Czytasz wypowiedzi wyszukane dla słów: problematyka lektur





Temat: Najnowsza proza polska
> a > do ostatniego posta, ciekawe, nawet bardzo, bowwiem temat oklepywano do
> sć
> solidnie i w pewnym sensie ksiażką scalającą problematykę banalizmu jest
> doktorat Lachman - "Gry z tandetą w lit. pol. po 1989"

Aż się uśmiechnąłem od ucha do ucha, bo doktor Lachman była opiekunem mojej
pracy rocznej traktującej o literaturze najnowszej. Ale też ostatnio nie
rozpieszcza studentów zajęciami o najnowszej literaturze, a szkoda.

> jeśli jest taki przedmiot jak literatura najnowsza - to
> prowadzącym ukazuje się bucefał albo pani "pianinko" czyli ludzie, którzy
> zarażają studentów jakimiś kiepskimi produktami: albo rynkowymi, albo
> trendawemi, tylko w takim pobocznym nurcie literatury aktualnie wychodzącej.

W takim przypadku chyba poprosiłbym prowadzącego o korektę lektur omawianych na
zajęciach.
Nie wiem jak to wygląda na moim uniwersytecie na zajęciach obowiązkowych (bo
jeszcze nie miałem okazji na nie uczęszczać), ale w ubiegłym semestrze miałem
fakultet z literatury najnowszej i omawialiśmy Stasiuka, Sobolczyka, Mentzela,
więc chyba całkiem niezły zestaw.
Ciężko mi uwierzyć, żeby na zajęciach obowiązkowych panowała taka jak piszesz
samowolka w doborze książek. Chyba na każdym uniwerku jest spis lektur, w którym
jest również dział "Literatura najnowsza", a tam wyraźnie stoją (lub: stać
powinny) takie nazwiska Mueller, Odija, Wiedemann, Masłowska.

> Co do tajemniczego łodzianina Igora> czytałeś Kaczanowskiego - "Bez końca"?

Nie czytałem, niestety, żadnej książki Kaczanowskiego. A dlaczego pytasz? Chyba
po niego sięgnę, bo jesteś już drugą osobą, która w krótkim czasie wspomina mi o
jego książkach. Ostatnio miałem przyjemność przeprowadzać wywiad z Piotrem
Mareckim z okazji wydania "Tekstyliów bis" i też podczas rozmowy padło nazwisko
Kaczanowskiego. Ale będzie musiał, niestety, autor "Awersji" trochę poczekać, bo
mam przeogromną ochotę - w ramach uzupełniania intelektualnych braków i sposobu
na czkawkę polskości po miesiącach spędzonych z romantyzmem - na literaturę z
najwyższej półki i to z półki, która wisiała raczej w Niemczech, Francji czy Rosji.

W ogóle nachodzą mnie ostatnio myśli, że ta cała literatura pisana przez
roczniki 70. i 80. w szerszej perspektywie jest niewiele warta. W porównaniu z
chociażby polskimi najwybitniejszymi prozaikami okazuje się mizerna treściowo,
fabularnie i intelektualnie (o poezji nawet nie wspominam, bo ona leży, a taki
np. Jaś Kapela co najwyżej jest "fajniutką" efemerydą na Youtube).

Przedwczoraj na egzaminie z literatury romantyzmu dowiedziałem się, co dla
starej profesorskiej kadry kryje się pod hasłem "literatura najnowsza". Pani
profesor (rocznik przedwojenny) zapytała mnie czy nie chciałbym pisać pracy
magisterskiej z romantyzmu. Odpowiedziałem, że mimo, iż bardzo, bardzo lubię ten
okres w historii literatury, to jednak odczuwam pewien wewnętrzny przymus
pisania o najnowszej literaturze. Na to pani profesor powiedziała, że przecież
można te dwie sprawy połączyć. Przez chwilę świeciła mi w głowie kwestia "Paw
królowej" a "Beniowski", ale okazało się, że przykładowy temat pani profesor
brzmi: "Rewolucja u Krasińskiego i... Witkacego". No cóż...





Temat: Zostałam sama z dziećmi
witam Cię serdecznie,
kiedyś moja mama straciła męża - młodo (miała 31 lat) i dość gwałtownie,
chociaż na skutek choroby. Jestem dorosłą, osieroconą w dzieciństwie osobą.
Jeśli będziesz chciała o coś spytać, porozmawiać, napisz na adres gazety,
chętnie pomogę. Mogę napisać, jakie wg mnie mama popełniła błędy (z mego punktu
widzenia). Oczywiście każdy z nas jest inny, ale może niektóre rzeczy
naprowadzą Cię na jakieś wnioski.

Tymczasem wklejam Ci informacje, które kiedyś przygotowałam dla mamy kolegi
mojego syna, po stracie jej męża:

rodzinna.pl/smutek-dziecka-jak-pomoc-dziecku-przezyc-strate-zalobe-p-912.html

www.polwen.pl/index.php?idk=191
KSIĄŻKI:

DĄBROWSKA JUSTYNA

Bez stresu z dziećmi / Justyna Dąbrowska. - Warszawa : Jacek Santorski & CO
Agencja Wydawnicza, 1993. - 101, [1] s. ; 21 cm

W książce zebrano felietony autorki z ''Gazety Wyborczej'' poświęcone
wychowaniu w rodzinie. W popularnej formie J. Dąbrowska, będąca psychologiem,
przedstawia różne trudne sytuacje w byciu rodzicem, znane jej z własnego
doświadczenia, wyjaśnia zachowania dzieci, doradza sposób postępowania. Na s.
56-57 ''Rozmowa o śmierci''.

EICHELBERGER Wojciech, (1944-)

O co pytają dzieci? : o miłości i wychowaniu / Wojciech Eichelberger ;
wysłuchała i napisała Ewa Szperlich. - Warszawa : ''Iskry'', cop. 1999. - 115,
[1] s. ; 21 cm

Znany psycholog krótko omawia różne trudne a obecnie typowe sytuacje w
wychowywaniu dzieci w wieku 4-10 i wskazuje rodzicom właściwy sposób
postępowania. Wskazówki oparte są na znajomości potrzeb i oczekiwań dziecka w
danej sytuacji. W rozdziale ''Nowa mama, nowy tata'' na s. 34-36 o przeżywaniu
z dzieckiem żałoby po utracie rodzica. Książka powstała na postawie rozmów
drukowanych w czasopiśmie ''Twoje Dziecko''.

EICHELBERGER WOJCIECH, MIESZCZANEK ANNA

Jak wychować szczęśliwe dzieci / Wojciech Eichelberger w rozmowie z Anną
Mieszczanek. - [Wyd. 2]. - Warszawa : Agencja Wydawnicza ''Tu'', 1997. - 126,
[1] s. ; 21 cm. - (Zadbać o Świat)

W skróconej formie wywiadu podano wskazówki dla rodziców na temat sposobu
postępowania z dzieckiem, z punktu widzenia psychologii. Są to odpowiedzi na
pytania, które często pojawiają się w procesie wychowania. W
rozdziale ''Zadawać pytania'' na s. 88-90 fragment dotyczy śmierci.

Baśnie i opowiadania poruszające problematykę śmierci

Ze względu na problematykę dziecięca lektura zaproponowanych baśni i opowiadań
powinna odbywać się za pośrednictwem lub pod opieką bliskiej dziecku osoby
dorosłej

cdn...






Temat: Izrael będzie koordynować ewakuację z Libanu
No, tutaj jednak pewnie będziemy kruszyć kopie, więc nam nie grozi, że
popadniemy w tzw. towarzystwo wzajemnej adoracji. I dobrze, bo to mało twórcze.
I myślę, że erudycyjnie tutaj jestem w stanie ci sprostać, bo spora część mego
księgozbioru to ta problematyka, „Haaretz” czytam niemal codziennie, inne
żydowskie źródła też dość regularnie. I sądzę, że jakiś consensus osiągniemy.
Np. z kpixem się na forum od jakiegoś czasu a to poszturchujemy, a to bywamy
najzupełniej zgodni. Zresztą ten rodzaj dyskursu to cud, miód, ultramaryna.

Jeśli idzie o Izrael, to wierz mi, że jest to dla mnie spór o „mój” Izrael, to
znaczy taki, jakim chciałbym go widzieć. Po prostu gdybym miał wskazać kraj,
którego losy - po Polsce, rzecz jasna - szczególnie mnie obchodzą, to byłby to
właśnie Izrael. Pisałem już chyba poprzednio, że pod względem dziedzictwa
kulturowego sam czuję się w jakiejś mierze Żydem. Toteż jest to kwestia, nie
wiem jak to powiedzieć, jakby rodzinna. I jak to w rodzinie, czasem trzeba się
kłócić do upadłego, a czasem stawać za kimś murem.

Co do dzisiejszej sytacji, to nie jest to dla mnie kwestia sporu o to, czy
racja jest po stronie Izraela (bo bezdyskusyjnie jest), tylko kwestia strategii
i metod. Choćby ze względu na tradycje. Noblesse obligue - szlachectwo
zobowiązuje.

Tak, to prawda, niektóre moje posty mogły sprawiać wrażenie, że wystepuję w
roli „adwokata diabła”, ale to zdecydowanie kwestia retoryki, no, może też i
pewnej dozy przekory.

Żeby to wyjaśnić powtórzę własną wypowiedź z innego wątku na forum. >>Otóż
czytam mnóstwo bardzo różnych rzeczy. Nie zawsze muszę się nawet całkowicie
zgadzać z wypowiedziami, które cytuję lub do przeczytania rekomenduję (czasem
po prostu prezentuję cudze poglądy, bo uważam, że są ważne, nawet jeśli ich nie
podzielam). No, może w tym miejscu trzeba uważać, bo w przypadku jednostek
ograniczonych np. rzeczywistych antysemitów, można w ten sposób dać małpie do
łapy brzytwę. To jest jakiś argument. Poza tym po północy ponosi człowieka
temperament i zdarza się palnąć coś ad personam, albo użyć wątpliwych
argumentów w wątpliwej stylistyce. A co do obecności na tym forum mocno
poszkodowanych na umyśle gnojków piszących o "Żydkach". To nie są żadne demony.
To zakompleksieni nieudacznicy. Dawniej takie rzeczy pisywaliby na ścianach
kibla, dzisiaj mają internet. Wg mnie nalezy ich ignorować. No, czasem sam nie
wytrzymuję. I wtedy się dowiaduję, że jestem Ickiem, "góralem synajskim" albo
agentem Mosadu. "I tyz piknie" - jak mawiają górale (tatrzańscy).<< Jak się
jest w centrum, to się zwykle obrywa z obu stron i raz się robi za „Icka”, a
raz za „antysemitę”. Trudno.

Dzięki za kolejną listę lektur. Niestety, skreślam z niej Dershowitza. Już go
czytałem. Zresztą nie tylko ten tytuł. Ten facet wyrządza Izraelowi
niepowetowane szkody. Jak mówi stare porzekadło: chroń mnie Panie od takich
przyjaciół, bo z wrogami sobie poradzę. I przykro mi, ale to jest po prostu
bezwstyd, godny zresztą tego wyzbytego wszelkich zasad prawnika. Dershowitz pod
względem moralnym to kłamliwy potwór. Naprawdę. Jeśli czegoś jestem absolutnie
pewien, to tego akurat tak. I mogę tego dowieść.

Natomiast zapewniam, że po inne rzeczy chętnie sięgnę - choć czytałem już
takze Historię Izraela Gilberta i tu dla odmiany mam pozytywną opinię. Ze
swojej strony zrewanżuję ci się moją listą lektur - różne opcje, w większości
wyważone.

Jak oboje dobrze wiemy, że o Izraelu można w nieskończoność, a ponieważ robi
się późno, ad meritum przejdę następnym razem. Jestem niemal pewien, że tu się
nam będzie dobrze rozmawiało, bo spór dotyczy raczej tego jak postępować
własnie biorąc pod uwagę różne uwarunkowania. Takie burze mózgów mają sens.
Moze wymyślimy coś oryginalnego? Czasem z dystansu lepiej się ocenia sytuacje.
I jeśli rzeczywiście sławetny Echelon działa jak należy, to kto wie, może via
NSA skorzysta na tym i Izrael ;-)))

Serdeczne pozdrowienia




Temat: pora na Wegry?
pora na Wegry?
Węgierski pisarz Imre Kertesz został laureatem nagrody Nobla w dziedzinie
literatury... czytamy w internetowyn wydanie Gwyborczej

p Varga charakteruzuje laureata w te slowa
/skroty tendencyjne/:

'nazwisko Kertész (Ogrodnik) jest jednym z najbardziej popularnych wśród
budapeszteńskiej inteligencji żydowskiego pochodzenia. Kertész uznawany jest
za autora monotematycznego, którego twórczość zdominował Holocaust, a jego
popularność ogranicza się do kręgów liberalnej inteligencji, ale jednocześnie
jest niezwykle wysoko ceniona przez tych, którzy go czytają'

slowem nikt go nie zna
co Varga potwierdza dalej piszac:

"jego nazwisko wielu Wegrom z niczym sie kojarzy/../ zdarza sie ze jego
nazwisko w ogole nie wystepuje NAWET /'nawet' i podkreslenie moje/ w
antologiach literatury wspolczesnej"

a mimo to autor jest ceniony
przez pewne kregi
ktore i czytaja i cenia

dalej
"Szwedzka musiała docenić przełomowość tej książki/los utracony/, tak jak
początkowo nie potrafili docenić tego czytelnicy"

dla rozjasnienia
ksiazka 'los utracony'
nie przesadzam dobra czy kiepska
wydana zostala ...27 lat temu

akademia musiala...Varga pisze
zgrywus albo prowokator

na tej samej stronie
ale juz w wydaniu papierowym
opinie zaproszonych przez gazete ekspertow
pierwszy p Michal Glowinski /pisarz historyk literatury/

recenzja 'losu utraconego' wrecz entuzjastyczna
arcydzielo werdykt wspanialy znakomity pisarz itd

zainteresowany entuzjazmem glowinskiego
poszukalem w sieci co tam wczesniej pisowal
coz...

rozne rzeczy nawet ciekawe
ale sladu entuzjazmu nad Kerteszem
nie znalazlem...dziwne

czy entuzjazm Glowinskiego aby
nie za bardzo spozniony?
przegapil pociag ?

cokolwiek niesmaczne wrazenie z lektury G
zacieraja nastepni

p Krystyna Pisarska:
"na wegrzech I.K. jest znany i czytany" zapewnia
"po raz pierwszy zetknelam sie z jego tworczoscia w 1976 r, poprosilam
wowczas w budapesztanskim odpowiedniku naszego Zaiksu o wegierska ksiazke na
temat holokaustu. dostalam powiesc kertesza."

potem krotki opis przezycia
jakim byla dla p. Krystyna lektura w/w/

oraz
P Laszlo Szigeti ktory rowniez dementuje plotke
jakoby Kertesza nikt nie znal:
"na wegrzech jest bardzo znany ale malo popularny" ????????????/ ? moje/

dalej umieszcza go w czworce
najwybitniejszych wspolczesnych pisarzy wegierskich
wymienia prestizowe nagrody jakie otrzymal
brandenburska i lipska

co chyba oznacza
ze takie w ogole sa
o czym ja nie wiedzialem a wraz ze mna wiekszosc Wegrow

przyjemnie poczytac takie mile opinie
zwlaszcza po nerwowym entuzjazmie Glowinskiego

jestem wdzieczny p Pisarskiej
tlumaczce Kertesza
i p Szigeti ktory jest szefem wydawnictwa Kaligram
czyli wydawca Imre Kertesza
za duzo bardziej przekonywujace opinie o laureacie

na koniec p Tischler
byly dyr wegierskiego instytutu w w-wie
smutno informuje ze:
"pod koniec lat 90-tych ze strony skrajnej wegierskiej prawicy pojawily sie
ataki na pisarza zarzucajace mu antywegierskosc i wypominajace zydowskie
pochodzenie'

marginalne na szczescie
i sterowane przez okreslone.. podkresla

wspomniany na wstepie p Varga
konczy swoj krotki esej rownie smutno:

"trudno ocenic czy literacki nobel dla Kertesza zainicjuje na Wegrzech
szeroka debate na temat postawy Wegrow wobec Zydow w czasie okupacji
hitlerowskiej.sam ketresz podkresla ze problematyka holokaustu praktycznie
nie jest obecna w swiadomosci wspolczesnych Wegrow"

brzmi znajomo prawda?

nurni

jeszcze jedno
Kertesz jest rozgoryczony faktem
ze jego ksiazki bardziej niz na Wegrzech
cenione sa w Niemczech...



Temat: Kresowiacy przesiedlency czy wypedzeni ? Cz.2
pistulka2 napisał:

> Wiem, ze zawsze lubisz lekko mijac sie z prawda ale no coz juz taki jestes.

Cóż za głębokie i merytoryczne stwierdzenie!

> Ja nic nie udowadnialem, bo nie ma po co, pytalem tylko skad sie ten mit
wziol,

To mniej więcej tak, jakby zapytać - skąd się wziął mit o tym, że naziści
mordowali Żydów. Też się przecież niczego nie udowadnia.

>
> jednak nikt nie potrafil odpowiedziec.

Na powyższe też nikt nie PRÓBOWAŁBY odpowiedzieć.

> Z definicja nie ja mam problemy tylko Ty miales.

Jak dziecko w piaskownicy:-). Jeśli masz ambicję stać się "pogromcą" mitów,
musisz dźwigać ciężar dowodu. A ze stosowaniem własnej definicji miałeś poważny
problem.

>
> Dziwi mnie, ze jako humanista masz takie klopoty z rozpoznaniem co jest
ukladem
> miedzypanstwowym a co opracowaniem historycznym, ale to inny temat.

Podobnie mnie zdziwiły Twoje problemy ze zrozumieniem sowa "traktat" i jego
słownikowej definicji. A Twoja uwaga nie ma nic do rzeczy, bowiem to nie
traktaty definiują "wypędzenie".

>
> Jezeli chodzi o twoje traktowanie tematu wypedzen zapomniales wymienc tu tez
> jeszcze przesiedlonych np. Niemcow z ZSSR przed 1941 jak i Spätaussiedlerow z
> lat 1950-1990, ci tez bowiem uciekali przed komunistycznym terrorem a pozniej
> przed polska dyskryminacja.

Spaetuassiedlera nie uciekały już przed żadnym terrorem. Po roku 1950 w
przypadku większości z nich nie występowała realna groźba utraty życia.

> Mysle, ze tak jest ten Twoj obraz wypedzonych pelniejszy, ze nie jest
calkiem
>
> prawdziwy to nie szkodzi.

Taaaak. Bo prawdę posiadłeś Ty.

>
> Nawet jakbys sam doszedl do wniosku, ze sie mylisz i tak bys tego nie
napisal,
> do tego trzeba mniec troche Mumm in den Knochen a jak wiem z przeszlosci to
tu
> raczej slabo u Cibie wypada. Jednak wazne jest, ze ten temat tu poruszono i
> napewno nie jedna osoba sie tu czegos nowego dowiedziala i spojrzy na ta
> problematyke dzis moze pod innym katem.
>
> Cieszy mnie tez fakt powolnego powrotu do cywilizowanego sposobu dyskusji
bez
>
> obelg i wyzwisk z twojej strony to tez zawsze cos, Moze mniej Silesiany a
> wiecej lektury , ale masz swoje lata wiec wiesz co robisz;-)

Dla mnie ta dyskusja też była pouczająca. Przekonałem się, że brak
denazyfikacji (pojmowanej także jako działanie na płaszczyźnie edukacji) na
obszarach utraconych przez Niemcy w 1945 r. jest realnym problemem.
Doświadczyłem także faktycznej, a nie urojonej, niemieckiej relatywizacji
historii. Łatwiej mi teraz będzie zrozumieć polski punkt widzenia.




Temat: Czy Solidarnosc obalila komunizm w Polsce?
A tak przyczyny upadku komunizmu widzi Staniszkis
W najnowszej książce pt. "Postkomunizm" prof. Jadwiga Staniszkis opisuje
przyczyny upadku komunizmu w Polsce i krajach byłego bloku wschodniego. Tej
problematyce były poświęcone jej wcześniejsze prace: "Postcommunism - the
emerging enigma", "Ewolucja epistemologii kontroli" oraz "W poszukiwaniu
paradygmatu transformacji".

W transformacji przełomu lat 80. i 90. widzi przede wszystkim rewolucję
polityczną, nie społeczną. System zmienił tylko nazwę, natomiast elity dawnego
reżimu przetrwały. Mniej więcej 50% obecnej elity finansowej przed 1989 rokiem
zajmowało czołowe stanowiska kierownicze, 30% - stanowiska specjalistów,
jedynie 11% pracowało w niskopłatnych zawodach na samym dole hierarchii
społecznej1.

Profesor Jadwiga Staniszkis upadek komunizmu w Polsce tłumaczy w następujący
sposób: komuniści zdecydowali podzielić się władzą z opozycją, aby zachować
realną kontrolę w państwie. Dopuszczenie opozycji miało służyć zahamowaniu
postępującej anarchii i zakamuflowaniu ciągłości władzy. W książce znajdują się
opisy dochodzenia do realnego postkomunizmu w Polsce, czyli przesuwaniu środków
z sektora państwowego w ręce prywatne.

Proces rozpoczął się od tworzenia się kapitalizmu politycznego - lata 1990-93,
potem było stadium kapitalizmu oligarchicznego - 1993-97, obecnie dominuje
kapitalizm sektora publicznego. W tym ostatnim, dzięki łatwemu dostępowi do
kapitału, następuje powstawanie hybrydowych form gospodarki, które pozwalają
rządzącym zachować pozycję uprzywilejowaną. Podziały polityczne zaczynają
tracić na znaczeniu, wyłania się jedna klasa polityczna, która funkcjonuje wg
tego samego paradygmatu. Już w 1915 r. Robert Mitchels sformułował
słynne "żelazne prawo oligarchii".

Każda duża organizacja formalna w pewnym momencie zamienia się w oligarchię i
okazuje się dysfunkcjonalna. Następuje skostnienie elit przywódczych. Celem
organizacji staje się przetrwanie i utrzymanie liderów przy władzy. Towarzyszą
temu postępująca bierność szeregowych członków i rosnący apetyt liderów. Prawo
to okazuje się aktualne i dziś. Według profesor Jadwigi Staniszkis, "rytuał
demokracji służy reprodukcji interesów klasy politycznej". Upartyjniony
kapitalizm sektora publicznego jest odpowiedzialny za "kolonizację funduszy
publicznych", gromadzenie zasobów w rękach uprzywilejowanych elit i powolne
ograniczanie bezpieczeństwa w państwie postsocjalistycznym. Z tego bierze się
słabość państw postkomunistycznych, co w przypadku Polski grozi zatrzymaniem
się w stadium peryferii przemysłowych.

Jednym z wniosków tej lektury może być to, że społeczne wyobrażenia o
funkcjonowaniu elit politycznych jest prawie całkowicie odmienne od faktów
historycznych. Nie zanosi się, aby w najbliższym czasie wyobrażenia te uległy
przemianie. Ciekawe, jakie niespodzianki przyszykuje nam rozbieżność między
autentycznym charakterem wydarzeń historycznych a ich niemal powszechną
interpretacją.

J. Staniszkis "Postkomunizm. Próba opisu", wyd. słowo/obraz terytoria Gdańsk,
2001




Temat: Czas na zmiany
szerszed napisał:

> Witam,
> od niedawna jestem nowym mieszkańcem Marek.

Szanowny Szerszed
Witam nowego mieszkańca Marek.

> Od dłuższego czasu przeglądam
> markowskie forum i zastanawia mnie jedna "rzecz", a mianowicie, cokolwiek
> mieszkańcy chcą zrobić dla ogólnego dobra mareckiej społeczności spotykają
> się wręcz ze stałą niechęcią UM Marki, Radnych, a to tego nie można, a to
> referendum potrzebne itd., Szanowni Urzędnicy i tzw. Społecznicy/Radni,
> jeżeli nie umiecie czegokolwiek zrobić, to może nadszedł czas aby ustąpić
> pola/miejsca tym którym się CHCE I MOGĄ TO ZROBIĆ. Po kilku miesiącach
> przeglądania różnych wątków na forum dochodzę do wniosku, że nie bardzo się
> urzędnicy orientują w prawie. ta sama wypowiedż jest w również w
> wątku "śmieci".
> Pozdrawiam,
> szerszed

Bardzo krytyczna wypowiedź.
Pan się przedstawił, więc zrobię to samo.
Jestem jedną z 15 radnych Rady Miasta Marki. Jestem najmłodszą Radną i z tego
względu należę do innego pokolenia, niż pozostali radni. Wzrastałam w czasach
wielkiego zrywu jakim była Solidarność. W czasach, kiedy budziła się wolność.
Rozpoczęłam studia na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytecie Warszawskim
w 1988 r. Pamiętam jeszcze z tego okresu strajki na Uniwersytecie i pamiętam,
jak obchodziło się rocznicę stanu wojennego. Dlatego tak cenię sobie wolność,
niezależność i bronię własnego zdania. Pochodzę z rodziny z tradycjami
patriotycznymi. Rodzony brat mojej Babci był lotnikiem, dowódcą dywizjonu 308 i
zginął w bitwie o Anglię. Pamięć o przeszłości w moim domu rodzinnym była
bardzo kultywowana. Dlatego między innymi przygotowałam projekt uchwały
upamiętniającej rocznicę zakończenia II wojny światowej.Kiedyś Jan Paweł II
powiedział: ,, Pamięć jest tą siłą, która tworzy tożsamość istnień ludzkich,
zarówno na płaszczyźnie osobowej, jak i zbiorowej. Przez pamięć bowiem w
psychice osoby tworzy się poniekąd i krystalizuje poczucie tożsamości,,

Od 15 grudnia 2004 r.jestem członkiem Komisji Oświaty, Kultury i Sportu Rady
Miasta Marki i od początku kadencji członkiem Komisji Budżetowo- Gospodarczej.

Jeżeli Pan chce coś zrobić dla <ogólnego dobra społeczności mareckiej> ja ze
swojej strony jestem gotowa do współpracy i zapraszam.

Przychodząc do Komisji Oświaty, Kultury i Sportu Rady Miasta Marki
zaproponowałam plan pracy Komisji na 2005 r. Plan ten spotkał się z życzliwym
przyjęciem pozostałych członków Komisji Oświaty, Kultury i Sportu Rady Miasta
Marki Przewodniczącego Komisji radnego Lużyńskiego, Wiceprzewodniczącej Komisji
radnej Paszkiewicz, członków radnego Kędzierskiego, radnego Skłodowskiego i
radnego Tankiewicza.
Z różnorodności, gdzie każdy znajduje swoje miejsce i ma szansę realizacji
swoich pomysłów tworzy się dopiero wartościowa jedność.

Pisząc ten plan, jak Państwo pamiętają, rozpoczęłam wątek na tym Forum pod
tytułem ,, Jak zmienić wizerunek Marek?,,. Wielu z Państwa Drodzy Forumowicze
poświęciło swój czas, aby włączyć się do dyskusji. Wiele było pozytywnych
opinii, ale wiele też krytycznych. Za wszystkie opinie, pomysły bardzo
dziękuję. Starałam się je umieścić w planie pracy Komisji Oświaty, Kultury i
Sportu. Zatem plan Komisji był tworzony z Państwa udziałem. Został rozesłany do
konsultacji do wszystkich dyrektorów szkół, dla których Gmina Marki jest tzw.
,,organem prowadzącym,,. Dyrektorzy szkół wnieśli swoje cenne uwagi. Jak
dotychczas udało nam się zrealizować zamierzone cele. Między innymi odbyła się
akcja ,, Radni zapraszają do czytania dzieciom lektur ze swojego dzieciństwa,,
, która w przyszłym roku będzie kontynuowana. Odbyła się z inicjatywy Komisji
Oświaty, Kultury i Sportu Rady Miasta Marki dnia 18 maja 2005 r. sesja z okazji
Dnia Dziecka, na którą zostały zaproszone wszystkie szkoły mareckie zarówno
prywatne, jak i te, dla których Gmina Marki jest organem prowadzącym. Dzieci
przygotowały prezentacje na temat ,, Wizytówki swoich szkół,, Było to Święto
Wszystkich Dzieci i Wszystkich Szkół. Wcześniej w różnych szkołach zostały
przeprowadzone przez Radnych lekcje na temat samorządu terytorialnego. W
trakcie tych lekcji dzieci przygotowały prace pisemne na temat << Co zrobiłabym
gdybym była Radną>>. Pomysły dzieci były bardzo ciekawe.

Czytając Państwa wypowiedzi Drodzy Forumowicze doszliśmy do wniosku jako
Komisja Oświaty, Kultury i Sportu Rady Miasta Marki, że trzeba dzieci zapoznać
z problematyką samorządu terytorialnego, bo to właśnie te dzieci są
Przyszłością Tego Miasta i za parę lat będą decydowały o najważniejszych
sprawach Tego Miasta. Mam nadzieję, że będą to robić lepiej od Nas i mądrzej.

Pozdrawiam
radna Agata Maria Świstowska



Temat: Żydów ponoć nikt nie lubi. A nas Polaków tak znów
> > Jesli mienisz sie konserwatysta (stara ideologia) to przynajmniej z pewna
>
> > podejrzliwoscia pownienes sie przypatrywac mysli narodowej (nowa ideologi
> a).
>
> Że co?

To naprawde nie wiesz, ze konserwatyzm i endecja to dwie rozne ideologie.
Owszem - zawieraly sojusze taktyczne, ale wiecej tam bylo wzajemnych animozji.
Do lektur odsylam.

> > 1. Narod plemienny.
> >
> > 2. Narod obywatelski.
> >
> > To zupelnie inne rzeczy.
>
> Hmmm może wychodzi mój umysł ścisły, ale ja naprawde nie przywiązuje
> szczególnej wagi do jakiś leksykalnych problemów, genezy słowa 'naród', itp.
> Nie o to mi chodziło zresztą, ja tylko mówiłem jak ja to widze i co dla mnie
to

Obawialem sie umyslu scislego, wiec dla pewnosci ponumerowalem definicje. Do
dwoch chyba potrafisz zliczyc?

> Co innego grupy etniczne, a do takich zaliczyłbym Ślązaków. Część z nich
pewnie
>
> jest Niemcami, część Polakami, a część Czechami, itp.

Do roku 1920 mozna z cala pewnoscia mowic o istnieniu NARODU slaskiego - w
rozumieniu jeszcze nieco starszym. Tzn wspolnoty obywatelskiej terytorialnej.
Slask byl ksiestwem, czy ziemstwem, wiec jakby mala lokalna lecz definiowalna i
odrebna kraina.

Do slaskiego narodu zaliczali sie jego przedstawiciele niezaleznie od
przynaleznosci jezykowej i religijnej: slaskiej, czeskiej, niemieckiej,
katolickiej, protestanckiej i zydowskiej.

Byly wiec tam co najmniej cztery grupy etniczne - ale o identyfikacji etnicznej
plynnej, zmiennej i nie najwazniejszej.

Dwa nowe i agresywne nacjonalizmy przyczynily sie do zaniku owego regionalizmu -
polski i niemiecki.

Jest wrecz odwrotnie niz pisales. I dlatego tak wazne jest uzgodnienie
definicji. Mniej wiecej jak na filmach, gdy uzgadnia sie zegarki przed
wysadzeniem mostu.

Teraz do problematyki kaszubskiej, choc jest to oczywiscie sprawa wylacznie ich
samych jak sobie poczucie narodowe ustawia i czy w ogole potrzeba takiego
ustawiania.

1. Nacjonalizm plemienny jest agresywny, kolizyjny i eksluzywno-inkluzywny.
Masz tutaj dowody w postaci wypowiedzi - a czego to tym Kaszubom w ogole sie
zachciewa. Taka wlasnie polityke zakazu i represji wobec Kaszubow prowadzono
prawie zupelnie do niedawna. Wstyd. Ale ten nacjonalizm nie znosi konkurencji i
nielojalnosci, karmi sie dyzjunkcja (albo - albo) i bardzo lubi
przez "Prawdziwych Polakow" wyrokowac kto jest a kto nie jest Polakiem.

2. Nacjonalizm obywatelski jest dosc tolerancyjny, czasami bardziej, czasami
mniej nieufny wobec "obcych". Amerykaninem stajesz sie po miesiacu od
przybycia, chocbys przybywal z Hindukuszu.

A ja z kolei w polowie Szwedem (nie etnicznym wlasnie a obywatelskim) sie czuje.

I tylko w tym rozumieniu mozna byc Kaszubem i Polakiem jednoczesnie. Jak
rowniez Niemcem i Polakiem. Czy jakakolwiek mieszanka etniczna, ktora moze sie
przysnic.

> "Naród to także ogół obywateli zamieszkujących dane państwo." (z wikipedii)

To wlasnie definicja nr 2. Ale jak na encyklopedie niezbyt wyjasniajaca jest.
No i slowko "rowniez" nie na miejscu.

I na koniec - prosze bez wrzaskow o "lewackosci". Nie uchodzi w powaznej
dyskusji. Takie wrzaski kojarza mi sie z pewnym politykiem z wasikiem.




Temat: Izrael będzie koordynować ewakuację z Libanu
Napisałem na skrzynkę, ale nie wiem czy dotarło
więc i tu. Krótko, bo dziś miałem napięty dzień, a jutro od rana
rekreacyjnie zmykam aż do wtorku w leśną głuszę, gdzie będę odcięty
od sieci. Jednak zabieram ze sobą laptopa, więc mam nadzieję pozbierać
myśli i naskrobać znacznie więcej.

Natomiast teraz - z konieczności - tylko moja lista najważniejszych
lektur na temat Izraela, bez których jak mniemam nie da się zrozumieć
tej problematyki (być może niektóre są ci świetnie znane, ale uczciwie
zrobiłem zestaw, który ukształtował moje opinie).

1. How Israel Lost: The Four Questions - Richard Ben Cramer (książka
wyszła ostatnio także w polskim przekładzie; jej autor jest
koresponendentem NYT na Bliskim Wschodzie od ponad 20 lat, jest
także laureatem nagrody Pulitzera; nie, nie jest to beznamiętna
relacja, gatunkowo jest to publicystyka zmieszana z reportażem,
efekt jest rewelacyjny - po prostu obcujemy z żywymi ludźmi i ich
problemami, szczególnie rekomenduję)

2. Palestine and the Arab-Israeli Conflict: A History with Documents -
Charles D. Smith (wyważona, klasyczna już pozycja)

3. Arab and Jew: Wounded Spirits in a Promised Land - David K. Shipler
(także zdobywca Pulitzera, książka doskonale ukazuje pewne aspekty
konfliktu zwykle uznawane za drugoplanowe)

4. Sacred Landscape: The Buried History of the Holy Land since 1948 -
Meron Benvenisti (książka w tonie dość osobistym, kontrowersyjna,
ale ważna i słusznie nagradzana)

5. One Palestine, Complete: Jews and Arabs Under the British Mandate -
Tom Segev (opracowanie bez którego nie można się obejść, gdy mowa o
poczatkach państwowosci i zabiegach dyplomatycznych)

6. Elvis in Jerusalem: Post-Zionism and the Americanization of Israel
- Tom Segev (bardzo ważny głos w dyskusji o tożsamości i
przyszłości kraju, wywołał mały skandal)

no nie, z racji późnej pory nie dam rady opatrzeć choćby najkrótszymi
uwagami dalszych, więc już tylko tytuły:

7. Righteous Victims: A History of the Zionist-Arab Conflict,
1881-2001 - Benny Morris

8. The One-State Solution: A Breakthrough for Peace in the
Israeli-Palestinian Deadlock - Virginia Tilley

9. O Jerusalem - Larry Collins i Dominique Lapierre

10. Jewish Fundamentalism in Israel - Israel Shahak

11. Still Life with Bombers: Israel in the Age of Terrorism - David
Horovitz

12. Coming Together, Coming Apart: A Memoir of Heartbreak and Promise
in Israel - Daniel Gordis

13. Drinking the Sea at Gaza: Days and Nights in a Land Under Siege -
Amira Hass

14. Israel/Palestine: How to End the War of 1948 - Tanya Reinhart

15. The Seventh Million: The Israelis and the Holocaust - Tom Segev

I z literatury pięknej - książki Amosa Oza, zbiory opowiadań Etgera
Kereta (jego tekst porzed kilku dniami zamiesciła Gazeta - swietny
nowelista młodego pokolenia).
I absolutnie koniecznie: 'Sleeping on a Wire' Davida Grossmana.

No i coś z innej strony, ale bardzo na czasie: Pity the Nation: The
Abduction of Lebanon - Roberta Fiska.

Pewnie cię zdziwi, że tak dużo tu reportaży, a nawet odwołuję się do
beletrystyki. Uważam jednak, że jeśli zagubimy zwykłą, ludzką
perspektywę - nigdy nie wybrniemy z impasu.

Serdecznie pozdrawiam

A.

P.S.: Czy na skrzynke mozna pisac z polskimi znakami diakrytycznymi, czy wolisz
bez?



Temat: Obwodnica w pobliżu centrum miasta
malin2 napisał:

> Otóż największym problemem jest przejazd przez tunel
> kolejowy w okolicach dworca zachodniego.

Poruszana problematyka jest ani nowa, ani stara. Gdzieś kiedyś ktoś
powiedział "nic o nas bez nas" :-)). Ładnie i przekonowującoto brzmi. Cóż z
tego, kiedy lata 90-te charakteryzują się takim samym podejściem do
rzeczywistości. Powiedzieć, obiecać i zadowalić słuchających tym, czego
chcieli by usłyszeć. Bardzo prosta recepota na popularnośc i zdobycie
zaufania. A że coś kiedyś już powiedziano, obiecano czy zrobiono - któż się
dzisiaj będzie tym przejmował?
W PERSPEKTYWACH I UWARUNKOWANIACH ROZWOJU OLSZTYNA DO ROKU 2000 wydanych przez
Urząd Miasta w czerwcu 1986 r. czytamy:

1) str. 38 we wnioskach:
- zakładana w planie ogólnym struktura terenów mieszkaniowych tj. wielkość
dzielnic wykazuje w okresie przejściowym znaczne rozbieżności,
- system obsługi mieszkańców dzielnic czy osiedli został w pewnych
przypadkach (np. w dzielnicy wschodniej) nieodwracalnie wypaczony w stosunku
do optymalnego zakładanego w planie ogólnym.
W związku z tym konieczne jest wstrzymanie lokalizacji innych funkcji na
terenach zarezerwowanym pod usługi.

2) str. 39 w zakresie komunikacji:
Układ komunikacyjny istniejący na obszarze starej zabudowy jest trudny do
jednoznacznego zakwalifikowania zarówno pod względem funkcjonalnym jak również
technicznym. Klasy ulic nie zawsze odpowiadają pełnionej funkcji jak i wymogom
normatywnym.
Większość ruchu tranzytowego (międzyosiedlowego i pozamiejskiego) przechodzi
ulicami Śródmieścia, gdzie wiele ulic i skrzyżowań w godzinach szczytu pracuje
na granicy przepustowości.
Najtrudniejsze komunikacyjne rejony to:
- Plac Wolności,
- Grunwaldzka - Warszawska - Plac Rosvelta,
- Kościuszki - Kętrzyńskiego - Plac Bema,
- Węzeł przed dworcem PKP, jednopoziomowe skrzyżowanie ul. Sielskiej z torami
PKP.
Z załączonej na str. 41 Mapy Programu Rozwoju Infrastruktury Technicznej
Komunikacji wynika, iż optymalny sposób rozwiązania układu kołowego na trasach
Szczytno - Morąg polega na modernizacji ulic Pstrowskiego i Niepodległości do
Placu Rosvelta i stąd budowa tzw. Nowogrunwaldzkiej z wiaduktem pod torami i
pełnej modernizacji ul. Bałtyckiej w kierunku Redykajn z prawej strony torów
kolejowych omijając w ten sposób zabudowę Likus i Gutkowa. Dokumentacja taka
została opracowana i przyjęta do realizacji.

Tylko z analizy powyższego tekstu nasuwają się następujące wątpliwości:
1) czy kto kolwiek z radnych późniejszych kadencji miał pojęcie o
przeprowadzonych pracach przygotowawczych i widział te wcześniejsze
opracowania wspierając swoim głosem kolejne pomysły "dozbrajania" Starówki w
obiekty o wątpliwej jakości architektonicznej i uzyteczności publicznej? Z
analizy programów wyborczych jednoznacznie wynika, że pojęcie o tych sprawach
zarówno starych jak i nowych radnych jest na niezmiennym poziomie - czyli w
dalszym ciągu na etapie radosnej twórczości.
2) Kto i na jakiej zasadzie podjął decyzje zabudowywania perspektywicznego
drugiego pasa ruchu ul. Bałtyckiej w sytuacji, gdy wszelkie decyzje
własnościowo-porządkowe przygotowały ten teren pod zadania wynikające z
planowanych założeń? Jak w pkt 1. Oni o niczym przecież nie wiedzieli, ale za
to dzięki ich głosom przecież tyle w Olsztynie zostało zrobione :-))).

Spostrzeżenie kolegi malin2 jest oczywiście na tym etapie bardzo słuszne. W
końcu można przecież przebudować istniejący stary wiadukt i... tą samą trudną
sytuację przeniesiemy aż o 50 m dalej na ul. Grunwaldzką. To z kolei (dla
zachowania obowiązujących norm) spwoduje konieczność "zdjęcia góry" na tej
ulicy wśród starej zabudowy dla udrożnienia ruchu do Placu Rosvelta. I w tym
momencie pojawia się pytanie, czy dla ratowania rozsypującej się starej
zabudowy 2 budynków przy ul. Mochnackiego warto jest poświęcać w nie
najgorszym stanie zabudowę ul. Grunwaldzkiej?
Są to koszty alternatywne, w których radni swymi decyzjami już się
wypowiedzieli. Na dzień dzisiejszy wygląda mi to na całkowite zablokowanie
jakichkolwiek możliwości udrożnienia ruchu na tym kierunku. No, chyba że z
Redykajn i Gutkowa poprowadzimy obwodnicę przez Dajtki a może i Kortowo :-)).

PS. Lektura zacytowanego dokumentu zawiera szereg innych ciekawych spostrzeżeń
zawartych także w uogólnionych wnioskach końcowych.

Pozdrawiam



Temat: Należności za sprzedaż strychu
zarzadca napisał:

> Pan Adwokat E Łyszczak i publicysta w dziedzinie problematyki mieszkaniowej
> w książce wydanej przez Zachodnie Centrum Organizacji- 2000r. pt. „AKTUAL
> NA
> USTAWA O WŁASNOŚCI LOKALI´ na str. 83 w komentarzu do art. 6 ustawy o
> własności lokali piszę, cytuję:
>
> „Wspólnota jest organizacją powołaną w celu usprawnienia zarządzania
> nieruchomością wspólną. Jako że, ex definitione, nie powstaje ona w celach
> czysto zarobkowych i jest z reguły ORGANIZACJĄ składającą się od kilku do
> kilkudziesięciu członków, ustawa o własności lokali nie wyposażyła jej w
> osobowość prawną. Oznacza to, iż wspólnota mieszkaniowa NIE MOŻE BYĆ
> PODMIOTEM PRAW I OBOWIĄZKÓW...”

Prosze zwrocic uwage na sformulowanie "CZYSTO ZAROBKOWYCH". Nie oznacza ono, ze
dzialaniu wspolnoty nie moga przyswiecac cele zarobkowe. Pan Mec. Lyszczak
nalezy do tej grupy specjalistow (jednej z dwoch grup), ktora odbiera
wspolnocie prawo do bycia podmiotem praw i obowiazkow. Prosze zauwazyc, ze
doktryna ta przegrywa obecnie z innym pogladem, ktory zbliza wspolnote jednak
do osoby prawnej, co znalazlo swoje odbicie w noweli KC zatwierdzonej przez
sejm o czym mozna bylo przeczytac w zdaje sie czwartkowej Rzepie na zoltych
stronach.

Nawiasem mowiac, pamietam z lektury cytowanej przez Pana pozycji inne
kontrowersyjne stwierdzenie - ze wspolnota powstaje juz w momencie
wyodrebnienia prawnego pierwszego lokalu, a bez przeniesienia wlasnosci tego
lokalu. Czyli Kowalski moze byc wlascicielem jednego wyodrebnionego lokalu i
wszystkich pozostalych lokali, ktore pozostaly niewyodrebnione = mamy juz
wspolnote. Nie podoba mi sie takie ujecie i jest ono generalnie sprzeczne idei
ustawodawcy (zaraz mi to wytknie JaC :-) tak jak ja to rozumiem.

>
> Pani Ewa Bończak Kucharczyk w książce „WŁASNOŚĆ LOKALI WSPÓLNOTY
> MIESZKANIOWE” wydanej w roku 2000 przez TWIGGER w komentarzu do art. 6 us
> tawy o
> własności lokali na str. 93i 94 pisze, cytuję:
>
> „Wspólnota mieszkaniowa, to w myśl tego przepisu, ogół właścicieli lokali
> danej
> nieruchomości, przy czym- jak wynika z kolejnych postanowień tego artykułu
oraz
>
> z dalszych
> artykułów ustawy – w wyniku szczególnych regulacji dotyczących organizacj
> i
> działania tego zbioru właścicieli, wspólnota mieszkaniowa jest jednocześnie
> rodzajem JEDNOSTKI ORGANIZACYJNEJ NIE POSIADAJĄCEJ OSOBOWOŚCI PRAWNEJ.
&#
> 8222;
>
> „Choć wspólnota jako całość nie posiada w nieruchomości ŻADNEJ WŁASNOŚCI
> ,
> gdyż mają ją poszczególni właściciele lokali, to w jej imieniu może zostać
> zakupiona nieruchomość. Jednak po dokonaniu zakupu współwłaścicielami nabytej
> nieruchomości będą
> właściciele lokali – KAŻDY W ODPOWIEDNIEJ UŁAMKOWEJ CZĘŚCI. Podobni
> e
> wspólnota może sprzedać część posiadanego przez siebie gruntu (jeśli ma go
zbyt
>
> wiele),
> A DOCHÓD ZE SPRZEDAŻY BĘDZIE WŁASNOŚCIĄ WSZYSTKICH WŁAŚCICIELI
LOKALI
> -
> KAZDEGO W ODPOWIEDNIEJ UŁAMKOWEJ CZĘŚCI..”

Poglady Pani Prezes sa w tym miejscu bardzo kontrowersyjne. O tym dlaczego tak
jest trafnie wypunktowal/la Pana/Pania kiedys "kwakwa1". W doktrynie sie nie
przyjely (powracam znowu do zatwierdzanej zmiany KC i zblizenia wspolnoty do
osoby prawnej). I w praktyce - bylyby bardzo trudne do zastosowania
(wspolwlasnosc, koniecznosc stosowania przepisow KC o wspolwlasnosci itp.).

Pozdrawiam,




Temat: czy ktoś wie ile będzie w rudzie prezydentów
Gorąco polecam lekturę poniższego artykułu z Super Expressu z dnia
30.09.2006r., gdzie jednym z bohaterów jest pan Tobiszowski, oficjalnie
zarejestrowany kandydat na prezydenta miasta Ruda Śląska.

Gdy rząd się walił, oni balowali
Posłowie z podkomisji ds. budownictwa
W Sejmie się wali, a kilku posłów z podkomisji ds. budownictwa jak gdyby nigdy
nic wyjeżdża na Pomorze i korzysta z atrakcji, jakie funduje im państwo na
wyjazdowym posiedzeniu. A to wygodny hotel w centrum Szczecina, a to zwiedzanie
zabytków w Stargardzie Szczecińskim, a to drogi i szybki samolot w dwie strony.
Nie ma to jak komfort bycia posłem!

Inicjatorem wyjazdowego posiedzenia był Jan Bestry (52 l.) z Ruchu Ludowo-
Narodowego, jeden z członków komisji. Pochodzący ze Szczecina polityk chciał,
aby komisja m.in. zapoznała się z problemami funkcjonowania towarzystw
budownictwa społecznego na Pomorzu Zachodnim. Bestrego jednak w Szczecinie nie
było. Miał ważniejsze sprawy na głowie. Po wyrzuceniu go z Samoobrony musi
gromadzić pieniądze na spłatę weksla.

Ale jego kolegom z komisji nie przeszkadzało bynajmniej zamieszanie w Sejmie.
Wystarczyło zerknąć do programu posiedzenia, by od razu zauważyć, że pobyt na
końcu Polski nie będzie dla nich uciążliwy. Jeżeli spotkania z urzędnikami, to
przy kawce i ciasteczkach. Jeżeli poznawanie problematyki budownictwa, to
wynajętym przez Sejm wygodnym autokarem, wożącym oprócz kilku posłów powietrze.
Jeżeli nocleg, to w jednym z lepszych hoteli w Szczecinie - Campanile. Koszt
pobytu tam jednego posła wyniósł co najmniej 160 zł. A jeżeli poseł chciał
szybko wrócić do stolicy, nie miał z tym problemu. Sejm fundował mu bilet
lotniczy do Szczecina i z powrotem. Cena takiej atrakcji - ok. 800 zł. Przy
okazji posłowie mieli mnóstwo wolnego czasu, na podziwianie zabytków Szczecina
i Stargardu Szczecińskiego. Widocznie ani problemy budownictwa, ani tym
bardziej skandal z korupcją polityczną nie był im w głowie.

W grupie wycieczkowiczów byli: Andrzej Adamczyk (PiS, 47 l.), Wiesław
Szczepański (46 l., SLD), Wojciech Romaniuk (36 l., Samoobrona), Grzegorz
Tobiszowski (PiS, 41 l.), Lech Woszczerowicz (66 l., Samoobrona), Łukasz
Zbonikowski (28 l., PiS). Fakt, że Samoobrona wydała PiS otwartą wojnę, nie
mącił pogodnego nastroju wycieczki. Być może już niedługo, jeśli dojdzie do
przyspieszonych wyborów parlamentarnych - wyborcy rozliczą ich za wojaże po
Polsce na koszt podatnika. I będzie to ich ostatnia taka laba za nasze!

Plan posiedzenia
Wtorek

10.00-13.00 problemy mieszkalnictwa i TBS-ów na osiedlach w Szczecinie

13.00-15.00 czas wolny, obiad

15.00-18.30 spotkanie z urzędnikami przy kawie i ciasteczkach

18.30-20.00 zwiedzanie Szczecina

Środa

8.30-10.00 wizytacja na jednym z osiedli

10.30 - wyjazd do Stargardu Szcz.

11.00-13.00 wizytacja osiedla pod Stargardem

13.00-14.30 wizytacja ośrodka dla dzieci upośledzonych (większość czasu zajął
obiad)

14.30-17.00 zwiedzanie kościoła i zakupy

17.00 wyjazd na lotnisko w Goleniowie i odlot

autor: Sylwester Ruszkiewicz

NIE CHCĘ TAKIEGO PREZYDENTA W MOIM MIEŚCIE!!!.



Temat: NIK o studiach zaocznych i wieczorowych???
Gość portalu: habitus napisał(a):

> Gość portalu: DaDa napisał(a):
>
>
> > > ODP
> > Ř Polcecam lekturę raportu.
> >
> > Dziękuję, ale nie. Jeszcze bym się zdemoralizowała. DaDa
>
> Szanowna Pani!
>
> Ciężko jest z Panią dyskutować. Stosuje Pani osobiste przytyki i uwagi, na
> poziomie niegodnym pracownika uczelni.

To miał być żart.

Jeśli na moje słowa o 300 studentach w semestrze, ktorych muszę obsłużyc,
odpowiadasz mi, żebym zobaczyła w raporcie NIKu, jak się to robi , to
zrozumiałam, że dajesz mi za przykład tego czlowieka, który "potrafił"
wypracować iles tam tysiecy godzin. Stąd moja obrona przed demoralizacją
płynącą z przykładów zawartych w tym raporcie.

Jeśli powyższe, przyznaję bardzo szczegółowe wyjaśnienie zartu, potraktujesz
jako przytyk osobisty, to co ja mogę na to poradzić? Może trochę więcej
poczucia humoru?

>
> Jak dydaktyk może odpowiedzieć studentowi "a co? prawda zabolała"

Odpowiedziałam nie studentowi, ale matce studentki, a to różnica. I było bez "a
co?". Napisałam prawdę o studiach zaocznych. I w poprzednim poscie i w tym
z "zabolało"? Czytaj trochę uważniej posty, na które odpowiadasz.

>
> Albo mi, że tak cytuję liczbami, że jestem z MENiS. Co to ma do rzeczy?

Trafiłam? A może jesteś z NIKu? Bardziej prawdopodobne jednak, że z uczelni
prywatnej. A może pracujesz i tam i tam, i jeszcze gdzie indziej? I potrafisz
to wszystko zrobić w dwa dni w tygodniu? Dlaczego tak myślę? To z powodu tego
domu, jachtów, samochodów (w tym zabytkowego), motocykli... i czegoś tak
jeszcze.

Mozesz potraktować to jako przytyk osobisty, ale sama o tym pisałaś. I
oczywiście, że ci zazdroszczę.

>
> Albo, że uczelnie prywatne żerują na państwowych?

To jest prawda.

Po pierwsze: nie wykształciły jeszcze własnej wykwalifikowanej kadry.
Eksploatują kadrę wyksztalconą na państwowych uczelniach, wykorzystujac fakt,
że te uczelnie tak mało im płacą. Cierpi na tym jakośc studiów i na uczelniach
państwowych i na prywatnych.

Po drugie: studenci uczelni prywatnych wykorzystują biblioteki uczelni
państwowych.

Po trzecie: nazywają siebie uczelniami, podczas gdy powinny sie nazywać
zakładami produkującymi licencjatów i magistrów. Na ilu z nich prowadzi sie
pracę naukową? A jeśli już, to tam, gdzie niepotrzebne są duże nakłady
materialne na zbudowanie bazy laboratoryjnej.
W dalszym ciagu czekam na dane o porównaniu liczby publikacji w uczelniach
prywatnych i państwowych.

>
> Pomiomo, że pracuje Pani w uczelni, pani sądy świadczą o braku szerszego
> spojrzenia na problematykę edukacji.

Może nie jestem takim cenionym (i opłacanym) naukowcem jak ty, ale to ja mam
co semestr 300 studentów. I ja widzę jacy oni są.

Ale co tam tacy wyrobnicy jak ja. Problemy edukacji znam, co prawda, od
podszewki, ale muszę przyznać podszewka ogranicza szersze spojrzenie (usiłuję
tutaj być ironiczna i odrobinę sarkastyczna).

>
> Zachęcam jednak do poczytania raportu NIK i kilku innych atrtykułów na temat
> sytuacji szkolnictwa wyższego w Polsce. Na pewno czytanie nikogo nie
> zdemoralizuje, może jedynie pomóc w wyrobieniu światłych osądów.
>

Kochana, ale to ciebie stać na ten Amazon.com i na pewno na pronumeratę
odpowiednich czasopism.

Co do raportu NIKu, to jednak niesłusznie usiłowałam żartować na temat płynącej
stamtąd demoralizacji, ponieważ okazało się to najprawdziwszą prawdą, o czym
pisze dzisiejsza GW. Mam na myśli odsyłacze i telefony do firm oferujących
odpłatne napisanie prac zaliczeniowych.

DaDa




Temat: Filozof Derrida nie żyje
Derrida a polskie podwórko.
Dokładnie. Poziom filozofii polskiej ad 2004 może być nie lepszy niż na
Filipinach czy w Wenezueli. Zaściankowość do kwadratu. Nauki ścisłe
(teoretyczne) jakoś się jeszcze trzymają. Śmieszne, że w różnych badaniach
nauki humanistyczne w Polsce w większym stopniu przegrywają z humanistyką np.
płd-koreańską niż w analogicznym porównaniu w naukach ścisłych. Jako że
oceniając ilość publikacji z filozofii międzynarodowe rankingi mają na myśli
głównie filozofię w rozumieniu zachodnim (a nie np. filozofię buddyjską itd.)
to wydaje się, że tu właśnie Polska jako kraj europejski powinna mieć większą
przewagę, tym bardziej że na badania filozoficzne w odróżnieniu od np. genetyki
nie potrzeba szczególnie dużo kasy.

Skądinąd nie jestem wielkim wielbicielem Derridy, chociaż na pewno jego
nazwisko zostanie w historii, choćby jako przykład pewnej skrajności podejścia.
Ogólnie rzecz biorąc zarzucałbym Derridzie właśnie swego rodzaju akademizm
polegający na sprowadzaniu problemów filozoficznych do problematyki samego
tekstu filozoficznego i jego statusu, relacji między tekstami. Uważam, że
jeżeli takie podejście Derridy jest bardzo odkrywcze jeżeli chodzi o
zagadnienie samej interpretacji tekstu i jego krytyka tradycji lektury (w
sensie szerszym) pism filozoficznych i niektóre jego uwagi o literaturze wydają
mi się słuszne, a przynajmniej mogą być inspirujące, to takie podejście jest
raczej miałkie jeżeli chodzi np. o filozofię polityczną, społeczną, filozofię
kultury w sensie szerszym. Derrida zresztą pewnie by powiedział, że nie ma w
filozofii problemu "kultury", "społeczeństwa" w sobie a tylko pewne figury o
takiej nazwie które pojawiają sie w tekście...Żeby nie szukać daleko od niego,
w 100 % zgadzam się z krytyką Derridy dokonaną przez innego "postmodernistę"
Foucaulta przy okazji sporu o interpretację Kartezjusza, F. właśnie wykazywał,
że derridianizm to filozofia w pewnym sensie "czysto uniwersytecka".

Oczywiście piszę w skrajnym uproszczeniu, jak jest na forum jakiś Derridianista
w wolnej chwili mogę wymienić sie bardziej precyzyjnymi uwagami.

Nie uważam się oczywiście za speca od JD, po prostu go trochę czytałem jak
wiele innych rzeczy, myślę że na ogół z niezłym zrozumieniem. Dlatego
zwłaszcza, że nie jestem "zawodowym filozofem" obrzydzają mnie te palanty które
mówią o "niezrozumiałości", "bełkocie" itd. Co ciekawe, nie wiem dlaczego
Polacy tak sie na niego "uwzięli", do tego stopnia że kojarzą z nim
wszystkie "wyskoki" współczesnej filozofii, jakby ich ignorancja sięgnęła
takiego stopnia, że wystarczy spamiętać tylko jedno nazwisko i już bęc mamy
kozła ofiarnego...Pamiętam, dyskusje po wydaniu książki Sokala (podrzędny
fizyk, który napisał miejscami niezłą parodię skrajności, w które popadał
nierzadko "postmodernizm" próbując zabierać się za nauki scisłe) - nie będę
komentował samej książki bo kiedyś pisałem już sporo o tym na formum GW.
Większość winy za horrendalne przeinaczanie terminów z nauk ścisłych, ktore
wypunktował Sokal wielu internautów zwaliło na Derridę. Cóż - małe ale -
Derrida się w książce Sokala prawie ogóle nie pojawił!!! (z wyjątkiem np.
cytatu z Derridy, który chwalił filozofa wyśmianego z kolei przez Sokala).



Temat: MĄCENIE W GŁOWACH
Z komentarzem :-)
zarzadca napisał:

> Pan Adwokat E Łyszczak i publicysta w dziedzinie problematyki mieszkaniowej
> w książce wydanej przez Zachodnie Centrum Organizacji- 2000r. pt. „AKTUAL
> NA
> USTAWA O WŁASNOŚCI LOKALI´ na str. 83 w komentarzu do art. 6 ustawy o
> własności lokali piszę, cytuję:
>
> „Wspólnota jest organizacją powołaną w celu usprawnienia zarządzania
> nieruchomością wspólną. Jako że, ex definitione, nie powstaje ona w celach
> czysto zarobkowych i jest z reguły ORGANIZACJĄ składającą się od kilku do
> kilkudziesięciu członków, ustawa o własności lokali nie wyposażyła jej w
> osobowość prawną. Oznacza to, iż wspólnota mieszkaniowa NIE MOŻE BYĆ
> PODMIOTEM PRAW I OBOWIĄZKÓW...”

Prosze zwrocic uwage na sformulowanie "CZYSTO ZAROBKOWYCH". Nie oznacza ono, ze
dzialaniu wspolnoty nie moga przyswiecac cele zarobkowe. Pan Mec. Lyszczak
nalezy do tej grupy specjalistow (jednej z dwoch grup), ktora odbiera
wspolnocie prawo do bycia podmiotem praw i obowiazkow. Prosze zauwazyc, ze
doktryna ta przegrywa obecnie z innym pogladem, ktory zbliza wspolnote jednak
do osoby prawnej, co znalazlo swoje odbicie w noweli KC zatwierdzonej przez
sejm o czym mozna bylo przeczytac w zdaje sie czwartkowej Rzepie na zoltych
stronach.

Nawiasem mowiac, pamietam z lektury cytowanej przez Pana pozycji inne
kontrowersyjne stwierdzenie - ze wspolnota powstaje juz w momencie
wyodrebnienia prawnego pierwszego lokalu, a bez przeniesienia wlasnosci tego
lokalu. Czyli Kowalski moze byc wlascicielem jednego wyodrebnionego lokalu i
wszystkich pozostalych lokali, ktore pozostaly niewyodrebnione = mamy juz
wspolnote. Nie podoba mi sie takie ujecie i jest ono generalnie sprzeczne idei
ustawodawcy (zaraz mi to wytknie JaC :-) tak jak ja to rozumiem.

>
> Pani Ewa Bończak Kucharczyk w książce „WŁASNOŚĆ LOKALI WSPÓLNOTY
> MIESZKANIOWE” wydanej w roku 2000 przez TWIGGER w komentarzu do art. 6 us
> tawy o
> własności lokali na str. 93i 94 pisze, cytuję:
>
> „Wspólnota mieszkaniowa, to w myśl tego przepisu, ogół właścicieli lokali
> danej
> nieruchomości, przy czym- jak wynika z kolejnych postanowień tego artykułu
oraz
>
> z dalszych
> artykułów ustawy – w wyniku szczególnych regulacji dotyczących organizacj
> i
> działania tego zbioru właścicieli, wspólnota mieszkaniowa jest jednocześnie
> rodzajem JEDNOSTKI ORGANIZACYJNEJ NIE POSIADAJĄCEJ OSOBOWOŚCI PRAWNEJ.
&#
> 8222;
>
> „Choć wspólnota jako całość nie posiada w nieruchomości ŻADNEJ WŁASNOŚCI
> ,
> gdyż mają ją poszczególni właściciele lokali, to w jej imieniu może zostać
> zakupiona nieruchomość. Jednak po dokonaniu zakupu współwłaścicielami nabytej
> nieruchomości będą
> właściciele lokali – KAŻDY W ODPOWIEDNIEJ UŁAMKOWEJ CZĘŚCI. Podobni
> e
> wspólnota może sprzedać część posiadanego przez siebie gruntu (jeśli ma go
zbyt
>
> wiele),
> A DOCHÓD ZE SPRZEDAŻY BĘDZIE WŁASNOŚCIĄ WSZYSTKICH WŁAŚCICIELI
LOKALI
> -
> KAZDEGO W ODPOWIEDNIEJ UŁAMKOWEJ CZĘŚCI..”

Poglady Pani Prezes sa w tym miejscu bardzo kontrowersyjne. O tym dlaczego tak
jest trafnie wypunktowal/la Pana/Pania kiedys "kwakwa1". W doktrynie sie nie
przyjely (powracam znowu do zatwierdzanej zmiany KC i zblizenia wspolnoty do
osoby prawnej). I w praktyce - bylyby bardzo trudne do zastosowania
(wspolwlasnosc, koniecznosc stosowania przepisow KC o wspolwlasnosci itp.).

Pozdrawiam,




Temat: nasza lubuskość
Markończe (Markońcu?)
Lisek Chytrusek z Ciebie! Na zielonogórskim forum ostatnio niemrawo, więc
postanowiłeś je rozruszać. Temat wybrany także nieprzypadkowo. W tym roku bodaj
po raz trzeci sprawa śląskości lub jak chcą inni lubuskości woj. lubuskiego
staje na internetowej wokandzie. A że temat jest nośny niech zaświadczy o tym
liczba postów w trzech wątkach (będzie ze 200).
Na wstępie chcę prosić Croolika o wybaczenie. Faktem jest, że ostatnio
zaniedbuję naszą współpracę, ale cierpię na chroniczny brak czasu (kończę
dysertację). Podobnie jak Croolik, swoje młode lata spędziłem w trójkącie
Żagań, Żary, Zielona Góra (los sprawił, że obecnie mieszkam w stolicy Śląska -
Wrocławiu)i dlatego "nie zdzierżyłem", że dyskusja na taki temat obywa sie beze
mnie!
Ale do rzeczy!
Sądzę, że nazwa "lubuski" nadana 5pa w Sulechowie, to ani pierwsze, ani
ostatnie nieszczęście, jakie na ten pułk spadło. Nie znam zbyt dokładnie
historii sulechowskich artylerzystów, ale znam historię 11DKPanc i nieszczęście
jakie tą najnowocześniejsza dywizję WP spotkało. Stacjonująca niemal w całości
na obszarze historycznego Śląska, z dowództwem w jednej z historycznych
śląskich stolic - Żaganiu - dywijzja została uraczona mianem "lubuska".
Młodszym pragnę przypomnieć,że kiedyś nazywała się "drezdeńska", choć nie
zdąrzyła wziąć udziału w walkach i szlak bojowy zakończyła w miejscu
formowania - w okolicach Łodzi. Na tej podstawie można wnioskować, że
miano "drezdeńska" nie ma większego znaczenia, ani historycznego umocowania, a
dywizja pozbyła się go bez żalu. Przez nanalogię można stwierdzić, że
miano "lubuski" jest także niewiele warte, bo bezsensowne i mam nadzieję, że
przez to równie nietrwałe.
Co do Łużyc, to wręcz przeciwnie. Wspólnie z Croolikiem podnosimy problematykę
śląsko - łużyckiego pogranicza. Prawdą jest także, że w czasach pruskich Łużuce
wchodziły w skład rejencji legnickiej (tzw. Śląsk Pruski), ale w czym problem.
Taka była historia! Nikomu na Łużycach np. w Żarach nie przyszło do głowy
nazwać się np. Ziemią Hamburską (a czemu nie, Hamburg tak jak Lebus - w
Niemczech). Wręcz przeciwnie eksponuje się w tym mieście łużycką przeszłość i
na jej kanwie tworzy się współczesny wizerunek Żar.
W świetle tego co napisałem, nie do zaakceptowqania jest działalność lokalnych
polityków zielonogórskich, którzy próbują w partykularnych celach zamazać
regionalna świadomość mieszkańców województwa. Bo kimże mam się czuć ja,
którego rodzice przyjechali do Żagania z tzw. centralnej Polski, który
urodziłem się w Żaganiu, który z "centralną Polską" nie mam nic wspólnego, a
odwiedzam ją na kilka dni co parę lat w czasie urlopu? Przecież każdy na urlop
gdzieś tam wyjeżdża!
Niedawno na dworcu PKS we Wrocławiu widziałem autobus z Zielonej Góry, który na
przedniej szybie miał przyklejoną wielce wymowną nalepkę: przedstawiała ona
kontury województw gorzowskiego i zielonogórskiego z lat 1975 - 99, a takze
wyraźnie zaznaczony obecny powiat głogowski (Głogów, jedno z najstarszych i
najznamienitszych śląskich miast). Wszystko w kolorze zielonym, a podpis
brzmiał: ZIEMIA LUBUSKA. Napisałem się już sporo i czas by już kończyć. Więc na
zakończenie zadam personalnie tobie Markończe kilka pytań:
1. Jaki jest cel produkowania, a przede wszystkim eksponowania tego typu
gadżetów na państwowych przecież środkach lokomocji?
2. Co jest haniebnego w byciu Ślązakiem, że z takim zacietrzewieniem Ty i inni
zielonogórzanie się przed "śląskością " bronicie?
3. Czy prawo do czucia się Ślązakiem mogą mieć tylko mieszkający na Górnym
Śląsku Niemcy, którzy znają język polski (większości mieszkańców Górnego
Śląska, poczucie "śląskości" nie przeszkadza czuć się także Polakami)? A jeśli
nie, to czy nieodpowiedzialne wypowiedzi na zielonogórskim forum służą
utrwalaniu stereotypu Ślązaka - Niemca? Dlaczego Ślązakiem nie mogę czuć się
ja, który na Ślasku się urodził i tu urodziły się moje dzieci?
4. Czy działania zielonogórskich polityków dobrze służą integracji Śląska z
Macierzą? O czym w tym względzie świadczą wypowiedzi niektórych forumowiczów?
5. Jakie racjonalne względy przemawiają za przyjęciem nazwy Żiemia Lubuska dla
całego województwa?
Jeśli jesteś poważnym dyskutantem, odpowiedz na postawione przeze mnie pytania.
Z uwagą je przeczytam. Chyba - że jak sam kiedyś zadeklarowałeś - czujesz się
Eskimosem, to sorry - życzę miłej lektury Centkiewiczów! A może tak jak
w "Weselu" - "aby szum, aby szum..."
Gorąco pozdrawiam!



Temat: WOJ.CZESTOCHOWSKIE
Nie będę zbyt wiele tłumaczyć problematyki tego pokręconego
województwa bo jest bardzo ciekawa strona , ktora powinna dac do
myslenia Adamowi i pewnie troche Jędzosławowi w jego przemyśleniach -
jak to Zagłębiacy nie wyobrazają sobie nie być "ślązakami" !

www.wojewodztwoslaskie.eu/index3.php?id=przeglad_prasy-m

Napisze jeszcze bardzo niepopularną tutaj tezę o związkach
historycznych i to nie tak odległych Zawiercia i powiatu z
Częstochową .Powiem tylko , że niedawno władze wojewodzkie w
Katowicach odpowiedziały na protest Częstochowy w związku z nie
powołaniem vicewojewody z tego miasta słowami , że pan X(niepamietam
nazwiska) mieszka w Pilicy , a to teren ziemi częstochowskiej
dlatego nie ma podstaw , że region częstochowski został w jakis
sposob pominięty w parytecie ktory funcjonował od reformy z 1999r.
(na ten temat pisała GW).Bardzo mnie to zainteresowało i
postanowiłam szukać informacji jakie bliższe związki historyczne
(bo geograficzne i kulturowe czyli małopolskie są chyba wszystkim
znane)łączą powiat zawierciański z ziemią częstochowską? Ku mojemu
zdziwieniu okazało się , żę wojewoda katowicki miał duzo racji w
tym , że Pilica i większośc powiatu zawierciańskiego leży w dawnym
powiecie lelowskim(ziemia lelowska) stołeczno-królewskiego
wojewodztwa krakowskiego (które powstało po zakończenia rozbicia
dzielnicowego i trwało niezmiennie aż do II rozbioru w 1795r.).W
skład powiatu lelowskiego(ziemia lelowska) wchodziły starostwa
ziemskie od południa : pilickie , olsztyńskie ,krzepickie i grodzkie
lelowskie .Przez pewien czas nawet Pilica pełniła funkcje stolicy
tegoz powiatu.Także pod zaborami kiedy już Częstochowa przejeła
schede od podupadłego Lelowa zaczęto zamiennie nazywać dawną ziemie
lelowską -ziemią częstochowską co w literaturze fachowej
usankcjonowało się w początku XXwieku.Także w okresie międzywojennym
oraz powojennym do 1951r. razem bylismy w woj. kieleckim w powiecie
częstochowskim , a nawet Zawiercie nalezało w tym czasie do
Częstochowskiego Okręgu Przemysłowego co było związane z
kopalnictwem rud żelazana na tym terenie oraz podobna specyfiką
przemysłu hutniczego i włókienniczego. Dlatego drodzy Ziomale nie
obrazajmy się na to , że ktos powie o nas "medalikorz"
czy "zagłymbiok" bo jest to o niebo bardzej zgodne z prawdą niz
nowomowa płynąca często z mediow ogolnopolskich czy nawet lokalnych
o "ślązakach" z Ogrodzieńca czy Zawiercia .Jeżeli kazdego mieszkanca
tych 16 wojewodztw mielibyśmy nazywac od ich nazw często całkowicie
bezsensownych i nieprawdziwych to jak nazwiemy mieszkańca woj.
podkarpackiego,lubuskiego,świetokrzyskiego,łodzkiego czy opolskiego
nie mowiąc o kujawsko-pomorskim itp.Nie dajmy sobie z głowy robic
szamba częstą ignorancją " redaktorow " od prognozy pogody czy
niedouczonych dziennikarzyn z klapami na oczach !Pozdrawiam i
polecam szczególnie lekture całej stronki do ktorej zamieściłam
link:]



Temat: Skandaliczna publikacja w Opolskiem
Skandaliczna publikacja w Opolskiem
Skandaliczna publikacja pod patronatem władz samorządowych Opolszczyzny
Wizje pana doktora

Według wydanego przy wsparciu finansowym Urzędu Marszałkowskiego w
Opolu "Glosariusza regionalnego województwa opolskiego" Śląsk to część ziem
niemieckich pod tymczasową administracją Polski. - To dla mnie szok - mówi
wicemarszałek regionu Ryszard Galla.

Autorem książki napisanej w języku polskim, niemieckim i angielskim jest były
pracownik Urzędu Marszałkowskiego Tomasz Kamusella. Już na pierwszych
stronach autor dziękuje władzom regionu za pomoc, jaką uzyskał od marszałka i
wicemarszałka regionu.

- Pan Tomasz był nam znany jako pracownik naukowy Uniwersytetu Opolskiego, na
którym obronił doktorat. Z ramienia urzędu zajmował się problematyką
współpracy międzynarodowej. To dobry fachowiec, więc gdy zwrócił się do nas z
propozycją zakupu pewnej ilości swojego "Glosariusza", zgodziliśmy się na
taką formę wsparcia - wspomina Galla.

Według urzędu zawarte w książce wiadomości miały służyć m.in. zagranicznym
partnerom urzędu do poszerzenia wiedzy o Śląsku Opolskim. Z
lektury "Glosariusza" obcokrajowiec może dowiedzieć się m.in., że w latach
1945 - 1991 Śląsk był częścią "wschodnich ziem niemieckich pod tymczasową
administracją Polski i ZSRR". Natomiast w rozdziale poświęconym strukturom
Kościoła czytelnik znajdzie notatkę, zgodnie z którą w latach 1945 - 1972
istniała "tymczasowa nieuznawana polska administracja kościelna na większości
obszaru wschodnich ziem niemieckich".

W specyficzny sposób autor podszedł do języka używanego przez mieszkańców
Opolszczyzny. Według Kamuselli od połowy XIX wieku do dzisiaj wśród
robotników i na terenach uprzemysłowionych używany jest "słowiańsko-germański
kreol", a standardowym polskim posługują się warstwy z wykształceniem średnim
i wyższym.

Marszałkowie o treści książki dowiedzieli się od dziennikarzy. - Nie
przypuszczałem, że człowiek z doświadczeniem naukowym może nam sprawić taką
niespodziankę. Treść książki nie była z nami konsultowana. Na pewno nie
zapłacimy panu Kamuselli ani grosza - zapewniał wicemarszałek Galla. W
wydanym w piątek oświadczeniu zarząd województwa podkreśla, że zwrócił się do
wydawcy o wstrzymanie druku i dystrybucji tej publikacji.

Tymczasem część książek Urząd Marszałkowski rozesłał już do różnego rodzaju
osobistości z okazji wejścia Polski do Unii Europejskiej. Jednym z
obdarowanych jest wiceprzewodniczący Sejmowej Komisji ds. Mniejszości
Narodowych poseł Jerzy Czerwiński. - Jestem historykiem i gdy przeczytałem
książkę, to aż mnie zatkało - powiedział nam poseł. Autor
kontrowersyjnego "Glosariusza" jest nieuchwytny, przebywa za granicą.

Marek Szczepanik

www.rzeczpospolita.pl/gazeta/wydanie_040508/kraj/kraj_a_5.html




Temat: Polscy agitatorzy za niemieckie pieniadze
ofensywa wdzieku i zrozumienia
Watek juz jest, wiec nie bede zakladal nowego, wyszukalem go po lekturze tego
artykulu. Nizej subiektywnie wybrane fragmenty:

"Szkodliwa jest PIS-owska polityka egoizmu narodowego i przypominania
zamierzchłych konfliktów polsko-niemieckich. W interesie Polski leży
zacieśnianie, a nie rozluźnianie współpracy z Niemcami. To nasz najbliższy
sojusznik w Unii Europejskiej"

"Oto przykłady. W czasie kampanii wyborczej dziennikarka pyta Lecha
Kaczyńskiego, z którym z niemieckich polityków utrzymuje bliskie kontakty. - Z
żadnym i jestem z tego dumny - odpalił kandydat na prezydenta. Już po
zwycięstwie w wywiadzie dla "Bild-Zeitung" przyznał z rozbrajającą szczerością,
że co prawda jest przyjacielem Niemców, ale jakoś nigdy nie był za zachodnią
granicą, a jego ulubioną niemiecką powieścią jest "Czarodziejska góra" Tomasza
Manna. I dalej nic - żadnych dzieł niemieckich pisarzy i filozofów, którzy
rozpatrywali kwestie niemieckiej winy za nazizm i zbrodnie II wojny światowej.
Tak jakby Kaczyński w ogóle nie dostrzegł ogromnej debaty, jaka toczyła się w
Niemczech w minionym półwieczu."

Ten niedobry Kaczynski, nie czytal uzalan Niemcow, hehe.

"- Nie - odpowiedział. - Leszek wczoraj dzwonił, znów czegoś nie doczytał w
sprawie dopłat na mleko, będziemy jutro o tym rozmawiać. Przy okazji: czy
musieliście akurat teraz ogłaszać, że bierzecie te F-16 od Amerykanów?
Czekaliście trzy lata, mogliście poczekać jeszcze trzy miesiące. Rozumiem, że
Polska ze swoją tragiczną historią musi się trzymać Ameryki. Na waszym miejscu
zrobiłbym tak samo. Ale po co drażnicie Francuzów bez potrzeby? To wygląda tak,
jakbyście wyciągnęli im w Kopenhadze miliard euro z kieszeni i szybko zanieśli
je Amerykanom..."

"Gdy Fischer powiedział Schröderowi o "liście ośmiu", kanclerz zapytał: "Czy
Leszek także podpisał?". Po czym zmienił się na twarzy i warknął: "To nie mógł
mi o tym wczoraj powiedzieć?!"."

"Tym bardziej że i strona niemiecka - na zewnątrz lepiej zachowująca formy niż
np. Chirac - też zacięła się w sobie. Kanclerz zaczął rozbudowywać kontakty z
Rosją, nie zastanawiając się już nad ich polskim kontekstem. Jak gdyby
rzeczywiście zapatrzył się w portret Bismarcka, który - jak to zauważyłem na
spotkaniu w Zinnowitz - czasem woził ze sobą."

No, tak winna zaciesnienia kontaktow Niemiec i Rosji jest Polska i Miller,hehe.

"Nasza prawica nie spieszy się z odpowiedzią na ten apel. Nie spieszy się z
wyjaśnieniem, jak sobie wyobraża wspólne, europejskie pielęgnowanie pamięci o
deportacjach, wysiedleniach i wypędzeniach w XX wieku. Jeden z polityków PiS
natychmiast odrzucił pomysł Partii Demokratycznej, by utworzyć we Wrocławiu
Muzeum Pojednania. Czyżby chrześcijańskie pojednanie nie mieściło się w
katechizmie politycznym naszej prawicy?"

"Paradoksalnie, to właśnie rząd PiS, może przerwać tę emocjonalną wojnę i
zaproponować wspólne, europejskie upamiętnienie tragedii deportacji, wysiedleń i
wypędzeń w Europie XX wieku. A także naszkicować wspólną, unijną politykę
energetyczną wobec Rosji, która przyciągałaby Rosję do Europy. To w końcu jest w
naszym wspólnym interesie."

Autor: *Adam Krzemiński - publicysta tygodnika „Polityka”, specjalizuje się w
problematyce niemieckiej
Calosc serwisy.gazeta.pl/swiat/1,34181,3041559.html?as=3&ias=3

Autor sugeruje tu pewna wymiane, ktora brzmi dosc zabawnie. Mam uwierzyc, ze
praktyczni Niemcy oleja Rosje, bo Polska usmiechnie sie do ich wypedzonych ?
Taki znawca(?) polityki miedzynarodowej powinien wiedziec, ze w polityce nie ma
miejsca na sentymenty a nie sprzedawac bajki o altruistycznej Europie.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chadowy.opx.pl



  • Strona 2 z 2 • Wyszukiwarka znalazła 82 wypowiedzi • 1, 2