Czytasz wypowiedzi wyszukane dla słów: prezenty dla mężczyzny





Temat: Podroz do Japoni - Ceny
shinay napisał:

> Witam, jestem tutaj nowy i mam kilka pytan odnosnie podrozy do tego
> Wspanialego ( dla mnie ) kraju.
>
> 1) Ile kosztuje najtańszy bilet samolotowy do japoni, ew. czy jest jakis
> tanszy sposob przedostania sie do Japoni ( Zakładam o podróż z Polski do
> Tokio ew z obrzezy polski do tokio).
Ja ostatnio kupilem bilet Lufthansa (28 grudzien - 8 luty) co kosztowalo (z
wszystkimi oplatami 2850 zl. zobacz na www.travelexpress.pl, teraz jest jakas
promocja British Airways (np. 29.10-14.11, wzialem przypadkowe daty, bilet
kosztuje 2810 zl). Jesli masz zamiar leciec do Tokio (ja lecialem do Osaki,
niby mialem zamiar podjechac z Tokio do Osaki, ale jest to niezbyt wygodne przy
powrocie) to mozesz jeszcze zobaczyc w SAS www.scandinavian.net (w tym samym
terminie bilet kosztuje 2560 zl).

>
> 2) Widzialem ze ceny hoteli sa w granicach rozsadku 3000-8000 jen jednakrze
> czy jest mozliwosc spania taniej w okolicach tokio ?
Hmm, teoretycznie w Tokio sa (nie wiem jak jest teraz, jak bylem kilka lat temu
to byly) 2 schroniska mlodziezowe, aczkolwiek nie udalo mi sie tam przenocowac,
bo byly pelne, moze jest mozliwosc zarezerwowania miejsca, ale i tak w
schroniskach mozna sie zatrzymac tylko kilka dni, nie ma szans bys mogl sie
zatrzymac przez 2 tygodnie. Jak bylem w okolicach Tokio to zatrzymywalem sie w
Jokohamie (mialem Rail Passa, wiec nie bylo problemow z dojazdem). Oczywiscie
schroniska maja minusy (np. drzwi zamykaja o np. 11 wieczorem i musisz do tego
czasu wrocic, albo ofuro - mozliwosc kapieli dla mezczyzn jest w godzinach 10-
11, a pozniej jest tylko dla kobiet itp.)
>
> 3) Ile zakladajac turystyczne zwiedzanie tokio i okolic bedzie kosztowal
> pobyt mniej wiecej 2tyg ?
Hmm, to trudno powiedziec zalezy od wlasnych zdolnosci i apetytu.
Tutaj trudno cos doradzac, nie znam warunkow teraz. Jak ja bylem 5 lat temu to
na wszystko (bilety lotnicze, railpass, prezenty, zakupy, zycie, noclegi itp.)
przez miesiac wydalem 10 tys zl. ale nie oszczedzalem przesadnie. 4 lata temu
zatrzymywalem sie u znajomych wiec wyszlo mi taniej o 2-3 tys. zl. A 2 lata
temu to podczas pobytu w Japonii sporo zarobilem (prezenty przedslubne
gdzies 20 tys zl. poszlo na wesele ) . Ciekawe jak bedzie w tym roku ...
>
> Z gory dziekuje za odpowiedz.






Temat: Recepta na bezrobocie.
alfalfa napisał:

> Nie, to wcale o regresie nie świadczy.

uzasadnić, ze coś jest regresem, a coś postępowe nie jest łatwo i wymaga
wielopłaszczyznowego spojrzenia na to "coś"
ale czy tu mamy czas i miejsce by o tym porozmawiać?
i w jakim celu?

> Warto by spytać kobiety czy wolałyby
> zajmować się domem i nie pracować zawodowo gdy mąż zarabia dość, czy też
> zajmowac się domem i pracować gdy jedna pensja nie starcza.

no sam zobacz jak w jednym zdaniu dałeś kobietom wybór albo, albo i to
pod "przymusem" ekonomicznym
jakbyś wogóle nie wziął pod uwagę, że można pracować nie tylko dla aambicji i
zaarobku, choć oczywiscie zarobek i spełnienie pewnych ambicji, czy raczej
aspiracji, jest elementem pracy zawodowej. ale czy jedynym?
czy mężczyzna, który pracę zawodowa traktuje jako teren dla spełnienia swoich
ambicji oraz jako źródło utrzymania rodziny jest jednoczesnie gwarantem tego,
że JEST dobrym pracownikiem?
tu też pojawia się teren do wielopłaszczyznowej dyskusji

> Nie chodzi o
> blokowanie ambitnych zawodowo kobiet ale o wybór a nie przymus ekonomiczny
> pracy kobiety. Wiele pań wcale pracować zowodowo by nie chciało i wcale im
się
> nie dziwię. Zreszą znam to z autopsji. Działa idealnie.

nie wiem co znasz z autopsji , że "działa idealnie".
ja wiem, też z autopsji, że kobieta może pracować zawodowo "odblokowując" nie
tylko swoje ambicje niemozliwe do zrealizowania w kuchni oraz jednocześnie może
się sama przekonać jak to miło i przyjemnie realizować pewne "zachcianki" za
własoręcznie zarobione pieniądze.
otrzymywać prezenty to bardzo miła rzecz, ale zyć całe dorosłe zycie
z "prezentów" to....
i tu też otwiera się całe pole wielopłaszczyznowej dyskusji

i w takich aspektach przestrzegam przed regresem cofnięcia nie tylko kobiet do
stany sprzed około wieku, czyli do początków ruchów feministycznych.
możesz mi wierzyć, albo i nie wierzyć. nie wiem jakie masz osobiste
doświadczenia z pracy z kobietami. wszak jesteśmy jeszcze na początku tej drogi
ewolucji cywilizacyjnej. wytworzyło się już wiele mitów na podstawie zaledwie
kilkudziesiecioletniej pracy zawodowej kobiet i to w warunkach pewnego przymusu
ekonomicznego.
i muszę ci powiedzieć, że część kobiet (może nawet ta znaczniejsza część) nie
jest przygotowana ewolucyjnie do spełniania zdrowych "ambicji" zawodowych.
ale czy to ma być dowodem, że ..."kobiety z powrotem do domu"?

danka





Temat: Pierwsza w stolicy sprawa o nielegalną aborcję
Krzys52:

''Z innej beczki, bo nie wiem czy pamietasz, iz ten fragment "Tanga Kat",
Kwiatkowskiej, ma dalszy ciag, ktory cos tam mowi o "kraju swiata". Czy tego
tez jestes pewna?)) Bo jesli tak to nie pozostaje mi nic inego jak katowc )''

A jakże, pamietam

....

Katuj ! Tratuj !
Ja przebaczę wszystko ci jak bratu !
Ręcznie
męcz mnie !
Dręcz mnie !
Smagaj ! Poniewieraj ! Steraj ! Truj !
Ech, butem,
knutem
znęcaj się nad ciałem mem zepsutem !
Za cię,
dla cię
w szmacie
pójdę na kraj świata, kacie mój !

....

))

Przepisałam z książki.
.
:::
A tos mi mily prezent sprawila, Ado

wyobraz sobie, ze na smierc zapomnialem o stojacym na polce "Spiewniku na cale
zycie". Tango Kat takze w nim jest. Na szczescie nie tak zakurzone jak sam
spiewnik
Uroczyscie deklaruje zatem, ze odtad Spiewnik bedzie lezal na biurku, howgh!
.

- Czy mogę na ten ''kraj świata'' zabrać Znajomego ? - pytam asekurancko
- Mogę ? Dziękuję

Jest to wprawdzie człek wyrywny i pyskaty, ale krawat mu zawiążę i będzie
milczał ...

''Klient w krawacie jest mniej awanturuący się'' (Bareja)

A ja włożę moje najlepsze szmaty I jakoś to będzie

Pozdrawiam Cię
a.
.
;;
Alez oczywiscie ze mozesz zabrac znajomego. Byle nie mial borsuczego wygladu.
Kicham w obliczu dziczyzny.

Hmm, ciekawe czy ktos wymyslil juz mode z dwoma krawatami(?) Na jednej szyi, ma
sie rozumiec.
Bo widzisz, jako samiec cholernie nie przepadam za chlopami. Nawet tematy
typowo meskie przestaja mnie zajmowac w ich towarzystwie. W innym mezczyznie -
zwroc uwage na sile tego pierwotnego instynktu - w innym mezczyznie, otoz,
widze przede wszystkim konkurencyjnego samca.
Tak. W dwoch krawatach bedzie zdecydowanie cichszy, przez co mniej drazniacy.
Wiesz co... kup Ty mu lepiej trzy.
.
A swoja droga, wierze, ze znasz niejedna jeszcze sztuczke z tego repertuaru,
figlareczko )

Do tamtych powazniejszych tematow powroce, jesli pozwolisz, jutro. Cos
zagoniony jestem ostatnio, i to takze jest irytujace. Mnie "wolne numery
podchodza". ))
.
Pozdrawiam z taaakim usmiechem. )))))))))))))))))))))) Gdyby nie uszy to
usmiechalbym sie zapewne dookola glowy )
K.




Temat: Dzien porodu- najpiekniejszy dzien w zyciu.
Dzien porodu- najpiekniejszy dzien w zyciu.
24 grudnia 2001 roku. Wigilia spedzona z moimi najblizszymi- mezem, mama,
siostra i szwagrem. Cudowny dzien i cudowny wieczor. Wszyscy razem choc w
tym roku mojego taty z nami nie ma - zmarl nagle w maju.
I jeszcze wsrod nas moj brzuch z najcenniesza zawartoscia-naszym synem. ma
jeszcze 4 tygodnie czasu do narodzin ale czujemy juz to fizyczna obecnosc z
nami. Prezenty pod choinka czekaja na maluszka. Odpakowac czy poczekac na
narodziny? Odpakowujemy, przeciez jeszcze miesiac, a ciekawska mamusia nie
wytrzyma miesiaca w niepewnosci!!!
Po wyczerpujacej dla mnie pasterce wreszcie kladziemy sie spac. Leze sobie i
marze o moim dzieciatku, rozmyslam jak to bedzie gdy juz bedzie z nami.
Nagle...mokro w lozku. Czyzbym nie zdazyla do toalety?Nie, to wody plodowe w
ogromnej ilosci. I skurcze jakies. Przeciez to za wczesnie. Budze meza
jedziemy do szpitala. Dokladne USG na porodowce- maly moze sie rodzic ,
pluca rozwiniete, waga 2900. Bedzie zdrowy, bedzie dobrze.
Skurcze coraz mocniejsze. Trzecia w nocy 25 grudnia. Za oknem pada snieg,
zaspy po pas, mroz -20 stopni. A we mnie lato. Srodek lata. Cieplo,
przyjemnie tylko te skorcze. Ale moj maz jest ze mna, wszystko bedzie
dobrze....bedzie dobrze.Rodze juz 6 godzin a rozwarcie nie chce sie robic
stanelo na 4 centymetrach i dalej ani nie drgnie...
Nie chce nic przeciwbolowego- bo tak lepiej dla dziecka. Chodzimy po
korytarzu, maz masuje mi plecy. Swieta mialy byc w domy, boli , boli, chce
do domu.
O godzinie 15 werdykt- podlaczamy kroplowke. Bol pzreslanie mi oczy.
Oddychaj oddychaj. Boli mnie. Ja juz chce moje dziecko , mojego syna.
O godzinie 18 zapada wyrok- cesarka, w znieczuleniu ogolnym. jak to przeciez
mialam urodzic naturalnie, mialam od razu przytulic mojego syna. Mialasm
przystawiac Go do piersi, mialam....mialam.
Godzina 18.35 25 grudnia 20001 roku. Dokladna data narodzin naszego syna,
naszego szczescia, daru od Boga. Naszego Szymka.
Za oknem pada snieg, na ddziale swieci choinka w dyzurce z radia slychac
koledy. A ja leze z moim synem, calym i zdrowym, tule w ramionach moje
szcesie.Moje dziecko....
Tylko moj maz jakis taki smutny. Musi isc do domu, musio nas tu
zoatawic...ale nie na dlugo.
Dostalismy najpiekniejszy prezent pod choinke- Dzieciatko na dzieciatko.
Za tydzien nasz syn, nasz mezczyzna konczy dwa lata.
Jest cudownym,wiecznie usmiechnietym lobuzem. Kochamy Go nad zycie.
Anita

PS. bedzie huczna impreza urodzinowa!!!!!!




Temat: Deklinacja rzeczownikow.. Prosze o pomoc.
Język niemiecki w porównaniu z językiem polskim nie jest trudny.
Proszę zapisać na kartce i odmienić w języku polskim przez wszystkie 7
przypadków następujące rzeczowniki z przymiotnikiem: silny mężczyzna, stary
dom, nowa książka, duża gęś, pokorne cielę, zepsute okno. A potem jeszcze raz
tylko w liczbie mnogiej.
I proszę teraz spróbować stworzyć regułę gramatyczną o odmianie rzeczowników z
przymiotnikiem w języku polskim, jakie końcówki w deklinacji ma przymiotnik a
jakie rzeczownik => Kilka stron tekstu.

Dlatego tylko 4 przypadki w j. niemieckim nie powinny nam sprawiać problemu.

1 przyp. Kto co?
Pierwszy przypadek to po prostu podmiot, ktoś/ coś coś robi
Fabryka (die Fabrik) pracuje na okrągło.
Dozorca (der Hausmeister) sprząta.

2. przyp. Kogo czego?
Dach (II) domu (des Hauses).
Samochód (II) dyrektora (des Direktors).
Deklinacja (II) rzeczowników (der Substantive).

3. przyp. Komu czemu? + wszystkie przyimki łączące się z III przypadkiem.
Podarowałam przyjaciółce (III) (der Freundin) prezent.
Jestem w szpitalu (in dem Krankenhaus).
Piszę długopisem (mit dem Kugelschreiber).

4.przypadek Kogo co? + wszystkie przyimki łączące się z IV przypadkiem
Widziałam film (IV) (den Film).
Jadę na wakacje (IV) (in die Ferien).

Skoro w polskim jest więcej przypadków (7-4=3), tzn. że w niemieckim musimy
radzić sobie inaczej – właśnie za pomocą przyimków – Pojechałam autobusem- po
polsku z kim czym, narzędnik a w niemieckim nie ma narzędnika. A więc używamy
przyimka mit (z), on łączy się z III przypadkiem i tak tworzy nasz narzędnik.
Ich bin mit dem Bus gefahren.

W polskim internecie nie ma dużo materiałów
meteo.ids.pl/knowel/niemiecki_rzeczownik_4.htm
W Niemczech np.
www.kohnweb.de/grammatik/wortarten/substantiv/substantiv.htm
na dole jest tabelka, która Panią interesuje, na samym dole ćwiczenia do
zrobienia, po wykonaniu ćwiczeń można sprawdzić prawidłowe rozwiązanie przy
sowie.

Pani liloom ma rację, książka to podstawa.




Temat: Czy kobieta musi być matką?
Gość portalu: ola napisał(a):

> Co ty pieprzysz ??? Lepiej zyc jak wszyscy ? Nie jestem baranem i sama wybieram
>
> jak chce zyc. Sredniowiecze skonczylo sie juz dosc dawno temu i ludzie sa w
> stanie zrozumiec ,ze kazdy ma wlasna recepte na szczescie. Malzenstwo , kocia
> lapa , macierzynstwo , bezdzietnosc - kazdy wybierze co innego i nikt nie ma
> gwarancji ,ze jego wybor da mu szczescie. Mozna miec kupe dzieciakow i czuc sie
>
> nieszczesliwym i odwrotnie.
> Jesli czujesz sie osoba niepelnowartosciowa tylko dlatego ,ze nie masz
> mezczyzny i dzieci to powinnas poszukac sobie dobrego psychologa ,ktory
> wyciagnie cie z kompleksow. Serio ! Naucz sie zyc dla siebie !

Muszę przyznać, że ciężko jest nauczyć się żyć dla siebie. Mogłabym napisać
książkę jak wychodzę obecnie ze związku bez przyszłości i wychodziłam kiedyś z
toksycznego małżeństwa. Na moje szczęście na mojej głupocie nie cierpią dzieci,
bo ich nie mam. Chyba skazana jestem na samotne życie, bo nic już nie widzę
specjalnego w mężczyznach i nie są mi niczym w stanie zainponować. Miałam
szczęśliwe dzieciństwo, mam kochających wciąż rodziców, kochaną siostrę, życzenia
bez okazji, kartki, prezenty, telefony ( z odległości 600 km ). Piękne i rodzinne
święta. Facetom oddawałam wszystko ( uśmiechy, zainteresowanie, wolny czas,
miłość, opiekę, ciało, dbałam, prałam, gotowałam - wszystko spontanicznie !!! ).
Nie jestem kurą domową, nie, nie - inżynierem z pewnym już doświadczeniem i lada
moment 30-tką na karku. Dopiero teraz zaczynam się uczyć żyć !!!!!! Nie sądzę czy
z obecną świadomością zdecyduję się na dziecko. Pozdrawiam - Gocha.




Temat: Dominikana - wlasnie wrocilam
My bedziemy w Riu Palace Punta Cana. Na zdjeciach wyglada na
strasznie duzy ale mam nadzieje ze bedzie przyjemny.
Czytalam ze trzeba zabrac ze soba srodki przeciwko komarom - sa one
naprawde niezbedne?
My bedziemy miec jeden wspolny pokoj z dzieciakami i mam nadzieje ze
damy rade sie pomiescic.
Co do urodzin to zapraszamy na tort 27, mam nadzieje ze jak piszesz
da rade cos zorganizowac. Czy za taki tort trzeba dodatkowo placic?
I czy trzeba zabrac jakies cieplejsze ubrania na wieczory? Bo w
zasadzie nie wiem co zabrac oprocz kapielowek i krotkich spodenek.

I co znaczy odpowiednie ubranie na kolacje? Ze mnie nie wpuszcza w
krotkich spodenkach i koszulce, czy musi to byc sukienka? a co dla
dzieci?

Bardzo chetnie sie z Toba spotkamy, w jakim wieku sa Twoje
dzieciaczki?
Pozdrawiam

Hej!Riu Palace wydaje się ogromny,bo jest największy i najwyższy w
kompleksie.Ale zgubić się nie można:)))Robi bardzo duże
wrażenie,piękne wnętrza,fajny basen,jacuzzi.Na pewno będzie
fajnie.Co do komarów to nie widziałam ani jednego.Ale zawsze można
coś tam wziąć.Ja nie biorę.Za tort nie trzeba chyba płacić.Wydaje mi
się,że to prezent od hotelu. Nowożeńcy np dostają koszt
owoców,jakieś wino itp.Nie bierz nic w długim rękawem.Od rana do
nocy i w nocy cieplutko:))Ja kiedyś chciałam wziąć polar na
wieczór:))))))))
"Stroje wieczorowe".Mężczyzna obowiązkowo musi mieć długie
spodnie.Może być ubrany w zwykłą koszulkę polo,ale doł długi.A
kobieta-byleby nie w stroju kąpielowym,koszulka ze spodenkami może
też nie przejść(kolacja).Ja zawsze nakładałam jakąś sukienkę.Palace
jest ..bardziej elegancki,ale suknie z trenem chyba nie będą
wymagane:)))W barkach przy plaży można zjeść w byle czym:)))Dzieci
to chyba"normalnie":))
Lecimy z 3,5 letnią corcią-własciwie to ma już 3 i 7 mies.,więc
pobawiłaby się i z dwu i z szesciolatkiem:))To chyba na tyle.Pomysl
jak mogłybyśmy się umówić.Pozdrawiam.Hania




Temat: dzienniki wam-pirzycy
poniedziałek
I już po imprezie... Udała się całkiem, całkiem... Jeszcze nie doszłam po niej
do siebie...
Goście dopisali - był Vampi z Normą - Norma cała radosna, już cieszy się na
ślub, i chociażem nie mężczyzna, zaczynam rozumieć dlaczego Vampi tak stracił
dla niej głowę... On też zdaje się byś żywcem wpiekłowzięty z powodu tych
zaręczyn. W prezencie przynieśli mi dzecko, co to je dostali od Św.Mikołaja.
Norma wprawdze trochę protestowała, ale jek pozwoliłam jej przyrządzić to
dziecko, zrobiła to wyśmienicie i nawet sama stwierdziła, że jedzenie dzieci
może być równie przjemne jak ich wychowywanie... Tylko niestety ta pierwsza
przyjemność trwa zdecydowanie za krótko. A w końcu za rok tez są Mikołajki.
Wspólnie też radziliśmy co zrobić z prezentem, który ja dostałam od Św.M. i
doszliśmy do wniosku, że chyba zrobimy z niego wampira - bo w sumie całkiem
dorzeczny z niego facet, a przekonałam się, że samotna kobieta w grobowcu nie
zawsze może czuć się bezpieczna.
Przyszedła też kumpel Vampiego - Wilkołak. Trochę mnie zaskoczył swoją wiytą i
musiałam ganiać do nocnego sklepu po skrzynkę piwa, bo krwi to on nie pija, a
pragnienie ma spore. Ale miło, że wpadł - taki rozrywkowy z niego gość...
Przybył też Hannibal - jak miło!!! Sam zaproponował się na kucharza. Nie wiem
co bym bez niego zrobiła z tymi wszystkimi ciałami, z których piliśmy krew, a
sporo tego było... A tak to mieliśmy rewelacyjne zakąski. Z początku Hannibal
patrzył na mnie z takim dziwnym wyrazem w oczach, że aż czułam się nieswojo, co
mi się wybitnie rzadko zdarza. Ale późśniej, jak już się trochę najadł ten
dziwny wyraz zniknął z jego oczu i był przeuroczy... cóż za dowcip, cóż za
erudycja...
Oczywiście przybyło też całkiem sporo innych zjawduchówupiorów, za dużo by
wymieniać. Na moment przyszedł nawet sam hrabia Drakula wraz ze swoją świtą,
pogratulować mi mieszkanka i potwierdzić zgodę na udzielenie ślubu Normie i
Vampiemu. Cóż za zaszczyt w moich skromnych progach!!! Nawet zostawił mi kilka
strzyg, żeby posprzątały po imprezie, tak że jak było po wszystkim (a owo
wszystko należy rozumieć w jaknajszerszym tego słowa znaczeniu) mogłam
spokojnie położyć się spać...




Temat: Zatrzymane w .... kadrze
Przez zwierzatka po rodzicow .. rozrzut w 1 temacie mamy faktycznie bardzo
duzy.Pozruszyl mnie temat rodzicow. A to dlatego ,ze... wlasne doswidczenia
mniej pasuja do iddylicznych rodzin, a ckliwe okazywanie milosci wlasnej
porusza we mnie wredna strune. Jestem zwiazana z 1 rodzicem czyms co
okreslilabym petla samozaciskajaca sie - paskudnie to nazwalam, ale sprobuje
inaczej to okreslic. Sa ludzie, ktorzy wysylajac kartke na swieta, kupujac
prezent na urodziny i telefonujac regularnie 1xtydzien z pytaniem co slychac
sadza,ze spelnili swoj obowiazek wrecz wykazali duzo aktywnosci w tych
kontaktach. Sa ludzie, ktorzy...opiekuja sie starymi rodzicami, padajac na nos
ze zmeczenia,nie oczekujac niczego w zamian, bo im sumienie nie pozwala
zostawic ich w samotnosci i bezradnosci / lub skazac na starosc w domu opieki/.
To tylko kwestia jaki ma sie uklad rodzinny. Rzecz w tym, ze wiekszosc rodzicow
stara sie bardzo sprawiedliwie rozdzielic wlasna milosc do dzieci/ mimo tak
roznego zaangazowania w sprawy zycia "codziennego"/ i... wszystko chce im,
wybaczyc, bo ta relacja rodzic-dziecko zmienia sie na korzysc z uplywem
czasu."Wygladza sie". Starsi ludzie latwiej wybaczaja, prosciej
usprawiedliwiaja, malo im trzeba by poczuc sie szczesliwym...Tylko,ze na forum
jak dotad wypowiadaja sie same dobre dusze, bez prawdziwych problemow w
relacjach z bliskimi. A ja.... po prostu uwazam,ze tam gdzie jest silna wiez
jest miejsce i na milosc i na nienawisc, zlosc.. a wybor letnich uczuc mniej
kosztuje nerowow i zachodu . Pozdrawiam z nadzieja na gwaltowna reakcje.Bo
temat dzieci- rodzice to ten sam temat co mezczyzna-kobieta . Nowa twarz
chciala sprowowkowac reakcje opowiadajac o zdradzie, ale czyja???
Porzadnych? ))))Smieszne, porzdnego nic nie zepsuje.Bo unika pokus i... nie
eksperymentuje dla sportu.



Temat: Polskie obyczaje
antyproton napisał:

> Co mamy specyficznego w stosunku do innych nacji :
>
> Pozytywne :
>
> 1."Gosc w dom Bog w dom".Nasza goscinnosc jest wspaniala.
> Moze bierze sie troche z naszego niedowartosciowania ? Jak sie
> lepiej pokaze to lepiej mnie ocenia ?
> Slyszalem (tak mowia) , ze tylko w Poznaniu jak sie do kogos idzie to jest
> zawsze " po obiedzie "

Nie tylko Polacy.

>
> 2.Dzien kobiet . 8 marza - najpiekniejsze swieto. Kwiatki dla pan , zyczenia ,
> prezenty , winko.Szkoda ze tylko raz w roku.Zdradze ze to chyba mezczyzni
> maja wieksza ucieche.
>
Nie tylko w Polsce.

> 3.Nieporadnosc panow.To sympatyczne przekonanie ze osobnik brzydkiej plci nie
> umie nic robic w domu i zginalby zeby nie malzonka.
>

Tez nie tylko w POlsce.

> 4.Kolejka. Kolejka polska po cos ,jest to organizacja spoleczna , ze swoimi
> prawami , kodeksem i hierarchia.Ludzi stojacych w kolejce wiaze wiez.
> Wszyscy inni sa obcy , potencjalni cwaniacy co chca sie wkrecic , wrogowie.
> W kolejce kazdy ma swoje miejsce.Jest to miejsce za kims.Ta osoba za ktora
> sie stoi jest najwazniejsza.Jest jak latarnia dla statkow.
> W kolejce rodza sie przyjaznie . W ciezkich czasach ludzie ustawiali sie
> w ogonku na noc , nie zeby cos kupic ale zeby sobie pogadac.
> Moze i dzisiaj byloby to jakies rozwiazanie na problem samotnosci ?

Przyjedz do USA czy Kanady w dniach wielkich wyprzedazy.

>
> Negatywne :
>
> 1. Papcie !!! Jak sie idzie w odwiedziny daja ci obowiazkowo do wlozenia
> rozczlapane i przepocone papucie po kims.Koszmar!
>
> 2. Zsypy na smieci w wiezowcach.Kto to wymyslil , chcial zaoszczedzic wysilku
> mlodziezy ?

Zsypy tez chyba na calym swiecie.

>




Temat: moja historia
miałam 18 lat, mature przed soba.a tu nagle jak grom z jasnego nieba, brak
okresu.podejrzewalam, myslalam, zrobiłam test.jak dzis pamietam, powiedzialam
tacie,ze musze kupic prezent dla kolegi, na urodziny, poszlam do apteki i
kupilam test. pozniej niepewnosc w łazience i wynik. jestem w ciąży. zadzwoniłam
do mojego mężczyzny, spotkalismy sie. i myslelismy co zrobic.ja miałam 18 lat,
on 19. nie bylismy juz dziecmi, ale nie mielismy tez niczego swojego. chcielismy
sie pobrac, chcielismy miec to dziecko. i dosc dlugo trwalismy w tej decyzji.
moi rodzice nic nie wiedzieli.bałam się. nie umiałam im powiedzieć.ale ile mozna
tak zyc. napisałam do mamy list.zostawiłam go na stole rano wychodząc do
szkoly.to chyba byl moj najdluzszy w zyciu dzien.bałam sie wrocic. ale wrocilam.
rozmowy z rodzicami, moimi, jego. decyzje, dylematy. w końcu ustalone.aborcja.to
nie tak,ze to nie byla moja decyzja, ja bylam jakby obok tego, to byl jakis
film, ktory dzial sie dookola mnie.
lekarz, ktos polecil, zrobi to.pojechalismy umowionego dnia...i nie bylo go, nie
przyjechal, gabinet zamkniety.matko, jak ja wtedy ryczalam, jak ja sie czulam.
moze to byl znak, moze nie powinnam. ale byl jeszcze jeden lekarz.przyjal mnie
tego samego dnia wieczorem. narkoza.usnelam, obudziłam się, juz bylo to.pamietam
jak mowil, zebym nikomu nie opowiadala, ze nie widac, ze nikt sie nie domysli.ja
tez wtedy nie myslalam. co czulam? nic. ja naprawde nic nie czulam.nie
zastanawialam sie co zrobilam.i dlugo staralam sie o tym nie myslec, nie czuc.
ale im wiecej czasu mija od tego tym bardziej mnie to boli. wiecej zaczynam
czuc, rozumiec. nie mam do nikogo zalu, mogłam powiedziec slowo, nie
powiedzialam nic...



Temat: "Jestem bardzo szczęśliwy"...............
jusz sie znodla :)
Policja odnalazła laskę generała Ziętka
piet 05-12-2005, ostatnia aktualizacja 05-12-2005 21:21

Katowiccy policjanci zatrzymali 29-letniego mężczyznę, który w nocy z soboty na
niedziele odpiłował z pomnika wojewody Jerzego Ziętka jego laskę. Odnaleziono
ją w punkcie skupu złomu. Była pocięta na cztery kawałki. - Jeszcze w tym
tygodniu generał będzie miał nową krykę - zapowiadają w Gliwickich Zakładach
Urządzeń Technicznych, w których odlano pomnik Ziętka.

Policjanci nie mieli wątpliwości, że ukradziona w nocy z soboty na niedzielę
laska trafi do któregoś z punktów złomu. Wykonano ją z brązu i można było za
nią dostać kilkadziesiąt zł. Wczoraj rano funkcjonariusze odwiedzili wszystkie
skupy metali kolorowych w mieście. W jednym z nich odnaleźli pociętą na cztery
kawałki krykę generała Jerzego Ziętka.

Złodzieja, 29-letniego bezrobotnego, znaleziono dzięki właścicielce skupu.
Zapisała jego nazwisko, gdy przyniósł laskę. Funkcjonariusze zatrzymali go w
domu. W trakcie przesłuchania przyznał się do winy. Stwierdził, że odpiłował
krykę, bo potrzebował pieniędzy na prezenty mikołajkowe. Pociął ją na części,
gdyż nie mieściła mu się w worku.

Pracownicy odlewni Gliwickich Zakładów Urządzeń Technicznych zapowiedzieli, że
jeszcze w tym tygodniu wojewoda Ziętek będzie miał nowa krykę. - Tylko musicie
ją lepiej w tych Katowicach pilnować - ostrzegał żartobliwie Czesław Loranty,
kierownik gliwickiej odlewni. Jego ludzie połączą odpiłowane części kryki, a
następnie wzmocnią ją specjalnym stopem. Dzięki temu nie będzie jej już można
pociąć.

serwisy.gazeta.pl/kraj/1,34309,3050459.html



Temat: Wycieczki samochodowe po Europie.
Cześć bahu!

Dawno mnie tu nie było, a tu miłe posty czekają...

> Witaj Izo !
>
> > Czasem i się ubieram, ale chyba za mało, skoro się oglądał (hi, hi...)
>
> $$$ Ej, nie tak... Jak widzisz piękny wodospad, to już na drugi nie
> spojrzysz ??? ;)

To jednak nie to samo (ach te kobiety), wszak ogląda się za inną (ach ci
mężczyźni...) (ale porównanie i tak mi się podoba)

>
> >> A co myślisz o kurczakach z rożna, które uwielbiam,
> >> jako specjalistka od drobiu ? :-)
> > Możesz jechać za nami (będzie patriotycznie), ale może lepiej jakiś
>
> > wirtualny. Niedługo pora obiadu, zapraszam na wirtualnego kuraka, świeżo
>
> > zdjętego z rożna, smacznie wypieczonego, z chrupiącą, rumianą skórką,
>
> > natartego majerankiem i papryką, wolisz nóżkę czy skrzydełko? Bo ja nóżkę.
> ..
>
> $$$ Oczywiście, wolę piersi, z rumianą skórką... :D
> Choć papryką bym je nie nacierał... ;)
> Ale może być i nóżka, byle tylko w realu !!!

Znowu jestem głodna...

>
> $$$ Skoro Ty jednak lubisz wirtualne prezenty, to może tego nie czytałaś... :
> <a
href="www.rzeczpospolita.pl/dodatki/turystyka_030620/turystyka_a_4.html"
target="_blank">www.rzeczpospolita.pl/dodatki/turystyka_030620/turystyka_a_4.ht
ml</a>

Niestety nie mogę otworzyć, ale pewnie coś miłego, więc dziękuję...

Pozdrawiam serdecznie

Iza



Temat: Co na prezent?
Kupowanie prezentów dla mężczyzn nie jest nawet w połowie tak skomplikowane,
jak dla kobiet. Niech Twoja koleżanka trzyma się podanych tu zasad, a nie
będzie miała z tym żadnych problemów:( hihi )

Zasada 1: Jeśli masz wątpliwości – kup mu wiertarkę. I nie ma żadnego
znaczenia, że jedną już ma. Będąc mężczyzną nie możesz mieć zbyt wielu
wiertarek. Nie wiadomo dlaczego.

Zasada 2: Jeśli nie możesz sobie pozwolić na wiertarkę, kup mu cokolwiek ze
słowem „zapadka” lub „gniazdko”. Mężczyźni uwielbiają dźwięk tych słów. I znów,
nie wiadomo dlaczego.

Zasada 3: Jeśli już kompletnie nie masz pieniędzy, kup mu cokolwiek do
samochodu. Skrobaczkę do szyb za 2 PLN, odmrażacz, breloczek. Mężczyźni
uwielbiają dostawać prezenty do samochodu. Ciekawe dlaczego.

Zasada 4: Nie kupuj mężczyźnie skarpetek. Nie kupuj mężczyźnie krawata. I nigdy
nie kupuj mu szlafroka. Podobno, gdyby bóg chciał, żeby mężczyźni nosili
szlafroki, to nie wymyślono by bokserek.

Zasada 5: Możesz kupić mężczyźnie nowego pilota, w miejsce tego, który
własnoręcznie wykończył. Jeśli masz dużo pieniędzy, dołóż do tego duży
telewizor, z podglądem, a potem obserwuj z zachwytem, jak on pstryka, pstryka,
pstryka…

Zasada 6: Nie kupuj mu żadnych dracznych likierów, bo będą zawalać mieszkanie
przez następne 25 lat. Prawdziwy mężczyzna podobno pije tylko wódkę, koniak i
piwo.

Zasada 7: Nie kupuj mu wielkogabarytowego pojemnika z płynem po goleniu lub
dezodorantem. Podobno mężczyźni mają naturalny przyjemny zapach.

Zasada 8: Kup mu drukarkę do naklejek. To prawie tak dobre, jak wiertarka. Po
kilku tygodniach będziesz miała naklejki wszędzie. „Skarpetki, Bielizna,
Talerze, Zlew, Szafka, Drzwi”. Łapiesz o co chodzi? I nikt nie wie, dlaczego.

Zasada 9: Nigdy nie kupuj mężczyźnie niczego, co wymaga chociażby częściowego
samodzielnego montażu. Zepsuje mu to Ten Piękny Dzień i oczywiście zostaną
jakieś „zbędne” elementy.

Zasada 10: Kupuj w markowych sklepach dla majsterkowiczów lub z częściami
samochodowymi. I nie ma znaczenia, że on nie ma pojęcia, co takiego dostał. „
Oh, czy to nie rozrusznik do Forda Farlaine? Łoł! Dzięki!”

Zasada 11: Mężczyźni kochają niebezpieczeństwo. Dlatego nie gotują, ale wolą
grillować. Kup mu gigantyczny grill na gaz i 50-kilową butlę z propanem-
butanem, a potem powiedz mu, że przewód gazowy przepuszcza. „Oh, ten dreszczyk!
To wyzwanie! Komu hamburgera?”

Zasada 12: Bilet na mecz ulubionej drużyny to świetny pomysł. Nie należy jednak
kupować biletu na „Retrospektywny przegląd XIX-wiecznej pieśni lirycznej”. I
wszyscy wiedzą dlaczego.

Zasada 13: Mężczyźni uwielbiają piły łańcuchowe. Nigdy, przenigdy nie kupuj
swojemu mężczyźnie takiej piły. Jeśli nie wiesz dlaczego, to wróć do Zasady 8 i
tego co się stanie po otrzymaniu drukarki do naklejek.

Zasada 14: Niewiele rzeczy może pobić taczki lub aluminiową drabinę
teleskopową. Tylko nie kupuj prawdziwemu mężczyźnie drabiny ze schodkami. I
musi być teleskopowa. Nikt nie wie dlaczego.

Zasada 15: Lina. Mężczyźni kochają liny. Nic nie wyrazi miłości lepiej, niż 25
metrów konopnej liny 3/8 cala.




Temat: Zazdrosc o dodatkowe pieniadze
Zazdrosc o dodatkowe pieniadze
Mam problem ze soba, do ktorego musze sie przyznac.
Moj Mezczyzna ma dwoje dzieci z poprzedniego zwiazku - 15-letnia corke i 17-
letniego chlopaka. Teraz wlasnie poszli do kina a ja moge spokojnie popisac.
Chodzi o to, ze jestem strasznie zazdrosna, ale nie o czas, ktory spedzaja
razem (bo np. nie poszlam z nimi do kina bo nie chcialam). Jestem zazdrosna
o kazdy ponadplanowy grosz, ktory moj Mezczyzna ofiarowuje swoim dzieciom.
Placimy regularnie alimenty, ex ma sie dobrze. Ale dzieci jak to dzieci, a
to chlopak chce, zeby tata zabral go do fryzjera (no i tata placi) a to
corka chce, zeby tata jej kupil kasete video (i tata kupuje) a to chca zeby
kupil im jakies kolorowe czasopismo.
Oczywiscie sa i powazniejsze zadania, czy raczej prosby finansowe. Teraz np.
syn bedzie wspolnie z kolega organizowal 18 urodziny w knajpie.
Przypuszczam, ze poprosi tate, zeby mu sie troche dolozyl do tej imprezy.
Nie neguje tej imprezy, ze w lokalu a nie w domu. Wszyscy w jego klasie tak
robia, chlopak nie chce byc gorszy. My jednak przewidzielismy w swoim
budzecie spora kwote, ktora chcemy mu dac na 18 urodziny. Czy procz tego
dolozyc sie jeszcze do imprezy?
A przeciez dajemy dzieciom na urodziny pieniadze, prezenty na dzien dziecka,
Swieta Wielkanocne, Boze Narodzenie, zabieramy na wczasy i nie mam z tym
problemu. Problem - ta zawisc czy zazdrosc - pojawia sie w takich drobnych w
sumie sytuacjach, kiedy dzieci naciagaja tate na jakies tam drobiazgi w
sumie.
No i jeszcze jeden problem - boje sie, ze przy okazji tej imprezy
urodzinowej wyjdzie koniecznosc kontaktow mojego Mezczyzny z ex a tego juz w
ogole nie zniose. Nie dlatego, ze nie ufam mojemu Mezczyznie ale ja nie
chce, zeby spedzal z ex czas, nawet krotki. Trudno powiedziec czy to
zazdrosc. Raczej nie. Czy sie czegos boje? Tez nie. Po prostu bede wtedy
siedziec sama w domu i myslec co tam teraz sie dzieje, co ex mu mowi co On
odpowiada. Wiem - to chyba jest chore. Fakt - moj Mezczyzna kontaktuje sie z
ex sporadycznie - dzieci sa duze a z tych kontaktow wynikaja zawsze
problemy - ex wylewa wtedy wszystkie zale, zalewa mojego Mezczyzne zadaniami
i grozbami pojscia do sadu po wyzsze alimenty.
Ex stosuje tez taka metode: jezeli chce aby moj Mezczyzna sie do czegos
dolozyl nigdy nie prosi Go osobiscie ale zawsze przekazuje te prosby ustami
dzieci. Dzieciom ciezko to przechodzi przez usta ale prosza. Takim
dodatkowym prosbom moj Mezczyzna najczesciej odmawia (sa to wydatki
mieszczace sie w obowiazku alimentacyjnym).
Gdy ex chce wrocic "godziwie" z imienin u znajomych, na ktore udaje sie wraz
z dziecmi, prosi corke albo syna aby zadzwonil do taty i zapytal czy tata
ich odwiezie (tata nie jest zaproszony na te imieniny). Tata tzn. moj
Mezczyzna zrobil to raz czy dwa razy, ale teraz nie chce juz byc
taksowkarzem wiec ex zarzucila mu, ze jest zlosliwy.
Ale za duzo sie rozpisalam. Nie mam nic do ex mojego Mezczyzny. W porownaniu
z tym co czytalam w Waszych postach to nie mam tak zle. Chodzi mi o ten moj
stosunek do tych kwot wydawanych dodatkowo na dzieci i o te kontakty mojego
Mezczyzny ze swoja byla. Czy ja jestem jakas nienormalna pod tym wzgledem?
Moze ktos kto jest w podobnej sytuacji jakos mnie ukierunkuje i sprawi, ze
to nie bedzie dla mnie taki problem?
Boje sie, ze jak tak ciagle bede sie "chanryczyc" z moim Mezczyzna o kazdy
dodatkowy grosz, o kazde spotkanie (naprawde sporadyczne) z ex to miedzy
nami zacznie byc zle. Wiem to a jednak serce mnie boli, gdy cos dzieciom
kupi czy ma sie spotakc z ex.
A jak to jest u Was z tymi spotkaniami Waszego Mezczyzny ze swoja ex na
gruncie rodzinnym? Tolerujecie to, czy raczej odwodzicie swoich Mezczyzn od
takich kontaktow? (oczywiscie pomijam tu kwestie, gdy np. dziecko jest male
i ojciec moze go widywac tylko w domu ex - u nas dzieci sa duze i nie ma
takiej potrzeby).
Mialo byc krotko i tresciwie a wyszla jakas epopeja. Ale moze ktoras z Was
doczytala do konca i cos podpowie.



Temat: Feminizm jako fenomen psychologiczny
maciej.k1 napisał:

>
> Zgadzam się z tym zdaniem, a nawet poszedłbym jeszcze dalej... :-) Istnieją
> jednoznaczne zapisy prawne, które dają mężczyznom mniej praw niż kobietom
> (służba wojskowa, wiek emerytalny

Służba wojskowa? Jesteś za służbą wojskową dla kobiet? Jak wojująca feministka?
Wiek emerytalny? - żaden przywilej. Mniejsze pieniądze i tyle.

, wiek zawierania małżeństw,

18 lat - niezależnie od płci

niemożność
> uznania nieślubnego dziecka bez zgody kobiety)

Dlaczego to jest dyskryminacja?

. W przypadku kobiet nie możemy
> mówić o takich przepisach prawnych, tylko, co najwyżej - o zwyczajach, które
> np. sprawiają, że kobiety wolą głosować w wyborach na mężczyzn.

?????????????!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Dlatego
> mówienie o dyskryminacji mężczyzn jest znacznie bardziej uzasadnione.
>
> > tylko, że w ten sposób
> > stworzylibyśmy jakiś "maskuliznizm", feminizm a rebours, wizję równie
> > skrzywioną ideologicznie jak feminizm, tyle, że - w drugą stronę. Strzeż s
> ię
> > tej pokusy, bo taki "maskulinizm" byłby równie totalistyczny jak feminizm!

Ale ten maskulinizm istnieje, czy tego chcesz czy nie. I to od wieków i
tysiącleci.

>
> Jak dotąd, nie złożyłem wniosku do Trybunału Konstytucyjnego o uznanie za
> sprzeczne z konstytucyjną zasadą równości płci - zapisów ustawy o powszechnym
> obowiązku obrony, czy kodeksu rodzinnego i opiekuńczego.

Trochę byś się ośmieszył....

Nie protestuję także
> przeciwko zapisom o prawie kobiet do wcześniejszych emerytur, bo uważam, że
> wnukom wyjdzie to na zdrowie, gdy babcie będą miały więcej wolnego czasu.

A wnuki z dziadkami nie lubią spędzać czasu? Bo jako przyszła babcia (w bardzo
odległej perspektywie), chętnie bym do 65 roku życia popracowała, żeby mieć na
prezenty dla wnuków i wspólne wakacje.

> W przeciwieństwie do feministek, akceptuję fakt, że obie płcie pełnią w
> społeczeństwie różne role. :-)

???????
Proszę o szczegóły.

>
> Ostatni projekt feministek w Sejmie upadł. Gdyby jednak feministki
> zrealizowałyby w Sejmie swoje postulaty - chciałbym, by konsekwentnie
> równuoprawnienie doprowadzono do końca - także tam, gdzie się to kobietom nie
> opłaca. Myślę, że bez trudu wygrałbym, jak nie w Trybunale Konstytucyjnym, to
w
>
> Strassburgu.

Zdawaj relację z pola walki.

>
> > W
> > końcu decyduje tu nie tyle treść, co sposób myślenia, a sposób byłby taki
> sam
> > jak w feminizmie: świat nie po prostu ludzki, ale rozszczepiony na 2 płcio
> we,
> > zantagonizowane obozy licytujące się który jest bardziej krzywdzony przez
> > drugi.

Yyyy..... A co to znaczy po prostu ludzki świat?

>
> Ja nie wyznaję dogmatu o "odwiecznej wojnie płci". :-) Nie mam ochoty
walczyć
> z kobietami, tylko z feministkami. Nie czuję z męską "Gender" większej
> bliskości niż ze swoją żoną, czy córką. Akceptuję różnice między płciami.
> Tak więc, wbrew Twoim obawom, mój antyfeminizm nie prowadzi mnie do
> żadnego "maskulinizmu".

A owszem - Twój post jest jego wyrazem. Akceptujesz kobiety pod warunkiem, że
siedzą cicho i robią to, co im "społeczna rola" nakazuje.

>
> > Tak więc konstrukcje takie jak Darra mozna tworzyć jako narzędzia
> > retoryczne, służące do pokazywania feministkom ich schematow myślenia, ale
>
> nie
> > uważam ze dobry byłby pomysł tworzenia jakiejś "maskulinistycznej" ideolog
> ii
> > opartej na resentymencie.

Nic nie trzeba tworzyć - przecież tę ideologię wyznajesz i praktykujesz.

>
> Dokładnie tak uważam. Uważam argumenty za dyskryminacją mężczyzn raczej za
> narzędzia retoryczne, służące otwieraniu oczu feministkom - jak łatwo można
> znaleźć argumenty na poparcie tezy, że jest się dyskryminowanym (w dodatku
> znacznie mocniejsze, niż ich argumenty, bo umocowane w prawie).
> Pozdrawiam -

Proszę teraz o przykłady popierające Twoją tezę o dyskryminacji mężczyzn. Poza
tymi, które raczyłeś przytoczyć wcześniej i a propos których już się
wypowiedziałam.

Również pozdrawiam.




Temat: piątkowe post-owanie :))))))))))))))))
nict1 napisał:

> WIELKI TYDZIEŃ WIELKIEGO POSTU to wyjatkowy okres w roku - przynajmniej
> w moim pojęciu. Na zawsze będe miał w pamięci atmosfere domu mojej babci
> z tego okresu.
> Każdy dzień był do czego innego wyznaczony, a WIELKI CZWARTEK był
> początkiem Świąt.

Nictosiu, z prawdziwym sentymentem wracam pamięcią to tego okresu zwłaszcza
z czasów gdy byłam jeszcze dzieckiem, ale nie tylko - później także.
Podobnie jak w domu Twojej babci, także w mojej rodzinie WIELKI TYDZIEŃ był
okresem szczególnym i szczególnie "poukładanym".
W ciągu całego tygodnia każdy miał obowiązek zrezygnować z czegoś co
najbardziej lubił, czyli - jak się dzieciom mówiło - dać Panu Bogu prezent.
Różne to były prezenty. Ktoś na przykład nie używał w tym tygodniu cukru, ktoś
inny rezygnował z palenia papierosów. Ja byłam strasznym łakomczuchem na
słodycze, więc zawsze myślałam, że mój prezent i te moje niezjedzone łakocie
to jest najcenniejszy prezent dla Pana Boga
Dorośli przypominali dzieciom, że porządek trzeba zrobić najpierw w swoim
serduszku, a więc cały tydzień trzeba było być szczególnie grzecznym, żeby
serduszka się nie pobrudziły
Przez cały tydzień wszyscy wszystkim przypominali, że jest post i z czegoś
trzeba zrezygnować. O ile dobrze pamiętam to naprawdę przez cały tydzień
ograniczano potrawy mięsne. Dla mnie nie było to jakimś problemem, bo nigdy
nie przepadałam za mięsem.
Pamiętam, że moja babcia z mamą, już w poniedziałek piekły pierniki i ciaska
amoniaczki, które musiały poleżeć, żeby w Święta były smaczne.
Dla nas dzieci było to bardzo trudne doświadczenie, bo pachniało pięknie,
a można było tylko po jednym na spróbowanie tylko, zaś resztę apetytów do
Świąt trzeba było schować
W poniedziałek, wtorek, środę można było jeszcze coś robić w domu wokół
porządków, tak żeby do czwartu wszystkie cięższe prace były pokończone.
W czwartek tylko mężczyżni i chłopcy mogli przygotowywać drewno na ognisko,
w którym - jak mówiono dzieciom - spali się Judasz za wydanie Jezusa.
Wieczorem w czwartek cała rodzina była w kościele i właściwie wtedy zaczynały
się już Święta.
W Wielki Piątek rano i wieczorem byliśmy w kościele, a w ciągu dnia głównie
w kuchni, gdzie coś się przygotowywało. Wszystkiego musiało być dużo, bo na
Święta cała duża rodzina zjeżdżała się do nas.
Dla dzieci był to dzień pisankowy, ale nie tylko dzieci robiły pisanki - nawet
dziadziuś i tato. Babcia robiła takie specjalne "skrobane".
Wielka Sobota to oczywiście świecenie pokarmów,wody, ognia, ale o tym to może
jutro w szufladzie sobie poopowiadamy?

> Czym dla Was jest WIELKI TYDZIEŃ?

Wspomnieniem, zamyśleniem, okresem wypełnionym pracą, innym niż inne WIELKIE
TYGODNIE, ale chyba nie mogą być takie same, bo my się przecież zmieniamy,
i wszystko wokół nas także zmienia się, cały czas i bezustannie.
Coś się powtarza, o coś się troszczę by się powtarzało,ale...w poniedziałek
nie piekłam pierników ani amoniaczków... za to dzisiaj pisanki, z całą
pewnością będą zrobione




Temat: pomocy!!!
pawel.drozdziak napisał:

> Mysle, ze podjecie terapii bylo dobrym krokiem. Jesli chodzi o
zamieszkanie w
> osrodku, sadzac po tym co Pani pisze o tym mezczyznie moze to miec
duzo sensu.
> W
> tym momencie obawia sie Pani zlozenia skargi. Najczesciej jest
tak, ze zlozenie
> takiej skargi i doprowadzenie sprawy do konca jest mozliwe dopiero
pod koniec
> procesu zdrowienia, kiedy poziom leku jest nizszy i uwiklanie w
zwiazek duzo
> mniejsze.
> Pisze Pani o tych momentach, kiedy liczyla Pani na to, ze ten
mezczyzna sie
> zmieni. Takie oczekiwania na zmiane sa typowe dla zwiazkow z
przemoca. Zawsze
> jest tak, ze po okresie przemocy wystepuje okres zmiany na lepsze.
Takze w
> przyszlosci ten mezczyzna wielokrotnie jeszcze zaprezentuje Pani
zmiany na
> lepsze probujac w ten sposob sciagnac Pania z powrotem. Moze sie
Pani jeszcze
> spodziewac prezentow, deklaracji, kwiatow i wielu obietnic.
> Jesli tylko utrzyma Pani dotychczasowy kurs i nie da sie zwiesc
tym pozorom
> poprawy, ma Pani szanse sie uwolnic. Wymaga to jednak stalego
kontaktu z osobam
> i
> pomagajacymi. W szczegolnosci powinna Pani omawiac te dzialania
tego mezczyzny,
> ktore powoduja, ze Pani zaczyna sie zastanawiac czy cos sie nie
zmienia na
> lepsze. Wszelkie Pani watpliwosci i dylematy powinny byc
ujawniane, bo to one
> zdecyduja, nie ta Pani czesc ktora na niego narzeka.
> Pozdrawiam serdecznie i zycze powodzenia.
Witam pana.
strasznie się boje konkubenta,opisze jedno zdażenie które miało
miejsce już po rozstaniu, byłam z naszym synem(5 miesięcy) u lekarza
i czekałam na przystanku na autobus.On jechał autem zbaczył nas i
się ztrzymał ja stałam jak skamieniałanogi miałam jak kołki nie
mogłam ruszyć się z miejsca aby uciekać jego spojżenie wrogie i w
oczach chęć zemsty. Mam jak nadmieniłam na wstępie synka 5 miesięcy
konkubent złożył w sądzie pozew o ustalenie kontaktów z
dzieckiem.Nie wyobrażam sobie jak sąd ustali takie kontakty(
wcześniej zabierał syna do siebie do Domu i miałam szarpanine bo nie
chciał oddać dziecka wieć z policją odbierałam).Może też być że sąd
ustali takie widzenia w domu ja mam duże obawy że spełni swoje
grożby.Sąd jest od tego aby ustalił takie wiedzenia ja napewno
dostosuje się do wyroku sądu.Nie wiem co może się stać z naszym
synem jak w przyszłości wyprowadzi ojca z równowagi bo może zrobić
mu krzywde(jak mnie bił to nie patrzył że jest dziecko jak mną
rzucał po łóżeczku w którym był maleńki synek) Kurator namawia mnie
bardzo o złożenie takiej skargi w prokuraturze to uchroni mnie od
widywania sie z konkubentem i uchroni również naszego syna.Nadmienie
tylko że kocham bardzo kontubenta aczkolwiek bardzo sie go obawiam ,
ma milion osobowości a i taktyki działania jego są rożne .Obecnie
podjoł terapie dla sprawców przemocy co kiesyś nawet nie chciał o
tym słyszeć ja również będe chodzić do tego samego ośrodka na
terapie dla ofiar przemocy.




Temat: Balcerowicz: kurs złotego sprzyja eksportowi
O juz wiecej wspolnych punktow
Gość portalu: Zbigniew napisał(a):
> zabezpieczenie na starość i w razie niezdolności do pracy jest
> naturalną potrzebą każdego człowieka.Z czym każdy się zgodzi.
> Ludzie w XIX wieku wymyślili system ubezpieczeń wzajemnych , dużą rolę w tym
> grały organizacje robotnicze m.i. związki zawodowe.

Zasadniczo nie mam wielkich zastrzezen do przymusu odkladania w funduszach
emerytalnych . Mam lbrzymie zastrzezenia do molocha ZUS, ktory niczego nie
odklada, sponsoruje miliony falszywych rencistow, stanowi olbrzymiego poborce
podatkow od plac, z ktorych przecietny czlowiek (a tym bardziej przecietny
mezczyzna) ma bardzo niewiele !

> przedwojennego cukru.Można sie zapytać tak samo , czemu teraz za granicę
> sprzedajemy wódkę po 3 zł za butelkę , a na rynku krajowym kosztuje 15 ?

Byc moze za 50lat ktos bedzie wskazywal zbieranie tego haraczu jako przyklad
utrzymywania przez "zlobbowany"(przestepczy?) parlament biznesu dla mafii
alkoholowych(to sa fakty,dla niejednego pOsla wplywala kasa od mafii za takie
prezenty ustawodawcze) i przyklad tworzenia setek smiertelnych ofiar metylu w
celu utrzymania haniebnego procederu .

>Twoje twierdzenia o bezsensowności publicznych inwestycji są też zadziwiające.
>Wiele z nich jest społecznie patrząc bardzo opłacalnych np. taka zapora w
>Solinie zwróciła sie szybko po wybudowaniu dzięki zatrzymaniu ogromnej fali
>powodziowej jaka mogła zalać Warszawę.Do tego daje prąd i jest miejscem
>rekreacyjnym.Oczywiście krytyk-liberał powie, że i prywatny kapitał mógłby ją
>wybudować gdyby rząd nie przeszkadzał , ale sam wiesz , że coś takiego brzmi
>śmiesznie.Jestem ciekaw , jak wyobrażasz sobie problem choćby takiej ochrony
>przeciwpowodziowej jezeli w/g Ciebie państwo powinno finansować tylko wojsko
> i policję ?

Caly problem sprowadza sie do SKALI . Jesli na biezace koszty funkcjonowania
rozbudowanego panstwa(a w standardow UE musi byc conajmniej 2razy bardziej
rozbudowane) placi sie rokrocznie olbrzymie kwoty, o ktorych sensownosci mozna
tylko pogdybac, to jest to chore i powinno sie to postrzegac .
Jesli wszyscy pisza o wiekszej czesci STALYCH wydatkow budzetu(odsetki od
zadluzenia, splata zaduzenia, zobowiazania wobec grup, ktorym zrobiono
prezenty zaledwie pare lat temu) , z ktorych nie mozna zrezygnowac, BO SA
STALE i jednoczesnie jedyne rozwiazanie widza w dalszym zadluzaniu tegoz
budzetu i tworzeniu prezentow dla nastepnych grupek splecznych, TO JEST TO
CHORE i trzeba to postrzegac ! W panstwach czerwonych nikt nawet nie nazywa
tak oczywistych bzdur BZDURAMI (nalezy to nazywac "innymi standardami
celowosci" , "wrazliwoscia spoleczna" itp. nowomowa) .

>Ogólnie to w wielu sprawach masz rację , ale nie przesadzaj z
>ultraliberalizmem , bo wprowadzenie takiego systemu byłoby dla wszystkich
>koszmarem.

Wlasnie ja nie uwazam ultraliberalizmu za cel . Kiedys bawily mnie
ultraliberalne "przejscia o kilka poziomow w kierunku liberalizmu" Korwina-
Mikke, ale teraz zauwazylem, ze sam przedstawiam cele w podobny sposob - to
skroty myslowe . Jesli jasno uswiadomimy sobie, ze 99% wszelkich
koncesji, "ochrony", "praw dla wybranych", dotacji to ZWYKLA GRABIEZ na
konsumentach i podatnikach, latwiej bedzie dochodzic do celu eliminowania
takiej grabiezy(nawet jesli dochodzenie mialoby trwac pare lat) .

Na razie zwykla kradziez przez bogatych notariuszy(ale i przez zle
zorganizowane "chronione" , niezbyt bogate Zarzady Mieszkaniowe) uchodzi
za "ochrone lepszych standardow swiadczenia uslug" (chore ale prawdziwe) .
Na razie zwykle okradanie biednych emerytow i niebogatych milionow podatnikow
przez zorganizowane grupu np. gornikow uchodzi za "wrazliwosc spoleczna", choc
wiadomym jest , ze zastapienie czapy czerwonych prezesikow gorniczych
prywatnym wlascicielem i sprowadzenie plac gorniczych do sredniej placy
robotniczej zmieniloby NAGLE gornictwo w dochodowa branze .

Ot, chodzi wlasnie o dosadne nazywanie chorej rzeczywistosci, nawet jesli cel
nie musi byc taki "czystej formy" i nie natychmiastowo osiagniety .
Kisiel bodaj przed cwiercwieczem nazwal chora rzeczywistosc "dyktatura
ciemniakow" - do tej pory to haslo jest aktualne i swiatczy o klarownosci
spojrzenia tego czlowieka .




Temat: znowu
Dla przypomnienia:

"Fazy cyklu przemocy"

Bywają chwile, gdy kobieta jest na tyle zrozpaczona, że zaczyna się
przygotowywać wewnętrznie do wyrwania z pułapki i odejścia.
Sprawca przemocy zwykle wyczuwa tę gotowość i reaguje chwilową
zmianą
postępowania. Okazuje czułość, kupuje prezenty, staje się
pobłażliwy, czasem przeprasza. W miejsce lęku i rozpaczy u kobiety
pojawia
się nadzieja, że wszystko się zmieni, więc rezygnuje
z ucieczki i postanawia starać się o utrzymanie związku.

Analiza związków, w których kobiety były maltretowane, ujawnia, że w
pierwszych latach rozwijania się przemocy występuje często
specyficzny cykl przemocy składający się z trzech powtarzających się
faz.

W fazie pierwszej narasta napięcie i agresywność sprawcy. Każdy
drobiazg
wywołuje jego irytację, za byle co robi awanturę,
zaczyna więcej pić, prowokuje kłótnie i staje się coraz bardziej
niebezpieczny. Kobieta stara się opanować sytuację i oddalić
zagrożenie. Często pojawiają się u niej różne dolegliwości fizyczne,
bóle
żołądka i głowy, bezsenność i utrata apetytu. Wpada w
apatię lub ogarnia ją silny niepokój. Czasem nie mogąc wytrzymać
tego
oczekiwania sama prowokuje spięcie, aby wreszcie "mieć to
za sobą".

Następuje druga faza gwałtownej przemocy. Z mało istotnych powodów
dochodzi
do ataku agresji i rozładowania złości. Kobieta
doznaje zranień fizycznych i psychicznych, znajduje się w stanie
szoku. Stara
się uspokoić sprawcę i ochronić siebie. Odczuwa
przerażenie, złość, bezradność i wstyd, traci ochotę do życia.

W trzeciej fazie, nazywanej fazą miodowego miesiąca, wszystko się
zmienia.
Gdy partner wyładował już swą złość i zaczyna sobie
zdawać sprawę z tego co zrobił, nagle staje się inną osobą. Stara
się znaleźć
jakieś wytłumaczenie i usprawiedliwienie. Przeżywa
poczucie winy, okazuje skruchę, przeprasza i obiecuje, że to się już
nie
powtórzy. Zaczyna okazywać ciepło i miłość. Staje się
znowu podobny do mężczyzny, jakiego kobieta pokochała i z jakim się
związała.
Przynosi kwiaty, prezenty, zachowuje się jakby
nigdy nie było żadnej przemocy. Sprawca i ofiara zachowują się jak
świeżo
zakochana para. Kobieta zaczyna wierzyć, że partner
się zmienił i że przemoc była jedynie wyjątkowym incydentem, który
już nigdy
się nie powtórzy. Czuje się znowu kochana,
spełniają się jej marzenia o miłości i szczęśliwym związku.

Ale faza "miodowego miesiąca" przemija i wkrótce rozpoczyna się faza
narastania napięcia. Wszystko zaczyna się od nowa. Jednak
przemoc w następnym cyklu na ogół jest bardziej gwałtowna i dłuższa.
Doświadczenia miodowej fazy demobilizują ofiarę i utrwalają
u sprawcy poczucie bezkarności oraz nadzieję, że następnym razem
znowu sobie
jakoś poradzi i uzyska przebaczenie. Następne fazy
miodowe są już krótsze i mniej miodowe."
**********************************************

Serdecznosci.




Temat: Pierwszy Raz......
"Fazy cyklu przemocy

Bywają chwile, gdy kobieta jest na tyle zrozpaczona, że zaczyna się
przygotowywać wewnętrznie do wyrwania z pułapki i odejścia.
Sprawca przemocy zwykle wyczuwa tę gotowość i reaguje chwilową zmianą
postępowania. Okazuje czułość, kupuje prezenty, staje się
pobłażliwy, czasem przeprasza. W miejsce lęku i rozpaczy u kobiety pojawia
się nadzieja, że wszystko się zmieni, więc rezygnuje
z ucieczki i postanawia starać się o utrzymanie związku.

Analiza związków, w których kobiety były maltretowane, ujawnia, że w
pierwszych latach rozwijania się przemocy występuje często
specyficzny cykl przemocy składający się z trzech powtarzających się faz.

W fazie pierwszej narasta napięcie i agresywność sprawcy. Każdy drobiazg
wywołuje jego irytację, za byle co robi awanturę,
zaczyna więcej pić, prowokuje kłótnie i staje się coraz bardziej
niebezpieczny. Kobieta stara się opanować sytuację i oddalić
zagrożenie. Często pojawiają się u niej różne dolegliwości fizyczne, bóle
żołądka i głowy, bezsenność i utrata apetytu. Wpada w
apatię lub ogarnia ją silny niepokój. Czasem nie mogąc wytrzymać tego
oczekiwania sama prowokuje spięcie, aby wreszcie "mieć to
za sobą".

Następuje druga faza gwałtownej przemocy. Z mało istotnych powodów dochodzi
do ataku agresji i rozładowania złości. Kobieta
doznaje zranień fizycznych i psychicznych, znajduje się w stanie szoku. Stara
się uspokoić sprawcę i ochronić siebie. Odczuwa
przerażenie, złość, bezradność i wstyd, traci ochotę do życia.

W trzeciej fazie, nazywanej fazą miodowego miesiąca, wszystko się zmienia.
Gdy partner wyładował już swą złość i zaczyna sobie
zdawać sprawę z tego co zrobił, nagle staje się inną osobą. Stara się znaleźć
jakieś wytłumaczenie i usprawiedliwienie. Przeżywa
poczucie winy, okazuje skruchę, przeprasza i obiecuje, że to się już nie
powtórzy. Zaczyna okazywać ciepło i miłość. Staje się
znowu podobny do mężczyzny, jakiego kobieta pokochała i z jakim się związała.
Przynosi kwiaty, prezenty, zachowuje się jakby
nigdy nie było żadnej przemocy. Sprawca i ofiara zachowują się jak świeżo
zakochana para. Kobieta zaczyna wierzyć, że partner
się zmienił i że przemoc była jedynie wyjątkowym incydentem, który już nigdy
się nie powtórzy. Czuje się znowu kochana,
spełniają się jej marzenia o miłości i szczęśliwym związku.

Ale faza "miodowego miesiąca" przemija i wkrótce rozpoczyna się faza
narastania napięcia. Wszystko zaczyna się od nowa. Jednak
przemoc w następnym cyklu na ogół jest bardziej gwałtowna i dłuższa.
Doświadczenia miodowej fazy demobilizują ofiarę i utrwalają
u sprawcy poczucie bezkarności oraz nadzieję, że następnym razem znowu sobie
jakoś poradzi i uzyska przebaczenie. Następne fazy
miodowe są już krótsze i mniej miodowe.>>




Temat: ostatnio zasłyszany DOBRY DOWCIP
trzy pomarańczowe kuleczki
Pewien facet doczekał się syna. Był z niego bardzo dumny i starał się żeby
niczego mu nie brakowało. Kiedy syn ukończył 6 lat ojciec zabrał go do swojego
gabinetu i powiedział:

"Synu, oto ukończyłeś 6 lat i za miesiąc zaczniesz chodzić do szkoły.
Przestałeś być malutkim dzieckiem dlatego żeby to uczcić chciałbym kupić ci coś
fajnego. Na co miałbyś ochotę? Nowy rowerek? A może jakieś extra zabawki?"

"Nie tato, jeśli naprawdę chciałbyś sprawić mi przyjemność to proszę, kup mi
trzy pomarańczowe kuleczki" - odpowiedział mu synek.

Ojciec był tak zaskoczony tą odpowiedzią, że zapomniał nawet spytać po co te
kuleczki. Ale ostatecznie zawalony pracą, zapomniał o życzeniu syna, i kupił mu
nowy rowerek. Czas płynął i przyszła pora, że syn przystąpił do pierwszej
komunii św. Ojciec znowuż zawołał syna do gabinetu i pyta:

"Synu, wiemy obaj, że należy ci się jakiś fajny prezent z tej okazji. Może już
sobie coś upatrzyłeś?

Na to syn odpowiedział - "Tak tatku, jeśli mógłbyś to proszę, kup mi trzy
pomarańczowe kuleczki"

Ojciec całkowicie zakoczony, przypomniało mu się, że już kiedyś o tym słyszał.
Ostatecznie w całym rozgardiaszu związanym z komunią zapomniał spytać o coś
więcej na temat tych kuleczek i kupił mu nowe meble to pokoju. Lata płynęły i
ani się wszyscy obejrzeli a syn już był w domu ze świetnym świadectwem
maturalnym w ręku. Ojciec dumny z syna, wezwał go do gabinetu i mówi:

"Jestem z ciebie naprawdę dumny, dobra robota! Takie postępowanie zasługuje na
nagrodę; co mogłoby ci się przydać? Może nowy komputer? A co byś powiedział na
skutera?"

Na co syn odparł - "Tato dziękuję, ale wolałbym żebyś mi kupił trzy
pomarańczowe kuleczki"

Ojciec kompletnie zbity z tropu ostatecznie zapomniał zapytać o przeznaczenie
tych kuleczek. Zresztą kilka dni później trafił na dobrą okazję i kupił synowi
nowy czerwony skuter. Tymczasem czas płynął i przyszedł dzień ślubu syna. W ten
uroczysty dzień ojciec wezwał syna na męską rozmowę.

"Synu, jesteś już mężczyzną. Jestem z ciebie bardzo dumny. Nieźle nam się z
mamą powodzi, dlatego chcielibyśmy wam pomóc na nowej drodze życia. Czy
chciałbyś abyśmy kupili ci nowy samochód, a może działkę pod budowę domu?"

"Tato, jeśli naprawdę jesteś ze mnie dumny i mnie kochasz to kup mi proszę trzy
pomarańczowe kuleczki"

W tym samym momencie do gabinetu wpadli rozbawieni goście, porywając ze sobą
obu mężczyzn. Po ślubie wiadomo, kilka dni sprzątania, państwo młodzi wyjechali
w podróż poślubną. I nagle, w trzy tygodnie po ślubie przychodzi tragiczna
wiadomość. W czasie powrotu z podróży poślubnej państwo młodzi mieli wypadek.
Dziewczynie nic nie jest, ale syn leży umierający w szpitalu. Do szpitala
wpadają więc zrozpaczeni rodzice. Ojciec wie już, że syn nie przeżyje tego
wypadku, ale jedna myśl nie daje mu spokoju. Łamiącym głosem pyta więc syna:

"Synku, proszę cię, powiedz mi przynajmniej na co były ci potrzebne te trzy
pomarańczowe kuleczki, o które mnie zawsze prosiłeś"

"Tato" - wyszeptał syn - "te trzy pomarańczowe kuleczki były mi potrzebne,
ponieważ..." I w tym momencie umarł.



Temat: Negatywny horoskop...;-)))
Byk... ;-)))
BYK
Jest 20 IV. Z nieba uśmiecha się Wenus, Słońce wchodzi w znak Byka. Wydawać by
się mogło, że jest to pora miłości i piękna. Otóż jest odwrotnie. Dużo
logiczniejsza dla tego znaku wydaje się nazwa KROWA, bowiem ludzie z tego znaku
są ciężcy, nieelastyczni, pozbawieni wdzięku i fantazji. Dziecko tak urodzone
jest rozwydrzonym lizusem, gadającym bez przerwy i gromadzącym potworne ilości
śmieci i zabawek. Wszystko im się przyda. Ulubioną rozrywką jest strojenie się
bez względu na płeć w stroje matki i mizdrzenie się przed lustrem. Marzeniem,
bez względu na płeć, jest być Marylin Monroe.
PANI KROWA (sorry!)
Zalotnie leniwa, emanuje tandetną erotyką, której nabawia się z pochłanianych w
młodości romansów. Marząc o wielkiej miłości napycha się słodyczami i wabi
mężczyzn ciężkostrawną kuchnią. Uważając, że jest stworzona do wyższych celów
nie koncentruje się na niczym. Jej pasją jest obrzydzanie wszystkich i
wszystkiego. Najczęściej wplątuje się w sytuacje zbyt trudne dla swojego
nieskomplikowanego rozumku. Cały czas wini innych za swoje ciągłe
niepowodzenia. Chorobliwie próżna i ambitna, oczekuje hołdów i darów, które
coraz rzadziej dostaje. Z natury poczciwa, leniwa, powolna i pozbawiona
autentycznej pasji, o ile uda jej się wyjść za mąż, koncentruje się na domu,
pełnym konfitur, sosów i nijakich dzieci. O ile nie, zostaje coraz starszą
panną. Zamęcza żonatych kochanków neurastenicznymi opowieściami o swoich byłych
sukcesach. Na starość wystrojona operetkowo, myśląc, że popada w styl
klasyczny, obżera się wymyślnymi potrawami i zadręcza się dietami cud, mrucząc
do Księżyca.
PAN KROWA
W dzieciństwie, będąc małą, wdzięczną dziewczynką ubraną w suknie matki, z
wiekiem staje się coraz bardziej pozbawionym fantazji tumanem i tyranem. Natura
niemiecka. Boi się tylko silniejszych i odgrywa się na słabszych. Ciężko i
schematycznie myślący, działający powolnie, marzy o byciu "kierownikiem
wycieczki", choćby składającej się z półgłówków. Kupuje książki, których nie
jest w stanie czytać, gadżety, których nie rozpakowuje, dżemy, które napoczyna
i gubi. Wierny zamawiacz domów wysyłkowych. Swoich poglądów Bogu dzięki nie ma.
Jest kameleonem, który zlewa się z otoczeniem, o ile jest silniejsze. Jego
stosunek do pieniędzy jest niezwykle skomplikowany. Nie lubi wydawać, a lubi
kupować. Jak święta krowa snuje się po sklepach, skąd przynosi potworne ilości
niepotrzebnych rzeczy. Potem płacze nad pustym portfelem. Obżera się bez
litości, a resztki pakuje w słoiki, którymi zastawia lodówkę. Zostają tam na
zawsze, bo nic nie wyrzuca. Zakochuje się dość łatwo, ale jest ostrożny i
wygodny. Szans na łatwe złowienie KROWY ma tylko osoba silniejsza, która go
zgniecie bez litości. Wtedy chętnie staje się niewolnikiem zasypującym ją
niepotrzebnymi prezentami i wiernopoddańczym uwielbieniem oraz konfiturami
własnego wyrobu. W małżeństwie staje się zaradną panią domu człapiącą w nie
wyrzuconych starych kapciach. Jest wsteczny, superkonserwatywny i bez polotu.
KROWA - żona
Praktyczna krowa bez fantazji, wyżywająca się w kuchni. Wcześnie się zaokrągla
i zaczyna zajmować się wyłącznie urządzaniem przytulnego gniazdka, aby mieć
gdzie drzemać na kanapie w starym szlafroku. Bardzo łasa na pieniądze,
prezenty, a nawet byle jakie hołdy, nie koncentruje się na niczym. Nie ma
żadnych zainteresowań. Takiego marazmu żąda od całej rodziny. Ideałem dla niej
jest ograniczony żarłok, siedzący na pluszowym stołeczku i obsługujący maszynkę
do robienia pieniędzy.
KROWA - mąż
Przyziemny pantoflarz, pozbawiony fantazji krypto-despota, ociężały domator,
ceniący wyżej u partnerki umiejętność kwaszenia kapusty, niż jakiekolwiek
zdolności umysłowe. Trzeźwy i sprytny kalkulator żeni się chętnie z kobietą,
która stoi towarzysko wyżej od niego, na której natychmiast zawisa. Żonę
słabszą terroryzuje i rozlicza z każdego, nawet jej własnego grosza. Lubi
chwalić się wyglądem żony i dzieci, acz bardzo cierpi kupując im, w swoim
pojęciu, za drogie i zbyt luksusowe rzeczy. Mimo poważnych skłonności do tycia -
je ciągle! Przekonany o swoim wyjątkowym intelekcie chętnie udziela rodzinie
napuszonych rad. W dodatku trudno się go pozbyć.




Temat: Twój syn będzie Niemcem, czyli nowy Lebensborn
Gadasz od rzeczy!
Gość portalu: Eva napisał(a):

> Uzupelniam moja poprzednia wypowiedz. W miedzyczasie
skontaktowalam sie z
> zaprzyjaznionym adwokatem, bo sprawa wydawala mi sie
bulwersujaca. Niestety
> potwierdzil, co podejrzewalam. P. Kraszewski nie podal calej
prawdy (lub tez GW
> ja pominela). Spotkania dziecka z rodzicem jedynie w obecnosci
osob trzecich sa
> postanawiane przez sad TYLKO wowczas, gdy rodzicowi
udowodniono znecanie sie na
> d
> rodzina. Stosuje sie to jako srodek zapobiegawczy, na wypadek
gdyby ojciec znow
> chcial bic lub tez znecac sie psychicznie nad dzieckiem
(szantaz, straszenie
> etc).

Droga Evo,
mieszkam w Niemczech od 25 lat i mam do czynienia z problemami
małżeństw mieszanych.Niestety, nie masz zupełnie racji, a "Twój"
adwokat nie ma bladego pojęcia o praktyce stosowania widzeń z
dzieckiem w obecności pracowników Jugendamtu. Jest to praktyka
karygodnie nadużywana przez niemieckie matki i ojców wobec
swoich byłych ( lub nawet jeszcze aktualnych)mężów czy życiowych
parnerów, ojców i matki wspólnych dzieci. Artykuł jest
bulwersujący, ale takich przykładów mogłabym Ci podać z mojej
praktyki przynajmniej da tuziny. Chodzi o niemieckie dzieci
poczęte z Turkami, z Anglikami, z Hindusami, z Arabami, z
Włochami, z Polakami, z Amerykanami- wybór jest wielki, metody
ciągle te same. I naprawdę nie można wierzyć, że wszyscy ci
ludzie ( mężczyźni i kobiety) znęcali się nad swoimi dziećmi.
Odwrotnie, wiadomo, że dzieci w większości innych krajów
trzymują o wiele więcej miłości, aniżeli tutaj, choć bez
wątpienia mniej prezentów. Ostatnio mam do czynienia z
przypadkiem niemieckiej matki i pakistańskiego ojca, który też
tylko w obecności urzędnika Jugendamtu może widywać swoje dwie
córki, które uwielbia. Dziewczynki kochają go bardzo i dla nich
jest on bezspornym autorytetem. Dwa lata procesował się szalejąc
z rozpaczy, żeby miał prawo widzieć dzieci. Wreszcie
wyprocesował, że może mieć dzieci "na własność" 3 dni w tygodniu
(pomimo intensywnej pracy zawodowej). Matka, szlampa, - cztery.
Nie masz pojęcia, jakie brudy na tym człowieku wieszano, żeby mu
zaszkodzić. Pakistańczyk, to przecież 3 razy gorzej niż Polak. A
ja go poznałam, w międzyczasie, poznałam także jego rodzinę (
jest synem znanego i szanowanego w Pakistanie profesora
chirurgii), sam studiował aż 3 kierunki w Niemczech (m.inn.
architekturę wnętrz, ale żadne biuro nie chce go zatrudnić, bo
co taki pakstański brudas może wiedzieć o design, prawda? może
najwyżej sprzedawać róże w knajpie)i obecnie wzią się jeszzce za
architekturę. Widać, że nic nie wiesz o praktykach tego rodzaju,
więc nie zabieraj głosu tak autorytatywnie.



Temat: znow przyklad braku rownouprawnienia 'zyciowego';)
Gość portalu: Sebastian napisał(a):

> No to precyzuję: Nie "umowa o pracę" vs. "wybór partnera" tylko "umowa o
pracę"
> vs. "zawarcie małżeństwa"

Błąd już na samym początku, więc reszty już nie komentuję. Nie można poprzez
zabieg leksykalny zmienic układu prywatnego w sformalizowany ani też odwrotnie.
Małżeństwo staje się układem formalnym w momencie jego zawarcia - wcześniej
całe to chodzenie ze sobą czy jak wolisz absztyfikanctwo (bardzo lubię to słowo)
jest u. prywatnym i zmiana nazwy tego nie zmieni.
Natomiast pracodawca wchodzi z przyszłym pracobiorcą w układ formalny już w
momencie rejstrowania działalności gospodarczej, kiedy z osoby prywatnej staje
się przedsiębiorcą i potencjalnym pracodawcą.

> ?????????
> !!!!!!!!!
> !!!!!!!!!
> ??????????????

Z tej części twojego postu zostawiłam tylko wykrzykniki, bo są najładniejsze i
najwiecej wnoszą do dyskusji.

Wracajac do demokracji arabskiej: żeby było jasne (bo może ktos oprócz nas to
czyta i znowu nie rozpoznam za chwile swoich "własnych cytowanych" poglądów ;))
Nigdy nie twierdziłam, że to co się dzieje w Arabii Saudyjskiej jest demokracją.
Napisałam jedynie, że sami arabowie są skłonni (być może nieco przewrotnie)
mówic o swoim systemie rządów jako o demokratycznym.
Przykro mi Sebastianie, ale nie wystarczy zajrzeć do encyklopedii, przeczytać,
że AS jest monarchią dziedziczną i już wiedzieć wszystko na ten temat, bo jest
to nieco bardziej skomplikowane.
Z grubsza chodzi o to, że w AS rządzi formalnie król, jednak w praktyce król
nie zrobi nic bez zgody 60-osobowej rady plemiennej wybieranej spośród
wszystkich dorosłych mężczyzn z rodu Sa'uda. Formalnie wybiera ją król, w
praktyce tylko zatwierdza. Skład Rady jest ustalany zgodnie z plemiennymi
obyczajami beduińskimi, poprzez rodzaj demokracji bezpośredniej, zbliżonej do
greckiej czy normańskiej. Podobnie wygląda dziedziczenie tronu - król proponuje
następcę, ale bez zatwierdzenia rady nic z jego planów. Rada może też obalić
króla, co w ostatnich kilkudziesięciu latach zdarzało sie bodajże dwukrotnie.
Ród Sa'uda liczy obecnie kilkadziesiąt tysięcy osób (chyba chodzi o m. bo oni
raczej k. nie liczą jako "ludzi" ;)), panuje w nim nie dosyć że wyżej
opisana "demokracja" to jeszcze pewna odmiana "socjalizmu" - dochody z ropy są
dzielone "po równo", jak któryś Sa'ud chce studiowac na Zachodzie, to dostaje
stypendium, młode małżeństwa dostają od państwa "prezent" (np. dom za parę
milionów dolarów) - u nas kiedyś państwo dawało np wyprawkę dla noworodka itd.
itp.
Pozostali obywatele AS są traktowani jako obywatele drugiej kategorii i
ich "demokracja" nie dotyczy (w Grecji było zresztą podobnie)
Na koniec żeby było jasne - NIE, NIE NAZWAŁABYM TEGO SYSTEMU DEMOKRACJĄ. Co nie
zmienia faktu, że sami arabowie widzą to nieco inaczej.
Pozdrawiam, B.
p.s.
Naprwdę polecam herbatkę z melisy. Ja po ostatnich postach Macieja wypiłam
zaledwie jakieś 100 kubków i proszę jak się uspokoiłam - tylko jeden wykrzyknik
w całym poście!




Temat: Czy jestem ofiarą nękacza?-co robić?
Czy jestem ofiarą nękacza?-co robić?
Mój przyjaciel nigdy nie ukrywał,że bardzo mu sie podobam.Wiedział też,że nic
do niego nie czuję i że mam chłopaka...że traktuję go jak członka rodziny i
nigdy "nic więcej" z tego nie będzie...niestety jest to bardzo natrętny
przyjaciel-chce się ze mną spotkać codziennie i bardzo trudno jest go
spławić :/ Pomimo,że wie o moim związku przysyła mi perfumowane listy,maluje
dla mnie obrazy i co jakiś czas próbuje dac mi jakiś prezent,ponadto obsypuje
mnie na każdym kroku komplementami.
..Mój chłopak wie o wszystkim i co jakiś czas przeprowadza z nim meską
rozmowę,ale nic nie skutkuje :/
Dzisiaj ten "przyjaciel" przegiął na całej lini!!przez kilka dni nie było
mnie w mieście,wyjechałam na wakacje-a on w tym czasie wysłał mi smsa-gdy po
paru godzinach na nieego nie odpisywałam-zaczął do mnie wydzwaniać.Wkurzyłam
się i postanowiłam w ogóle mu nie odpisywać,trochę od niego odpocząć...
Wróciłam wieczorem do domu-ten wyczaił,że już jestem i słuchajcie...
po 22:00 przyszedł do mnie-bez wczesniejszej zapowiedzi(chociaż wie,że bardzo
nie lubię-gdy przychodzi bez umówienia się).Powiedziałam,że nie mam czasu i
próbowałam go spławic-ale gdzie tam,kulturalnie się nie dało...musiałam mu
zatrzasnąć drzwi od mojego pokoju przed nosem,bo by nie wyszedł.Moi rodzice
ledwo go przekonali,żeby opuścił nasz dom :/
Waliło od niego alkoholem-potem napisał mi na gg,że postąpił tak przez
alkohol,i błagał,żebym go nie skreślała..........ale.........ja już nie mam
siły...
Prosiłam go wielokrotnie,żeby nie był taki natrętny-nie nachodził mnie w domu
(mieszkamy blisko siebie),nie wydzwaniał itd.-a do niego nic nie dociera!
Co mam zrobić,żeby chłopak-a może mężczyzna-bo skończył już 20tkę-sie
opamiętał! Chyba mam prawo do dysponowania własnym czasem,prawda?

Ten 'nękacz'-bo chyba tak go zacznę nazywać-przyjaźń to przeszłość...jest
bardzo wrażliwy-i często się na to powołuje...gdy nie chcę się z nim spotkac
lub się na niego obrażę,mówi,że nie może spać w nocy itd.-po takich
wyznaniach zawsze rusza mnie sumienie i daje mu kolejną szansę...ale chyba
gdy będę tak robić, to on nigdy się nie zmieni.
Najgorsze jest to nachodzenie...mieszkamy na tej samej ulicy i chłopak
przychodzi do mnie pod byle pretekstami,często udaje,że wpada do mojego 10-
letniego brata :/.Nie wiem jak sobie z tym poradzić...tym bardziej,że gdy nie
odbieram od niego telefonów(potrafi zadzwonić kilkanascie razy dziennie)-to
czeka przez cały dzień pod moją furtką i nie mogę się ruszyć z domu :/
Gdy już zdecyduję się wyjść i powiem-np.,że nie chcę z nim gadac to on i tak
nie odpuści-będzie mi zadawał mnóstwo pytań,próbował z różnych stron zagaić
rozmowę itd.-mam tego dość!!!!!!!!!!!!!!!!!pomóżcie...
_________________



Temat: ciekawostki :-)
ciekawostki :-)
Mam ochotę opowiedzieć parę ciekawostek (no, przynajmniej dla mnie to były
ciekawostki )
Z przyjemnością wspomnę sobie te parę dni japońskich a może i Was coś z tego
zaciekawi ))
I mam nadzieję, że powpisujecie tu też różne wasze zaskakujące "przygody",
obserwacje itd.

Po pierwsze Japonia była wtedy moją wielką miłością, byłam już po
japonistyce, ale nie było dla mnie żadnych szans na wyjazd. I stał się cud :-
) Zaczęłam pracować i wysłano mnie do Japonii w delegację. Przez cały ten
pobyt, a właściwie dwa (byłam w czerwcu i we wrześniu jednego roku) wewnątrz
cały czas skakałam z radości, no nie wiem, jak opisać to uczucie .... To tak,
jak człowiek jest zakochany i w końcu spotyka się z ukochany, no wiecie :-
)... to przez chwilę czujemy taką rozpierającą duszę radość. No to właśnie
tak się tam czułam przez cały czas )) Uważam, że nigdy nic mnie już
bardziej w życiu "podróżniczym" nie ucieszy - nawet jeżeli pojadę jeszcze
kiedyś do Japonii to już nie będzie to samo )))

Ufff, przydługi wstęp - wybaczcie.

No to ciekawostki:
1/ Przez pierwsze chyba dwa dni w Tokio nie spotkałam żadnego europejczyka,
no ogólnie "obcokrajowca" byłam zszokowana, może miałam pecha ale tak
właśnie było Potem kilku spotkałam na ulicy i oczywiśie już wielu w
trakcie zwiedzania. I bardzo podobało mi się to, że europejczycy, no że tak
brzydko powiem "biali" ludzie wszyscy się pozdrawiali na ulicy - takie jakieś
braterstwo na obczyźnie
2/ Buty japońskie. Otóż baaardzo często Japończycy mieli na sobie potwornie
zniszcznoe, powykrzywiane buty. Przysięgam! Garnitur, albo inny strój ok - i
te buty .... To było bardzo dziwne. No i pomyślałam sobie, że buty to dla
nich tylko taki konieczny element stroju służący do przemieszczania się - bo
przecież w "zamkniętych" pomieszczeniach w miarę możliwości natychmiast się
ich pozbywali ))
3/ Zęby - tak, tak, to pewnie wszyscy wiedzą - w każdym razie to mnie też
zszokowało - krzywe zęby Japończyków Ale to w zasadzie taka głupotka
4/ Spotkałam się z dwoma rodzajami reakcji na to, że mówię po japońsku -
skrajnymi. Pierwsza w rodzaju "zobaczyłam ducha, głęboki wstrząs itd.":
poszłam do sklepu po kawę - samoobsługowego - ale za Chiny nie mogłam tej
kawy rozpuszczalnej wypatrzeć. No więc zwróciłam się do ekspedientki z
jakiegoś stoiska z pytaniem "czy jest kawa?" - przyznajcie, że nie wymagało
to wybitnych zdolności językowych???. Ona zachowała się, jakby ducha
zobaczyła, no się normalnie przeraziła, że się do niej odezwałam -
odpowiedziała tylko HAI i nie tłumaczyła mi gdzie i co tylko poleciała między
te półki, żeby mi pokazać ręką, że tu, tu jest kawa. Nie wiem, czemu nie
spróbowała powiedzieć normalnie - drugi rząd z lewej, czy coś takiego. No to
było dziwne, bo chyba w centrum Tokio zdarzają się cudzoziemcy mówiący po
japońsku??????????????? Druga pt: "bo wszyscy ludzie na świecie znają
japoński": zaszłam do maleńkiego sklepiku z różnymi figurkami i pamiątkami.
Szukałam malutkiej świnki - prezentu dla koleżanki. Pracowała w tym sklepiku
taka starsza Pani. Zapytałam, czy znalazłaby się jakaś świnka. Pani że tak, o
tutaj i że to takie dzwonki były chroniące przed złymi duchami, i czy ja o
tym słyszałam, a ja mówię, że tak, bo studiuję historię Japonii. A Pani na
to: o, to tak jak mój mąż i na jakim uniwersytecie studiuję (????????). To
było super, bo ona mnie potraktowała w zasadzie na równi z nią samą - że to
takie normalne, jakby każdy człowiek na świecie po japońsku mówił ))
5/ Jak mówiłam - byłam w Japonii w delegacji, wysłała mnie firma eksportująca
tam bursztyn. Na miejscu czekał na mnie nasz współpracownik Japończyk,
wspaniały człowiek. I razem z nim w czssie tych dwóch krótkich wyjadów miałam
za zadanie odwiedzić wiele firm importujących od nas busztyn w ramach
zacieśniania stosunków. Byliśmy w Tokio, Osace, Kioto, Kobe i Shizuoce. W
sumie w jakichś kilkunastu firmach. Aha - ja jestem bardzo wysoka, nawet jak
na średnią polską. I wyobraźcie sobie, że jakieś 80% kontrahentów (byli to i
mężczyźni i kobiety) pytało się, czy .... wszyscy w Polsce są tacy
wysocy ??????????????????????? - ja do dzisiaj nie wiem, czy oni tak na
poważnie, czy coś z moją znajomością japońskiego było nie tak ....

Ufff, bardzo się zmęczyłam (i Wy pewnie też )) - inne ciekawostki
później

I pszcie, proszę,wszyscy Ci, którzy tam byli (są) co was najbardziej
zaskoczyło???? A może już był taki wątek .... Nie sprawdziłam, wybaczcie
jakby co

Pozdrawiam
Onnanohito



Temat: Jak daleko może upaść jabłko od jabłoni?
Jak daleko może upaść jabłko od jabłoni?
Nie ma co ukrywać, dzieci mi dorosły do zamęścia. Może nie wszystkie i
niekoniecznie do zamęścia, ale dorosły jak jasny gwint. Część z nich, ku
mojej nieskrywanej radości, postanowiła się usamodzielnić. Zapachniało mi
ciszą, spokojem, własnym pokojem, porządkiem i mniejszą ilością prania.
Jestem wredną matką i uważam, że jak coś lub ktoś dojrzewa, to niech spada.
- Czy będziesz mogła dołożyć mi troszeczkę do czynszu, bo chyba nam
zabraknie - zapytało dziecko, które wynajęło mieszkanie, zeby zamieszkać
wspólnie z Damą swego serca.
- Duża ta troszeczka ma być?
- Tylko troszkę duża - odpowiedziało dziecko konkretnie.
- O.K. Dołożę. Kiedy się wyprowadzasz?
- Cholera, fajny tapczan widziałem, i tani, ale nie mam kasy. Czy mogę
narazie wziąć materac z domu? zapytało drugie dziecko.
- Weź. I kup sobie ten tapczan, bo zdrożeje. Dam ci pieniądze. A pościel
chcesz?
- Pewnie! Dasz dwie zmiany?
- A mogłabyś mi dołożyć do mebli kuchennych? Chyba nam zabraknie, nieśmiało
zajęczało trzecie dziecko.
- Dołożę, dam, kupię, tylko wynieście się wreszcie!
Wieczorem siedząc przy tradycyjnej, wieczornej herbacie wspominałam, jak to
było ze mną. Rodzice płacili za moje mieszkanie. Dość często kupowali
dzieciom "prezenty" typu kombinezon, kurtka zimowa, butki, wózek. Gdy
kupowałam mieszkanie - dołożyli dość konkretną sumkę. Nie byli bogaci. Ale
"zaskórniaki" zawsze były do mojej dyspozycji.
- Oddasz kiedyś swoim dzieciom - powtarzała mama, gdy chciałam "pożyczyć"
jakieś pieniądze.
Oczywiście, że oddam dzieciom. Ale czy tak powinno być? Syn moich francuskich
przyjaciół zrobił maturę i wyniósł się z domu. Zapisał się na studia, na
wejście dostał stypendium, które wystarczy mu na opłacenie studiów i koszty
mieszkania. Resztę dorobi zajmując się dziećmi wieczorami i sprzątając
ogródki. Od trzech lat tak pracuje i ma już stałych klientów. Wszystko
podliczone, zaplanowane, ustalone. I nie jest wyjątkiem. Tam tak jest.
A u nas?
- Czy możesz pożyczyć mi na tydzień 500 zł? zapytałam wczoraj swoją mamę.
- Oczywiście, mogę ci dać. Nie musisz oddawać.
Jestem dorosłą, pracującą, dobrze zarabiającą babą. Mężczyzna Życia pracuje i
zarabia nieporównywalnie więcej. I pożyczamy 500 zł od matki - emerytki?????
Coś mi tu qrwa, nie gra. Na szczęście mama mieszka blisko. Na szczęście moje
dzieci też nie wynoszą się na koniec świata i w razie potrzeby będę mogła im
pomóc. Choćby pod koniec miesiąca zapraszać na obiady. Bo w naszym kraju, od
trzech pokoleń, bez pomocy rodziców młodzi ludzie nie dają sobie rady.

Czy daleko może paść jabłko od jabłoni, jesli chce funkcjonować w miarę
spokojnie? Czy moje dzieci będą musiały, podobnie jak ja, żyć ze świadomością
"wykorzystywania" rodziców?

Cholera, cos się strasznie refleksyjna zrobiłam po tym urlopie. Bez sensu.




Temat: pomóżcie mi zrozumieć
pomóżcie mi zrozumieć
Witam wszystkich,
Jestem nowa na forum, jednak moja desperacja osiągnęła taki poziom, że
postanowłam poprosić was o opinię. Moja historia wyda sie pewnie banalna,
wiele podobnych czytałam w internecie. Niby zwyczajne rozstanie, jednak bardzo
boli... Ponad rok temu rozstałam się z mężczyzną, z którym spędziłam prawie
całe moje dorosłe życie. Bylismy razem wiele lat, rozstanie było trudne, lecz
przygotowane, bo poprzedzone wielomiesiączna agonią. Nie wyobrażałam sobie
wtedy, że jeszcze kogoś spotkam... a on był bardzo bardzo blisko. Byłam
upojona szczęśviem, nie wiedziałam, że zwiazek moze przynieść tyle radości,
satysfakcji, pierwszy raz od lat budziłam sie z usmiechem...dość szybko
zamieszkaliśmy razem, spędzalismy razem każdą chwile- głównie z jego
inicjatywy zaczeliśmy o moim mieszkaniu mówić "nasz dom"...
Wiedziałam, ze mój Ukochany pochodzi z rozbitej rodziny. Jego rodzice wiele
lat mieszkali wspólnie, nienawidząc sie wzajemnie. Wiedziałam też o jego
poprzednich, licznych związkach, konczonych po kilku miesiącach, zawsze z jego
inicjatywy. Moje podświadome obawy rozpraszała rzeczywistość- Jego troska i
zainteresowanie, jednak skupione na codzienności, ciepłym szaliku, żebym nie
zmarzła i śniadaniu, o kótrym ja zawsze zapominam. Mój ukochany obawiał sie
jednak czułości, nie potrafił przytulać, nie potrafił zwyczajnie dać buziaka.
Nie potafił rozmawiać o problemach, ani ich rozwiązywać. Kiedy tylko pojawił
sie jakoś konflikt, choc zdarzało sie to rzadko- zamykał sie w sobie z taka
zaciętoscia przez którą nie potrafiłam sie przebić, a na wszelkie moje próby
kontaktu reagował odosobnieniem i irytacją. W takich sytuacjach uwielbiał być
sam- nie wzruszał go ani płacz, ani chęć zwyczajnej rozmowy. Wszystko wracało
do normy dopiero, kiedy minęła groźba poważnej rozmowy. Kiedy mówiłam, dajmy
już spokój. nie milczmy tak... Nie wymuszałam żadnych wyznań, żadnych
deklaracji...i oczywiście ich nie słyszałam. wyobrażałam sobie jego obawy,
liczyłam na czas i rosnące zaufanie...Tak to trwało. Kiedy ja wyzbyłam sie
ostatecznie mojej nieufnosci i obaw, wyniesionych z poprzedniego zwiazku,
kiedy naprawdę poczułam, ze to Ten i stałam sie czulsza, pewniejsza, poczułam
sie bezpieczna...On dosłownie z dnia na dzień wyniósł sie do siebie, nie
chciał niczego wytłumaczyć, unikał mnie nawet w pracy, gdzie widzimy się
codziennie ( i gdzie udawał, że wszystko jest w porzadku),tak było przez
miesiąc, a dziś powiedział mi, że musi to wszystko przemysleć, że musi pobyć
sam, że nie wie, czy chce ze mna być.

Nie chcę go stracić... czy dać mu ten czas? I tłumaczyc jego zachowania tak
dramatycznym dzieciństwem? Czy tak włąsnie zachowyje sie Dorosłe Dziecko
Rozwiedzinych Rodziców? Czy to po prostu jego znużenie... bo czy mozna
odkochać sie tak z dnia na dzień (odkochać- moja interpretacja zjawiska, nigdy
tego nie usłyszałam). Mam wrażenie, że on tak bardzo boi sie zobowiązań... ta
niecheć do rozmowy, w jakimkolwiek tonie, choćby najprzyjemniejszym o
wspólnych palnach na przyszłość, nawet te najbliższą...

Niestety ja też nie jestem bez winy... mój niepokój, w czasie "jego
samotnosci" objawiał sie w postaci histerycznych pytań o powody, o
perspektywy, o jego chec bycia- nie bycia ze mna...

A moze po prostu Rodzice nie mają tu nic do rzeczy i powinnam dać sobie
spokój? Boję się, że milczac i dając mu ten "jego czas samotności" niemalże
akceptuję rozstanie...

Z drugiej strony- czy warto walczyć? Próbować zrozumieć sytuację w kontekscie
trudnego dzieciństwa i próbować rozmawiać, powiedzieć w końcu, jak bardzo mi
na nim zależy.... tylko, że ja chcę zwiąku z miłosci, a nie z litości...

Proszę was o pomoc. Jeśli ktoś miał na tyle ciepliwości, zeby to
przeczytać....czy to własnie syndrom DDRR + trudny charakter, czy to
zwyczajny, najwyczajniejszy koniec tego, co uważałam za dar od losu...
Czuje się tak, jakby ktoś mi odebrał urodzinowy, wymarzony prezent...

Co mysleć, co robić?
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chadowy.opx.pl



  • Strona 2 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 139 wypowiedzi • 1, 2, 3