Czytasz wypowiedzi wyszukane dla słów: problem z klawiaturą brak
Temat: Na rozdrożu
Na rozdrożu
Witam.
Mój problem jest taki: obserwując z perspektywy czasu swoje paroletnie życie
zawodowe stwierdziłem, że ostatnio cofam się w rozwoju.
Parę słów o sobie: wykształcenie - mgr ekonomii, studia podyplomowe -
internet w biznesie, doświadczenie- 6 lat pracy głównie IT - od
sprzedawcy/serwisanta do informatyka "zakładowego", w między czasie praca
która łączyła różne zagadnienia - informatyka, sprzedaż, finanse itp. Pech
chciał, że pracuje (i pracowałem) w nieciekawym regionie - kilkakrotna
zmiana pracodawcy związana głównie z upadkiem firm. Zero szkoleń (pomijam
kurs administratora Novella bo to było dawno i za własną kasę).
Pewnie się dziwicie, skoro kończyłem ekonomie to nie powinienem się
zajmować informatyką. Ale cóż - komputery towarzyszą mi od jakiś 12 lat
(począwszy od 286/Hercules). W między czasie nauka programowania -
hobbystycznie ale dogłębnie - Pascal, Delphi. W ostatnich czasach HTML,
Javascript, PHP. Co poza tym - ze względu na przygotowanie ekonomiczne, wiem
co nie co o kontach, księgowaniach, "dwójkach", "czwórkach" itp. - czyli
oprogramowanie finansowo-księgowe, gospodarka magazynowa. Jako informatyk w
upadającej firmie, która na nic nie ma kasy (firma produkcyjno-usługowa, nie
IT), działam jako "człowiek od wszystkiego", czyli ktoś kto pozwoli by
komputery, sieć i oprogramowanie działało bez żadnego inwestowania
(niestety). Głównie - 90% to helpdesk dla użytkowników (niestety
niedouczeni) - od typowych problemów z systemem operacyjnym, drukarkami,
wordem - po zaawansowane problemy związane z błędami w oprogramowaniu
finansowo-księgowym. Sieć - to ok. 30 kompów (przestarzałych), różnorakie
Windowsy, a na serwerze Win NT. Ciągłe zmiany, problemy - przenoszenie
ludzi z biura do biura - gdzie nie ma gniazdek itp. Wszystko robione
prowizorką, metody chałupnicze - brak kasy. W zasadzie jeśli cokolwiek się
wiąże z komputerami, to się tym zajmuje - łącznie z przesyłaniem danych do
zusu i odbieraniem potwierdzeń (dla 3 spółek podległych), odbieraniem i
wysyłaniem maili, tworzeniem ofert handlowych, katalogów, itp. Gdyby jeszcze
tego mało, to przepisywanie tekstów - jako najszybciej piszący na
klawiaturze dużo tego dostaje....
Generalnie atmosfera chora i nieciekawa - właściciel firmy kupił ją tylko (w
sumie za grosze) by móc wyprowadzić z niej majątek, po czym ogłosić
upadłość. Wypłata - czekam na czerwcową... może dostanę do połowy sierpnia ?
Przepraszam za tak długi post, ale chciałem mniej więcej opisać sytuację. Co
do tematu - "na rozdrożu", zastanawiam się co robić - iść na kolejne studia
podyplomowe (np. inżynieria oprogramowania), czy raczej skupić się na
intensywnym szukaniu pracy w firmie dużo bardziej stabilnej ? Hmm.. już nie
jestem taki młody jak pewnie wielu na tej grupie (28 już minęło).
Cóż, marzeniem mogłaby być praca gdzieś na styku ekonomi/informatyki,
wdrożeń dużych systemów zarządzania przedsiębiorstwem... Ewentualnie -
programowanie - chociaż czy już nie jestem za stary ?
Co radzicie, czym się dalej kierować ?? I gdzie się kierować ?
Pozdrawiam
Krzysiek
Temat: zarobki w urzedach?
> nie prawda co do niskich pensji...
> w sektorze państwowym nie jest źle...
> moja pensja na start to ponad 2000
A gdzie tak jest/było tak super????
Moja pensja na start to była minimalna (wykształcenie wyższe) i po trzech
miesiacach premia 15%. Tak było przez dwa lata, na dodatek mój kochany urząd
zatrudniał mnie na czas określony pięć razy (wtedy można było) i między jedną a
drugą umową tydzień przerwy. Na pytanie dlaczego odpowiedź tradycyjna - jak się
nie podoba to droga wolna...
> moja pensja na start to ponad 2000
> matka miała 4 tysiące razem z premiami i dodatkami, a są oficerowie co na
pare etatów brali łacznie z emeryturą wojskową (po 15 latach pracy)
Acha, w wojskowości. Ja też znam takich, co tyle mają. Ale moi rodzice nie byli
w tej branży, więc nie mam szans na te kokosy. Bez szerokich pleców na takiej
ciepłej posadce nie wylądujesz. Ja też w tym swoim urzędzie zahaczyłam sie po
znajomości na warunkach jak wyżej, bo niestety moje znajomości były zbyt
niskiego szczebla. Ale bez tego, to nawet tego by nie było.
> w urzędzie spokój, brak wyścigu szczurów, a jak się czegoś nie umie to pomogą
i przeszkolą...
W moim urzedzie wyscigu nie było, bo wiadomo od początku, że starego wiekiem na
kierowniczym stanowisku nikt nie ruszy. I to właśnie panie w wieku emerytalnym
trzeba było szkolić po tysiąc razy pokazując "jak się robi ń na klawiaturze" a
i tak zapominały o tym następnego dnia. Wszystko co wymagało użycia komputera
albo drukarki (włącznie z zabraniem z korytka wydrukowanych juz stron) trzeba
było za te panie wykonywać. Nie było takiej rzeczy, której mogłabym się od
takiej pani nauczyć, zapytałam o cokolwiek to dostawałam dobrą radę "tym się
nie przejmuj" albo "pojedziesz na szkolenie to się dowiesz". Owszem szkolenia
rewelacyjne - obsługa komputera, gdzie powtarzano godzinami "jak się robi ń na
klawiaturze".
> to u prywaciarzy pseudo-kapytalystów zarabia się 800 zapie..jąc od rana do
wieczora przez 6 dni w tygodniu i są wiecznie niezadowoleni z pracownika, co
chwilę zjeby...
W tym urzędzie zapie..łam po godzinach i dostawałam zjeby, że sobie pracy
nie umiem zorganizować, no bo oczywiście to ja miałam sobie zaplanować, kiedy
pani Bogusia będzie miała problem z literą ń i że będzie jedno pismo stukać
przez pół dnia, przy czym koniecznie musiałam asystować, a potem i tak musiałam
je napisać sama. A podobnych pań Boguś było kilkanaście. A i petentów trzeba
było obsłużyć, szkoleniem była "Rzepa" i kto co w radiu usłyszał o zmianach w
przepisach. Firmowe "szkolenia" z nowych przepisów były po roku, kiedy już
wszystko zdążyło się trzy razy zmienić. I na te szkolenia oczywiście jeździli
najbardziej zasłużeni pracownicy, czyli na kierowniczych stanowiskach, bo to
przecież atrakcja.
A teraz u prywaciarza owszem zapie..m, ale przynajmniej wszyscy mają tak
samo. I zarabiam 150% minimalnej. I nie muszę wyręczać głupich bab w
najprostszych rzeczach. Szkoleń nie ma, ale jak się zapytam kogoś to mi powie,
tak samo ja też pomogę komuś. I tak dostajemy wszyscy zjeby, do tego można się
przyzwyczaić. Owszem parę szuj jest, ale też współpracownicy trzymają się
razem, co ma być zrobione to jest i nawet szuja nie zaprzeczy, że nie ma czegoś
co jest. Poza tym wybicie szyby w aucie to dla szui pierwsze ostrzeżenie,
zazwyczaj stulają uszy.
A po pracy z internetu można korzystać.
Oczywiście żadnej stałości, pewności, oczywiście trochę panienek tylko dla
ozdoby, oczywiście zapie..nie i zjeby. Ale w urzędzie tak samo było, komu
zależało i wchodząc między wrony nie krakał jak one, nie olewał petentów, sam
się dowiadywał, nie pijał kawki i nie obgadywał nowej fryzury jakiejś tam
prezenterki - to był obiektem mobbingu ze strony świętych krów. Właściwie teraz
sobie myślę, że może niepotrzebnie miałam jakieś obiekcje, w końcu dochrapałam
się stałego etatu, wprawdzie w widełkach moja pensja zawsze była najniżej, o
wiele niżej od kolegów z działu mających identyczne stanowiska i obowiązki
(które sobie olewali ale mieli szczęście być mężczyznami) ale olewając wszystko
jescze bbardziej mogłam tam siedzieć aż do emerytury. No coż, wybrałam
jednak "prywaciarza kapitalistę" doskonale wiedząc, że mnie będzie rżnął na
pensji i rzeczywiście, zawsze kawałek urwie, ale nawet po oderwaniu tego
kawałka mam więcej niż w urzędzie, choć stabilizacja mniejsza, warunki takie
same, zjeby i tam i tu, ale już sobie wypracowałam strategię obrony (wielu
słabszych pękło ale i w urzędzie zdarzały się ataki histerii), a przede
wszystkim mam mądrzejszych współpracowników.
Tak więc nie ma białe-czarne, tylko różne odcienie szarości, akurat w moim
przypadku zamieniłam ciemnoszare na odrobinę jaśniejsze szare. Jeszcze
jasniejszego szarego cały czas szukam...
Temat: Pomrukiwania raczkujacego czatownika...
Pomrukiwania raczkujacego czatownika...
Nie spalem juz od wczorajszego poludnia ale neurony nadal jakby mocno
przyspieszaly... A to wszystko za sprawa tego dreszczyka emocji, zrodla
adrelaniny jakim od zeszlego piatku okazal byc sie dla mnie czat...
Zabawne jak nie wiele potrzeba aby czlowiek popatrzyl na siebie pod
calkowicie odmiennym katem niz dotychczas... Znalezienie sie w pokoju z grupa
ludzi o ktorych wiadomo tyle ile ich nick to calkiem inny dla mnie
wszechswiat. Kazda klejna strzepkowata wypowiedz daje kolejny element
ukladanki na ktora sklada sie enigmatyczna osobowosc stukajaca w klawiature
komputera w dowolnie oddalonym pokoju, kafejce internetowe czy tez innym
pomieszczeniu. Pewnie wszedzie tam sa okna a za oknem ten sam swiat, a moze
wcale nie ten sam kiedy pomyslec o tak fantastycznie roznych wiezach jakie
nas w nim utrzymuja...! Mikrokosmos jaki kazdy z nas posiada w mniej lub
bardziej wydzukanych formach i mniej lub bardziej swiadomie kazdy czatownik
wlewa do malego pokoiku wzpelnionego nie dzwiekami, nie obrazami ale
zwyczjnymi znaczkami, ktore utarlo sie nazywac literami...
Oczywiscie w tym wszystkim kluczowa kwestia jest zrozumienie... Zrozumienie
pojmowane od tych najbardziej prymitywnych stron, jak zwyczajna zdolnosc
czytania znaczkow i kojarzenia ich znaczen z poszczegolnymi realnymi rzeczami
i ideami Platona, ale takze ze glebszym lub plytszym zrozumieniu intencji
osoby wystukujacej w klawiaturze wlasne emocje, stan ducha albo wykonujaca
jakies exhibicjonistyczne ewolucje... Na ile chec posiadania takiego
zrozumiena dla innych ludzi jest w rozmowcach o tyle pozniej przeklada sie to
jego brak i wykpiwanie, czy tez jak, to bylo zauwazone w innych roznych
postach "obgadywanie" innych przez co mr.jedi poczul sie zle... I tu dla mnie
pojawia sie rzecz calkowicie rewelacyjna, a tak prosta jak zwykle ludzkie
emocje. Slusznie ktos napisal, ze do wszystkiego trzeba miec wlasciwy
dystans, ale zeby go odnalezc czesto czlowiek musi doznac porazki... Porazki
wynikajacej ze zlego ocenienia wlasnych mozliwosci albo najzwyczajniej w
swiecie ze zlych intencji innych ludzi czesto wynikajacych z wydumanego
egoizmem wlasnego nieskalanego, nietykalnego ja. Teraz juz czekam na post w
postaci: "Wiesz co loop, moje ja jest gowniane, skalane i tykalne ale i tak
mam gleboko w zadzie co tu nabazgrales..." a ja bede sie usmiechal bo to
znaczy ze ktos to przeczytal...
Ale wracajac do... wlasciwie chcialem napisac do tematu, a to przeciez zwykla
paplanina, czy jakby mozna to bylo wyszukanie opisac: "niekontrolowany
strumien mysli"... :) Tak, czy owak gdzies w tym wszystkim jestem ja. Ja,
czyli, kto? Nic prostszego... Ja, czyli, loop_. I tutaj mam problem... :)
Traktowac to, co sie tutaj dzieje jako ucieczke przed realem (!ha juz
zlapalem slowko! :))), czy tez starac sie dac jak najwiecej z siebie...
Starac sie wykreowac swoje wirtualne ja, wykorzystac niesamowita szanse
budowania siebie od fundamentow (oczywiscie nie moge tak od zera, bo juz we
mnie cos tam siedzi... ale moge "kombinowac" :)), wzniesc wspaniala
eklektyczna budowle, czy jakkolwiek nie nazwac majsterkowania wlasnymi
wirtualnymi genami i psychiczna charakterystyka... :) Przelac wlasne
wyobrazenia o sobie w skorelowana forme wypowiedzi "srednio 2 slowa na 10
minut", przybrac maske Zorro, czy dowolna inna, czy tez cos w tym rodzaju...
Czy zaoferowac siebie wlasne ja z reala w elektronicznej, wirtualnej a jednak
posiadajacej swoje odbicie idei w rzeczywistosci... :) ?
A teraz widze, ze wszystko co napisalem jest forma pewnej psychologicznej
autoterapii. Sprwokowanej nie potrzeba ale bodzcem na tyle silnym, ze sie te
slowa ze mnie wydostaja...:)
Mam jednak jeszcze jedno co nie daje mi spokoju... Bylem przyzwyczjony do
tego, iz znalem twarze i "zewnetrzne powloki" postaci, z ktorymi
rozmawialem... zwykle, ale na tyle zwykle, ze nieznajomosc tego jak wlasciwie
wygladacie nie daje mi sposobu... I nie mam tutaj na mysli jakiejkolwiek
oceny, gradacji piekna ludzkiego ciala, ale zwyczajna funkcje kojarzenia
mysli, wypowiedzi z konkretnym obrazem. Nie imaginacji, wariacji na temat
ludzka twarz Xa czy Ygreki... :) Jakie to ma znaczenie? Hmm... dobre
pytanie... Czat jako miejsce spotkan absolutnie anonimowych osob, czy czat
jak spotkanie, ktore moze indukowac realne sytuacje i pogawedki przy kawie,
piwie etc., a moze wiecej... To jeszcze raz uswiadamia mi jaka niesamowita
rzecz sie "dzieje"... Do tej pory nie uswiadamialem sobie istnienia tego typu
pokladow we mnie... ;) Zabawne jak wiele o samych sobie nie wiemy i ciekawe
jak wiele moze odkryc, odslonic a moze raczej pomoc w krystalizacji
czat... :) Zobaczymy...
Pozdrawiam.
loop_
PS Jesli ktos chcialby napisac, ze juz mu sie nie chce na ten temat gadac, bo
juz tyle bylo i jest zmeczony takim gadaniem etc. to przepraszam i niech
przeczyta jeszcze raz temat i moze lepiej niech nic po prostu nie wysyla.
Zaswiadczam, ze jego milczenie spotka sie z nalezytym szacunkiem... :)
Temat: sklepy komputerowe
A teraz ja cos dorzuce
1)PTR odradzam - ceny moze i kusza oferta owszem niczego sobie, ale
potem zaczynaja sie schody. Klient kupil niech sie martwi.
Oni chca poprostu towar wypchnac.
Brak kompetencji, wiedzy zwlaszcza na Czachowskiego
2)Pc-tech - to sa dopiero cwaniacy, proboja wcisnac stary sprzet
Trzeba ich sprawdzac za kazdym razem bo zamiast firmowej karty
dadza jakis tani bubel. Sam u nich kupilem kompa,
mialem 2 lata gwarancji wiec nie moglem zajrzec,
a potem sie okazalo dlaczego ceny sa nizsze.
A szef tej firmy to inteligent w bialych skarpetkach.
Ciekawe jak dorobil sie swojego majatku w takim krotkim czasie
Poprostu lacza rzeczy uzywane z nowymi i jesli klient nie
zauwazy / do tego celu jest wlasnie plomba aby nie zobaczyl co
jest w srodku / to oni sa kilka stowek do przodu.
Dzieki temu tyle maja oddzialow.
3)Chip - nastepny gigant.Cwaniaki nie z tej ziemi. Raz by was sprzedali
a dwa razy pieniadze wzieli. Kreca, koluja z gwarancja
proboja wmowic rzeczy ktore nie mialy miejsca, byleby tylko
nic nie naprawiac.A ceny wcale nie takie atrakcyjne
4)Altech - nie wiem czy wspolpracuja z jedna firma czy z wieloma czy maja
jakies od nich profity. Jedno jest pewne ze sa raczej solidni
Kilku moich kumpli skladalo sprzet kupujac u nich i nie mialo
problemow. Niemiej ostroznosci nigdy nie za wiele.
i ostatnia firma ktora moge polecic Tak naprawde :
5)Vobis - wiem tania nie jest. Ale tam wlasciciel naprawde przejmuje sie
klientem. Sluzy fachowoscia, mila obsluga .
Wada jest moze tylko maly wybor , ale zawsze mozna sie tam
dogadac i sciagnac odpowiedni produkt w rozsadnej cenie.
Podsumowujac:
Niestety dzisiaj wikszosc chce zarobic za wszelka cene. I nie jest to tylko
problem w Radomiu. W innych miastach tez sa takie firmy
W Radomiu nie ma jednak znaczenia czy firma jest taka czy taka, niestety
ich wlasciciele mysla ze musimy u nich kupic - blad . My mozemy ale nie musimy
Stad moja rada :
Wiem ze ci co sie znaja jej nie potrzebuja wiec kieruje ja do tych ktorzy
maja malo doczynienia z komputerami lub wogole .
Jesli kupujecie w sklepie:
1)NIe kupujcie calego zaplombowanego komputera
/nie mozecie wtedy zobaczyc co jest tak naprawde w srodku nie tracac gwarancji/
Zatem kupujacie poszczegolne komponenty osobno, nawet w tym samym sklepie.
2)Zwracajcie uwage na ceny i to co dostaliscie
3)Sprawdzajcie kazdy sprzet czy jest nowy / nalepki plomby brak sladow uzytkowania/
4)Zwracajcie uwage na sprzedawce, jesli wydaje sie jakis niemily , nieusluzny
robi to odniechcenia, jakby sie chcial tylko pozbyc kopmutera - NIE KUPUJCIE TAM
5)Czytajcie uwazne wszystkie umowy gwarancje, nie dajcie sobie nic dopisywac
ani korygowac w raz sporzadzonych dokumentach.
Najlepiej jednak zlozcie sobie sami komputer.
Jest to gwarancja ze wiecie co macie i za ile.
A wierzcie mi nie jest to wcale takie skomplikowane, jakby sie moglo wydawac.
Wystarczy poswiecic troche czasu i zangazowac sie, tak jak przy kupnie kazdej
jednej rzeczy.
Oto prosty plan jak zbudowac taki komputer :
1)Na poczatku musicie wiedziec do czego ten komputer bedzie wam potrzebny.
/czy do gier mocniejsze jednostka czy slabsza do pisania, no i ile gotowki
mozecie przeznaczyc, nalzy okreslic swoje wymagania i poziom gotowki /
2)Korzystajac z internetu lub biblioteki nalzey przejrzec czaspisma komputerowe:
-chip
-enter
-pcworld
-komputer swiat
-pc kurier
Jest tam wiele artykulow ,porad ktore bez wiekszych trudnosci pozwola zbudowac
komputer
czy zakupic ksiazki z oferty wydawnictwa Helion:
- Rozbudowa i naprawa komputerów PC. Wydanie XVI
- Anatomia PC. Wydanie IX
te pozycje moze i sa drogie ale posluza wam jeszcez w wielu innych sprawach
zreszta lepiej wydac troche i samemu postudiowac niz potem wydajac tysiace
dostawac jakies buble ze sklepu.
3)Nastepnie wypisac jakie wam bede potrzebne komponenty i sprawdzic ceny
porownac ofert sklepow w Radomiu , w internecie, na gieldzie /www.wgk.waw.pl/
sprawdzic ponadto rankingi i opinie o danych modelach.
4)Zakupic podzespoly - kazdy osobno.
5)Zlozyc. To naprawde nie wymaga duzych umiejetnosci bo dzisiejsze elementy
komputerow sa odpowiednio oznaczane, wiec nie mozna sie pomylic np przy wtyczkach.
Korzystajac z odp. narzedzi i opisow w w/w czsopismach , ksiazkach
bez problemu sobie poradzicie.
-po pierwsze obudowa, do niej dopasujcie odp. dla siebie zasilacz - zamontujcie
go w odp. miejscu
-po drugie plyta glowna, wystarczy ja wlozyc i zaczepic na odp. kolkach
-UWAZNIE wlozyc procesor /trzeba uwaznie tylko go wkladac/
-pamieci , karta graficzna
-podlaczyc dysk za pomoca tasmy
i reszte odzespolow takich jak mysz klawiatura itp
Jesli poszukacie w internecie w czasopismach widzac oczywiscie jaki i do czego
chcecie komputer to napewno go zlozycie
Jesli ktos ma jakies watpliwosci , uwagi niech napisze
Pozdrawiam
Temat: MPK łamie swój własny regulamin!
Gość portalu: Też blondynka napisał(a):
> Gość portalu: Mama Ewy napisał(a):
>
> > Logika Pana wywodu mnie poraża.
> >
> > Czy Pana zdaniem pasażer kupujący bilet u kierowcy jest pasażerem gorszym
> niż
> > ten, który posiada bilet, a jeśli nie, to jak Pan ocenia jego szansę na
> zajęcie miejsca siedzącego, jeśli pozostanie na końcu kolejki wsiadających?
> >
>
> A mnie poraża Pani logika!
> Załóżmy, że jest po staremu. Bez biletu weszła Pani do autobusu (obojętnie
> którymi drzwiami) i podchodzi do kierowcy kupić bilet. Jak Pani sądzi: kto w
> tym czasie pozajmuje miejsca siedzące? Czyż nie ci, co mają sieciówki oraz
> osoby, które wcześniej pomyślały i kupiły sobie bilet na przejazd?
Też blondynko, siostro moja w kolorze upierzenia, nie wyrywaj mi z mięsem zdań z wypowiedzi i nie wtykaj mi w usta (klawiaturę?) kwestii, których nie wypowiedziałam w kontekście, w jakim Ty ich użyłaś.
Poraża mnie i owszem logika, ale nie w tym zakresie, który byłaś uprzejma, po wycięciu ładnych paru zdań zaprezentować na Forum jako moją wypowiedź. Przepraszam najmocniej, że przeszłam na Ty, to tylko chwilowo i wyłącznie z racji pokrewieństwa kolorów.
/zainteresowanych odsyłam do oryginałów wcześniejszych postów/
Po pierwsze, poraża mnie jedynie sposób rozumowania kierowcy MPK, który twierdzi, że czas obsługi klienta chcącego zakupić od niego bilet zależy od miejsca, jakie taki delikwent zajął w kolejce. Proszę o chwilę zastanowienia. Czy naprawdę myśli Pani, że jeśli pragnący kupić bilet u kierowcy ustawią się na końcu kolejki, to cała procedura będzie szybsza? Przecież czas sprzedaży biletu nie zależy od tego, w jakim miejscu kolejki znajduje się kupujący. Jeżeli ma odliczone pieniądze, to trwa to chwilę, jeśli nie ma to trochę dłużej. Ale nie ma znaczenia, czy dzieje się to, że tak powiem w środku kolejki, czy na jej końcu.
Kwestia zajmowania miejsca siedzącego, to osobny problem.
Cała moja wypowiedź, przykro mi, jeśli nie zostało to należycie zrozumiane, dotyczyła tylko i wyłącznie sytuacji, w której otwarte są jedynie pierwsze drzwi. Czyli takiej, z jaką stykamy się dopiero od niedawna.
Natomiast jest dla mnie oczywiste (choć mnie w ogóle ten problem nie dotyczy, bo używam sieciówek już od czasów studenckich, czyli naprawdę od bardzo wielu lat), że pasażer bez biletu w starym systemie zazwyczaj z własnej i nieprzymuszonej woli ustawiał się przy pierwszych drzwiach (nota bene nie zawsze dawniej otwieranych przez kierowcę). Kupował bilet i jeśli miał szczęście, to siadał na wolnym miejscu.
Mój przedmówca, kierowca MPK, twierdzi natomiast, że po pierwsze przyczyną opóźnień na trasie są osoby kupujące bilety "u kierowcy", po drugie, osoby kupujące bilety winny ustawiać się na końcu kolejki. I z tym jedynie polemizuję, i jeśli zechciałaby Pani jednak skonfrontować swoje spostrzeżenia z oboma wypowiedziami ? moją i kierowcy MPK ? zauważyłaby Pani, jak sądzę, że Pani wypowiedź jest nie na temat.
Jeśli zgodnie z życzeniem kierowcy MPK osoba chcąca kupić bilet ustawi się na końcu kolejki, to z góry skazana jest na miejsce stojące, mimo, że w autobusie za bilet płaci drożej (!) od osoby, która z racji jedynie kupienia w kiosku biletu wsiadła wcześniej i usiadła.
Proponowałabym, by zechciała Pani poświęcić chwilę na przeczytanie innych moich wypowiedzi na tym Forum.
Obserwowałam w Niemczech, we wschodnich, więc tych mniej rzekomo cywilizowanych landach, jak na przystanku, przed podjechaniem autobusu ustawiała się kolejka oczekujących. Po pierwsze nie było tam podziałów na tych, którzy mają bilet i tych, którzy go nie mają, po drugie, nikomu nie przyszłoby na myśl, by się pchać do wejścia.
Czy taki obrazek (kolejkę na przystanku) widziała Pani w Częstochowie?
Pozdrawiam.
P.S.
Według mnie każda osoba, która płaci za bilet ma prawo do takich samych warunków podróży. I proszę się nie czepiać tego zdania, motywując, że "warunki", "tabor", "możliwości", "brak pieniędzy" itd., itp.
To jest uwaga ogólna. Do takiego stanu, moim zdaniem, powinniśmy dążyć. Dlaczego na przykład w określonych sytuacjach kupując bilet wstępu na stadion mogę kupić bilet na miejsce stojące lub siedzące ? w różnych oczywiście cenach.
Realia komunikacyjne jakie są wszyscy wiemy. Nikt nie oczekuje cudów. Ale taka operacja "bez znieczulenia", która ma właśnie miejsce prowadzi w prostej drodze do wynaturzeń. I ja je tylko, nieco przesadzając dla dodania efektu dramaturgicznego (z przymrużeniem oka), wskazuję.
Jeszcze raz pozdrawiam.
Temat: "Dzisiejsza młodzież nie nadaje się do roboty"
supaari napisał:
> ... Wciąż staram się rozmawiać o faktach.
To widać słychsać i czuć :))
> ... Może Cię zdziwię, ale coś takiego istnieje i rozmaite
> poronione strony do których się odwołujesz, twierdzące, że Niemcy zaanektowały
> Austrię w 1933 r. tego nie zmienią.
I to ma być odniesienie do kwestii, które sam podniosłeś???
Nie zmieniam historii, ale przytaczam jej bezprzeczne fakty, od ktorych stale i
wciąż uciekasz miotając się dla poszukiwania kolejnej zasłony dymnej. Powiem Ci
szczerze, na retoryce spałeś chwytając się teraz raczej podwórkowo-blokerskich
rozwiązań w dyskusji. Nie najlepiej to świadczy o kadrach mających nosić ten
nowy powies JP2 :))
>
> Mnie od dawna śmieszą Twoje posty (o ile można powiedzieć, że są Twoje...).
Masz prawo ątpić, a ątpisz we wszystko łącznie z Biblią, czego nie wtłoczył Ci
Twój proboszcz. Ale nie jest to moim problemem.
> Ten brak rozróżnienia między autorem i redaktorem, ta nieznajomość tematu
> (vide konkordat, o którym wypowiadałeś się, jakbyś znał go w językach obu
> oryginałów, a o którym pojęcia bladego nie miałeś i pewnie wciąż nie masz...),
A może stać Cię będzie w końcu na porzejście do jakichś końkretów w miejsce
kalumni obrońcy jedynie słusznej racji ??? :))
> ta wędrująca Bazylika św. Marka (to mój ulubieniec! - the best of Edico!!!),
Chcersz, czy nie chcesz, to jest udowodniony fakt historyczny i nie wiele mnie
to interesuje, że do Ciebir to nie dociera.
> to mylenie Kościoła Rzymskokatolickiego z Polskokatolickim...
Jeżeli uważasz, że to jest aż tak poważny błąd w ocenie katolicyzmu, to wyjaw
oficjalnie na forum, na czym polega różnica między tymi kościołami???
Przecież papierz Jan XXIII wyraźnie dał do zrozumienia myślącym katolom, że w
tej kwestii coś tu k... nie gra. Nie wiem, ile lat musi upłynąć, by slowa
papieża dotarły do proboszcza a tym bardziej do jego parafian. Półwiecze w
dzisiejszej przynajmniej w moim odczuciu dobie powinno wystartczyć. Ale ponieważ
wyroki boskie są niezbadane, mogę w tej kwestii się mylić :))
> ... Jak Ciebie czytam, tom skłonny uwierzyć, że byle dachowiec złamie ten
> program blokujący komputer po tym jak kot wlezie na klawiaturę.
Nie jestem fachowcem w tej branży i zapewne są lepsi. Było paru takich kociarzy,
ktorzy próbowali mi myszki wpuścić na klawiaturę :o))
Ale to jest zupełnie uboczny temat, którymi katole nie mając nic do powiedzenia
w temacie nawet przez siebie poruszonym bardzo często się posiłkują.
> I nawzajem. Niech ci się przyśni, że można kopiować łatwiej niż "ctrl+C"
> i "ctrl+V". To będzie dla Ciebie miły sen... A potem przyjdzie ranek... :-))
No cóż, skoro konkretne dowody wspierane tym "ctrl+C" (na co Cię nie stać w swej
argumentacji) Ciebie nie przekonują, pozostaje Ci tylko wierzyć nadal w jedynie
słuszną rację proboszczowskiej telegumeny :))
Temat: Bezrobocie po Inżynierii Środowiska
Bezrobocie po Inżynierii Środowiska
Kiedy zastanawialem sie nad wyborem kierunku studiow, duzo mowilo
sie o Unii, o tym ze bedziemy musieli sie do niej dostosowac, ze
beda inwestycje proekologiczne, ze trzeba bedzie skanalizowac
mnostwo wsi, zmodernizowac istniejace oczyszczalnie sciekow,
wybudowac wiele nowych oczyszczalni, i tak dalej. W moim mniemaniu
Inzynieria Srodowiska była przyszlosciowym kierunkiem, ktorego
absolwenci nie powinni narzekac na brak zajecia. Coz, czas pokazal
jak bardzo sie mylilem. Ukonczylem IS (wod - kan) 3 lata temu i do
tej pory nie pracuje w zawodzie. Rok ukonczenia przeze mnie studiow
byl bardzo niekorzystny pod wzgledem sytuacji na rynku pracy.
Wysylalem aplikacje gdzie sie dało, nie czekajac na ogloszenia.
Wyszukiwalem firmy w Internecie, panoramie firm, ksiazce
telefonicznej, materialach reklamowych. Wyslalem w sumie ok. 80
sztuk CV. Odzew nastąpil po szesciu miesiacach. Firma byla z branzy,
ale stanowisko handlowe: wymagane były odpowiednie cechy charakteru
i gotowosc do podjecia wlasnej dzialalnosci gospodarczej. Zostalem
oceniony negatywnie. To byl pierwszy i zarazem ostatni raz, kiedy
zostalem zaproszony na rozmowe. Pozniej byla tylko cisza.
Minelo "troche czasu". Na rynku pracy zaczelo sie polepszac.
Dotyczylo to zwlaszcza branzy budowlanej i (podobno) branz z nia
powiazanych. Wznowilem wiec zwyczaj wysylania CV do firm, nawet gdy
nie zamieszczaly ogloszen o prace. I ... nic. Kompletnie nic! Dziwie
sie wypowiedziami na tym forum osob, ktore twierdza, ze praca jest -
nawet dla osob bez doswiadczenia. My chyba zyjemy w roznych
swiatach. Najbardziej mnie wkurza nie tyle fakt, ze pracodawcy nie
chca mnie zatrudnic (chociaz to tez), ile brak odpowiedzi na moje
maile (gdy wysylam oferte droga elektroniczna). To chyba nie jest
taki duzy wysilek: wstukanie paru zdan na klawiaturze i kilka ruchow
myszka. Doszlo do tego, ze w kazdym mailu usilnie proszę o odpowiedz
i ... za kazdym razem jestem ignorowany. Bardzo chciałbym poznac
powod odrzucania mojej oferty, np. "nie spelnia pan naszych
oczekiwan, bo ..." "z zasady nie przyjmujemy ludzi bez
doswiadczenia" itp. Chcialbym po prostu wiedziec, co jest nie tak.
Czy to ze mna cos jest nie tak? Chyba nie prezentuje sie tak zle:
dobra szkola ukonczona z niezlym wynikiem, 2 jezyki obce, CAD,
Office, ciekawie napisana aplikacja. Niestety nie wiem, co jest ze
mna nie tak, bo – jak napisalem wyzej – nie odpowiadaja. Ta sytuacja
porzadnie mnie wkurza. Moge sie jedynie domyslac, o co chodzi. Czy
to przez to, ze nie jestem tegorocznym absolwentem, a szukam pracy
dla poczatkujacych? Czy to ta dziura w zyciorysie tak odstrasza
pracodawcow? Podobno specjalisci, którzy odchodza z jakiegos powodu
od zawodu na np. kilka lat, pozniej moga miec problem z powrotem do
niego. Ale czy to dotyczy rowniez absolwentow, ktorym przedluza
sie "absolwenctwo"? Przyznaje - powinienem juz zrobic uprawnienia i
byc samodzielnym specjalista - a nim nie jestem. Ale to przeciez nie
moja wina! Czy kazdy rocznik, ktory wchodzi na rynek pracy w okresie
recesji, ma byc spisany na straty? JA PO PROSTU CHCE PRACOWAC!
A moze przyczyna tkwi gdzie indziej? Moze wysylanie CV mailem nie
jest bezpieczne? W koncu nie wiadomo, kto jest po "drugiej stronie".
Nieuczciwa osoba może zwyczajnie skasowac takiego maila.
A moze CV zaprezentowane jest zbyt ambitnie?
Proszę Was o odpowiedzi na moje pytania. Moze dzieki Wam dowiem się,
co robie nie tak.
Temat: Uczniowie i nauczyciele
To skąd tyle przekonania do 100 ml oleju jako kary
Po prostu nie pracuję w tej szkole, nawet nie mieszkam w Łodzi, więc nie wiem:-)
** No, to może Twoja przychylność do stosowania takiego systemu kar jest
jednak "ma wyrost"? To skąd opinia pełna przekonania, że on tam dobrze
funkcjonuje? I co to wogóle znaczy "dobrze funkcjonuje"?
To zapytam w takim razie tylko o Twoje osobiste zdanie, skoro wiedzy na temat
codziennej praktyki stosowania tego systemu brak. Czy podzielasz moje
wątpliwości, te np. dotyczące, kwalifikacji tego co jest przekleństwem, a co
nie? Płynności granic, a więc - co pewnie nieukniknione - dużej dowolności przy
rozstrzyganiu, co się nadaje już do kary, a co jeszcze nie? czy np.
słowo "zajebisty" (trudno mi przez gardło i przez klawiaturę przechodzi, bo dla
mnie to jedno z bardziej wulgarnych słów) to przekleństwo? Przecież to już
normą się stało. Złagodniało, nawet mi przez palce przeszło, o!
> Co do "walki: z tymi zjawiskami - jesli będzie skuteczna , to uczniowie
> jedynie "przesuną" palenie papierosów na teren poza szkołą, a przeklinać i
> tak się nie oduczą, a będą to robić poza szkołą. To co to jest, jak nie
zamiatanie pod dywan? To jedynie pozbycie się problemu w szkole, a nie w
ogóle...
Ale czemu zakładasz, że to jest stosowane jako jedyna metoda "walki"?
Ja to rozumiem tak, że zagrożeniem realną karą trzymamy uczniów w pewnych
ryzach, egzekwujemy przestrzeganie granic, jednocześnie stosując wszystkie inne
metody wychowawczego wpływu, aby motywacja zewnętrzna przekształciła się jak
najszybciej w motywację wewnętrzną.
* Nie zakładam, tylko wielki opór stawia u mnie takie sformalizowane, by nie
powiedzieć biurokratyczne, podejście do występków uczniów, do ich
nieakceptowanych zachowań. Taki "cennik" kar silnie sugeruje (szkoda, że brak
nam wiedzy jak jest faktycznie) sztywne, nieelastyczne podejście. No, bo jeśli
już go sformułowano, to przecież po to, by stosować, prawda? A wtedy staje się
to właśnie sztywne. Co do palenia papierosów dygresja. Wiem z Kanady, że w
tamtejszych szkołach nikt zdrowy na umyśle nie pali, bo wykrywacze dymu
natychmiast to rejestrują i rozpoczynają alarm. A złamanie tego przepisu
kosztuje ponoć 500 kanadyjskich dolarów. Mało kto ryzykuje. Acha , dotyczy to
także nauczycieli, rzecz jasna. To a propos egzekwowania przepisów. Nie lepsze
to (choć droższe), niż dość poniżająca w moim pojęciu obie strony zabawa w
kotka i myszkę, "ściganie", wchodzenie do ubikacji itd.? Oczywiście
najważniejsza jest edukacja, edukacja i jeszcze raz edukacja na ten temat.
Problem w tym, że "edukują" często nauczyciele, którzy palą i piją (istna
schizofrenia), a potem edukowane dzieci idą do domu, gdzie ich rodzic wysyła do
sklepu po flaszkę i paczkę "Popularnych". A przecież świat dorosłych powinien
do dzieci wysyłać jednoznaczne sygnały dotyczące ważnych spraw.
W stosunku do tych opornych, co nie zrozumieją, pozostają do końca restrykcje.
Jakiś porządek musi przecież być, a normy społeczne chronione prawem muszą być
zagrożone jakąś sankcją.
** Jasne, to nie ulega żadnej wątpliwości. Tylko, że szkoła ma bardzo
ograniczone możliwości. Powiedzmy uczeń nie słuchał, nie reagował, w końcu za
karę kazano mu wypić te 100ml oleju. No i co, jeśli zaciśnie usta? Przecież nie
zwiąże się mu rąk i przez lejek nie wleje tego oleju. Chcę tylko powiedzieć, że
kary w szkole u "opornych" uczniów dają mały skutek. To nie znaczy, że nie
należy ich stosować. Należy, tylko że ich skuteczność jest mizerna. Tu muszą
przeważać działania pozytywne, a nie negatywne.
Troche tu się zagalopuję, ale nie przeszkadza mi na przykład, że mordercy i
gwałciciele muszą mordować i gwałcić w ukryciu, w strachu przed karą.
** Pewnie że to zagalopowanie się, bo to o czym piszesz, to przestępstwa i
karze się za nie wg KK. Dotyczy to prawie zawsze dorosłych, a dorośli sami
odpowiadają za swoje czyny. Dlatego postępowanie jest tu kompletnie inne.
Dorołych się nie wychowuje, dzieci i młodzież - tak. Dlatego porównanie to jest
chybione
Gdybyśmy przyjęli filozofię tłumaczenia im, że to brzydko, filozofię
oddziaływania wyłącznie na ich wnętrze, dokonywaliby tych czynów jawnie, a
jedynymi metodami wpływu na nich, jakimi dysponowałoby społeczeństwo, byłyby
profilaktyczne pogadanki i rozmowy z psychologami, mające na celu przekonać ich
do świadomego zaakceptowania obowiązujących norm i poszanowania godności
osobistej bliźniego.
** J.w., a w dodatku, wg KK wymierza się takie kary, które mogą byc wykonane,
bo sa do tego celu powołane specjalne instytucje. Możliwości egzekwowania kar
w szkołach są bardzo ograniczone - zaciśnięte usta ucznia, który ma połknąć
olej i cała powaga szkoły jako instytucji "karzącej" idzie w gruzy.
Temat: Pytanie do forumowych antyreligijnych zapaleńców.
"Katolaki"
Temat bardzo nośny. I bardzo widoczny na innych forach w kraju. Na szczecińskim
forum nawet uknuto termin "katolaki" i dość szeroko się nim szafuje. Termin
jest w zasadzie obraźliwy, choć zależy jak na to spojrzeć.
Przez forumowiczów "antyreligijnych zapaleńców" używany jest w celu wykazania
swojego lekceważenia i pogardy dla wszelkich wierzących rzymskokatolików, bez
względu na stopień zmoherowania. Dostaje się "katolakom" za wszystko i
wszystkich. Za cały Kościół Powszechny - jak to mówią księża na kazaniach :))).
Cięgi za religię w szkole, Radio M., zwykłe kołtuństwo i ciemnotę narodu, za
nietolerancję wynikająca z przekonań lub ze strachu przed nieznanym, za Paetza
i jemu podobnych, za deklarowanie miłości bliźniego w kościele, a wyklinanie
bliźniego za rogiem kościoła itp. itd. I Bóg mi świadkiem :))), że jest za co.
Ale trzeba mieć pewien umiar.
Aby nie popadać w zacietrzewienie i w skrajności - należałoby jednak wyłączyć z
tego grona "katolaków" jakiś odsetek ludzi po prostu wierzących, którzy zdają
sobie sprawę z błędów Kościoła, ale wiary nie odrzucają. Bo nie dla Kościoła
człowiek wierzy. Instytucja Kościoła jest chora, bo jest instytucją zamkniętą,
skostniałą, pełną zakazów i reguł oraz zmienia się wolniej, niż rzeczywistość.
Żadna instytucja nie jest wolna od patologii. A Kościół (jak np. wojsko) jest
na patologie szczególnie podatny. I do tego jeszcze jest na świeczniku. Ale
problem nie tkwi w instytucji, ale w człowieku i jego odniesieniu do wiary.
Wszystkich, którzy z uporem dopieprzają "katolakom" wypadałoby się zapytać, w
co wierzą. Bo nie chce mi się wierzyć, że nie wierzą w nic. Każdy w coś wierzy.
Nawet jeśli tylko w siebie. I to jest jego religia. I pewnie ma do tego
stworzony swój spis zasad i reguł postępowania, który wyznaje i prowadzi go
przez życie. Druga rzecz: każdy przynajmniej raz w życiu przeżył coś dziwnego,
co skłoniło go do stwierdzenia: "cholera, coś musi być gdzieś tam, co czuwa nad
tym, żeby pewne sprawy szły tak, a nie inaczej". Co wprost prowadzi do wiary w
coś nadrzędnego nad tym ziemskim łez padołem. W co? Wszystko jedno. Ważne, że
to coś jest i istnienie tego czegoś dopinguje człowieka do zachowywania się jak
człowiek wobec innych człowieków (- celowo, z rozpędu:))). Tyle.
Nie ma sensu dzielić świata na "katolaków" i innych. Trudno by było nawet
podzielić katolików na "katolaków" i "moherów". Trafniej jest orzec, że są na
świecie ludzie - wierzący lub nie - którzy normalnie (trzeźwo i bez uprzedzeń)
podchodzą do kwestii wiary i Kościoła oraz tacy, którzy wykazują brak umiar - w
tę lub w drugą stronę. I od zapaleńców (wszelkiej maści) chroń nas Boże (lub
Ktokolwiek Inny, Który Możesz Nas Uchronić). Amen, szalom, alejkum :))).
Ciśnie mi się na klawiaturę też pewna uwaga natury porządkowej, co to
terminu "ateista". Strasznie dużo ludzi twierdzi, że jest ateistami. Bo nie
wierzy w Boga. Hm... ateistą to jest mój wujek wojskowy, pułkownik w cywilu.
Całe życie do kościoła nie chodził i Kościół go nigdy nie interesował. Po
zmianie ustroju powolutku przeszedł do cywila i - mimo, że wszyscy jego koledzy
z pracy nagle stali się wielce religijni - nadal do kościoła nie chodzi i
Kościół go nie interesuje. Ma swoje negatywne zdanie o tej instytucji, ale
nikomu z tym zdaniem się nie narzuca. W żadnego boga nie wierzy, choć może
wierzy w jakąś istotę albo manitou albo w kasę albo władzę albo w siebie albo w
PiS - nigdy nikomu o tym nie mówił. I to jest sedno sprawy. I za to go szanuję.
Natomiast wszyscy "antyreligijni zapaleńcy", którzy przy okazji opluwania
katolaków wszem i wobec deklarują swój ateizm, to po prostu jacyś frustraci z
uszczerbkiem na inteligencji. Bo nikt normalny nie szczeka, gdy tylko wiatr
zwieje. Szkoda ciepła uciekającego z organizmu.
Pozdrawiam,
pismak_logowany@gazeta.pl
Temat: Humor w Nauce i Sztuce
To fragment rozmowy R. Kapuscinskiego z licealistami w Bolzano (Wlochy).
Rzecz dotyczy Internetu ;-)
Za GW:
(...)
Lucia: Napisał Pan, że "rozwój mediów postawił nas przed problem: co jest
prawdą, a co kłamstwem". Uważa Pan, że możliwy jest dostęp do informacji
wiarygodnych, czy istnieją alternatywne źródła wiarygodnych informacji i czy
rozwój Internetu sprawi, że pojawi się nowa przestrzeń informacyjna, wolniejsza
a i mniej kontrolowana niż inne media?
O świecie dowiadujecie się głównie z mediów, przede wszystkim z telewizji.
Musicie pamiętać, że media dają bardzo fałszywy obraz świata. Świat mimo
wszystkich konfliktów i punktów zapalnych jak te w Iraku, Iranie czy
Afganistanie jest światem pokoju. W konfliktach zbrojnych bierze udział mniej
niż jeden procent ludzkości. Mniej niż jeden procent! Tymczasem gdziekolwiek
jesteśmy, kiedy włączamy telewizor widzimy same czołgi, strzelaninę, barykady.
To wszystko nie jest jedyna prawda. Mediami rządzi prawo sensacji. Media nie
szukają prawdy, prawda ich nie interesuje. Szukają reklamy, a osiągają ją
publikując wiadomości jak najbardziej sensacyjne, często wymyślone. Pamiętajcie
o tym, że oglądając jakąkolwiek telewizję odbieracie bardzo zafałszowany obraz
świata.
Pytanie o Internet, to pytanie, na które nie ma łatwej odpowiedzi. Jesteśmy w
trakcie procesu, który się dokonuje, nie wiemy jak on się potoczy. Narodziny
Internetu były wielką rewolucją w dziedzinie komunikacji, ale i w dziedzinie
mentalności. Stworzył on zupełnie inną rzeczywistość, której jeszcze w pełni nie
potrafimy ocenić. Wiemy tylko, że zwiększył ilość informacji. Stworzył jakby
odwrotność cenzury. Istotą cenzury był brak informacji, a Internet wprowadził
nas w świat, w którym jest jej nadmiar. Nasza wyobraźnia kształtowana była przez
tysiące lat, w których jej brakowało. Wasze pokolenia urodziło się w świecie,
który jest odwrotnością tej rzeczywistości.
Wy urodziliście się w świecie nadmiaru informacyjnego.(...) Jan Sebastian Bach
po to, by poznać kompozycje swojego mistrza wędrował piechotą przez połowę
Niemiec. Starożytny historyk Herodot po to, by sprawdzić jakąś informację szedł
piechotą sześć tysięcy kilometrów. Poświęcił więcej niż rok swojego życia by
sprawdzić jakiś drobiazg. Wy takich problemów nie macie. Natrafiacie na inne -
co wybrać, co jest ważne, co jest śmieciem? Jeśli wystukacie na klawiaturze
komputera "Afryka" pojawi się milion informacji. Które są ważne, a które nie?
Skąd to wiedzieć? Kto to ma nam powiedzieć? Znów jesteście zagubieni. Myśli się
nad tym, jaki ład w tym wszystkim wprowadzić. Przeciwstawiają się temu jednak
interesy wielkich firm, które żyją z dostarczania informacji. Tu mamy do
czynienia z nowym typem konfliktu. Na szczęście bezkrwawego.
Bolzano, 17 października 2006
Temat: słownik elektroniczny?
Zaproponowalbym jeszcze inne rozwiazanie - jezeli to ma byc cos tak niewielkich
rozmiarow, kup pocket pc lub palma. Nawet za 100-200 zl mozesz kupic urzadzenie
z palmOS, wystarczy nawet jakies z czarnobialym ekranem (np starszy model sony
clie z 16 odcieniami szarosci)- jest na niego troche darmowych slownikow
(rowniez z synteza mowy poszczegolnych znakow - nie brzmi to ciekawie ale
pozwala sie zorientowac jak je prawidlowo wymawiac). Chinskie znaczki mozesz
rysowac bezposrednio na ekranie rysikiem lub wprowadzac na wirtualnej
klawiaturze np w pinyin (polecam cos z "cjk" w nazwie - z fajnym patentem,
chcac napisac 对不起, nie musisz wklepywac calego "dui bu qi" - wystarczy "dbq"
i odpowiednie znaki pojawiaja sie na ekranie - troche jak w np pc'towym NJStar
Communicator). Podobnie jest z innymi wyrazami lub nawet calymi zwrotami
skladajacymi sie z kilku hieroglifow (mozna je nawet samemu dodawac). Pamietam
tez ze byl na palma bardzo ciekawy slownik "Oxford Concise English & Chinese" ,
gdzie dodatkowo mozna wprowadzac znaki za pomoca "radykalow" (niestety ten juz
platny - cos ok 60$). Jest to jednoczesnie dobry organizer, a takze urzadzenie
przydatne np do czytania ksiazek (jog rox), mozna tez wrzucic program
telewizyjny, newsy z netu czy rozklady jazdy komunikacji miejskiej i wiele
innych ciekawych rzeczy. Sam korzystam teraz z pocket pc - Qteq'a s110 i mimo
2,8" ekranu jest on dosc dobry zarowno jako telefon jak i maly przenosny
komputer. Przyzwoity uzywany pocket pc kupisz juz za ok 500 zl. Na pocketa tez
znajdziesz darmowe slowniki, np. mdict z duza iloscia baz danych slownikow, z
niesmiertelnym cdict na czele - mozna je nawet chyba konwertowac z innych
platform - jezeli potrzebne sa nam jakies slowniki specjalistyczne. Co do
platnych programow, nie sa przesadnie drogie a ciesza, przewaznie tez mozesz je
sobie wczesniej wyprobowac (Uparci znajda zawsze wersje sprawne inaczej za
free). Za jakies 50$ kupisz dobry slownik z H&H Soft - slowa po chinsku wymawia
PRAWDZIWA lektorka, nie zadne syntetyczne G. z ciekawostek - w pierwszej edycji
tego slownika znalazlem nawet nazwe swojego miasta po chinsku (i wcale nie byla
to Warszawa) - niestety w 3 edycji Szczecin zniknal z map slownikowego
mikroswiata, ale za to sam soft zmienil sie ze slownika chinsko-angielskiego w
dwukierunkowy wiec jakos to przezylem. Ma tez on inna ciekawa funkcje -
"Study"; jezeli trudno ci zapamietac ci jakis wyraz, dodajesz go do "study" i
potem w wolnych chwilach zakuwasz. Jedyny minus - brak mozliwosci powiekszenia
hieroglifu (ja przynajmniej nie znalazlem takiej funkcji), przez co zlozone
znaki - zwlaszcza tradycyjne moga wygladac nieczytelnie - byc moze wystarczy
jakas zamiana czcionek zeby rozwiazac ten problem - nie wiem (Ja wtedy
korzystam z Partner Dictionary - tam nie ma problemu z ustawieniem wielkosci
znaku). Przydalo by sie jeszcze zainwestowac w Monster Chinese - ok 40$ - ale
ma duzo metod wprowadzania znakow - w tym niezle rozpoznaje recznie wprowadzane
hieroglify (pisane rysikiem po ekranie) - zarowno uproszczone jak i tradycyjne,
pinyin dziala "tylko" poprawnie ale nie znalazlem tu mozliwosci wprowadzania
skrotow (jak we wspominanym cjk na palma - tego mi najbardziej na pockecie
brakuje - no moze jeszcze inteligentnego rezydentnego slownika angielsko-
polskiego). Niezle programy do nauki znakow kupisz np od Declan'a - "redwrite
chinese", slownik (niestety okrojony nieco w stosunku do wersji PC), "chinese
flashcards", to kolejno wydatek rzedu 16,16 i 32$, ale warto zainwestowac. Za 25
$ mozna kupic King Hanzi - tez swietne narzedzie do nauki pisania chinskich
znaczkow, ktory umozliwia zapamietywanie wlasciwej kolejnosci stawiania kresek
w hieroglifie - minusem, przynajmniej dla mnie jest mala baza tesujaca znaki
(niektorych, zwlaszcza tych nie wystepujacych w Practical Chinese Readerze, nie
jest w stanie sprawdzic - no i wystarczy prawidlowo pociagnac kreske ale w
roznych miejscach i nie zasygnalizuje bledu - jak na produkt za 25$ moglby byc
bardziej dopracowany - ale i tak bardzo sie przydaje - zawsze mozna oszczedzic
pare drzew :-) Obecne sa tez rozne wersje rozmowek chinskich (pamietam nawet
takie, w ktorych powtarza sie uslyszane zwroty a program sprawdzal czy
wypowiadasz je wlasciwie - dziala to tak sobie, ale zawsze to jakis plus. Do
tego dorzucasz jakas bycza karte pamieci, wrzucasz z 50 godzin lekcji pimsleur
chinese, pare filmikow z jackie chanem i jakas muze z HK, cos do poczytania, i
jestes gotowy do podrozy. Uwazam to za lepsze rozwiazanie od hardware'owych
slownikow firmy ectac'o (nb. wydaja one tez software na pocketa), w jednym
malym urzadzeniu mozna miec slownik, ksiazke, film, muzyke, telefon, dyktafon,
internet, nawigacje satelitarna, biuro - i to wszystko w jednej niewielkiej
kieszeni.
Temat: Policja przeczesuje internet
akcja zastraszania
Smiechu warta akcja,kontrola ruchu w interecie,kto wie co oni
tam ogladaja w tym internecie pod pozorem kontroli.A na ulicach
coraz chlodniej,zeby patrolowac,pewnie nawet przestepcy nie
wychodza przy nizszych temperaturach.
I co oni moga?...
Jak policja ma juz zatrudnionych informatykow to niech sie ich
wypyta ile krazy po swiecie darmowego oprogramowania od Linuksa
poczynajac(skonczyc pewnie nie beda w stanie,ja tez nie
jestem).Jak duze sa te programy i ile moze trwac ich LEGALNE
sciagniecie przez przecietne lacze przecietnego obywatela-
tydzien non stop dla przykladu...do tego wymiana wlasnorecznie
napisanych programow,zdiec wlasnorecznie zrobionych wlasnym
aparatem cyfrowym,budowa wlasnej strony internetowej,obrobka
prac i duzych plikow graficznych czy projektow
oprogramowania,sciaganie skryptow i materialow udostepnianych
przez swiatowe placowki edukacyjne...i to juz jest podstawa do
podejrzen o piractwo? Nie narazajcie sie na smiesznosc i brak
profesjonalizmu panowie.Policji w Gorzowicach sie nie snilo co
mozna zrobic z internetem a wszystko LEGALNIE i kontrola ruchu w
internecie nie jest w stanie NICZEGO wykazac,poza tym ze ktos
moze miec ewentualnie problemy z personalnymi kontaktami w
spoleczenstwie i jest internetowym maniakiem.
I na takiej podstawie sad ma wystawic nakaz przeszukania?Bo sie
w internecie ruszam za duzo?Konkretne dowody wskazcie,a ich
wiarygodnosc jest zadna- wystarczy Britney Spears nazwac
987403789 albo Linux albo bęc i sprawa zalatwiona,mozna sciagac
i wymieniac ile wlezie.Czy rusznie 987403789 albo bęc jest
nielegalne?
-Ruch?A to program legalny,zdiecia mi ciocia przyslala z urlopu
w egzotycznym kraju,panie wladzo,do widzenia,milego
dnia,przyjdzcie z nakazem,jak chcecie cos u mnie ogladac,ciocia
sobie nie zyczy ot tak,to jej prywatna sprawa ten urlop.A nakazu
nigdzie nie dostaniecie,bo gdzie przestepstwo czy dowod jaki?
Jak bede czesto latac na poczte to tez mnie przeszukacie,ze niby
przestepstwo?
Smiech po prostu.
Bajdurzenie o piractwie.Owszem sa tacy,ktorzy to robia masowo
(gdzies za wschodnia granica najczesciej) i sprzedaja.Ich nalezy
nakryc na targowisku,a nie w internecie,jezeli policja nie jest
w stanie nakryc przy sprzedarzy i skonfiskowac dowodow,to tym
bardziej nie nakryja przy...czym wlasciwie i na podstawie jakich
dowodow?
Gdzie przestepstwo jesli swoja wlasna plyte zamienie na format
mp3 na swoj wlasny uzytek?Albo nawet nagram swe wlasne utwory i
tejze cioci wysle.
To wszystko jedynie gadanina i polityka zastraszenia biednych
ludkow,ktorzy o komputerze wiedza tyle ile potrzebuja- ze ma
klawiature,mysz i monitor.
Ludkowie nie wpuszczajcie tych dziadow do domu,byc moze to
oszusci,ktorzy chca zarobic na waszej niewiedzy
informatycznej.Obojetne czy przez propozycje "leganego"
oprogramowania czy grzywne.
Zamiast zajac sie prawdziwymi problemami...
Wielki Brat patrzy,slepy troche,a poza tym i tak niewiele moze.
Temat: II Wieże, czyli błędy Tolkiena.
kkw - nie zgadzam sie!
Gość portalu: kkw napisał(a):
> Jeśli te rozterki Frodo w filmie, wystarczą ci, by wyobrazić moc
Pierścienia,
> to masz płytką wyobraźnię. Te rozterki przypominają rozterki alkoholika,
który
> walczy ze sobą, bo wczoraj rzucił picie, a dzisiaj ma butelkę.
DOKŁADNIE TAK! Gollum jest zwyczajnym nałogowcem, zarówno w ksiażce jak i w
filmie jest to wyraźnie pokazane - Pierścień wpływa na Golluma jak alkohol na
alkoholika daje mu dziwne uczucie przyjemności, zapomnienia: co robi Gollum z
pierścieniem? Chowa sie jak mały słaby pijaczek w jaskini i upaja sie nim.
Podobnie zaczął zachwywać sie Bilbo, a po pewnym czasie i Frodo: głaskanie
pierścienia i mówienie do niego, to własnie oznaki wpadania w nałóg. Ponadto
nałogowiec jest rozdarty wewnętrznie: wie dobrze, że jego uzaleznienie od
jakiejś rzeczy jest złe, ale nie potrafi inaczej, choć pragnie się od tej
rzczy uwolnić, ona daje mu przyjemność i cierpienie zarazem - świetnie oddaje
to rozdwojenie jaźni na które cierpi Gollum w filmie (ta choroba psychiczna
rzeczywiście występuje u nałogowców). Nałóg to bardzo powarzny problem jest on
w stanie odmienić kompletnie człowieka zrobić z niego wrak - wiem to niestety
mam na codzień doczynienia z alkoholikiem. To chyba właśnie ty masz płytką
wyobraźnie i brak wrażliwosci psychicznej skoro nie potrafisz dostrzec jak
skomplikowane jest położenie Froda. Frodo został wedłóg mnie świetnie pokazany
jako istota, która broni sie usilnie, stacza w sobie boje by nie wejść na
drogę u kresu ktorej znajduje sie Gollum ( własnie te jego westchnienia i
pojękiwania są tych bojów zewnętrzną oznaką).
Twoje drugie porównanie mocy pierścienia znów przypadkiem jest trafne tylko że
tego nawet nie widzisz:
> Posłużmy się tanim chwytem, ale myślę, że w przypadku Twojej wyobraźni zda
on egzamin. Gdybyś dostał teraz do ręki czerwony guzik do bomby atomowej, co
byś zrobił? Trudno mi wyobrazić, żebyś nie chciał tego guzika albo komuś
oddać, albo schować go jak najgłębiej.
> Zrozum, to coś zabiło brata Faramira. To mi wystarcza jako motyw. Mniej
> wiarygodny dla mnie jest pomysł Jacksona. Faramir dostarcza niziołka do
miasta,widzi, jak pierścień wpływa na mózg tego karzełka, i z miejsca
postanawia, że taki sam wpływ pierścień miałby i na niego, dzielnego
wojownika. Buhahaha.
Owszem Pierścień jest czerwonym guzikiem od bomby atomowej, rzeczywiście gdyby
go ktoś komukolwiek z nas ludzi normalnie żyjacych w spokoju, probowała
wcisnac próbowalibyćmy sie go pozbyć. Ale Faramir nie żyje w spokojnym
świecie !!! I bardzo naturalne jet że chce w dobrej wieże uzyć guzika - pier
scienia by usunać zło wysadzić Mordor i żyć w spokoju. Nie zdaje on sobie
sprawy, że jest tez druga strona medalu, że pierścień ma ogromną i złą moc a
jakiekolwiek posługiwanie sie nim pogarsza sprawę dopiero gdy widzi co dzieje
się z Frodem w Osgiliath pojmuje, to co jego brat poja za póżno. Widzi że
tylko Hobbit istota nie skarzona żądzą władzy może pierścien nieść i tylko on
może go donieść do gory przeznaczenia ktora jest jedynym rozwiązanie i dlatego
pozwala mu odejść.
> Ludzkie wymiary, ludzkie gadanie. Co jest ludzkie, a co nie jest? To ciągle
się zmienia, więc gadanie o tym niewiele jest warte.
Masz jakies dziwne pojecie o człowieku, myslisz że ewolucja aż tak szybko
nastepuje ? Tak naprawdę ludzie niewiele sie zmienili od paru tysiecy lat,
zmienił sie świat w którym żyjemy kiedyś pisano na papirusie teraz mamy
klawiaturę i komputer, ale czy to wpływa na nasze istotne cechy wewnetrzne na
to co powinno być dla nas ważne ? Człowiek zawsze jest człowiekiem i to co
ludzkie zawsze pozostanie ludzkie. Myślę, że "Władca Pierścieni" Tolkiena jest
tego dowodem, w naszym nowoczesnym świecie pojawił się epos o odwiecznych
prawdach o prostym przesłaniu jakie znajdujemy w starożytnych eposach
Gilgameszu, czy Iliadzie.
Nation moje pełne poparcie co do filmowej interpretacji P.J
Yavanna
Temat: Netscape 7.0 to jest to!!!
> ale ja pisalem o systemie a nie o edytorze, ktory musi
> wczytac rejestr do pamieci i rozpakowac jezeli jest
> skompresowany, czy moze wczytac tylko kawalek?
Niczego wczytywac nie musi, bo rejestr jest w pamieci caly czas.
> co jak co, ale windowsowy rejest przyjazny dla ludzi nie jest
A czego Ci w nim brakuje oprocz opisow? No fakt, moglyby byc jeszcze check boxy
zamiast stringow.
> haha:) zaczynasz uogolniac.
Mi od poczatku o takie uogolnienie chodzi ;).
> moze to ciebie zszokuje, ale
> to nie m$ wymyslil okienka,
Nie rozmawiasz z debilem. Zreszta okienek nie wymyslili tez ani Linuksowcy ani
Apple. Jesli chodzi o komputery osobiste, to tak sie sklada, ze Apple
wyprzedzil rozwiazania na PeCety (bo nie tylo o Windows chodzi; VisiOn albo GEM
cos Ci mowi?) o raptem kilka miesiecy i to wystarczylo, zeby przy pomocy
patentow zostal faktycznym monopolista na wiele lat... A Wy sie czepiacie
Billa...
> m$ jest w dalekim tyle i
> czerpie z rozwiazan juz dawno dostepnych, wiec nie mow mi
> teraz, ze jezeli cos ma ikonki i menu to jest takie jak
> na "windows".
Jak wyzej: Windows bylby duuuuuuuuzo wczesniej, gdyby nie bandyckie praktyki
Appla. Ja zreszta juz gdzies slyszalem haselka w rodzaju "Win95 = Mac84". Na
nieszczescie autorow takich haselek mialem okazje pracowac na tym systemie (a
raczej na wersji z 1987 roku). I co? Niewiele to bylo lepsze od Win 2.03 (tym
tez sie bawilem, nawet to gdzies mam :) nie mowiac o Win 3.xx i nowszych...
Jesli zas chodzi o interfejs Linuksa, to nie powiesz chyba, ze Windows jest za
nim w tyle?
> rozumiem, ze swiat przed pierwszym windows
> byl okropnym miejscem.. tylko klawiatura,
> monochromatyczny monitor w trybie znakowym i ten paskudny
> vi, ktorym bedziesz pewnie dzieci straszyc
Jasne ;)
> > IE nie odczytuje tylko PiNGow z kanalem alfa. Kazde
> inne wyswietla prawidlowo.
> sam czy przez plugin quicktime'a??
Sam. Z QT korzysta wersja na Mac'a (i tam z kanalem problemow nie ma).
> zobacz jaki masz ogromny wybor, ile roznych przegladarek,
> narzedzi, edytorow tekstu itd masz w kazdej dystrybucji.
> uzywasz ten ktory lubisz, a nie ten ktory lubi microsoft.
Na Windows tez moge instalowac, co chce. I z Notatnika nie musze korzystac. Z
Painta tez nie. I je moge skasowac i Bill nic mi nie zrobi, wiec o co Ci chodzi?
> myslisz, ze m$ dalby tobie cokolwiek "za darmo" gdyby nie
> mial w tym jakiegos celu (wykonczenie konkurencji),
Kazda normalna (czyli prywatna) firma o tym mysli. RedHat czy inny SuSE takze.
> a
> potem i tak musialbys za to placic. a tak za internet
> explorera placisz, bo jego koszty sa wliczone w windows
> ktore kupujesz
I nigdy Cie nie dziwilo, ze 90% osob woli zaplacic za Windows niz korzystac
z "darmowego" Linuksa? Dlaczego cudzyslow? Bo koszt nauczenia (sie) korzystania
z Linuksa jest wielokrotnie wiekszy, niz z Windows, wiec argument z cena
calkowicie odpada.
> jaki brak mp3? chodzilo o niejasnosc w licencji i dlatego
> rh8 nie moze odtwarzac mp3 (przy standardowej
> instalacji).
Podobny problem Javy w Windows XP nie przeszkodzil Wam (chodzi mi o linuksowcow
a nie konkretnie o Ciebie) w twierdzeniu, ze Bill jest be... Kali jak zywy.
> co do konsoli, to czasami szybciej jest cos
> uruchomic z terminala niz szukac programu w menu.
No wlasnie, o tym mowie, dla Was prosciej wstukac 10 klawiszy (zauwaz, ze
trzeba pamietac dokladna(!) nazwe programu), niz kliknac myszka na ikone lub
wybrac pozycje z listy (tu wystarczy pamietac nazwe w przyblizeniu lub po
prostu zauwazyc, ze pojawila sie na dole menu nowa pozycja).
> a
> czesto gdy program nie dziala poprawnie to odpalasz go z
> terminala i gdy sa jakies bledy to na terminalu je
> zobaczysz (np xmms - do mp3 - pewnie wywali blad, ze nie
> zmalazl wtyczki/biblioteki do odtwarzania mp3 i juz wiesz
> co jest mniej wiecej nie tak).
W Windowsie w takich wypadkach sie pojawia stosowne okienko.
> my mamy wybor, mozemy odpalac z terminala, albo klikajac
> myszka na ikonke. a jaki wybor masz ty???
Rzeczywiscie wielki wybor: terminal albo mysz... Powalajacy argument...
Zreszta ja tez mam wybor: Windows z mysza albo Linuks z terminalem i mysza. I
co ja robie? To, co wiekszosc ludzi: wybieram Windows.
> linxowcy kochaja wybierac i tyle:) nikt nam nie bedzie
> mowil, ze cos sie powinno robic tak, a nie inaczej
> i o ty tylko chodzi:) tak samo jest z mozilla...
I ten potwor jest takze na Windows, wiec Ci sie posypal juz drugi (po
argumencie o cenie) argument.
Temat: Jak radzić sobie z emocjami?
Magda, rzeczywiście problemy z hormonami potrafią dać w kość. Ta fizjologia taka przewrotna, my myślimy, ze panujemy nad życiem, a to ona często stawia warunki.
Co do pracy naukowej odpowiem subiektywnie, zresztą o taką prosisz odpowiedź. kilkla lat wstecz szukała zajęcia, które mogłabym wykonywać w domu i dałoby mi kilka groszy. Jedyne co mi przyszło do głowy, to własnie studium doktor., ale to, że pomyslnie zdałam egzaminy bylo nagromadzeniem pomyslnych dla mnie zbiegów okolicznosci i szczęśliwych przypadków, dostałam się i dostałam jeszcze do tego stupendium.
Zaczęłam studium mając troje dzieci, ale po roku starsze poszly do przedszkola, a jedno, zresztą juz 3 letnie zawsze łatwiej "zagospodarować". Dwójka młodsza urodziła się już w czasie studiów. Organizowała się czesto z pomoca zyczliwej rodziny, mój tata spacerował z wózkiem pod archiwum, a a siostra, która miała niemowlaka akurat wtedy gdy ja, karmiła moja córeczkę, gdy ja miałam raz na miesiąc bloki zajęć do prowadzenia, celowo zgrupowane tak rzadko, ale intensywnie.
Różnie sie organizowałam ("wszystko mozna co nie można byle z wolna i strożna" , ale jednak zakładałam, że korzystam z pomocy, kiedy to jest absolutnie konieczne. Świadmie postawiłam w hierarchi wyzej dom niz studia. Gdybym zalożyła odwrotnie, nieraz chyba spalałabym się z nerwów, co i tak ma miejsce, ale jest stonowane przez moje własne podejście. W koncu wokół są osoby, łącznie z moim promotorem, którzy raczej nie rozumieją mojego trybu (tempa) pracy, bo nie mają rodzin, albo góra 2+1. Szybko, szybko, wszystko szybko. A ja ide wolno, ale jakoś mi się na razie udaje.
Druga sprawa, to czy musi być prawdziwa pasja. Wiesz, ja trafiłam na studia, a potem na to studium tak trochę obok moich pasji, wiem, że jestem na kierunku, który nie dokońca odpowiada moim zainteresowaniom. A że to dłubanie naukowe, to takie zmudne sprawy, musi być dopalacz w postaci fascynacji. Dobrych kilka lat funkcjonuję w takim poczuciu, że jeżeli nawet usiądę na chwilę, to przecież ja powinna coś robić, napisać, czas mija. To męczy psychicznie, a momenty prestiżu są rzadkie. Bardzo trudno mi się zabrać po przerwie do napisania chociaz jednego zdania, więc lepiej się fascynować tematem, albo starać się wykrzesać maksimum zainteresowania, nawet trochę na siłę.
W kwestii praktycznej jeszcze staram się nie nakłądać godzin po przyjściu dzieci ze szkoły, czasu dla domu, na moje godziny pracy inaczej bardzo się denerwuję, nie zrobię z reguły nic, dzieci wrzeszczą, bo brak im mojego zaineteresowania, lekcje nieodrobione. To trudne, bo pracuję takimi zrywami, ale trudno, takie priorytety - tak sobie tłumaczę i wtedy łatwiej mi pogodzić się z takim trybem pracy.
Acha i jeszcze nie wiadomo cały czas, co będzie jak skończę studium, czy uda mi się gdziś zachaczyć, czy będę miała tylko ładny papierek. To też dobrze wziąść pod uwagę, bo w końcu takie studia, to dobrych kilka lat życia
trochę chaotycznie Ci odpowiedziałam, bo mały, którego akurat karmię, kopnał w klawiaturę i wszystko się skasowało, musiałam więc wklepywac drugi raz, a to ździebko wkurzające, jak coś mi jeszcze przyjdzie do głowy napiszę
życzę Ci dużo spokoju, szczególnie wewnętrznego
pozdrawiam Jola
Temat: Blok wyborczy w Ząbkach
katmandu4 napisał:
> Może dla ciebie jest wystarczająca, ale do kompetentnego wypowiadania się o
nim publicznie - to trochę za mało. A już bycie jego adwokatem...
Jeśli moja wiedza jest niewystarczająca i brak jej kompetencji, to nic
łatwiejszego jak to wykazać. Dotąd nikt tego nie zrobił. Ty też. Nawet z twoją
wiedzą i znajomością rzeczy. Widocznie nie jest ze mną tak źle, z moimi
źródłami i z moją wiedzą.
Co do adwokata... Już pisałem, nie moją ambicją bycie czyimkolwiek adwokatem.
Również p. Stachery.
Jeśli już, to chciałbym być adwokatem uczciwości, prawdy i dobrego humoru :-)
No dobra, czasem złośliwości.
> To teraz zagadka: ile osób w lokalnym PiS'ie ma legitymację członkowską?
Widzę, że sprawdziłeś informację, że p. Stachera nie jest członkiem partii:-)
Nie potrafisz jednak przyznać się do błędu? Nieładnie. I kto wyszedł na...
A co do twoich zagadek, to zupełnie mnie to nieinteresuje. To problem
p.Uścińskiego i skarbnika partii. Mało, panie, składek, ale będą diety...
> I druga: czy ma ją Robert Perkowski? Powinieneś wiedzieć.
I wiem! Czytam różne takie tam, popatrz, i wiem, choć p. Perkowskiego nie
poznałem tak, jak ty p. Stacherę.
Poprawna odpowiedź brzmi: p. Perkowski nie jest członkiem PiSu.
Dlaczego?
A bo jest pianistą, czy klawiaturą, czymś w tym rodzaju. A ustawa, panie,
zakazuje keybordzistom bycia członkami. Partii.
A pozwól, że ja zadam pytanie.
Czy uważasz, że gdyby mógł, nie byłby członkiem? PiSu, naturalnie.
> Co do osiągnięć, to co innego jest pisać w gazecie że coś jest źle, niż dla
> jakiejkolwiek, słusznej sprawy umieć sobie zjednać ludzi i coś zrobić. I tu
> osiągniecia ma mizerne jak na kilkanaście lat bycia radnym.
Zauważ, że jako jedyny w pewnym czasie przeciwstawiał się temu, co się działo
złego w tym mieście. Nie było innych, jak choćby p. Chibowski, którzy mieliby
odwagę i chęć nawet o tym pisać w gazetce. O pp. Perkowskich i Uścińskich nie
wspominam, bo wtedy jeszcze biegali do szkoły.
Czy to twoim zdaniem mało? Mieć odwagę, nie iść na układy i zgniłe kompromisy
to mało? Dla fana PiSu pewnie tak. Zgniłe kompromisy to ostatnio wasza
specjalność zakładu.
Gdzie byli wtedy dzisiejsi uzdrowiciele? Czy ze strony dzisiejszych krytykantów
miał jakieś wsparcie? Dzisiaj każdy, bohatersko i dziarsko, jedzie na p.
Boksznajderze, jak na burej suce. Kiedy już to robią wszyscy i nic to nie
kosztuje.
A kim są ludzie, którzy startowali razem z p. Stacherą w poprzednich wyborach i
w obecnych? Jak ktoś, komu odmawiasz umiejętności zjednywania ludzi, zebrałby
grupę sensownych w sumie osób?
A kiedy to miał on większość w radzie albo w zarządzie, aby przeforsować swoje
pomysły? Pomyśl, zanim zaczniesz pisać takie dziwne rzeczy.
Idąc twoim tokim rozumowania, można spytać, co takiego zrobili pp. Uściński i
Perkowski. Było ich 2, mieli 2 kadencje. I jakie osiągnięcia? Większe niż p.
Stachery?
Strona 3 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 148 wypowiedzi • 1, 2, 3