Czytasz wypowiedzi wyszukane dla słów: prezes banku centralnego





Temat: Pasło-Wiśniewska kontra Grobelny?
Był kastrat ,niech więc będzie baba z jajami !
Jestem za !
Poczytajcie osiągnięcia.

Życiorys Pani Marii Pasło-Wiśniewskiej
ur. 27 marca 1959 r. w Szamotułach

wykształcenie i kwalifikacje:
Absolwentka Akademii Ekonomicznej w Poznaniu (1983), magister ekonomii. Odbyła
szereg specjalistycznych kursów i szkoleń zawodowych w kraju i za granicą m.in.
organizowane przez NBP kursy na temat metod analizy przedsięwzięć
inwestycyjnych oraz efektywności gospodarowania dla potrzeb ustalania zdolności
kredytowej, a także szkolenia w J.L.Kellogg Graduate School of Management North-
western University, Chicago na temat "Management Training Program" (1991)
i "Management Executive Training Program to the United States" (1994).
przebieg pracy zawodowej:
Pracę zawodową rozpoczęła w Narodowym Banku Polskim w Poznaniu. Uczestniczyła w
organizacji Wielkopolskiego Banku Kredytowego S.A. (WBK), w którym pełniła
szereg funkcji kierowniczych, w tym w latach 1991-1997 Wiceprezesa Zarządu WBK,
biorąc aktywny udział w jego komercjalizacji i prywatyzacji.
Była negocjatorem z ramienia WBK przy tworzeniu joint venture przez Hutę
Warszawa i Lucchini Group.
Uczestniczyła w pracach wielu rad nadzorczych, będąc członkiem Rady Huty
Lucchini Warszawa, Zakładów Chemicznych "Blachownia" S.A. w Kędzierzynie -
Koźlu, Zakładów Porcelitu w Tułowicach, oraz wiceprezesem Rady Chase Fund
Management Polska i Polsko-Amerykańskiego Banku Hipotecznego.
Na przełomie lat 1997-1998 zajmowała stanowisko Prezesa Zarządu Towarzystwa
Funduszy Powierniczych "Skarbiec".
Od 26 lutego 1998 r. jest Prezesem Zarządu Banku Polska Kasa Opieki SA, który
pod jej kierownictwem został skonsolidowany i sprywatyzowany.
Pani Maria Pasło-Wiśniewska jest Przewodniczącą Rady Nadzorczej Centralnego
Domu Maklerskiego Pekao SA, Wiceprezesem Związku Pracodawców Prywatnych Banków
i Instytucji Finansowych, członkiem Polskiej Rady Biznesu, Komisji Etyki
Bankowej przy Związku Banków Polskich, Rady ds. Systemu Płatniczego przy
Zarządzie NBP, wykładowcą Gdańskiej Akademii Bankowej, członkiem The Conference
Board oraz Global Leaders for Tomorrow.






Temat: Toronto
Ratusz i Nathan Phillips Square
Nathan Phillips Square, jedno z najbardziej charakterystycznych miejsc w
Toronto, rozciąga się przy Queen Street, na północ od dzielnicy banków. Plac
zaprojektowany przez fińskiego architekta Viljo Revella jest otoczony
podwyższonym chodnikiem.

Centralne miejsce zajmuje sadzawka, zamieniająca się zimą w lodowisko. Nad
placem wznosi się City Hall (ratusz). Na tle wież ze szkła i betonu można
podziwiać Strzelca – rzeźbę Henry’ego Moore’a przypominającą ogromne śmigło. Za
swój projekt Revell otrzymał wiele nagród. Czasy się jednak zmieniają i dziś
dzieło Revella pozostaje dość przebrzmiałym symbolem dawnej sztuki
urbanistycznej. Trzeba jednak zaznaczyć, że budzi polityczne (i to pozytywne)
skojarzenia – jego fundator, Nathan Phillips, był pierwszym Żydem pełniącym
funkcję burmistrza Toronto.

Gdyby wizjonerski projekt Revella został wprowadzony w życie w całości, z
powierzchni ziemi zniknąłby Old City Hall (stary ratusz) – okazała
pseudoromańska budowla z 1899 r., we wschodniej pierzei placu. Zaprojektował ją
Edward J. Lennox, który najpiew stoczył walkę ze sponsorami, czyli radą miasta.
Racja była po stronie radnych: mimo że koszty budowy oszacowano pierwotnie na
1,77 mln C$, Lennox wydał o 750 tys. C$ więcej, a budowa trwała aż 8 lat.
Ostatnie słowo należało jednak do artysty – na łukach u szczytu schodów
wejściowych wyrzeźbił ohydne wizerunki rajców, kojarzące się z gargulcami, a
swe nazwisko umieścił z każdej strony budynku (czego wcześniej mu zabroniono).

Tuż na zachód od Nathan Phillips Square, przy Queen Street, stoi Osgoode Hall,
neoklasyczny budynek wzniesiony na początku XIX w. dla Law Society of Upper
Canada (Stowarzyszenie Prawnicze Górnej Kanady). Gmach wygląda jak skrzyżowanie
greckiej świątyni z angielskim wiejskim domem. Otacza go ogrodzenie z kutego
żelaza, które miało chronić trawnik przed krowami i końmi.

Elegancka rezydencja w stylu Jerzego, wznosząca się po przeciwnej stronie
University Avenue, to Campbell House zbudowany pierwotnie przy Adelaide Street
dla sir Williama Campbella, prezesa sądu i przewodniczącego Zgromadzenia
Ustawodawczego, a w 1972 r. przeniesiony na nowe miejsce (pn.–pt. 9.30–16.30,
kon. V–pocz. X także sb. i nd. 12.00–16.30; 3,50 C$). W tamtych czasach
Campbell należał do najważniejszych osobistości w mieście, wyróżniał się
również postępowymi poglądami. Jeśli tylko mógł, nie wydawał wyroków śmierci, a
w 1826 r. przyznał radykałowi Williamowi Mackenzie odszkodowanie za zniszczenie
maszyny drukarskiej przez tłum rozwścieczonych torysów.






Temat: G.Masłowska (LPR) NIE dla euro !!!!!!!!!!!
G.Masłowska (LPR) NIE dla euro !!!!!!!!!!!
4 kadencja, 74 posiedzenie, 3 dzień (30.04.2004)

Oświadczenia.

Poseł Gabriela Masłowska:

Panie Marszałku! Wysoki Sejmie! 28 kwietnia br. mija 80. rocznica
powołania pierwszego Banku Polskiego. 80 lat temu Polska, dźwigając się z
ruin, szarpana przez sąsiadów, mimo nacisku zachodnich liberałów, budowała
zręby polskiej państwowości, suwerenności gospodarczej i niezależności
monetarnej.

Nieodłącznym elementem tych dokonań stała się własna waluta, złoty polski
oraz własny bank centralny, Bank Polski. Trzeba było wielkiej odwagi i
determinacji, aby rzucić wyzwanie chaosowi gospodarczemu. Władysław Grabski w
swym testamencie obywatelskim pisał m.in.: Podstawą zdrowego rozwoju życia
gospodarczego oraz siły finansowej państwa jest zdrowa i silna waluta.

Dzisiaj, kiedy Polska pogrążona jest również w chaosie politycznym, kiedy
gospodarka polska jest zadłużona, przy ogromnym deficycie budżetowym, ujemnym
od lat saldzie bilansu handlu zagranicznego, przy 20-procentowym bezrobociu,
osłabionym rolnictwie, kiedy układy biznesowo-polityczne kupczą polskim
majątkiem wbrew interesom narodu, gdzie nie działają należycie struktury
państwa, kiedy sprzedajność elit sięga absurdu, rodzi się pytanie: Co
pozostało z patriotyzmu poprzednich pokoleń Polaków? Gdzie jest granica
kosmopolityzmu tzw. elit odpowiedzialnych za stan państwa i przyszłość narodu?

Obecny rząd polski bez pytania o zgodę opinii publicznej, bez zgody
Sejmu, wbrew zapisom konstytucji oraz ustawie o NBP chce pozbawić naród
polski tak ważnego elementu jedności państwa, zwornika gospodarki i
instrumentu oddziaływania na procesy gospodarcze, jakim jest waluta narodowa.
Łamiąc konstytucję i ustawę o Narodowym Banku Polskim, zmierza do narzucenia
Polakom wspólnej waluty euro jako sposobu na budowanie przez Niemcy i Francję
federalnego państwa europejskiego.

W sposób niedemokratyczny zmierza do likwidacji polskiej władzy
monetarnej, to jest narodowych stóp procentowych, emisji pieniądza
rezerwowego, wpływu na kurs walutowy. Do takich działań należy podżeganie do
likwidacji złotego przez prezesa NBP, który pokazuje same zalety wprowadzenia
euro, nie wskazuje na negatywne strony tego procederu. Do takich działań
należy rozporządzenie z marca ministra finansów dopuszczające do zapłaty za
dobra i usługi na terenie Polski walutą euro. Do takich działań należy
ostatni zamiar prywatyzacji Giełdy Papierów Wartościowych.

Giełda Papierów Wartościowych jest drugim filarem, poza systemem
bankowym, systemu finansowego państwa, jest przewodnikiem strumieni
pieniężnych, co wskazuje na ogromną siłę oddziaływania Giełdy Papierów
Wartościowych na gospodarkę. Zamiar prywatyzacji giełdy jest po prostu
niedopuszczalny. Parlament polski nie może do tego dopuścić. Giełda musi
pozostać w rękach skarbu państwa i być instrumentem pobudzania wzrostu
gospodarczego, odzyskania polskiego stanu własności w poszczególnych
gałęziach gospodarki, pobudzania eksportu, zwłaszcza w sytuacji pozbawienia
nas systemu bankowego i wpływu poprzez system bankowy na gospodarkę.

Premier Singapuru stwierdził, że u podstaw dynamicznego rozwoju krajów
azjatyckich leżą: spoistość narodowa, poczucie wspólnego celu, gotowość do
ofiarnej pracy na rzecz kraju, patriotyzm i duma narodowa.

Mając powyższe na względzie, pragnę w tym miejscu w imieniu moich
wyborców i własnym oświadczyć, że osoby dążące w sposób świadomy do
likwidacji polskiej waluty, polskiej władzy monetarnej nie unikną
odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu za łamanie polskiej konstytucji i
świadome dążenie do likwidacji polskich organów władzy państwowej. Miejmy
nadzieję, że niedługo znajdzie się stosowna większość w polskim parlamencie,
aby takie osoby postawić w stan oskarżenia przed Trybunałem Stanu. Dziękuję
bardzo.




Temat: Komentator i rozne sprawy
Artykuł z NIE
To artykuł na który się powołałeś. Jej (jego?) (Anna Fisher to raczej
pseudonim) artykuły zawsze trafiają w 10.
N.

www.nie.com.pl/main.php?dzial=akt&id=1346
Do dna

Jeśli ktoś ci mówi, że będzie lepiej, to wyślij go na drzewo.

Do wyborów samorządowych notowania SLD na ogół rosły. Ludzie zaczęli wierzyć,
że wraz z powrotem Kołodki pojawi się oczekiwane ożywienie gospodarcze, a
bezrobocie zacznie spadać. I faktycznie – każdy kolejny miesiąc przynosi dobre
wieści. A to poprawił się bilans handlowy, a to wzrósł eksport, a to wbrew
oczekiwaniom analityków budżet trzymany żelazną ręką ministra się nie
rozsypał, choć "niezależni" ekonomiści straszyli Argentyną. To uratowało SLD
przed totalną klęską w wyborach samorządowych. Badania powyborcze pokazują
spadek notowań lewicy. Różne objawy poprawy w gospodarce, o których się
donosi, nie mają mocnego fundamentu.

Głównym czynnikiem tworzenia Produktu Krajowego Brutto nadal są w Polsce
usługi rynkowe, które tworzą 54 proc. ogólnej wartości dodanej. Jest to co
prawda sytuacja typowa dla krajów wysoko rozwiniętych, ale tam związana jest z
nowoczesnością sfery wytwórczej. Tymczasem produkcja w Polsce znajduje się w
stanie stagnacji. W I półroczu 2002 r. wartość dodana usług rynkowych wzrosła
o 3,7 proc. przy równoczesnym wzroście produkcji sprzedanej zaledwie o 0,8
proc. od stycznia do października, a w budownictwie – przy spadku aż o 9,6
proc. Na czym rząd opiera nadzieje na ożywienie gospodarcze?

Od 1999 r. spadają nakłady inwestycyjne. W zeszłym roku były one mniejsze o
8,5 proc. w porównaniu do roku 2000. Stan ten w I półroczu 2002 r. pogorszył
się o kolejne 16 proc.! Paradoksalnie, do najgłębszych spadków w dziedzinie
inwestycji dochodzi w przedsiębiorstwach z udziałem kapitału zagranicznego.
Korzystając z wysokich realnych stóp procentowych tzw. zachodni inwestorzy
spekulują, a nie inwestują.

Straty wykazuje 42,6 proc. podmiotów gospodarczych, a średnia rentowność tych,
które jeszcze w ogóle mają zyski, oscyluje wokół 0,5 proc. Około 80 proc.
wszystkich przedsiębiorstw utraciło płynność finansową i nie jest w stanie
bieżąco regulować własnych zobowiązań. Skutkiem tego są rozległe zatory
płatnicze występujące w gospodarce. Takie są konsekwencje polityki pieniężnej
Narodowego Banku Polskiego: utrzymywania nad-wartościowego kursu złotego wobec
obcych walut i wysokich realnych stóp procentowych.

Dane GUS wskazują, że w 2001 r. około 57 proc. społeczeństwa, tj. 22 mln osób,
żyło poniżej minimum socjalnego. W tym roku na skutek wzrostu bezrobocia
wskaźnik ten przekroczy zapewne 60 proc., a na wsi może dojść nawet do 70. We
wrześniu tego roku Instytut Badania Opinii i Rynku Pentor przeprowadził
badania, z których wynika, że ogromna część ludności nie ma regularnych
dochodów, a prawie co piąta osoba pozostaje na utrzymaniu innych. Jeśli zna
się te dane, to doprawdy bez trudu można wyjaśnić 75-procentowy wzrost
poparcia dla Samoobrony i Ligi Polskich Rodzin w ciągu roku.

Wydaje się, że rząd sięgnął już po wszystkie będące w jego dyspozycji
instrumenty, które mogłyby przyczynić się do poprawy sytuacji gospodarczej. Co
gorsza, wykazuje daleko idącą bezradność w rozwiązywaniu bieżących problemów.
Jeśli bez większego trudu dochodzi do zawiązania koalicji SLD z Samoobroną na
szczeblach wojewódzkich, to co stoi na przeszkodzie w zawarciu porozumienia na
szczeblu parlamentarnym? W jednej tylko sprawie – nowelizacji ustawy o
Narodowym Banku Polskim i usunięcia Leszka Balcerowicza.

Dlaczego tylko rząd i premier Miller mają płacić polityczną cenę zapaści
gospodarczej, w którą w znaczącym stopniu wepchnęła Polskę polityka obecnego
prezesa banku centralnego?

Liderzy SLD powinni uważnie przeanalizować przyczyny porażki Unii Wolności,
partii, która miała znaczny udział w rządach w ciągu ostatnich 12 lat.
Wystarczyło, że unici uczynili swym liderem Balcerowicza, a od razu odeszli na
polityczny margines.

Wśród polityków występują trzy stopnie głupoty:

a. zwyczajnie głupi

b. bardzo głupi

c. tacy, którzy nie rozumieją własnych interesów.

Narastające porozumienie Miller–Balcerowicz zaliczam do "c".

Autor : Anna Fisher



Temat: Zaczyna się prawdziwa demokracja na Ukrainie :-)
> dj@NOMIELĄKA.gazeta.napisał:

NOMIELĄKA? Adasiu, polecam szynkę dębicką. Jest promocja w Tesco :)

> Wskaż przynajmniej jedno miejsce, gdzie napisałam, że jest to idealny
> kandydat. Btw, TY wskaż swojego faworyta. Swoją drogą, jeżeli to ma być tak
> czarno-białe, pewnie Twoim kandydatem był Janukowycz jako kukiełka Putina :-).

No właśnie dajesz dowód na swoje czarno-białe postrzeganie świata. Myślałem, że
to tu już pisałem, ale nie. Pisałem na Usenecie. Na Ukrainie wybór polegał na
tym, że wybierano ludzi tak naprawdę z jednego układu. Układu, który pokłócił
się i rozbił na dwa ale finanse (interesy, oligarchia) zachował się ciągle
tylko dla siebie. Dlatego nie mógł się pojawić nikt trzeci. Wygrała kasa. Nikt
nie mógł się przebić, stworzyć alternatywy.

Zresztą w Polsce jest niejako podobnie w tzw. demokracji. Spróbuj stworzyć
partię i wprowadzić ją do Sejmu. Ba, zaistnieć (np. w mediach)! Nie masz szans
ponieważ ogromne dotacje z budżety państwa dostają... partie, które dostaną się
do Sejmu. Inaczej mówiąc konserwuje się układ i wprowadza zapory by pojawił się
ktoś nowy. Jak ma się przebić nowa partia i choćby mieć szansę zaprezentować
swoje poglądy szerzej? Media to koszty. A podatnicy sponsorują tylko partie,
które dostały się do Sejmu. Dlatego od 15 lat masz w polskiej polityce te same
nazwiska ubrane tylko co kilka lat w nowe nazwy partii :)

Ile razy trzeba pisać, że Juszczenko czy Tymoszenko to ludzie wyjęci kilka lat
temu z kapelusza przez złego Kuczmę? Ile razy trzeba przypominać, że to Kuczma
mianował Juszczenkę kilka lat temu najpierw prezesem banku centralnego a potem
premierem? Kto widział w mediach w Polsce PRZED WYBORAMI przypomnienie, że
gaspoża nowa premier kilka lat temu wspomagała Kuczmę w kampanii a Juszczenko
był jego człowiekiem? Powiedz mi jak _uczciwie_ można się dorobić milionów
dolarów, mając kilka lat temu zaledwie jedną wypożyczalnie... kaset wideo w
Dniepropietrowsku? Żeby te miliony były jeszcze z interesów na kasteach wideo
to pal licho. Ale są z rozkradania państwowego majątku na Ukrainie. Zresztą ja
akurat znam chłopaka z Polski który pracował z Julią Tymoszenko. I wiem kim
jest ta pani.

To mit że na Ukrainie wygrała wolność i demokracja. Jeden układ wygrał z drugim
z układu, który niedawno stanowił całość.

> > O, naiwności...
>
> Argument merytoryczny, powalający swoją wagą, rzucający na kolana. Potem jest
> nicość, ciemność, nul ;-).

Och :)

> Fałszowanie wyborów i podtruwanie dioksynami są według Ciebie standardem? Tak
> trzymaj.

Założymy się, że nikt nie poniesie na Ukrainie za to konsekwencji a mister
Kuczma będzie się dobrze miał przez następne lata? Władzy troszkę mniej ale
włos mu z głowy nie spadnie. Okaże się, że Juszczenkę truli a Gongadze zabili
kosmici.

> A co chciałeś usłyszeć? Ta klasa polityczna, którą TY wybrałeś, jest na pewno
> bez skazy ;-). Uważasz ludzi na Ukrainie za bezwolną masę, która po latach
> nie będzie chciała rozliczyć wybranego przez siebie prezydenta, jeśli ten
> zawiedzie ich oczekiwania?

Uważam, że ludzi na Ukrainie zmanipulowano. Mogę?

> O ile pamiętam, protest Polski i Polaków dotyczył właśnie prawa Ukraińców do
> samostanowienia i do poznania prawdziwych wyników wyborów przeprowadzonych
> według międzynarodowych standardów. Na pewno na ten temat też masz SWOJE
> zdanie (coś więcej niż paralingwistyczne me i be), nieskażone wpływem mediów.

Wałęsą stojący w Kijowie obok Juszczenki w czasie wiecu to polski obiektywny
protest przeciw fałszowaniu wyborów :-) Pomarańczowe wstażeczki tu i ówdzie
(np. w klapach marynarek polskich (p)osłów na Sejm) oczywiście również nie były
symbolem kampanii Juszczenki, tylko protestu przeciwko fałszowaniu wyborów.

O, naiwności...

D.



Temat: GŁUPI MACIEJ
Gość portalu: eMisiek napisał(a):

> Gość portalu: x-ray napisał(a):
>
> > Raczej uwierzę Prezesowi Banku Federalnego niż Głupiemu Maciejowi.
>
>
>
> > "POLITYKA PIENIĘŻNA NIE TWORZY WZROSTU GOSPODARCZEGO"
> Cytat:
>
> Chcę podkreślić, że polityka pieniężna nie tworzy wzrostu
> > gospodarczego. Ona może służyć tylko utrzymaniu stabilności cen. Obarczani
> e
> > banku centralnego odpowiedzialnością za wzrost jest nieporozumieniem.
>
> Jeśli tak – to załóżmy że od poniedziałku bank centralny wprowadza stopy
> procentowe w wysokości 40 % i natychmiast drożeją wszelkie kredyty i umacnia si
> ę
> złotówka. Eksport przestaje się opłacać (aprecjacja).
>
> Firmy nie biorą kredytów – bo nie będą w stanie ich spłacić. Nikt nie bie
> rze
> kredytów z tego samego powodu. Maleje popyt wewnętrzny (no zastanówcie się male
> je
> czy rośnie) i zewnętrzny. Gospodarka zwalnia bo coraz mniej (no pomyślcie mniej
>
> czy więcej) towarów jest sprzedawanych. .
>
> Pytanie – czy bank, który podniósł stopy jest za ten stan rzeczy odpowied
> zialny
> czy nie?
>
> Nie – odpowiada polska szkoła ekonomii.
>
> Tak – odpowiada zachodnia.
>
> I ta różnica znajduje swoje odbicie w poziomie życia w Polsce i na Zachodzie.
>
> A tak na marginesie to prezes banku federalnego zna polskie realia a?

Przykład jest abstrakcyjny i dość oderwany od rzeczywistości. Pewnie można
zbudować sobie taki model i popatrzyć co się stanie. Wg. mnie skończyłoby się to
jakąś ogromną inflacją i nie sądzę by nastąpiła jakakolwiek aprecjacja złotego.
Nie ma bezpośredniego związku pomiędzy stopami% a kursem. Przykładem jest choćby
Japonia gdzie stopy% są najniżej jak to możliwe, a jen jest na tyle mocny, że
Japończycy interweniują by go osłabić.
Prezes banku federalnego nie musi znać polskich realiów by stwierdzić, że
polityka monetarna nie tworzy wzrostu gospodarczego. Ona może do pewnego stopnia
stwarzać warunki do wzrostu, a i to niekoniecznie. To nie jest żaden "polski
specyficzny" pogląd, wbrew temu co twierdzą niektórzy dyskutanci na Forum.
Wzrost gosp. nie może być tworzony za wszelką cenę (podobnie jak za wszelką cenę
nie powinno zbijać się inflacji). O tym przekonały się choćby Japonia i Argentyna.
Dlaczego mówi się o potrzebie stabilnej gospodarki? Dlaczego trzeba ją czasami
chłodzić? Żeby chwilowy wzrost nie kończył się kryzysami. Szwajcaria przez
ostatnich 10 lat ma wzrost PKB poniżej 1%, mniej nawet niż Japonia, a mimo to ich
gospodarka ma się w przeciwieństwie do japońskiej b.dobrze.
Można też spojrzeć od drugiej strony i wziąć za przykład Polskę. Dlaczego jest
nam gorzej niż np. w 97 roku. Przecież produkujemy i sprzedajemy (nawet na głowę)
więcej niż wtedy. Ano włśnie m.in. dlatego, że forsowany był wzrost za wszelką
cenę, bez głębokich zmian strukturalnych, bez przygotowywania warunków pod
działania gosp. w następnych latach. Dlatego nowe miejsca pracy powstają dopiero
jak mamy 5% wzrostu PKB, a nie np. 2% tak jak w innych krajach.Można osiągać
wyniki na dopingu, ale zawsze na krótką metę. Tym dopingiem jest właśnie
ekspansywna polityka pieniężna. Dziś ten doping nie pomoże. Dlatego mało mnie
wzruszają stopy% choć wolałbym by były niższe, albo kurs złotego. Lepiej żeby
zamiast koncentrować się na pol. monetarnej zmieniono choćby kodeks pracy. Wtedy
i kredyt nawet stanieje.



Temat: Mamy niekompetentnego v-ce prezesa NBP
Mamy niekompetentnego v-ce prezesa NBP
Znowu z forum innestrony.pl

Wiceprezes NBP ,,Polski nie stać na suwerenność monetarną"
W ostatnim numerze magazynu ,,Unia - Polska"
przeprowadzony został wywiad z wiceprezesem Narodowego
Banku Polskiego Andrzejem Bratkowskim. Rozmowa
poświęcona była omówieniu rzekomych korzyści jakie może
odnieść polska gospodarka po zlikwidowaniu złotego i
zastąpieniu jego przez euro.

Ostatnie
pytanie brzmiało:

UNIA&POLSKA: Wraz ze złotym stracimy część naszej
suwerenności.
Czy to nie powinno nas niepokoić?

Oto co odpowiedział na to A.Bratkowski

ANDRZEJ S. BRATKOWSKI: To prawda, że suwerenność monetarna
stwarza dodatkowe możliwości oddziaływania na gospodarkę,
istotne zwłaszcza w czasie kryzysu. Jednak na co dzień jest
kosztowna. Można powiedzieć, że jest to pewien luksus,
na który nas właściwie nie stać. Przyjęcie wspólnej
europejskiej waluty uwolni nas od kosztów jego
podtrzymywania.

Czyli zdaniem wysokiego urzędnika bardzo ważnej instytucji
państwowej jaką jest bank centralny Polski nie stać na
suwerenność monetarną (rozumianą jako możliwość prowadzenia
samodzielnej polityki pieniężnej )! Jeżeli wiceprezes
NBP mówi, że suwerenność monetarna to luksus to tak
jakby uważał, że stać na nią jedynie kraje bogate. To
nieprawda i on dobrze o tym wie. Tak samo jak bank
centralny ma Meksyk i lezące obok niego Stany
Zjednoczone tak może mieć i Polska i znajdująca się
obok nas strefa euro.

Teraz widać dokładnie dlaczego L.Bratkowskiego i jego
zwolennikom zupełnie nie zależało na zatrzymaniu procesu
wyprzedaży polskich banków kapitałowi zagranicznemu.
Utrzymanie instytucji bankowych jest szczególnie ważne
( miedzy innymi !) i dlatego, ze struktura własnościowa
sektora bankowego ma istotny wpływ na efektywność
krajowej polityki monetarnej (rozumianej jako
skuteczność wpływu stóp procentowych banku centralnego
na rynkowe stopy procentowe).

Utrzymanie banków w rękach narodowego kapitału powoduje, że
siła wpływu impulsów monetarnych na sytuację
gospodarczą kraju jest większa. Jeżeli jednak ktoś
uważa, że ,,Polski nie stać na suwerenność monetarną"
to struktura własnościowa polskiego sektora bankowego
jest mu obojętna gdyż decyzje podejmowane będą teraz
nie w Warszawie (siedziba NBP) ale we Frankfurcie
(siedziba EBC)

A tak na marginesie. Może ten wywiad zapoczątkuje nowy
etap w propagandzie prounijnej. ,,Polski nie stać na
suwerenność" - to hasło tyleż nieprawdziwe i obraźliwe
co oddające sposób myślenia zwolenników budowy państwa
nowego -Państwa Europejskiego.

W naszym kraju nie ma praktycznie rzetelnej dyskusji na
temat zlikwidowanie złotego i zastąpienia go przez euro.

Tymczasem na zachodzie idea ta wcale nie jest tak bardzo
powszechnie popierana. W okresie od marca do maja 2002
roku Eurobarometr prowadził badania na ten temat w
krajach UE. Zadano pytanie "euro - dobry czy zły pomysł
?" (w pytaniu wyraźnie zaznaczono, że chodzi o
zlikwidowanie
narodowej waluty i zastąpienie jej przez euro).

Okazuje się, ze w 7 krajach na 15 poparcie dla idei
zastąpienia waluty narodowej przez euro nie przekracza
50 %, a moim zdaniem te 50 % przy tak kolosalnie ważnej
sprawie jak przekazanie suwerenności EBC to minimum
przyzwoitości (przypominam , że w naszym kraju
ratyfkacja przez parlament umowy przekazującej
suwerenność wymaga 2/3 parlamentu)

Na pytanie - czy euro to dobry pomysł w 7 krajach
poparcie było mniejsze niż to 50 %.

Są to:
Wielka Brytania,
Szwecja,
Dania,
Niemcy,
Austria,
Francja i
Finlandia.

Ankietowanych zapytano ponadto o identyfikację z euro
oraz z ich byłymi walutami narodowymi. O ile w
odniesieniu do tak zwanej wspólnej waluty 40 % badanych
zadeklarowało, że
identyfikuje się z nią o tyle w przypadku waluty
narodowej taką opinię wyraziło aż 59 % badanych.

Można więc powiedzieć, że mimo nachalnej propagandy na
rzecz euro akceptacja tej wprowadzonej tak naprawdę
głównie z powodów politycznych ponadnarodowej jednostki
pieniężnej nie jest tak powszechna jak by to mogło się
wydawać wielu rodzimym zwolennikom UE. (Jakub Mazur,
Prawy.pl)

wysłane przez Dyszel o 19.11.2002 22:07

bez komentarza



Temat: 15,16 i 17 TEZY MANIFESTU JAKUBA MAZURA
15,16 i 17 TEZY MANIFESTU JAKUBA MAZURA
15. Wchodząc do Unii Gospodarczej i Walutowej tracimy możliwość
podejmowania decyzji za siebie. Proces podejmowania decyzji będzie
przesunięty na elementy ponadnarodowe.

Kraj członkowski strefy euro jest reprezentowany przez prezesa Narodowego
Banku Centralnego. Jednakże decyzje są podejmowane większością głosów. Polska
będzie traktowana jako jeden z kilkunastu obszarów gospodarczych strefy euro.
Szefowie Europejskiego Banku Centralnego nie mają obowiązku kierować się
interesem narodowym. Praktyka funkcjonowania EBC potwierdza, że szefowie
Narodowych Banków Centralnych słabo respektują interesy gospodarcze swych
rodzimych krajów.
Za złe decyzje monetarne szkodzące jakiemuś krajowi członkowskiemu członkowie
EBC nie ponoszą żadnej odpowiedzialności.
Takiej odpowiedzialności po prostu nie przewiduje ani Traktat z Maatricht,
ani inny akt prawny Wspólnoty. Ustrój prawny Europejskiego Systemu Banków
Centralnych jest bardzo słaby – zakłada, bowiem naiwnie że członkowie organów
decyzyjnych Systemu są nieomylni.
Słabość tego Systemu polega też na tym, że jest niereformowalny. Bardzo
trudno bowiem dokonywać zmian stanu prawnego jego organizacji i zasad
funkcjonowania. Może przecież się okazać z biegiem czasu, że rzeczywistość
gospodarcza wymaga zmian w sposobie funkcjonowania ESBC.

16. Wprowadzenie wspólnej waluty – oznacza likwidację polskiej władzy
monetarnej.

Wejście NBP do struktury Europejskiego Systemu Banków Centralnych
przekształca NBP z ośrodka decyzyjnego na ośrodek wykonawczy Europejskiego
Banku Centralnego. O instrumentach polityki pieniężno-kursowej od tej pory
będzie decydował jeden ośrodek władzy we Frankfurcie nad Menem.
De facto taki stan faktyczny i prawny będzie oznaczał likwidację polskiej
władzy monetarnej. Od tego momentu rozpocznie się centralizacja polityki
monetarnej Polski.

17. Wprowadzenie euro i likwidacja złotego uzależnia coraz bardziej naszą
gospodarkę od krajów Unii Europejskiej.

Wprowadzenie wspólnego pieniądza uzależnia polską gospodarkę od cyklu
koniunkturalnego w Unii. Jest kolejną naiwnością, że wspólny obszar
gospodarczy strefy euro będzie się rozwijał szybciej od innych krajów
pozostających poza strefą euro.
Wprowadzenie wspólnego pieniądza nie zlikwiduje, co prawda powiązań
gospodarczych Polski z krajami poza strefą euro, jednakże utrudni współpracę
bilateralną. Polska będzie musiała uzgadniać z Brukselą - swe decyzje
gospodarcze z kim ma kooperować i dlaczego. Korzystanie z pośrednictwa
szczebli centralnych Unii jest tu koniecznością.
Poza tym polska gospodarka może reagować na kryzysy gospodarcze w krajach
sąsiednich inaczej niż pozostałe kraje strefy euro.
Są dowody na to, że kraje strefy euro hermetyzują się na współpracę z
otoczeniem międzynarodowym i stają się „samo wystarczalne”. Niektórzy
ekonomiści np. G. Becker twierdzą, że strefa euro „smaży się we własnym
sosie”.




Temat: 15,16 i 17 TEZY MANIFESTU JAKUBA MAZURA
zaparty napisał:

> 15. Wchodząc do Unii Gospodarczej i Walutowej tracimy możliwość
> podejmowania decyzji za siebie. Proces podejmowania decyzji będzie
> przesunięty na elementy ponadnarodowe..
>
> Kraj członkowski strefy euro jest reprezentowany przez prezesa Narodowego
> Banku Centralnego. Jednakże decyzje są podejmowane większością głosów. Polska
> będzie traktowana jako jeden z kilkunastu obszarów gospodarczych strefy euro.
> Szefowie Europejskiego Banku Centralnego nie mają obowiązku kierować się
> interesem narodowym. Praktyka funkcjonowania EBC potwierdza, że szefowie
> Narodowych Banków Centralnych słabo respektują interesy gospodarcze swych
> rodzimych krajów.
> Za złe decyzje monetarne szkodzące jakiemuś krajowi członkowskiemu członkowie
> EBC nie ponoszą żadnej odpowiedzialności.
> Takiej odpowiedzialności po prostu nie przewiduje ani Traktat z Maatricht,
> ani inny akt prawny Wspólnoty. Ustrój prawny Europejskiego Systemu Banków
> Centralnych jest bardzo słaby – zakłada, bowiem naiwnie że członkowie org
> anów
> decyzyjnych Systemu są nieomylni.
> Słabość tego Systemu polega też na tym, że jest niereformowalny. Bardzo
> trudno bowiem dokonywać zmian stanu prawnego jego organizacji i zasad
> funkcjonowania. Może przecież się okazać z biegiem czasu, że rzeczywistość
> gospodarcza wymaga zmian w sposobie funkcjonowania ESBC.
>
> 16. Wprowadzenie wspólnej waluty – oznacza likwidację polskiej władzy
> monetarnej.
>
> Wejście NBP do struktury Europejskiego Systemu Banków Centralnych
> przekształca NBP z ośrodka decyzyjnego na ośrodek wykonawczy Europejskiego
> Banku Centralnego. O instrumentach polityki pieniężno-kursowej od tej pory
> będzie decydował jeden ośrodek władzy we Frankfurcie nad Menem.
> De facto taki stan faktyczny i prawny będzie oznaczał likwidację polskiej
> władzy monetarnej. Od tego momentu rozpocznie się centralizacja polityki
> monetarnej Polski.
>
> 17. Wprowadzenie euro i likwidacja złotego uzależnia coraz bardziej naszą
> gospodarkę od krajów Unii Europejskiej.
>
> Wprowadzenie wspólnego pieniądza uzależnia polską gospodarkę od cyklu
> koniunkturalnego w Unii. Jest kolejną naiwnością, że wspólny obszar
> gospodarczy strefy euro będzie się rozwijał szybciej od innych krajów
> pozostających poza strefą euro.
> Wprowadzenie wspólnego pieniądza nie zlikwiduje, co prawda powiązań
> gospodarczych Polski z krajami poza strefą euro, jednakże utrudni współpracę
> bilateralną. Polska będzie musiała uzgadniać z Brukselą - swe decyzje
> gospodarcze z kim ma kooperować i dlaczego. Korzystanie z pośrednictwa
> szczebli centralnych Unii jest tu koniecznością.
> Poza tym polska gospodarka może reagować na kryzysy gospodarcze w krajach
> sąsiednich inaczej niż pozostałe kraje strefy euro.
> Są dowody na to, że kraje strefy euro hermetyzują się na współpracę z
> otoczeniem międzynarodowym i stają się „samo wystarczalne”. Niektó
> rzy
> ekonomiści np. G. Becker twierdzą, że strefa euro „smaży się we własnym
> sosie”.
>




Temat: Frank szwajcarski czy rodzima złotówka
O jaki spadek wartości złotego chodzi:
O jaki spadek wartości złotego chodzi:

- Spróbujmy porównać kredyt we frankach o oprocentowaniu 3,6 proc. do pożyczki w
złotych za 9,15 proc. rocznie. Przy kredycie dwudziestoletnim frank musiałby z
dnia na dzień zdrożeć o 1,56 zł, żeby ta pożyczka stała się tak samo droga jak
ta w złotych, czyli od kursu uruchomienia np. 2,5zł musiałby zdrożeć z dnia na
dzień na 4,06zł za 1 CHF, a 1 EURO kosztowałoby wtedy 6,17 zł, co by się wtedy
działo z naszą gospodarka i z naszymi stopami procentowymi

Wymogiem jest, że przed wymianą naszej waluty na EURO WIBOR musi się zrównać z
EUROUBOREM. Jest to
możliwe tylko wtedy, jeśli przy obniżce stóp procentowych złoty nie będzie
tracił na wartości do EURO, czyli kurs do wymiany PLN na Euro może być za 1 EURO
mniejszy jak dziś koło dwóch lub trzech złotych.

RPP nie może obniżać stóp procentowych przy słabnącym jednocześnie złotym na
wartości do EURO
Słaby długi kurs złotego, który był przez 9 miesięcy w roku 2004 w granicach
4,5zł. za 1 Euro powodował
ryzyko wzrostu inflacji, ponieważ zaczęły wpływać na produkowane towary ceny z
wyższego importu.

Trzeba
pamiętać, że kurs w granicach 4 zł za l EURO utrzymywał się do lutego 2003roku,
tak, więc nie miał wpływu na eksport.
Ponieważ import, który wykorzystywany jest między innymi do produkcji eksportu
odbywał się po tym samym kursie, co
eksport. Można, więc wnioskować ze brak popytu wewnętrznego, bo wszystko na to
wskazuje chciano zastąpić eksportem.

Pobudzono gospodarkę, ale na tzw. Papierze.

Co to za sztuka kupić towar za np. l Euro =4 zł, a potem doprowadzić żeby w
krótkim czasie kosztowało l Euro=4,6zł? Wszystko się opłaca, ale do czasu jak
ceny z drogiego importu nie zrównają się z Eksportem i wówczas pojawia się ryzyko
inflacji. Jak to miało miejsce 2004 roku, gdy RPP była zmuszona podnieść stopy
procentowe , w celu uniknięcia wysokiej inflacji?

Tak, więc sugerowanie nagłego spadku wartości złotego jest sprzeczne z wymogami,
jakie musimy spełnić przed wymiana naszej waluty na EURO.

Potwierdza moje analizy:

Wypowiedź, że - ministrowie "12" uznali, że przyjęcie do ERM-2 państw, których
gospodarka nie jest "zdrowa", jest niewskazane - dotyczy to 10 krajów
przystępujących do UE po 1 maja. Rzecznicy Rady UE wskazują m.in. na potrzebę
zrównoważenia finansów publicznych (w tym niski deficyt budżetowy) i zadłużenie
państwa. Istotne jest także obniżenie inflacji oraz poziomu bezrobocia poprzez
większą elastyczność zasad zatrudnienia.

Oraz potwierdza rozmowa
z szefem niemieckiego banku centralnego
Rozmawiał Konrad Nlklewicz (24-05-2002)

Niezależność banku centralnego jest podstawowym warunkiem wejścia do
europejskiej Unii Gospodarczo-Walutowej.

Nasze doświadczenie wskazuje na to, że interwencje na rynku walutowym w celu
zmiany (osłabienia) kursu waluty są ryzykowne i rzadko skuteczne - mówi Ernst
Welteke, prezes Bundesbanku i członek Rady Europejskiego Banku Centralnego (EBC)

Istotą sporu między rządem a bankiem centralnym (Radą Polityki Pieniężnej) jest
ocena
kursu złotego. Rząd twierdzi, że jest on zbyt mocny - na czym cierpi gospodarka.
Żąda, więc interwencji w celu osłabienia polskiej waluty. Czy taka interwencja
jest potrzebna?

- Nie powinienem dawać tutaj żadnych rad - decyzję muszą podjąć polskie władze.
Jednak mogę podzielić się naszymi doświadczeniami - otóż interwencje na rynku
FOREX są niezwykle trudne i bardzo rzadko zakończone powodzeniem. Nikt nie wie,
gdzie leży równowaga kursowa.
W moim odczuciu płynny kurs waluty - powszechnie stosowany w ostatnich latach -
jest najlepszym rozwiązaniem. Bowiem kurs waluty to cena wyznaczana przez rynek.

Na silnego złotego skarżą się jednak polscy przedsiębiorcy, którzy mówią, że
utrudnia im on eksport. Czy można im dać jakąś radę?

- Patrząc wyniki eksportowe polskiej gospodarki, jakoś nie mogę dostrzec tych
kłopotów... Natomiast, kiedy waluta zostaje zdeprecjonowana, pojawia się ryzyko
inflacyjne, na które większość banków centralnych zareagowałaby podniesieniem
stóp procentowych, by utrzymać niską inflację.

I wówczas pojawia się poważniejszy problem spowodowany przez wyższy koszt
finansowania rozwoju i tworzenia miejsc pracy. Jeżeli Bundesbank miałby dawać
jakąkolwiek radę, to brzmiałaby ona - utrzymajcie płynny kurs złotego wyznaczany
przez rynek.................

Michał Asman



Temat: Leszek Balcerowicz: Nie jesteśmy w sytuacji Arg...
Gość portalu: bluntman napisał(a):

> Mnie to jak zwykle bardzo smieszy ten Leszek i jego druzyna.
> Po dwóch latach spedzonych w banku centralnym udalo mu sie
> kjako tako opanowac pojecie szoku podazowego i szoku
> asymetrycznego. Brawo dla Pana profesora. Ale mial tez kilka
> wapdek. Jakim cudem bank centralny jest systemnatycznie gorszy
> we prognozowaniu inflacji w stosunku od sredniej prognoz
> analitykow bnankowych. Majac do dyspozycji wieksza ilosc
> pieniedzy niz bank komercyjny, dostep do lepszych danych i
> stado ludzi (dla porownania w podam, ze w bankach komercyjnych
> w tym kraju zespol analiz makroekonomicznych nie przekracza 10
> osob) - bo departamenty analiz to sa w NBP ze dwa plus dep.
> statystyki, nie rodzi sobie z podawaniem sensownej informacji
> dla RPP. A najsmieszniejsze jest to, ze jak juz cos niezlego
> wyprodukuja gdzies w NBP (tak, tak to sie zdaza), to trudno
> zauwazyc by ktokolwiek z RPP lacznie z prezesem zrozumial to,
> albo nawet przeczytal. Tak to rzadzi nasz Leszek Krol Wielkiej
> Niewiedzy. A w kwestii prywatyzacji, to sprywatyzowac nie
> sztuka, sztuka zrobic to sensownie. Najlepszy przyklad banki,
> ktore mimo, ze sa prywatne nie moga sobie poradzic z recesja -
> wsaytaczy spojrzec na wyniki PKO BP i reszty, by zobaczyc, ze
> prywatyzacja nie jest lekiem na wszytsko. Daleki jestem od
> krytyki gospodarki rynkowej, jednak trzeba pamietac, ze
> spoleczenstow czesc uslug kupuje zbiorowo, a sam mechanizm
> rynkowy tez wymaga regulacji, bo nie ze wszytskim sobie dobrze
> radzi (wszytskim pseudoliberalom radze poczytac sobie historie
> gospodarcza i dorobek noblistow, tak tych klasyfikowanych jako
> nowokeynesistow, jak i tych z grona neoklasykow. Zaden z nich
> nie zaprzecza istotnej roli panstwa w gospodrace, i mowie tu o
> nukowcach amerykanskich). Zapraszam wiec do nauki nieuki. Jakby
> ktos nie wierdzial gdzie to niech mam porade gdzie szukac
> www.nber.org i zapraszam za jakis roczek czy dwa uczciwej
> lektury do polemiki, bo szkoda czas na gadanie z amatorami na
> temat naszych niedouczonych guru.
>
> Papa

witam

z twoiej krytyki banków wnioskuje że krytykujesz prywatyzacje w wykonaiu pana
B. ... za jego rzadow sprzedawało sie duzo i bardzo dobrze... lepiej jesli
bedzie to w bylejakich rekach prywatnych (rynek sobie poradzi) niz miało by sie
stać kolejnym łupem politycznym i miejscem na obsadzanie "swoich".
system bankowy mamy w polsce taki jaki mamy ale chyba czegos nie zauwazyliscie:
rynek bankowy (we wczesnej fazie przed prywatyzacja) bardzo przypomina mi
całkowice monopolistyczna telekomunijacje. za rzadów leszka podzielono
infrastrukture NBP na kilka banków które nastepnie sprzedano zapewniajac w tez
sposób konkurence na rynku
a co sie stało z TP. zamiast ja podzielic na kilka czesci i postapic jak z
bankami to sprzedano giganta który dzieli i rzadzi na rynku i nikt i nic nie
jest mu w stanie zagrozić ... nawet UoKiK nic nie może zdziałac
czy na rynku bankowym mamy takie problemy ... nie??? bo leszek prywatyzujac to
pomyślał o konsumentach a nie o wpływach do budzetu (tak sprzedano TP.SA za LSD)
to ze banki nie radza sobie z recesja to juz ich sprawa, nie wymyslono jeszcze
w swiecie sposobu prywatyzacji który zapewnił by jej podmiotom nieskonczone
zyski, te straty to moze nawet dobry prognostyk dla nas klijentów, banki zaczna
szukac kasy dajac nam nowe usługi, walczac o nas

za to tepsa ma zysk rok w rok ... to była prywatyzacja ehehe

co do krytyki NBP jako instytucji trudno sie nie zgodzic z przedstawionymi
argumentami, ale chyba jeszcze zapłaczesz za Leszkiem ... juz niedługo
parlament wybierze nowy zarzad NBP ... jesli sld posadzi tam swoich to brrr ...
z niezaleznego banku bedziemy mieli kolejny polityczny instrument buraka milera
i jego złodziejskiej spółki
moze wsadza tam swira kołodke ... bedzie biegał po gmacho z nozyczkami i kroił
woelki chleb ... niezła komedia bedzie ... choc raczej bardziej pasuje tragi-
komedia

istotnej roli panstwa w gospodarce kwestjonuja tylko samozwanczy ekonomisci po
lekturze tygodnika wprost, który jest dla mnie takim troche liberalnym
A.lepperem

pozdrawiam




Temat: Niemiecki rak; dojcze wrtszaft
Niemiecki rak; dojcze wrtszaft
Niemiecki rak
Tygodnik "Wprost", Nr 1078 (27 lipca 2003)

Widmo deflacji krąży nad Europą

Volker Lutz z północnoniemieckiego miasta Brema, który przez dwadzieścia lat
prowadził sklep ze sprzętem gospodarstwa domowego, 31 maja 2003 r. zamknął
go po raz ostatni. Padł ofiarą spadających cen, morderczej konkurencji i
coraz niższego popytu na rynku. - W tych warunkach nie jestem już w stanie
wyjść na swoje, ograniczyłem ceny i marże do minimum, a ludzie i tak nie
chcą kupować - narzeka Lutz. Spadające ceny dławią przedsiębiorców w całych
Niemczech. Tańsze niż latem ubiegłego roku są na przykład ubrania i
odtwarzacze DVD. Jeszcze dziesięć lat temu produkowano je głównie w
Niemczech, dziś w większości pochodzą z importu z regionów, gdzie siła
robocza jest tania, m.in. z Europy Wschodniej i Chin.

Przekleństwo niskich cen
Duży spadek cen to rezultat ciężkiego kryzysu niemieckiej gospodarki, wciąż
największej na Starym Kontynencie (roczny PKB Niemiec wynosi 2,4 bln USD).
Wysokie płace i sztywne prawo pracy negatywnie wpłynęły na wydajność pracy,
więc firmy mniej chętnie zatrudniają nowych pracowników. Wzrosło bezrobocie.
Zwiększyły się podatki, co jeszcze uszczupliło portfele Niemców.
W maju inflacja w Niemczech wyniosła 0,7 proc. i - zdaniem ekonomistów - na
początku przyszłego roku będzie ujemna. W 2002 r. indeks cen detalicznych
(CPI) wzrósł mniej niż o procent, a w wielu sektorach gospodarki ceny
spadły. Niemieckim firmom coraz trudniej utrzymać marże i zyski na
dotychczasowym poziomie. Przedsiębiorstwa, które nie mogą podnieść cen,
redukują koszty, zwalniając pracowników, ale bezrobotni będą wydawać
pieniądze tylko wtedy, jeżeli ceny towarów i usług spadną... Ten rodzaj
spirali deflacyjnej niepokoi ekonomistów i szefów firm. Niższe ceny nie
byłyby zmartwieniem, gdyby nie to, że Niemcy niemal od dwóch lat balansują
na krawędzi recesji. Jeśli miejscowi przedsiębiorcy nie będą w stanie
wypracować zysku z powodu deflacji, cała gospodarka długo nie wyjdzie się z
recesyjnego dołka.
Josef Ackermann, prezes Deutsche Banku, ostrzega, że jego kraj już jest
postrzegany przez wielu zagranicznych inwestorów jak druga Japonia. Część
analityków przewiduje, że deflacja może poważnie zaszkodzić największym
niemieckim firmom, m.in. Deutsche Telekom czy grupie ubezpieczeniowej
Allianz. Koncern telekomunikacyjny tonie - wraz ze wzrostem wartości
pieniądza - w długach, a Allianz może sporo stracić na inwestycjach w
papiery dłużne, bo spada oprocentowanie obligacji rządowych i
korporacyjnych, co na pewno wpłynie na zyski grupy. W ciężkiej sytuacji
znajdą się również banki, bo popyt na nowe kredyty spada, a liczba już
udzielonych i trudnych do ściągnięcia pożyczek wciąż rośnie.

Przerzuty w strefie euro
Nie tylko w Niemczech ceny detaliczne spadają na łeb, na szyję. We Francji i
Włoszech w kwietniu producenci zmniejszyli ceny pierwszy raz od pięciu
miesięcy. Otmar Issing, główny ekonomista Europejskiego Banku Centralnego
(ECB), powiedział 28 maja, że spodziewa się "znacznego spadku inflacji" w
najbliższych miesiącach (w kwietniu wyniosła ona w strefie euro 2,1 proc.).
Lucas Papademos, wiceprezes Europejskiego Banku Centralnego, stwierdził zaś,
że "deflacja jest groźniejsza niż inflacja powyżej dwóch procent".
Dwuprocentowa inflacja zaś to poziom, który ECB uznawał dotychczas za
niezbędny, by zachować stabilny poziom cen. W drugiej połowie roku ECB
powinien obniżyć stopy co najmniej o 50 punktów bazowych, ale nie może brać
pod uwagę tylko potrzeb Niemiec. Traktat z Maastricht nakłada na bank
obowiązek troszczenia się o całą strefę euro. Niemcy są jednak największą
gospodarką w Europie i deflacja w tym kraju może pociągnąć w dół resztę
regionu. - Nie ma innej drogi. Uratujecie Niemcy, uratujecie Europę.
Pogrążycie Niemcy, cóż, wiadomo... - stwierdza Papademos. Nie chce kończyć
zdania.

Opracował
Krzysztof Grzegrzółka
Pełna wersja tekstu o groźbie deflacji w Niemczech w lipcowym numerze
polskiej edycji "Business Weeka"




Temat: Niemiecki rak, czy dojcze wirtszaft?
Niemiecki rak, czy dojcze wirtszaft?
Niemiecki rak
Tygodnik "Wprost", Nr 1078 (27 lipca 2003)

Widmo deflacji krąży nad Europą

Volker Lutz z północnoniemieckiego miasta Brema, który przez dwadzieścia lat
prowadził sklep ze sprzętem gospodarstwa domowego, 31 maja 2003 r. zamknął
go po raz ostatni. Padł ofiarą spadających cen, morderczej konkurencji i
coraz niższego popytu na rynku. - W tych warunkach nie jestem już w stanie
wyjść na swoje, ograniczyłem ceny i marże do minimum, a ludzie i tak nie
chcą kupować - narzeka Lutz. Spadające ceny dławią przedsiębiorców w całych
Niemczech. Tańsze niż latem ubiegłego roku są na przykład ubrania i
odtwarzacze DVD. Jeszcze dziesięć lat temu produkowano je głównie w
Niemczech, dziś w większości pochodzą z importu z regionów, gdzie siła
robocza jest tania, m.in. z Europy Wschodniej i Chin.

Przekleństwo niskich cen
Duży spadek cen to rezultat ciężkiego kryzysu niemieckiej gospodarki, wciąż
największej na Starym Kontynencie (roczny PKB Niemiec wynosi 2,4 bln USD).
Wysokie płace i sztywne prawo pracy negatywnie wpłynęły na wydajność pracy,
więc firmy mniej chętnie zatrudniają nowych pracowników. Wzrosło bezrobocie.
Zwiększyły się podatki, co jeszcze uszczupliło portfele Niemców.
W maju inflacja w Niemczech wyniosła 0,7 proc. i - zdaniem ekonomistów - na
początku przyszłego roku będzie ujemna. W 2002 r. indeks cen detalicznych
(CPI) wzrósł mniej niż o procent, a w wielu sektorach gospodarki ceny
spadły. Niemieckim firmom coraz trudniej utrzymać marże i zyski na
dotychczasowym poziomie. Przedsiębiorstwa, które nie mogą podnieść cen,
redukują koszty, zwalniając pracowników, ale bezrobotni będą wydawać
pieniądze tylko wtedy, jeżeli ceny towarów i usług spadną... Ten rodzaj
spirali deflacyjnej niepokoi ekonomistów i szefów firm. Niższe ceny nie
byłyby zmartwieniem, gdyby nie to, że Niemcy niemal od dwóch lat balansują
na krawędzi recesji. Jeśli miejscowi przedsiębiorcy nie będą w stanie
wypracować zysku z powodu deflacji, cała gospodarka długo nie wyjdzie się z
recesyjnego dołka.
Josef Ackermann, prezes Deutsche Banku, ostrzega, że jego kraj już jest
postrzegany przez wielu zagranicznych inwestorów jak druga Japonia. Część
analityków przewiduje, że deflacja może poważnie zaszkodzić największym
niemieckim firmom, m.in. Deutsche Telekom czy grupie ubezpieczeniowej
Allianz. Koncern telekomunikacyjny tonie - wraz ze wzrostem wartości
pieniądza - w długach, a Allianz może sporo stracić na inwestycjach w
papiery dłużne, bo spada oprocentowanie obligacji rządowych i
korporacyjnych, co na pewno wpłynie na zyski grupy. W ciężkiej sytuacji
znajdą się również banki, bo popyt na nowe kredyty spada, a liczba już
udzielonych i trudnych do ściągnięcia pożyczek wciąż rośnie.

Przerzuty w strefie euro
Nie tylko w Niemczech ceny detaliczne spadają na łeb, na szyję. We Francji i
Włoszech w kwietniu producenci zmniejszyli ceny pierwszy raz od pięciu
miesięcy. Otmar Issing, główny ekonomista Europejskiego Banku Centralnego
(ECB), powiedział 28 maja, że spodziewa się "znacznego spadku inflacji" w
najbliższych miesiącach (w kwietniu wyniosła ona w strefie euro 2,1 proc.).
Lucas Papademos, wiceprezes Europejskiego Banku Centralnego, stwierdził zaś,
że "deflacja jest groźniejsza niż inflacja powyżej dwóch procent".
Dwuprocentowa inflacja zaś to poziom, który ECB uznawał dotychczas za
niezbędny, by zachować stabilny poziom cen. W drugiej połowie roku ECB
powinien obniżyć stopy co najmniej o 50 punktów bazowych, ale nie może brać
pod uwagę tylko potrzeb Niemiec. Traktat z Maastricht nakłada na bank
obowiązek troszczenia się o całą strefę euro. Niemcy są jednak największą
gospodarką w Europie i deflacja w tym kraju może pociągnąć w dół resztę
regionu. - Nie ma innej drogi. Uratujecie Niemcy, uratujecie Europę.
Pogrążycie Niemcy, cóż, wiadomo... - stwierdza Papademos. Nie chce kończyć
zdania.

Opracował
Krzysztof Grzegrzółka
Pełna wersja tekstu o groźbie deflacji w Niemczech w lipcowym numerze
polskiej edycji "Business Weeka"




Temat: Pomysly na gospodarke Polski
feezyk napisał:
> Otoz, koronnym argumentem za
> Wielkoscia Ekonomiczna Balcerowicza (i ska) byl
> do niedawna szybki rozwoj polskiej gospodarki.

Koronnym argumentem to była szybka liberalizacja gospodarki . Pamiętam innych
polityków sprzed 13 lat, ci goście nawet nie rozumieli co to jest kapitalizm .
Pieprzyli takie farmazony, że to cud, iż Polska nie zatrzymała się na etapie
reform a'la Bułgaria lub Ukraina . O, wtedy byłoby dobrze, Polak zarabiałby
aktualnie 80 USD/m-c i miałby świetlane widoki na 110 USD/m-c .

> To wszystko zaprawione gleboko utrwalonym przekonaniem,
> ze polskie zaklady przemyslowe nadaja sie w najlepszym
> przypadku do sprzedazy.

Przykład górnictwa i hutnictwa odpowiedzialnego za jakieś 60mld PLN zadłużenia
budżetowego świadczą o tym, że cała gospodarka powinna zostać państwowa . Tak ?

> > - Narastanie zadłużenia ? Tu to już przesadziłeś do kwadratu.
> > B. jest chyba jedyną osobą w tym kraju który stara się ograniczyć
> > zadłużenie, a ty go oskarżasz że jednak rośnie ?
> > To już raczej wina pani Hani G.W. która poluzowała Kołodce stopy%.

Czy z mniejszymi czy z większymi stopami, czerwoni i tak by zadłużali budżet .
Następny odcinek cyklu "kredyt tworzy bank centralny" ? Już wyjaśniałem w
jednym wątku, liczba po liczbie z bilansu polskich banków, że kredyt to się
bierze z lokat a nie z banku centralnego .
Oczywiście, jeśli chodzi o stopy płacone przez czerwonych kredytobiorców-
rozpieprzaczy, cieszyłbym się, gdyby musieli płacić nie 5% rocznie, ale 100%
rocznie .
> ... i dostala nagrode dla najlepszego
> prezesa BC. Cuda jakies....

> Ale:istota problemow z nadierna ekspansja kredytu w latach 1998/99 byl kredyt
> dla osob fizycznych/firm, nie dla rzadu. No i oczywiscie ogromny deficyt CA
> spowodowany m.in. prywatyzacja i inwestycjami...

Jaką tam nadmierną ekspansją kredytów ? To może nadmierną ekspansją lokat
(podpowiadam od razu, że ani lokat ani kredytów w polskim systemie bankowym
nie ma zbyt dużo) .
Z kolei branie kredytów w dewizach przez sektor niepubliczny ma tyle samo
stron złych co i dobrych . Są zwyczajnie neutralne dla Kazia Kowalskiego .
Jeśli ktoś nie będzie w stanie spłacać kredytu w dewizach, problem będzie miał
tylko on i zachodni bank, nie JA ani TY.

> Zylo sie wtedy swietnie CO WSZYSCY ZWOLENNICY BALCEROWICZA JEMU PRZYPISYWALI.
> Jak tapnelo, to przypisuja czerwonym rozpieprzaczom.
> To mnie tak drazni.

Nie żyło się świetnie, bo każdy który dostrzegał paranoję szybkiego zadłużania
budżetu, rozpieprzania przychodów prywatyzacyjnych, KRĘPOWANIA gospodarki
przez czerwone szmaty polityczno-"biznesowe" i wpieprzania ogromnej kasy
w "politycznie silnych" (jakieś Ursusy, kopalnie, huty, rozrastająca sie sfera
urzędników państwowych, związkowców itd.itd.) , każdy z "dostrzegających"
widział rychły upadek tego cyrku . Teraz wszyscy widzą to co kiedyś widzieli
nieliczni .

Pozdrówka




Temat: RPP - smiac sie czy plakac?
RPP - smiac sie czy plakac?
Artykul o decyzji RPP:
www1.gazeta.pl/gospodarka/1,33405,1637742.html
Rada Polityki Pieniężnej pozostawiła w środę
bez zmian stopy procentowe. To oznacza, że
najpewniej obniży je za miesiąc, na następnym
posiedzeniu

Nie pomogło dokooptowanie do rady w ostatniej chwili
Jana Czekaja,
zwolennika cięcia stóp, który zasilił szeregi "gołębi".
Rada nie zmieniła stóp
i stopa interwencyjna nadal wynosi nie mniej niż 5,25
proc., lombardowa
6,75 proc., redyskontowa 5,75 proc., zaś depozytowa
3,75 proc.

Kto jak głosował dowiemy się dopiero za minimum sześć
tygodni (wtedy te
informacje są ujawniane), ale analitycy bankowi są
przekonani, że o takim
wyniku głosowania przesądził głos przewodniczącego RPP,
a zarazem
szefa banku centralnego Leszka Balcerowicza.

Parlament, który pospiesznie we wtorek dołączył Czekaja
do rady, licząc
na jego głos za obniżką stóp jeszcze na tym posiedzeniu
RPP, "wepchnął
Balcerowicza w objęcia jastrzębi". Pod nieobecność
bowiem Marka
Dąbrowskiego ("jastrzębia") i przy udziale Jana Czekaja
głosy zwolenników
i przeciwników cięć rozkładały się w radzie po równo. W
takiej sytuacji
decydował głos Balcerowicza. A skoro cięcia nie ma, to
znaczy, że
Balcerowicz był mu przeciwny.

- Gdyby rada w środę obcięła stopy, to dla rynków
finansowych znaczyłoby, że Balcerowicz przestał panować
nad stopami, a na to prezes NBP nie mógł sobie pozwolić
- uważa Janusz Jankowiak, główny ekonomista BRE
Banku. - Gdyby natomiast Czekaj nie wziął udziału w tym
posiedzeniu, to cięcie było bardziej prawdopodobne.

Co więcej analitycy uważają, że środowa decyzja RPP
oznacza, iż na koniec roku stopa referencyjna może
wcale nie spaść do poziomu 4,75 proc., co jeszcze
niedawno wydawało się pewne. Do końca roku zostały
bowiem jeszcze tylko trzy posiedzenia RPP (grudniowe
zwykle jest łączone z listopadowym). Sytuacja na
posiedzeniach rady będzie podobna jak za czasów, gdy
zasiadał w niej Janusz Krzyżewski - chociaż do
"gołębi" nie zaliczany, często w głosowaniu ich
popierał. Decyzje rady będą więc zależały faktycznie od
głosu
Balcerowicza.

Według Mateusza Szczurka z ING Banku w tym roku rada
obetnie stopy najwyżej raz i to o 0,25 proc. Główna
stopa nie spadnie więc poniżej 5 proc.- W najbliższych
miesiącach nie zmienią się dane makroekonomiczne,
które przemawiają przeciwko cięciu. Wzrost gospodarczy
nadal będzie przyspieszał, a inflacja będzie powoli
szła w górę i na koniec roku może dojść do 1,5 proc., a
w przyszłym osiągnie ponad 2 proc. - uważa
ekonomista ING Banku.

Jak powiedział na konferencji prasowej po posiedzeniu
Rady Leszek Balcerowicz obecny poziom stóp nie jest
przeszkodą dla ożywienia gospodarczego "jeśli zaś nie
będzie ono trwałe, to nie z powodu wysokości stóp
procentowych, tylko innych czynników". - Nie oznacza to
jednak wcale, że do końca roku Rada stóp już nie
będzie zmieniała. Na każdym posiedzeniu analizujemy
dane ekonomiczne, które mogą się przecież zmieniać -
powiedział Balcerowicz.

Według RPP na razie sytuacja wygląda tak, że nie ma
zagrożeń dla przyszłej inflacji (m.in. utrzymuje się
niskie
tempo wzrostu cen produkcji przemysłowej, a także niska
roczna dynamika podaży pieniądza, w zakładach
płace są silnie dyscyplinowane, a dynamika kredytów dla
przedsiębiorstw i gospodarstw domowych jest
umiarkowana). Jednocześnie wyraźnie wzmocniły się
sygnały ożywienia gospodarczego, m.in. rośnie
produkcja sprzedana przemysłu, poprawia się wyraźnie
sytuacja w budownictwie, rosną nakłady inwestycyjne
w przetwórstwie przemysłowym, poprawiają się wyniki
finansowe eksporterów.

RPP niepokoi się jednak stanem finansów publicznych. -
Długotrwałe utrzymywanie się deficytu w sytuacji, gdy
rośnie dług publiczny, niesie ryzyko dla trwałego
rozwoju gospodarczego - powiedział prezes Balcerowicz.




Temat: LPR przedstawiła program rozwoju GPW !!!!!!!!
LPR przedstawiła program rozwoju GPW !!!!!!!!
rynku kapitałowego kosztem depozytów
bankowych. Nasze środowisko polityczne ma tego świadomość. W tej chwili
aktywa funduszy inwestycyjnych w naszym kraju wynoszą około 4% PKB, w
biedniejszych krajach Europy Zachodniej 15-25%. Spodziewamy się, że na
pierwszym posiedzeniu Sejmu w grudniu zaprezentuje pan informację o programie
utworzenia funduszy polskich spółek proeksportowych przy Banku Gospodarstwa
Krajowego. Jednocześnie proponujemy, aby wspólnie zastanowić się nad formami
promocji tego typu funduszy.

9) Proponujemy, aby prezes giełdy warszawskiej w kwietniu każdego roku
przedstawiał na forum Sejmu informację o stanie polskiego rynku kapitałowego.
Mógłby scharakteryzować wówczas zmiany udziałów własności polskiej w spółkach
giełdowych, omawiałby zmiany relacji między eksportem a importem w
poszczególnych branżach reprezentowanych na polskim rynku akcji,
prezentowałby wyniki ankiet, w których analizowano by opinię emitentów na
temat ładu korporacyjnego, mówiłby o działalności Szkoły Giełdowej,
przedstawiałby dokonania giełdy w dziedzinie edukacji z zakresu rynku
kapitałowego, form promocji segmentu i funduszy spółek proeksportowych.

10) Uważamy, że giełda warszawska może odegrać ważną rolę w programie walki z
funduszami venture capital. O tym wielokrotnie mówiłam.

Proponujemy, aby przy giełdzie warszawskiej utworzyć elitarną szkołę
polskiego rynku kapitałowego - szkolono by tam osoby w zakresie doradztwa dla
małych i średnich polskich firm. Doradcy ci mogliby pretendować do pracy w
NBP. Bank centralny powinien pełnić rolę monobanku rynkowego, przyjmowałby
depozyty od gospodarstw domowych, udzielałby kredytów dla małych i średnich
firm, zwłaszcza w początkowej fazie ich działalności. Wedle takiej koncepcji
w jednostkach terenowych NBP pracowaliby wyszkoleni przez giełdę warszawską
doradcy, którzy obok tradycyjnej działalności kredytowej świadczyliby małym i
średnim firmom usługi doradcze z zakresu zarządzania, marketingu, planowania
finansowego. Polski bank proeksportowy utworzony z 5% aktywów walutowych NBP
pomagałby swym klientom w zdobywaniu nowych zagranicznych rynków zbytu. My
chcemy, aby małe i średnie polskie firmy nie były skazane na poczynania
funduszy venture capital.

Panie Marszałku! W imieniu Klubu Parlamentarnego Liga Polskich Rodzin
składam wniosek o odrzucenie informacji rządu w sprawie prywatyzacji Giełdy
Papierów Wartościowych.

Dzisiejsza debata to kolejny krok na drodze walki o odzyskiwanie,
utrwalanie i poszerzanie polskiego stanu własności w naszej gospodarce, o
odzyskanie wiary we własne siły i możliwości, o suwerenność Rzeczypospolitej.
Niechaj polska giełda pozostanie w polskich rękach.

Panie Marszałku, jeszcze jedno. Uważam za rzecz skandaliczną, że tak
ważna debata odbywa się dzisiaj w tych godzinach w prawie pustej sali
sejmowej. Dla nas giełda ze względu na wpływ na gospodarkę ma rangę
porównywalną do systemu bankowego. I dla nas jest kwestia taka, czy w ogóle
prywatyzować. My chcemy przedstawić program wykorzystania giełdy dla wzrostu
gospodarczego Polski, a nie jak prywatyzować. Dlatego dla nas ta debata już
jest dosyć późna, a nie za wczesna, jak twierdzą posłowie Platformy
Obywatelskiej. Dziękuję bardzo. (Oklaski)




Temat: Fundacje walczą o pieniądze
Fundacje walczą o pieniądze
Fundacja Przeciw Leukemii i Fundacja Urszuli Jaworskiej, obie zajmujące się
pomocą osobom chorym na białaczkę, zarzucają sobie nieuczciwość. Prywatna
wojna o kasę odbija się na pacjentach.

Stronami konfliktu są osoby, które kiedyś zetknął los. Jedna zawdzięcza
drugiej życie.

Przyjaźń i rozstanie

O heroicznej walce Urszuli Jaworskiej z białaczką słyszała cała Polska. W 1997
r. tancerka znana m.in. z grupy Sabat jako pierwsza w Polsce przeszła
przeszczep szpiku.

– To ja przyczyniłam się do uratowania jej życia – mówi Monika Sankowska. Do
dziś nazywa Jaworską „wizytówką swojej pracy i profesjonalizmu”. W 1997 roku,
będąc pracownikiem Instytutu Hematologii, dobrała jej dawcę.

Wkrótce potem Urszula Jaworska założyła fundację, która miała na celu
utworzenie rejestru polskich dawców. Sankowska jej pomagała. Po dwóch latach
panie się rozstały. Sankowska założyła Fundację Przeciw Leukemii (inna nazwa
białaczki) i doprowadziła do utworzenia specjalistycznej poradni Medigen,
badającej potencjalnych dawców.

Czy chodzi o pieniądze

Od tamtego momentu trwa wojna. Obie strony dość oględnie mówią o przyczynach
tego konfliktu. Jaworska nie komentuje tego publicznie, a Sankowska mówi, że
miała dość metod działania swojej byłej pacjentki.

Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to można domniemywać, że jedną z przyczyn
wzajemnej niechęci są pieniądze z publicznej kasy. Choć zaprzecza temu zarówno
jedna, jak i druga fundacja, to faktem jest, że obie ostro konkurują. I że
pozyskują finanse z tego samego źródła. Za poszukiwanie odpowiedniego dawcy
dla chorego płaci im Ministerstwo Zdrowia (do 20 tys. zł). Państwo płaci też
za przeszczep (ok. 230 tys. zł). Im mniejsza konkurencja, tym więcej pieniędzy
dla każdej z wojujących ze sobą fundacji.

Oskarżenia o zabójstwo

Konflikt ciągnie się już od kilku lat i ma różne odsłony. Monika Sankowska
opowiada, że kiedyś przed domem zastała zapalone znicze i o tym, że grożono
jej mafią. Z obu stron sypią się donosy do prokuratury, trwa wzajemne
nasyłanie kontroli. Fundacja Urszuli Jaworskiej zarzuca Fundacji Sankowskiej,
że ta zawyża koszty badań. Z drugiej strony płyną wątpliwości co do
rzetelności Jaworskiej. Ta z kolei ma pretensje, że poszukując dawców,
Sankowska nie korzysta z jej banku danych. Czesław Baranowski, prezes Fundacji
Urszuli Jaworskiej, opowiada o tym, że w ich banku był dawca, a Sankowska nie
skorzystała z niego. Pacjent zmarł. Kontrola Ministerstwa Zdrowia nie
potwierdziła jednak zarzutu o pomijaniu rejestru Jaworskiej. Przed sądem toczy
się sprawa o zniesławienie przeciw Jaworskiej.

Kolejna odsłona konfliktu ma miejsce właśnie w tej chwili. W ślad za medialną
kampanią Fundacji Jaworskiej na rzecz pozyskania pieniędzy, do dziennikarzy
dotarła informacja o jej nieuczciwości. Nadawcą jest Fundacja Przeciw
Leukemii. Działalność Jaworskiej opisuje tak: „Przejmowanie pieniędzy
wyżebranych przez chorych i zgromadzonych na koncie FUJ, szaleńcze zbiórki
publiczne, z których nic nie wynika (...)”.

– Idziemy do sądu – mówi w odpowiedzi Baranowski. – Przez oszczerstwa
Sankowskiej ludzie tracą do nas zaufanie. Będziemy walczyć o odszkodowania za
utracone przez to wpływy.

Ręce opadają

– Przecież ci ludzie mogliby wspólnie zrobić wiele dobrego dla chorych,
zamiast walczyć – komentuje dr Janusz Meder, prezes Polskiej Unii Onkologii. –
Konflikt dojrzał do tego, by wkroczył tu minister zdrowia i np. utworzył jeden
centralny bank dawców szpiku – uważa dr Meder.
/ŻW/




Temat: Komentator bedzie bardzo zadowolony
Komentator bedzie bardzo zadowolony
To tak a propos wydawania za granica pieniazkow prze Polakow.
Prawdopodobnie ta wydawana za granica czesc kasy to kasa, ktora "zmienila
kanal".Z panstwowego na prywatny.

"Widmo bankructwa zawisło nad Polską
(Puls Biznesu/07.08.2003, godz. 10:09)

Nie można wykluczyć scenariusza argentyńskiego i bankructwa państwa -
ostrzegł Leszek Balcerowicz, prezes NBP. Jerzy Hausner, minister gospodarki
i pracy także mówił o ryzyku katastrofy finansów publicznych.

Ekonomiści przyznają, że sytuacja jest bardzo poważna.

Na przestrzeni jednego tygodnia szef banku centralnego i wicepremier
odpowiedzialny za gospodarkę ostrzegli, że grozi nam kryzys finansów
publicznych.

- Poziom długu publicznego już jest niebezpieczny. Nie można wykluczyć
scenariusza argentyńskiego, że państwo zbankrutuje. Tolerowanie wysokich
strat górnictwa, hutnictwa i przemysłu stoczniowego, czy PKP zagraża
pozostałym branżom oraz całemu budżetowi - mówi Leszek Balcerowicz, prezes
NBP.

- Jeżeli nie podejmiemy reform to w 2006 r. deficyt budżetowy sięgnie 60
proc. PKB Ń ostrzegał Jerzy Hausner, minister gospodarki i pracy.

Teoretyczne bankructwo

Ekonomiści przyznają, że utrzymujący się wzrost zadłużenia publicznego jest
poważnym zagrożeniem.

- Biorąc pod uwagę skalę przyrostu potrzeb pożyczkowych budżetu w tym i w
przyszłym roku, to zagrożenie jest znaczne - twierdzi Dariusz Filar, główny
ekonomista Pekao SA.

- Mamy obecnie wysoki poziom deficytu budżetowego i umiarkowany poziom długu
publicznego. Znajdujemy się jednak na ścieżce wzrostu zadłużenia. Oznacza
to, że w przyszłości możemy nie być w stanie obsłużyć długu. Grozi nam
wówczas taka sytuacja jak niedawno w Rosji, która przestała spłacać
zadłużenie wewnętrzne - dodaje Maciej Krzak, główny ekonomista Banku
Handlowego.

Obaj twierdzą jednak, że choć tendencje są negatywne, mówienie o bankructwie
jest pewną przesadą. Zdaniem Macieja Krzaka jest to zagrożenie teoretyczne,
ale ono istnieje.

Widmo recesji

Rosnący deficyt może jednak zagrozić rysującemu się ożywieniu gospodarczemu.
Leszek Balcerowicz ostrzega, że wraz z rosnącymi potrzebami pożyczkowymi
rządu, inwestorzy będą się domagać wyższej premii za ryzyko.

- Mamy obecnie przecenę papierów rządowych, która w Polsce jest głębsza niż
na świecie. Oznacza to pojawienie się zaniepokojenia za strony inwestorów -
twierdzi Dariusz Filar.

Rosną wówczas koszty pozyskania długi i jego obsługi, w związku z czym
zadłużenie narasta coraz szybciej.

- W tej sytuacji następuje wzrost rynkowych stóp procentowych, co z kolei
zwiększa koszty inwestycji. Takie zjawisko prowadzi do wystraszenia
inwestorów i grozi deprecjacją złotego, czyli wzrostem inflacji. To może
spowodować z kolei podniesienie stóp procentowych przez NBP. Pojawia się
ryzyko recesji - tłumaczy Maciej Krzak.

Możliwe jest jednak, że przez długi czas będzie utrzymywać się optymizm
inwestorów i będą oni gotowi finansować deficyt. Kapitał będzie wówczas
napływał, a złoty umacniał się. Uśpi to czujność polityków.

Taka sytuacja nie będzie jednak trwała wiecznie - w pewnym momencie może
zabraknąć środków na obsługę zadłużenia.

Pomoże konstytucja

Cała nadzieja w uregulowaniach prawnych oraz w wejściu Polski do strefy
euro. Ustawa o finansach publicznych i konstytucja uniemożliwiają bowiem
konstruowanie deficytowych budżetów, gdy dług publiczny sięgnie 60 proc.
PKB. Jerzy Hausner przyznał, że działania zapobiegawcze trzeba podjąć teraz.
We wrześniu rząd ma przyjąć plan racjonalizacji wydatków publicznych oraz
strategię finansowa na lata 2004-2007, przygotowującą Polskę do wejścia do
strefy euro. By jednak mogło to nastąpić, nasz kraj musi spełnić tzw.
kryteria konwergencji. Jedno z nich nakazuje utrzymanie deficytu budżetowego
poniżej 3 proc. PKB, drugie - pozostawanie długu publicznego poniżej poziomu
60 proc. PKB.

- Wicepremier Hausner zdaje sobie sprawę, że im większy dług publiczny, tym
poważniejsze będą problemy z przystąpieniem do strefy euro - podkreśla
Marcin Mróz, ekonomista Societe Generale.

Łukasz Świerżewski"




Temat: Być może ta męcząca zabawa już się kończy
Być może ta męcząca zabawa już się kończy
Widmo bankructwa zawisło nad Polską
(Puls Biznesu/07.08.2003, godz. 10:09)

Nie można wykluczyć scenariusza argentyńskiego i bankructwa państwa -
ostrzegł Leszek Balcerowicz, prezes NBP. Jerzy Hausner, minister gospodarki
i pracy także mówił o ryzyku katastrofy finansów publicznych.

Ekonomiści przyznają, że sytuacja jest bardzo poważna.

Na przestrzeni jednego tygodnia szef banku centralnego i wicepremier
odpowiedzialny za gospodarkę ostrzegli, że grozi nam kryzys finansów
publicznych.

- Poziom długu publicznego już jest niebezpieczny. Nie można wykluczyć
scenariusza argentyńskiego, że państwo zbankrutuje. Tolerowanie wysokich
strat górnictwa, hutnictwa i przemysłu stoczniowego, czy PKP zagraża
pozostałym branżom oraz całemu budżetowi - mówi Leszek Balcerowicz, prezes
NBP.

- Jeżeli nie podejmiemy reform to w 2006 r. deficyt budżetowy sięgnie 60
proc. PKB Ń ostrzegał Jerzy Hausner, minister gospodarki i pracy.

Teoretyczne bankructwo

Ekonomiści przyznają, że utrzymujący się wzrost zadłużenia publicznego jest
poważnym zagrożeniem.

- Biorąc pod uwagę skalę przyrostu potrzeb pożyczkowych budżetu w tym i w
przyszłym roku, to zagrożenie jest znaczne - twierdzi Dariusz Filar, główny
ekonomista Pekao SA.

- Mamy obecnie wysoki poziom deficytu budżetowego i umiarkowany poziom długu
publicznego. Znajdujemy się jednak na ścieżce wzrostu zadłużenia. Oznacza
to, że w przyszłości możemy nie być w stanie obsłużyć długu. Grozi nam
wówczas taka sytuacja jak niedawno w Rosji, która przestała spłacać
zadłużenie wewnętrzne - dodaje Maciej Krzak, główny ekonomista Banku
Handlowego.

Obaj twierdzą jednak, że choć tendencje są negatywne, mówienie o bankructwie
jest pewną przesadą. Zdaniem Macieja Krzaka jest to zagrożenie teoretyczne,
ale ono istnieje.

Widmo recesji

Rosnący deficyt może jednak zagrozić rysującemu się ożywieniu gospodarczemu.
Leszek Balcerowicz ostrzega, że wraz z rosnącymi potrzebami pożyczkowymi
rządu, inwestorzy będą się domagać wyższej premii za ryzyko.

- Mamy obecnie przecenę papierów rządowych, która w Polsce jest głębsza niż
na świecie. Oznacza to pojawienie się zaniepokojenia za strony inwestorów -
twierdzi Dariusz Filar.

Rosną wówczas koszty pozyskania długi i jego obsługi, w związku z czym
zadłużenie narasta coraz szybciej.

- W tej sytuacji następuje wzrost rynkowych stóp procentowych, co z kolei
zwiększa koszty inwestycji. Takie zjawisko prowadzi do wystraszenia
inwestorów i grozi deprecjacją złotego, czyli wzrostem inflacji. To może
spowodować z kolei podniesienie stóp procentowych przez NBP. Pojawia się
ryzyko recesji - tłumaczy Maciej Krzak.

Możliwe jest jednak, że przez długi czas będzie utrzymywać się optymizm
inwestorów i będą oni gotowi finansować deficyt. Kapitał będzie wówczas
napływał, a złoty umacniał się. Uśpi to czujność polityków.

Taka sytuacja nie będzie jednak trwała wiecznie - w pewnym momencie może
zabraknąć środków na obsługę zadłużenia.

Pomoże konstytucja

Cała nadzieja w uregulowaniach prawnych oraz w wejściu Polski do strefy
euro. Ustawa o finansach publicznych i konstytucja uniemożliwiają bowiem
konstruowanie deficytowych budżetów, gdy dług publiczny sięgnie 60 proc.
PKB. Jerzy Hausner przyznał, że działania zapobiegawcze trzeba podjąć teraz.
We wrześniu rząd ma przyjąć plan racjonalizacji wydatków publicznych oraz
strategię finansowa na lata 2004-2007, przygotowującą Polskę do wejścia do
strefy euro. By jednak mogło to nastąpić, nasz kraj musi spełnić tzw.
kryteria konwergencji. Jedno z nich nakazuje utrzymanie deficytu budżetowego
poniżej 3 proc. PKB, drugie - pozostawanie długu publicznego poniżej poziomu
60 proc. PKB.

- Wicepremier Hausner zdaje sobie sprawę, że im większy dług publiczny, tym
poważniejsze będą problemy z przystąpieniem do strefy euro - podkreśla
Marcin Mróz, ekonomista Societe Generale.

Łukasz Świerżewski




Temat: Jak uratować stadion nad Kłodawką
Na rynku widać już pierwsze symptomy wzrostu cen związanego z naszym wejściem
do Unii Europejskiej. Na podwyżki od 1 maja VAT-u na niektóre produkty nałożył
się dodatkowo wzrost cen paliw na rynkach światowych.

W sklepach już podrożały, na przykład, materiały budowlane czy artykuły
dziecięce. Nasz reporter odwiedził jeden ze sklepów artykułami dziecięcymi w
Warszawie, gdzie pracownicy właśnie zmieniali ceny towarów.

Mariusz Ożeniecki ze sklepu "Calineczka i Gagatek" obawia się, że wzrost cen
związany ze wzrostem VAT-u może doprowadzić do spadku sprzedaży. "Artykuły
dziecięce dotychczas już były dosyć drogie, a podwyżka o kilkanaście procent
może spowodować, że większości rodziców po prostu nie będzie stać na zakup
nawet najpotrzebniejszych produktów"- mówi sprzedawca.

Znacznie zdrożały też paliwa na stacjach benzynowych. "Tu, mimo wzrostu cen na
rynkach światowych, decyzje handlowców niekoniecznie były uzasadnienie" -
powiedziała prezes Polskiej Izby Paliw Płynnych Aurelia Kuran Puszkarska. Jej
zdaniem, rafinerie chcą po prostu skorzystać na całym zamieszaniu związanym z
wejściem naszego kraju do Unii Europejskiej. "Moim zdaniem to co dzieje się na
stacjach benzynowych to już przesada" - powiedziała prezes Puszkarska.

Rzecznik prasowy "Tesco Polska" Wojciech Sokół zapewnił natomiast, że po 1 maja
nie wzrosły ceny żywności. "Minimalnie wzrosły natomiast ceny materiałów
budowlanych i przemysłowych ale ma to związek ze wzrostem wysokości VAT-u na
niektóre towary" - mówił Wojciech Sokół. Rzecznik "Tesco" podkreślił, że
spodziewa się też spadku cen niektórych produktów, ale nie ma jeszcze pełnych
danych na ten temat.

Drożeje pieczywo

Tymczasem chociaż po naszym wejściu do Unii Europejskiej chleb i bułki nadal są
nadal objęte dotychczasową 7-procentową stawką VAT, to wszystko wskazuje na to,
że nie unikniemy podwyżek cen pieczywa.

Prezes Cechu Piekarzy Warszawskich Bogdan Mamaj powiedział, że wynikać to
będzie przede wszystkim z rosnących kosztów. "Rosną koszty związane z energią,
płacami, czynszami i paliwem i jeśli wszystko drożeje, to także ceny pieczywa
będą musiały pójść w górę" - powiedział Bogdan Mamaj. Jego zdaniem, ceny
pieczywa w Polsce i w innych krajach unijnych będą się z upływem czasu
wyrównywać, co oznaczać będzie podwyżki cen pieczywa. Bogdan Mamaj zwrócił
uwagę, że w krajach unijnych pieczywo jest dużo droższe niż w Polsce. "W
Berlinie najtańszy bochenek chleba kosztuje kilkakrotnie więcej niż u nas" -
dodał.

Z niektórych regionów kraju nadchodzą jednak wiadomości, że ceny chleba z
powodu drożejących surowców już poszły w górę. Bogdan Mamaj powiedział, że w
kraju mamy 10 tysięcy piekarni i żeby mogły one nadal funkcjonować, piekarze
muszą mieć zysk ze swojej działalności.

Akcja "Pilnujemy cen"

W ostatnich dniach przed długim majowym weekendem rzadziej jednak dzwoniliśmy
na numer infolinii NBP, gdzie pracownicy banku centralnego zbierają od nas
wiadomości o ruchach cen. Z informacji udzielonej przez rzeczniczkę NBP Izabelę
Świderek wynika, że do tej pory na numer infolinii - 0-801 305 305 zadzwoniło
około siedmiu tysięcy osób. Rzeczniczka powiedziała, że dzwoniący zgłaszają
przede wszystkim zmiany cen artykułów spożywczych i leków. Informowaliśmy także
o zaobserwowanych zmianach cen materiałów budowlanych i koksu a ostatnio także
o podwyżkach cen za usługi, w tym za telewizję kablową. Celem wspólnej akcji
NBP, "Gazety" i Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów jest zapobieżenie
wykorzystania przez dostawców towarów naszego wejścia do Unii Europejskiej jako
pretekstu do podwyższania cen.




Temat: Rodzyneczek!
Rodzyneczek!
arch.rp.pl/a/rz/2002/12/20021216/200212160050.html?k=on;t=2002120620030205

Fragmenty:

Wydatki związane z naszymi płatnościami do budżetu Unii w latach 2004 i 2005
oraz koniecznością wykorzystania funduszy strukturalnych sprawiają, że te
lata będą nadal okresem zaciskania pasa przez wszystkich uzależnionych od
państwowej kasy.
...

Jeżeli państwo nie zdobędzie się poważne reformy strukturalne, to taka
sytuacja będzie oznaczać, że czekają nas kolejne lata zamrożenia progów
podatkowych, pazernego fiskusa i braku inwestycji. Zwłaszcza ta ostatnia
sprawa jest niepokojąca, bo możemy mieć możliwość wykorzystania funduszy
strukturalnych wartych kilkanaście miliardów euro. Jednak by "ugryźć" te
pieniądze, musimy wyłożyć na ten cel około 1/4 wartości tych inwestycji.
Szacuje się, że w pierwszych latach na ten cel powinniśmy wydać około 1 mld
euro rocznie.

....

Pechowy 2004 rok

Przed paroma dniami pisaliśmy o kłopotach ze stworzeniem budżetu 2004 r.
Według naszych szacunków, dzięki temu, że przystąpimy do Unii dopiero od
maja, deficyt budżetowy powinien wzrosnąć o ponad 14 mld zł względem
przyszłorocznego. Przypomnijmy, że Ministerstwo Finansów przewidywało na 2004
r. spadek deficytu o 1,8-5,9 mld zł.

Sytuacja budżetu w 2004 r. będzie o tyle trudna, że znikną nasze przychody z
ceł (3,5 mld zł w 2003 r.), trzeba będzie zapłacić składkę do budżetu UE -
6,2 mld zł i potrzeba około 4 mld zł na współfinansowanie inwestycji
prowadzonych z funduszy strukturalnych unijnych. Dodatkowo trzeba liczyć się
z mniejszymi o 2,7 mld zł wpływami z zysku NBP.

.....

Już z tego zestawienia widać, że mało prawdopodobne jest, by budżet
wyasygnował jakieś kwoty na dodatkowe podniesienie dopłat dla rolników. By
dociągnąć je do poziomu 42 proc., trzeba będzie wyłożyć około 40 mln euro w
2004 r. Nie wydaje się jednak, by wicepremier Kołodko, przynajmniej w
pierwszych latach, godził się na dopłacanie do poziomu 55 proc. Na ten cel
państwo musiałoby tylko w 2004 r. wyłożyć kwotę rzędu 1,5 mld zł.

Tajemnicza reforma

Resort nie chce udzielać żadnych informacji na temat reformy finansów
publicznych. Minister finansów Grzegorz Kołodko zapowiedział jedynie, że w
połowie stycznia przedstawi projekt reformy zmniejszający tzw. wydatki
sztywne. Można się spodziewać, że niektóre decyzje nie będą zbyt popularne.

......

Do reformy finansów publicznych nawoływał w piątek na konferencji prasowej
Leszek Balcerowicz, prezes NBP. Jego zdaniem, pomogłoby nam w tym jak
najszybsze przystąpienie do unii walutowej. Według niego, uzdrowienie
finansów jest warunkiem trwałego rozwoju, a nie jakimś specjalnym poświęcenie
dla Unii

.....

Jak wykorzystać fundusze

Ministerstwo Finansów pracuje też nad stworzeniem systemu, który pozwoli nam
wykorzystać środki unijne.

- Rzeczywiście faktyczna dostępność środków unijnych w 2004 r. będzie
niewielka - powiedziała "Rz" prof. Elżbieta Chojna-Duch z Wydziału Prawa i
Administracji Uniwersytetu Warszawskiego i zarazem doradca ministra finansów.
Powód? Polska ma obowiązek przygotować i uzgodnić nie tylko Narodowy Plan
Rozwoju (przyjęty przez rząd i przekazany do Brukseli), ale i dokument zwany
Podstawami Wsparcia Wspólnoty. Oprócz tego ma opracować programy operacyjne,
które potem pozwolą nam dobrze wykorzystywać środki pochodzące z Unii. Jednak
przyjęcie przez Komisję Europejską zarówno programu Podstaw Wsparcia
Wspólnoty, jak i programów operacyjnych, formalnie możliwe będzie dopiero po
przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej, czyli po 1 maja 2004 r.

- Ze względu na procedury formalne trwające zazwyczaj od trzech do pięciu
miesięcy, a następnie okres wakacyjny, może okazać się, że transfer środków
unijnych na rzecz Polski nastąpi najwcześniej w grudniu, przez nie wejdą one
do obiegu gospodarczego w roku 2004 - usłyszeliśmy od jednego z ekspertów.

Wydatki będą większe

Składka na rzecz budżetu UE nie jest jedyną opłatą, jaką będziemy wnosić
będąc członkiem Wspólnoty. Oprócz tego będziemy musieli odprowadzać np.
składki do EBI (tj. Europejskiego Banku Inwestycyjnego) - w czerwcu i w
grudniu 2004 r. (106,17 mln euro). Oprócz tego mamy np. deklarację wpłaty 5
proc. wartości subskrypcyjnego kapitału Europejskiego Banku Centralnego
(czyli około 13-14,3 mln euro), co ma nastąpić z dniem przystąpienia Polski
do Unii Europejskiej. Pozostałą część kapitału, czyli 272,7 mln euro Polska
będzie zobowiązana wpłacić dopiero po wstąpieniu do Unii.

Koniec cytatu

TO NIE JA PISALEM - TO RZEPA, DO NICH KIEROWAC EWENTUALNE KOMENTARZE I
PRETENSJE

Robert de Molesme
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chadowy.opx.pl



  • Strona 2 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 92 wypowiedzi • 1, 2, 3