Czytasz wypowiedzi wyszukane dla słów: prezenty dla przyjaciółki





Temat: Życie towarzyskie matek
[Zgadzam się z poprzedniczką. Kobiety-matki same ograniczają swój świat. I gdy
dzieci dorastają, to one nie chcą się z nimi rozstać. Wtrącają się do ich
dorosłego życia. Manipulują ukochanym synkiem czy córeczką. I te dzieci
najczęściej zostają z tymi mamusiami, choć nieraz już nie mieszkają z rodzicami.
Dlaczego? Bo mamusie poświęciły się dla cudownego wychowania bez parówek,
tenisem, francuskim, ( resztę niech sobie każdy sam dopowie), służyły za
całodniową taksówkę... I po dzieciach pozostała im pustka. Co dalej!!!
Mam prawie dorosłe dzieci. Samodzielne. Etap wychowywania dziecka traktowałam
jako przejściowy w moim życiu. Oczywiście były pikniki, teatr, kino, nauka
tenisa, nurkowanie itd. Ale był czas dla mnie i męża. I czas tylko dla mnie.
Wyjeżdżałam na parę dni do przyjaciółki a dzieci zostawiałam z mężem lub matką
lub nianią. Wiecie jak byłam traktowana? Jak wyrodna matka. Moje dzieci te
wyjazdy traktowały jak święto. Miały luz i jak wracałam zawsze miałam dla nich
prezenty. Kiedy weszły w okres nastoletni zwolniłam gosposię i rozdzieliłam
obowiązki. A pani przychodziła tylko prasować (czego ja nie cierpię). Dzięki
temu świetnie sobie dają w życiu radę. Potrafiły już jako nastolatki zarabiać.
Każde gdy chodziło do gimnazjum już musiało w trakcie wakacji 2 tygodnie
pracować. Dostawały na swoje konto kieszonkowe i inne pieniążki-prezenty. I same
nimi zarządzały. Ale jak chciało któreś np.lepsze narty to musiało ze swoich 30
% dołożyć. I tak ze wszystkim co było drogie. Było nas stać, ale to nie o to chodzi.
Syn jest na trzecim roku studiów i zarabia już więcej ode mnie. A córka zbiera
właśnie na wakacje- samodzielne. A ja na wiele rzeczy z fantazją pozwalam, gdyż
mi nikt w moim rodzinnym domu nie był w stanie zabronić i pamiętam ich cudowny
smak. Są dzięki temu radosne, twórcze i mają własne zdanie. Potrafią pomagać
innym i sprawia im to przyjemność. Wiem, że brzmi to jak bajka. Mam fantastyczne
dzieci. Nigdy ich nie krytykowałam, traktowałam z szacunkiem. Ale tego samego
wymagam w stosunku do nas. Nadal mam swoje dziwne pomysły, które realizuję. Ja
też jestem dzieckiem i tak siebie traktuję. Brakuje mi syna, tęsknię za nim.
Córka wyjeżdża do liceum na drugi koniec Polski. Mąż ma także swój świat. Robi
to co lubi i go w tym wspieram. A on mnie. Za kilka lat zatęsknię za jakimś
wnukiem i mam nadzieję, że będę szaloną babcią. Moja przyszła synowa jest taka
jaką chciałam mieć. Lekko szalona, ale też mądra i odpowiedzialna. Kocham ją.
A ja zabieram co jakiś czas moją mamę na krótkie wyprawy i cieszę się, że ją mam
i mogę z nią być. Nie była dobrą mamą, ale nie winię ją za to. I do tego też
musiałam dojrzeć i ją zrozumieć. Czego wszystkim życzę.





Temat: Obowiązek wobec rodziny...?
Ciociu - sugerujesz małe wesele na 60 czy 80 osób - policz sobie to jest raptem
40 par. Z tego państwo młodzi, świadkowie, rodzice i teściowie, załóżmy że
każde z nich ma 1 sztukę rodzeństwa, załóżmy że wszyscy dziadkowie żyją +
rodzice chrzestni obydwojga - to już prawie 30 osób. To zazwyczaj absolutnie
niezbędna, najbliższa rodzina. A reszta? Roznie bywa w rodzinach, czasem rodzic
mają więcej rodzeństwa - i co wtedy? Nie da się zmieścić w takiej liczbie, a o
rodzeństwie ciotecznym w ogóle nie ma mowy. Przykładowo - u mnie rodzice mają
łącznie 7 rodzeństwa, każda para ma dwójkę dzieci, z czego 80% jest "pożeniona"
i ma własne dzieci. I co z tym fantem zrobic? Selekcję? Oprócz tego przecież są
jeszcze goście ze strony pana młodego. Liczyłam kiedyś, że tej najbliższej
rodziny byłoby około 100 osób (do poziomu rodzeństwa rodziców i ich dzieci). Z
tej setki lubię może 10 sztuk. Reszta jest mi najdoskonalej obojętna.
Słyszałam ostatnio, jak to dziadek wymusił zrobienie wesela wnukowi (skromnego -
na 60 osób), w sytuacji, kiedy młodzi mają po 18 lat, mieszkaja kątem u
rodziców, chodzą jeszcze do szkoły, utrzymują się z pensji pracującej mamy i
renty ojca - ta rodzina ledwo wiązała koniec z końcem jeszcze przed ślubem, a
teraz jeszcze dziecko w drodze i wydatki większe. Nic to, że nie mają za co
żyć, a matka bedzie spłacała kredyt przez kolejne 3 lata, grunt, że
staropolskim zwyczajem było "zastaw się, a postaw się".

A koszt przyjęcia weselnego w Warszawie dla 1 osoby zaczyna się gdzieś od kwoty
minimum 150 - 250 zł (i to w raczej niskim standardzie, bez alkoholu i
orkiestry, o noclegach nie wspomnę). Znajomi na wesele wydali ponad 50 tys. zł,
ale oni są już urządzeni, więc mogli sobie pozwolić na pewien luz.

Co do pomocy - to istotnie nie jestem w stanie wyobrazić sobie sytuacji, kiedy
potrzebuję pomocy od dalszej rodziny - zdecydowanie po ewentualną pomoc
zwracałabym się do banku, rodziców lub bliskich znajomych (w tej kolejności). W
czym mi pomoże ciotka-rencistka, starsza ode mnie o kilkanaście lat, która nie
może się odnaleźć w kapitalistycznej rzeczywistości? Przepraszam, ale to ja
jestem doradcą podatkowo-organizacyjno-inwestycyjnym dla całej rodziny.
Podtrzymanie więzi rodzinnych odbywa się automatycznie - jesli rodzina jest
fajna. Nikt nie bedzie o te więzi zabiegał ze zrzędzącą, wścibską ciotką czy
wujem-nudziarzem. Taka jest kolej rzeczy.

Czasy są takie, że jednak większość normalnie myślących ludzi liczy się z
groszem i ogranicza wydatki. W liczbie gości weselnych również. Nie oczekuj, że
ktoś zaprosi jakiegoś pociotka widzianego ostatnio przed 15 laty, zamiast
ukochanej przyjaciółki w imię nieistniejących więzi. Nie wiem, na jakim świecie
ty żyjesz, ale prezenty weselnie od dawna już nie pokrywają nawet części
kosztów wesela, jeśli już o tym wspomniałaś. Bo tez mało kogo stać na danie
około 500 zł od pary. To zaledwie pokryje podstawowe koszty wesela. Podróż
poślubna ze ślubnych kopertówek to chyba do Otwocka na działkę, chyba że ktoś
ma bardzo hojną i zamożną rodzinę.

A wspomnienia? Pierwszego wesela dla rodziny nie wspominam w ogóle, dla mnie to
nie była najmniejsza frajda, kolejna śmiertelnie nudna impreza rodzinna
(oczywiście z racji kosztów nie dane mi było zaprosić znajomych), natomiast
drugi ślub był dla mnie - tylko rodzice i bardzo, bardzo dużo przyjaciół. A
zamiast przyjęcia dla pociotków - niezapomniana podróż życia.






Temat: Zdrada przyjaciolki - dlugie
Zdrada przyjaciolki - dlugie
Mam do Was takie pytanie. Co byscie zrobily, gdyby przydarzylo Wam sie cos
podobnego.

Bylam z pewnym facetem, nazwijmy go Tom (gdyz byl cudzoziemcem) przez jakies
poltora roku. W miedzyczasie zamieszkalam w jednym pokoju malego mieszkania z
dosc bliska kolezanka, powiedzmy Magda. Wspolne mieszkanie razem i ta sama
praca szybko sprawily, ze dotychczasowa dobra znajomosc przerodzila sie w
przyjazn. Zwierzalysmy sie sobie, opowiadalysmy sobie o naszym zyciu -
wiadomo, jak to w przyjazni, a zwlaszcza, gdy dzieli sie ten sam pokoj...
(nocne pogaduchy!)

Trwalo to prawie rok. Zdazylam jej opowiedziec o moim zwiazku z Tomem, ona o
swoich nieudanych zwiazkach.

Magda nie znala Toma. Spotkala go pierwszy i jedyny raz przez przypadek,
kiedy robilysmy zakupy i spotkalysmy go. Widziala go minute, bo zaraz potem
rozeszlismy sie on w swoja strone, my w swoja. Od tego czasu czasem mowila mi
jaka to jestem szczesciara bo mam takiego przystojnego faceta, ze ona sobie
pewnie nigdy zycia nie ulozy i takie tam.

Zycie chcialo, ze rozstalismy sie z Tomem. Bardzo to przezylam, choc zerwanie
bylo z mojej winy. Spotkalam tez kogos nowego. Wsparcia szukalam u Magdy,
zwierzajac sie jej jak mi ciezko, co przezywam, jak on to przezyl. Sluchala
mnie, radzila, wspierala.

W tym samym czasie, a bylo to we wrzesniu zeszlego roku Magda sie
wyprowadzila - do dzis nie znam prawdziwych powodow tej przeprowadzki.
Zamieszkalam z inna kolezanka i nasz kontakt z Magda bardzo sie ograniczyl.
Spotkalysmy sie moze ze 2 razy, ale regularnie wysylalysmy do siebie majle z
informacjami co sie w moim zyciu dzieje.

Czesto pisala Magda o nowych randkach, o facetach (musze w tym miejscu
zaznaczyc, ze jest to osoba jakby powiedziec, malo towarzyska, nie chodzaca
na dyskoteki, taka "z prowincji", szara myszka).

Pewnego dnia Magda zakomunikowala, ze wreszcie sie zakochala "w kims
realnym", ze to ten jedyny. Z dnia na dzien posypaly sie listy o jej
bezgranicznym szczesciu, o delikatnych rekach jej nowego faceta, o tym jak
mdleje na jego widok, jak bardzo go pragnie, jak on ja piesci. I co ja
wszystko na to. Zaczela pytac o rzeczy typu, w co sie ubrac na nastepna
randke, a co powiedziec, jak facet da jej kwiatka, gdzie ma z nim pojsc, co
pic. Pytania byly coraz czesciej z natury "a do jakich miejsc chodzilas z
Tomem", "czy kupowal Ci kwiaty", "gdzie Cie zabieral", "czy kupowal Ci
prezenty" - mialo to sluzyc nie wiem, porownaniu z jej nowym facetem?
Cieszylam sie razem z nia, ze wreszcie znalazla kogos komu chciala zaufac.
Wciaz pytala co ma robic, jak sie zachowywac. Zaczela pytac na ktorej randce
powinna z nim isc do lozka, o to kiedy ja z Tomem poszlam do lozka. Pytala o
wiele intymnych rzeczy, o ktorych chyba nie chce pisac na forum. Wszelkie
pytania z mojej strony, kim jest ten facet, co robi, jak ma na imie, zbywala
mowiac, ze to nie ma znaczenia, bo ona wie, ze on jest dobrym czlowiekiem. Na
pytania skad to wie, mowila tajemniczo "bo ja wiem, ze tak jest. Znam go
dobrze"

Sytuacja ta trwala ok. 2 miesiace. Po dwoch miesiacach pewnego dnia spotkalam
Toma. O tym spotkaniu powiedzialam Magdzie. Wieczorem wyslala do mnie smsa,
ze facet, o ktorym mi opowiadala w szczegolach to byl wlasnie... Tom.

Poczulam sie fatalnie. Rozplakalam sie. Nie mam pojecia w jaki sposob dotarla
do niego - facet jest cudzoziemcem. Nie mam pojecia dlaczego zrobila to za
moimi plecami, dlaczego podpytywala mnie o intymne szczegoly mojego zwiazku z
nim. Podstepnie udajac przyjazn. I spotykajac sie z nim jednoczesnie. To byl
dla mnie szok.

Zerwalam z nia wszelki kontakt. Od tego czasu minely 4 miesiace, a mnie to
wciaz dreczy. Czuje sie jakby przesladowala mnie jakas psychopatka.

Napisalam tego posta, zeby, nie wiem, w jakis sposob sie oczyscic. Co o tym
myslicie? Co byscie zrobily na moim miejscu?




Temat: złodziejka życia-tesciowa
Droga ppolkoo, też (prawie) jakbym czytała o sobie,z tym, że moja teściowa
rozwiodła się z teściem i syn był jej jedynym... partnerem? To złe słowo, bo
partnerstwo wymaga traktowania drugiego człowieka z szacunkiem i pozwalania mu
na własne życie/zainteresowania/realizację siebie. Ona go przywiązywała do
siebie i ściągała w dół, gdy tylko miał jakieś ambicje, plany, marzenia. Miał
być dla niej, na jej rozkazy. Oczywiście na zewnątrz grała rolę mamusi-kumpla,
równej babki, takiej do pozazdroszczenia.
Piszę, żeby ci pokazać wariant, którego nie przeszłaś, a mogłaś i nad którym
się zastanawiasz. Ze mną było tak: od dnia, w którym poznałam teściową czułam
jej niechęć. Nie szczędziła mi docinków, złośliwości, czerpała radość z
upokarzania mnie przed innymi, np. członkami jej rodziny. Słyszałam o tym, jak
źle się ubieram, jak brzydko wyglądam. Wyciągała na forum publiczncym moje
prywatne sprawy, których nie chciałam nikomu zdradzać. Wszystko z uroczym
uśmiechem, grając rolę ”przyjaciółki”, poklepując po plecach itp. Pół roku
przed ślubem zrobiła mi i mojemu (wówczas) narzeczonemu awanturę o kompletne
głupstwo (jak co tydzień przyjechaliśmy do niej na sobotni obiad, a ponieważ
były to moje urodziny, chcieliśmy wyjść trochę wcześniej, po deserze i
rozmowie, ale przed wieczorem, zeby zdążyć spotkać się z przyjaciółmi.
Zmieszała nas z błotem i kazała się wynosić z domu, bo nie szanujemy jej i nie
liczymy się z jej uczuciami). Wszystko, wszystko znosiłam bez skargi. Po tej
awanturze odczekałam aż jej przejdzie i znów zaczęłam zabiegać o dobre
kontakty. Przez ponad pięć lat naszej znajomości dawałam jej kosztowne
prezenty, zapraszałam do domu, jeździłam do niej, chwaliłam, gdy coś dobrego
zrobiła... Jak reagowała? Zależnie od humoru. Np. oglądała prezent (drogie
perfumy) i mówiła: ”o będę co miałą dać pielęgniarce w sanatorium”.
Krytykowała, dokuczała. Znosiłam to w jakiejś bezbrzeżnej cierpliwości i
nadziei, że kiedyś się między nami ułoży (potrfię być strasznie uparta).
9 miesięcy temu urodziłam córkę. Teściowa raz grała cudowną babcię, raz znikała
bez wieści i nie oglądała jej przez 2 miesiące. Sama zaproponowała, że będzie
opiekować się dzieckiem jak wrócę do pracy i właściwie nie było innej opcji.
Nie podobało mi się, jak zajmuje się moim dzieckiem. Nie szanowała moich próśb
i poleceń. Nie czuła zupełnie potrzeb mojej córeczki - nie chciała np.
dostosować się do jej rytmu dnia, a potem dziwiła się, dlaczego dziecko
niespokojne. Nie słuchała moich próśb. Zaczęła coraz bardziej ingerować w nasze
sprawy. Spędzała po parę godzin dziennie w naszym mieszkaniu. Grzebała po
szufladach, używała moich osobistych rzeczy, dyrygowała nami. Wyczuła, że dam
jej wejść na głowę. Widziała moją cierpliwość i odbierała jako słabość. Zaczęła
na dobre mącić między mną, a mężem. Doszliśmy do momentu, w którym myślałam już
tylko o tym, KIEDY się rozwiedziemy. Prędzej, czy później? To był koszmar. Mąż
był niby po mojej stronie, ale zupełnie uległy matce, tańczył jak mu zagrała.
Wykorzystywała każdy nasz sekret, który poznała, skłóciła mojego męża z moją
rodziną (bardzo mu przychylną). W końcu zdobyłam się na odwagę i postanowiłam z
nią porozmawiać, zaczynając od drobnej sprawy - używania bez pytania moich
osobistych rzeczy. Byłam spokojna i grzeczna. Ale ona nie. Wybuchła awantura.
Zrobiła piekło, zwyzywała mnie, obraziła się na nas i na nasze dziecko (sic!).
Od kilku miesięcy nie kontaktuje się z nami, poza sms-ami od czasu do czasu (by
wyrazić, co o mnie myśli) i listem w którym oprócz wyzwisk znalazły się i
groźby oraz żądania.
Moje małżeństwo... odżyło. Mąż stanął po mojej stronie. Wyjaśnił konflikt z
moimi rodzicami i na nowo się z nimi zaprzyjaźnił. Ja odżyłam, przestałam się
trząść ze strachu i łykać tabletki uspokajające. Postanowiliśmy dbać, by nasze
dziecko miało jakiś kontakt z babcią, taki jaki się da stworzyć. Ale ja już
nigdy nie będę zabiegać o jej akceptację i sympatię.
Przepraszam, rozpisałam się, widocznie musiałam to z siebie wyrzucić. Tobie
chciałabym tylko jedno powiedzieć: dla ciebie najważniejsze powinno być wasze
małżeństwo, strzeż go i nie daj nikomu wejść między Was. Ciesz się, że mąż jest
z Tobą i widzi jak niesprawiedliwie odnosiła się do ciebie jego matka. Nic nie
zmieniaj. Z mojego doświadczenia wynika, że nadmiar dobrych chęci, cierpliwości
i starań może skończyc się bardzo źle. Pozdrawiam cię bardzo ciepło!




Temat: Trochę przewrotnie :)
wieczorne dokończenie dzisiejszego odcinka
W kwestii Chrztu był nieprzejednany. Moi Rodzice zapowiedzieli, że nie pojawią
się na Chrzcie w KEwA, bo nie taka była umowa, i nie widzą powodu, dla którego
mieliby niewerbalnie przyzwolić na takie łamanie umów - krótko mówiąc, dla
którego mieliby przyjechać. Dwójka moich Przyjaciół nie przyjechała, wymawiając
się mi stanem zdrowia Przyjaciółki, a Mężowi mówiąc, że nie podoba Im się
sposób, w jaki postępuje. Prawdziwy powód zapewne leżał gdzieś pośrodku.
Matką chrzestną została siostra mojego męża, natomiast mieliśmy problem ze
znalezieniem ojca chrzestnego - chciałam, żeby był katolikiem.
Po odrzuceniu z różnych powodów krewnych, zaczęliśmy się zastanawiać nad
Przyjaciółmi. Któregoś popołudnia zadzwoniłam więc na drugi koniec Polski, do
Niego (katolik-ortodoks), z pytaniem, czy nie zechciałby...
Usłyszałam w słuchawce pełne dumy "no pewnie, że tak!", ale zastopowałam Go,
wytłumaczyłam, że to nie KRzK, tylko inny, i tak dalej.
Usłyszałam tylko pytanie, czy jestem absolutnie pewna, że jako przedstawiciel
innego kościoła, będzie mógł być ojcem chrzestnym? Ponieważ w KEwA chrzestnymi
mogą być osoby będące chrześcijanami - niezależnie od wyznania, które
reprezentują - potwierdziłam; dodając, że nie wiem, czy z Jego poglądami będzie
chciał brać udział w tej uroczystości, i że ja to zrozumiem. Usłyszałam słowa,
których do śmierci nie zapomnę. "To jest Twoje dziecko i tylko to się dla mnie
liczy."
Na Chrzest przyjechała rodzina Męża, przyjechała moja Siostra, przyjechał
oczywiście On.
Moja Siostra przywiozła prezenty również od moich Rodziców, którzy nie chcieli
"nie przyjmować do wiadomości" wszystkiego, co się dzieje.

Po 4 miesiącach wróciłam do pracy, a Małą zaczęła się opiekować Pani, która po
pewnym czasie stała się "trzecią Babcią", do tej pory utrzymujemy kontakt,
odwiedzamy się. Swoją drogą - mieliśmy faktycznie olbrzymie szczęście, że na Nią
trafiliśmy. Od początku traktowała Małą jak własną wnuczkę i tak jest też dotąd
:) Dorobiła się w międzyczasie swoich własnych, ale Mała jest najstarsza, i w
dodatku jedyna płci żeńskiej, więc stanowi oczko w głowie ;)

Kilka miesięcy po Chrzcie Małej umarł mój Tato, zaraz później moja Babcia - dwie
osoby, które znały i rozumiały mnie najlepiej z całej mojej Rodziny.
Najgorsze, że moja Mama straciła w krótkim czasie męża i mamę. Na szczęście mam
jeszcze rodzeństwo, więc miał się kto Mamą zaopiekować. Oczywiście gdy pojawiały
się problemy, Mama (która do tej pory była przyzwyczajona do cedowania ich na
naszego Tatę) dzwoniła do mnie, ale to naturalne. Trochę byłam przytłoczona tym
wszystkim, bo tutaj dziecko, tutaj nieporozumienia z mężem, tutaj nowa rola
doradcy własnej Mamy... ale wszystko się dotarło, czas zacierał ból, wszyscy
nauczyliśmy się żyć w nowej sytuacji.

I jak się wszystko w miarę ustabilizowało, a Mąż zaczął na tę stabilizację
narzekać (umierał zawodowo i była to prawda), wymyśliłam przeprowadzkę do innego
miasta, jeszcze dalej od wtrącających się do wszystkiego Teściów. Mąż
przyklasnął temu, po czym zabraliśmy się za szukanie tam pracy, szukanie
mieszkania itede.

:) C.d.n., ale na pewno już nie dziś :)



Temat: noclegi gosci-kto placi?
trusia29 napisała:

> mariszka - może Ty powinnas zmienić miejsce zamieszkania?

No właśnie przeciez niedawno zmieniłam na ... kraj Polo-Katolo!

> Nawet jedyna kumpelkę nadajaca się na
> swiadkowa zrazilas zwoim skapstwem.

HAHAHAHAHAHAHHA! Dobre! Chyba jednak nie czytasz ze zrozumieniem, bo śpieszysz
się z odpisywaniem. Szczególnie to "skąpstwo" mnie rozbawiło. Jeszcze raz
powtarzam, nie wypowiadaj się w ten sposób o sytuacjach, o których nie masz
najmniejszego pojęcia. A jako przykład mojego "skąpstwa" powiem Ci tylko co
zrobiłam wiele lat temu, na 30 urodziny mojej niedoszłej świadkowej. Otóż
wiedziałam, że dla niej 30 to coś niezwykle szczególnego. Przyjechałam więc
specjalnie na jej urodziny z innego końca świata, ryzykując wieloma rzeczami.
Zabrałam ją na weekend do zamku - tylko ona i ja. Spędziłyśmy noc w hotelu w
zamku w dniu jej urodzin - tak, jak ONA o tym marzyła. Dzień później urządziłam
małą imprezkę dla niej, zapraszając jej koleżanki. Ode mnie dostała wtedy
olbrzymie pudełko wypełnione 30 prezencikami (wymyśliłam takie "trzydzieści na
trzydziestkę"). Nie miała żadnych objekcji otrzymując prezenty. Mnie wtedy nie
było stać na coś takiego. Ale liczyła się ona, jej marzenia i, jak
myślałam, "przyjaźń". Ja po powrocie musiałam ciężko odpracować każdy wydany na
tę podróż pieniądz. Nie narzekałam, bo szczęście "przyjaciółki" było dla mnie
ważne, a wiem, że na swoją 30 była szczęśliwa. To tylko jeden mały fragment z
16 lat naszej znajomości. I najbardziej charakterystyczny dla mojej własnej
głupoty. Bo nie przypuszczałam, że ktoś będzie oczekiwał, że to tylko ja będę
dawać w nieskończoność, a ona będzie tylko brać. Na takiej zasadzie nie da się
zbudować przyjaźni. Musi być OBUSTRONNE dawanie i branie. Żałuję jedynie, że aż
16 lat dobrowolnie i z uśmiechem na twarzy dawałam się jej bezczelnie
wykorzystywać. Ale wreszcie przyszedł czas kiedy powiedziałam NIE. I nie żałuje
tej decyzji.

> Po co zaraz gadanie o kopertach???

A co, aż tak mocno to Ciebie dotknęło? Widocznie dużo w tym było racji, skoro
aż taką reakcję wywołało, choć nie do Ciebie osobiście było kierowane, ale jako
ogólne stwierdzenie.

> Napisalaś ze nie wiesz czemu swiadkowa sie obrazila

Ależ ja akurat doskonale wiem czemu! I bynajmniej nie o hotel jej chodziło, to
było tylko wygodnym pretekstem do wykręcenia się. Ta osóbka nie najzwyczajniej
w świecie nie może znieść widoku szczęśliwej pary, bo jej własne małżeństwo
rozpadło się po miesiącu. Kiedy napisała, że będzie płakac na naszej ceremonii
bo będzie jej to przypominać jej cywilny, to wiedziałam, że się wykręci od roli
świadkowej. I tak się też stało. A ja nie potrzebuję płaczącej egoistki, ktora
nie potrafi na jeden dzień zapomnieć o sobie i cieszyć się szczęściem innych
ludzi.

> zaraz wszystkim zarzucasz podlizywanie się, pazerność, szastanie pieniędzmi i
> temu podobne?

Rozumiem, że Ty tego nie dostrzegasz w życiu?

> licz się z tym, że inni moga myslec inaczej.

W takim razie, TY TEŻ. Trzeba wpierw samemu stosować to, co się zaleca innym.




Temat: "Zamówienie" :)
Wróżba dla mnie.
Witam, zatem teraz ja przystępuję do dzieła Stawiałam Białe Koty
Waita`e, również z odwróconymi. Po jednej karcie na każdy miesiąc
4buław, 3 kielichów, 10kielichów odw, królowa buław odw, 8monet,
8kielichów, król mieczy odw, głupiec, 6monet, koło fortuny,
królowa monet, 9kielichów odw.
Styczeń; radość, harmonia, bliskość. Jeśli nie jesteś obecnie w
związku to na pewno kogoś fajnego poznasz. Przyjemny i czarujący
okres w związku, imprezy, randki.
Luty; wesele, szczęście, nieoczekiwana radość, rozkosz. Czyli
przedłużenie stycznia, równie zabawowy okres.
Marzec - mogą pojawić się kłopoty i rozluźnienie w związku, albo
ochłodzenie po cudownym okresie. Może to też być przesyt,
znudzenie. Czasem można czuć że partner nie jest taki idealny jak
nam się wydawało. Czyli może być szara rzeczywistość, lub
rozstanie.
Kwiecień; ta karta zawsze mówi mi że dobra szansa została
zaprzepaszczona. Czyli została podjęta nietrafiona decyzja, coś
nie poszło tak jak powinno.
Maj; chyba tutaj uciekniesz w pacę, albo będziesz zmuszona albo
będziesz chciała. Będzie pochłaniała Cię bez reszty, nie będziesz
miała na nic czasu. Ale sprawi Ci to wiele radości mimo wszystko i
będziesz bardzo dumna z siebie Będziesz podejmowała decyzje
związane ze swoją przyszłością.
Czerwiec; trochę melancholii i rozczarowania, będziesz może się
nawet niepotrzebnie zadręczała. Jednak uważaj , bo niestety czasem
ta karta mówi o rozstaniu, czy też braku spełnienia. Człowiek sam
odchodzi zostawiając to co jest dla niego cenne i decyduje się o
wyruszeniu w nieznane.
Lipiec; ciężki czas, nie cierpię tej karty…Często to sprawy
sądowe, nieprzyjemni bezduszni ludzie, tnące ostrze miecza… Ale
może to być np. rozwód bliskiej Ci osoby, przyjaciółki i
niekoniecznie tak bezpośrednio uderzać w Ciebie.
Sierpień; początek , czysta tabliczka, wyruszenie w podróż z
czystym sercem i ufnością. Często to również czysta miłość, którą
z dziecięcą radością się odkrywa…
Wrzesień; będziesz gotowa nieś pomoc innym, będziesz poświęcała
się dla innych.
Październik; związek karmiczny z przeznaczenia, to tak jak zgodne
małżeństwo które przeszło różne koleje losu i teraz się dotarło.
Szczęśliwe zbiegi okoliczności – będzie inaczej, lepiej. To tak
jakby los wykonał obrót i znowu wszystko idzie dobrze, odzyskanie
radości i spokoju po trudach.
Listopad; obfitość, pewność, bezpieczeństwo, prezenty, wesele. To
kobieta która przeżyła swoje, jest mądra, żyje dostatnio, jest
świadoma swojej wartości.
Grudzień; sprawianie sobie przyjemności , trochę egoizmu – i to
popieram w 100% kochana, masz sobie dogadzać, kupować ciuchy,
myśleć bardziej o sobie.




Temat: Czy to wszystko ma jakiś sens?
Cześć! Czytam Ciebie i widzę własne myśli sprzed 5 lat - tak samo się czułam, tak samo mówiłam i tak samo bardzo potrzebowałam pomocy i wsparcia. To znaczy, tak mi się wtedy wydawało. I wiesz, znalazłam to czego szukałam, znalazłam pomoc, zrozumienie, wsparcie. Byłam załamana i nagle odetchnęłam z ulgą, poczułam się uwolniona, taka lekka. Rozwiodłam się z mężem, szybko i bez problemów, bardzo mi przy tym pomogli rodzice, którzy na ten czas przyjechali do naszego domu, przyjaciółki na które jak zawsze mogłam liczyć. Wiesz, to było coś wspaniałego, odzyskałam swoje życie, swoją wartość, byłam znów kobietą a nie jakimś robotem kuchennym!
Teraz, po 3 latach od rozwodu, mogę powiedzieć jedno - boże, jaka ja byłam głupia! Głupia, głupia, głupia. Dałabym wszystko, żeby cofnąć czas, ale nie mam nic. Dałam wolę emocjom, byłam zła na męża, w ogóle na facetów i stało się. Nie mam męża, nie mam facetów. Mam córeczkę, która jest obłożnie chora, więc za chwilę nie będę miała pracy. Mam mieszkanie na kredyt, na które mnie nie stać. Moja Anitka nie ma ojca, który by ją wsparł w tak trudnej chwili. A ja zostałam sama - rok temu zmarł tato, a na mamę przez najbliższe kilka lat nie ma co liczyć, bo już się zajęła synkiem młodszej siostry, a zaraz im się urodzi drugi dzidziuś.
Tak jest teraz, i tak będzie, bo sama tego chciałam. A jak było? Poznaliśmy się w pracy, nawet nie chodziliśmy ze sobą, pojechaliśmy razem na zjazd partnerów naszych firm i wpadliśmy. Karol zachował się z klasą - od razu zamieszkaliśmy razem, pomagał gdy byłam w ciążu, szybko się ożeniliśmy. Piszesz, że nie miałaś wsparcia i tu Cię nie rozumiem - mój mąż też pracował. Jest handlowcem, wiesz jak to jest - od świtu w terenie, a wieczorem bankiety z klientami, które się ciągnęły do północy. Ale był w domu, rezygnował z delegacji do Niemiec po to być ze mną. Oczywiście tego nie doceniałam, drażniło mnie wszystko, ale wiesz jak to wtedy jest. Dopiero teraz wiem, co to znaczyło dla niego i że to on tak naprawdę był moim jedynym wsparciem. Po urodzeniu Anitki nic się nie zmieniło - Karol w terenie albo na bankiecie, w domu był tylko w niedziele. Pewnie rozumiesz jak się wtedy czułam, byłam odpowiedzialna za wszystko, byłam sama z Anitką, a mąż uważał, że jak zrobi zakupy to już jest wolny. Tak myślałam, tak się czułam i byłam potwornie wściekła na niego i siebie, że w ogóle dałam się w to wpakować.
I wtedy to się stało. Porozmawiałam z rodzicami, którzy obiecali pomoc. Rozmawiałam z kumpelą, która też mówiła żebym to w cholerę rzucała i żyła dla siebie i dziecka, a nie bawiła się w praczkę i kucharkę. Rozwód trochę trwał, bo tak już jest, ale bez problemów. Podzieliliśmy mieszkanie, Anitka została ze mną. Poczułam się szczęśliwa.
Dopiero teraz dociera do mnie co zrobiłam - jak skrzywdziłam siebie i córeczkę. Pozbawiłem siebie jedynego wsparcia na tym świecie, odrzuciłam jedynego człowieka który w każdej chwili mógł mi pomóc, który był tylko dla mnie i ze mną. Naprawdę, dopiero teraz doceniam, że nigdy mnie nie opuścił, nawet jak wyjeżdżał na dzień czy dwa, to i tak był z nami. Nigdy nie podniósł ręki, a nawet głosu. Zawsze był spokojny, uśmiechnięty. Wiesz jak mnie wtedy drażnił ten jego arogancki spokój, ten uśmieszek? A właśnie tego najbardziej potrzebuje dziś nasze dziecko. Pozbawiłam swoje dziecko ojca. Nawet przez rok byłam z jednym takim, był nawet bardzo dobry dla nas, może nawet kochał Anitkę na swój sposób. Ale ona, taka maleńka, nigdy nie zobaczyła w nim ojca, bo dla niej ojcem na zawsze już pozostanie mój były mąż, który na zawsze już pozostanie byłym.
On do nas nie wróci. Przeniósł się do Szczecina do oddziału, został nawet "panem dyrektorem". Właśnie się ożenił i chyba oczekują dziecka. Budują dom. Przeżywa chorobę Anitki, proponował żebym mu oddała ją do Szczecina, że tam jej zapewni dobry szpital i opiekę. Jego żona też lubi naszą córeczkę, kupuje jej co chwilę prezenty. Ale nie mogę im oddać córki, bo straciłabym w ogóle jakikolwiek sens życia. Choć i tak go nie mam - sama pozbawiłam się rodziny, pozbawiłam dziecko ojca, za chwilę stracę pracę i nic z kariery, której i tak nie miałam. A wszystko to tylko dlatego, że 5 lat temu nie znalazł się nikt, kto by mi powiedział: Kamka, nie bądź kretynką, masz rodzinę, trzymaj się jej, jesteś matką, kobietą, więc zadbaj o ten dom.
Ja nie wiem dlaczego się rozstałam z mężem - bo to był naprawdę w porządku facet. Nie popełniaj tego błędu, znajdź sens i siły żeby wytrzymać w rodzinie, a to Ci potem się zwróci z nawiązką. Bo rodziny Ci nikt nie zastąpi, nikt nie zastąpi Waszej córeczce ojca. Rozumiem, że jesteś na męża zła, że macie trudny moment w życiu, że Tobie się zdaje, że jest źle. Ale pomóż mężowi, doceń go. Doceń też siebie - idź z psiapsiułą na duże winko, ponarzekajcie na facetów bo co tam, ale pamiętaj o rodzinie. Łatwo możesz ją stracić, ale już nigdy nie odzykasz.
Całuski, trzymaj się i przepraszam za tak długi list, bo nigdy jeszcze tego nikomu tak nie mówiłam.



Temat: KTO WIE, CZY ZA ROGIEM....:)
Jestem !!!!
Ja nadaję dziś od mężula - mam urlop do końca roku

Przede wszystkim witam nową foremkę Fantaise - i powodzenia życzę

Megi - ty i wielorybek?? kurcze - każda z nas marzy o takim wyglądzie ) a
może podeślesz jakąś fotkę wielorybią, co??

Antuś - a cóż to za pożegnanie??? nosz tak mi smutno... mam nadzieję że szybko
uporasz się z problemami i do nas wrócisz.. Ściskam cię mocno.

Tycja - gratulacje dla przyjaciólki. No no - to wasze dzieci też mają szanse
siedzieć w jednej ławce

Balbinko - nosz nie wiem czemu masz taki problem z postami... ale wiez co -
może pisz normalnego długiego posta i przed wysłaniemm skopiuj go np do worda.
jeśli się nie pojawi na wątku to jeszcze raz go wkleisz i wyślesz..

A ciekawa jestem jak tam nasza ktat - to znaczy jak rodzinka zareagowała na
niusa dzidziusiowego

A Abie i Althea pewnie jeszcze w Polsce są - odezwą się po powrocie.
Trzymam kciuki za Altheę że małpiszon do niej nie dotarł i pojawi się tu z
super nowinką

Balbinko - cóż z tą dziwną małpą?? Tak mi przykro że znów nic.. ściskam mocno!
kurcze moja @ też była jakaś taka trzydniowa. A brzucho nadal pobolewa..

Bebell - no chyba każde dziecko uwielbia prezenty ja też jak byłam mała
uwielbiałam jeździć i odwiedzać rodzinę i znajomych. do tej pory lubię. To
pewnie całą kopę prezencików przywieźliście do domku
hehe - podoba mi się twój pościk:
>ja wiem, że Małżonek wrócił ) ja wiem, że sie długo nie widzieliście )
>no, ale bez przesady!!!
>może cos bys napisała ))
>kasia
>p.s. przerwa dobrze Wam zrobi ))

no i właśnie jest ta przerwa hihihih
wiesz że jeszcze dzień przed przyjazdem mężula krwawiłam i byłam załamana że
nawet nie będę mogła... no wiesz.. Ale mężulo wrócił raniutko i małpa też
zniknęła DD

ANT !!!!! Super fota!!! no proszę - jaka sławna mała narciarka ) jak się
cieszę że się pojawilaś na forum... A z jakiej to okazji wywiad no i fota??
masz jakieś wtyki czy co? ) ale Amelka wygląda jak profesjonalistka!! buzia
się jej nie zamyka - ale musiała mieć frajdę!!

Lalisia - ty narzekasz na figurę???? nosz jak cię zaraz palnę!!! szczuplusia
kobitka jesteś tylko masz piłeczkę z przodu - i ty narzekasz??? nosz trzymajcie
mnie bo nie wytrzymam!

A jak tam Monia i Magdusia??? cisza jakaś.. i Gviazdeczka nic nie pisze..

Ja dziż przygotowałam sprzęt narciarski, a mężulo zakupił nowe narty. I jutro
ruszamy na stok!!

Melbuś - to pracuj z mężulem.. może taka nieświadomość cyklowa dobrze ci
zrobi.. trzymam kciuki!!

Balbinko - toż ty pirat drogowy jesteś!! ja uwielbiam jazdę zimą.. oj i ręczny
jest niezbędny )




Temat: Barwy szczęscia - streszczenia
277-280
277
Paweł dowiaduje się o kłótni Julii i Kasi. Postanawia pogodzić zwaśnione
przyjaciółki. Kasia i Ksawery spędzają romantyczny wieczór. Gdy Kasia daje
chłopakowi do zrozumienia, że chce, aby został na noc, Ksawery grzecznie
odmawia. Kasia jest zdziwiona. Rafał wyjeżdża na konferencję do Poznania. Gdy
pod nieobecność męża Iza spotyka się z matką, Gordon nieoczekiwanie wraca do
domu. Iza jest przerażona. Zdzisio żali się Zenkowi, że chuligani wybili szybę w
domu Władka. Martwi się o bezpieczeństwo syna. Michał zostaje wybudzony ze
śpiączki. Wzruszona Dorota przytula się do Adama, dziękuje mu za pomoc i
wsparcie. Ich serdeczny uścisk widzi Kostek. Zaczyna intrygować przeciwko
Dorocie. Wmawia Wandzie, że Dorota i Adam mają romans. [TVP]

278
Ada opowiada Klarze plotki dotyczące Huberta. Tak prowadzi rozmowę, aby sprawić
jej przykrość. Gdy Hubert próbuje porozmawiać z Klarą i zwierzyć się jej z
problemów w domu, dziewczyna nie chce go słuchać. Jest wyraźnie zazdrosna o Adę.
Maria odwiedza Renatę w pracy. Obwinia ją o zniszczenie jej rodziny i zarzuca,
że jest złą kobietą. Roztrzęsiona Renata dzwoni do Romana i opowiada mu o
wizycie Marii. Roman przyjeżdża na Zaciszną. Urządza Marii awanturę. Jej
świadkami są wszyscy domownicy. Anna nadal podejrzewa, że mąż coś przed nią
ukrywa. Wchodzi zamyślona na jezdnię. Nie zauważa nadjeżdżającego samochodu.
Jerzy przyjeżdża służbowo do Warszawy, przy okazji chce odwiedzić Julię. W domu
zastaje jednak tylko Pawła. Przeprowadza z zięciem męską rozmowę. [TVP]

279
Justyna i Norbert przychodzą na urodziny Joli. Zastają ją z zabandażowaną
twarzą. Są przerażeni. Okazuje się jednak, że Jola zrobiła sobie lifting. Magda
denerwuje się przed dzisiejszą wizytą Malwiny. Tymczasem Malwina jest bardzo
podekscytowana na myśl, że zobaczy się z Magdą. Bardzo dziwnie się zachowuje.
Rafał staje się coraz bardziej zaborczy. Zarzuca Izie, że pod jego nieobecność
spotykała się z Adamem. Oznajmia, że nie tknie jej, póki nosi jego dziecko, ale
obserwuje ją i wszystko zapamięta. Iza jest przerażona. Dzwoni do Blanki i prosi
ją o spotkanie. Malwina mówi Magdzie, że czuje, iż jest między nimi jakaś więź.
Magdzie jest bardzo niezręcznie. Dziewczyna nie jest w stanie dłużej ukrywać
prawdy. Po wyjeździe Malwiny mówi Jarkowi, że Marczak jest jej biologicznym
ojcem. [TVP]

280
Jarek nadal przeżywa informację, którą usłyszał od Magdy. Tymczasem Małgorzata
prosi Magdę, aby nikomu nie mówiła, że jest córką Jerzego. Gdy dowiaduje się, że
dziewczyna zwierzyła się ze swojej tajemnicy Jarkowi, jest załamana. Paweł i
Julia przyjeżdżają do Zakrzewia, zatrzymują się u Zwoleńskich. Małgorzata
dowiaduje się od Pawła o wizycie Jerzego. Uważa, że Marczak był dla jej syna
zbyt surowy. Ksawery rozpieszcza Kasię, przesyła jej kurierem prezenty i
słodkości. Nie odwiedza jej jednak. Jadwiga żali się Kasi na Stefana. Nie może
znieść jego ciągłego przesiadywania w domu. Chce mu znaleźć jakieś zajęcie.
Dzieli się z córką pomysłem wydzierżawienia pobliskiego warzywniaka. Przy okazji
wypytuje Kasię o jej kontakty z Ksawerym. Basia i Zenek przeżywają drugą
młodość, okazują sobie czułość na ulicy. Teresa jest zbulwersowana, uważa, że w
ich wieku to nie przystoi. Maria zwierza się Fryderykowi. Wie, że swoim
postępowaniem wszystkich krzywdzi, ale nie potrafi zachowywać się inaczej. [TVP]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chadowy.opx.pl



  • Strona 3 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 172 wypowiedzi • 1, 2, 3