez koniecznosci zagladania w kalendarz jaki to dzis dzien mamy.
Ale muwiac szczerze,obserwujac umeczone twarze tych mlodych sprzedawcow ,
kobiet i studentow , sluchajac ich wynurzen ,sledzac co rusz pojawiajace sie w
prasie sygnaly o razacych naruszeniach prawa pracy i prawa zwiazkowego przez
wlascicieli supermarketow trudno jest mi z tymi ostatnimi solidaryzowac i
obiecalem sobie juz nigdy w niedziele zakupow nie robic , niezaleznie od losow
uchwaly warszawskiej Rady.
.
;;;;

K.P.) Prawde powiedziawszy to mnie jest obojetny rodzaj decyzji jaka podejmie
Rada. Dlatego, ze to nie do Rady ta decyzja nalezy - bez wzgledu na to jak
poustawialiscie sobie swoje koruptogenne prawa.
Jesli w referendum spoleczenstwo Warszawy zdecyduje, ze chce miec sklepy
pozamykane w niedziele to niech ma, gdyz takie prawo ustanowilo sobie samo, a
nie otrzymalo je w prezencie przez jakichs nawiedzonych, przekretasow,
lapownikow, czy wszystkich na raz. Tymczasem natura problemu powoduje proby
roznorodnych wplywow na radnych, ktorzy w efekcie straca kompletnie z pola
widzenia interesy swych wspolobywateli a skoncentruja sie na interesach tych
ktorzy bezposrednio na nich wlywaja.

Nikt nikogo nie zmusza by kupowal w niedziele; nikt nikogo nie zmusza by
pracowal w supermarkecie i mial umeczona twarz. Czy wolisz by mial mniej
umeczona skutkiem likwidacji jego miejsca pracy? Kazdy ma prawo do decydowania
o spedzaniu swego wolnego czasu oraz dokonywaniu zakupow. Sam dajesz tego
przyklad, czyli jest to mozliwe.

Tymczasem Twoj zlodziejski kosciolek jak najbardziej - jak twierdzi - jest za
wolnym decydowaniem czlowieka, tylko... pod warunkiem by ten zdecydowal "tak
jak nalezy". Zgodziliby sie szubrawcy na otwarte w niedziele supermarkety, i
nie tylko, ale po upewnieniu sie, ze nikt nie bedzie w nich kupowal w swieta
(twarze sprzedawczyn bylyby wtedy zdecydowanie mniej umeczone .
Jak wy ludzie mozecie pozwalac namanipulowanie soba w tak perfidny i obludny
sposob. Jak mozna pozwalac na ubezwlasnowalnianie samego siebie do tego az
stopnia; jak mozna zgadzac sie na upodlanie.
.
K.P.




Temat: Dworce kolejowe i usługi
W tym roku obniżono znacznie stawkę przeznaczoną na remonty linii kolejowych. W
związku z kampanią wyborczą Sejm zaserwował nam kilka kosztownych prezentów, a
skoro z próżnego to i Salomon nie naleje to rząd w związku z powyższym musiał
ciąć. I tnie. W tym roku na linie kolejowe przeznaczono rekordowo mało
pieniędzy - 92 miliony złotych z budżetu oraz 67 milionów z rezerwy celowej (na
wkład własny do projektów współfinansowanych przez UE). Dla porównania - koszty
częściowej wymiany torów (odcinki po kilkanaście kilometrów) na linii Poznań-
Kluczbork PLK oszacowały przy czym część remontów już została wykonana) na 72
miliony złotych. To co idzie z budżetu wystarczy, jak widać, na fragmentaryczne
remonty na jednej większej linii. O cięciach w roku 2006 - niżej.

I jeszcze fragmenty wypowiedzi Zbigniewa Szafrańskiego, wiceprezesa PKP-PLK
S.A., z moimi komentarzami. Całość wywiady z w-ceprezesem w Kurierze PKP z 11
września 2005.

"W przyszłym roku ma być lepiej. To powinien być rok przełomowy (...). Na
infrastukturę kolejową mielibymy dostać 590 mln zł (...), dodatkowo 390 mln na
remonty i utrzymanie oraz nieco ponad 13 mln na utrzymanie linii o wyłącznie
obronnym znaczeniu."

W związku z koniecznością cięć (pisałem we wstępie) Ministerstwo Finansów
skreśliło ów miliard z budżetu na rok 2006. Nie będzie pieniędzy także na wkład
własny w inwestycje współfinansowane przez UE, więc kolejne fundusze idą w
plecy. Wobec braku pieniędzy bardzo prawdopodobna będzie także podwyżka biletów.

"W tym okresie (2007-2013 - dod. hyeronim) mamy możliwość pozyskania z funduszy
unijnych 16 mld euro na transport. Z tego - według dzisiejszych założeń - 8
mld poszłoby na inwestycje drogowe, a 5-5,6 mld na inwestycje w infrastukturę
kolejową (...). Proporcje wydatków ułożyłyby się wreszcie mniej więcej tak, jak
zaleca UE: 60% na drogi, 40% na koleje."

Można mieć tylko nadzieję, że sytuacja z lat 2005-2006 się nie powtórzy i nie
zabraknie pieniędzy na wkład własny.

"Chcemy specjalizować linie - separować ruch towarowy od pasażerskiego.
Ekspresami z Warszawy do Poznania pojedziemy przez Łódź."

I dalej:

"Byłaby to zupełnie nowa linia (Łódź-Wrocław - dod. hyeronim) dostosowana do
szybkości 300 km/h. W latach 2007-2013 chcemy zbudować przynajmniej jedną
trzecią tej linii, doprowadzając ją od Wrocławia w okolice Kalisza."

Linia miałaby biec mniej więcej równolegle do drogi wojewódzkiej 449 Syców-
Błaszki - omijałaby zarówno węzeł w Ostrowie jak stację Kalisz i łączyłaby się
z linią Ostrów-Łódź między Kaliszem i Sieradzem - wystarczająco daleko, żeby
Kalisz był odcięty od szybkiego ruchu Wrocław-Warszawa, że o Ostrowie już nie
wspomnę. Przypominać to będzie trochę skrótową linię Warszawa-Kraków omijającą
Radom i Kielce.

Do 2007 jest jeszcze czas, żeby powalczyć o przesunięcie tej linii o te
kilkanaście kilometrów na północ. Nie wykluczone też, że w związku z cięciami w
2006 opóźni się przygotowanie trasy o kolejny rok lub kilka miesięcy co jeszcze
trochę poszerzyłoby pole manewrów dla ostrowskiego lobbingu.

Odnosząc się do dwóch ostatnich cytatów trudno nie oprzeć się wrażeniu, że
linie przechodzące przez Ostrów (z naciskiem na Poznań-Katowice) mają być
specjalizowane na towarowe lub przystosowane tylko dla tzw. ruchu
międzywojewódzkiego lub lokalnego. Tymbardziej, że już teraz przewóz pasażerów
przez Ostrów szybko spada, a przewóz towarów odpowiednio szybko rośnie.



Temat: Ściąga dla Zagadkowiczów :) - dotychczasowe Serie
Seria 31
1. „Mały Tommy Bond miał podobny pomysł. To taki wrażliwy chłopczyk
o silnie rozwinętym kompleksie niższości. Dręczyło go to, że
nauczycielka się stale nad nim znęcała, jak twierdził. Schował więc
żabę w zegarze. Kiedy nauczycielka chciała nakręcić zegar, żaba
wyskoczyła prosto na nią. Pan postąpił tak samo. Tylko że to o wiele
poważniejsza sprawa niż żaba.” – Czyje zachowanie przywiodło na myśl
pannie Marple historię Tommy’ego?
2. Który policjant uporczywie uważał pewną ołowianą rurkę za
kompletnie nieistotną dla dochodzenia?
3. „To było takie proste, jak odebranie dziecku cukierka” – O czym
mówił Hercules Poirot w rozmowie z Hastingsem i co uważał za proste?
4. W których utworach Agathy duże znaczenie miało odbicie w lustrze?
5. „Pamiętasz jak poszłyśmy na ucztę do szejka? I jak on wydłubał
oko owcy i poczęstował nim ciebie, a wuj Bob trącał cię łokciem,
żebyś nie robiła problemów i zjadła? Uważam, że gdyby szejk zrobił
tak z pieczonym jagnięciem w pałacu Buckingham, królowa przeżyłaby
niezły wstrząs, prawda?” – Kto wypowiedział te słowa i z której
powieści pochodzą?
6. W którym utworze Agathy ważną rolę odegrał pluszowy kot?
7. Która dyrektorka szkoły stosowała ‘metody psychologiczne’ i wobec
kogo; co wydarzyło się w jej szkole i w jakich okolicznościach?
8. Jak mogłaby wyglądać przykładowa alfabetyczna lista bohaterów
(według nazwisk) z utworów Agathy?
9. W których utworach Agathy ważną rolę odegrały klejnoty?
10. Kto ofiarował młodej parze w prezencie ślubnym psią smycz?
11. Które z wiejskich rezydencji pojawiły się w utworach Agathy co
najmniej dwukrotnie?
12. Kto porównał inspektora Slacka do fretki?
13. W których utworach Agathy pojawiły się fidybusy?
14. W których powieściach Agathy pojawiło się nazwisko, kojarzone z
rudym kotem, który lubi dużo jeść?
15. Czyje wąsy mogły konkurować z wąsami Herculesa Poirot?
16. Kogo Hercules Poirot nazwał ‘jedną z najbardziej pomysłowych
przestępczyń’?
17. Kto, o kim i w której powieści powiedział: „Jeśli by ją
przekłuć, ze środka wysypałyby się trociny”?
18. W której powieści pojawiły się: szkarłatne kimono, kawałek
nadpalonego papieru i pociąg?
19. W której powieści Herkules Poirot rozwiązał zagadkę morderstwa,
bawiąc się kartami ‘Szczęśliwa Rodzinka’?
20. W którym utworze Artura Hastingsa dopadła choroba, co dopomogło
Poirotowi w śledztwie?
21. Co według Anglików oznaczają dwie łyżeczki do kawy na jednym
spodeczku?
22. W której powieści ważną rolę odegrało polskie dziecko?
23. Co się stało z pozostałym z obiadu ziemniakiem?
24. „Zupełnie nie wiem, dlaczego przyszedł mi do głowy Hercules
Poirot i niepokoi mnie to. To było na piętrze. Co takiego tam
zobaczyłem, co mi go przywiodło na myśl?” – Co i kogo zaniepokoiło w
tej sytuacji?



Temat: stracone pokolenie?
warum napisała:

> popaye napisał:
>
> > lablafox napisała:
> >
> > (.....)
> > "Kochani , jest mi tu dobrze.
> > > jest mi tu tak dobrze ,że dobrze mi tak "
> > > Pozdrawiam lablafox
> >
> > Dokladnie tak!. -
> > Nie rozumiem rozterek Warum.
> > Wychowala dwoje dzieci, przezyla spora czesc zycia jak wiekszosc z nas -
> > uczciwie i robiac to, co w danej chwili uwazala za optimum w warunkach na
> ktore
> >
> > nie miala przeciez wplywu.
> Ten cytat L jest po prostu boski A "wyzalajac" sie nie mialam na mysli-
> zazdrosci i porownywania sie " w dorobku" do kogokolwiek.To upust moich
> kiepskich emocji i refleksja, ze poziom zadowolenia z zycia posrednio zalezy
od
>
> stanu posiadania / mimo wszystko!/, a bezposrednio - od naszej satysfakcji z
> zycia osobistego - spelnienia w uczuciach przede wszsytkim. Jak czlowiek jest
> szczesliwy w srodku- to i dziurawe skarpetki mu nie przeszkadzaja. Pozdrawiam
> all.

Dlugo trawilem wszystkie Twoje wpisy. Ja na prawde wierze w te glupie
horoscopy; mam sentiment do Lwic (o tym moze kiedys) i tu musze sie Wam do
czegos przyznac; kazde nasze dziecko bylo "zrobione z premedytacja".
Syna "celowalem an meskiego lwa (mam Ksiecia Wladce Pana tak jak chcialem ... i
niech to cholera a core chcialem jako prezent na moja 30-tke (lekarz
spierzyl bo dal na przyspieszenie, ale tez wyszla jako blizniak i... tez
cholera moj blad i sam sobie winien jestem ) Wracajac jednak do tematu; nie
zrobilas nic zlego – przeciwnie – jestes w takiem samym humorze jak wszyscy
tutaj, czy to z TO, A-mu, W-wy czy innej zarazy. Roznica polega na tym, ze
kazdy z nas ma innego TYPU problemy. Szastanie tytuami, jachtami, Audi czy BMW
jest jedynie na pokaz, a prawdziwe zycie toczy sie poza ekranem Twojego
komutera na ktorym czytasz te pierdoly. Wszedzie jest dobrze gdze nas nie ma –
ja bym dodal ze jest to rowniez kwesta priorytetow. Dla mnie osobiscie sprawy
materialne nie maja znaczenia. Nie mam takich problemow, czy tez z iloscia
tytulow, ale traktuje to jako wypadkowa tego, ze ja sie poddalem i wyjechalem
do normalengo kraju. Nie bede nikomu rzucal w oczy mojego jachtu (a tez mam)
samochodu czy tytulu, dla mnie jestes warta wiecej dbajac o swojego ojca niz
doktorat zrobiony z nudow przy mezu w jakim tam Montrealu. Z gory zaznaczam;
nie pije tu do nikogo. Mam po prostu okazje na co dzien widziec i obcowac z
tuzpowojenna emigracja polska i niezaleznia jak wielkim szacunkiem darze tych
ludzi, dla mnie matka, ktora praktycznie sama wychowuje dzieci (plus maz i
ojciec na karku) w bajzlu jaki panuje w kraju, zasluguje na wiekszy szacunek,
niz corka przedwojennego generala, czy innego prawnika. Co zle zrobilas?
Zamienie pytanie; kto jest tu stracony? Co do Twojego pytania o kompromis, to
osobiscie uznaje tylko jeden; miedzy moim sumieniem a dobrem moich bliskich,
reszta jest walka.



Temat: Feminizm = Humanizm
Gość portalu: Maciej napisał(a):

>
> A więc wg Ciebie Napoleon, który zniósł pańszycznę w Polsce, czy Piłsudski,
> który wprowadził prawa wyborcze dla kobiet - byli feministami?

Napoleon znósł pańszczyzne tylko na części ziem polskich, konkretnie w zaborze
pruskim, a i tam nie do końca bo zostały serwituty. W Galicji i zaborze
rosyjskim pańszczyznę mógł znieść co najwyżej "duch Napoleona wiecznie żywy" bo
miało to miejsce wiele lat po jego śmierci.
Raz ci Maćku odpuściłam jak palnąłeś ten błąd historyczny na poziomie
podstawówki, ale skoro się upierasz i koniecznie chcesz się licytować kto
lepiej zna historię, to proszę bardzo - na twoje życzenie;)

Natomiast chyba tylko ty i duch Napoleona wiecie co miało wspólnego zniesienie
pańszczyzny z feminizmem.
Co do Piłsudskiego - jeżeli chcesz go nazywać feministą, to twój ból. Ja tego
nie robię i wyjaśniałam już dlaczego, prawda?

Zdaje się, że
> wymyśliłaś raczej oryginalny sposób rozumienia słowa "feminizm"... Można
> powiedzieć, że czynisz propozycję, by uzywac to słowo w zupelnie nowym
> znaczeniu, w jakim nikt go jeszcze nie używał... :-)

Jasne, nikt... Z wyjątkiem autorów encyklopedii powszechnych różnych wydawnictw.
>
>
> > K.i m. są różni, co nie wyklucza tego, że nie mogą i co ważniejsze są sobi
> e
> > równi.
> Jeśli są różni, to nie są równi. Polecam kurs logiki.

Dziękuję, kurs logiki (a raczej wykłady) przeszłam z oceną pozytywną czego i
tobie życzę, choć szanse masz IMO niewielkie. Jest wiele osób z którymi
mogłabyn dyskutować na temat logiki i przyjmować ich krytyczne opinie, ale ty
do nich zdecydowanie nie należysz.

Wracając do równości i różności:
Dałam ci już ten przykad kilka razy, nigdy nie odpowiedziałeś - może tym razem?

Ola ma drzewko wysokie na 100 cm. Drzewko Oli nazywa się olcha.
Ala ma drzewko wysokie na 100 cm. Drzewko Ali nazywa się akacja.
Drzewka Ali i Oli są równe w sensie matematycznym a zarazem rózne w sensie
dendrologicznym.

Kobiety są równe mężczyznom w sensie prawnym, a różne w sensie biologicznym.
Odpowiesz tym razem, czy mam opracować specjalną wersję tego przykładu z
Mikołajami i workami prezentów? (wersja ze świstakiem już była :))

>
> > Sukces kobietom utrudniają istniejąc stereotypy (polecam wątek pt "baby do
>
> > garów" lub "żyć jak bóg przykazał" jeśli nie wierzysz w istnienie
> stereotypów)
>
> Rzecz w tym, że stereotypy na ogół mają swoje uzasadnienie w rzeczywistości.

Jasne, jasne....Stereotyp murzyna-gangstera, cygana-złodzieja czy żyda-
krwiopijcy też ma swoje uzsadnienie w rzeczywistości. Tylko że normalni ludzie
walczą ze stereotypami zamiast dorabiać sobie do nich ideologię.

Pozdrawiam, B.



Temat: Za ile mozna sprzedac spolke z oo?
Jedno jest pewne, kokosów na tym nie zbijesz. Kapitał zakładowy po denominacji
wynosi pewnie z 10-20 zł, bo nie przypuszczam żeby 4.000 zł (spółka założona 15
lat temu).

PLUSY DLA NABYWCY (a właściwie jeden)

Plus dla nabywcy takiej spółki (zakładając, że rzeczywiście nie ma zobowiązań),
to teoretycznie rok założenia 1990. Komuś może zależeć, żeby powiesić szyld:
„TRATATA sp. z o.o. rok zał. 1990”.
I na tym plusy się kończą. Kiedyś mogła mieć znaczenie kwestia niższego kapitału
(wystarczyło 4.000), obecnie bawienie się w częściowe podwyższanie do 25 tys a
potem do 50 tys. nie ma sensu ze względu na czas i koszty.

MINUSY DLA NABYWCY

Pierwszy minus: NOTARIUSZ. Straci się więcej czasu (i zazwyczaj też pieniędzy) u
notariusza. Umowa nowej spółki standardowa/kapitał 50 tys./, to koszt rzędu
1.800 zł (1490 zł plus ok. 300 zł wypisy).
Przekształcenie spółki z 1990 r. to koszt ok. 100-200 zł więcej (sprzedaż
udziałów i zmiana dotychczasowej umowy (zwykle w całości, łącznie z
nazwą/firmą), w tym podwyższenie kapitału o np. 49.990 zł ). A swoją drogą
dziwnie wygląda umowa sprzedaży np. 100 udziałów po 10 groszy każdy (po
denominacji) za łączną kwotę 10 zł (!), podczas gdy notarialne poświadczenie
podpisów na tej umowie kosztuje 25 zł każdy (!).

Drugi minus: SĄD REJESTROWY. Przerejestrowanie spółki z 1990 r. z RH do KRS trwa
w praktyce dłużej niż rejestracja spółki od podstaw, nawet jeśli nie zmienia się
siedziba spółki (miejscowość, nie konkretny adres), a kosztuje tyle samo (1.500 zł).

Trzeci minus: PRAWNIK. Koszty przerejestrowania będą wyższe niż założenia nowej,
jeśli nabywca będzie korzystał z pomocy prawnika. Za przerejestrowanie zapłaci
prawnikowi ok. 1500 zł, podczas gdy za założenie nowej spółki 1000 zł . [w tym
miejscu przerwa na reklamę: SPÓŁKI – zakładanie, przerejestrowywanie –
INTELIGENTNE UMOWY dostosowane do potrzeb klienta, ROZSĄDNE CENY, mail:
spzoo@gazeta.pl lub tel. 602 589 987 (Warszawa)].

Czwarty minus: URZĄD SKARBOWY W praktyce mogą być problemy ze zgłoszeniem spółki
w urzędzie skarbowym, bo pani Henia będzie miała wątpliwości od kiedy działa
spółka (wystarczy oświadczenie i trochę cierpliwości). Regon będzie bez problemu.

PODSUMOWANIE

Nie widzę znaczących korzyści w nabyciu takiej spółki. Tak więc, jak była mowa
na wstępie, kokosów na tej spółce nie zbijesz.
Co więcej, obawiam się, że możesz mieć trudności, żeby ktoś kupił taką spółkę za
przysłowiową złotówkę.

Jeśli masz możliwość (np. znajomy chce założyć spółkę), to daj mu swoją spółkę
„w prezencie”, a przynajmniej nie będziesz się martwił, co zrobić z obowiązkiem
przerejestrowania do KRS.




Temat: Podwyzka czynszu przez gmine i Marek Wielgo
abcd17 napisał:

> Do ciekawych, choc nieprawdziwych wnioskow dochodzi Marka Wielgo w
> poniedzialkowej 'Wyborczej'.
> Analizujac mozliwosc podwyzki czynszu przez gminy neguje ja bo
>
> "1. Wysokosc czynszu zalezy od radnych a ci nie lubia podejmowac trudnych
> decyzji;
> 2. Nadmierne podwyzki czynszu moga byc dla gmin nieoplacalne bo automatycznie
> zwiekszaja dodatki mieszkaniowe wyplacane przez gminy i
> 3. Radni uchwalajac duza podwyzke powinni liczyc sie z wzrostem liczby
> lokatorow nieplacacych czynszu, a w konsekwencji eksmisjami".
>
> No wiec az dziw mnie bierze, ze Wielgo, ktory skadinad powinien znac sie na
> temacie, pisze takie bzdury! Bo przeciez:
>
> 1. Radni uchwalaja jedynie Wieloletni program gospodarowania zasobem,
> sredniookresowy program strategiczny, wskazujacy w ogolnym zarysie na
> podwyzki
> czynszowe w horyzoncie 5-letnim, natomiast decyzje operacyjne o podwyzce
> czynszu leza w gestii prezydenta/burmistrza/wojta!

Racja jest pośrodku gdyz są to uchwały, które moga ale nie muszą przekazać
takie uprawnienie innemu podmiotowi - zdecydowana większośc gmin czyni to
uchwałą radni chcą dawac prezenty wyborcom!!!

Ci ostatni beda rowniez
> ponocili odpowiedzialnosc za stan techniczny zasobu, a wiec beda musieli,
> chcac
> nie chcac, brac pod uwage realne podwyzki czynszu by pozyskac srodki
> finansowe
> na wywiazywanie sie gminy z zadan wlasnych. Temat podwyzki przestal juz dawno
> byc tematem tak politycznym, jak byl za czasow ustawy o najmie lokali
> mieszkalnych.

przykro to powiedzieć ale chyba mieszkasz na innej planecie!!!!!!!

>
> 2. Opinia ze wyzszy czynsz doprowadza do wzrostu dodatkow mieszkaniowych
> wyplacanych przez gmine jest bzdura. Wielgo, opierajacy sie na danych IGM,
> powinien to wiedziec. Wyniki badan prowadzonych rowniez przez specjalistow z
> IGM, finansowanych przez amerykanskie programy pomocowe (LGPP) dowiodly, ze
> wzrost czynszu nie ma bezposredniego wplywu na wysokosc wyplacanych dodatkow.

Tu jest spór ale opinia iz czynsz w ogóle nie przekłada sie na dodatki jest
nieco naiwna i wynika z umiejętnego operowania liczbami - przekłada sie ale nie
powinno miec to żadnego znaczenia!!

>
> 3. Wzrost czynszu niekoniecznie doprowadza do wzrostu eksmisji. Od pomocy
> najbiedniejszym jest system dodatkow mieszkaniowych i inne dodatkowe oslony
> socjalne, ktore gminy moga i powinny uruchamiac.

Tu sie zgadzamy ale pod jednym warunkiem, że gmina ma pieniądze a np,
regularnie obcinane są dotacje na dodatki mieszkaniowe i chciała by sie nieco
wysilic a z tym gorzej

Wzrost czynszow prowadzi
> wprost do zaprzestania kredytowania przez gminy osob mogacych i gotowych
> placic
> realny czynsz. Rowniez i tych, ktorych stac a nie chca, bo lepiej jest wydac
> pieniadze na co innego.

A tego akurat niektórzy nie chcą zrozumioc bo są beneficjentami
najprawdopodobniej systemu , obecnie w skali ok 1/5 sprawdzimy to w prywatnych
kaminicach może wówczas gminy zrozumiją to (wątpie)

>
> Panie Wielgo, moze troszeczke wypadaloby doczytac?! I przestac rozsiewac
> mylne teorie.

Problem w tym że p. Wielgo jako jedyny ekspert od mieszkalnictwa w GW raczej
powinien pracowac w Trybunie pisze bardzo populistycznie - głównie ma jakies
poczucie mesjaństwa w kwesti eksmisji - musi to być cos osobistego. Czesto i
gęsto popełnia byki Vide ostatni artykuł gdzie jest spopro niścisłości które
moża żle odczytać - świadomie? czy nieudolnie? nie wiem.

Pozdrawiam



Temat: Wietnamska brać
Wietnamczycy oczyma księdza
Świat polskich Wietnamczyków oczyma księdza. Dziś w GW artykuł. Bardzo ciekawy
jest ten fragment:
"- Wietnamczyk nigdy nie powie, że był dyskryminowany. Dla niego akt
chuligaństwa jest po prostu aktem chuligaństwa. Mógłby tak samo ucierpieć z rąk
rodaka. Oni tłumaczą nas przed nami samymi."

Warto by tak "niechuliganić", moi drodzy rodacy.

"Mniejszość wietnamska w Warszawie według polskiego księdza

Ksiądz Edward Osiecki z zakonu werbistów ma wizytówkę w dwóch językach: na
jednej stronie widnieje wietnamskie "cha do dau", na drugiej "duszpasterz". Nic
dziwnego - prowadzi Centrum Emigranta przy Ostrobramskiej. Specjalnością ma tu
być zielona herbata.

Magda Dubrowska: Co to za obraz nad Księdza biurkiem?

Ks. Edward Osiecki: Przedstawia Matkę Boską z La Van. W czasie prześladowań
wietnamskich katolików w XIX w. ludzie chowali się w górach. Pewnego razu
przyszła do nich kobieta z dzieckiem na rękach. Pocieszała, zbierała lecznicze
zioła. To była Matka Boska. La Van to teraz taka wietnamska Częstochowa.

Dlaczego zainteresował się Ksiądz mniejszością wietnamską w Warszawie?

- Kiedyś spowiadałem pewnego wietnamskiego katolika. Dopiero wtedy uświadomiłem
sobie, że przecież nie wszyscy Wietnamczycy są buddystami. W ich kraju tradycja
katolicyzmu jest długa i bogata. Zrozumiałem też, że wietnamska mniejszość na
emigracji ma trudności z otrzymaniem podstawowych sakramentów. Często wynika to
po prostu z barier językowych.

Wtedy powstała Wspólnota Katolików Wietnamskich?

- Tak, w 1996 r. Na początku liczyła 40 osób, teraz ok. 350. Najpierw były
nieformalne spotkania i modlitwy w prywatnych mieszkaniach. Ale brakowało
miejsca, w którym można spokojnie porozmawiać o problemach albo wypić herbatę i
pośpiewać. Dlatego stworzyliśmy Centrum Emigranta. Nie ograniczam się tylko do
duszpasterstwa. Pomagam Wietnamczykom w nauce polskiego, pomagam w legalizacji
pobytu. Mało kto wie, że wielu z nich to uchodźcy polityczni. Uciekają przed
komunistycznym reżimem do kraju, który kojarzy im się z "Solidarnością". Jeśli
wrócą do Wietnamu, w najlepszym razie grozi im więzienie. Pomagam też kobietom,
które mają urodzić dziecko, a nie przysługuje im szpital. Nie chodzi o to, żeby
nawracać, ale żeby pomóc w ludzkich sprawach.

Co Ksiądz myśli o warszawskich Wietnamczykach?

- Niepunktualni. Niezwykle lojalni i pracowici. Bardzo troszczą się o dzieci i o
miejsce, w którym przebywają. Myślą o przyszłości. Skromni. O sobie mówią tylko
poprzez relację z drugim człowiekiem. Mnie nazywają "dziadkiem", bo jestem
starszy. Siostra mówi do brata "brat", ale brat do siostry zwraca się tak samo.
Dwie siostry też mówią do siebie "bracie". Nie ma znaczenia płeć, tylko relacja.

Czy dostaje Ksiądz sygnały o agresji wobec Wietnamczyków?
- Wietnamczyk nigdy nie powie, że był dyskryminowany. Dla niego akt chuligaństwa
jest po prostu aktem chuligaństwa. Mógłby tak samo ucierpieć z rąk rodaka. Oni
tłumaczą nas przed nami samymi.

Czy mniejszość wietnamska się izoluje?

- Nie ma bardziej mylnego poglądu. W Wigilię wietnamscy znajomi zapraszają mnie
tylko po to, żebym im pomógł rozdać prezenty sąsiadom. Powiedziałbym, że to
raczej Polacy są zamknięci i nieufni. Największą barierą we wzajemnych relacjach
jest język: nie potrafimy zrozumieć czyjejś mowy, więc ją wyśmiewamy.

Mówi Ksiądz po wietnamsku?

- Tylko pojedyncze słowa."
miasta.gazeta.pl/warszawa/1,34862,2952643.html?nltxx=1077927&nltdt=2005-10-05-04-06




Temat: do Bebiaka - odrebna wlasnosc lokalu (pilne)
Z niecierpliwoscia zasiadlam niedawno do komputerka, zeby sprawdzic, czy
odpowiedz juz nadeszla i ...nie zawiodlam sie.
Przede wszystkim ogromne podziekowania za tak szybka reakcje - teraz, kiedy
wszyscy biegaja jak w ukropie, szukajc choinek, prezentow itd...;)
Zrozumialam, na czym tak naprawde stoje (poki co, na niczym), ale poniewaz
jestem laikiem, bede miec jeszcze pare pytan (o czym ponizej).

>I teraz zależy od Ciebie co zrobisz: czy chcesz mieć chociaż to spółdzielcze
>własnościowe prawo do lokalu a potem czekać na przekształcenie (ile - nie
>wiem), czy też nie mieć nic
Moze tak: a co byloby mniejszym zlem? Nie mam pojecia, jak sie te dwa rozne
rozwiazania przekladaja na sytuacje zyciowe (powiedzmy,ze bede musiala szybko
sprzedaz mieszkanie - tfu, tfu, odpukac w niemalowane:). W jakich sytaucjach
moze to miec jeszcze znaczenie?

>(jedynie oczekiwanie na przyszłe prawo zwane ekspektatywą - bo to masz z mocy
>zawartej pisemnej umowy) i czekać na ustanowienie odrębnej własności
Czy moglabys mijeszcze, prosze, wyjasnic ten termin - albo moze zeby sie nie
powtarzac, podeslac mi jakis link, gdzie moglabym znalezc informacje na ten
temat?

>Koniecznie zapytaj w spółdzielni na jakim etapie jest sprawa podziału gruntu -
>wpis do księgi nie jest konieczny, natomiast jeżeli każdy z tych budynków
>wraz ze swoją działką ma stanowić osobną nieruchomość - niezbędna jest Mapa
>sytuacyjna z projektem podziału + ostateczna decyzja podział ten
>zatwierdzająca.
Zapytam juz jutro, tylko czy moglabys mi jeszcze naswietlic, do czego ksiega
nie jest potrzebna, a wymienione dokumenty - owszem (ach, te pytania laika:)
>Ludziki przy nieuregulowanym gruncie zaczynają rozważać czy zgodzić się na to
>spółdzielcze własnościowe prawo zamiast odrębnej własności, bo obawiają się
>np. wyższego VAT
Jak rozumiem, oznacza to koniecznosc doplaty? Tylko, przy ktorym wariancie
moze to miec miejsce?(znow wychodzi ze mnie kompletny laik:)

> Adziu, doprawdy nie wiem, wiem natomiast, że dla Ciebie sprawa zameldowania
>w takiej sytuacji powinna być sprawą drugorzędną.
Hmm...chyba tak nie jest, poniewaz wlasnie nigdzie nie jestem obecnie
zameldowana.Sytuacja jest taka, ze moi rodzice wyprowadzili sie do innego
miasta i wymeldowali nas z dotychczasowego miejsca zamieszkania. De facto mam
pobyt czasowy i to tez nie w obecnym mieszkaniu. Z zameldowaniem wiaze sie
przede wszystkim kwestia rozliczenia podatku - dlatego wspomnialam o tym
meldowaniu sie.(na kwestiach zwiazanych z rozliczeniami podatku tez sie nie
znam:)Moze to nie jest wazne?

Biorac pod uwage fakt, ze wpis do KW raczej nie nastapi w ciagu najblizszych 3
miesiecy (takie byly informacje na zebraniu spoldzielni, w ktorym
uczestniczylam), nie wiem, czy nie byloby w obecnej sytuacji mniejszym zlem
wybor tej "gorszej opcji"
Jeszce wspomne, ze w aneksie jest tez mowa o tym, ze przeniesienie odrebnej
wlasnosci na czlonka spoldzielni ma nastapic na jego wniosek (poprzednio nie
bylo takiego zapisu).

I jeszcze cos "obok" tych rozwazan. Slyszalam ostatnio od znajomego, ze ktos
mial podobna sytaucje,wybral spoldzielcze wlasnosciowe i w sumie mniej
zaplacil za akt notarialny. Czy to jest mozliwe przy takim rozwiazaniu?

Dziekuje raz jeszcze i prosze o jeszcze ;)
Pozdrawiam,
A




Temat: MULTI-Hekk osiedle Słowicza (odcinek 5)
Masz bardzo dużo racji - i nie będę zaprzeczał.
Faktycznie zdecydowałem się na Piaseczno - był to jak najbardziej świadomy
wybór. I pewnie nie wyprowadzał bym się z Piaseczna, gdybym np. kupił
mieszkanie w inwestycji Lech lub tym podobnej (a cena była prawie taka sama).
Piaseczno to dobra lokalizacja - bez porównania moim zdaniem z np. Tarchominem.
Ale celem mojej wypowiedzi było to, że trzeba się dobrze zastanowić nad
wchodzeniem (inwestowaniem) w nieruchomość, która jest po prostu zbyt tania, a
co za tym idzie zła.
Nie chcę być złośliwy, ale w trakcie sprzedaży mojego mieszkania spotkałem
bardzo sympatycznych ludzi, którym się ono bardzo spodobało (w 100% chcieli
dokładnie takie, nawet płytki), już nawet uzgodniliśmy ostatnie szczegóły ... i
co się okazało na drugi dzień ?
Otóż przez jakiegoś swojego znajomego (a jedna z tych osób była z branży
developerskiej) dotarli oni do zaprzyjaźnionej osoby pracującej w Multi-Hekk. I
właśnie ta osoba powiedziała, że nawet najgorszym znajomym odradziłaby zakup
mieszkania w osiedlu Słowicza. Bo budynki nie spełaniją podstawowych norm itd.
I nie chodziło tu bynajmniej o zbicie ceny, bo osoby te po prostu bardzo szybko
zrzygnowały z zakupu jakiegokolwiek mieszkania Multi-Hekk. I nie interesowała
ich nawet połowę niższa cena (oczywiście za tyle bym nie sprzedał). Zaznaczę tu
może jeszcze, że mieszkanie nadzorowałem od początku jego budowy, nawet
opłacałem odpowiednie osoby, któe czuwały na budową mojego lokalu.

Tak więc chodzi mi o to - i bardzo proszę bez urazy mieszkańców osiedla
Słowicza - że dostałem bardzo kosztowną nauczkę. Poniosłem tego ciężkie
konsekwencje i mam nadzieję, że uda mi się uniknąć podobnych błędów w
przyszłości. Chociaż człowiek uczy sie całe życie :)
A to, że taksówka kosztuje mnie teraz 15-20 zł a nie min 50 zł (po długich
negocjacjach, często żenujących z taksówkarzem) nie jest tu najważniejsze.
Pokazuje to tylko skalę pozornych oszczędności wynikających z zakupu tańszej
nieruchomości. Proszę zwrócić uwagę, że w 2000 roku płaciłem za swoje
mieszkanie 2800 zł za 1 metr kwadratowy - dzisiaj na tym samym osiedlu mógłbym
kupić 1 metr kwadratowy już za 2400 zł i do tego dostałbym jeszcze garaż w
prezencie. Dlaczego tak jest, dlaczego tylko ta nieruchomość tak bardzo
straciła na wartości skoro ceny w całej Polsce idą do góry ? Czy może mi to
ktoś łaskawie wytłumaczyć ?
Czy nie jest to wystarczający argument ?
Na samochodzie zawsze się traci juz po wyjechaniu z salonu, ale dlaczego tracą
osoby mieszkające na osiedlu Słowicza, a inni, którzy kupili mieszkania na
innych osiedlach - pozostańmy w Piasecznie - nie stracili nawet złotówki (patrz
Lech itp.). Wręcz przeciwnie, wartość ich nieruchomości zgodnie zresztą z
obecną tendencją rynkową po prostu wzrasta.
Spróbuj dać ogłoszenie o sprzedaży swojego mieszkania - zrób to dla
sprawdzenia. Nie załamuj się tylko, kiedy osoby dzwoniące do Ciebie w momencie
uzyskania informacji, że to właśnie to osiedle, w zasadzie natychmiast
odkładają słuchawkę. I to jest przykre, wierz mi.

Tak już na koniec - jeżeli mógłbym coś doradzić - spróbujcie zdjąć Wasze forum,
nie upubliczniajcie brudów. To wpływa bardzo niekorzystnie na Was i na całe
osiedle. To absurdalne i już żenujące czytać ciągłe obelgi, groźby, obrazy, a
nawet konkursy osiedlowe (mam na mysli wybór "buraka osiedla").
Wiem, że to nie jest dla Was śmieszne i próbujecie walczyć z tymi, którzy
faktycznie są "inni" w tym złym znaczeniu. Wiem, że trudno jest znaleźć
najlepszą metodę walki, ale może udałoby się coś w tym zmienić.
Wasze wzajemne straszenia się, że najlepiej spotkać się przed blokiem i ... to
przecież absurd.

Osoby, które czytają Wasze wypowiedzi traktuja ten wątek jako farsę i pewnie
mają dużo zabawy. Ja jestem już na to obojętny, bo myślałem, że w końcu uda Wam
się dojść do jakiejś "normalności", a przynajmniej ukryć to forum. Niestety
myliłem się.
Teraz chyba łatwiej mnie zrozumiecie, że jestem znowu szczęśliwym człowiekiem i
nawet takie drobiazgi jak tania taksówka po prostu mnie cieszą.

Jeżeli kogoś uraziłem moją wypowiedzią - z góry bardzo przepraszam - na pewno
nie było to moją intencją

pozdrawiam
XXX



Temat: Dzisiejki 143 - rocznicowe - 13 grudnia
Dziś św.Łucji - początek swiętowania BN w Szwecji
www.szwecja.filo.pl/index.php?id=swieta
Boże Narodzenie w Szwecji

Największe i najdłuższe święta w Szwecji to Boże Narodzenie. Świąteczną
gorączkę czyje się już w pierwszą niedzielę Adwentu (wtedy zapala się pierwszą
świecę symbolizującą zbliżające się święta. Każda niedziela poprzedzająca Boże
Narodzenie przybliża nas do tej radosnej chwili.

Świętowanie rozpoczyna się 13 grudnia w dzień św. Łucji. Legenda głosi, że
podczas tej najdłuższej w roku nocy, kiedy mężczyźni I zwierzęta potrzebują
dodatkowego posiłku. W domu Łucja (Królowa Światła) portretowana jest przez
najstarszą córkę. Dziewczyna ubiera się w białą suknię, a na głowie ma koronę
ze świecami. Budzi swoich rodziców śpiewając rodzinną włoską pieśń "Santa
Lucia" i przynosi im kawę, bułki słodkie, ciasteczka, a także "glögg" (patrz w
przepisach).

Są również oficjalne wybory Łucji, która przewodniczyłaby wielkiej paradzie
w Sztokholmie.

Sprowadzona do Szwecji z Niemiec choinka, jest częścią Świąt Bożego
Narodzenia w Szwecji od 1700 roku. Jednak, dopiero w XX wieku stała się
zwyczajem powszechnym. W prawie każdym Szwedzkim gospodarstwie domowym, na
dzień lub dwa przed Bożym narodzeniem przynosi się drzewko i dekoruje się je
świecącymi przedmiotami, wesoło owiniętymi słodyczami, słomianymi ozdobami i
elektrycznymi lampkami lub świeczkami.

Wigilia Bożego Narodzenia jest punktem kulminacyjnym uroczystości. Zgodnie
z tradycją, jest to dzień, w którym nie powinny być wykonywane żadne prace inne
niż doglądanie żywego inwentarza. To jest dzień świątecznej uczty, która
obejmuje smorgasbord.

Włączając kilka tradycyjnych potraw jak szynka, galareta z wieprzowych
stóp, lutfisk i ryż z owsianką. Lutfisk ( wędzony dorsz podawany w sosie) jest
prawdopodobnie pozostałością z okresu postu z czasów przed reformacją.
Świąteczna uczta również obejmuje tradycję zwaną "zanurzanie w kotle" (doppa i
grytan), w której to rodzina i goście zanurzają kawałki ciemnego chleba w
garnku wypełnionym kapiącą wieprzowiną, sosem i zbożową wołowiną. Ma to
znaczenie symboliczne - jest to wołanie do umysłu, w środku dziękczynienia i
obfitości, wszystkich tych, którzy są potrzebujący i głodni.

Po obiedzie wszyscy goście zbierają się wokół choinki by obdarowywać się
prezentami. Podarki przynosi Jultomten (Święty Mikołaj) - gnom, który żyje w
stodole. Jest bardzo podobny do duńskiego Nisse. Jultomte jest chwalony za
doglądanie rodziny i gospodarstwa. W zeszłych wiekach Szwedzcy artyści zaczęli
produkować kartki z życzeniami przedstawiające gnomy. Te figury okazały się
ogromnym sukcesem i wkrótce Jultomte wzięły na siebie rolę porównywalną ze
Świętym Mikołajem w innych krajach. Wierzono, że przychodzi z prezentami. W
wielu domach wciąż ktoś przebiera się za gnoma i przychodzi na Wigilię w
wielkim workiem prezentów.

Zgodnie z tradycją Szwedzi przychodzą do kościoła, w bardzo wczesnych
rannych godzinach Bożego Narodzenia. Kiedyś był zwyczaj robienia wyścigu do
kościoła na saniach lub wozach. Wierzono, że zwycięzca wyścigu będzie miał
najlepsze plony w nadchodzącym roku. W inny sposób spędza się ten dzień cicho w
rodzinnym gronie, z świątecznymi przyjęciami i spędza się razem następne dni.
Święta kończą się 13 stycznia. Kiedy tysiące lat temu król Canute był królem
Szwecji, zadecydował, że Święta trwają 20 dni. Podczas gdy niektóre państwa
obchodzą 12 dni Świąt Bożego Narodzenia, w Szwecji dodany jest jeszcze jeden
tydzień.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chadowy.opx.pl



  • Strona 3 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 132 wypowiedzi • 1, 2, 3