Czytasz wypowiedzi wyszukane dla słów: prezenty na Komunię Święta





Temat: Prawosławna wigilia
A tak świętuje się w prawosławiu
Tradycja prawosławna i katolicka coraz bardziej się mieszają. Sianko, choinki,
kolędy, a nawet prezenty.

Święta Bożego Narodzenia mamy już za sobą. Ale na wschodzie Polski, w
miasteczkach i wioskach zamieszkanych przez prawosławnych chrześcijan, trwa
przedświąteczna atmosfera. Koleda - prawosławna Wigilia - przypada 6 stycznia,
dwa tygodnie po katolickiej, a święta Bożego Narodzenia - od 7 do 9 stycznia. W
tym czasie prawosławni witają się słowami "z prazdnikom", a pozdrawiani
odpowiadają: "z wami zdarowymi".

Ikona, prosfora i woda święcona

W Wigilię od rana obowiązuje ścisły post. - Nie wolno pić nawet mleka, a
najlepiej nic nie jeść, aż do uroczystej kolacji - mówi Anna Radziwoniuk ze wsi
Gregorowce koło Bielska Podlaskiego. Podobnie jak w kilku innych wsiach w tej
okolicy, mieszkają tu sami prawosławni.

W każdym prawosławnym domu w kącie pokoju wisi ikona. W Wigilię otula się ją
haftowanym ręcznikiem i ustawia pod nią kwiat zbożowy, czyli wysoki snop zboża z
pełnymi kłosami. Stoi aż do Trzech Króli. Po świętach pojedynczymi słomkami
wyciągniętymi ze snopa owija się drzewa w sadzie, by ochronić je przed mrozami i
zającami.

Świąteczną ozdobą mieszkania jest też choinka przystrojona kolorowymi bombkami i
rozświetlona lampkami. Protestancka tradycja ubierania bożonarodzeniowego
drzewka przyjęła się i w cerkwi, gdzie choinki stoją po obu stronach ikonostasu.

Nakrywanie do stołu zaczyna się od położenia siana pod obrus i na wszystkie
miejsca do siedzenia, które potem przykrywa się kapami. O zachodzie słońca cała
rodzina zbiera się przy stole zastawionym wigilijnymi potrawami. Zawsze jest na
nim dodatkowe nakrycie dla niespodziewanego gościa. "Daj Boże, żebyśmy
szczęśliwie doczekali przyszłego roku i znowu spotkali się w tym gronie" -
rozpoczyna wieczerzę wigilijną gospodarz, podając wszystkim talerzyk z
przyniesioną z cerkwi i podzieloną na małe cząsteczki prosforą (maleńka przaśna
bułeczka, używana w Kościele wschodnim do komunii świętej). Każdy z uczestników
wieczerzy bierze kawałek prosfory, żegna się i pije łyk święconej wody. Dopiero
wtedy można przystąpić do jedzenia świątecznych, postnych potraw.

Wsjenocznia, czyli pasterka

- W moim dzieciństwie stół wigilijny wyglądał znacznie skromniej niż obecnie -
wspomina pani Anna. - Jednak musiało być na nim 12 dań, m.in. pierogi z grzybami
i ryby: smażony śledź, morszczuk, dorsz, niekoniecznie karp. Zawsze były też
drożdżowe racuchy bez tłuszczu pieczone w piecu chlebowym i kisiel z owsa. W
niektórych domach przyrządzano kutię. Dzisiaj stół wigilijny zastawiony jest
prawie tak samo jak w domach katolickich. Tradycje prawosławne i katolickie
coraz bardziej się mieszają. Nieznany kiedyś zwyczaj dawania w Wigilię prezentów
zadomowił się w rodzinach prawosławnych. Prezenty leżą pod choinką. Po kolacji
ktoś z rodziny przebiera się za Mikołaja i rozdaje je dzieciom.

Przy stole śpiewa się kolędy. Są wśród nich również tłumaczone z języka
polskiego kolędy katolickie, np. "Chrystus się rodzi" - "Chrystos rodiłsja, nam
opłatiłsja".

Po wieczerzy wszyscy idą do cerkwi. W świątyniach prawosławnych pośrodku cerkwi
stoi ikona Narodzenia Jezusa. O północy rozpoczyna się "wsjenocznia",
odpowiednik katolickiej pasterki, która trwa całą noc. Podczas kilkugodzinnego
nabożeństwa, odprawianego w języku starocerkiewnosłowiańskim, kolędy śpiewa się
a capella, bo w cerkwi nie wolno używać instrumentów muzycznych.

Melania zamiast Sylwestra

W pierwszym dniu świąt dobry gospodarz powinien zadbać o pomyślność i zdrowie w
domu i zagrodzie. Zwierzętom daje do picia wodę święconą, a do jedzenia siano z
wigilijnego stołu. Odrobinę wody święconej wlewa do studni, aby woda była zdrowa
i smaczna.

Już od rana zaczynają chodzić kolędnicy z gwiazdą i szopką. Pod domami, w
których urodziło się dziecko lub gdzie zawarto małżeństwo, oprócz świątecznych
kolęd śpiewają pieśni przewidziane na takie okazje. Dostają pieniądze, którymi
dzielą się między sobą. Po południu kolędują mężatki. Zaprasza się je do domów,
bo zebrane pieniądze odnoszą na ofiarę do cerkwi.

Podczas świąt bacznie obserwuje się pogodę, by wywróżyć, jaki będzie nadchodzący
rok. Zgodnie z kalendarzem juliańskim rozpoczyna się on dwa tygodnie później niż
w gregoriańskim. I nie, jak u nas, pod opieką Sylwestra, tylko Melanii.
/gazeta.pl/






Temat: ХРИСТОС РАЖ
Prawosławna Wigilia na Podlasiu
Tradycja prawosławna i katolicka coraz bardziej się mieszają. Sianko, choinki,
kolędy, a nawet prezenty.
Święta Bożego Narodzenia mamy już za sobą. Ale na wschodzie Polski, w
miasteczkach i wioskach zamieszkanych przez prawosławnych chrześcijan, trwa
przedświąteczna atmosfera. Koleda - prawosławna Wigilia - przypada 6 stycznia,
dwa tygodnie po katolickiej, a święta Bożego Narodzenia - od 7 do 9 stycznia. W
tym czasie prawosławni witają się słowami "z prazdnikom", a pozdrawiani
odpowiadają: "z wami zdarowymi".
Ikona, prosfora i woda święcona
W Wigilię od rana obowiązuje ścisły post. - Nie wolno pić nawet mleka, a
najlepiej nic nie jeść, aż do uroczystej kolacji - mówi Anna Radziwoniuk ze wsi
Gregorowce koło Bielska Podlaskiego. Podobnie jak w kilku innych wsiach w tej
okolicy, mieszkają tu sami prawosławni.

W każdym prawosławnym domu w kącie pokoju wisi ikona. W Wigilię otula się ją
haftowanym ręcznikiem i ustawia pod nią kwiat zbożowy, czyli wysoki snop zboża z
pełnymi kłosami. Stoi aż do Trzech Króli. Po świętach pojedynczymi słomkami
wyciągniętymi ze snopa owija się drzewa w sadzie, by ochronić je przed mrozami i
zającami.
Świąteczną ozdobą mieszkania jest też choinka przystrojona kolorowymi bombkami i
rozświetlona lampkami. Protestancka tradycja ubierania bożonarodzeniowego
drzewka przyjęła się i w cerkwi, gdzie choinki stoją po obu stronach ikonostasu.
Nakrywanie do stołu zaczyna się od położenia siana pod obrus i na wszystkie
miejsca do siedzenia, które potem przykrywa się kapami. O zachodzie słońca cała
rodzina zbiera się przy stole zastawionym wigilijnymi potrawami. Zawsze jest na
nim dodatkowe nakrycie dla niespodziewanego gościa. "Daj Boże, żebyśmy
szczęśliwie doczekali przyszłego roku i znowu spotkali się w tym gronie" -
rozpoczyna wieczerzę wigilijną gospodarz, podając wszystkim talerzyk z
przyniesioną z cerkwi i podzieloną na małe cząsteczki prosforą (maleńka przaśna
bułeczka, używana w Kościele wschodnim do komunii świętej). Każdy z uczestników
wieczerzy bierze kawałek prosfory, żegna się i pije łyk święconej wody. Dopiero
wtedy można przystąpić do jedzenia świątecznych, postnych potraw.
Wsjenocznia, czyli pasterka
- W moim dzieciństwie stół wigilijny wyglądał znacznie skromniej niż obecnie -
wspomina pani Anna. - Jednak musiało być na nim 12 dań, m.in. pierogi z grzybami
i ryby: smażony śledź, morszczuk, dorsz, niekoniecznie karp. Zawsze były też
drożdżowe racuchy bez tłuszczu pieczone w piecu chlebowym i kisiel z owsa. W
niektórych domach przyrządzano kutię. Dzisiaj stół wigilijny zastawiony jest
prawie tak samo jak w domach katolickich. Tradycje prawosławne i katolickie
coraz bardziej się mieszają. Nieznany kiedyś zwyczaj dawania w Wigilię prezentów
zadomowił się w rodzinach prawosławnych. Prezenty leżą pod choinką. Po kolacji
ktoś z rodziny przebiera się za Mikołaja i rozdaje je dzieciom.
Przy stole śpiewa się kolędy. Są wśród nich również tłumaczone z języka
polskiego kolędy katolickie, np. "Chrystus się rodzi" - "Chrystos rodiłsja, nam
opłatiłsja".
Po wieczerzy wszyscy idą do cerkwi. W świątyniach prawosławnych pośrodku cerkwi
stoi ikona Narodzenia Jezusa. O północy rozpoczyna się "wsjenocznia",
odpowiednik katolickiej pasterki, która trwa całą noc. Podczas kilkugodzinnego
nabożeństwa, odprawianego w języku starocerkiewnosłowiańskim, kolędy śpiewa się
a capella, bo w cerkwi nie wolno używać instrumentów muzycznych.

Melania zamiast Sylwestra
W pierwszym dniu świąt dobry gospodarz powinien zadbać o pomyślność i zdrowie w
domu i zagrodzie. Zwierzętom daje do picia wodę święconą, a do jedzenia siano z
wigilijnego stołu. Odrobinę wody święconej wlewa do studni, aby woda była zdrowa
i smaczna.
Już od rana zaczynają chodzić kolędnicy z gwiazdą i szopką. Pod domami, w
których urodziło się dziecko lub gdzie zawarto małżeństwo, oprócz świątecznych
kolęd śpiewają pieśni przewidziane na takie okazje. Dostają pieniądze, którymi
dzielą się między sobą. Po południu kolędują mężatki. Zaprasza się je do domów,
bo zebrane pieniądze odnoszą na ofiarę do cerkwi.
Podczas świąt bacznie obserwuje się pogodę, by wywróżyć, jaki będzie nadchodzący
rok. Zgodnie z kalendarzem juliańskim rozpoczyna się on dwa tygodnie później niż
w gregoriańskim. I nie, jak u nas, pod opieką Sylwestra, tylko Melanii.cyt.Ewa
Głowacka-2003





Temat: szaleństwo komunistów i nie tylko !
szaleństwo komunistów i nie tylko !
W Suwałkach już w minioną sobotę w niektórych kościołach rozpoczęły się
uroczystości związane z przystępowaniem dzieci do pierwszej komunii świętej.
Rodzice drżącą ręką wyjmują z bankowych kont średnio od 1000 do 2000 złotych
lub zaciągają pożyczki. Od gości oczekują potem rekompensaty w postacią
prezentów. Najgorzej mają chrzestni, bez "górala” na dwóch kółkach raczej nie
powinni się pokazywać. Imprezy nierzadko organizuje się na wzór wiejskich
wesel.

- Mąż jest na zasiłku, ja nie pracuję, pieniądze pożyczyłam od krewnych -
mówi Janina Wasilewska z Suwałk. - Nie mogę przecież wypaść gorzej od
sąsiadów.
Mamusie prześcigają się w pomysłach na kreacje dla swoich dzieci. W
uroczystym dniu dziedziniec przed kościołem zamienia się rewię mody. Na
twarzach dziewczynek w bieli widnieje nie tylko uśmiech, ale i dyskretny
makijaż.
Bal przebierańców
Aby córka wyglądała jak księżniczka, warto zapłacić nawet 500 złotych, nie
mówiąc już o dodatkach i butach. Zdecydowanie łatwiej jest ubrać chłopca niż
dziewczynkę.
- Ceny najskromniejszych garniturków zaczynają się od 180 złotych w górę,
buty za 40 zł, rękawiczki, stroiki do butonierki i świecy około 60 zł, za
wyprawkę u księdza, czyli książeczkę, różaniec, łańcuszek z medalikiem, to 80
zł -ř wylicza Dorota Zdankiewicz, mama Igora. -ř W sumie, razem z koszulą i
bielizną będzie około 500 złotych. Dokładnie tyle samo zamierzam wydać na
przyjęcie, gdzie będzie 45 osób.
Przyjęcie pani Doroty należy do wyjątkowo skromnych. Średnio rodzice na sam
tylko komunijny poczęstunek przeznaczają od 1000 złotych w górę.
- Przy moim stole zasiądzie 20 osób -ř informuje Andrzej Maruszewski, ojciec
Kamili. -ř Tysiąc złotych dawno już przekroczyliśmy. Wina i wódki nie będzie.
W ubiegłym roku byłem na bezalkoholowej komunii. Tylko, że przy stole nie
było ani jednej trzeźwej osoby. Okazało się, że trunki rozlewano w kuchni pod
stołem.
Zabawa na sto dwa
Nawet właściciele ciasnych mieszkań nie składają broni. Przyjęcia organizują
w restauracji. Zdecydowanie najtaniej jest w "Gamzie”.
- Od 20 złotych na osobę -ř mówi Krzysztof Gilejczyk, współwłaściel lokalu. -
ř Średnio klienci urządzają przyjęcia na 35 do 40 osób.
Również hotel "Suwalszczyzna” ma w swojej ofercie obiady za 20 zł, ale ludzie
i tak decydują się na droższe.
- Zdarza się, że ktoś zamówi obiady za 100 złotych od osoby, ale to wyjątkowa
rzadkość. Normą są przyjęcia za 50 złotych od osoby. Zapraszają różnie, od 20
do 40 gości - informuje pracownik restauracji.
Podobnie sytuacja przedstawia się w "Ułańskiej”, tyle że tutaj oferta
rozpoczyna się od 50 złotych wzwyż.
Radosna feta i oszałamiające prezenty to nie wszystko. Dzieci z drugiej klasy
Szkoły Podstawowej nr 4 w Suwałkach odpowiadają chórem, że komunia to...
"Przyjęcie pana Boga”
- Uczę się dużo modlitw i już nie mogę doczekać się komunii, bo to dzień,
kiedy po raz pierwszy przyjmę Chrystusa do swojego serca -ř mówi Ola z klasy
II C. Dzielnie wtórują jej Justyna i Daniela, zarzekając się, że prezenty i
przyjęcia nie są ważne. Nawet Zuzia, która już wie, jakich może oczekiwać
prezentów, wcale się nie cieszy. A przecież rower, wieża Hi-Fi i akwarium, to
podarunek wart co najmniej 1200 złotych.
Duchowni narzekają, że dziecięcy zapał i wysiłki katechetki dorośli obracają
wniwecz, kładąc akcent na rzeczy doczesne.
- Szkoda, że nie mogę jeszcze raz przystąpić do komunii. W ubiegłym roku
dostałem rower górski, komputer, dwa tysiące złotych i dużo słodyczy -ř
wspomina trzecioklasista Kamil z SP nr 4.
Zastaw się a postaw
Rzeczywiście w sklepach rowerowych obrót towarem wzrasta w maju o jakieś 20
procent. Zegarek za 39 złotych, łańcuszek z medalikiem za 300 złotych,
kolczyki od 70 do 150 złotych i pierścionek za 40 złotych, to w dzisiejszych
czasach stanowczo za mało. Z kolei prezenty w banknotach najwięcej radości
sprawiają rodzicom.
Komputer jest właśnie tym, o co dziecku chodzi. Tyle, że bez 2,5 tys. zł nie
da się go kupić. Goście powinni też wiedzieć, że coraz modniejsze są
hulajnogi (od 100 do 700 zł).
- O zgrozo! Przecież to jakieś wariactwo -ř łapie się za głowę Irena Maciąg,
mama dwójki chłopców. - Na szczęście moi synowie pierwszą komunię mają już za
sobą.




Temat: Prezenty
Jako doświadczona (już) organizatorka tego wydarzenia, oczywiście nie w sensie
globalno-duchowym, bo to było zadanie leżące w gestii kościoła i katechetki.
Moja rola jaką odegrałam była pod tym kątem nieco mniej znacząca. Jak i też
dlatego, iż nie śmiem równać się z takimi autorytetami wiedzy kościelnej, jak:
księża i zakonnice.
Samo przygotowanie dziecka wizualnie, przygotowanie menu, sprzątniecie domu, to
było moje główne zadanie. Nie wdając się w szczegóły, powiem tak, że jest to
niezła harówka. Z tego co orientuję się, zrobienie w knajpie przyjęcia
komunijnego kosztuje około 100zł/od osoby, a ponieważ, ja, miałam zaproszonych
tych osób około 30-tu, w tym jak i też w tamtym roku, postanowiłam robić obie
uroczystości w domu.

Co do prezentów? Moje dziecko nie miało konkretnych żądań, więc sporządzenie
listy odpadało:). Jeszcze przed Komunią, miesiąc wcześniej, chciała Gemboy'a,
ale tydzień przed, jej przeszło <rotfl>.
Generalnie nikt nie pytał mnie, co chciałaby dostać moja latorośl, oprócz
jednej osoby. Głównie dostała kasę. Byłam zadowolona, iż nie zadawano mi takich
pytań, ponieważ nie umiałabym na nie, odpowiadać. Nie powiem przecież jednym,
że np.: lalkę Barby a drugiemu, że laptopa. Ponieważ kwoty tych rzeczy nie są
współmierne i nie wypada mi sugerować, że ten ma kupić to, a ten tamto. Z
drugiej strony nie mogę każdemu mówić, że lalkę Barby, bo po co jej 10 lalek
(?).
Jedna z osób sugerowała łańcuszek, ale ona ma już dwa, z chrztu:).
Padła też sugestia - Biblia, ale moja córka - ma :).

W tamtym roku modne były konie kucyki (oczywiście żywe (!)), jak i też operacje
uszu:) i to najlepiej przed I Komunią Św. po to, aby dziecko ładnie wyglądało.
W tym roku komputery, choć nie interesowałam się tym zbytnio, nauczona
doświadczeniem tamtego roku, że te trendy są mocno przegięte w jedna bądź w
drugą stronę.

Moje dzieci zbierały prezenty w postaci kopert (myślę, że to jest taka
najbezpieczniejsza forma prezentu). Poprzez takie rozwiązanie tej sytuacji,
dziecko może kupić sobie coś droższego, ale już konkretnego, a nie, jakiś
duperel. Oczywiście z wydatną pomocą rodziców (zalecam spożytkowanie tych
pieniędzy).

Co do kwot dawanych w kopertach ? Tak rozsądnie na to patrząc i nie będąc
materialistką, uważam, że 300 zł w kopercie, to jest najmniejsza kwota. A
chrzestni 500 zł. Takie powinny być moim zdaniem minimalne kwoty.
Wsadzenie 100 zł w kopertę to jednak chyba ciut za mało, taką kwotę to ja daję
swojej chrześnicy przy okazji spotkań rodzinnych (imieniny, urodziny). Poza tym
100 zł, lub 50 zł to takie standardowe kwoty na urodziny i imieniny. Komunia to
jednak coś więcej ..:).

Podkreślam jednak, iż dla mnie najważniejsze było, aby moje dziecko było
zadowolone i przeżyło to wydarzenie jako (głównie) przeżycie duchowe. A reszta
to tylko otoczka. I zależało mi też, aby ładnie wyglądała (to już takie moje
osobiste podejście, taki prezent dla niej: sukienka, wybór fryzury itd.).
Chciałam, aby wyglądała jak Aniołeczek:).




Temat: Obowiazki rodzicow ?
go.ga napisała:
A wracajac do finansow, to w Polsce nie jest tak, ze wesele i tak sie
> musi "zwrocic" ;-), tzn. trzeba wlozyc do koperty tyle, ile kosztowalo
miejsce
> od pary lub kupic prezent za minimum taka kwote? Inaczej bedzie sie po weselu
> obgadanym?

Nie wiem czy obgadanym ale jak baralm slub 6 lat temu i szukalam w necie
informacji wszelakich na temat mnie interesujacy, to znalazlam m.i. taka
infrmacje. Wtedy bardzo ogolny koszt za jedna osobe w restalracji wynosil ok
100PLN i taka tez kwote podawano jako minimum na prezent. Obojetnie czy to
bedzie koperta czy upominek. Oczywiscie jezeli kogos nie stac to mniej. Rodzice
chrzesni zdecydowanie wiecej itp. Sa tradycje i zwyczaje ale oczywiscie zawsze
mozna zrobic tak jak sie uwaza.
Jeliby wszyscy zaplacili po 100 od pary to i tak byloby znacznie mniej. Liczac
nawet od osoby... Jest cala masa innych oplat: od papierkow i wszelkich
organizacyjnych rzeczy w kosciele czy Urzedzie, zaproszenia, po stroje dla
modej pary, obraczki, buty, fryzjer, kosmetyczka itp, kwiaty, wreszcie cena od
osoby za miejsce przy stole, dodatkowo napoje i wodeczka, zaporowa cena za kawe
i herbate (to taki kruczek restalratorow!), muzyka obojetnie czy na zywo czy
oplacenie DJ, smaochod do slubu, jakies taxowki, czasmi jeszcze miejsce do
spania, fotograf na slubie i weselu, Videofilmowanie, fotograf w studiu i
pewnie jest tego jeszcze troche... ;-)
Jesli wesele sponsoruja rodzice to musza sobie doliczyc nowe ciuchy dla siebie.
Jak sie juz czlowiek zdecyduje i pomysli troche o zalatwianiu tego to mozna sie
zrazic zdeczko!
Jelsi wesele sponsoruja rodzice a mlodzi dostaja prezenty to faktycznie mlodzi
sa w dobym pod wg finansowym ukladzie. Wychodza na plus. Jesli rodzice zgodzili
sie zfinansowac wesele tak jak finansowali chrzest, komunie Sw itp to ok ale
nie uznalabym tego za ich obowiazek a bardzo mily i kosztowny gest i za to bym
im byla wdzieczna. Natomiast wszelkie wybory co do organizacji wolalabym
podejmowac sama.
Slyszlam o ukladzie typu: dzieci kochane macie tu $$$ i robcie sobie co
chcecie. To jest nasz prezent na Wasza 'nowa droge zycia', czy przeznaczycie to
na wesele czy na wplate na mieszkanie itp Wasza sprawa ale to jest nasz prezent
i to ostateczna kwota.
Zreszta przykladow jest cala masa. Nie to zebym tak na wesela biegala, a szkoda
ale 'ludzie gadaja' a slub i wesele to fajny temat na pogaduchy. Nawet na
weselu i przy wodeczce...;-D
Slyszlam juz takie rozmowy gdzie ludzie rozmawiali ile ktos dal i ze to za malo
bo jest bogatszy i generalnie jakies niezadowolone glosy. Slyszlam tez sporo
narzekan na sale, menu, DJ, jedzenie, wodke itp
O braniu kredytu aby komus kupic prezent slubny slyszalam i mna wstrzasnelo.
Osoba ktora sobie od ust odejmuje a bierze kredyt aby dac w prezencie komus tam
z rodziny aby nie wypasc zle w ich oczach... Szkoda mi tej osoby bo glupia nie
jest ale gdzie sens, gdzie logika?
Jak uslyszlam o tym to mi sie twarz wydluzyla ze zdziwienia i moze dobrze, ze
nie bylo tej osoby bo chyba nie potarfilabym zapanowac nad mimika. Nie
skorzystalam tez z pierwszej okazji i nie poruszlam tematu. Dla mnie nie ma
problemu.
Co innego jesli ktos by sie mnie zapytal. Co innego jesli chcialby sie mnie
poradzic czy otrzymac pochwale za poswiecenie.
Krytyke tez znosze, mniej lub bardiej dzielnie ale zawisci niecierpie. Czasmi
to wychodzi z czlowieka a nalezy pamietac ze sie udziela, jest zarazliwe i dla
swojego zdrowia psychicznego nie nalezy sie takimi ludzmi otaczac.
Mona!
Mam bliska rodzine z Twoich stron z ktora nie jestem zwiazana a wszystko przez
wlasnie takie uklady. To jest bardzo toksyczne. Czesto tez bylam podpytywana co
sadze i to jest pulapka. Wtrynia Cie w ocenianie, chcesz byc uczciwa i koniec
koncow zrazasz do siebie obie strony. Na takie pytanie chyba nie ma jasnych
odpowiedzi.
Przesledzilam Wasz rozmowe i wlasciwie to zgadzam sie niemal ze wszystkimi.
Jest tylko kilka niescislosci co do szczegolow ale generalnie wiekszosc mysli
podobnie.
A moj Tesc zawsze powtarza swoja niesmiertelna teorie o wedce i rybach.
On kupil swoim dzieciom wedke aby mogly samodzielnie lowic ryby. Inwestowal w
ich edukacje i hobby i nie wyobraza sobie, ze wychowalby dzieci ktore bedac
pelnoletnie i posiadajace wlasne rodziny zwracalyby sie do niego ustawicznie o
pomoc.
Moi rodzice raczej sa z tych co to maja malo rybek ale sie i tak dziela i
ciezko im odmowic ale trzeba, rady nie ma! Choc przyznaje, ze to kuszace! ;-)
Ja chcialabym jednak aby moje dzieci byly samodzielne. Z przyjemnoscia im
pomoge i tez czekam na wnuki ale nie cierpie postawy egzekwujacej. Mam nadzieje
nie wpasc w taki uklad.




Temat: Wazne - przeszczpienie szpiku
to sie w polsce leczy: przyklad
Anemia aplastyczna zaatakowała organizm Arka Maciejewskiego, mieszkańca
Chechła II, cztery lata temu ("NŻP na niedzielę" opisywało jego historię w 1
numerze z 7.01.2000 roku). W czerwcu 1998r. rodzina zauważyła na jego rękach i
nogach wielkie siniaki, które wyglądały tak, jakby chłopca ktoś pobił.
Po badaniach w Łasku oraz w łódzkich szpitalach im. Kopernika i przy ul.
Spornej stwierdzono, że zanika szpik. Arek dostał leki na jego odrodzenie. Mimo
trzymiesięcznej kuracji stan chłopca nie poprawił się. W tym czasie dziecko
przeszło gehennę. Pobierano mu krew i przeszczepiano płytki krwi 65 razy.
Jedyną szansą na zatrzymanie choroby i uratowanie życia był przeszczep. Trzeba
było jednak czekać na zabieg w długiej kolejce. Chłopiec podupadł na zdrowiu.
Schudł do tego stopnia, że wyglądał jak szkielet. Gdyby nie podane niemal w
ostatniej chwili sterydy, nie doczekałby do operacji.
- Kłóciłam się z lekarzami - mówiła wtedy Zofia, babcia Arka. - Ratujecie
parę kropel krwi, a nie chcecie ratować takiego dużego chłopaka.
Przetaczanie szpiku kostnego, które trwało trzy i pół godziny,
przeprowadzono 28 października 1999r. we wrocławskim szpitalu. Dawcą była
półtora roku starsza siostra chorego chłopca, Żanetka. Operacja powiodła się.
Teraz Arka czekały cotygodniowe kontrole w szpitalu. Tak zostało do dziś. Na
początku, zanim szpik się przyjął, pacjent spał pod lampą bakteriobójczą
wypożyczoną ze szpitala. Musiał przestrzegać ścisłej diety. Jedzenie dla niego
trzeba było przechowywać w sterylnych warunkach.

Komunia Arka

Od operacji minęły prawie trzy lata. Redakcję "Nowego Życia Pabianic"
odwiedzili mili goście: Arek i jego mama, którzy wracali z badań w szpitalu.
Przywieźli zdjęcia z I Komunii Świętej. Wszystkie zrobione w plenerze.
- Wyglądają ładniej, a kosztowały dużo taniej, niż te robione u fotografa -
mówi Aruś.
Na jednym z nich chłopiec jest z mamą i siostrą, na innym z chrzestnymi.
- Wszystkim najbardziej podoba się to zdjęcie, na którym stoję obok drzewa w
tej samej pozycji i fryzurze, co mój chrzestny - śmieje się chłopiec.
Rzeczywiście, obaj nie mają włosów (chrzestny podobno ściął je na tę okazję
specjalnie). Mimo napuchniętej i nabrzmiałej twarzy Arek w jasnym garniturze
(prezent od jednej z pabianickich firm) wygląda bardzo elegancko.

Walka szpiku

- Skóra syna na całym ciele pokryta jest ciemnymi plamami. Łuszczy się -
opowiada mama chłopca. - To efekt walki, jaka toczy w jego organizmie. Choroba
nosi nazwę "przeszczep przeciwko gospodarzowi".
W lutym 2000r. Arek dostał biegunkę. Trwała non stop przez miesiąc. Kolejna
pojawiła się w czerwcu i nie można jej było już zatrzymać. Na skórze wyskoczyły
plamy. Przyplątało się zapalenie płuc.
- Biegunka zniszczyła jelita do tego stopnia, że trzeba było wprowadzić do
jego żołądka sondę, przez którą podawano leczniczą odżywkę. Pomogła ona
zregenerować jelita do tego stopnia, że zaczęły znowu funkcjonować - mówi pani
Maciejewska.
Arek, który zażywa codziennie 20 różnych lekarstw, ma zniszczoną wątrobę,
wycięty woreczek żółciowy, osteoporozę, światłowstręt... Skóra kończyn górnych
jest tak napięta, że nie można ich rozprostować. Ulgę w cierpieniu przynosi
kąpiel całego ciała w specjalnym preparacie i smarowanie maścią. Na wszystkie
medykamenty mama Arka wydaje miesięcznie 1320 złotych.
- Najważniejszy lek, którego mała buteleczka kosztowała cztery lata temu
tysiąc złotych, dostajemy ze szpitala - opowiada mama chłopca.
- Ma ono wstrętny smak - dodaje Arek.
Z zasiłkiem stałym, rodzinnym i pielęgnacyjnym oraz alimentami rodzina ma
dochód, który nie przekracza tysiąca złotych. Maciejewscy od trzech miesięcy
zalegają z opłatami za prąd i wodę. Z opieki społecznej dostają zwykle dwa razy
w roku pieniądze na węgiel. Ich sytuacja finansowa ciagle się pogarsza.
Najwięcej pieniędzy, oprócz leków, pochłaniają wyjazdy na kontrole, odżywki,
specjalne mleko i bogatą w składniki odżywcze żywność.




Temat: Najbardziej rozwalający dowcip świata :D
ęPewien facet doczekał się syna. Był z niego bardzo dumny i starał się żeby
niczego mu nie brakowało. Kiedy syn ukończył 6 lat ojciec zabrał go do swojego
gabinetu i powiedział:
"Synu, oto ukończyłeś 6 lat i za miesiąc zaczniesz chodzić do szkoły.
Przestałeś być malutkim dzieckiem dlatego żeby to uczcić chciałbym kupić ci coś
fajnego. Na co miałbyś ochotę? Nowy rowerek? A może jakieś extra zabawki?"
"Nie tato, jeśli naprawdę chciałbyś sprawić mi przyjemność to proszę, kup mi
trzy pomarańczowe kuleczki" - odpowiedział mu synek.
Ojciec był tak zaskoczony tą odpowiedzią, że zapomniał nawet spytać po co te
kuleczki. Ale ostatecznie zawalony pracą, zapomniał o życzeniu syna, i kupił mu
nowy rowerek. Czas płynął i przyszła pora, że syn przystąpił do pierwszej
komunii św. Ojciec znowuż zawołał syna do gabinetu i pyta:
"Synu, wiemy obaj, że należy ci się jakiś fajny prezent z tej okazji. Może już
sobie coś upatrzyłeś?
Na to syn odpowiedział - "Tak tatku, jeśli mógłbyś to proszę, kup mi trzy
pomarańczowe kuleczki"
Ojciec całkowicie zakoczony, przypomniało mu się, że już kiedyś o tym słyszał.
Ostatecznie w całym rozgardiaszu związanym z komunią zapomniał spytać o coś
więcej na temat tych kuleczek i kupił mu nowe meble to pokoju. Lata płynęły i
ani się wszyscy obejrzeli a syn już był w domu ze świetnym świadectwem
maturalnym w ręku. Ojciec dumny z syna, wezwał go do gabinetu i mówi:
"Jestem z ciebie naprawdę dumny, dobra robota! Takie postępowanie zasługuje na
nagrodę; co mogłoby ci się przydać? Może nowy komputer? A co byś powiedział na
skutera?"
Na co syn odparł - "Tato dziękuję, ale wolałbym żebyś mi kupił trzy
pomarańczowe kuleczki"
Ojciec kompletnie zbity z tropu ostatecznie zapomniał zapytać o przeznaczenie
tych kuleczek. Zresztą kilka dni później trafił na dobrą okazję i kupił synowi
nowy czerwony skuter. Tymczasem czas płynął i przyszedł dzień ślubu syna. W ten
uroczysty dzień ojciec wezwał syna na męską rozmowę.
"Synu, jesteś już mężczyzną. Jestem z ciebie bardzo dumny. Nieźle nam się z
mamą powodzi, dlatego chcielibyśmy wam pomóc na nowej drodze życia. Czy
chciałbyś abyśmy kupili ci nowy samochód, a może działkę pod budowę domu?"
"Tato, jeśli naprawdę jesteś ze mnie dumny i mnie kochasz to kup mi proszę trzy
pomarańczowe kuleczki"
W tym samym momencie do gabinetu wpadli rozbawieni goście, porywając ze sobą
obu mężczyzn. Po ślubie wiadomo, kilka dni sprzątania, państwo młodzi wyjechali
w podróż poślubną. I nagle, w trzy tygodnie po ślubie przychodzi tragiczna
wiadomość. W czasie powrotu z podróży poślubnej państwo młodzi mieli wypadek.
Dziewczynie nic nie jest, ale syn leży umierający w szpitalu. Do szpitala
wpadają więc zrozpaczeni rodzice. Ojciec wie już, że syn nie przeżyje tego
wypadku, ale jedna myśl nie daje mu spokoju. Łamiącym głosem pyta więc syna:
"Synku, proszę cię, powiedz mi przynajmniej na co były ci potrzebne te trzy
pomarańczowe kuleczki, o które mnie zawsze prosiłeś"
"Tato" - wyszeptał syn - "te trzy pomarańczowe kuleczki były mi potrzebne,
ponieważ..." I w tym momencie umarł... :O




Temat: ostatnio zasłyszany DOBRY DOWCIP
trzy pomarańczowe kuleczki
Pewien facet doczekał się syna. Był z niego bardzo dumny i starał się żeby
niczego mu nie brakowało. Kiedy syn ukończył 6 lat ojciec zabrał go do swojego
gabinetu i powiedział:

"Synu, oto ukończyłeś 6 lat i za miesiąc zaczniesz chodzić do szkoły.
Przestałeś być malutkim dzieckiem dlatego żeby to uczcić chciałbym kupić ci coś
fajnego. Na co miałbyś ochotę? Nowy rowerek? A może jakieś extra zabawki?"

"Nie tato, jeśli naprawdę chciałbyś sprawić mi przyjemność to proszę, kup mi
trzy pomarańczowe kuleczki" - odpowiedział mu synek.

Ojciec był tak zaskoczony tą odpowiedzią, że zapomniał nawet spytać po co te
kuleczki. Ale ostatecznie zawalony pracą, zapomniał o życzeniu syna, i kupił mu
nowy rowerek. Czas płynął i przyszła pora, że syn przystąpił do pierwszej
komunii św. Ojciec znowuż zawołał syna do gabinetu i pyta:

"Synu, wiemy obaj, że należy ci się jakiś fajny prezent z tej okazji. Może już
sobie coś upatrzyłeś?

Na to syn odpowiedział - "Tak tatku, jeśli mógłbyś to proszę, kup mi trzy
pomarańczowe kuleczki"

Ojciec całkowicie zakoczony, przypomniało mu się, że już kiedyś o tym słyszał.
Ostatecznie w całym rozgardiaszu związanym z komunią zapomniał spytać o coś
więcej na temat tych kuleczek i kupił mu nowe meble to pokoju. Lata płynęły i
ani się wszyscy obejrzeli a syn już był w domu ze świetnym świadectwem
maturalnym w ręku. Ojciec dumny z syna, wezwał go do gabinetu i mówi:

"Jestem z ciebie naprawdę dumny, dobra robota! Takie postępowanie zasługuje na
nagrodę; co mogłoby ci się przydać? Może nowy komputer? A co byś powiedział na
skutera?"

Na co syn odparł - "Tato dziękuję, ale wolałbym żebyś mi kupił trzy
pomarańczowe kuleczki"

Ojciec kompletnie zbity z tropu ostatecznie zapomniał zapytać o przeznaczenie
tych kuleczek. Zresztą kilka dni później trafił na dobrą okazję i kupił synowi
nowy czerwony skuter. Tymczasem czas płynął i przyszedł dzień ślubu syna. W ten
uroczysty dzień ojciec wezwał syna na męską rozmowę.

"Synu, jesteś już mężczyzną. Jestem z ciebie bardzo dumny. Nieźle nam się z
mamą powodzi, dlatego chcielibyśmy wam pomóc na nowej drodze życia. Czy
chciałbyś abyśmy kupili ci nowy samochód, a może działkę pod budowę domu?"

"Tato, jeśli naprawdę jesteś ze mnie dumny i mnie kochasz to kup mi proszę trzy
pomarańczowe kuleczki"

W tym samym momencie do gabinetu wpadli rozbawieni goście, porywając ze sobą
obu mężczyzn. Po ślubie wiadomo, kilka dni sprzątania, państwo młodzi wyjechali
w podróż poślubną. I nagle, w trzy tygodnie po ślubie przychodzi tragiczna
wiadomość. W czasie powrotu z podróży poślubnej państwo młodzi mieli wypadek.
Dziewczynie nic nie jest, ale syn leży umierający w szpitalu. Do szpitala
wpadają więc zrozpaczeni rodzice. Ojciec wie już, że syn nie przeżyje tego
wypadku, ale jedna myśl nie daje mu spokoju. Łamiącym głosem pyta więc syna:

"Synku, proszę cię, powiedz mi przynajmniej na co były ci potrzebne te trzy
pomarańczowe kuleczki, o które mnie zawsze prosiłeś"

"Tato" - wyszeptał syn - "te trzy pomarańczowe kuleczki były mi potrzebne,
ponieważ..." I w tym momencie umarł.



Temat: DEKALOG
2. Sposoby ratowania i rozwijania miłości....
małżeńskiej

Miłość w małżeństwie wystawiona jest na różne niebezpieczeństwa. Każda wada
może ją osłabiać i niszczyć. Złe przyzwyczajenia mogą stawać się przyczyną
kłótni, poniżania drugiego, dokuczania i lekceważenia, mogą skłaniać do
zadawania drugiemu cierpienia.

Ponieważ miłość małżeńska i rodzinna jest ciągle zagrożona, dlatego trzeba ją
umacniać potężną miłością dawaną przez Boga. Nieraz dla uleczenia z jakiejś
choroby potrzebna jest transfuzja krwi. Przetacza się więc krew daną przez
kogoś, aby przywrócić choremu zdrowie. Coś podobnego konieczne jest na
płaszczyźnie duchowej. Trzeba leczyć i wzmacniać miłość, która ulega
osłabieniu, wyczerpuje się i „choruje” z powodu grzechów. Tej nadprzyrodzonej
transfuzji dokonuje Chrystus, który wlewa w nas swoją miłość. Dzięki niej
miłość małżeńska może doznawać stałego uzdrawiania, umacniania i nie jest
skazana na śmierć, czyli na zupełny zanik.

Trzeba więc spotykać się z Dawcą Miłości – z Chrystusem. On przychodzi
w Komunii św. do tych, którzy chcą Go przyjąć. On zbliża się do nas jako słowo
Boże, które należy rozważać i wcielać w życie. Spotkaniem z Chrystusem
umacniającym naszą miłość jest też każda modlitwa. Dlatego – jak przypomina
Katechizm Kościoła Katolickiego – codzienna modlitwa i czytanie słowa Bożego
umacniają miłość. (por. KKK 2205)

Do niszczenia życia rodzinnego, a często także do rozpadu małżeństwa,
przyczynia się narastające ustawicznie poczucie niechęci i żalu do
współmałżonka. Ono skłania do kłótni i do dokuczania mu. Aby chronić małżeństwo
od rozpadu, trzeba robić wszystko, aby rodzący się żal i pretensje do drugiego
nie zniszczyły miłości.

Przede wszystkim trzeba krytycznie patrzeć na samego siebie i zastanawiać się,
czy nasze rozgoryczenie i odczuwanie zawodu – o które łatwo obwinia się
współmałżonka – nie rodzi się przypadkiem z naszych nadmiernych oczekiwań,
z naszego poczucia wielkości, z przewrażliwienia na punkcie własnej osoby,
z domagania się przesadnej czci, szacunku, podziwu; czy nie rodzi się
z zazdrości lub chciwości żądającej od drugiej osoby ciągłego zaspakajania
tylko naszych potrzeb.

Zdarza się, że nasze niewłaściwe zachowanie jest dla drugiego przykre
i wywołuje jego gniew, staje się powodem kłótni i awantur. Trzeba więc
zastanawiać się nad tym, w jakiej mierze my sami – naszymi złymi
przyzwyczajeniami i wadami – możemy prowokować drugiego do zachowań, które
odbieramy potem jako niemiłe, przykre, krzywdzące. Należy stale zastanawiać się
nad tym, jak współmałżonek nas odbiera, co w nas jest dla niego miłe, a co –
przykre. Musimy wiedzieć, jakie nasze wady najbardziej denerwują współmałżonka
i powinniśmy je w sobie zwalczać. Praca nad swoimi wadami może skłonić
współmałżonka do zwalczania swoich niedoskonałości. Wytykanie zaś błędów
drugiemu pobudza go zazwyczaj do wytykania nam naszych wad.

Aby stale pogłębiać miłość ważne jest dostrzeganie dobrych stron współmałżonka,
a nie tylko jego ułomności i wad. Konieczne jest stałe przebaczanie doznanych
krzywd – tak jak Bóg nam przebacza nasze grzechy – i wyraźne ujawnianie, że się
naprawdę przebaczyło. Trzeba wracać we wspomnieniach do tego, co w małżeństwie
było najlepsze, aby nie zagasło poczucie wdzięczności za doznane dobro od
współmałżonka.

Do wzrostu miłości przyczynia się okazywanie życzliwości, serdeczności
i dobroci a także wynagradzanie za każdą krzywdę, wyrządzoną drugiemu nawet
nieświadomie. Dobrocią należy naprawiać krzywdy, które wyrządzają rodzinie
różne sprzeczki i kłótnie. Życzliwe słowo, drobny prezent, okazanie
serdeczności, słowo przeproszenia może odrodzić na nowo miłość, osłabioną przez
kłótnie, zdenerwowanie i dni milczenia z powodu obrażenia się na drugiego.
Dobroć, życzliwość, serdeczność zaciera przykre uczucia, które mogą we
współmałżonku rodzić nasze wady, słabości i złe postępowanie.

Ważne jest też, by w sytuacjach konfliktowych wczuć się w sytuację drugiego,
wysłuchać i próbować zrozumieć go i nie zaczynać rozmowy od przedstawiania
swojego punktu widzenia, oczekiwań i pretensji.



Temat: Pan Basia-Kamienna Gora-kolejny artykul w SE
Pan Basia-Kamienna Gora-kolejny artykul w SE
Jest kolejny artykul w super expressie o pani Basi z kamiennej Gory:

www.se.com.pl/se/index.jsp?place=mainLead&news_cat_id=40&news_id=48825&scroll_article_id=48825&layout=1&p
age=text&list_position=1

_______________________

Nakarmiliście Mateusza
- Dzięki wam uwierzyliśmy, że są na świecie dobrzy ludzie. acy wrażliwi na
biedę innych - mówi Barbara Miechurska (30 l.) z Kamiennej Góry.
Barbarze Miechurskiej ze wzruszenia głos grzęźnie w gardle. Pokazuje
prezenty, jakie dostała od Czytelników naszej gazety: kilogramy ziemniaków,
kaszy, cukru, słodycze dla dzieci...

Uśmiech wrócił na twarz pani Basi i jej rodziny. - Dzięki podarkom będę mogła
spać spokojnie i nie martwić się, że nie mam do garnka co włożyć na drugi
dzień - mówi kobieta.

Prawdziwy obiad
W kuchni pachnie barszczem ukraińskim (zrobionym z buraków, które dostali od
dobrych ludzi). Razem z mężem Piotrem (31 l.) obierają ziemniaki. - Będzie
prawdziwy obiad - mówią.

O tragicznej sytuacji w rodzinie Miechurskich z Kamiennej Góry pisaliśmy
kilka dni temu. Barbara i Piotr - rodzice 5-letniego Mateusza i 9- -letniej
Magdy - nie pracują. Utrzymują się całą czwórką z 650 zł renty chorobowej i
zasiłku. Jest im bardzo ciężko. Rodzice nie dojadają na co dzień, żeby tylko
ich pociechy miały pełne brzuszki.

Nawet ubodzy się dzielą
Po artykule w "Super Expressie", w którym opisywaliśmy ich sytuację, w naszej
redakcji rozdzwoniły się telefony z Polski i zagranicy.

- Wzruszyła mnie ta historia. Mam kilka rzeczy. W tym sukienkę komunijną po
córce. Chętnie przekażę je dla córki pani Basi, która w tym roku idzie do
komunii świętej - mówiła nam Czytelniczka ze Śląska.

- To straszne, że ktoś jeszcze w Polsce, w XXI wieku, głoduje. Tak nie
powinno być. Zebraliśmy się z grupą kolegów, zrobiliśmy zrzutkę i wyślemy
paczkę żywnościową dla tej rodziny. Głównie konserwy i inne niepsujące się
produkty. No i słodycze dla Mateuszka... - mówi Czytelnik z Warszawy.

Ubodzy też pomagali
Z pomocą dla Miechurskich, tego samego dnia, gdy ukazał się artykuł, ruszyli
mieszkańcy Kamiennej Góry.

- Ludzie dzielili się z nami tym co mieli: przynosili po kilogramie
ziemniaków, paczkę cukru, jakąś kaszę, buraki... - opowiada pani Basia. - I
to nie bogaci ludzie przychodzili. Tylko tacy ubodzy jak my. Tacy, co sami
ledwo co mają, ale się z nami dzielili - opowiada kobieta.

Rodzice dzieci są szczęśliwi. - Starczy nam jedzenia na najbliższe tygodnie -
opowiadają.

Gmina zareagowała
W dniu, kiedy ukazał się artykuł o Miechurskich, natychmiast pojawił się w
ich domu pracownik Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej.

- Powiedzieli nam, że dostaniemy od nich zasiłek okresowy i zasiłek celowy.
Nie wiemy, ile to będzie pieniążków, ale dla nas się każdy grosz liczy - mówi
Barbara Miechurska.

- Nie zostawiamy ich bez opieki. Jednak możemy ich tylko wspierać. Nie możemy
ich utrzymywać - mówi Lucyna Nowak, kierownik Miejskiego Ośrodka Pomocy
Społecznej w Kamiennej Górze.

Ty też możesz pomóc
Pięć milionów Polaków żyje w skrajnym ubóstwie, a dwadzieścia trzy miliony
obywateli jest poniżej tzw. minimum socjalnego.

Z biedą radzić sobie musi 12,7% dzieci, najwięcej na Warmii, Mazurach i w
Świętokrzyskiem.

Według UNICEF szczególnie rośnie liczba głodujących dzieci. Jest ich w naszym
kraju aż 3 miliony.

Przypominamy o kompanii społecznej "Kromka chleba", pomagającej najuboższym
Polakom.

W akcji udział może wziąć każdy. Czytelnicy chcący wesprzeć Caritas w walce z
bezdomnością i głodem w Polsce proszeni są o kontakt z pracownikami placówek.

(Małgorzata Szukała - tel. 0/22 33-48-524, e-mail: caritaspolska@caritas.pl).

autor: Kamienna Góra, Robert Migdał Izabella Tur
_______________________________




Temat: Dzień Kobiet na świecie
jetlag1 napisał:

> na swiecie ogolnie nie jest obchodzony,
> to pozostalosci po komunie, oni to wymyslili,
> w stanach czy poludniowej ameryce nikt o takim swiecie nie slyszal.

I tu się mylisz. Twoje nienawiść do wszystkiego, co wiąże się z poprzednim
systemem jtak cię zaślepia, że nie raczyłeś się zainteresować bliżej tym
świętem i jego historią. Przeczytaj poniżej:

Dzień Kobiet

Data: 8 marca

W świadomości społecznej Polaków panuje dość powszechne przekonanie, że
obchodzony 8 marca Międzynarodowy Dzień Kobiet został wymyślony przez
komunistów. I faktycznie, w PRL, a jeszcze bardziej w Związku Radzieckim, był
on jednym z najbardziej celebrowanych i obchodzonych świąt.
W rzeczywistości początki międzynarodowego dnia kobiet, choć wywodzące się z
szeroko pojętych tradycji lewicowych, nie miały z komunizmem nic wspólnego.
Święto to bowiem po raz pierwszy obchodzone było nie w ZSRR, a w najbardziej
kapitalistycznym kraju świata – w Stanach Zjednoczonych.

W Ameryce już w 1908 r.

Choć święto w sposób specjalny dedykowane kobietom było obchodzone już w
starożytnym Rzymie, to jego współczesna geneza jest ściśle związana ze
zorganizowaną walką kobiet o równouprawnienie, oraz lepsze warunki pracy i
życia. Zaczęła się ona w XIX w, w związku z uprzemysłowieniem i pracą zawodową
kobiet. Początek sięga 1857 r. kiedy to kobiety zatrudnione w nowojorskiej
przędzalni bawełny zorganizowały strajk i domagały się krótszego dnia pracy
oraz takiego samego wynagrodzenia za pracę, jakie otrzymywali mężczyźni. W
Stanach Zjednoczonych dzień kobiet po raz pierwszy obchodzony był 20 lutego
1908 r., kiedy to miały miejsce wielkie demonstracje na rzecz politycznych i
ekonomicznych praw kobiet, a przede wszystkim na rzecz przyznania kobietom
prawa do udziału w wyborach.

W Europie 3 lata później

Propozycja ustanowienia dnia kobiet jako święta o charakterze międzynarodowym
przedstawiona została przez amerykańskie delegatki na II Międzynarodowy Kongres
Kobiet – Socjalistek, który miał miejsce w dniach 26 – 28 sierpnia 1910 r. w
Kopenhadze. Był to postulat dość w owym czasie kontrowersyjny. O ile bowiem
idea międzynarodowej solidarności wyzyskiwanej klasy robotniczej była w ruchu
socjalistycznym czymś bezdyskusyjnym, to pomysł by kobiety organizowały się
politycznie jako kobiety, nie cieszył się wówczas powszechnym poparciem.

W tym jednak okresie szczególnie duże wpływy w międzynarodowym ruchu
socjalistycznym miała Socjaldemokratyczna Partia Niemiec, w której władzach
znajdowało się wielu obrońców praw kobiet, a wśród nich wpływowa niemiecka
socjalistka Klara Zetkin. Od długiego czasu pozostawała ona pod silnym
wrażeniem działań swych amerykańskich koleżanek. Ona to właśnie, na wspomnianym
II Międzynarodowym Kongresie Kobiet – Socjalistek oficjalnie zgłosiła postulat
ustanowienia Międzynarodowego Dnia Kobiet. Zgłoszona przez nią propozycja
została jednogłośnie przyjęta.

W krajach europejskich – w Niemczech, Austrii, Danii i Szwajcarii
Międzynarodowy Dzień Kobiet po raz pierwszy był obchodzony 19 marca 1911 r.
Data – różna od dzisiejszej – została wybrana przez niemieckie socjalistki w
nawiązaniu do wydarzeń z 1848 r., kiedy to król Prus, stojąc w obliczu
zbrojnego powstania, złożył obietnicę przeprowadzenia szeregu reform – w tym,
niespełnioną, przyznania praw wyborczych kobietom. W dniu tym we tych krajach
doszło do szeregu demonstracji i zebrań, w których wzięło udział około miliona
kobiet – i mężczyzn. W Niemczech, przed Międzynarodowym Dniem Kobiet w 1911 r.,
rozprowadzono milion ulotek wzywających do działań na rzecz przyznania kobietom
prawa głosu.

Wydarzenia w Piotrogrodzie

Szczególnie dramatyczny przebieg miał Dzień Kobiet w rosyjskim Piotrogrodzie
(obecnie Sankt Petersburg) w 1917 r. Krwawo stłumiona demonstracja pracownic
przemysłu tekstylnego, do której doszło zresztą wbrew woli Bolszewików,
przerodziła się w rozruchy, na skutek których car Mikołaj II zmuszony został do
abdykacji. Powołany następnie Rząd Tymczasowy przyznał kobietom prawa wyborcze.
Wydarzenia te – nazwane później Rewolucją Lutową – zaczęły się, według
obowiązującego wówczas w Rosji kalendarza Juliańskiego w dniu 23 lutego, zaś to
podług kalendarza Gregoriańskiego ich początkiem był dzień 8 marca. Na pamiątkę
tych właśnie wydarzeń od 1918 r. Międzynarodowy Dzień Kobiet obchodzony jest w
tym dniu.

A w Polsce?

W Polsce święto kobiet zostało zauważone dopiero po drugiej wojnie światowej. W
dniu tym, w okresie PRL, kobietom w zakładach pracy składano życzenia i
wręczano prezenty (rajstopy, mydło, kawę) – i – pojedynczego tulipana.
Centralne obchody Międzynarodowego Dnia Kobiet zostały w Polsce zlikwidowane w
1993 r., zaś to definitywnie zniosła je... kobieta – Pani Premier Hanna
Suchocka.




Temat: pomocy!!!
POMOCY ??
mało jest facetów ,którzy odważą sie pisać na forum.Ale jak któregos ogarnie
niemoc to gdzie ma szukac ratunku =anonimowo tylko.Ja świeta spedziłem sam ,bo
25 pażdziernika tego roku przeprowadziłem małą rewolucje =rodzinną .Nie
wpóściłem tesciowej -kochanej do naszego domu ,w którym mieszkam razem z żoną i
2 dzieci -zaznaczam =osobno bez tesciowej .Nie wpósciłem bo nie znała hasła do
domu a brzmiało :"nie wpieprzam sie do małżeństawa młodych" nawet ,gdy jej
powiedzialem, to i tak nie powtórzyła ,wiec stała pod drzwiami chyba ze 40
minut az wróciła moja żona .i sie zaczeło -można sie domyśleć .Nawet chciałem
jej zapłacic zeby wyszła i opusciła dom /wyjąłem kilka setek z portwela -ale
nie chciała =dziwne/.A one na mnie skoczyły we dwie ,ze pozałuje -i teraz
mam.Zabrała mi dzieci do mamusi ,wyłączyła im telefony,na swieta nie puscila do
moich rodziców ,/bo ja tam byłem ,zeby nie siedziec sam/ a chciały .prezenty
nadal tam czekaja pod choinką.Zresztą mój syn był tylko ! raz u moich rodziców
na wielkanoc w tym roku a mieszkają tescie nasi w tej samej miejscowosci w
Zalesiu G.A zaczelo sie ,ze po 10 latach małżenstwa postanowiłem powiedziec nie
=RZĄDOM tesciowej.zablokowała nasze wspólne pieniądze które są na koncie mojej
zony ,bo jej zaufałem =powiedziała ze ich nie dostane .A ja chciałem je
korzystnie zainweestować a nie zeby leżały.A tesciowa powiedziała =wała.Wiec ja
nie wytrzymałem i jeej kazałem spier....z tego domu.Pokwiczała ,podwineła kitę
i poszła do autobusu-a działo to sie w Warszawie.Teraz sie mszczą -jaki to ja
cham,jak mogłem,a ja poprostu niewytrzymałem .Ja mogę być chamem ,ale swoje
dzieci kocham i chce byc z nimi i robie wszystko zeby miały dobrze ale tak jak
ja zaplanuje z żoną a nie ,moja żona z mamusią.Bo tesciowa miała swoje 5 minut
w życiu ,gdy mogła sobie ustalać jak zyc.Moja tesciowa też jest wdową ,Dopóki
żył tesc =porządny facet =to miała kims sie zając .Ale gdy zostawił nas na tym
padole ziemskim to sie zaczęło.Moja żona wszystko ustala z mamusią ,ja
dowiaduje sie od dziecka co kombinują =dobrze ze ona gaduła.Wszelkie
przygotowania =czy komunia ,czy chrzciny odbyły sie beze nie -a teraz obwiniaja
mnie ze nic nie robie -a jak mam robic skoro one same juz poustalaly a ja
jestem tylko zaskoczony.Ale jej czas dobiega końca i musi zrozumiec ,że
przychodzą młodzi i biorą sie zarobote a ona idzie w odstawkę i tylko mozę sie
pożalic .Idzie na emeryture i może tylko bawić wnuki ,moje też ,ale nie kosztem
ojca i matki .I córcia powinna zrozumieć ,gdziee jest jej miejsce.Ja nie
zabraniam im siee spotykac ani dzieciom jezdzic do babci,ale trzeba
wyposrodkowac ,ze nie są jedynymi na ziemi ,którym sie należy radość z
wnucząt.Może i wyrządziłem wiele krzywd ,ale poprostu niewytrzymałem.Teraz
przegrywam bo oni walczą dziecmi=a to skuteczna broń dla ojca, który chce
dobrze dla swoich chłopaków i ma dla kogo pracować , nie moze z nimi nawet sie
zobaczyć.Tę bitwę przegrałem =ale wiosna bedzie moja.AP Więc Cabanos głowa do
góry.



Temat: Tesciowie mnie nie lubia
Tesciowie mnie nie lubia
Bardzo prosze o wypowiedzenie sie w poniezej sprawie - jestem z moim partnerem
ponad dwa lata. Wszystko uklada sie super poza ... kontaktami z jego rodzina.
Generalnie sa chlodne - wrecz zimne; trzymaja mnie na dystans... Kiedy ich
poznalam mialam lekka depresje zwiazana z utata pracy - sytuacja taka trwala
blisko rok. Oczywiscie wtedy nie ma sie ochoty na jakies wielkie wyjscia,
imprezy, obiadki - bylo mi zle i nie mialam sily czesto sie z nimi spotykac.
Teraz oni traktuja fakt, ze mialam doła i sie nie pozkaywalam zbyt czesto jak
swoiste alibi ze nasze kontakty byly tak chlodne - ich zdaniem to moja wina!
Nigdy nikt mi sie nie zapytal w zyczliwy sposob co u mnie slychac, nikt nigdy
mnie nie zaprosil na obiad czy na kawe - zawsze moj facet tylko twierdzil ze
jestem jego partnerka wiec mam pelne prawo zeby przychodzic. Poszlam wiec na
komunie jego siostrzenca - oczywiscie zaproszona nie zostalam, nikt nie
podziekowal za prezent, a co najbardziej zenujace - siedzielismy w tzw. kaciku
dla gosci drugiej kategorii tzn. przy ogolnym stole nikt nie pomyslal o
miejscu dla nas i zostalismy posiedzeni w odosobnieniu; nikt tez nie podszedl
do mnie nie porozmawial - czulam sie jak piate kolo u wozu. Kolejna sytuacja -
swieta B. Narodzenia - znow dystans i chlod - jego siostra w mojej obecnosci
zaprosila swoje kuzynki i ciocie dosiebie na kawke po swietach - mowila to
siedzac metr ode mnie - zrobilo mi sie cholernie przykro... Kiedy raz czy dwa
poszlam na obiad do nich byl on prawie zjedzony - nikt na mnie nie czekal.
Najwazniejsza jednak jest ostatnia sprawa ktora chce opisac - w te sobote
odbyly sie chrzciny siostrzenicy mojego partnera ( ma jedna siostre - a ona 4
dzieci i uchodzi za wrecz blogoslawiona w tej rodzinie Pani nauczycielka
WUEFU) Oczywiscie nie zostalam zaproszona - nie mialam ochoty isc na te
uroczystosc - pech a moze szczescie sprawilo ze w tym czasie bylismy na
wakacjach w bieszczadach - wrocilismy poznym wieczorem w sobote - jego rodzina
oczywsicie widziala ze wyjezdzamy wiec dlaczego nie mogli dostosowac terminu
do naszych planow? W niedzile poszlam na obiad do tesciow gdzie byla tez
siostra z rodzina - nie wiem moze mieli jakies wyrzuty sumienia poniewaz
traktowali mnie odrobine przyjazniej - w kazdym razie cos we mnie peklo i
zaczelam mowic o tym co mnie boli - powiedzialam jego siostrze ze to naprawde
genialny pomysl byl aby zoorganizowac chrzciny podczas wakacji brata -
wygarnelam im wszytsko - siedzieli w szoku ze sie osmielilam - wczesniej
zawsze mialam problem zeby bez stresu z nimi przebywac - z racji tego ze
chcialam wypasc jak najlepiej - chcialam akceptacji i tego zeby mnie polubili.
WIEC W MINIONA NIEDZIELE POWIEDZILAM IM WSZYSTKO CO MYSLE NA TEMAT
DOTYCHCZASWOYCH KONTAKTOW. Niestety w zlosci czesto podnosi sie ton glosu wiec
maja kolejny dowod jaka to jestem bezczelna i nieokrzesana..... Zenujace.
Podkreslam jednak ze nie padly zadne niecenzuralne slowa, nie uwazam zebym
kogos szczegolnie urazila, czy obrazila - po prostu powiedzilam co mysle -
szczerze. Tesciowa powiedziala ze okaze sie teraz kogo wybierze Maciej - moj
facet - ich czy mnie - na rece opadaja. Co ja mam robic? Co robilibyscie w tej
sytuacji ? Dodam ze czuje teraz ogromna ulge i ciesze sie ze to powiedzialam i
zamierzam tez nie unikac kontaktow z nimi i twardo egzekowawac swoje prawa.
Prosze o komentarze. Bede zoobowiazana bo dla mnie to niezwykle wazne.



Temat: Klasowa wyprawa do kina - klasa piąta
nisar napisała:

> Saska Kępa. Szkoła jedna z lepszych na Pradze.
>
> GDZIE chodzi Twój syn?

No mój też Warszawa, Kabaty

Syn weteran 3 szkół, w których we wszystkich było tak samo, bardzo regularne
wyjścia. W klasach 1-3 to było naprawde ciagle wychodzenie, a to teatr, 2 razy
filharmonia, chyba z 5 wystaw Mozg, Leonardo da Vinci, Muzeum Powstania (w
Muzeum to byl juz z 6 razy...), Teatr Wielki- koncert noworoczny, wizyta u
Ksiedza Twardowskiego, Wilanow i Zamek Krolewski.

Nie mowiac o rzeczach rozrywkowych: lodowisko, kulig w lesie kabackim, zawody
plywackie (takie na smieszno), konie, 3 razy rowerami po Kabatach...

Wycieczki: Czestochowa (z ksiedzem po komunii, ale to nie byl tylko klasztor
ale i zwiedzanie czestochowy), 4 dniowa w Gorach swietokrzyskich, 2 razy w
skansenie gdzie cos lepili z gliny,

Teraz w 4 klasie tego jest mniej, ale byli juz na 4 dniowej wycieczce (tzw
szkola przezycia niedaleko od Warszawy), na wycieczce ekomunicznej w Warszawie:
synagoga, cerkiew meczet i kosciol katolicki, 2 razy w teatrze, w Muzeum
Powstania. W kinie tez.

Poza tym szkola (spoleczna) robi duzo rzeczy takich integrujacych-na Mikolajki
dzieci kupowaly prezenty dla zwierzakow ze schroniska (syn wylosowal kota
Miauczka), na swieta rodzice z dziecmi zrobili kiermasz-w celu zbierania
pieniedzy na sztandar- gdzie sprzedawano ozdoby (zrobione przez dzieci) i
ciasta (zrobione przez mamy)-ja serwowalam kawe i herbate (czym bardzo
zasililam budzet, bo napoje byly drozsze niz w hotelu Bristol...).

Szkola wydaje tez plyte z okazji nadania imienia na ktorej dzieci spiewaja, moj
syn poniewaz ma "szkolony" glos, na niej tez wystepuje. Byl w studio nagran.

W szkole byl organizowany konkurs z wiedzy o patronie- Janie Nowaku
Jezioranskim-syn przeczytal 500 stronicowe biografie, np "Wojna w eterze" czy
ostatnia ksiazka Jaroslawa Kurskiego-mysle ze to mu wiecej dalo niz caly rok
nauki historii. W konkurs zaangazowana byla cala szkola, te dzieciaki naprawde
tym zyly...

Na lekcjach wychowawczych nie wiem co sie dzieje, ale z tego co rozmawiam z
synem to rzeczywiscie rozmawiaja o rzeczach wychowawczych. Klasa jest bardzo
zgrana (14 dzieci), rodzice tez sa zgrani (dla mnie to nawet byl poczatrkowo
problem, bo jako "nowa" nie czulamn sie tak zgrana-rodzice mowia do siebie po
imieniu, znaja sie i poza szkola, dzieci chodza wspolnie na rozne zajecia, syn
byl teraz na obozie z kolegami i z obecnej i dawnej klasy).

Obecna szkola jest spoleczna (14 ro dzieci w klasie) ale poprzednie byly
panstwowe i pod wzgledem "rozwoju" byly nawet lepsze.

Ja jestem bardzo zadowolona z tego co w szkole sie dzieje i odbywa.
Poprostu nie moge sobie wyobrazic ze ktos swiadomie chcialby tego swoje dziecko
pozbawic...




Temat: HGW zwariowała
> ale przypominam sobie

Wierzę. Zwykle ludzie mogą, a przynajmniej chcą, się rozwijać. W jego przypadku
zmiana na gorsze nie dziwi.

> Panie Sędzio

Mów mi - sen. Albo - nick. No chyba, że swoim zwyczajem rozwiniesz do postaci
pełnej: "Sędzio Liniowy".

> wiadomych korzeni w konstytucji UE

eurokonsty parafowane przez czerwoną belkę to gniot tak marny, że nawet
najbardziej rozbuchane chrześcijaństwo mu nie szkodzi, dokument równie
obszerny, co nieudany. Zwróć uwagę, że dwa państwa, ktore (po Estonii)
najlepiej dają przykład innym europejskim narodom, mianowicie Holandia i
Czechy, kraje znane z tego, że ich ludność jest w dużym stopniu oświecona, a w
maleńkim religijnie otumaniona, sprzeciwiły się eurokonsty. Holendrzy odrzucili
to badziewie w referendum, a Czechy mogły poszczycić się tym, że ich prezydent
(Klaus) był jedynym (w owym czasie) przywódcą z dwudziestki piątki krajów
wyrażającym otwarcie swój krytycyzm. Kwas oczywiście wspierał eurokonsty.

> I jeszcze na zakończenie krótka migawka z tętniącej życiem kaplicy
> prezydenckiej, z czasów Aleksandra I Agnostyka , w której to miały miejsce
> nawrócenia, Pani Prezydentowa się wyciszała, ale także i denerwowała, gdy
> nie uzupełniono na czas zapasów wody święconej :
>
> ,,Ale za to według księdza Domiana życiem tętniła prezydencka kaplica. –
> Codziennie o godzinie 8 odbywała się msza – mówi arcybiskup Głódź. –
> ; Minister
> Ungier śmiał się nawet, że według podjeżdżania pod pałac samochodu kapelana
> można ustawiać zegarek.
> Na mszy przeważnie było kilku pracowników kancelarii, bywała też Jolanta
> Kwaśniewska. Sama twierdziła, że często schodzi do pałacowej kaplicy, bo
> skutecznie się w niej wycisza. Kiedyś w ostrych słowach zwróciła uwagę
księdzu
> Dłubaczowi, że przy wejściu do kaplicy nie ma święconej wody. – Bardzo si
> ę
> przejął i potem niezwykle tego pilnował – wspomina ksiądz Domian.
> – Sam prezydent wielokrotnie brał udział w mszy świętej w kaplicy w Wiśle
> . Choć
> nie przystępował do komunii – opowiada ksiądz Domian. W warszawskim pałac
> u
> Kwaśniewski też miał zaglądać do kaplicy. Umieścił w niej (nie osobiście)
> wszystkie prezenty, które dostał od Jana Pawła II. – Odbyło się tu wiele
> wspaniałych nawróceń – dorzuca ksiądz Domian. Czyich nawróceń? Pracownikó
> w
> kancelarii? Polityków SLD? Głów państw? Ksiądz zasłania się tajemnicą
spowiedzi
> .
> – Oprócz codziennego nabożeństwa, opłatków i jajeczka w kaplicy odbyło si
> ę
> ponad 30 chrztów dzieci pracowników kancelarii, bierzmowania, pogrzeby, kursy
> przedmałżeńskie, śluby, spowiedzi, nawrócenia – wylicza ksiądz Domian. O
> konkretnych przykładach nie chce mówić, ale wiadomo, że w kaplicy
prezydenckiej
>
> ksiądz Domian udzielał ślubu Ryszardowi Kaliszowi.

Oni wszyscy byli Dłubaczami. Kalisz, Borowski, Kwaśniewski. Po prostu nie mieli
poczucia obciachu.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chadowy.opx.pl



  • Strona 3 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 200 wypowiedzi • 1, 2, 3