Czytasz wypowiedzi wyszukane dla słów: problemy nauczania informatyki





Temat: Prywatna Szkoła Podstawowa nr 114 w Warszawie
Cóż, moje dziecko dwa lata temu zakończyło edukację w tej szkole.
Szczerze mówiąc nie jestem pewien co do mojej opinii na ten temat.
Jeśli chodzi o poziom nauczania, to są nauczyciele bywają bardzo
dobrzy, ale są też przeciętni.
Budynek szkoły - kiedyś to był prywatny dom dyrektora. Sale szkolne są w miarę
dobrze przystosowane do nauki (chociaż samo wyposażenie pracowni informatycznej
pozostawia wiele do życzenia). Nie jest tajemnicą, że w szkole nie ma boiska -
jest "kawałek ziemi" pokrytej popękanym betonem. Ale da się wytrzymać.
Jak jest w szkole? Różnie. Na pewno nie ma przemocy i problemów wychowawczych.
Jednak nie powiedziałbym, że atmosfera jest fantastyczna. Większość uczniów się
lubi i chętnie ze sobą bawi (albo nie ma wyjścia - są bardzo małe klasy), ALE -
poza grupą znajomych dyrektora (ok. 4 osoby) nauczyciele zmieniają się średnio
co 2,5 roku (i zawsze "wylatują" z hukiem, przy czym najczęściej bez powodu). W
szkole niepodzielne rządy sprawują "Zeus i Hera" - czyli Dyrektor i jego żona
(ta pani oficjalnie nie pełni żADNEJ) funkcji w tej szkole, po prostu JEST i
RZąDZI. Dyrektor R. - jest to osoba po prostu niepoważna i groteskowa (uczniowie
śmieją się z niego 24h na dobę). Nie uczy żadnego przedmiotu, jedynie
przygotowuje szóstoklasistów do zdania egzaminu po szkole podstawowej. Niestety,
jego wiedza jako muzyka o języku polskim i matematyce jest raczej wąska, więc po
każdej z takich lekcji (noszących nazwę TESTY)nauczyciele tych przedmiotów muszą
korygować wiedzę uczniów.
Dwa najgorzej nauczane przedmioty to: Informatyka i WF. Przy czym nie jest to
zależne od nauczycieli, a od warunków. Pracownia informatyczna jest, jest też
wyposażona. Problem zaczyna się, kiedy zadamy pytanie "W co?". Komputery z lat
dziewięćdziesiątych, uczniowie pracują na bardzo rzadkim systemie operacyjnym
Linux. Co do wychowania fizycznego, ponieważ szkoła nie posiada żadnego miejsca,
w którym tego typu zajęcia mogą się odbywać, uczniowie co poniedziałek maszerują
do "zaprzyjaźnionej tysiąclatki", czyli lokalnego rejonowego gimnazjum.
Przedmiot na bardzo niskim poziomie z antypatycznymi nauczycielami. Kiedyś
uczniowie chodzili na basen, ale basen poszedł do remontu i już tam nie wrócili.
Co do reszty - wszystko zależy od nauczycieli.
Podsumowując, nie wiem, czy polecać tą szkołę. Wszystko jeżeli masz naprawdę
zdolne, inteligentne dziecko, a klasa, do której miałoby pójść nie jest za mała
(pow. 8 osób), myślę, że możesz zaryzykować. Na pewno będzie wracało do domu
roześmiane i uśmiechnięte od ucha do ucha. Ale jeśli boisz się problemów w
nauce, uważaj - wszystko zależy od nauczycieli.
Pozostawiam sprawę otwartą i pozdrawiam!





Temat: Czy można zdać egzamin gimnazjalny bez korepety...
Mam taki plan, ale czy on jest realny czy też wirtualny......nie wiem.
Oto on:
- wprowadzenie odpłatności za naukę ( od klasy 4 czyli poand nauczanie
początkowe) - dla najzdolniejszych, najpilniejszych, pochodzących z
niazamożnych rodzin - stypendia.
- skończyć z mitem, że nauka jest obowiązkowa powyżej 4 klasy. Nie, nie jest.
Obecny system i tak produkuje półanalfabetów jeżeli oni sami tego sobie życzą.
- godziwie wynagradzać nauczycieli ( pieniądze z czesnego) - nauczyciel
powinien zarabiać od 250% średniej krajowej
- szkołami ( podstawowymi, ponadpodstawowymi, wyższymi) zarządzać powinni
wysokiej klasy fachowcy, wybierani w konkursach, w których zasiadać powinni
także przedstawiciele rodziców
- Dyrektor ( lub jego odpowiednik w zależności od poziomu szkoły) powinien
wybierać sobie współpracowników i podpisywać z nimi kontrakty ( np. roczne). W
przypadku złego nauczania np. uczniowie źle zdają egzaminy, testy lub jest to
osoba konfliktowa kontrakt nie zostaje przedłużony
- Uczniowie sprawiający problemy ( wychowawcze, narkomani, notorycznie nie
uczący się itp) są po prostu usuwani ze szkoły bez względu na zawartość konta
lub stanowisko rodziców
- Administracja w oświacie powinna być "Odchudzona" o 80% a nauczyciele
zwolnieni z pisania różnego rodzaju sprawozdań
- Programy i sposób nauczania powinny być dostosowane do obecnej sytuacji -
więcej języków, informatyka, elementy psychologii itp
- Zmiana sposobu myślenia - wszystkiemu winni są komuniści, bliżej
nieokreśleni "oni", a wogóle to wszystko co było przed 1989 roku jest nic
niewarte.
Tylko tyle czy az tyle.
Pozdrawiam - Agata





Temat: Naukowiec proponuje: Zlikwidujmy gimnazja!
Profesorze - zajmij sie swoim podwórkiem
Dlaczego pan zajmuje się czymś, na czym Pan się nie zna? Dlaczego gimnazja są
winne i co Pan o nich wie, skoro Pan tam nie uczy?

Jestem matematykiem i informatykiem (tak tak dwa kierunki!!) po MIM Uniwersytetu
Warszawskiego - jedynego liczącego się na świecie polskiego wydziału informatyki
i matematyki. Uczę w szkole, a właściwie w dwóch szkołach - matematyki w
gimnazjum i przedmiotów informatycznych w technikum informatycznym.
Problemem nie jest gimnazjum jako takie, ale poziom nauczania matematyki. Jeżeli
ja wymagam konstrukcji geometrycznych, a koleżanka wali tylko testy
egzaminacyjne pod sprawdzian gimnazjalny, to czemu się dziwić??? Potem
przychodzi taki na programowanie i nie potrafi zalgorytmować problemu sumowania
Gaussa, a już dzielenie pisemne w systemie dwójkowym to czarna magia dla 60% -
wcale nie przez dwójkowy, a przez nieznajomośc dzielenia?
Przymierzałem się do doktoratu na jednej z prywatnych uczelni. Jak zobaczyłem
proponowane tematy na temat programowania genetycznego i teorii genetyki
dyskretnej to mnie śmiech wziął - przecież u Engelkinga, Kordosa i Moszyńskiej
takie tematy by nawet na magisterkę sie nie załapały. Problemem nie do
przeskoczenia okazały sie pieniądze - 22 tysiace w ciagu 2 lat i lojalka na 5
lat wzg uczelni (obecnie nie jestem jej pracownikiem a tylko na umowę prowadzę
samodzielne ćwiczenia)

Moje propozycje naprawy stanu
1. zgranie programów matematyki w gimnazjum i szkole ponadgimnazjalnej i
rozszerzenie ich o np pochodne i całki
2. mniej umiejętności w matematyce - wiecej wiadomości
3. koniec z bezsensownym cieciem programów przedmiotów ścisłych
4. zróżnicowanie płacowe - matematyk po matematyce ma dostawać więcej niż
"matematyk" po SGGW
5. doktoraty mają być pracami twórczymi, a nie odtwórczymi..
6. pozbawienie akredytacji lub prawa robienia magistra wiekszość pseudo-uczelni

Nie każdy musi mieć studia - licencjata lub inżyniera że o magistrze nie wspomnę
- nie każdy może należeć do elity - urawniłowka se ne wrati...



Temat: Korepetycje dla studentów
tarzynka napisała:

> Uwielbiam takie: "jak ja byłam/em młody, to było dobrze, a teraz... ci młodzi
> ludzie, ta szkoła itd. tacy okropni". Zawsze byli nauczyciele z powołaniem,
> którzy potrafili nauczyć, pokazać piękno wykładanego przedmiotu i buraki,
którz
> y
> klepali formułki i kazali przerobić z podręcznika.
> Świat się zmienia i szkoła też. Jak uczeń nie chodzi do szkoły, to nie zalicza
> klasy, niezależnie od tego, czy go usprawiedliwiają dorośli, czy on sam. Jeśli
> powodem nieobecności są rzeczy poważne (np. choroba), to jest
nieklasyfikowany.
> Nie widzę powodu, żeby dorosły człowiek nie mógł sam się usprawiedliwiać. Od
> nauczyciela zależy, czy uzna to usprawiedliwienie. Można mieć nierozsądnego
> rodzica i nauczyciel wcale nie musi uznawawać wszystkich głupich
usprawiedliwie
> ń
> od innych dorosłych. Pani po prostu myli możliwość usprawiedliwiania się, z
> możliwością niechodzenia do szkoły.
> Co do schodzenia na psy nauki polskiej: kilkanaście lat temu kończyłam MIM na
U
> W
> (matematyka,informatyka i mechanika). Już wtedy był to wydział o wysokim
> poziomie nauczania. Teraz jest w czołówce światowej, studenci wygrywają
> międzynarodowe konkursy. Poszybował w górę!!!

To skąd Ci niedouczeni studenci na politechnice skoro poziom nauczania taki
duży?
Ja kończyłam studia przed 1980r na UAM. I nawet większość swojej pracy
zawodowej nie przepracowałam w wyuczonym zawodzie. Jestem geografem.
W różnych biurach dawałam sobie świetnie radę. Oprócz wiedzy wyuczonej trzeba
mieć jeszcze inteligencję. Szkoła też teraz niestety nie uczy myślenia i
kojarzenia faktów.
Dzisiaj pracuję w PAN-e i widzę jacy są młodzi "naukowcy".
Z dyplomami a jak maja napisać zwykle pismo to maja problemy, nie mówiąc już o
rozwijaniu pracy naukowej.
Istnieje też selekcja negatywna. Promuje się często miernoty a wobec
niepokornych stosuje sie mobbing "w białych rękawiczkach" i to nie od dzisiaj.
Wybijaja się tylko wybitni i odporni na stres.

Wczorajszy program "Warto rozmawiać" p.Pospieszalskiego, poruszał problem
samodzielnego usprawiedliwiania się przez uczniów.
Uważam, że nic nie zaszkodzi jeśli szkoła zostanie przy starym systemie
usprawiedliwiania uczniów przez rodziców.




Temat: Żeglarski program Politechniki Gdańskiej
Gość portalu: BYLY napisał(a):

> Chcialem powiedziec , ze przychodzac na PG moj angielski byl
> calkiem niezly, jednak byl on bardzo ogolny. (...) Korzystajac z
> literatury angielskiej czeęsto trudno bylo odnależc tlumaczenie
> z dziedziny chemii,

Jeśli Pana język angielski był ogólny a zamierzał Pan studiować chemię (która
była w Pana obszarze zainteresowania, jak rozumiem) to nie rozumiem co stało na
przeszkodzie już w szkole średniej oswajać się z angielskojęzyczną literaturą
fachową ? Albo podczas studiów, gdzie do dyplomu było całe 5 lat ?

> A przeciez
> nie musialo by tak byc gdyby angielski byl na uczelni
> bardziej "sprecyzowany" tematycznie.

Eeee na PG, jak pewnie Pan wie, Studium Języków Obcych jest jedno na całą
uczelnię, więc trudno mi sobie wyobrazić, żeby te biedne kobitki miały każdej
grupie z osobna wykładać niuanse ich specjalności... Zwłaszcza że wykłada się
tam nie tylko j. angielski ale i niemiecki, hiszpański, rosyjski i pewnie
inne...

> PS: widze , ze bardzo drazliwa jest dla Pana(i) krytyka PG.
> Skoro twierdzi Pan(i), ze angielski powinien byc opanowany w
> czasach liceum, to moze pojdzmy dalej i zrezygnujmy zupelnie z
> nauki jezykow na uczelniach wyzszych? Tylko trzeba pamietac, ze
> czesto studenci pochodza z malych miejscowosci gdzie nie ma
> zaplecza do nauki jezyka, a tym barddziej informatyki. Wlasnie
> takie podejscie jak Pana(i), czesto bylo mi dane spotykac w
> czasach studiowania. Informatyka spedzala sen z powiek moim
> znajomym, poniewaz nie mieli oni wczesniej kontaktu z
> komputerem, bo nie bylo ich stac na zakup, a na wyposazeniu
> szkoly byly komputery typu Atari 65 XL. Tacy ludzie nie byli
> rozumieni i dalej dyskriminowani przez takich prowadzacych co
> uwazaja, ze jezyk i informatyka powinno byc opanowane w liceum.

Dlaczego zatem chce Pan zacząć od reformowania Uczelni a nie tego co jest
prezentowanym przez Pana problemem, czyli szkolnictwa średniego ?

Co do likwidacji nauczania języków obcych na uczelni - w zasadzie się zgadzam.
Jak zacząłem studiować - kiepsko znałem angielski. Znałem niemiecki. I 1,5 roku
lektoratu języka angielskiego na uczelni nic praktycznie mi nie dało. Nauczyłem
się go sam przez 3 kolejne lata. Nie oczekiwałem że uczelnie będzie nadrabiać
moje zaległości ze szkoły średniej, bo to nie jest jej celem. Sam to robiłem.
I przygotowując pracę dyplomową też korzystałem dużo z literatury angielskiej,
i też stawałem często przed murem mojej niekompetencji jeśli chodzi o
słownictwo fachowe. Ale wtedy były już takie narzędzia jak słowniki
specjalistyczne czy internet...



Temat: Co sądzićie o WSH i WSZiF ???
Jestem absolwentem WSZiF kierunku Informatyka i Ekonometria (2005)
(inżynierskie) oraz Finanse i Bankowość (2007) - kierunek
zlikwidowany na jego miejsce powstał Finanse i Rachunkowość (tryb
MSU).
Szkoła ma niezłe zaplecze biblioteczne, nie ma problemów z dostępem
do kompa i internetu. Nie ma problemów z dostępem do kadry naukowej,
w zasadzie wykładowcy są w porządku.
Moje spostrzeżenia są takie: nie da się skończyć tej uczelni licząc
całkowicie na fuksa (no, są bardzo nieliczne wyjątki - sam znam
jeden ale dosłownie jeden osobiście), poza tym liczenie na fuksa
jest bardzo kosztowne (poprawki i powtarzanie kursu). Można
faktycznie się "prześliznąć" po najmniejszej linii oporu ale mam
kolegów którzy mniej więcej w tym samym czasie studiowali na
Politechnice i AE i spostrzeżenia mieli identyczne. Poziom nauczania
generalnie jest podobny w całym Wrocławiu bo wszedzie uczą te same
osoby.
Jeśli chodzi o bezproblemowe zaliczenia to poza kilkoma wyjątkami
zapomnij o tym (nie będę podawał przykładów wyjątków bo programy,
czyli lista przedmiotów zmieniają się praktycznie co roku). Żeby
zdać trzeba naprawdę coś wiedzieć. Za mojej kadencji np. trzeba było
ostro zakuwać do Mikroekonomii a i tak odsiew był około 70% na
pierwszym terminie. Na ostanim semestrze (!) np. jeden przedmiot na
terminie zerowym zdało 8 osób na 35 a najwyższa ocena to 3,5.
Natomiast jeśli ktoś chciał to mógł się naprawdę czegoś tam nauczyć.
Może nie będziesz po tej szkole wirtuozem, ale na pewno niezłym
rzemieślnikiem w swoim fachu.
A jeśli chodzi o sprawy organizacyjne to burdel jest ale dużo
mniejszy niż na Polibudzie (wiem bo studiowalem na Elektronice
prawie 3 lata). Generalnie oprócz informacji co się dzieje z waszymi
indeksami (to jest akurat porażka) to wszystkiego dowiesz się ze
stron www. Ja bywałem w dziekanacie moze ze dwa razy w semestrze
wliczajac w to podbicie legitki.

pozdrawiam i powodzenia (nie dziękuj :))



Temat: Studenci prof. Owoca stawiają na kosmetologię
Studenci prof. Owoca stawiają na kosmetologię
Z tego co się orientowałem nowa szkoła wzbudza mieszane uczucia, zwłaszcza u kosmetyczek, które pracują zawodowo a ewentualnie chciałyby podnieść kwalifikacje czy tez zdobyć licencjata na kierunku kosmetologia. Z jednej strony dobrze, że powstają nowe kierunki w ZG, które kończą się licencjatem (kosmetologia), z drugiej strony wątpliwości wzbudza program nauczania i organizacja nauki.
Porównując program nauczania na studiach zaocznych (kierunek kosmetologia) zielonogórskiej szkoły i np. podobnych szkół w Poznaniu, widać, że w szkole prof.Owoca na kierunku kosmetologia jest bardzo dużo przedmiotów ogólnych np. filozofia, psychologia, logika, socjologia, informatyka, marketing itd. Ewenementem jest także obecność W-F na studiach zaocznych (co najmniej dziwne jest zmuszanie na studiach zaocznych, dorosłych Pań żeby uganiały się za piłką...).
Organizacja zajęć też budzi spore wątpliwości. Na studiach zaocznych zajęcia mają odbywać się co 2 tygodnie od piątku do niedzieli, dodatkowo raz w semestrze ma być jeden zjazd 5 dniowy. Dla kosmetyczek pracujących zawodowo a pragnących podnieść kwalifikacje jest to spore utrudnienie.
Nie wiem również jak w zielonogórskiej szkole rozwiązano problem praktyk zawodowych dla kosmetyczek które mają uprawnienia do wykonywania zawodu i pracujących zawodowo. Trochę dziwne byłoby gdyby taka ambitna kosmetyczka np. z kilkuletnim lub kilkunastoletnim stażem zawodowym a pragnąca dokształcić się w LWSZP miała przez kilka tygodni pracować w ramach praktyk u konkurencji.
Oprócz standartowych opłat, na kierunku KOSMETOLOGIA studentki muszą zapłacić też 500 zł na tzw.WYPRAWKĘ. Opłata ma pokrywać: ubiór (fartuszek ochronny kosmetyczny, opaska na włosy itd), narzędzia do manicure i pedicure. Wracając do zawodowych kosmetyczek które chciałyby być studentkami zaocznymi LWSZP. Nasuwa się tu oczywiste pytanie po co te Panie mają płacić 500 zł za wyprawkę- przecież one posiadają i korzystają z tych rzeczy na co dzień?
Tak więc wydaje się, że szkoła prof.Owoca nie jest skierowana do kosmetyczek z uprawnieniami zawodowymi a raczej do Pań, które nie mają żadnego doświadczenia w branży kosmetycznej i pragną nauczyć się zawodu od podstaw.




Temat: Są nowi konfidenci astronomowie na toruń.uniwersyt
Prawda o profesorze wyjdzie z pancernej szafy
Władze uczelni zapowiadają: kadra Uniwersytetu Mikołaja Kopernika
znajdzie się pod czujnym okiem studentów
Alicja Cichocka, Poniedziałek, 5 Stycznia 2009

Żacy będą oceniać swoich wykładowców w sieci. UMK pracuje nad nowym
internetowym systemem, w którym uczeń wystawi swojemu mistrzowi
cenzurkę.

Na UMK studenci do tej pory mogli skomplementować albo zganić
swojego profesora na papierze. Na koniec zajęć wypełniali anonimowe
ankiety, w których oceniali jakość wykładów i ćwiczeń.

- Dziekan kończył semestr z górą papierów, w dodatku niekompletnych,
bo studenci nie przykładali się do ich wypełniania - przyznaje
dziekan prof. Stanisław Chwirot z Wydziału Fizyki, Astronomii i
Informatyki Stosowanej.

Z ankietami był zresztą inny problem. - Pora skończyć z etapem, gdy
były zamykane w szafie pancernej na klucz - prof. Danuta Janicka,
nowa prorektor UMK, w opublikowanym niedawno filmie o sobie zdradza,
co zmieni się w sprawie studenckich ankiet. - Będą nie tylko
odczytywane, ale na ich podstawie zostaną sformułowane wnioski.

Reklama
Na UMK przyznają, że z reakcją na anonimowe uwagi studentów
rzeczywiście bywało różnie. Interweniowano dopiero, gdy skarga
powtarzała się dwa, trzy lata z rzędu. Tak było z wykładowcą na
Wydziale Fizyki, Astronomii i Informatyki Stosowanej, który wymagał
bardzo dużo w stosunku do niewielkiej wiedzy, przekazywanej na
zajęciach. Sprawa wyszła na jaw dzięki ankietom.

Nowy system oceny wykładowców ma być lepszy. Do tej pory każdy
wydział sam układał zestaw pytań, teraz powstanie jedna ankieta, tak
by poziom nauczania na poszczególnych wydziałach można porównywać i
wyciągać z tego wnioski.

- Zbadamy, czego oczekują od nas studenci, będziemy zbierać ich
głosy i na tej podstawie unowocześniać na przykład programy studiów -
zapowiada prof. Piotr Petrykowski, prodziekan pedagogów i członek
Komisji Dydaktycznej UMK, która pracuje nad zmianami.

W Uniwersytecki System Obsługi Studiów, gdzie każdy z studentów ma
swoje konto, wrzucono już testową wersję. Jak na razie, nie ma ona
wzięcia. Ma poważną wadę.

- Studenci boją się ją wypełniać, bo nie jest anonimowa - mówi prof.
Stanisław Chwirot.

System jest cały czas udoskonalany. Formularz ankiety studenci mają
znaleźć w systemie USOS z końcem zimowego semestru. Za pośrednictwem
Internetu wystawią cenzurkę wykładowcom, na których zajęcia właśnie
uczęszczają.




Temat: Studiować... - a cóż to znaczy?
Niektórym artykuł się podoba, ponieważ poziomem odpowiada ich intelektowi. Mnie takie bajeczki po prostu śmieszą:

1/. Na całym świecie "papierek" prestiżowej uczelni jest przedmiotem pożądania wśród młodych zdolnych ludzi i liczy się też wśród pracodawców. Czyżby Białystok szykował jakąś światową rewolucję pod tym względem?
Ciekawe czy czy nowa moda przyjmie się np w Anglii czy USA?

2/. Internet wyrówna poziom? Takiej bzdury jeszcze nie słyszałem. Najzdolniejsza młodzież z Białegostoku, Kielc czy Rzeszowa i tak pojedzie studiować do Warszawy czy Krakowa. Tak było, jest i będzie. Poziom nauczania zależy wprawdzie od wielu czynników, ale najważniejszym są zdolności, inteligencja, sprawność intelektualna i pracowitość studentów. Z pustego nawet Salomon nie naleje a z kury informatyka nie zrobisz.

3. O poziomie intelektu absolwentów białostockich uczelni świadczy to, że ktoś jest aż tak zaściankowy, że zachwyca się atmosferą panującą na białostockich uczelniach. Białostockie uczelnie to zwykłe szkółki, gdzie kulturalne życie studenckie przktycznie nie istnieje a student marnuje większość swego wolnego czasu na bezsensowne dojazdy z jednego miejsca na drugie. Nie ma nawet sensu porównywać życia studenckiego w Krakowie i Białymstoku. Autorowi artykułu polecam natomiast wycieczkę do olsztyńskiego Kortowa. Niech się rozejrzy, chłonie tamtejszą atmosferę, porozmawia z miejscowymi studentami i zrozumie ile jeszcze jest w Białymstoku do zrobienia.

4. Pozornie zgadzam się z autorem artykułu i też jestem za federacją białostockich uczelni. W czym jest problem? Ja wiem co to jest federacja a mu wydaje się, że to "całkowita integracja struktur". To też świadczy o poziomie nauczania białostockich uczelni...

pl.wikipedia.org/wiki/Federacja




Temat: Do kogo?
Arodnap, mój syn też ma 15 lat i też jest w ostatniej klasie gimnazjum. Pisałam Ci o nim w mailu :) okres w którym się izolował chyba mamy za sobą i dużo pomogła nam szkoła. Oczywiście też było obrżanie się na nauczycieli, kiepskie dni w szkole. Doskonałym rozwiązaniem okazało się zaświadczenie o niepełnosprawniści i indywidualny tok nauczania połączony z kilkoma lekcjami w tygodniu z klasą. Po za tym w tym roku po raz pierwszy pojechał na kolonie, aby poczuł się odpowiedzialny pojechała z nim młodsza o 6 lat siostra. Te kolonie to był strzał w 10 :) KOlonie fakultatywne, Mała była na plastycznych a Młody na komputerowych. Nie powiem dość droga impreza to była, ale opłaciło się. Poznał nowych ludzi o podobnych zainteresowaniach, okazało się, że nie on jeden jest inny. Firma która organizuje te kolonie zatrudnia bardzo dobrą, doświadczoną kadrę. Dzięki jednemu z wychowawców, nauczycielowi z liceum dostał zaproszenie do programów UE. Najpierw było zaproszenie do Gdańska na tygodniowe warsztaty, tam poznał jeszcze innych kolegów i koleżanki, pierwotnie miał sam nocować w pokoju, bo lubi być sam, po 2 dniach okazało się, że poprosił o łóżko polowe i wprowadził się do pokoju innych chłopców ( wow ) Dwa dni temu pojechał z tą grupą na Krym, kurczaczki, nawet nie pomachał mi na dowidzenia. Ale się śmiał, naprawdę, i sam inicjował rozmowę, pozwalał poklepywać się po plecach, miałam ochotę płakać z radości.
Chodzimy do psychiatry, ale raczej kontrolnie i po recepty na LUCETAM.
Dużo pomaga mi szkoła, która nie tłumi jego zainteresowań, tylko pomaga je rozwijać, jedna z dyrektorek sama wyszukuje różnego rodzaju kursy informatyczne, ciekawe spotkania i bez problemów zwalnia go z lekcji, obecnie zaproponowała, aby prowadził korepetycje z informatyki, a szkoła udostępni pracownię komputerową.
Ogólnie wreszcie, chyba udało mi się otworzyć okno na świat dla mojego syna :)



Temat: QTS bez NARIC?
Aniek, ja już o tym pisałam ale powtórzę specjalnie dla ciebie :)

Złożyłam papiery do GTC i odesłali mi dokumenty mówiąc, że nie mogą mi przynać
QTS, bo potrzebują więcej informacji. A wysłałam im dyplomy i wyciągi z indeksu
ze szczegółowym zapisem wszystkich przedmiotów, godzin i ocen.

Wg nich mam tylko uprawnienia do tego, żeby uczyć w szkole specjalnej, a wg
mnie (ciekawe czy też wg polskich przepisów he,he) mam uprawnienia żeby uczyć:
- w przedszkolu specjalnym
- w szkole specjalnej (nauczanie początkowe)
- jako opiekun w internacie dla głuchych (board school)
- w szkole podstawowej (nauczanie początkowe)
- nie wiem, jak się ma sprawa normalnego przedszkola (????)
Pomijam już fakt, że mając uprawnienia "językowe" np. egzamin Certificate in
Advanced English (CAE) mogę uczyć angielskiego w szkole podstawowej i
gimnazjum (z dyplomem pedagoga specjalnego).

Napisali mi, że muszę sobie załatwić z Menis (tak jakby sami nie mogli tego
sprawdzic) potwierdzenie, że mogę pracować w normalnej szkole (maintainded
sector), jako wykwalifikowany nauczyciel. Pomijam fakt, że trzymali mi
dokumenty przez dwa miesiące, a przecież mogli mi to odesłać od razu. Dostałam
list od nich bodajże na drugi dzień ... po moim powrocie z Polski.

Na dokumencie, który muszę przetłumaczyć później u tłumacza przysięgłego, ma
się znajdować:
- potwierdzenie tego, że jestem nauczycielem,
- data nadania mi tych uprawnień,
- przedmiot(y) i grupy wiekowe, których dotyczą moje uprawnienia,
- zaświadczenie, że mam prawo być zatrudniona na stałe, jako nauczyciel w
szkole masowej w Polsce oraz
- że te uprawnienia są zgodne z warunkami określonymi w 'the Directive 89/48
EEC (cokolwiek to jest?! - nawet nie wiem, gdzie tego szukać).
Także mi już opadają ręce. Bo np. mąż Violi, który studiował matmę z
informatyką i miał tylko kursy pedagogiczne dostał QTS b. szybko, a ja po
pięciu latach pedagogiki nie mogę (tzn. może i mogę, ale znowu droga przez mękę
zmagań z urzędnikami).

Odpowiadając na twoje pytanie: być może oni jakoś to sprawdzają i twoja
uczelnia jest w ichniejszym spisie uczelni uprawniających do zawodu
nauczyciela. Z moją jest problem, choć to największa tego typu placówka w
Polsce.




Temat: Ktoś przejął mój komputer - co robić?
w mysl zasady "powiedzial co wiedzial" wypisales dluuugi post. Szkoda ze nie na temat. Przeczytaj ze zrozumieniem artykul, a potem posty.
Jakbys nie zauwazyl - nie rozmawialismy o zastosowaniach sieciowych tylko o uzywaniu Lin/Win na potrzeby codzienne (domowe) - zwyklego uzytkownika. No ale widze, ze na ten temat nie masz zbyt wiele do powiedzenia. Szkoda - moze dowiedzialbym sie czegos ciekawego. W przeciwienstwie do mojego poprzedniego rozmowcy, aby ukryc brak argumentow uciekasz w tematy w ktorych czujesz sie pewniej, nie rozumiejac, ze Twoje wywody doprawdy niewiele nowego do dyskusji wnosza. Gdybys byl w stanie powiedziec cos na tematy tutaj poruszane - wtedy to co innego. Z checia bym poczytal. Wszak na nauke nigdy za pozno.
Nie obchodza mnie programy nauczania w szkolach w zakresie informatyki. Znajac poziom zajec z informatyki (czy jak to sie teraz nazywa) zakladanie ze dziecko czegos sie tam nauczy to naprawde nic innego jak tylko wishful thinking. A jak znam zycie to i tak dzieciak dostanie "komputer" (raczej kalkulator) z zainstalowanym powiedzmy Win2K (jesli bedzie mialo szczescie to nawet z XP, botaki jest standard na uczelniach wyzszych tak wiec szkoly nizszego szczebla pewnie nie odbiegaja od tego schematu-obym sie mylil). Bedzie sie tam uczylo masy "pozytecznych" rzeczy -np jak napisac "program" w C++ obliczajacy pole trojkata. Albo inny idiotyzm. Wierz mi lub nie - wolalbym zeby mialo zajecia z linuksa - problemem jest tylko jedno - brakuje nauczycieli ktorzy znaja sie na rzeczy. Tak wiec i tak bedzie ta lekcja strata czasu z kims kto nie ma pojecia o czym bredzi (jak w pieknej scenie z Wlatcof Muh - Dinozaurowie zyli na Ziemi).
Tak wiec Towje wywody n/t szkol w Polsce (o ile nie sa to szkoly jakims cudem wyposazone w stosunkowo nowoczesny sprzet i obdarzone przez niebiosa kompetentnymi nauczycielami), tudziez celowosc prowadzenia zajec przypomina dyspute na temat celowosci nauki jezykow obcych. Jedna osoba reklamuje angielski jako uzywany powszechnie na swiecie, a druga mowi ze lepszy bedzie esperanto. Bo ma tradycje i mowi nim tylko znikomy procent (promil) ludzi na Ziemi :) Kto ma racje? Pewnie ten ktory reklamuje jezyk nie bedacy w uzyciu nigdzie poza waskim kregiem specjalistow? A jesli wezmiesz pod uwage polskie szkoly to i tak obaj sie myla, bo dzieciak tak czy inaczej zdezy sie z rzeczywistoscia, ktora moze go skutecznie odstreczyc od komputerow, OSow, sieci itp.

A co do ACada - wiesz - niektorzy musza w tym srodowisku pracowac. Inaczej musialbys nadal poruszac sie wozem zaprzezonym w woly i mieszkac w lepiance krytej strzecha. O internecie i innych klimatach moglbys tylko snic, bo nie bylo by masy niezbednych do tego urzadzen :) oczywiscie - mozna zaprojektowac to wszystko bez ACada. Mozna tez przez Atlantyk przeplynac kajakiem. Bo przeciez samolot jest niepotrzebny...




Temat: przyszła już pora na likwidację religii w szkołach
fun88 napisał:

> > Wcale tak nie myślę i nie wiem czemu ty myślisz, że tak myślę.
> >
> To proste - wypowiadasz się w wątku nt. likwidacji religii w
> szkole,

Nie, jest to znacznie prostsze niż próbujesz tu kręcić. Wypowiedziałem się,
możesz się do owej wypowiedzi odnieść. A ty odnosisz się do jakichś wymyślonych
przez ciebie andronów i podpierasz się bzdurami o pieczarkach.

Moja wypowiedź była elementarnie prosta - dajmy szkołom swobodę. Wtedy rodzice
sami wybiorą to, co im odpowiada - religię, lub brak religii, informatykę lub
ZPT. A bzdurne ogólnonarodowe dyskusje o religii, liczbie lekcji WFu czy też
informatyki wreszcie się skończą.

Nie wiem, po co do mojej wypowiedzi dorabiasz jakieś swoje wymysły, o tym, że ja
chcę zlikwidować religię gdziekolwiek. Ja nie chcę niczego likwidować. Chcę, aby
ludzie byli wolni i mieli wybór zamiast przymusu. Czy brak przymusu jest
naprawdę niewyobrażalny?

> Bo jak sobie wyobrażasz to rozwiąznie w powiecie, gdzie jest jedno
> LO?

A co tu sobie wyobrażać? Dyrekcja tak zorganizuje szkołę, aby odpowiadała
potrzebom uczniów i ich rodziców. Może zrobi wszystkie klasy z religią
katolicką, może zrobi połowę bez żadnej religii, a może zrobi wszystkie z
prawosławną - nie wiem i nie obchodzi mnie to. Jest to problem lokalny! Niech
rodzice wybiorą, co im pasuje. O czym ty chcesz tu dyskutować? O godzinach
otwarcia powiatowej poczty też? Czasy, gdy kacyk w Warszawie decyduje o
najdrobniejszych szczegółach szkoły w Koluszkach, powinny wreszcie odejść na
śmietnik historii, czyż nie?

Ponadto, twój argument z jedynym liceum w powiecie jest o koszmarnie chybiony i
kompletnie nielogiczny! Powiedz, w czym od mojej propozycji jest lepsza obecna
sytuacja, gdy to liceum jest jedyne w powiecie, a o programie nauczania decyduje
wybrany na 4 lata polityk z PiS, SLD, PO czy innej złodziejskiej partii? Ja
proponuję wolność, prawo wyboru, a ty to nazywasz bujaniem w obłokach! Oto, do
czego doprowadził przymus edukacji połączony z programem nauczania tworzonym
przez polityków - ludzie nie potrafią sobie wyobrazić wolności wyboru, żądają
opieki i decyzji ministra!




Temat: DLACZEGO JEST TAK MIERNY POZIOM UCZELNI W CZ-WIE!
Witam,

Kadra akurat tez czyta i pisze na forum. Nie sa jeszcze tacy starzy, jak sie
niektorym modym wydaje :))) - dodam dla pewnosci, ze znaczek ten oznacza po
prostu "zartuje", zeby nie bylo potem watpliwosci.

Z czescia opinii przedmowcy - przedmowczyni mozna sie zgodzic, a z czescia
nie.

Ocena wykladowcow przez studentow to rzecz niezbedna i krok po kroku jest
wprowadzona mimo oporu wykladowcow.

Z przyjmowaniem nowych pracownikow tez bym sie nie zgodzil na takie uogolnienia.
Uwazam, ze jednak w wiekszosci sa to ludzie najlepsi - ale takie przypadki po
znajomosci napewno sie zdarzaja.

Relane problemy, ktore widze, to zbyt duza liczba przyjmowanych studentow
i w ogole nacisk na ilosc za wszelka cene - ale tutaj znow klania sie kwestia
finansow. Wystarczyloby przyjac mniej studentow - automatycznie lepszych
niestety - i poziom na tym zyskalby znacznie.

Napewno wystepuje tez problem obecnosci czesc profesorow na wykladach.
Na szczescie rozwija sie mloda kadra w postaci nowych doktorow - np.
na Wydziale Inzynierii Mechanicznej i Informatyki jest ponad 100 doktorantow,
czesto wspanialych ludzi.

Na marginesie czy nie zwrociliscie uwagi, ze powoli Politechnika staje sie
najwazniejszym pracodawca w miescie ?

Generalnie dobrze jest, ze wreszcie zaczelo sie dyskutowac o poziomie nauczania,
nie tylko badan naukowych. Dotychczas wladze zwracaly glownie uwage na
osiagniecia naukowe, a dydaktyka byla czesto na koncu.

Rynek wymusza zmiany, a jeszcze wieksze zmiany zaczna sie w momencie
wprowadzenia akredytacji uczelni. Jestem przekonany, ze Politechnika da sobie
rade - kadra, ktora tutaj pracuje jednak cos potrafi :)))

Pozdrawiam,




Temat: Elitarne gimnazjum przy I LO im. Mikołaja Koper...
"elitarna" szkoła nr 1...
Tylko nie do jedynki... Jestem ubiegłorocznym absolwentem tej "cudownej" szkoły
i chciałbym przestrzec wszystkich którzy się tam wybierają - dotyczy to także
tego gimnazjum, jako że nauczyciele będą Ci sami... Po pierwsze w budynku
jedynki nie ma miejsca, na kolejne, klasy, gdyż już teraz panuje tam
nieprawdopodobny ścisk w czasie przerw (nie wspominając już o żałosnej namiastce
siłowni, gdzie może ćwiczyć góra 10 osób, a nie 2 razy tyle jak to się często
robi). Jednak to nie wielkość budynku stanowi problem jedynki. Ten problem to
beznadziejni nauczyciele!! Z jednym wyjątkiem: obie nauczycielki od chemii to
najwyższej klasy specjalistki i jeżeli ktoś wiąże swoją przyszłość z tym
przedmiotem, to oczywiście jedynka jest najlepszym możliwym wyborem w mieście.
Natomiast nauczanie pozostałych przedmiotów to istne dno. Informatyka i
angielski to lekcje, na których nic się nie robi. Z matematyką jest również źle
, aby dobrze przygotować się do matury, trzeba dużo własnej inicjatywy - z
lekcji nie wynosi się absolutnie nic, poza totalnym znudzeniem, czasami też
zażenowaniem. Kwestia WFu zależy, na kogo się trafi. Z fizyką także jest źle -
uczący mnie profesor był miły, ale za to nic nie wymagał, przez co rzadkością
było by ktoś z 30 osobowej klasy odrobił pracę domową. Jaki to dało rezultat?
Nietrudno zgadnąć... Jak więc to możliwe że jedynka ma taką opinię i jest
uznawana za "elitarną" szkołę? Wg mnie to pozostałość po poprzednich latach, gdy
szkoła była naprawdę dobra - niestety obecnie pozostała już tylko opinia i
dobrzy uczniowie tą opinią zwabieni. Jeżeli komuś się wydaje, że zwariowałem, bo
to wszystko jest niemożliwe, polecam drobny wywiad, wśród uczniów i absolwentów
jedynki. Tak na marginesie - ciekawi mnie również czemu sam mundurek kosztuje aż
150 zł (tak było 4 lata temu)- bo z całą pewnością nie jest tyle wart (sztuczny
materiał)...



Temat: prywatne są coraz lepsze a państwowe coraz gorsze
Ja studiuję prawo i umiem przeinstalować windowsa :P Informatyka to nauka o
algorytmach. Jeżeli złożenie komputera stanowi dla ciebie problem zapisz się do
policealnego studium informatycznego tam uczą praktyków serwisantów, (choć matma
też pewnie jest).

>>ekonomiczne to SGH i Koźmiński, Koźmiński jest już zdecydowanie lepszy od UW
> >czy UJ a niedługo pewnie będzie lepszy od SGH
Według jakiego rankingu? Tygodnik Polityka rozdziela szkoły prywatne od
państwowych na prośbę prywatnych gdyż puki, co ( i nie zmieni się to szybko) w
jednym rankingu prywatne wypadałyby bledziutko, a tak koźmiński może się
szczycić 1 miejscem wśród prywatnych, a nie dorasta do pięt słabszym uniwersytetom.

>>albo prawnicy dla których liczy się tylko kasa
Co ma program studiów do postawy etycznej absolwentów? Myślisz, że jak prawicowy
rząd nakaże na prawie wprowadzić religię i rozpoczynać oraz kończyć dzień
modlitwą to poziom etyczny się podniesie ? :D

> Medycynie uczą dużo chemii, łączenia jakiś
> związków zamiast nauczania jak leczyć ludzi - i potem wychodzą tacy lekarze
> co teorię znają a w praktyce noże w pacjentach po operacji zostawiają,
To stwierdzanie jest zupełnie nielogiczne (rozważ jakieś korepetycje z logiki).
Jaki ma związek chemia w programie studiów z błędami lekarskimi? Chemia jest
potrzebna, bo aby leczyć trzeba rozumieć zmiany zachodzące w ich organizmie, czy
zasady działania leków a do tego wiedza z chemii jest niezbędna. Jeżeli mamy tak
złych lekarzy to, dlaczego bez problemów znajdują zatrudnienie na zachodzie i są
tam cenieni ?

Jesteś zakompleksionym studencikiem prywatnej szkółki, który marzy o płatnych
dziennych, bo wtedy nie biedzie się czuł gorszy od tych, którzy na egzaminach
wstępnych byli lepsi od niego. Musze cię zmartwić studia państwowe jeszcze długo
będą bezpłatne, ale dla najlepszych, którzy zdali trudne egzaminy. A może
pracujesz w dziale marketingu jakiejś uczelni prywatnej ? Jeżeli tak to kiepska
prowokacja.




Temat: Magia papierowego wykształcenia
Niepotrzebnie wrzucasz wszystkie uczelnie prywatne do jednego wora. To logiczne, że na państwowe studia dzienne (a w szczególności na kierunki typu: politologia, psychologia, socjologia) będzie od groma chętnych, bowiem każdy chciałby studiować za pół darmo (obojętnie czy na UJ-cie czy na PWSZ-tce w Tarnobrzegu). Więc nawet jeśli miejsc jest stosunkowo dużo, to i tak liczba chętnych zazwyczaj będzie większa (mam na myśli wspomniane kierunki).
W przypadku uczelni prywatnych największa ilość chętnych pojawia się dopiero w momencie, gdy na państwowych już się nabór kończy. Przyjmują jak leci, bo tu nie ma się co przepychać - zjawisko szturmu na płatne studia praktycznie nie istnieje, szczególnie w czasach gdy (na szczęście) zawieszono zasadniczą służbę wojskową.
Nie musi to wcale oznaczać jednak, że idąc do szkoły prywatnej wybierasz się do "przechowalni", w której żadnej wiedzy nie zdobędziesz. W dużych miastach istnieją niepubliczne uczelnie posiadające świetną kadrę, dobry sprzęt oraz oferujące ludziom (pojedyncze) kierunki nieodbiegające wcale jakościowo od tych w szkołach państwowych. Tyle, że to kosztuje niemałe pieniądze, a im lepsza uczelnia, tym wyżej się ceni (patrz SWPS).
Sama matura jest z kolei tylko takim "hop-siup", bardzo przyjemnym wspomnieniem. Za PRL-u była koszmarem, później stała się formalnością (i nie mam na myśli jedynie nowej matury, piszę też o tzw. "pomostowej", którą sam zdawałem). Naiwni są ci, którzy myślą, iż wprowadzenie obowiązkowej matematyki na tym egzaminie zmieni cokolwiek. Wkrótce odbędzie się próbna matura - masa uczniów pewnie polegnie, więc ministerstwo postanowi tak ułatwić ten egzamin (z matematyki), że zdawać będzie go prawie każdy.
Problem ogólnie leży w nauczaniu matematyki i to już w szkole podstawowej. Wygaduje się dzieciakom, że jest ona królową nauk, ale się ich do tego nie przekonuje - wręcz przeciwnie, poprzez archaiczny model nauczania zniechęca się uczniów do matmy, która kojarzy się tylko z bezsensownymi i zupełnie oderwanymi od rzeczywistości zadaniami do wykucia na blachę. Należy to poprawić - ukazać młodym ludziom zastosowanie matematyki w praktyce i jej wagę... Po prostu wyjaśnić czemu się tego uczą i dlaczego aż tyle godzin poświęca się temu przedmiotowi. Można to robić np. poprzez łączenie elementów informatyki z matematyką.
Dla mnie już za późno – matmy w szkole nie lubiłem, więc zainteresowałem się przedmiotami humanistycznymi (tak jak większość klasy zresztą) i w tym kierunku się dalej kształciłem. Nie chciałbym jednak aby moje dzieciaki wybierały swoją przyszłość na podstawie tego, że ktoś je zniechęcił. Wolałbym raczej aby były zachęcane.



Temat: QTS problem!
QTS problem!
Witajcie

Niedawno aplikowałem do GTC, odpisano mi w ten sposób:

=============================================================

APPLICATION FOR OUALIFIED TEACHER STATUS (QTS)
Thank you for your application. Unforlunately we arę unable lo award QTS at
the present time as we need further Information.
Our understanding is that teachers in Poland undergo, as part of their teacher
traming, 420 hours of training; of which 270 hours is of pedagogy, psychology
and methodology and 150 is teaching practice.
You have provided evidence of completing some of the required hours however we
need evidence that you have completed the fuli 420 hours,
Therefore please provide evidence of your teacher training in Poland,
confirming that you have completed a total of 420 hours of training i.e. 270
hours pedagogy, psychology and methodology and 150 hours of teaching practice.
Alternatively please provide a letter from the Polish education authorities,
which must confirm thefollowing.
1. your recognition as a school teacher
2. the datę from which this recognition was granted
3. the subject and the agę rangę which this recognition enables you to teach
4. that you can teach permanently in the maintained sector in Poland and
5. that this recognition meets the terms of the Directive 89/48 EEC.
You may wish to contact the following who may be able to assist you in this
matter:
Ministry of National Education and Sport
Teachers1 Training Department
00-918 Warzawa, AI. J. Ch. Szucha 25, Poland
Tel +48(22)628-04-61 Fax. +48(22)629-71-11
EMail: minister@menis.gov.pl Website: wwvy.menis.pl
Ali documentation should be accompanied by a certified English translation,
which should be done or verified by an independent competent translator i.e. a
University Language Department.

=======================================================================

Co mam robic gdzie mam sie udac?
Skonczyłem 5 letni awf studia nauczycielskie i dodatkowo podyplomowke
"Informatyka dla Nauczycieli", uprawniajacą mnie do nauczania w szkolach do
sredniej wlącznie.
Na uczelni chyba tego nie zalatwie, juz sie boje dziekanatu, gdzie na prawde
cokolwiek ciezko zalatwic, napisac do men?

pozdrawiam serdecznie

chris




Temat: co z UJ?
niedzwiedziczka napisała:

> Skończyłam Uj, pracuję na AGH. Mam też sporo znajomych po
> innych uczelniach w Krakowie. To i mam lepsze porównanie.
> To, czego uczę tutaj, przeciętny student na UJ pojąłby
> trzy razy szybciej, bo i trzy razy więcej się od niego
> wymaga. Natomiast pojęcie o swoim poziomie wiedzy
> absolwetów niektórych kierunków AGH ma się nijak do stanu
> faktycznego.
> Jeśli UJ jest taki słaby, to dlaczego większość kadry na
> kierunkach AGH-owskich to absolwenci UJ?
> I dlaczego połowa mojego roku, która odpadła w ciągu
> pierwszych dwóch lat pokończyła AGH, PK i tym podobne?

Wszystko zależy od kierunku. Cała masa ludzi która nie radziła sobie na
informatyce na AGH spokojnie dostała się na UJ i skończyła bez problemów.
Osobiści znam kilka takich osób, wszystkie twierdzą że informatyka na UJ to
bajka dla grzecznych dzieci w porównaniu do informy na AGH. Ile jest jeszcze
kierunków wspólnych dla tych dwóch uczelni? Chyba niewiele. Może matematyka,
która chyba faktycznie na UJ jest dużo lepsza.
Osobiście od wielu lat obserwuję zmieniający się poziom na UJ, poziom
nauczania, warunki studowania i poziom studentów. To jest równia pochyła, z
roku na rok jest coraz gorzej. Ćwiczenia w grupie 6-osobowej, które trwały 3
godz., teraz przeprowadzane są w grupie 20-osobowej i trwają 1 godz. Nie ma
pieniędzy, za to jest dużo studentów, a przyjmuje się ich po to żeby wyciągnąć
kasę (uczelnie finansowane są "od łebka" za przeproszeniem).
Testy egzaminacyjne są na poziomie żenującym, wszystko po to "żeby zdali, bo za
nimi idą pieniądze". Wymyśla się pytania w tylu audio-tele, właściwie
należałoby się obrazić... ale gdzie tam, 20 % poprawnych odpowiedzi w pierwszym
terminie to norma. Pomijam już że stan wiedzy jaką studenci wynoszą z liceum
jest tak niski, że w moich czasach (he he, było to z 10 lat temu) chyba nie
niemożliwe byłoby przejście do następnej klasy. Oczywiście nie wszystkich to
dotyczy. Są studenci fatalni, są i genialni, krzywa Gaussa jest, tyle że
przesuwa się w lewo... Uczelnia sama jest sobie winna, nie stawia na pozytywną
rekrutację tylko na kasę. Ta uczelnia na prawdę podupada, sama ja ukończyłam i
jest mi bliska ale nie będę się upierać że jest cudownie. Zastanawia mnie tylko
jak jest na innych uczelniach, jeśli nasza jest jedną z dwóch najlepszych w
Polsce. Smutne to wszystko..
L.




Temat: Rząd obiecuje: gimnazjaliści z laptopami w roku...
Rząd obiecuje: gimnazjaliści z laptopami w roku..
Tańszym i rozsądniejszym rozwiązaniem byłoby na pewno pełne skomputeryzowanie
szkół oraz zapewnienie wszystkim uczniom dostępu do sal informatycznych.
Szczytem marzeń byłby już dostęp 24h, np. po to, żeby uczniowie mogli realizować
wspólne projekty z ich zagranicznymi rówieśnikami.

Sama informatyzacja nie powinna sie też ograniczać do zakupu sprzętu, lecz
powinna objąć pełne przeszkolenie nauczycieli i zmianę systemu nauczania. Kończę
studia na SGH, wydawałoby się, jednej z najlepszych wyższych uczelni w kraju, a
czasem mi ręce opadają, kiedy niektórzy wykładowcy nie dość, że nie odpowiadają
na maile, to jeszcze odmawiają przyjmowania prac w formie elektronicznej. I nie
mówię tu o jakiś wymyślnych programach, lecz choćby o najprostszym excelu. Takim
ludziom trzeba wytłumaczyć, jak komputer może zwiększyć efektywność ich pracy i
jakie stawia przed nimi możliwości uatrakcyjnienia zajęć, np. poprzez
wyświetlanie trójwymiarowych modeli związków chemicznych, filmów przyrodniczych,
czy też symulacji zjawisk elektrostatycznych. Zapewniając uczniom dostęp do
internetu, poloniści nie martwiliby się już o to, czy uczniowie przyniosą na
zajęcia wymagane teksty, a nauczyciele WOSu mogliby odsyłać uczniów do
konkretnych artykułów Konstytucji RP czy innych omawianych aktów prawnych.

Wydaje mi się, że autorzy rządowego pomysłu mają nieco inne ode mnie wyobrażenie
pracy z laptopem. To urządzenie powinno byś wystarczającym narzędziem nauki i
nie rozumiem, po co uczniowie mieliby nosić do szkoły dodatkowo jakieś
podręczniki, skoro wszystko już dawno powinno być udostępniane w formie pdf.
Jakiś czas temu Ministerstwo Edukacji rzucało taki pomysł, żeby zmniejszyć
koszty lektur i podręczników i by każdy mógł je sobie wydrukować. Widzę, że idea
umarła śmiercią naturalną.

Jedyny problem z korzystaniem z laptopa na większości zajęć jest czas działania
baterii. Bez możliwości podłączenia laptopa do gniazdka, jedna bateria
starczyłaby na co najwyżej pół dnia zajęć. Z drugiej strony, proszę sobie
wyobrazić wzrost kosztów energii w szkołach, gdyby jej wszyscy uczniowie masowo
ładowali swoje laptopy na przerwach i zajęciach.

Już na zakończenie chciałbym wyrazić swoje zdanie, że rozdawanie laptopów
powinno się zacząć od studentów, którym ta forma pomocy zdecydowanie bardziej by
się przydała, a którzy to masowo kupują laptopy za pieniądze zarobione podczas
praktyk lub wyjazdów zagranicznych. Być może też z tego powodu bardziej szanują
ten sprzęt?



Temat: Rozmowa o wynikach szóstoklasistów
Taką nauczycielkę WF należałoby oczywiście zwolnić...
Ale problem leży w czym innym...
Kiedyś większość szła do zasadniczych szkół zawodowych (przyzakładowych)...
Ale na początku lat 90-tych, wraz z reformą gospodarczą zakłady je
polikwidowały (bo po co mają marnować fundusze na nauczanie niewyuczalnych,
których i tak nie zatrudnią bo przecież wręcz muszą zwalniać pracowników)...
W związku z tym namnożyło się ogólniaków, "bo lepiej jak choć czasem chodzą do
szkoły niż ciągle mieliby stać w bramie i pić piwo"... więc jaki ma być poziom
w tych ogólniakach?!?
A teraz w dodatku jest niż demograficzny, więc do szkół idzie coraz mniej
uczniów (w ciągu 10 lat ich liczba zmniejszy się o połowę), więc szkoły
zabiegają o uczniów kusząc ich księżycowymi ofertami typu informatyka (o której
wszyscy myślą że polega na klikaniu w Wordzie) i języki (których i tak prawie
nikt się nie chce na szczęście tak naprawdę uczyć, bo za "na początek 1000 zł
brutto" żaden prawdziwy lektor nie pójdzie użerać się z bandytami)...
A jak któryś nauczyciel odmawia uprawiania fikcji, to mu się "tłumaczy" że robi
szkole anty-reklamę, więc młodzież do tej szkoły nie przyjdzie, więc sam straci
pracę i jeszcze innym ją odbierze...
A swoją cegiełkę dokładają jeszcze niektóre uczelnie dokonując naboru na
podstawie wybranych ocen ze świadectwa - efekt jest taki że z jednego z
trzymających się jeszcze ogólniaków coraz więcej uczniów przenosi się w klasie
maturalnej do pewnego marnego ogólniaka... bo zamiast trójek/czwórek będą mieli
dzięki temu na świadectwach piątki/szóstki, więc nieodpoadną przy naborze na
uczelnie...



Temat: Wrocław ściąga polskich pracowników z... Anglii
slow kilka od tego co wyjechal i nie wroci..
Mieszkam w Irlandii Polnocnej od 9 miesiecy. Jest to terytorium Wielkiej
Brytanii. Ostatnio bylem w Polsce i porownywalem ceny. Ceny wcale sie az tak
drastycznie nie roznia. Faktycznie w duzych aglomeracjach jest drozej, w
mniejszych, taniej, ale ogolnie ceny NAPRAWDE sie tak bardzo nie roznia. Place
natomiast kosmicznie. Chce tez wskazac pare innych pozytywow. W urzedach
spotykam sie z wszelka mozliwa pomoca, wlaczjac w to wypelnianie formularzy za
mnie przez urzednikow, Panstwo za urodzenie dziecka wyplaca pieniadze
niewyobrazalne (nie jakies smieszne becikowe). Kazdy, kto ma problemy z oplatami
za dom i ma na utrzymaniu rodzine moze liczyc na daleko idaca pomoc Panstwa.
Kazdy jest traktowany powaznie, naprawde serio wszedzie, a nie jak w Polsce -
jak nie spelna rozumu. Mnie sie takie cos podoba. Jestem wysoko wykwalifikowanym
specjalista w branzy informatycznej. Wyjechalem z Polski choc nadal prowadze w
niej firme. Ale firme wkrotce zamkne, bo zarabiam w Irlandii krocie i nie chce
karmic kolejnych politykow, ktorzy nie potrafia zrobic dla swojego kraju nic.
Kto mi zaplaci chociazby glupie 6000 zl za prace jako administrator sieci we
Wroclawiu? Wiem, ze w Polsce sa to bardzo duze pieniadze, tutaj jest to
wynagrodzenie za zwykla fizyczna prace. Nie wierze juz w poprawe sytuacji w tym
kraju. Mam 32 lata i nie moge czekac na spelnienie kolejnych obietnic bez
pokrycia. Smiac mi sie chce z ludzi, ktorzy mysla, ze jak ktos otworzy dla nas
rynki pracy, to bezrobocie zniknie. Nic podobnego, wyjada specjalisci a
pociotkowie i nieudacznicy nadal beda zyli tak jak zyja, zajmujac miejsca pracy
ludzi z kwalifikacjami. Mam tez w Polsce rodzine, ktora tutaj sciagne, bo nie
widze dla niej szans rozwoju, raczej tylko destrukcji. Sam klimat w pracy,
zreszta sami wiecie. A co dopiero wynagrodzenia, poziom nauczania niedostosowany
do rzeczywistosci, wiele by wymieniac. Niech sobie i Rumuni pracuja w tej Polsce
skoro ja tez musialem wyjechac za chlebem. I tylko przykro mi, ze tak zostalem
zalatwiony przez moja ojczyzne, no ale coz, oto Polska wlasnie. Nie chce nikogo
obrazac, chcialem wymienic pare faktow, na ktore osoby mieszkajace w Polsce,
raczej nie znajda stosownej riposty, bo chociaz wedlug mnie Polska stoi wyzej
pod wzgledem technologicznym (przynajmniej pod wzgledem rozwoju informatycznego)
niz Irlandia Polnocna (!!!), to rozwoj spoleczny i polityczny w ojczyznie lezy.
Tyle.



Temat: Na uczelnie trafiają niedouczeni kandydaci
Fajnie, a ja nie robię błędów, nieźle liczę, umiem zbudować prosty
obwód elektryczny, ale nigdy nie przeprowadzałem żadnego
doświadczenia na chemii lub fizyce. Nauczyciele wolą poświęcić czas
na przygotowywania uczniów do matury. Wina takiej sytuacji leży po
stronie Ministerstwa Edukacji - zbyt mało jest zajęć z przedmiotów
ścisłych, a za dużo głupot (Przysposobienie Obronne, Wiedza o
społeczeństwie, W-f) w klasach mat-fiz i biol-chem. Byłbym nawet za
tym, żeby uczyć się przez 6 dni w tygodniu, tak jak moi rodzice
kiedyś. Przecież oni przetrwali, to dlaczego ja miałbym nie
przetrwać? Dzisiaj młodzież chodzi na korki w soboty (płacąc).
Mogłoby się to odbywać za darmo, ale państwo nie ma pieniędzy na
kształcenie młodego pokolenia.
A tak na boku - chyba ten profesor chemii z UWr przesadza nieco... Na
medycynę (na dobrej uczelni), z tego co wiem, mogą się zakwalifikować
kandydaci z 90% z matury (chemia, biologia, fizyka) rozszerzonej. Z
kolei na informatykę, na AGH trzeba mieć 95% z matmy i z 90% angola
(oba egzaminy - poziom rozszerzony). Oczywiście, ubiegać się o
miejsce może każdy z jakimś minimalnym wynikiem, ale i tak się nie
zakwalifikuje. Wątpię, czy studenci medycyny lub informatyki, nie
wiedzą takich podstawowych rzeczy, jak budowa żarówki. Nie popadajmy
w paranoję.
Jest jeszcze druga strona medalu. Na chemię, fizykę, czy matmę, nigdy
nie szło wielu uczniów. Uczelnia kształcąca na wysokim poziomie,
przyjmuje kandydatów z 50% z matury podstawowej i oto kwiatki. Potem
wywalają tych słabych i wydział jest ok. Kiedyś było więcej dobrych,
ale procent jaki stanowili (spośród ogółu studentów kierunku) był
taki sam jak dzisiaj. Tylko, że dzisiaj studentów jest mniej. Powód?
Niż demograficzny. Nie sądzę, że na jakość nauczania znacząco
wpłynęły reformy. Może jeśli chodzi o zajęcia praktyczne, to tu jest
problem. Niedawno na sprawdzianie z matmy było zadanie dotyczące
udowodnienia, że figura ma jeden bok 2 razy mniejszy niż drugi.
Oczywiście wystarczyło logicznie pomyśleć i zapisać to w formie
matematycznej. Zrobiłem, bardzo proste. Niestety, ponad 3/4 osób nie
wiedziało, o co chodzi. Czemu? Oczywiście dlatego, że robiąc "słupki"
człowiek nie nauczy się myślenia logicznego. Tak jest również z
doświadczeniami. Na chemii profesor zapytał, czy może ktoś wykonać
doświadczenie (wystarczyło wykuć z książki, co i w jakich proporcjach
dodawać), ale nikt się nie zgłosił. Powód banalny - nikt wcześniej
nie miał styczności ze sprzętem i odczynnikami. Wszyscy się boją "a
może mi nie wyjdzie", "a może puszczę szkołę z dymem". Na studiach
będzie koszmar. :(



Temat: Wykładowca Politechniki do studenta czyli...
Gość portalu: alojzy napisał(a):

> Nauczyciele dają tyle materiału, że trzba robić ściągi, zamiast
> wymagać wiedzy która zostaje w głowie, tak jak robi to Pan od chemii
> sanitarnej.

Owszem, materialu czesto mam baaaardzo duzo na egzamin - ale mam kolesi na roku,
co to bez zadnych sciag sie naucza i 5,0 dostana. Wniosek: mozna, da sie - tylko
nie zawsze sie chce.

> A śiweżo upieczony mgr od informatyki zaczął perfidnie się wyżywać

No, niesttey tak sie zdarza - ze ktos zaraz po otrzymaniu dyplomu zapomina jak
on byl studentem i jak mial ciezko... Albo moze doskonale pamieta - i chce, zeby
inni mieli gorzej.

> a Ty na siłę chwalisz
> PP, choć może rzeczywiście jesteś bardzo zadowolony z tej szkoły, każdy ma
> prawo.

Jestem zadowolony - uczelnia ma oczywiscie swoje minusy, ale to juz nie do konca
wina PP, ale ogolnie calego systemu nauczania w szkolnictwie wyzszym. Na wielu
uczelniach w Poznaniu jest podobnie.

> Ja widzę że kadra
> pomiata studentem, a przecież to nie o to chodzi, żeby być pomiatanym.

IMO to okreslenie jest przesadzone. Ja moze z 1 lub 2 takie osoby dotad
spotkalem na zajeciach.

> Nie chodzi też "o
> szczęśliwr" skończenie uczelni, bo dyplom powinien opierać siena wiedzy, a nie
> na ściągach, a szkoła powinna uczyć, a nie gnębić.

Tak, ale to znowu juz nie jest problem PP - ale calego systemu edukacji. Na
takich uczelniach jak Cambridge, Oxford, Harvard itp podczas egzaminu wykladowca
wychodzi sobie na kawe i studenci nie sciagaja, tylko kazdy uczciwie pisze.

> Odnoszę wrażenie,
> że kadra w większości jest zakopmleksiona i ulewa, bo lubi żeby za nimi biegać,
>
> a nie wynika to z poziomu wiedzy studenta.

Roznie bywa - ale owszem, spotykalem i takich, co to chyba czerpia przyjemnosc z
tego, ze im we wrzesniu 50 osob na poprawke przyjdzie.

> Nie
>
> rozumiem dlaczego mnie wyzywasz i traktujesz jak nieroba!

No, troszke wczoraj wypilem - bo koniec sesji - a i ton wypowiedzi sprawial
wrazenie, jakbys mial pretensje do kadry, ze chce zebys pracowal...
Sorry w takim razie ;)



Temat: Praca po 60? Nie wyobrażam sobie!
> Nauczycielka w wieku 43 lat mowi,ze czuje sie zmeczona,bo pracuje 18
> godzin tygodniowo i o zgrozo musi jeszcze przygotowywa

MUSI. Nawet sobie nie wyobrażasz ile nauczyciel MUSI naprodukować papierów,
napsrawdzać, itp. Ja się śmieję, że oni mają niekiedy 18h na dobę a nie
tygodniowo. Ale nie o to chodzi. Po prostu duża cześć nauczycieli może w wieku
60 lat nie nadawać się do nauczania. Po prostu dzieciaki będą z marsa a oni z
Księżyca. Ja miałem taką panią przed emeryturą i kilka razy maiłęm chętkę ją
obić, bo miała pretensje że nie jesteśmy jak ona starymi dziadkami. Ale jestem z
tych czasów, kiedy się jeszcze nie biło nauczycieli w szkołach. Z drugiej strony
taka osoba mimo najlepszych chęci i kompetencji może nie mieć sił i zdrowia,
żeby okiełznać 30 bachorów. OK, można powiedzieć niech postawi pały, wezwie
rodziców,itd. Ale z rodzicami jest taka gadka jak z uczniami. Oni płacą za
podręczniki i wymagają - nie od tego od kogo trzeba. Po prostu nie każdy się
nadaje żeby uczyć po 60. Zgoda - są tacy co kochają swój zawód i mogą pracować
po godzinach i do 70lat - oby takich jak najwięcej. Ale to nigdy nie będą wszyscy.
Co do informatyki (pracuję jako informatyk) te dziecaki tak naprawdę g. wiedzą..
Ale za to ludzie około 60 u mnie w firmie też mają problem ze zrozumieniem
podstawowych rzeczy związanych z kompami.

Co do zawodu sprzątaczki - tu się z panią nie zgadzam. Żadna normalna robota nie
brudzi rąk, z tym jednak zastrzeżeniem, że jakbym był nauczycielem i został
sprzataczem, to nie chciałbym sprątać w budzie gdzie wcześniej uczyłem. Wiadomo
- zmiana statusu zawodowego - zawsze znajdzie się chętny żeby sobie na mnie
pojeździć.




Temat: Jak uniknąć przemocy w szkole
Jak uniknąć przemocy w szkole
Kilka myśli nieuczesanych.
Uczynić ją atrakcyjną. Dzieciaki nie mogą do szkoły chodzić za karę, nie moga
się w niej nudzić, musi być ona dla nich zachętą do podejmowania pozytywnych
wyzwań intelektualnych, sportowych i kulturalnych. Jeśli szkoła tego nie
daje, jeśli nie ma pieniędzy na atrakcyjne i nowoczesne metody nauczania,
zajęcia pozalekcyjne i godne wynagradzanie nauczycieli, to szkoły państwowe
będą tylko i wyłącznie gettami, przechowywalniami dzieciaków, którymi nie
chcą się zająć ani rodzice ani gmina. Rodzice - bo często sami mają dosyć
życia, w którym o każdy grosz trzeba walczyć z każdym a cwańsi i sprytniejsi
wygrywają na każdym kroku. Gmina - niech ktoś wyliczy ile zlikwidowano boisk,
domów kultury, kin i bibliotek finansowanych z kasy państwa a na ich miejscu
pobudowano mające przynieść zysk siedziby firm, dyskoteki, kawiarnie czy
luksusowe budynki.
W dobie internetu, niezwykle atrakcyjnych przekazów medialnych szkoła jest
szara, pracują w niej szarzy, marnie opłacani nauczyciele. O wychowaniu wiele
się mówi, ale nic nie robi.
Są dwa wyjścia. Można tak jak chce Giertych trudną młodzież szkoszarować i w
ten sposób na kilka lat odwlec problem z dzieciakami, które w dorosłym życiu
odreagują "twarde wychowanie" - choć może Giertych jest pod urokiem "Poematu
pedagogicznego" i wierzy, że z poprawczaków będą wychodzić same aniołki.
Można też inaczej. Stworzyć szkołę atrakcyjną, z wieloma propozycjami
pozalekcyjnymi od ćwiczeń wschodnich sztuk walki przez kółko informatyczne do
grupy teatralnej. Dla tekiej szkoły niezbędna jest otaczająca szkołę
przyjazna atmosfera życia społecznego w gminie i państwie. Takiego życia, w
którym ten co ma władzę nie udowadnia swojej siły na tych, którzy władzy nie
mają, a ten co ma pieniądze nie manifestuje swojej pogardy dla tych, którzy
ich nie mają.
Nie ma szkoły idealnej. Zawsze będzie mogła zdażyć się tragedia, ale
perspektywą nie może być zamienianie szkół w koszary. Lepsze będzie
przekształcanie szkół w nowoczesne placówki spełniające zadania
wszechstronnego rozwoju psycho-fizycznego dzieci i młodzieży. Gdy w szkole
się będzie tylko tępo wymagać klepania formułek wykuwanych na pamięć, to
szkoła a więc młodzież przegra. Narastać będzie przemoc bo w świecie coraz
więcej jest agresywnych bodźców działających na osobowość młodych ludzi.
Edukacja musi się więc stać ośrodkiem, od którego będą rozchodzić się równie
atrakcyjne, ale pozytywne bodźce.




Temat: czy 322 podstawowa to dobry wybór?
Mysle, ze nauczanie poczatkowe jest na bardzo dobrym poziomie. Dzieci sa
zaopiekowane, ale tez dobrze oceniam strone merytoryczna. Chodza na
przedstawienia, jezdza na wycieczki. Minusem jest z pewnoscia liczebnosc klas -
ok. 30 osob. Rowniez lekcje jezyka angielskiego - raz w tygodniu w calej
klasie. Dzieci nie ucza sie niczego, strata czasu. Informatyka - raz na dwa
tygodnie. Tez pomylka. Ale mozna sie pochwalic, ze dzieci maja angielski i
informatyke. I to wszystko.
W starszych klasach bywa roznie. Trudno mi ocenic poziom, ale przekazywanie
wiedzy odbywa sie glownie przy pomocy nauczyciela, ksiazek i tablicy.
Niewiele sie dzieje w tej szkole, mozna powiedziec, ze nie widac jej. Pani
dyrektor nie jest oceniana dobrze, mowie sie o niej, ze blokuje inicjatywy
uczniowskie. Nie wiem tez dlaczego szkola nie przystapila do akcji "Szkola z
klasa".
W szkole od kilku lat istnieja klasy tzw "terapeutyczne". Trafiaja do nich
dzieci z roznego rodzaju dysfunkcjami, albo dzieci z rodzin niedbajacych o nie
lub uczniowie, ktorzy nie zdali w innych szkolach. Ze takie klasy istnieja, to
dobrze. Natomiast uwazam, ze szkola nie jest przygotowana do przyjecia tych
dzieci, ze wzgledu na brak wykwalifikowanej kadry. Mam wrazenie, ze dzieci
trafiaja do przypadkowych nauczycieli-wychowawcow, ktorzy nie radza sobie z
problemami.
Oczywiscie mozna by wiecej napisac, ale najlepiej by bylo, gdyby wypowiedzieli
sie uczniowie szkoly.
Pozdrawiam
Bylam kiedys swiadkiem sceny bicia chlopca trzymanego przez dwoch innych. Na
korytarzu staly nauczycielki, ale zajete byly rozmowa. Dopiero moja reakcja
spowodowala zainteresowanie woznych stojacych w poblizu.
Wiem, ze szkola nie ma dobrej opinii na Ursynowie. Byc moze wynika to z wynikow
testu kompetencji, ktory pisza oczywiscie rowniez dzieci z klas
terapeutycznych, a wychodzi im to dosyc slabo, przez co obnizaja srednia.



Temat: Szkoła z klasą - czytam, myślę, działam
Witam. Niestety nie mogę się z Toba zgodzić. Kiedyś, po studiach, pracowalem
przez 1,5 r. w administracji państwowej. Niestety ta braca była nudna i ciężka.
Wiem, że stereotyp urzednika jest taki, że się siedzi w biurze, pije kawę i
czyta gazetę. Niestety ja nie miałem w ciągu dnia czasu aby wypić
herbatę(zazwyczaj). Pomyślałem sobie, że pójdę pracowac do szkoły ponieważ etat
ma 18 godzin, 3 m-ce wakacji i ogólnie uczenie dzieci to wielka frajda. Pracuję
w szkole 4 rok, jestem w tej chwili nauczycielem kontraktowym, w czerwcu będę
zdawał egzamin na mianowanego. I moge z czystym sumieniem powiedzieć, że bardzo
się myliłem w ocenie mojej przyszłej pracy (choć nie była ona tak różowa jak ją
przedstawiłem). Pomijam kwestię, że aby normalnie żyć musze ciagnąć prawie 2
etaty. I kwestia godzin spedzanych w szkole to w moim przypadku nie jest nawet
połowa czasu jaki muszę przeznaczyć na szkołę. Dodam, że uczę informatyki,
przedmoiotu wydawałoby się przyjemnego do nauczania a na dodatek nieobciążonego
wymaganiami egzaminacyjnymi. Mam 30 lat, czyli w sumie do szkoły chodziłem
jeszce nie tak dawno, ale zapewniam was, że to już nie te same dzieci, które
chodziły do szkoły za moich czasów, nie wspominając o latach wcześniejszych.
Gdyby nie wakacje to ciężko by było odzyskać siły na kolejny etap nauki. Także
prosiłbym, aby nie traktować tego argumentu jako wytrycha, rozwiązującego
wszelkie problemy. Oczywiście możemy się tylko ślizgać po problemach po sytuacja
jest bardziej złożona, i kondycja polskiej oświaty nie tylko nauczycielem stoi.
Potrzben sa poważne rozwiązania systemowe, a nie reformy dla reform, ktore
wprowadzają coraz większe zamieszanie a efekt dydaktyczny jest niewspółmierny do
nakładów i energii. Niewątpliwie szkoła się zmienia, ale czy to zmiana na lepsze
i jak długo trzeba bedzie czekać na efekty tej zmiany? Pozdrawiam



Temat: zamojski
no ja jestem teraz w 1 klasie Zamoya - profil mat-fiz-inf. Nauczyciele
wymagaja - to prawda - czesto wymagaja nawet duzo ale w wielu szkolach tak jest
(uczyc sie trzeba bylo zawsze) Jesli chodzi o matematyke to zalezy na jakiego
nauczyciela sie trafi - mnie osobicie uczy Sz. P. Prof. M. Bugaj ktory jest
naprawde genialny - nie uczy beznadziejnie definicji( co niestety druga klasa o
ty samym profilu ma - inny nauczyciel) ale uczy rozumienia - pozatym czlowiek
ten ma prawdziwy dar do nauczania bo potrafi to robic w sposob przystepny dla
ucznia i lekcje sa naprawde ciekawe. Informatyka - zalezy na jakim poziomie
jestes Ty bo jesli na wysokim to moze Ci sie wydawac ze to czego tu sie uczymy
to banal i nuda ale po tym ze Excel ma tyle funkcji ulatwiajacych prace tez
dobrze sie dowiedziec ( ogolnie jesli chodzi o nauczycieli i informacje
sprzetowe to raczej kiepsko z tego co sie orientuje, natomiast da sie przezyc
ta infe :D). Powiem tyle - nie jest moze bardzo dobrze z infy ale da sie
przezyc.
No i w koncu przechodzimy do fizyki! Fizyke w naszym calym roczniku prowadzi
Sz.P.Prof. J.Holas - nauczycielka ktora wymaga duzo - ale glownie myslenia
zarowno trzezwego jak i szybkiego a takrze kojarzenia faktow. Faktem jest to ze
z klasowek zazwyczaj sa kiepskie oceny ale z tego co wiem od starszych
rocznikow, jej uczniowie nie maja potem wiekszych problemow z matora ( zadania
z lekcji to wlasnie zadania maturalne). Jedynki oprocz z klasowki mozna zalapac
rowniez na lekcji - i to dosc czasto. Jednak - naprawde chwali Jej sie to, iz
gdy juz cos u Niej zrozumiesz, to jest to dla Ciebie latwe. w skrucie - Fizyka
celujaco - poziom wysoki ( U tej nauczycielki - jak z teszta nie wiem)

nie powiem Ci niestety jak jest z innymi - starszymi klasami, ale przynajmniej
tyle moge napisac - jest to szkola z tradycjami.

P.S. ostatnio jakos tak z 3 tygodnie przed feriami robotnicy otwarli podloge bo
zapchala sie rura - zapchala sie martwymi szczurami. Smierdzialo w szkole przez
tydzien. Niestety my - uczniowie nie zostalismy poinformowani z jakiego powodu
smierdzialo. Ktos nawet wezwal do szkoly reporterow, tych jednak dyrekcja nie
wposcila. Ta szkola jest w pewnym sesie zamknieta - zamknieta na rozglos.



Temat: Zmiany w szkolnictwie wyższym?
Gość portalu: fifi napisał(a):

> Zbyt dosłownie potraktowałeś zastosowany przeze mnie skrót myślowy. Nikt przy
> zdrowych zmysłach nie będzie zalecał nauczania filozofii ZAMIAST informatyki.

To dobrze.

> Studenci
> filozofii uczą się m.in. logiki, metodologii nauk, teorii poznania a więc
> podstaw poznawania czegokolwiek. A także poznają koncepcje człowieka,
> społeczeństwa, państwa, co pozwala im rozumieć i dostrzegać problemy
> międzyludzkie w pracy, rozwiązywać je bez emocji. Uczą się też innych
> interesujących rzeczy.

Tego się uczą także inni studenci, choć, poza logiką, na pewno nie w takim
zakresie jak przyszli filozofowie. Tylko że znajomość teorii poznania nie
zastąpi samego poznania. Sorry, ale tutaj filozofowie nie mają wiele do
powiedzenia. Oni tylko mogą interpretować i komentować z pewnego dystansu to co
zrobią inni. To też jest pożyteczne, ale ma to obecnie niewielki wpływ na
rozwój cywilizacji. Wiedza rozwija się zbyt szybko, żeby być na bieżąco w kilku
dziedzinach naraz. Nawet w jednej, wąskiej jest to ciężkie dla specjalisty.

>
> Ale jak napisałem, filozofia jest tylko przykładem. Innym przykładem jest
> fizyka. Kiedy parę lat temu USA zrezygnowały z dokończenia projektu budowy
> gigantycznego akceleratora, który miał przebiegać przez połowę terytorium
> kraju, z dnia na dzień straciło pracę 20 tys. fizyków. I wszyscy znaleźli
> bardzo szybko zatrudnienie. Wchłonęła ich … giełda. Bo fizycy słusznie uc
> hodzą
> za ludzi dobrze wykształconych, wykształconych w zakresie sprawności
umysłowej.
>
> A przecież „fizyk”, to nie jest żaden zawód.
>

Jak to nie? Fizyk jest sprawnym matematykiem, zna się świetnie na komputerach,
i wie jeszcze dużo więcej. Fizyk ma umysł ścisły, a filozof to humanista. Fizyk
może być świetnym filozofem, ale na odwrót ciężko by było (teraz).

> Wyobrażenie, że studia powinny przygotowywać do uprawiania jakiegoś
konkretnego
>
> zawodu jest nie tylko naiwne, ale sprowadza kandydatów na studia na manowce.

Filozof lubi uogólniać, ale nie zawsze powinien. Np. do tego modelu zupełnie
nie pasują: lekarze, marynarze, informatycy, architekci, itp.

> Moim zdaniem nie jest takie ważne, co się
> studiuje. Ważniejsze jest, by wybrać dziedzinę studiów interesującą dla
siebie
> i wykorzystać wszystkie szanse rozwoju intelektualnego, jakie studia dają.
>

W czasach specjalizacji jest bardzo ważne co się skończyło i gdzie. I jeszcze
powinno być ważne z jakimi ocenami. Z resztą wypowiedzi się zgadzam.



Temat: Licencjat to ciągle mało
Licencjat to ciągle mało
Studiowałam i na prywatnej i na państwowej i na państwowej za granicą, więc mam porównanie. W polskiej prywatnej byli Ci sami wykładowcy, co na publicznej, z ta różnicą że przykładali się bardziej i jak chorowali, to zajęcia musiały być odrobione (czego nie można powiedzieć o uniwerku). Studia uzupełniające na uniwerku były stratą czasu - odwoływane zajęcia, olewacwto, w moim odczuciu również powtórka 3 lat licencjatu. Zajęcia z języka angielskiego na żenującym poziomie. Poza tym studiowałam przez rok w Holandii - i chyba nie muszę mówić ze to mój numer jeden. Mało zajęć, dużo samodzielnej pracy, szlifowanie języka na co dzień. Po powrocie robiłam właśnie uzupełniające i poziom nauczania, nie wspominając o okropnych warunkach lokalowo-sanitarnych, był najniższy z jakim się spotkałam.
Mała dygresja: stoimy przed obronami i na korytarzu słyszę jak jedna Pani z dziennych jednolitych mówi do swoich znajomych "słuchajcie a ja słyszałam, że teraz to pracodawcy już nie zwracają tak uwagi na tryb studiów". Brawo, koleżanko. Polecam pojechać za granicę i zobaczyć jak wyglądają studia. W Polsce część prywatnych uczelni to namiastka studiów zagranicznych (lepsza organizacja, zajęcia bez okienek, więcej godzin języków, na Erasmusa jedzie praktycznie kto chce a nie przechodzi jakieś żal-testy i egzaminy).
Zaraz ktoś napisze, że jestem typową sfrustrowaną osoba, która nie dostała się na dzienne. Owszem, jak się nie dostałam byłam sfrustrowana, ale tylko wtedy. Nie dostałam się, bo test był z historii wyłącznie, no umówmy się, jeśli to ma być jedyne kryterium to ja gratuluję polskiemu szkolnictwu wyższemu. Teraz cieszę się i doceniam historię swojej edukacji wyższej. Lepiej być nie mogło. Dziś pracuję już prawie dwa lata i co ważne, w języku angielskim.
Kolejnym krytykom, którzy napiszą że generalizuję, odpowiadam: zarówno znajomi z prywatnej uczelni jak i państwowej mają problem ze znalezieniem pracy. Niektórzy z tej drugiej grupy są o tyle zabawni, że myślą że skończyli Harvard :)
Aha i jeszcze jedno: na prywatnej uczelni niektórzy mieli stypendia naukowe w granicach 500-700 zł za średnią od 4,6 , na uniwerku 290 zł na średnią 4,8 :) W Holandii każdy student ma za darmo komunikację miejską, kasę na książki i same studia, w zależności od dochodów rodziców. W praktyce nikt tam się nie martwi o utrzymanie.
Każdemu polecam studia za granicą, niestety studia w Polsce to porażka, oprócz Informatyki na PW albo PWr.




Temat: szkoła na wsi
Ja się wyniosłem na wieś. W pierwszym kontakcie Młodej z dzieciakami wiejskimi
wyszły bardzo duże różnice majątkowe i kulturowe i z tego powodu były też
drobne nieporozumienia. Młoda bowiem bardzo się wyróżniała spośród koleżanek z
klasy, co na samym początku je wkurzało. A chodziło o takie rzeczy, że
dziewczyny z jej klasy były najczęściej strzyżone krzywo przez jakąś ciocię
Lusię, a Młoda chodzi do fryzjera i dba bardzo dba o końcówki. Koleżanki ubrane
były w rzeczy dostępne na najbliższym targu, a Młoda ma ciuchy dostępne w
Arkadii, Galerii Mokotów, czy centrum Targówek. Młoda ma kasę na drobne
wydatki, a jej koleżanki dostają nieraz po 2 złote na tydzień i się z tego
muszą rządzić. No i spory problem był z religijnością, bo Młoda od kościoła
trzyma się w bezpiecznej odległości, pomimo że chodzi na religię. Jej koleżanki
co niedziela się umawiają do kościoła, nieraz i na nabożeństwa majowe chodzą
śpiewać pod kapliczkę. I to powodowało drobne spięcia. Młoda była po prostu
inna. Ale jakoś się to ułożyło, zaprzyjaźniła się z paroma dziewczynami, z
chłopakami też no i pomimo że załatwione miała nauczanie indywidualne, to
zrezygnowała z tego tylko i wyłącznie dla swoich znajomych z nowej szkoły.

Sama szkoła jest nie najlepsza. Informatyka na poziomie takim, ze to Młoda
powinna się z nauczycielem zamienić miejscami, to by się chłop trochę
doedukował. Angielski podobnie jak w warszawskiej szkole jest dla samej idei bo
trudno mówić o sensownej nauce. A tak to atmosfera w szkole dużo lepsza niż w
Warszawie. Nie ma dresiarstwa, więcej uczniów zna się między sobą, bo ten ma
brata, tamen trzech braci i 2 siostry, inny znów czworo rodzeństwa i to w
różnych klasach i oni się tak znają, bo chodzą do siebie do domów.

Natomiast nie słuchaj tych co Ci mówią o wywożeniu dzieci w dzicz. Ja wolę
dzicz typu dziki, sarny, zające, bażanty niż dzicz typu stado osiedlowych
drecholi. A szanse rozwoju są wszędzie. Przecież nie wyprowadzacie się w głąb
rosyjskiej tajgi, gdzie do najbliższego miasta jest 200 kilometrów albo więcej.
Tylko trzeba chcieć się rozwijać.



Temat: Oprogramowanie potanieje, piraci stracą argument?
A dlaczego by nie nakazać?
Gość portalu: zbibi napisał(a):
> Niby rząd ma coś "nakazać" w szkołach?!
Skoro to rząd decyduje o zawartości wszelkich programów nauczania dlaczego w tym
jednym przypadku miałoby być inaczej? Nauka płatnego oprogramowania mogłaby być
ewentualnie prowadzona na dodatkowych, nieobowiązkowych płatnych zajęciach.
Interesujące, że Rosja postanowiła sobie do 2009 roku całkowicie usunąć ze szkół
Windowsy. Putina można z wielu powodów nie lubić ale jedno trzeba mu przyznać:
potrafi jak nikt inny dbać o interesy kraju, którym włada.

> Szkoły od dawna mogą
> kompletować pracownie WinX, MacOs lub Linux - według uznania. Sęk w
> tym, że wielu szkolnych informatyków NIE CHCE innych sieci niż
> oparte o WinX. Dlaczego? Ano powody są różne, od wygodnictwa po
> czysty pragmatyzm.
Powodem jest jeszcze to, że nierzadko pani od informatyki ma jeszcze bardziej
mgliste pojęcie o komputerach niż jej uczniowie. W efekcie wychodzą z tych szkół
informatyczni analfabeci. Pora to zmienić.

> czysty pragmatyzm. Wiele programów dydaktycznych jest dostępnych
> tylko w wersji pod WinX i to nieprędko się zmieni. Również programy
> komercyjne wykorzystywane w szkołach do nauki są dostępne tylko pod
> systemem MS - i co, mają zainstalować sobie Linuksa i gapić się w
> ekran?
Programy dydaktyczne będą wychodzić na taką platformę na jaką je sobie zamówi
MEN. Ogromną edukacyjną zaletą oprogramowania niekomercyjnego jest możliwość
jego ulepszania i rozbudowy przez samych uczniów. To wielkie pole do popisu dla
najbardziej uzdolnionych jednostek.
Oprogramowanie komercyjne, nie mające pełnowartościowego wolnego odpowiednika to
obecnie rzadkość. Problem dotyczy jedynie niektórych specjalistycznych
programów, potrzebnych jedynie studentom niektórych kierunków wyższych uczelni
jak np. AutoCAD. I tylko w takich wypadkach jest sens pozostawienia komercyjnego
oprogramowania.

> Dodam jeszcze, że uczniowie w przeciętnej szkole nie chcą
> pracować na stacjach pod systemami operacyjnymi innymi niż WinX.
Jak chodziłem do szkoły to wielu nie chciało uczyć się angielskiego. To jest
argument świadczący, że angielski jest niepotrzebny?

> Nawet jeśli w pracowniach jest środowisko heterogeniczne i mają
> możliwość porównania "za" i "przeciw". Czy teraz pojmujesz? :
Oczywiście, niech mają. Płatne oprogramowanie - na płatnych zajęciach. To
zupełnie logiczne.



Temat: podziwiam was:)
Dokladnie tak. Moja corka uparla sie, ze chce isc do gimnazjum tam, gdzie
kolezanki. Nie protestowalam, bo oferta szkoly wygladala rozsadnie, a byl to
okres kiedy mialam takze inne problemy. W dodatku w miare blisko domu a bycie
kierowca dziecka nie jest moim ulubionym zajeciem.
Teraz, kiedy slysze od corki , ze gdzies jest "fajnie", prosze o racjonalne
argumenty. Nie znosze okreslenia "wymarzone liceum" - bo za tymi marzeniami w
przypadku dziewczynek czasami stoi obecnosc fajnych chlopcow w starszych klasach
albo bliskosc fajnego centrum handlowego:)
Szkoly ucza sie marketingu, ksztaltuja sobie wizerunki i posluguja sie roznymi
sposbami aby zachecic do siebie mlodziez (np. wizyty w gimnazjach). To dobrze,
ale trzeba miec do tego dystans, okreslic z dzieckiem wlasne priorytety i
weryfikowac wybory dziecka - na ile sa zgodne z tymi priorytetami - chociazby w
postaci zadawnych pytan. ("a jak tam wyglada angielski - czy w grupach
miedzyklasowych, czy kazda klasa oddzielnie")
Sa sprawy, ktore wychodza dopiero w trakcie, ale wiele rzeczy da sie sprawdzic
wczesniej; w ten sposob mozna uniknac wielu rozczarowan.
Na przyklad - dziecko sklada wniosek do jakiejs szkoly a potem sie dziwi ze nie
jest przyjete, bo punktowana byla chemia, z ktorej mialo czworke a nie
informatyka z ktorej mialo 6.(tak bylo u moich znajomych). Albo - dziecko jest
przyjete, ale zamiast niemieckiego ma francuski ("wydawalo mu sie ze jest
inaczej"). Albo - dziwi sie ze ma lacine, ktorej nienawidzi.
Albo - szkola jest wysoko w rankingu, ale ta konkretna klasa jest slaba, na
niskim poziomie nauczanie jezykow etc.(mozna to wczesniej sprawdzic analizujac
jak wypada tam matura z konkretnych przedmiotow). Licea maja swoje specjalizacje
i nie warto posylac np. wybitnego humanisty tam, gdzie oczkiem w glowie dyrekcji
sa przedmioty przyrodnicze.
Wszystkiego sprawdzic ani przewidziec sie nie da, ale warto sprawdzic to, co
jest mozliwe do sprawdzenia. To wymaga czasu.
Za spotkania dla kandydatow w liceach w przypadku duzych miast najlepiej wziac
sie w 2 klasie, bo w 3 robi sie juz "goraco" i czasami po prostu nie starcza
czasu. Moja corka nie byla w stanie pojsc wszedzie, gdzie chciala, bo w tym
czasie miala inne wazne zajecia.




Temat: Kiedy szkoła bedzie Nas uczyć sztuki życia ?!
Witam!

kmir napisał(a):

> Szkoła, której jestem dyrektorem jest bardzo mała 2-3 klasy na jednym poziomie
> i jest zasadą, że w równoległych klasach tego samego przedmiotu uczy ten sam
> nauczyciel. Z wielu przedmiotów jest w całej szkole tylko jeden nauczyciel
> (chemia, fizyka, biologia, geografia, informatyka) - stąd
> przeprowadzenie "eksperymentu, o którym Pan mówi jest niemożliwe.

Przyznam, że nie bardzo zgaduję, jaka reguła wnioskowania mogłaby
z podanych założeń doprowadzić do wyrażonego wniosku (o niemożności).
Eksperyment, o którym pisałem, można przeprowadzić w szkole jednooddziałowej,
zatrudniającej jednego nauczyciela. Jedynie wniosek będzie mógł być
uznany za mało uniwersalny. Czy spodziewa się Pan, że z racji, o których
Pan pisze, w Pana szkole, w nauczaniu "przedmiotów obowiązkowych",
mniejszy nacisk kładziony jest na wiedzę encyklopedyczną i umiejętności
akademickie, że wiedza ta i umiejetności podawane są głównie po to,
by na ich bazie, w odpowiednim momencie edukacyjnym, móc dokonać refleksyjnej
syntezy, utworzyć trwałą (ponad termin klasówki) wartość, którą pewnie obaj
pragnęlibyśmy widzieć jako "wykształcenie ogólne"? Czy rzeczywiście
nie warto tego sprawdzić? A może po prostu zna Pan i tak odpowiedź?

> Myśle, że to właśnie naszej koncepcji programowej szkoła zawdzięcza swoje
> sukcesy: wysoka skuteczność w przygotowaniu do egzaminów wstępnych na studia,
> przygotowywanie uczniów do certyfikatów językowych, sukcesy w olimpiadach,
> pozycja w rankingu,

A ja - nie ujmując niczego pracy kierowanego przez Pana zespołu
(bo jej nie znam)- myślę, że nie bez znaczenia jest tu po prostu
gęste sito naboru.

> wszyscy uczniowie wybrali nową maturę...

Czy z punktu widzenia ich interesów było to racjonalne?
A może była to raczej forma demonstracji, w której
rola uczniów była dość instrumentalna? Egzamin zewnętrzny
miał dawać obiektywne kryterium porównawcze. Taką
rolę mógł pełnić tylko wówczas, gdyby dotyczył znaczącej części
młodzieży. Czy wytłumaczył Pan uczniom, że w przypadku
poddania temu egzaminowi jedynie niewielkiego ułamka
absolwentów, znikają racjonalne powody by nowy egzamin
był np. podstawą do konkursowej rekrutacji na studia?

> Sam kończyłem Wydział
> Chemii UW i przez wiele lat na nim pracowałem i zrobiłem doktorat.

No tośmy pogadali jak doktor z doktorem :-)
Tylko czy rzeczywiście trzeba mieć doktorat, by dostrzec
problemy, o których bezbłędnie potrafi napisać niemal każdy
uczeń?

Pozdrawiam serdecznie,
Marek Pawłowski
ojciec kilkorga uczniów
fizyk



Temat: Ekspresowy magister - lipna uczelnia ciągle kom...
>> Uczelnia szuka rozwiązań, może
błądzi

tak błądzi i nie tylko ona, inne "uczelnie wyższe" też błądzą.
Jak mają nie błądzić skoro rynek pracy wymaga robotników a każdy chce "na
studja" żeby potem "do biura". Nie ma tyle biur w gorzowie ani polsce!

>>uczciwie
pracujących studentów, którzy pewnie będą mieli problem z
otrzymaniem pracy, gdy pracodawca skojarzy te wszystkie plugawe
artykuły

a tu już wina głupiego pracodawcy który ocenia człowieka po nazwie szkoły
zamiast przyjrzeć się rekrutowanej osobie co sobą reprezentuje , co potrafi i
czy jest inteligentna. Wystarczy przeprowadzić rozmowę. Mi w dyplom nigdy nikt
nie zaglądał dlatego to czy tam będziesz mieć 2-je poprawiane na 3, czy 5-tki
nikogo to nie interesuje.

>> i poświęcam średnio ok. 3
godzin dziennie na naukę.

aż tyle? ;)
a ja miałem nieraz zajęcia od rana do wieczora ale fakt w tygodniu nieraz jest
po 1-2 zajęcia na dzień na dziennych.
Studenciaki muszą mieć dużo czasu wolnego żeby się rozwinać w swoich
zainteresowaniach. Jakby mieli tylko dukać to co im podadzą w szkole, to nic by
nie umieli po skończeniu i nikt by ich nie przyjął do pracy bo rynek edukacyjny
jest niedostosowany do lokalnej gospodarki.

ten kierunek dziennikarski czy jaki tam, to ja na to nie widziałem wcale ofert
pracy nigdzie. Paru redaktorków siedzi w okolicy i to wszystko i nie potrzeba
więcej.

>> Pytam zatem, który student w trybie
stacjonarnym lub zaocznym, na uczelniach prywatnych i państwowych
poświęca tyle czasu na naukę?

to się przypatrz UW kierunek informatyka dzienne jakie wieszaki.

>> Jakim więc prawem ktoś niezorientowany pluje na mój
tytuł, na który ciężko pracowałam?

bo tytuł jest nic nie wart. Nikt cie nie przyjmie do roboty za tytuł tylko oceni
czy jesteś w czymś dobra i czy masz dośw.

>> Czy wiecie w ilu uczelniach są stosowane indywidulane toki nauczania?

w krajach rozwiniętych chyba we wszystkich

>> kogoś mocno w oczy kole

tych co nie mają studiów tylko zawodówke albo sam licencjat i zgrzytają zębami
do końca życia ich to będize boleć i będą nienawidzieć wyżej utytułowanych
zazdroszcząc im tytułu per jaśnie hrabiego




Temat: dla wszystkich nauczycieli w nowym sączu
jestem przekonana, że to jest właściwa postawa.
Osobiście mam naprawdę bardzo mieszane uczucia jeżeli chodzi o sprawność
zawodową nauczycieli w sensie wychowawczych oddziałowywań.

W moim przekonaniu oznaką, wręcz dowodem - braku właściwego przygotowania
i sprawności jest codzienna bezradność względem zachowań uczniów, czego dowodem
są "dywaniki dla rodziców".

Jeśli jesteś nauczycielem i przyjąłeś na siebie obowiązki wychowawcze wobec
dzieci i młodzieży, to powinny być Ci znane i powinieneś mieć opanowane wręcz
do perfekcji instrumenty wychowawcze niejako "z urzędu".

Tatuś czy mamusia - jako "straszak" - nie działa, bo działać nie może. To po
prostu nie ten rewir. Kara czy nagroda winny mieć miejsce we właściwym miejscu
i we właściwym czasie.
Odwleczenie w czasie i w miejscu pozytywem nie skutkuje, a jedynie potęguje
problem komunikacji na lini nauczyciel-uczeń; wychowawca-wychowanek.
Nauczyciel-wychowawca wzywający "na pomoc interwencyjną" tatusia - murarza, czy
informatyka, jak i każdego innego, mamusię - gospodynie domową czy urzędniczkę
jak i każdą inną - dowodzi, że skuteczniejsza może być "nie fachowa" perswazja
i nieprofesjonalna pedagogicznie interwencja rodzica niż profesjonalnego
pedagoga. Pięknie!

To kwestia zaufania, szacunku i autorytetu.

Moim zdaniem autorytet to wartość która po prostu jest albo nie. Ta wartość
jest własnością, wręcz wypracowaną cechą właściwą danemu człowiekowi, nie zaś
prezentem od świata zewnętrznego, co do którego wielu wnosi pretensje na
zasadzie "nauczyciel ma cieszyć się autorutetem" już poprzez sam fakt
posiadania określonego dyplomu i statusu nauczycielskiego. Bzdura!

Obserwuje w realności szkolnej dwa niepokojące "modele":

1. uczniowie, wychowankowie decydują o tym czego się chcą uczyć, a czego nie;
w czym chcą uczestniczyć, a w czym uczestniczyć nie chcą.
Moja wątpliwość w tym względzie to w zasadzie pytanie: jak można
odpowiedzialnie decydować o czymś, o czym pojęcia nie ma się żadnego?
Dlaczegóż to uczeń ma decydować, czy w danych zajęciach będzie brał udział, czy
też nie? Ktoś odpowiada za jego edukację i wychowanie, więc... o co tu chodzi?
Zgoda. Nie jest przedmiotem, jednakże czy w nowosądeckich szkołach jest
partnerem?

2. bywa także przegięcie w inną nieco stronę. Terroryzm szkolny.
Uczeń "boi" się szkoły, nauczyciela itp. Uczono mnie, że nie można lubić czegoś
co ze strachem się kojarzy jak i prawdziwie dobrze robić nie można także
czegoś, czego zwyczajnie się nie lubi.
Szkoła, nauczanie i wychowywanie strachem jest więc jakimś absurdem.

Być może "wsadziłam kij w mrowisko", ale... może warto?
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chadowy.opx.pl



  • Strona 2 z 4 • Wyszukiwarka znalazła 133 wypowiedzi • 1, 2, 3, 4