Czytasz wypowiedzi wyszukane dla słów: Problemy Medycyny Rodzinnej





Temat: Przepraszam, ze zyje w tym "kraju"
Mile Panie,-
moze sie myle, ale odnioslem wrazenie iz z Waszych wpisow przebija podtekst:
"przerabane maja Ci w Kraju a... nam sie UDALO".
Sorry, ale co nam sie udalo? - ze nie mamy "takich" problemow i nie skazani
jestesmy na "takie" warunki spoleczno polityczne jak nasi krewni/znajomi w
Polsce?
Ale mamy INNE ktore tym w Kraju zostaly zaoszczedzone albo.. "jeszcze ich nie
maja" i... dzieki Opatrznosci )

Troche to naiwne generowac wlasne, subiektywne odczucia i doswiadczenia, -
jezeli przewazajaco pozytywne - bedace b.czesto wynikiem ciagu (w pewnym
sensie) pozytywnych zbiegow okolicznosci i zbyt dalece je uogolniac.
Ze w Australii, gdy w Polsce zima idzie (zla, oj! - zla) jest wiosna i mozna
sie codziennie kapac w Oceanie - hmmm... osobistej zaslugi naszej (raczej)
niewiele!.

B.doskonalego niz polski modelu demokracji i spolecznych warunkow zycia w
jakich przyszlo nam zyc - tez nie my zbudowalismy tylko korzystamy z "gotowca"
ktory zastalismy a... jest taki bo wlasnie nie jest to Polska i nasi
wspolobywatele to w przewazajacej wiekszosci wlasnie nie-Polacy!.
Nie zapominajmy o tym - prosze.

W naiwnosci swojej, juz przed laty, chcialem "uszczesliwic" moja mocno leciwa
Mame zmeczona tym co dla ludzi w Jej wieku stanowi qlou ich zajecia
- walka ze zdrowotnymi uciazliwosciami i upierdliwoscia codziennosci.
Szybko ta "proba" skonczyla sie fiaskiem bo... Jej wlasnie "tego" brakowalo
- przez cale zycie sie do tego przyzwyczaila i bez tego zyc nie moze .

Dzieci (corka & ziec) spedzily duzo czasu Zagranica i nie mialy by zapewne
typowych dla emigrantow poczatkowych problemow z zyciem gdzies gdzie "lepiej".
Wybraly Warszawe ich rodzinne miasto i.. to przed laty i bez ciagat do zmiany.
PiS, Rydzyk, oszolomizm, moherowe berety i Mlodziez Wszechpolska - doskwieraja
Im (zapewne) tak samo jak wiekszosci - a mimo wszystko nie znaczy to, ze
powinni zmienic na Austrie Heider'a, Francje - Le Pen-a, Niemcy - Stoiber'a
czy Wlochy Belusconi-ego.
W USA i Australii - tez by "cos znalazl" co uwiera

Jaka Polska jest - kazdy widzi (he, he), ale ma rowniez COS czego nie maja na
codzien mieszkancy Sydney, Paryza czy NY.
Te kilka "bajorek" miedzy Sniardwami i Mamrami to nie amerykanskie Wielkie
Jeziora, zimny Baltyk to nie Ocean Spokojny a Palac Kultury - nie Centre
Pompidou ale... hmmm - "cos" w tym jest! czego nie ma gdzies w Swiecie

Demokracja polska i spoleczenstwo - dojrzewa, - z meandrami ktore nie byly
zaoszczedzone kazdej gdzie indziej i... dobrze.
Jak dlugo nie ma w Polsce (politycznej) mozliwosci do majstrowania przez
wiekszosci parlamentarne przy Konstytucji (moze i nie doskonalej) to spac moga
wszyscy spokojnie.
Populizm i oszolomizm przyglupiastych krzykaczy w konfrontacji z realiami
mozliwosci prawno-budzetowymi, jak dowodzi praktyka wszystkich Rzadow od
1989 roku - to gorace powietrze a "kariery" tych krzykaczy z trudem czesto
wytrzymuja cala przepisowa 4-ro letnia kadencje ).

Tym razem nie bedzie "inaczej" - spoko! - uzywajac okreslen pokolenia naszych
dzieci .
Nikt, poza moze zawodowymi politykami i czescia dziennikarzy, nie zajmuje sie
24 godz./dobe polityka.
Naiwnoscia byloby sadzic, ze nasi Rodacy nie maja juz codziennych trosk natury
rodzinnej, zawodowej czy prywatnych nie-politycznych spraw.
My,- zyjacy poza Krajem - rowniez, a wiekszosc naszych obecnych
wspolobywateli tez ma lepsze zajecia.

Wpis Alfredki - potraktowalem jako ... zart (sorry).
Chyba, ze ... hmmm (niedobrzy) Wodnik i Wedrowiec uniemozliwiaja Alfredce
rozwoj osobowosci a sen z powiek spedza Jej obowiazujacy w Polsce
zakaz... aborcji i polityczne tendencje do jego zaostrzenia .

Kochani - obysmy zdrowi byli bo (zdradze moze wielka "tajemnice") poza Polska,
w tym cudownym Swiecie "demokratycznych swobod i nieograniczonych niczym
dostepem do swiatowych osiagniec medycyny" - ludzie tez choruja i (ponoc)
niektorzy z nich - schodza rowniez z tego Swiata.
Poza tym: kochaja sie, nienawidza, kloca albo lubia spedzac ze soba czas, maja
codzienne troski i radosci - dokladnie tak SAMO jak nasi Rodacy w Polsce.

pozdrawiam,-
pE





Temat: Ogromna prośba do pana Janusza
9-12-1974
dzień urodzenia 9 - Jesteś szczodry, utalentowany, wykształcony. W poprzednim
wcieleniu poprzez trudności i cierpienie wykształciłeś odwagę i determinację. W
tym życiu dużo będzie spotkań i różnorodnych doświadczeń, które jak bumerang
posłużą do powrotu wdzięczności za altruizm z poprzednich wcieleń.
pozytywnie: zdobędziesz mądrość, a wraz z nią osiągniesz sukces. Jesteś bardzo
uczuciowy, w związku z drugim człowiekiem dajesz bez oczekiwania na nagrodę.
negatywnie: nie zajmuj się zanadto problemami innych. Zachowaj energię dla
siebie, nie rozdawaj bez opamiętania swej wiedzy i współczucia, dziel się tylko
z tymi, którzy naprawdę tego potrzebują.

z całej daty 33 - Liczba ta odzwierciedla ideał miłości uniwersalnej,
ogarniającej wszystkich ludzi. Wprowadza idealną harmonię między wszystkimi
cechami składającymi się na osobowość i umysłowość danej jednostki. 33 posiada
takie cechy jak: uczciwość, prawdomówność, umiłowanie sprawiedliwości oraz
poszanowanie tradycji. Może być wielkim mówcą, pisarzem, poetą lub malarzem.
Posiada nieprzeciętne zdolności twórcze, gdyż jak nikt inny odczuwa piękno i
potrafi je wyrazić poprzez słowo, linię, kolor, teksturę i formę. Nadzwyczajna
intuicja i wrażliwość pozwalają na zgłębianie wiedzy tajemnej, filozofii,
mistyki i zjawisk paranormalnych.
Umiłowanie życia rodzinnego jest wprost niezwykłe i w momencie, kiedy zawrze
związek małżeński może przerodzić się w poświęcenie i rezygnację z własnych
celów, jeśli dobro najbliższych będzie tego wymagało. 33 może w związku się
męczyć i dręczyć ale rodziny nie zostawi.

Jeżeli nie realizujesz się jako mistrzowskie 33 to wibracja celów życia
wynosi - 6 . Oznacza ona osobę, która, skupia się na polepszaniu sytuacji
materialnej zarówno swoich najbliższych jak i bliźnich. Głównym nastawieniem w
celach życia jest posiadanie rodziny, związku i szczęścia domowego. Osoba może
mieć tendencje do gadulstwa i drobnomieszczaństwa, próżności i uporu.

od 28 do 56 roku życia w drugim cyklu o wibracji 9 - Spirytualizm, potrzeba
głębszego poznania innych wymiarów. Te wibracje prowadzą często do sukcesu
publicznego, a nawet sławy. Trudności w życiu małżeńskim. Cykl skłaniający
raczej ku miłości uniwersalnej niż osobistej. Powinien on stać się okresem
wolności, tej najgłębszej, która daje możliwość pełnego spełnienia, rozwoju
ukrytych możliwości i talentów. Podróże, komunikacja na najwyższym poziomie,
przenoszenie nowych idei. Uważny wybór przyjaciół. Gromadzenie doświadczeń.
lekcja: nie zapominać o swych bliskich, odnaleźć samorealizację w służeniu
ponadindywidualnym interesom, dotrzeć do istoty samego siebie, budując tym
samym fundamenty prawdziwych związków i relacji z innymi.
negatywnie: zbyt silne emocje. Problemy w życiu rodzinnym lub uczuciowym.
Zerwania, rozstania, utrata pozycji lub stanowiska. Problemy materialne.

jednocześnie od 30 do 39 roku życia w drugim szczycie o wibracji 3 -
poszukiwanie indywidualnych środków wyrazu, harmonijne stosunki z otoczeniem.
Czas na rozwijanie zainteresowań i talentów. Należy eksploatować swą
wyobraźnię. Okres sprzyjający komunikacji — słownej i artystycznej.
czas relacji przyjacielskich i towarzyskich. Czas spotkań, wyrażania samego
siebie, twórczości. Okazje, by wykorzystać swe talenty lub zrealizować się w
dziedzinie, która wymaga komunikacji z innymi (droga artystyczna, handel,
biznes, dziennikarstwo, reklama, literatura, malarstwo, muzyka, medycyna lub
opieka nad chorymi itp.). Okres sprzyjający sukcesowi we wszystkich dziedzinach
życia, gdyż mało jest przeszkód z zewnątrz. Miłość i przyjaźń. Czasem
prowokowanie niebezpiecznych sytuacji przez ekstrawagancję i niezręczność w
relacjach międzyludzkich. Życie uczuciowe bogate, lecz emocje ulokowane w wielu
związkach.
pozytywnie: czas twórczy, przynoszący spełnienie, szczęście, przyjaciół. Jest
to najłatwiejszy okres w życiu.
negatywnie. zahamowanie ekspresji. Rozproszenie energii i powierzchowność
zainteresowań. Ekstrawagancja, nie kontrolowane wydatki.

czarne szczyty czyli wady: główny 0 (brak)
wtórne 6 i 6
6 - Jesteś pełen ideałów i zasad, uważasz, że każdy musi się tobie
podporządkować i prawu, które sam stanowisz. Uważasz, że nigdy nie popełniasz
błędów. Cała harmonia, równowaga, zdolności giną w twoim wysokim mniemaniu o
sobie. W domu jesteś skrajnie apodyktyczny, na zewnątrz masz tendencje do
drobnomieszczaństwa. Masz tendencje do różnego rodzaju fobii i gadulstwa.
Nadopiekuńczość.

twoje wibracje są bardzo ciekawe, posiadasz wszystkie aspekty trygony
artystycznego - 3-6-9. Powinnaś posiadać duże uzdolnienia artystyczne i wielką
wrażliwość na piekno. Duże nagromadzenie 6 i 3 może powodować jednak zachwiania
emocjonalne oraz powodować że jesteś nieprawdopodobną wręcz gadułą...

Pozdrawiam






Temat: do p. Janusza
18-3-1974
dzień urodzenia 18 - Wibracja ta przynosi ogromną wspaniałomyślność i otwarty
umysł. Jest to liczba misjonarzy i ludzi wybitnie utalentowanych. Może
przynieść sławę tym. którzy mają szlachetne ideały.Masz niezwykle chłonny i
otwarty umysł, jesteś wszechstronny i gotów przystosować się do każdych
okoliczności. Nie jest ci także obcy zmysł do interesów. Chętnie prowadzisz
interesy innych lub kierujesz ich życiem. Równocześnie jest to liczba liczba
złudzenia, iluzji.

z całej daty 33 - Liczba ta odzwierciedla ideał miłości uniwersalnej,
ogarniającej wszystkich ludzi. Wprowadza idealną harmonię między wszystkimi
cechami składającymi się na osobowość i umysłowość danej jednostki. Może być
wielkim mówcą, pisarzem, poetą lub malarzem. Posiada nieprzeciętne zdolności
twórcze, gdyż jak nikt inny odczuwa piękno i potrafi je wyrazić poprzez słowo,
linię, kolor, teksturę i formę.
Umiłowanie życia rodzinnego jest wprost niezwykłe i w momencie, kiedy zawrze
związek małżeński może przerodzić się w poświęcenie i rezygnację z własnych
celów, jeśli dobro najbliższych będzie tego wymagało. 33 może w związku się
męczyć i dręczyć ale rodziny nie zostawi.

od 28 do 56 roku życia w drugim cyklu o wibracji 9 - Spirytualizm, potrzeba
głębszego poznania innych wymiarów. Te wibracje prowadzą często do sukcesu
publicznego, a nawet sławy. Trudności w życiu małżeńskim. Cykl skłaniający
raczej ku miłości uniwersalnej niż osobistej. Powinien on stać się okresem
wolności, tej najgłębszej, która daje możliwość pełnego spełnienia, rozwoju
ukrytych możliwości i talentów. Podróże, komunikacja na najwyższym poziomie,
przenoszenie nowych idei. Uważny wybór przyjaciół. Gromadzenie doświadczeń.
lekcja: nie zapominać o swych bliskich, odnaleźć samorealizację w służeniu
ponadindywidualnym interesom, dotrzeć do istoty samego siebie, budując tym
samym fundamenty prawdziwych związków i relacji z innymi.
negatywnie: zbyt silne emocje. Problemy w życiu rodzinnym lub uczuciowym.
Zerwania, rozstania (także z powodu śmierci bliskiej osoby), utrata pozycji lub
stanowiska. Problemy materialne.

jednocześnie od 30 do 39 roku życia w drugim szczycie o wibracji 3 - Znaczenie
ogólne: poszukiwanie indywidualnych środków wyrazu, harmonijne stosunki z
otoczeniem. Czas na rozwijanie zainteresowań i talentów. Należy eksploatować
swą wyobraźnię. Okres sprzyjający komunikacji — słownej i artystycznej.
czas relacji przyjacielskich i towarzyskich. Czas spotkań, wyrażania samego
siebie, twórczości. Okazje, by wykorzystać swe talenty lub zrealizować się w
dziedzinie, która wymaga komunikacji z innymi (droga artystyczna, handel,
biznes, dziennikarstwo, reklama, literatura, malarstwo, muzyka, medycyna lub
opieka nad chorymi itp.). Okres sprzyjający sukcesowi we wszystkich dziedzinach
życia, gdyż mało jest przeszkód z zewnątrz. Miłość i przyjaźń. Czasem
prowokowanie niebezpiecznych sytuacji przez ekstrawagancję i niezręczność w
relacjach międzyludzkich. Życie uczuciowe bogate, lecz emocje ulokowane w wielu
związkach.
czarne szczyty czyli wady: główny 0 (brak)
wtórne 6 i 6
6 - Jesteś pełen ideałów i zasad, uważasz, że każdy musi się tobie
podporządkować i prawu, które sam stanowisz. Uważasz, że nigdy nie popełniasz
błędów. Cała harmonia, równowaga, zdolności giną w twoim wysokim mniemaniu o
sobie. W domu jesteś skrajnie apodyktyczny, na zewnątrz masz tendencje do
drobnomieszczaństwa. Masz tendencje do różnego rodzaju fobii i gadulstwa.
Nadopiekuńczość.
wtórne czarne szczyty dość rzadko objawiają się w pełnym brzemieniu, zazwyczaj
pokazują się cząstkowo, często pozostają uśpione..

Jesteś osoba, która ma w swoim portrecie numerologicznym bardzo dużo trójek i
szóstek, osoba tak doskonale realizuje się we wszelkich profesjach związanych
ze sztuką - malarstwo, teatr, film, poezja, proza itp...
pozdrawiam




Temat: Znaleźć Wolę Bożą
Otryt: Dziękuję Agnieszko za Twoje słowa. Zgadzam się ze wszystkim o
czym piszesz. Jednak chyba nie do końca mnie zrozumiałaś. Postaram
się uściślić.

Aka21: Otryt, ja tu się chyba nie zgodzę, że między tymi czytaniami
jest
zasadnicza różnica. Wypełnienie tego nakazu też było przejawem
miłości z jednej strony do Jezusa (by nie narażać Go na
niebezpieczeństwo), z drugiej do Heroda (by nie ułatwiać mu
popełniania grzechu). Ja tu nie widzę sprzeczności. Miłość musi być
mądra i rozważna.

Oczywiście wypełnienie bezpośredniego Bożego nakazu otrzymanego we
śnie przez św. Józefa lub Trzech Mędrców także mieści się w porządku
miłości, bo chroni Dzieciątko, a nawet samego Heroda, jak piszesz.
Jednak nawet Mędrcy nie byliby w stanie sami z siebie wykoncypować,
że Dzieciątku grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. Zwykły nakaz
miłowania bliźniego kazałby Mędrcom dotrzymać obietnicy danej
Herodowi, by i on mógł złożyć pokłon Jezusowi. Potrzebna była
nadzwyczajna interwencja Boga. I w tym widzę tę zasadniczą różnicę,
o której pisałem.

„Wola Boża byście się wzajemnie miłowali” jest dla mnie także czymś
więcej. Człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boga. Bóg
pokazał nam jak kochać, jak służyć drugiemu człowiekowi, zachęca do
samodzielności, do współtworzenia, do angażowania się w
rozwiązywanie przeróżnych ludzkich prioblemów. Nie chce byśmy
biernie oczekiwali, aż Bóg nam wszystko da i rozwiąże za nas
wszystkie problemy, także te najprostsze.
W Kanie Galilejskiej człowiek musi napełnić wodą kadzie. Jezus czyni
resztę. Te moje słowa wcale nie znaczą, że Bóg ma być nieobecny w
naszych sprawach, to raczej nawoływanie do większej samodzielności i
dorosłości. Wanda Półtawska w swojej książce opisuje sytuację, że
pracując w poradni nie była w stanie nic mądrego wymyślić by pomóc.
Ani filozofia, ani medycyna, ani psychologia, ani psychiatria. (Te
wszystkie dziedziny znała). Wówczas po pracy poszła do kaplicy i
zaczęła kołatać o pomoc do Pana Boga.

A: Piszesz, ze Bóg w tym przypadku uciekł się do bezpośredniej
interwencji, a ja pytam ile osób "poszłoby" dzisiaj za takim snem?

O: Ja poszedłem, gdy Bóg mówił do mnie we śnie. Powiedział „Wstań i
idź”. Dał dwie obietnice. Natychmiast wstałem i momentalnie zostałem
wyrwany z apatii i beznadziejności. Nagle zacząłem inaczej
funkcjonować. To było tak niezwykłe przeżycie. Jednak rodzi się
pytanie, czy Bóg co chwila ma do mnie przychodzić i wciąż mówić to
samo? A może to raczej ja sam powinienem pamiętam o tamtym spotkaniu
we śnie?

A: Ale ja jeszcze powrócę do rodziców Małej Tereski.

O: Pewnej pani gdzieś ze 100 lat temu błogosławiona Marcelina
Darowska odmówiła wstąpienia do klasztoru. Powiedział jej, że ma
założyć rodzinę i mieć dużo dzieci. Miała chyba z 10. Potem wszyscy
w tej rodzinie mieli dużo dzieci i mnie jakoś ta atmosfera też
objęła, bo jakoś z tą rodziną jestem spowinowacony. Historię tę,
swojej babci, opowiedział mi młody ojciec, gdy zapytałem skąd imię
Marcelina dla jego córki. Dziecko to wielki skarb, taki mniej więcej
przekaz ogarnął na przestrzeni 100 lat dużą ilość ludzi, także mnie
samego. A wszystko za sprawą błogosławionej Marceliny Darowskiej.

A: Nie zgodzę się też z tym, że Bóg nie lubi gdy mu się zbyt często
zawraca głowę problemami, które potrafią rozwiązać inni ludzie.

O: To było nawoływanie do większej samodzielności i dojrzałości. Bóg
chce byśmy dojrzeli..

A: Bóg nie jest kolejną instancją, On jest pierwszy!

O: Napisałem, że jest najwyższą instancją. A więc jest pierwszy!

A: Dlaczego nam tak trudno uwierzyć, że Bóg jest obecny w
naszej codzienności i w niej chce nam pomagać. We wszystkim!
Sprzeczce rodzinnej, wypowiedzeniu słowa "przepraszam", w chorobach,
pracy, ale i we wszelkich radościach.

O: Ja tego nie napisałem, że nie jest obecny. Jest w całym naszym
życiu.

A: Dla mnie, tak jak pisze Kudyn, odkrywanie woli Bożej jest
odkrywaniem swojego szczęścia. Żeby jednak wejść na tą drogę muszę
wykazać minimum zaufania do Boga i minimum odwagi, bo to jest moje
życie i ja w nim podejmuję decyzje (i dobre i złe), a bez nich nie
ruszę ani do przodu, ani do tyłu. Zakręty można przejść, góry i
doliny ,zwłaszcza jak się idzie z Bogiem! Dla mnie nie jest ważne
jaka długa będzie ta droga, byleby do celu trafić! A jak się idzie
to i doświadczenia się nabywa, byle nie popadać w rutynę;)

O: Pełna zgoda.

Pozdrawiam serdecznie.:-)




Temat: Znaki czasu.
stary_zgred1 napisał:

> Bardzo ciekawe, napawające optymizmem przykłady pozytywnych
zachowań
> i akcji w środowisku związanym z KK. Aż przyjemnie się czyta.
> Poproszę o więcej podobnych przykładów, takie wpisy przywracają
> wiarę w ludzi (to, że są to ludzie wierzący jest sprawą
> drugorzedną).
> Pozdrawiam ciepło, niewierzący Stary_Zgred

Prosze bardzo.

24 maja br. nowym biskupem ordynariuszem diecezji
warszawsko-praskiej zostal abp.Henryk Hoser - pallotyn, misjonarz,
lekarz.
Pochodzi z rodziny Hoserów, znanych warszawskich ogrodników
- jest synem Janusza Hosera i Haliny z Zabłońskich.
Absolwent Liceum Ogólnokształcącego im. Tomasza Zana w Pruszkowie.

W latach 1960-1966 roku studiował na Wydziale Lekarskim Akademii
Medycznej w Warszawie. Był m.in. przewodniczącym Uczelnianego Sądu
Koleżeńskiego Zrzeszenia Studentów Polskich. Po zakończeniu nauki
pracował przez dwa lata jako asystent w Zakładzie Anatomii
Prawidłowej Akademii Medycznej w Warszawie. W 1969 roku został
lekarzem oddziału internistycznego w szpitalu rejonowym
w Ziębicach.

W 1969 roku rozeznał powołanie do życia duchownego i wstąpił do
nowicjatu Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego w Ząbkowicach
Śląskich. Od 1969 roku był klerykiem Wyższego Seminarium Duchownego
Księży Pallotynów w Ołtarzewie, gdzie był współzałożycielem Grupy
Misyjnej. 8 września 1970 roku złożył pierwszą profesję zakonną.

O powołaniu kapłańskim mówi, że spadło na niego niespodziewanie,
było nagłym olśnieniem. „Ujawniła się wówczas cała różnica między
wyborem zawodu a powołaniem – tłumaczy abp Hoser. – Do pierwszego
dochodzi się przez porównawczą analizę różnych alternatywnych
możliwości, z uwzględnieniem upodobań, zdolności, talentów
i przykładów. Powołanie do kapłaństwa i życia konsekrowanego
przychodzi zaś z zewnątrz, z góry i staje się wewnętrznym
imperatywem – życiową koniecznością. Można ją odrzucić,
ale intuicja podpowiada, że odmowa ta nie byłaby szczęściodajna”.

O powolaniu lekarskim mowi:„Nigdy nie żałowałem, że zostałem
lekarzem i nigdy nie miałem wątpliwości co do mojego powołania
kapłańskiego i do życia konsekrowanego” – mówi abp Hoser. Choć
dodaje, że „obydwie te dziedziny są «zachłanne» i «zazdrosne»,
domagają się wyłączności i nie sposób im się oddawać we wzajemnej
separacji”.

16 czerwca 1974 w Ołtarzewie przyjął święcenia kapłańskie.
W sierpniu 1974 roku wyjechał z Polski do Francji przygotować się
do pracy misyjnej w Afryce. Był słuchaczem kursów języka
francuskiego w Alliance Française i kursów medycyny tropikalnej
w centrum Pitié-Salpêtrière i w szpitalu Claude Barnard w Paryżu.
W 1975 roku udał się na misję do Rwandy.

W Rwandzie ksiądz Henryk Hoser był początkowo wikariuszem w Kigali.
Później pracował również jako lekarz w szpitalach w Kabgayi
i w Butare. W 1978 roku założył w Kigali ośrodek lekarsko-społeczny
Centrum Zdrowia Gikondo oraz centrum formacji rodzinnej Rwandyjską
Akcję Rodzinną, którymi kierował przez kilkanaście lat.

W 1994 roku uczestniczył w Synodzie Specjalnym dla Afryki jako
ekspert w dziedzinie rozwoju i problemów rodziny.
W tym samym roku Jan Paweł II ustanowił go wizytatorem apostolskim
w Rwandzie i krajach ościennych. W czasie wojny pomiędzy plemionami
Hutu i Tutsi w kwietniu 1994 r. z Rwandy został zmuszony do wyjazdu
nuncjusz apostolski. Ks. Hoser jako wizytator apostolski miał prawa
nuncjusza: wizytował diecezje, mianował administratorów apostolskich
na wakujące diecezje, pomagał biskupom i klerowi organizować na nowo
pracę duszpasterską.

Trzeba pamiętać, że wówczas zostało zabitych trzech biskupów,
a czwarty wyjechał do Konga i nie mógł powrócić. Na 9 diecezji,
4 były zatem wakujące. Zadaniem ks. Hosera była wówczas pomoc
Kościołowi lokalnemu w podniesieniu się z tragedii wojny domowej.

Po zakończeniu misji wizytatora wyjechał z Rwandy.
Komentując doniesienia o procesach rwandyjskich księży katolickich
i zakonnic podkreślał, że zawierają one wiele znaków zapytania,
a na karę więzienia obok zbrodniarzy byli skazywani również ludzie
niewinni, co nosiło znamiona „procesu politycznego”.




Temat: okaleczanie
Liczysz na to, że psycholog podpowie ci jak zostać ekonomem z batem i jak
wprowadzić w domu terror? Z całą pewnością będziesz usatysfakcjonowana. Osoby
słabe psychicznie strasznie łatwo złamać i doprowadzić do syndromu
sztokholmskiego i wyuczonej bezradności. Trzeba tylko wykazać się długotrwałą
konsekwentną bezwzględnością i sadyzmem. Powinno ci się udać. Masz do tego
wrodzone predyspozycje. Dawno, dawno temu, jak nie umiano leczyć chorób
psychicznych, to właśnie takimi metodami poskramiano chorych. Nie leczyło to
żadnych chorób, ale czyniło chorych mniej kłopotliwymi dla otoczenia. Opieka nad
zaszczutą rośliną, która jest siad, łapa, leżeć, staje się łatwa, lekka i
przyjemna. A tobie zdaje się właśnie o to chodzi.

Poza tym, zaburzeń psychicznych nie da się wyleczyć bez leków. Można co prawda
czekać, aż same przejdą, np jak są spowodowane jakimiś zaburzeniami rozwojowymi,
ale bez przesady. Dzieciom i młodzieży też podaje się leki psychotropowe.
Podobnie jak podaje się leki przeciwbólowe i hormonalne. Z chorób rzadko kiedy
się wyrasta. A im leczenie zostanie wdrożone później tym rokowania są gorsze i
uszkodzenia organizmu spowodowane chorobą, mogą być trwałe.

Dawniej uważano, że środki hormonalne i przeciwbólowe są szkodliwe i trzeba je
stosować w ostateczności. To spowodowało, że dzieciom w ogóle nie uśmierzało się
bólu a jeszcze w latach 40 niemowlętom nie podawano narkozy podczas operacji.
Ginekolodzy nie chcieli przepisywać młodym dziewczynom środków hormonalnych
nawet jak ewidentnie miały problemy Uważano, że nie można ingerować w młody
organizm, który powinien sam się wyregulować. To sprawiało, że takie osoby,
mimo, że co miesiąc zwijały się z bólu i traciły mnóstwo krwi i miały całą masę
innych paskudnych dolegliwości, to pozostawały bez pomocy.
Dzisiaj tamte praktyki wydają się barbarzyńskie i nikomu do głowy nie przyjdzie,
żeby robić to samo. I słusznie. I z chorobami psychicznymi jest podobnie. To, że
kiedyś uważano, że jest to fanaberia chorego i trzeba mu pięścią do rozumu
przemówić, żeby znormalniał, nie oznacza, że czasy i standardy postępowania z
chorymi się nie zmieniły.

Każdy człowiek, także i ten nieletni, ma prawo do diagnozy i leczenia zgodnego
ze współczesnymi standardami i najnowszymi zdobyczami medycyny. Takie jest
prawo. Więc nie zwlekaj i zabierz córkę do lekarza. Nie można wykluczyć, że jej
problemy nie są spowodowane np zaburzeniami hormonalnymi albo guzem mózgu, więc
konsultacja przynajmniej lekarza rodzinnego byłaby wskazana. Jak traficie na
mądrego psychologa to zapewne powie ci dokładnie to samo. I mam nadzieję, że
wtedy nie zmienisz go na jakiegoś innego, który będzie gadał, to co chcesz usłyszeć.




Temat: Koalicja Teraz Zdrowie - o co chodzi?
No widzisz, Mari? W sposób grzeczny i myslę, że rzeczowy sprobowałem wyjaśnić
Ci o co chodzi. Ty odpowiadasz postem, w którym są tylko emocje. Próbujesz mnie
obrażać, posługujesz się sterotypami, tak jakbyś wywołała ten temat tylko po to
aby się upewnić, że pazerni doktorzy po raz kolejny chcą obrabować biednych
emerytów, staruszki i bezrobotnych. Nie lubisz nas tak jak niektórzy nie lubią
księży, Żydów, cyklistów itp. Skoro jednak wszedłem w ten temat spróbuję po
kolei odpowiedzieć na Twój post.

> Hmm... to, że lekarz będzie wypoczęty i jeszcze bogatszy niż jest, że będzie
> miał mniej pracy (bo mało kogo będzie stać na leczenie) i w ogóle będzie miał
> raj na ziemi jest korzystne wyłącznie dla lekarzy, a nie dla pacjentów.

Jeśli znasz metodę na zbicie fortuny zarabiając 7,35 PLN brutto za godzinę
(szpital w mieście wojewódzkim) to podziel sie ze mna swoją wiedzą. Nie chcę
być bogaty. Chcę zarabiać tak, jak przedstawiciel klasy średniej, tak żebym
mógł: dostać kredyt na mieszkanie, jeździć średniej klasy samochodem, pojechać
na wakacje, kupić żonie pierścionek, posłać dzieci na dodatkowe zajęcia itp. Po
to studiowałem przez sześć lat, ucząc sie po nocach, gdy inni sie bawili, po to
jestem wysoko wykwalifikowanym specjalistą, ciężko pracuję i chyba nie są to
zbyt wielkie wymagania.
Każdy człowiek ma prawo do odpoczynku, lekarz też. Więcej czasu to nie, jak Ci
sie wydaje, leżenie bykiem, tylko praca na 1 lub 1,5 etatu, a nie jak teraz na
3 lub więcej. Wyprzedzam teraz zarzut o pazerności. Te 3 etaty to nie z
pazerności, to po to, żeby zbudować sobie chociaż namiastkę normalności.

Nie łapie co konkretnie poprawi się dla przeciętnego pacjenta zarabiającego
> 800zł, albo dla babci na rencie wysokości 460zł. A że to babcia to pewnie
> schorowana i lekarza musi odwiedzać systematycznie. Jaką część tej rencinki
> chcesz jej wyszarpać? Powiedzmy - wizyta u rodzinnego, tydzień pobytu w
> szpitalu. Zaproponuj.

Chcę tej babcince "wyszarpać" całą rentę, potem uśpić pavulonem a skórę
sprzedać zaprzyjaźnionej firmie...
Tak, Mari, pijany morderca w białym fartuchu, to twój obraz lekarza, tak mocno
zakodowany, że trudno Ci pojąć, że nikt nie chce okradać babć.
Zwiększenie nakładów do 6% PKB to nie jest płacenie za wizytę u rodzinnego albo
pobyt w szpitalu, to dostosowanie nakładów do realnych wydatków na
funkcjonowanie służby zdrowia. To PRZESUNIĘCIE pieniędzy, które już są w
budżecie, na cele zdrowotne. Liczby są nieubłagane. Wydajemy na zdrowie dwa i
pół raza mniej (per capita) niż np. Czesi, mamy dużo mniej lekarzy w stosunku
do liczby pacjentów niż w innych krajach europejskich. Zarobki w SZ w
porównaniu do innych krajów UE są do 10x mniejsze. Ciekawe, nie?
Jednocześnie poziom polskiej medycyny jest w większości placówek nie gorszy niż
na świecie (nie mówie o warunkach lokalowych itp). Na światowych kongresach nie
mamy się czego wstydzić. Wielu z nas jest naprawdę na światowym topie. Szacunek
dla takich ludzi to nie tylko interes ich samych. To równiez sprawa tych, dla
których uczą się i pracują...
Jeśli chcesz poważnie rozmawiać o problemach służby zdrowia, które są przecież
również twoimi problemami (lub będą w przyszłości) to musisz przestać patrzec
na nas jak na bandę krwiożerczych potworów, chyhających kogo tu jeszcze
oskubać, tylko zobaczyć wykształconych i coraz bardziej świadomych wartości
swojej pracy ludzi.




Temat: Abp. Hoser domaga się 200 mln odszkodowania.
Zastanawialam sie - skad ja znam to nazwisko?
Wreszcie sobie przypomnialam,opracowywalam notke
na temat tego biskupa.
-piwi-,skad masz podana przez Ciebie informacje?
Ten biskup,to jest jak malo kto pozadny gosc.
Tak,jak myslalam,nie ma zadnych zasobow,nawet w "skarpecie".
Przez wiele lat poslugiwal w Ruandzie,nie myslisz chyba,
ze po zaszczyty tam pojechal.
Gdy wybuchla ta straszna wojna domowa,nie opuscil
powierzonych sobie ludzi,choc ryzykowal zycie.
Wybacz,ale bardzo bledziuuutko,na jego tle wypadasz.

Tu zamieszczam swoje opracowanie,krotkiej jego biografii.

24 maja br. nowym biskupem ordynariuszem diecezji
warszawsko-praskiej zostal abp.Henryk Hoser - pallotyn, misjonarz,
lekarz.
Pochodzi z rodziny Hoserów, znanych warszawskich ogrodników
- jest synem Janusza Hosera i Haliny z Zabłońskich.
Absolwent Liceum Ogólnokształcącego im. Tomasza Zana w Pruszkowie.

W latach 1960-1966 roku studiował na Wydziale Lekarskim Akademii
Medycznej w Warszawie. Był m.in. przewodniczącym Uczelnianego Sądu
Koleżeńskiego Zrzeszenia Studentów Polskich. Po zakończeniu nauki
pracował przez dwa lata jako asystent w Zakładzie Anatomii
Prawidłowej Akademii Medycznej w Warszawie. W 1969 roku został
lekarzem oddziału internistycznego w szpitalu rejonowym
w Ziębicach.

W 1969 roku rozeznał powołanie do życia duchownego i wstąpił do
nowicjatu Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego w Ząbkowicach
Śląskich. Od 1969 roku był klerykiem Wyższego Seminarium Duchownego
Księży Pallotynów w Ołtarzewie, gdzie był współzałożycielem Grupy
Misyjnej. 8 września 1970 roku złożył pierwszą profesję zakonną.

O powołaniu kapłańskim mówi, że spadło na niego niespodziewanie,
było nagłym olśnieniem. „Ujawniła się wówczas cała różnica między
wyborem zawodu a powołaniem – tłumaczy abp Hoser. – Do pierwszego
dochodzi się przez porównawczą analizę różnych alternatywnych
możliwości, z uwzględnieniem upodobań, zdolności, talentów
i przykładów. Powołanie do kapłaństwa i życia konsekrowanego
przychodzi zaś z zewnątrz, z góry i staje się wewnętrznym
imperatywem – życiową koniecznością. Można ją odrzucić,
ale intuicja podpowiada, że odmowa ta nie byłaby szczęściodajna”.

O powolaniu lekarskim mowi:„Nigdy nie żałowałem, że zostałem
lekarzem i nigdy nie miałem wątpliwości co do mojego powołania
kapłańskiego i do życia konsekrowanego” – mówi abp Hoser. Choć
dodaje, że „obydwie te dziedziny są «zachłanne» i «zazdrosne»,
domagają się wyłączności i nie sposób im się oddawać we wzajemnej
separacji”.

16 czerwca 1974 w Ołtarzewie przyjął święcenia kapłańskie.
W sierpniu 1974 roku wyjechał z Polski do Francji przygotować się
do pracy misyjnej w Afryce. Był słuchaczem kursów języka
francuskiego w Alliance Française i kursów medycyny tropikalnej
w centrum Pitié-Salpêtrière i w szpitalu Claude Barnard w Paryżu.
W 1975 roku udał się na misję do Rwandy.

W Rwandzie ksiądz Henryk Hoser był początkowo wikariuszem w Kigali.
Później pracował również jako lekarz w szpitalach w Kabgayi
i w Butare. W 1978 roku założył w Kigali ośrodek lekarsko-społeczny
Centrum Zdrowia Gikondo oraz centrum formacji rodzinnej Rwandyjską
Akcję Rodzinną, którymi kierował przez kilkanaście lat.

W 1994 roku uczestniczył w Synodzie Specjalnym dla Afryki jako
ekspert w dziedzinie rozwoju i problemów rodziny.
W tym samym roku Jan Paweł II ustanowił go wizytatorem apostolskim
w Rwandzie i krajach ościennych. W czasie wojny pomiędzy plemionami
Hutu i Tutsi w kwietniu 1994 r. z Rwandy został zmuszony do wyjazdu
nuncjusz apostolski. Ks. Hoser jako wizytator apostolski miał prawa
nuncjusza: wizytował diecezje, mianował administratorów apostolskich
na wakujące diecezje, pomagał biskupom i klerowi organizować na nowo
pracę duszpasterską.

Trzeba pamiętać, że wówczas zostało zabitych trzech biskupów,
a czwarty wyjechał do Konga i nie mógł powrócić. Na 9 diecezji,
4 były zatem wakujące. Zadaniem ks. Hosera była wówczas pomoc
Kościołowi lokalnemu w podniesieniu się z tragedii wojny domowej.




Temat: Praca Niemcy
Gość portalu: anabel napisał(a):

> Gdybym powiedziala, ze moja znajomosc byla wystarczajaca, bylaby to gruba
> przesada.Powiedzmy, po ogolniaku, ale przyzwoicie. Jezeli tluczesz jezyk ponad
> 8godzin dziennie, to nie mozesz sienie nauczyc. Niemcy uwazaja, ze szybcie
> nauczysz sie jezyka niz medycyny, i chyba maja racje. Pracuje w szpitalu na
> internie, mam 7 dyzurow, zarabiam na czysto ok 2700euro, ale to chyba sa w
> Niemczech nizsze stawki. No i pracuje jako Assistenzaerztin (najnizej). Jak na
> Niemcy, szczegolnie wschodnie, to nie jest malo. Ceny sa jak u nas, wynajem
> mieszkania 400-500euro. Mysli o powrocie to glownie problemy z jezykiem, ale i
> inny system (15lat pracowalam inacze), chociazby Hintergrund, czego u nas nie
> ma. Poza tym to jest inny kraj, inna kultura, oni nie smieja sie z "Misia". W
> tej chwili nie mam w pracy problemow z jezykiem, choc nie powiem, ze znam go
> biegle. Wlasnie dostalam uznanie specjalizacji i zastanawiam sie, co dalej, bo
> Facharzt w Niemczech to cos duzo wiecej niz u nas. Teraz mam inne perspektywy.
> A co, tez chcesz sprobowac? Pozdrowienia

Dziekuję, za szczerą odpowiedź, naprawdę sporo się dowiedziełem.

Myślę, że mogę także podziękować w imieniu Gosi, oraz innych lekarzy,
którzy tutaj po cichu zapewne zagladają.

Twoja sytuacja obecna jest, moim zdaniem, wyśmienita!

Słyszałem, że na wschodnich terenach jest sporo wolnych praktyk do objęcia...

Masz już wszystkie atuty w ręku: uznanie jako Facharzt, znajomośc języka
wystarczającą do pracy "z marszu" i, zepewne młody wiek.

Życzę powodzenia!

Napisz proszę, zwłaszcza jak uda ci się coś jeszcze poprawić w życiu.

Twoje posty pokazują, że nie taki diabeł straszny..

Są zachętą do działania dla innych młodych lekarzy.

Bo prawdę mówiąc, wyjazd z kraju, jest nie tylko najlepszą drogą dla
pojedyńczego lekarza, ale jedynym sposobem, aby coś się zmieniło w naszym kraju
na lepsze!
(oczywiście jeśli wyjedzie znaczna liczba lekarzy)

Dlatego bardzo szanuję tych, którzy nie bacząc na trudności, przebili się przez
lód i pracują poza krajem.

Zdaje sobie sprawę, że często płacą za to olbrzymią cenę! Ta cena to nostalgia,
często rozłąką z bliskimi, a nawet czasem rozbiciem życia rodzinnego.

Tym bardziej podziwiam ich za to, co zrobili.

Co do mnie, to nie wiem..

Język nie byłby problemem, jednak te 7 dyżurów/ miesiąc to chyba już nie dla mnie.
Obawiam sie,że też musiałbym jednak przez to przejść.Bo też musiałbym powalczyć
o uznanie jako Facharzt.

Poza tym moja aktualna sytuacja rodzinno-osobista nie sprzyja w tej chwili
wyjazdom.( -Dzieci na końcówce studiów i na progu usamodzielniania, schorowani
rodzice w dosyć podeszłym wieku, itp )

Owszem, rzuciłem takie hasło na rodzinnym "forum" ale spotkało się ono ze
zdecydowanym veto.

Może za kilka lat...., ale obawiam się, że będę wtedy chyba już za stary.

Pozdrawiam, jeśłi możesz jeszcze coś dodać, chetnie posłucham (y) !! :-)




Temat: Zmiłuj się ZUS-ie
Witajcie!!!
Chcę Wam opisać epizod jaki miał miejsce dzisiaj na komisji
lekarskiej w ZUSie.
Moja ukochana przyjaciółka jest ciężko chora na szpiczaka mnogiego.
We wtorek idzie do szpitala na autopszeszczep. Będzie tam przebywała
aż 6 tygodni odizolowana od wszystkiego z zewnątrz nawet odwiedzin
najbliższych (odwiedziny będą tylko jak w więzieniu przez szybę i ze
słuchawką). Jest to dla Niej sąd ostateczny...wyjdzie ze
szpitala...albo nie wyjdzie...
Szpiczak mnogi jest nowotworem układu krwiotwórczego. Postawienie
diagnozy jest bardzo trudne. Pacjenci szukają pomocy u lekarzy
rodzinnych, ortopedów, chirurgów, reumatologów, internistów aby
ostatecznie trafić do hematologów, gdzie niejednokrotnie po
wielomiesięcznej tułaczce po lekarzach stawiana jest właściwa
diagnoza.
W obecnej chwili szpiczak mnogi jest nieuleczalny. Przez długie lata
po rozpoznaniu nowotworu pacjenci mogą prowadzić normalny tryb
życia.
Szpiczak mnogi może mieć bardzo różny przebieg. U każdego chorego
przebiegać może w różnym tempie i powodować inne problemy.
Objawy szpiczaka przebiegają indywidualnie dla każdego pacjenta
m.in. bóle kości, niedokrwistość, nawracające zakażenia układu
moczowego i oddechowego, objawy niewydolności nerek, niewydolność
serca.
Opisując tę chorobę do czego dążę...
Dzisiaj pojechałam z przyjaciółką na komisję lekarską orzekającą
ustalenie niezdolności do pracy czyli rentę. Przyjaciółka w ubiegłym
roku starała się o przyznanie orzeczenia o niepełnosprawności I
grupy inwalidztwa, którą otrzymała.
Przyjaciółka zapukała, pani doktor X poprosiła do gabinetu a raptem
uniosła głos „Proszę natychmiast stąd wyjść bo przeszkadza mi pani w
pracy!!! Zawołam panią!!!”.
Oczekiwanie pod gabinetem trwało 15 minut... Ja czekałam na
korytarzu 35 minut po czym przyjaciółka wyszła z rozbrajającą mnie
miną i histerycznym śmiechem. Oczywiście na bieżąco zdała mi relację
i to taką, że i ja zaczęłam się histerycznie śmiać... Otóż pani
doktor X, która nie ma nawet tytułu na pieczątce tylko lekarz
medycyny orzekła, że rentę i niezdolność do pracy ustala tylko na 1
rok, ponieważ chora ma iść do pana Y, który jest bioterapeutą i w
ciągu roku ten ją wyleczy tak, że renta już nie będzie jej
potrzebna!!! Twierdząc, że ją wyleczył z WZW!!! Podała również numer
telefonu do pana Y i godziny jego przyjęć.
Mało tego w uzasadnieniu po dokonaniu ustaleń orzeczniczych
uwzględniła następująco: stopień naruszenia sprawności organizmu,
rodzaj i charakter wykonywanej pracy, wiek, predyspozycje
psychofizyczne oraz... poziom wykształcenia!
Jaki z tego morał... bioterapeuci uzdrowią Cię ze wszystkiego,
lepiej niż sam ZUS... odbiorą Ci rentę, dadzą zdrowie bo są
cudotwórcami lepszymi od lekarzy!!!
Oczywiście Ania składa odwołanie!!!
Co o tym sądzicie? Czekam na Wasze opinie.




Temat: Zawód lekarz, nauczyciel ...
Dawno nie czytałam tak wyważonego postu jak solaris 31 (doczytałam
wątek do wypowiedzi Verdany).

A z tym, co napisała Verdana tutaj, się niezupełnie zgadzam.
>>Mam lekarza, ktory nie wiedział co jest mojemu dziecku i
odeslal je
do szpitala po diagnozę - ktora byla prosta. Następnego dnia rano
lekarz zadzwonil, aby się dowiedzieć, co corce jest, bo się
niepokoił. Wole go od takiego, co postawilby diagnoze od razu, ale
losy pacjenta go w ogole nie obchodzily.>>

No cóż. Nie jest dobrze, gdy lekarz trzyma dziesiątki pacjentów w
głowie - choć do końca nie da się tego uniknąć - bo tę ma tylko
jedną. Jedną na pracę, życie rodzinne, odpoczynek, czas wolny. To
nie jest zdrowe, nie wyszłoby na dobre nikomu, ani lekarzowi, ani
jego pacjentom.
Lekarz powinien być profesjonalny, a poza tym, ze względu na
specyfikę swojej pracy, odznaczać się większą niż przeciętna
kulturą, taktem, rzetelnością, empatią, zdecydowaniem. Mieć wysokie
standardy moralne. Być człowiekiem zwyczajnie przyzwoitym,
kontaktowym, otwartym, stabilnym. Ale nie powinien popadać w
osobiste relacje i osobiste zaangażowanie w problemy pacjentów, bo
by zwariował. Lekarz, dla dobrostanu swojego ducha i umysłu,
powinien robic co do niego należy najlepiej jak umie, ale poza tym
musi się resetować. Psychologów i psychoterapeutów tego uczą,
lekarzy - nie. Osobista relacja, typ kontaktu jak w stosunkach
prywatnych, prowadziłyby do zbyt dużych obciążeń i napięć, gubiły
obiektywizm, a w konsekwencji prowadziły prostą drogą do wypalenia
zawodowego.
A pacjentom niepotrzebny taki doktor. Doktor ma być opanowany,
rzeczowy, kierować, pomagać i być tym, który wie jak i co. Nie może
brać personalnie uwag chorych, spowodowanych ich stanem, położeniem
czy złą organizacją pracy w służbie zdrowia, musi być współczujący,
ale zdystansowany, konkretny i bezstronny. Do tego wszystkiego
trzeba dobrej kondycji psychofizycznej, a do niej w miarę uładzonego
życia i wypoczynku.
Czasy też są inne niż judymowe - dawniej doktor nie prał i nie
gotował, do dzieci nie wstawał, na szkolenia nie jeździł, w trzech
pracach nie wyrabiał, nie przedzierał się przez sformalizowane
maratony specjalizacyjne i naukowe - zresztą najczęściej nie był
kobietą Przychodził do domu, gabinet pachniał wypastowaną podłogą,
kapcie leżały w stałym miejscu, obiad parował na stole, doktor jadł,
zapalał fajkę i szedł dalej na obchód wieczorny albo na wizyty i
tyle go widzieli. Informacja zwrotna była słabsza, wiedza ewoluowała
wolniej, Bóg dał, Bóg wziął. Dziś możliwości medycyny są spore, błąd
i zaprzepaszczenie możliwości kosztuje drożej, presja jest większa.
A spełniamy się w wielu rolach i życie jest szybsze.
Człowiek nie maszyna, zdarzają się mu zachwiania równowagi i zdarza
się reagować po ludzku, zdarzają się sytuacje i historie, w które
nie sposób się nie angażować. Ale procentowy udział hardcoru w
oglądzie świata lekarza jest taki, że gdyby nie stosował filtra, to
by go nie udźwignął i w niczyim to nie byłoby interesie.
To wszystko nie wyklucza serca
Ponoć za rzetelną pracę jest płaca, a za serce nauczycielom i
lekarzom i tak w razie czego pozostaje się dłużnym.
No to nie wszystkim - i już
P.S. Mnie się wyważone, konkretnie odpowiedzi Protozoa na forum,
nawet na zaczepne posty, a także jej pomocne fachowe rady podobają.
W każdym razie te, które czytałam.



Temat: Burza na UJ: wybór rektora przesądzony
Kochani UJ to jedno wielkie dno! Wcześniej mialem okazję studiować gdzie
indziej i podobnie jak większość osób w kraju myślałem, że to faktycznie
prestiż. Odkąd sam jestem jej studentem widzę wile niedociągłości. Przede
wszystkim UJ jest uczelnią nie reformowalną, a wręcz konserwatywną. Nie jest
wcale otwarta na nowinki techniczne. Daleko jej do wszelkich innowacji.
Przedmioty marketingowe to sucha teoria ludzi, którzy nie mają nic wspólnego z
marketingiem poza tym, że go wykłądają. Wykładowcy w sposób mało przyzwoity
traktują studentów na zasadzie zła koniecznego. A sposób ich traktowania... cóż
ciężko powiedzieć elegancki. Sam miałem zajęcia z jednym takim Panem profesorem
z nazwy, który UJ uważa za bożysza uczelni polskich, chełpi się tylko czym? UJ
większość sal wynajmuję. Są stare, brudne, nie przystosowane do wykładów (brak
projektorów, rzutników, i nawet kolorowej kredy). To ma byc uczelnia na
poziomie światowym i akademickim? Jak tylko tutaj człowiek trafi to zaczynają
mu się oczy otwierać. Wykładowcy mówiący o wyższości UJ nad innymi uczelniami.
Czy to już nie lekka przesada? A budowanie UJ na Ruczaju? Daleko od centrum,
kiepski dojazd? Pomijam fakt, że nikt tam praktycznie niczego nie pilnuje.
Rzeczy same wychodzą z UJ? To jest oszczędzanie i dbanie o wspólne dobro.
Kolejna rzecz to ustawiane przyjmowanie pociotków na studia ekskluzywne (prawo,
medycyna). A jak ktoś dobrze sie przyjrzy to na UJ pracują klany rodzinne.
Tylko dlaczego? Następna rzecz: dlaczego synowie i ciórki mogą robić sobie
studia zaoczne za 50% ceny? Z czego to wynika, a niektórzy mają ulge w
wysokości 100%. Poza tym gdyby ktoś przyjrzał się dobrze, to stypendia naukowe
i socjalne też są ustawiane. Prosze dobrze popatrzeć i rozumiem Pana Stelmach.
Na UJ należy dobrze sie popatrzeć, bo ukłądy gonią układy. Dlaczego UJ nie
potrafi tak inwestować jak chociażby prywatne uczelnie w Krakowie. One poprafią
same się finansować, a UJ nie? W końcu na UJ tez mnóstwo ludzi studiuje
zaocznie i nie oszukujmy się to oni są siłą napędową finansów tego unwerku. Ale
na UJ panuje dziwna zasada: student zaoczny przed przyjściem na uczlenię to
klient pożądany, ale w chwili zapłacenia za studia klient nie mile widziany.
Pani jedna w wydziale zajmuje się wpłatami, a inna sprawami konkretnego
wydziału, ale tak są obie zapracowane, że student zapłatę za studia musi
przynieść i do jednej i do drugiej. Bo ta od finansów nie wpadła na pomysł aby
zrobić listę z nazwiskami osób, które zapłąciły za studia a które jeszcze
zalegają.To jest smutna prawda i rzeczywistość. Dlaczego klient (bo tak należy
mówić o studencie zaocznym) nie ma swojego dnia do załatwienia spraw? Nieliczne
wydziały mają. Poza tym mówi się wiele o komputeryzacji UJ, ale rzeczywistość
jest taka, że niestety na UJ wszystko załatwia się na papierze. Bo wnioski się
gubią albo nie dochodzą. Koniec moich wywodów, ale przed wyborem tej uczelni
proszę naprawdę się zastanowić. To tylko nieliczne problemy na UJ.



Temat: Emigracja.
koszty

> To prawda, ze przy przyjeciach na rezydencje amerykanie sa preferowani (dotacj
> rzadowe dla szpitali), wiec zagraniczny, zeby sie przebic musi byc bardziej
> niewybredny (rezydencja w Polnocnej Dakocie) lub po prostu lepszy niz
niezbedne minimum.

Niemniej jest to przecietna dla
> Amerykanow (minimum+odchylenie standartowe=srednia). Tak wiec ktos kto zdaje
> egzamin na poziomie sredniej amerykanskiej na ogol nie ma problemow, ktos kto
> zdaje na poziomie niezbednego minimum moze miec problem z dostaniem
rezydencji.
Pytanie do eksperta.W takim razie Panie Doktorze prosze o rade-jestem
absolwentem polskiej akademii medycznej, mam za soba 3 lata rezydentury z
chirurgii ogolnej. W zeszlym roku (przy calym zamieszaniu i klopotach zycia
prywatnego) udalo mi sie zdac egzaminy USMLE. Niestety tylko troszeczke powyzej
niezbednego minimum (oba za pierwszym podejsciem 76 pkt). Przyznaje popelnilem
blad bo nie weidzialem ze egzamin mozna przerwac jesli czuje sie ze nie idzie
dobrze a z tego co wiem to poprawiac nie moge tak? Oczywiscie z taka marna
iloscia punktow nie dostalem zadnego zaproszenia na rozmowe. Myslalem ze oprocz
punktow liczy sie fakt za ktorym podejsciem zostaly zdobyte.Okazuje sie jednak
ze chyba niemozliwe jest przebic sie w takiej sytuacji. Jako eksperta prosze w
takim razie o rade-czy w moeje sytacji w ogole warto jest podejmowac
jakiekolwiek wysilki a jezeli tak to jakie bo przyznam szczerze ze brak mi
takiego doswiadczenia.

> Moge dyskutowac czy moje 38 lat czynia mnie sklerotykiem, i czy udzial w
> komisji decydujacej o losie rezydentow czyni mnie niedoinformowanym. Ale z
> reszta sie zgadzam, amerykanska medycyna stara sie utrzymywac stosunkowo
> niewielki przywilej dla wlasnych szkol medycznych - prawde mowiac niewiele
sie
> tu zmienilo od czasu kiedy bylem rezydentem. W czasach Clintona starano sie
> ograniczyc liczbe rezydentow, ale byl to niewypal. W sytuacji niedoboru lekarz
> wciaz jest wiecej miejsc na rezydencje niz absolwentow szkol medycznych. Jest
> wiec miejsce dla zagranicznych. Byc moze konkurencja rosnie poprzez ciagly
> napor doskonale wyszkolonych lekarzy z Indii czy Pakistanu. Przy kulejacej
> edukacji medycznej w Polsce prog Ameryki moze wydawac sie wyzszy, patrzac
stad nic sie nie zmienilo.
>
Przepraszam ze zabrzmialo to jak wymadrzanie sie chlystka, ale naprawde (daleko
mi do cynizmu)mam szacunek do kilku rzeczy (wyniesiony z domu rodzinnego)miedzy
innymi wieku, doswiadczenia i jeszcze kilku innych rzeczy. W zadnym wypadku nie
posadzalem Pana Doktora o niedoinformowanie.Piszac na takim forum trudno
wiedziec z kim ma sie do czynienia i co druga osoba moze wiedziec i
reprezentowac dlatego jeszcze raz przepraszam za konstrukcje mojego postu i ze
mogl Pan to tak odebrac.Kwestia wieku nie ma najmniejszego znaczenia bo nie od
wieku zalezy kim sie jest i co sie wie(mozna przeciez przezyc cale zycie miec
99 lat i nic sie nie nauczyc).majac 30 lat nauczylem sie juz dostrzegac wlasne
bledy i uczyc sie na nich. W koncu czlowiek a tym bardziej lekarz powinien
uczyc sie cale zycie.

Co do kulejacej edukacji mam wlasne niestety potwierdzajace ta teze
doswiadczenia.Zajecia ze studentami amerykanskimi (bedace znaczacym zrodlem
dochodu w obecnej sytacji-jedna godz, zajec 100zl) staly sie tak lakomym
kaskiem ze czesto z zenada patrze jak prowadza je koledzy nie umiejacy nawet
dudakc po angielsku a sfrustrowani stuenci amerykanscy patrza z niedowierzaniem
na to sie dzieje. Jak sam Pan wie Polska to nie kraj gdzie licza sie
kompetencje i wiedza ale raczej fakt czy jest sie "znajomym krolika" czy
zupelnym outsiderem.Smutno mi to pisac bo zaczynajac studia myslalem ze od
teraz wszystko bedzie sie zmienaic na lepsze i ja w tym bede mogl uczestniczyc
i dolozyc cos od siebie.Niestey idealy siegnely bruku leza tam i nikt juz nie
chce zwracac na nie uwagi.

> Nie zamierzam przekonywac, ze zakup takiego samochodu, to madra decyzja, ale,
> ze jest to mozliwe. Twoj przyklad zuplenie nie ma sensu, bo nikt w USA nie
> kupuje samochodu za gotowke - niskoprocentowe pozyczki czy lizing zostawiaja
> wystarczajaco duzo pieniedzy na zycie - znaczaco wiecej niz polskiemu
lekarzowi zostanie po zakupie malego fiata na raty.

Swiete slowa-gdyby nie praca poza szpitalem (zaraz postudiach) wozilbym sie
teraz dalej liniami miejskiego przedsiebiorstwa komunikacji a nie 14 letnim
autem (uzywanie slowa samochod to eufemizm w tym przypadku).
Ciesze sie ze Pana poznalem. Mysle ze jako starszy kolega bedzie mnie Pan mogl
wspomoc rada.Probowallem cos zmieniac zaczynalem od siebie, ale mam juz tego
dosyc i chcialbym zostac dobrze wyksztalconym lekarzem, dobrze i godnie
wykonywac swoj zawod,miec z niego satysfakcje.
Pozdrawiam serdecznie.Gratuluje sukcesow i zycze dalszych.
Z powazaniem
jarek.




Temat: Panie Januszu bardzo proszę o interpretację...
21-8-1980
dzień urodzenia 21 - Liczba sukcesu. Posiada to wszystko, co „trójka”, lecz w
zwielokrotnionej postaci. Jesteś osobą, która w poprzednich wcieleniach
rozwinięta wielką siłę duchową, co w obecnym życiu przejawia się jako
konsekwencja w realizacji swoich celów.
pozytywnie: z łatwością dostrzegasz pozytywną stronę wszystkiego, gdyż masz
zaufanie do życia. Dlatego też twoje towarzystwo jest cenione. Współpartner
będzie cię traktował bardziej jak przyjaciela (przyjaciółkę) niż jak kochanka
(kochankę). Podróże na wieś pomogą ci utrzymać równowagę emocjonalną.
negatywnie: uważaj, by emocjonalna huśtawka nie pochłonęła całej twojej
energii. Jeśli obowiązki rodzinne będą traktowane jak przymus, przeszkodzi to w
harmonijnym rozwoju twojej osobowości.

data urodzenia - droga życia 11/2 - dokładnie tak jak twoja siostra

do 28 roku życia w pierwszym cyklu o wibracji 8 - Dziecko praktyczne i
konkretne, które wie, co i jak chce osiągnąć. Cykl bardzo trudny, czasem zbyt
trudny dla dziecka. Często zmusza do przedwczesnego podjęcia pracy z powodu
trudności finansowych rodziców albo z potrzeby sprawdzenia się jak najszybciej
w praktycznej działalności. W ten lub inny sposób wczesna konfrontacja z
problemem pieniędzy, umiejętnością realizacji planów lub... mistyką. Duża ilość
energii, która wymaga ukierunkowania i często realizuje się w sporcie.
Konieczność wysiłku i pracy. Ważny jest ojciec, jako ideał albo poprzez
problemy z nim związane, np. jego nieobecność. Możliwe otarcie się o śmierć
czyjąś lub własną.
negatywnie: trudności z uzyskaniem równowagi wewnętrznej. Tendencja do
chwalenia się, popisywania. Złe skłonności lub nieodpowiednie towarzystwo.
Czasem wypadki lub operacje. Trudności wymagające walki i odwagi.

jednocześnie od 25 do 34 roku życia w drugim szczycie o wibracji 3 -
poszukiwanie indywidualnych środków wyrazu, harmonijne stosunki z otoczeniem.
Czas na rozwijanie zainteresowań i talentów. Należy eksploatować swą
wyobraźnię. Okres sprzyjający komunikacji — słownej i artystycznej. czas
relacji przyjacielskich i towarzyskich. Czas spotkań, wyrażania samego siebie,
twórczości. Okazje, by wykorzystać swe talenty lub zrealizować się w
dziedzinie, która wymaga komunikacji z innymi (droga artystyczna, handel,
biznes, dziennikarstwo, reklama, literatura, malarstwo, muzyka, medycyna lub
opieka nad chorymi itp.). Okres sprzyjający sukcesowi we wszystkich dziedzinach
życia, gdyż mało jest przeszkód z zewnątrz. Miłość i przyjaźń. Czasem
prowokowanie niebezpiecznych sytuacji przez ekstrawagancję i niezręczność w
relacjach międzyludzkich. Życie uczuciowe bogate, lecz emocje ulokowane w wielu
związkach.
pozytywnie: czas twórczy, przynoszący spełnienie, szczęście, przyjaciół. Jest
to najłatwiejszy okres w życiu.
negatywnie. zahamowanie ekspresji. Rozproszenie energii i powierzchowność
zainteresowań. Ekstrawagancja, nie kontrolowane wydatki.

czarne szczyty czyli wady: główny 1 - opis jak u twojej siosty
wtórne 5 i 6 - również opis jak u twojej siostry.

to zadziwiające jak bardzo zbieżne są te dwie drogi życia, teoretycznie powinni
być perfekcyjną parą, jeśli tak nie jest, znaczy to że jedno z nich realizuje
czarny scenariusz drogi życia, przynajmniej na polu związkowym, realizuje się w
negatywie. Oczywiście sama data urodzenia w tej sytuacji nie da odpowiedzi,
trzeba byłoby zrobić pełną analizę, dodatkowo popartą analizą astrologiczną..

Pozdrawiam




Temat: Panie Religa umyj pan włosy i do fryzjera
Twoja wypowiedź jest bardzo emocjonalna, nacechowana agresją i dlatego trudno
podjąc z Tobą jakąś merytoryczną dyskusję. Ale ja lubię "mission impossible"
więc spróbuję;

Gość portalu: permamently banned napisał;
> Czego wy chcecie od zdeklarowanego alkoholika? żeby się umył i uczesał?
> Wolne żarty!!
> A może jeszcze oczekujecie, że ma jeszcze jakiś mózg i będzie myślał?
> Buahahhaha, nie mogę...!

Zbyt dużo tu o sobie, tak naprawdę, napisałeś bym coś musiał jeszcze
dodawać....
Może tylko taki drobiazg; gdyby wszyscy lekarze korzystali ze swoich mózgów, w
takim stopniu jak prof. Religa, to już dawno problemy Służby Zdrowia byłby w
Polsce rozwiązane. Ponieważ znam profesora, zarówno prywatnie (od dobrych 20
lat - rodzinne koneksje), jak i służbowo - rep medyczny, to śmiało mogę
powiedzieć, że wszyscy możemy sobie życzyć lekarzy z takim poziomem etyki
zawodowej i tak zorganizowanych szpitali, jak jego Instytut w Aninie. Gdyby
udało się narzucić takie przejrzyste standardy postępowania w innych polskich
szpitalach to byłby to jego olbrzymi - ministerialny - sukces.

> Nie zauważyliście, że w wywiadzie (dla TVN) miał kłopoty nawet ze
> sformułowaniem zdań, nie mówiąc o formułowaniu myśli? ŻENADA.

A nie zwróciłeś przypadkiem uwagi na ton i sposób zadawania pytań przez
Pochanke? Głównym tematem odpytywania ministra, było nie to, co zamierza zrobić
na swoim stanowisku, tylko jak śmiał porzucić Tuska i pójść w objęcia tych
obrzydliwych Kaczorów. Wściekła jak diabli dziennikarka (?), drążyła temty
osobiste Religi, interesowało ją skąd w nim zufanie do przyszłego prezydenta,
zamiast wypytywać co ze służbą zrobić zamierza...... Taki sposób wywiadu,
prowadzonego przez Pochanke, ma tyle wspólnego z dziennikarstwem co incydenty z
łódzkiego pogotowia z medycyną ratunkową.....

> Komunistyczy pomiot jeszcze z PZPR,, polityczna ku.wa!!Do tego zdegenerowana!!
> Skończony już dawno jako lekarz i jako człowiek!
> Jedyne co mu zostało oprócz znanego nazwiska,to pazerność na stanowiska i na
> kasę!

Tu popierniczyłeś kompletnie wszystko! Prawdziwy kociokwik
W swoim czasie Religa osiągnął wszystko, co lekarz może osiągnąć. I dokonał
tego tam, gdzie ceni się profesjonalizm i za niego odpowiednio płaci. Czyli w
USA.
I co zrobiła ta - Twoim zdaniem - ku..wa polityczna z PZPR-u??
Wróciła do Polski i za własne (duże pieniądze) stworzyła klinikę
kardiochirurgii w MSW na Wołoskiej. A ponieważ był niepokorny w stosunku do
uwczesnej władzy (PZPR) to go wydmuchali z tej kliniki. Więc stworzył następną -
tym razem w Zabrzu...

Dalej już mi się nie chce komentować tych Twoich rewelacji.. Gdzieś tu kiedyś
pisałeś, o oszołomionych pacjentach, wylewających swoje neurotyczne żale na
lekarzy. Myślisz, że bardzo się różnisz od tych, których ongiś tu krytykowałeś?
Przeczytaj sobie jeszcze raz to co wyprodukowałeś i sam sobie na powyższe
pytanie udziel odpowiedzi...



Temat: Moja diagnoza...
Ta borelioza u Bartka to pewniak, niestety :((
W naszym Instytucie Medycyny Wsi wyszło mu dodatnie IgG w WB- p. 41 i p39- ten
ostatni najbardziej charakterystyczny dla boreliozy. W poniedziałek pobrałam na
WB w naszej akademii i tu mu wyszło p30 i p41- zbadane tylko w IgG, Wyniki z
Poznania byc moze będą dzisiaj w południe- przed chwilą dzwoniłam, własnie
nasze sa jako pierwsze na dzisiaj. No i dotego objawy- borelioza az miło,
niestety. Ma zaburzenia rytmu- wyszło z Holtera, tachykardię, znaczne
osłabienie fizyczne, problemy z pamięcią, no i własciwie to wszystko- juz od
paru tygodni na szczęscie nie budzi się w nocy i szybko zasypia. Sam
zrezygnował z zajęć sportowych po lekcjach, no i też z basenu, bo oslabiony
jest po nich zupełnie, a do tego antybiotyki birze, więc nie chcę go
przetrenować- sam decyduje, na ile go stać.
Po antybiotykach na razie nic się nie dzieje, ale do dzisiaj bierze 2 x 1000,
od wieczora dodaje kolejna tabletke- będzie więc 1500 tetracykliny na dobę.
Najgorsze sa nudności- ma je codziennie z rana podczas i po zjedzeniu
śniadania. Musimy wstawać pół godziny wczesniej, żeby wziąć lek i po 20
minutach jedzenie, a potem te pół godziny na odpoczynek. Ale powiem Ci, że mam
bardzo dzielne dziecko, nawet nie spodziewałamsie tego po nim. Podszedł do
zagadnienia bardzo dojrzale- np. nie grymasi, kiedy dostaje ten słynny chleb
żytni na zakwasie- mnie od samego widoku mdli, przestrzega sam godzin i stara
się pilnowac kolejności leki- jedzenie- leki, a do tego pobieranie krwi- ma
takie żyły, że tylko usiąśc i płakać, a dał sobie ostatnio pobrać z tych żył
przy nadgarstku- a to przecież boli jak cholera. No i calkiem ładnie
zaakceptował picie herbaty bez cukru czy nieslodzonych herbatek ziołowych.
Z tym Zamurem, to widze, że ostatnio każdy to dostaje :-) Ja nawet nie wiem, co
to jest i na co :-)
Ja też zrobiłam taki zeszycik Bartkowi- sam sobie mierzy temperaturę, ciśnienie
i tętno, no i sam zapisuje.
Na pierwsze badania (morfologia, próby watrobowe) pewnie wezmę syna za 2-3
tygodnie- zobaczę zresztą, co się będzie działo.

A jeśli chodzi o chlebek :) Obyś się nie rozczarował :-) Nawet najzwinniejsze
ręce najukochańszej babci nie wyczarują z mąki zytniej na zakwasie nic innego,
jak gniota i klucha :-)))) Takie są uroki jedzenia rzeczy prostych i
nieprzetworzonych :-))))

A co do Sanukhela :-) Własnie sobie skojarzyłam, ze w Zgorzelcu mieszka mój
wujek emeryt i jego tzry dorosłe córki :-))) Utzrymujemy ze sobą dobre
kontakty, więc... może nie bedziesz musiał jechac do Niemiec :-)))) Napiszę do
nich maila z prośbą o przejście przez most i zorientowanie się w cenie i
mozliwościach sprowadzenia tego leku do tamtejszych aptek :-)))Tylko ciekawe,
czy nie trzeba mieć na to cudo recepty- ale pewnie moja rodzinna nie miałaby
żadnych obiekcji, żeby to wypisać. To jak? Jedziesz czy czekasz na odpowiedź od
mojej rodzinki? W końcu mogą to przesłac, no nie?

Co do rezonansu- 24 stycznia mam tą całą tomografię; po tym badaniu zdecyduję,
co dalej, ale na pewno zechcę zrobic na poczatek SPECTA. Będę miała wtedy
akurat jakieś dodatkowe pieniążki, więc byłoby w sam raz. A co do rezonansu- to
tez zadecyduję po wyniku tomografii i rozmowie z profesorem. Jasne, że
chciałabym to mieć za sobą- przynajmniej wiedziałabymna czym stoję. Obawiam się
tylko tego, że profesor owszem, zechce pomóc swojemu pracownikowi (ponoć to
jest u niego w zwyczaju), ale zazwyczaj bez zgody na punkcję się nie obędzie, a
na to na pewnosię nie zgodzę.
Ja swoje leczenie zaczynam mniej więcej za tydzień- akurat powinnam zamknąć
wszelkie pilne i wazne sprawy.
Pozdrawiam




Temat: CUKIER A ZDROWIE PSYCHICZNE
CUKIER A ZDROWIE PSYCHICZNE
W średniowieczu osoby targane wewnętrznymi konfliktami rzadko zamykano w
odosobnieniu z powodu ich szaleństwa. Zamykanie ludzi jako „psychicznych”
rozpoczęło się dopiero w Oświeceniu, po tym jak cukier pokonał drogę od
przepisu aptekarskiego do produkcji cukierków. „Wielkie odosobnianie chorych
umysłowo”, jak nazywa to jeden z historyków, zaczęło się w końcu XIX wieku,
kiedy spożycie cukru w Wielkiej Brytanii wzrosło w ciągu 200 lat od szczypty
lub dwóch w beczce piwa do ponad dwóch milionów funtów rocznie. W tym okresie
londyńscy lekarze zaczęli dostrzegać i odnotowywać nieuleczalne fizyczne
objawy zespołu znanego jako „sugar blues”. Pojęciem „Sugar Blues” William
Dufty określa zespół fizycznych i umysłowych problemów spowodowanych
spożywaniem przez ludzi rafinowanej sacharozy, zwanej powszechnie cukrem.

Gdy osoby spożywające cukier nie manifestowały wyraźnych objawów fizycznych i
lekarze byli z tego powodu zdezorientowani, pacjentów nie uznawano już za
będących pod wpływem czarów, ale za szalonych, chorych psychicznie lub
niezrównoważonych emocjonalnie. Lenistwo, zmęczenie, rozpasanie,
niezadowolenie rodziców - każdy z tych powodów wystarczał do zamknięcia
każdego poniżej 25 roku życia w którymś z pierwszych paryskich szpitali dla
psychicznie chorych. Aby do nich trafić wystarczyły skargi zgłaszane przez
rodziców, krewnych lub wszechpotężnych pastorów parafii w ramach inkwizycji.
Mamki ze swymi dziećmi, nastolatki w ciąży, opóźnione lub uszkodzone dzieci,
starcy, paralitycy, epileptycy, prostytutki, homoseksualiści lub lunatycy -
zamykano każdego, kogo chciano usunąć z ulic lub pola widzenia. Szpitale
psychiczne zastąpiły polowanie na czarownice i heretyków jako bardziej
oświecona i humanitarna metoda inkwizycyjnej kontroli społecznej. Lekarze i
księża zajęli się brudną robotą oczyszczania ulic z niewygodnych osobników w
zamian za królewskie przywileje.

Początkowo, gdy na podstawie dekretu królewskiego utworzono w Paryżu Szpital
Ogólny, zamknięto w nim l procent jego mieszkańców. Od tego czasu do XX wieku
wraz ze wzrostem konsumpcji cukru rosła - szczególnie w miastach - liczba
ludzi umieszczanych w tym szpitalu. 300 lat później można już było z pomocą
kontrolujących mózg leków psychotropowych zamieniać „emocjonalnie
niezrównoważonych” ludzi w chodzące automaty. Dzisiaj, pionierzy psychiatrii
ortomolekularnej, tacy jak dr Abram Hoffer, dr Allan Cott, dr A. Cherkin, a
także dr Linus Pauling, twierdzą, że choroby psychiczne są mitem i że
zaburzenia emocjonalne mogą być pierwszym symptomem oczywistej niezdolności
organizmu danego człowieka do zwalczenia stresu uzależnienia od cukru. W
swojej “Orthomolecular Psychiatry” (”Psychiatrii Ortomolekularnej”) dr Pauling
pisze: „Funkcjonowanie mózgu i tkanki nerwowej jest w sposób bardziej wrażliwy
zależne od tempa przebiegu reakcji chemicznych niż funkcjonowanie innych
organów i tkanek. Uważam, że choroby umysłowe są w większości powodowane przez
nienormalny przebieg reakcji determinowany przez budowę genetyczną i dietę, a
także przez nienormalne stężenie molekularne niezbędnych substancji… Wybór
pożywienia (i leków) w świecie, który przechodzi gwałtowne naukowe i
technologiczne zmiany często może być daleki od właściwego”. Z kolei w
Megavita m.in “B3 Therapy for Schizophrenia” (”Terapii schizofrenii
megadawkami witaminy B3″) dr Abram Hoffer zauważa: „Pacjentom zaleca się
stosowanie się do programu dobrego odżywiania z ograniczeniem sacharozy i
bogatych w nią produktów”.

Badania kliniczne prowadzone z dziećmi nadaktywnymi lub psychotycznymi, a
także dziećmi z uszkodzeniami mózgu lub zaburzeniami w uczeniu się wykazały:
„nienormalne wysoką historię rodzinną cukrzycy, to znaczy rodziców i dziadków,
których organizm nie mógł kontrolować przyswajania cukru; nienormalnie wysoką
ilość przypadków niskiego poziomu glukozy w krwi lub funkcjonalną hipoglikemię
u badanych dzieci, co wskazuje, że ich system nie może dać sobie rady z
cukrem; uzależnienie od wysokiego poziomu cukru w diecie wielu dzieci, których
organizm nie daje sobie rady z jego przyswajaniem. Wywiad dotyczący historii
diet pacjentów diagnozowanych jako schizofreników ujawnia, że wybierana przez
nich dieta jest bogata w słodycze, cukierki, ciastka, kawę, napoje z kofeiną i
żywność przygotowaną z użyciem cukru. Żywność, która stymuluje nadnercza,
powinna być eliminowana lub ściśle ograniczona”. Awangarda nowoczesnej
medycyny odkryła na nowo to, czego skromne czarownice nauczyły się dawno temu
przez cierpliwe badanie natury.



Temat: Wariaci zyja wsrod nas
havlo napisał:

> W prymitywnych plemionach decyduje naturalny proces elimiminacji jednostek
chor
> ych i słabych - w efekcie słabowity noworodek nie przeżywa pierwszej doby po
na
> rodzinach - przetrwają tylko najsilniejsi, najzdrowsi. Z kolei stosunkowo
wysok
> a umieralność niemowląt w tzw. krajach rozwiniętych wynika m.in. właśnie z
post
> ępu - jednostki, które w kulturach pierwotnych nie byłyby w stanie przeżyć
tej
> pierwszej doby po narodzinach, dzięki postępowi w medycynie przeżywają, w
przys
> złości płodząc dzieci, które niekoniecznie muszą mieć tyle szczęścia co ich
rod
> zice (nawiasem mówiąc umieralność niemowląt w krajach rozwiniętych ma się
nijak
> do tej, która istnieje w krajach uboższych; tyle, że tam mniej biją na alarm,
> bo i na instytucje zajmujące się podobną problematyką pieniędzy brak).

To jest postep o ocenie wartosci zycia...

>
> Nerwice? To fakt, nerwice to wręcz oczywisty skutek postępu właśnie, ale...
wyn
> ikają głównie z szybkości codziennego życia, tempa w jakim musimy podejmować
de
> cyzje, które wydają się nam kluczowymi, a tak naprawdę dotyczą spraw
drugorzędn
> ych, nie mających bezpośrednio wpływu na nasze przetrwanie (autko, nowe
autko,
> lepsze autko! rety! sąsiad ma nowe! ja też muszę!!!). Zwyczajny wyścig
szczurów
> , fundujemy sobie nerwice na własne życzenie.
>
> Problem polega na tym, że za niewątpliwym postępem technologicznym, nie
nadążam
> y my wszyscy - intelektualnie, emocjonalnie - rozluźniają się więzi rodzinne,
z
> anikają autorytety, których miejsce zajmują jedniodniowi idole,
szokujący "inno
> ścią", która często jest zwyczajną głupotą i prostactwem. Kiedyś człowiek
naucz
> y maszyny czuć - przeżywać miłość, przyjaźń, nienawiść i setki innych uczuć w
s
> posób prawdziwy i w doskonale dobranych proporcjach. To tylko kwestia
bliższej,
> lub dalszej przyszłości. Pytanie tylko, czy gdy już to się stanie, maszyny zec
> hcą się z nami tą "umiejętnością" podzielić? Bo do tego czasu tzw. przeciętny
c
> złowiek zatraci ją całkowicie.
>
> Rozmywamy się w jałowych bezsensownych dyskusjach, gonimy za splendorem,
władą,
> pieniędzmi, jesteśmy skończonymi snobami, zapatrzonymi w siebie egocentrykami,
> którym problemy innych służą za odskocznię - możliwość zaprezentowania swoich
> własnych (najlepszych! a jakże!) wizji, często kompletnie oderwanych od
istoty
> problemu. Człowieka mamy za nic... W wielkich miastach samotność i
wyobcowanie
> są powszechne, a mniejsze szybciutko równają do szeregu.

Ludzie ( a nie tylko uprzywilejowane jednostki) szukaja nowych form istnienia
i to jest wielki postep..., popelniaja bledy i maja do tego prawo...To co sie
dzieje na naszych oczach, to nie upadek, a zmiany, ktore potrzebuja czasu paru
pokolen, aby uformowac nawa Jakosc...
Zagrozeniem tutaj moze byc, zanieczyszczenie srodowiska...
>
> A mimo wszystko postęp jest - choćby możliwość swobodnej wymiany myśli
pomiędzy
> ludźmi oddalonych od siebie o setki kilometrów. Pytanie tylko czy potrafimy z
> tego postępu właściwie korzystać?

Ja umiem jak widac i Ty tez...

>
> Piszesz Moni, że "Prymitywne plemiona ze swoją strukturą społeczną nie stały
gr
> zej od nas. W wielu aspektach lepiej" - a przykłady na to twierdzenie
potrafisz
> podać? Bo mnie nic szczególnego do głowy nie przychodzi.

Chec powrotu do "natury"...? - kazdy to ma...
Moze sie to nam, jako cywilizacji przydarzyc. Mala wojna nuklearna i pare
jednostek ktore przetrwa, powroci na drzewa...
Postep "duchowy", emocjonalny czlowieka, nie nadaza za postepem technologicznym,
ale jak ma nadazac, jezeli tylko w dwoch pokoleniach z kolasek przesiedlismy
sie do rakiety i wyladowali na Ksiezycu, a bylo to 35 lat temu...
Tu potrzebne sa nowe sociologiczne i spoleczne "technologie"...
Potrzebujemy zmian w strukturach spolecznych, politycznych...
Musimy wypracowac nowe modele spoleczenstw...
Od tysiecy lat, zyjemy w tych samych stukturach. Zmienil sie troche model
rodziny i juz wielki wrzask, ze to upadek...Kurczowo trzymamy sie starego, nowe
nas przeraza...




Temat: W Witkowicach zostały tylko ściany
W Witkowicach zostały tylko ściany
Celem było znokautowanie NFZ i postawienie rodzoców pod ścianą.
Zatrudniono więc w Scanmed wszystkie cztery osoby a nie na przykład
tylko dwie. Okulistki położyły trupem Oddział Leczenia Zeza.
Od zeza się nie umiera i ktoś powie jeszcze, że wolno im było. I
to jest prawda. Zgodnie z kodeksem pracy wolno im. Ale czy wolno
również mechanikowi żądać zapłaty absurdalnych rachunków za naprawę
sprzętu medycznego. Wolno również celnikom, listonoszom, kolejarzom
itd. żądać więcej i paraliżować strajkiem życie społeczne. Na
przykładzie Witkowic widać też, kto jest ważniejszy: lekarz czy np.
nauczyciel w kolejce o podwyżkę.
Spółka Scanmed będzie teraz zacierać ręce w oczekiwaniu na
zwiększenie zysków z prywatnych opłat w sytuacji, gdy całe
społeczeństwo płaci składki na NFZ w nadziei, że przynajmniej
najbiedniejszych obywateli stać będzie na leczenie oczu swoich
dzieci.
W nowej od 1 maja br sytuacji należy ściągnąć do Witkowic
fachowców z innej części Polski (nawet z zagranicy), zapewniając im
bardzo dobre warunki mieszkaniowe, z czym przy atrakcyjności
Krakowa nie powinno być większych problemów. W tych działaniach
powinny wziąć udział NFZ, Urząd Marszałkowski, Magistrat Krakowa i
Uniwersytet Jagielloński. To będzie inwestycja w zdrowe oczy
polskich dzieci (Przeczytajcie też stanowisko UJ w tej sprawie na
Google-Aktualności Uniwersytetu Jagiellońskiego z dnia 30.04.2008
r.).
Chirurdzy oczni-lekarki z Witkowic, którzy odeszłi zbiorowo do
Scanmedu znały się na swoim rzemiośle, ale nie reprezentują poziomu
wiedzy profesorów medycyny. Sam zez operowany jest np. starą metodą
Kestenbauma, którą znają i stosują wszystkie ośrodki okulistyczne w
Polsce. Rodzice dzieci z zezem z Krakowa i Podkarpacia powinni
jeździć do Katowic, Wrocławia, Poznania itd., jeśli chcą
zaoszczędzić 2500 zł. Tym bardziej, że na PKP i PKS przysługuje
ulga 78 % na przejazd z miejsca zamieszkania do miejsca leczenia i
z powrotem (na podstawie orzeczenia o niepełnisprawności dziecka,
legitymacji osoby niepełnosprawnej i zaświadczenia np. lekarza
rodzinnego z terminem wyjazdu).
Problem będą mieli głównie rodzice dzieci z oczopląsem (metoda i
szwy Cüpersa) w czym specjalizują się rzekomo tylko Witkowice.
Jeśli wierzyć liczbie podanej przez doktor Wójcik w jednej z prac
naukowych (2005 r.), że co 6550 dziecko rodzi się z oczopląsem,
więc w Polsce problem dotyczy rocznie ponad 50 nowych, małych
pacjentów.
Jeśli rodzice dzieci z oczopląsem jadą z Suwałk czy Koszalina do
Krakowa, to tym bardziej rodzice dzieci (tylko z zezem) z Krakowa i
okolic powinni podróżować do innych ośrodków w kraju celem
zaoszczędzenia 2500 złotych, a jest to wydatek wielokrotny.
Leczenie operacyne zeza to metoda - jak w matematyce - kolejnych
przybliżeń.
Moje dziecko leczy się w Witkowicach już ok. 10 lat i nadal nie
ma końca zabiegów operacyjnych. Zachodnia literatura fachowa
podaje, że leczenie operacyjne zeza należy zakończyć przed 7 rokiem
życia dziecka (a najlepiej przed 3 r.ż.), aby mózg dziecka mógł
nauczyć się patrzeć przestrzennie (trójwymiarowo), czyli aby była
tzw. prawidłowa korespondencja siatkówkowa obu oczu. U mego dziecka
ciągle nie ma tej korespondencji i chyba nigdy już nie będzie z
powodu upływu już 10 lat. Więc miałbym płacić 2500 zł. za kolejne
zabiegi, a efekty będą dalekie od oczekiwań.
Panie okulistki ukończyły bezpłatne studia medyczne jeszcze w
Polsce Ludowej, zdobyły doświadczenie i umiejętności u boku wielce
zasłużonej profesor Krystyny Krzystkowej a teraz wystawiły PŁATNY
rachunek polskiemu społeczeństwu, głównie polskim dzieciom z wadami
wzroku!!!
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chadowy.opx.pl



  • Strona 3 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 124 wypowiedzi • 1, 2, 3