Czytasz wypowiedzi wyszukane dla słów: prezenty dla mężczyzny





Temat: Perła łże ............o HONORZE jest
____taki drobiazg czyli precjoza_________________
d_nutka napisała:

> Nurni!
> W tobie ostatnia moja nadzieja.
> Obroń honor Tyu i was wszystkich mężczyzn tu.
>> Danka

Przed chwilą czytałem list pollaka na forum o forum. Pollak pisał:

"Nurni, tam obie strony nie grały fair. Znasz wszystkie privy wysyłane między
T. i M? Dajcie lepiej spokój, gadanie i rozpowszechnianiu tego może przynieść
tylko kolejne problemy i nerwy (zarówno dla M. jak i dla T.). "

nie sądzę, by dla nas forumowiczów jakiekolwiek znacZnei miało co na privie
soboie pisali Miriam i Tyu. Privów mozna nie czytać. jakie to łatwe.

Natomiast nie mogę się zgodzić, by Miriam, Perła i hawk kłamali o nieobecnym
Tyu. Żeby była jasność całkowita. Pisze wyłącznie w swoim imieniu, nigdy nie
rozmawiałem z Tyu telefonicznie, nie znam realnie żadnego z forumowiczów.

Dla mnie wiarygodnym w zaistniałej sytuacji jest wyłącznie Tyu.
Nie przeczytałem kilku wątków pobocznych dotyczących tej sprawy ale mam dość
spójny obraz.. Teraz tylko jeden przykład kłamstwa. Podważa on wiarygodnmość
pozostałych słów Perły.

tyu - moralność i finanse też Autor: Gość: Perła IP: proxy /
212.160.135.* Data: 23-10-2002 13:38

Z tego co piszesz wynika, że jestes idealnym meżem. Wszystko pewnie
uzgadniasz z żoną. Równiez wydatki. Dlatego więc tuszę, że twoja żona wie, iż
kupujesz innym kobietom precjoza i wysyłasz na adres instytucji gdzie
spodziewasz sie je zastać. Żonie pewnie mówisz: "Kochanie, nie mogę Ci dać na
nową bluzkę bo wydałem 500 zł na naszyjnik dla innej kobiety, której co prawda
nie znam osobiscie, tylko z netu".
Aha tyu, precjoza leżą w skrzynce z narzadziami, razem z paczkę, gdzie sa
znaczki, steple, adresy... Odesłać specjalnym kurierem?

Perła

=============================================================================

Fałszywe klejnoty zostają na Forum. Pożegnanie
tyu 15-12-2002 11:57 odpowiedz na list odpowiedz cytując

Kiedyś Miriam miała być w Katowicach. Chciałem dać jej coś na pamiątkę
pierwszego spotkania korespondencyjnych przyjaciół. Srebrny drobiazg. Nie
spotkaliśmy się, więc posłałem pocztą. Perła nie omieszkał poinformować, że
widział kwit. Z adresem nadawcy, czyli moim.

==========================================================================

Re: Honor adres: *.zamosc.cvx.ppp.tpnet.pl
Gość: Perła 07-02-2003 14:07 odpowiedz na list odpowiedz cytując

Zobacz, tyu sam kiedyś napisał, że wysłał Miriam precjoza. Czy
wiesz, że tyu dobrze znany w Gmnie był? Gmina chroniona jest.
A on wysyłał listy i paczki na adres gminy z adresem zwrotnym swego zakładu
pracy. Nadużywał tego adresu w celach prywatnych. Bo te rzeczy kontrolowane tam
są. I wyobraź sobie, iz nagle przychodzi ci paczka od jakies instytucji do
drugiej instytucji z dopiskiem "dla Miriam", a oni otwieraja a tam precjoza są,
jako prezent oczywiście, nie zapowiedziany do tego, gdyż gościa w życiu na oczy
nie widziała.

=====================================================================

1. Ile było paczek?
2. naszyjnik kosztował (500 zł ? ), srebrny?
3. Perła pisze, że Tyu sam kiedyś napisała .... oczywista nieprawda, to Perła
napisał, a Tyu prostował.
4. ONI otwierają, a wq środku "precjoza", gdy tymczasem w pierwszym liście
Perła pisze, "precjoza leżą w skrzynce z narzadziami, razem z paczkę, gdzie sa
znaczki, steple, adresy... "
5. ....
6. .....
7. .......

czyli Miriam zabrała z Gminy, prcjoza oraz otworzoną paczkę (kto odważył
się ją otworzyć, jeżeli było napisane dla Miriam? ) .

Pewnie te precjoza wraz z paczką, ze sznurkami, ze stemplami, adresami (?),
sentymentalna Miriam wzięła do domu, gdzie Perła ją dostrzegł w skrzynce z
narzędziami.

Powiedzcie sami, mądry ten Perła jest?

Hiacynt

ps. kłamcy powinni mieć dobrą pamięć






Temat: Słowik [Miniatura]
Słowik [Miniatura]
Słowik

Dźwięk starego zegara wybijającego pełną godzinę wyrwał mnie z zamyślenia. Przyszła kolej na moje opowiadanie.
W pokoju zaczęło się robić coraz ciemniej, na zewnątrz zimowe słonce chowało się leniwie za horyzont. Spojrzałem przelotnie na pozostałych uczestników sesji, żeby upewnić się, że będą mnie słuchać.
- Wyobraźcie sobie słowika - zacząłem.
Kilka osób drgnęło, słysząc dość nietypowy początek.
- Wyobraźcie go sobie siedzącego samotnie na sękatej gałęzi w blasku zachodzącego słońca. Ogrzewany ostatnimi promieniami wpatruje się w odległy horyzont. I śpiewa. Usłyszcie tą aksamitna melodie, kojącą wszelkie zmartwienia i troski.
Przerwałem na krotka chwile, po czym mówiłem dalej.
- Lecz nie dajcie się zbytnio zwieść swoim fantazjom, gdyż ów słowik jest niezwykły. Przestał być przeciętnym śpiewakiem, odkąd spotkał leśną nimfę, której dźwięczne imię oznaczało w nimfim języku Kwiat Lotosu Zakwitający o Zmierzchu. Uczucie, jakim do niej zapałał, na zawsze odmieniło jego życie. Zapragnął śpiewać tylko dla niej i tylko jej przynosić ukojenie swym głosem. Początkowo słowik nie potrafił jednoznacznie określić, czy potrafi zrezygnować z niczym nieograniczonej wolności na rzecz służby, do której pchała go jakaś tajemnicza siła. W końcu jednak wyznał nimfie swoje uczucia. Zaskoczona leśna istota długo wszystko rozważała zanim wpuściła do swojej dzikiej duszy śpiew słowika.
Od tej pory w życiu naszego bohatera wszystko się zmieniło. Raczył swoją wybrankę wyszukanymi melodiami, komponował dla niej niezliczone serenady. Uczynił z jej życia muzyczną ucztę jakiej nie miał dotąd nikt inny na świecie. Nimfa, wdzięczna słowikowi za jego śpiew, zbudowała mu przepiękną, złotą klatkę.
Nie byłem przyzwyczajony do tak długich przemów i z tego powodu mój monolog zmęczył nieco moje struny głosowe, odkaszlnąłem dwa razy, aby im ulżyć. Słońce znikło już za horyzontem, w pokoju na dobre zagościł półmrok, lecz żaden ze słuchaczy nie kwapił się, aby włączyć światło. Uwaga wszystkich była skupiona na moim opowiadaniu.
- Owa klatka miała teraz stać się nową, wymarzoną sceną dla występów słowika - kontynuowałem po chwili. - Początkowo mały śpiewak ucieszył się z prezentu swojej pani i dawał koncerty jeszcze piękniejsze i chwytające za serce niż dotychczas. Po pewnym czasie jednak w jego sercu zalęgła się przykra myśl, że oto na dobre stracił swoja wolność i stał się więźniem własnych pragnień. W idylliczne pieśni wkradła się nuta smutku i tęsknoty, a zapał z jakim słowik śpiewał zaczął powoli topnieć. Mały śpiewak zapragnął na powrót poczuć w swych skrzydłach powiew wolności. Chciał wyfrunąć ze swojej klatki i choć na moment być znowu sam. Marzył o chwili, w której mógłby samotnie śpiewać, bez widowni. Bez nimfy.
Targany falami sprzecznych pragnień zwierzył się swojej pani. Powiedział jej, że potrzebuje czasem opuścić złotą klatkę i udać się do swojej samotni. Próbował przekonać nimfę, że aby być szczęśliwym musi czuć się wolny. Kwiat Lotosu Zakwitający o Zmierzchu, wysłuchawszy wszystkiego, odparł tylko, że musi przemyśleć dokładnie to co usłyszał.
Słowikowi wydawało się, że został zrozumiany i z niecierpliwością czekał, aż nimfa wypuści go na jakiś czas z klatki. Obiecał jej przecież, że wróci. I wróci szczęśliwszy, aby dalej dla niej śpiewać. Jakże wielkie było rozczarowanie małego słowika, kiedy okazało się, że nie będzie mógł opuścić klatki. Na domiar złego nimfa oznajmiła, iż wyrzuciła kluczyk gdzieś w najciemniejszych zakątkach jej lasu.
Słowik załamał się, przestał śpiewać. Jego małe oczy wyrażały głęboki smutek, żal i rozczarowanie. Doskonale wiedział, że bez swojej wolności i bez swojego eremu nigdy nie będzie szczęśliwy. Zrozumiał też, jak bardzo pomyliło się jego serce w dniu, w którym zaczęło bić tylko dla leśnej nimfy.
Ostatnie kilka zdań mówiłem z zamkniętymi oczami. nie chciałem pozwolić łzom wydostać się na zewnątrz. Zaraz miałem wyjaśnić słuchaczom ideę mojego opowiadania. Zegar oznajmił pojedynczym dźwiękiem, iż upłynął kolejny kwadrans.
- To już koniec mojej opowieści - oznajmiłem, mówiąc już z otwartymi oczami. - Wiem, że spodziewaliście się czegoś innego. Miałem mówić o sobie, a opowiedziałem wam historyjkę o słowiku.
- No to o co chodzi z tym słowikiem? - zapytał jeden z uczestników, trzydziestoletni mężczyzna siedzący w kącie pokoju.
- Ten słowik to ja - odparłem.






Temat: Piszemy powieść!!!
Piszemy powieść!!!
[z nudow napisalem kawalek. dopiszecie, oczywiscie w stylu J.Ch. dalszy ciag]

W pierwszej chwili po wejściu do Cafe Szpulka zdębiałam i zatrwożyłam się.
Przy złączonych stołach siedziało kilkanaście podobnie ubranych kobiet. Nie
znałyśmy się jeszcze dobrze, choć korespondowałyśmy od miesięcy.
Wszystkie w czerwonych strojach, wystrojone specjalnie na tę okazję. Czerwone
wino na stole. Czerwone świece palące się nikłym płomieniem. Istne Wszystko
czerwone. No, ale okazja ku temu była wyjątkowa. Czerwień była uzasadniona w
pełni.
Zgroza, która mnie ogarnęła przy wejściu, z wolna przeradzała się w
rozbawienie. A z rozbawienia zaniechałam dyplomacji.
- To ja, Maciejka – powiadomiłam bez wstępów. - A wy?
Po kolei przedstawiały się. Wszystkie jedenaście. Wszystkie podobne do
siebie. Choć nie... Ta siedząca na końcu, w przejściu do toalety, była jakaś
inna. Cholera, czemu tu tak ciemno?
- No tak... Trzeba będzie iść do okulisty – pomyślałam - Dopiero wtedy bowiem
zauważyłam, że siedząca na końcu stołu kobieta to... mężczyzna. Wysoki
blondyn. Niebieskie oczy patrzące zza okularów. I ten uśmiech, zdradzający
pewien niepokój.
- Jurek – przedstawił się uprzejmie, starając się nie okazywać zdenerwowania
i wrócił do pisania smsa.
Bez trudu wciągnęłam się w dyskusję. Sprzeczne opinie na temat zaproszenia na
spotkanie naszej ulubionej Autorki rozgrzewały nie mniej, niż kolejne
kieliszki wina. Stojące, na stolikach, czerwone świece dawały niesamowite
odblaski. Milczałam większość czasu, przeklinając w duchu moją nieśmiałość.
Miałam własną koncepcję spotkania z Autorką, ale nie mogłam zabrać głosu. W
celu pozbycia się onieśmielenia piłam więc kieliszek za kieliszkiem.
Po dwóch godzinach rozmowy większość ustaleń zapadła. Pozostało tylko
porozumieć się w sprawie prezentów dla naszej Ulubienicy.
Czułam, że lekko się wstawiłam, ale działające resztki mózgu nie pozwalały
dopuścić do kompletnej kompromitacji. W końcu zebrałam się w sobie i wstałam,
żeby powiedzieć o moim pomyśle. W zasadzie chciałam wstać, bo przeszkodziła
mi w tym torebka przewieszona przez krzesło. Walnęłam się torebką w ramię, a
z ramienia spadł mi sweterek, który zdjęłam wcześniej. Schylając się pod stół
po to czerwone dzieło sztuki, które wyszło spod szydełka ciotki Karoliny,
dostrzegłam leżące tam nogi.
- Po coś tyle piła, stara gropo? – pomyślałam – i zamknęłam oczy na ułamek
sekundy. Kiedy jednak je otworzyłam, nogi znajdowały się dalej w tym samym
miejscu.
- Dlaczego same nogi? – pomyślałam i spojrzałam dalej, celem sprawdzenia co
znajdowało się na końcu nóg. Ba, żarta ciekawością, wlazłam nawet pod stół
głębiej. Za nogami był, co normalne w większości przypadków, tułów. Za
tułowiem głowa. Męska. Głowa Jurka.
- Na szczęście nie schlałam się sama – pomyślałam – ale żeby facet miał tak
słabą głowę?
Wycofując się wzruszyłam ramionami nad męską marnością, niestety przy okazji
uderzając nimi w stół. Dzięki temu wydarzeniu, udało mi się zrzucić ze stołu
popielniczkę wprost na swoje plecy.
Przekleństwo, które wypłynęło z moich ust spowodowało zainteresowanie
siedzących przy stole.
- Dobrze się czujesz? – zapytała Beata schylając się do mnie.
- Ja tak, w każdym razie są tacy, co chyba czują się gorzej – powiedziałam
wygrzebując się spod stołu i otrzepując się z popiołu.
Beata zachichotała złośliwie.
- Połowa dziewczyn czuje się nienajlepiej. Nadmiar wina – krótko podsumowała
- Ale jeszcze się trzymają – odpowiedziałam – a Jurek się schlał i śpi pod
stołem.
- No to trzeba się nim zająć.
- Ja powinnam raczej zająć się sobą. Idę się umyć i wytrząsnąć popiół z
włosów – powiedziałam i ruszyłam do toalety.
Stojąc w wc patrzyłam na odbicie w lustrze. Koncertowa idiotka – pomyślałam.
Przemyłam jednak szybko twarz zimną wodą i wróciłam do salki.
Zdziwiła mnie ilość światła w pomieszczeniu. Prócz świec włączone było także
górne światło. Równie dziwne było zgromadzenie przy samym przejściu do
korytarzyka wiodącego do toalety.
- Podnoszą tego pijaka – pomyślałam.
- Maciejka, chodź tu, szybko – Agata była wyraźnie zdenerwowana – ON NIE ŻYJE.

[cdn?]



Temat: Dzisiejki 143 - rocznicowe - 13 grudnia
Dziś św.Łucji - początek swiętowania BN w Szwecji
www.szwecja.filo.pl/index.php?id=swieta
Boże Narodzenie w Szwecji

Największe i najdłuższe święta w Szwecji to Boże Narodzenie. Świąteczną
gorączkę czyje się już w pierwszą niedzielę Adwentu (wtedy zapala się pierwszą
świecę symbolizującą zbliżające się święta. Każda niedziela poprzedzająca Boże
Narodzenie przybliża nas do tej radosnej chwili.

Świętowanie rozpoczyna się 13 grudnia w dzień św. Łucji. Legenda głosi, że
podczas tej najdłuższej w roku nocy, kiedy mężczyźni I zwierzęta potrzebują
dodatkowego posiłku. W domu Łucja (Królowa Światła) portretowana jest przez
najstarszą córkę. Dziewczyna ubiera się w białą suknię, a na głowie ma koronę
ze świecami. Budzi swoich rodziców śpiewając rodzinną włoską pieśń "Santa
Lucia" i przynosi im kawę, bułki słodkie, ciasteczka, a także "glögg" (patrz w
przepisach).

Są również oficjalne wybory Łucji, która przewodniczyłaby wielkiej paradzie
w Sztokholmie.

Sprowadzona do Szwecji z Niemiec choinka, jest częścią Świąt Bożego
Narodzenia w Szwecji od 1700 roku. Jednak, dopiero w XX wieku stała się
zwyczajem powszechnym. W prawie każdym Szwedzkim gospodarstwie domowym, na
dzień lub dwa przed Bożym narodzeniem przynosi się drzewko i dekoruje się je
świecącymi przedmiotami, wesoło owiniętymi słodyczami, słomianymi ozdobami i
elektrycznymi lampkami lub świeczkami.

Wigilia Bożego Narodzenia jest punktem kulminacyjnym uroczystości. Zgodnie
z tradycją, jest to dzień, w którym nie powinny być wykonywane żadne prace inne
niż doglądanie żywego inwentarza. To jest dzień świątecznej uczty, która
obejmuje smorgasbord.

Włączając kilka tradycyjnych potraw jak szynka, galareta z wieprzowych
stóp, lutfisk i ryż z owsianką. Lutfisk ( wędzony dorsz podawany w sosie) jest
prawdopodobnie pozostałością z okresu postu z czasów przed reformacją.
Świąteczna uczta również obejmuje tradycję zwaną "zanurzanie w kotle" (doppa i
grytan), w której to rodzina i goście zanurzają kawałki ciemnego chleba w
garnku wypełnionym kapiącą wieprzowiną, sosem i zbożową wołowiną. Ma to
znaczenie symboliczne - jest to wołanie do umysłu, w środku dziękczynienia i
obfitości, wszystkich tych, którzy są potrzebujący i głodni.

Po obiedzie wszyscy goście zbierają się wokół choinki by obdarowywać się
prezentami. Podarki przynosi Jultomten (Święty Mikołaj) - gnom, który żyje w
stodole. Jest bardzo podobny do duńskiego Nisse. Jultomte jest chwalony za
doglądanie rodziny i gospodarstwa. W zeszłych wiekach Szwedzcy artyści zaczęli
produkować kartki z życzeniami przedstawiające gnomy. Te figury okazały się
ogromnym sukcesem i wkrótce Jultomte wzięły na siebie rolę porównywalną ze
Świętym Mikołajem w innych krajach. Wierzono, że przychodzi z prezentami. W
wielu domach wciąż ktoś przebiera się za gnoma i przychodzi na Wigilię w
wielkim workiem prezentów.

Zgodnie z tradycją Szwedzi przychodzą do kościoła, w bardzo wczesnych
rannych godzinach Bożego Narodzenia. Kiedyś był zwyczaj robienia wyścigu do
kościoła na saniach lub wozach. Wierzono, że zwycięzca wyścigu będzie miał
najlepsze plony w nadchodzącym roku. W inny sposób spędza się ten dzień cicho w
rodzinnym gronie, z świątecznymi przyjęciami i spędza się razem następne dni.
Święta kończą się 13 stycznia. Kiedy tysiące lat temu król Canute był królem
Szwecji, zadecydował, że Święta trwają 20 dni. Podczas gdy niektóre państwa
obchodzą 12 dni Świąt Bożego Narodzenia, w Szwecji dodany jest jeszcze jeden
tydzień.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chadowy.opx.pl



  • Strona 3 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 139 wypowiedzi • 1, 2, 3