Czytasz wypowiedzi wyszukane dla słów: prezentacje-ppsy





Temat: Wyszorowalam wanne na wiesci z krzy bobowych
...
Po drodze był Ostrowiec Świętokrzyski. Za prowadzącym Grohem cały
peleton dwukrotnie okrążył jedno z rond. Myśleliśmy, że w celu
prezentacji lokalnych zwyczajów parkowania (aborygeni zostawiają
swoje rącze pojazdy w zasadzie dowolnych miejscach: metr od
krawężnika, przy wysepce ronda, skosem, na przejściu dla pieszych
itp.). Ale nie. Wybieraliśmy optymalną trasę do Opatowa. Tamże
zaparkowaliśmy na rynku, przy małym lokalu z szyldem 'Kawiarnia'. Po
drugiej stronie rynku znajdował się o wiele większy lokal z dużym
ogródkiem. Polecieliśmy do niego i ... Było jak zwykle, czyli proszę
won, bo ma być wesele. No to zrobiliśmy won do kawiarni, gdzie
uzyskaliśmy... cenną wiedzę, że lokal przeniósł się tam gdzie
byliśmy. Oraz że w lewo za rogiem jest lokal, który na pewno nas
obsłuży. Kolejny raz przemierzyliśmy Opatowski rynek i dotarliśmy do
lokalu serwującego dania regionalne - pizzę, frytki, kebab, itp. na
miejscu (niewielkim) i na wynos. Ponieważ cała wycieczka i tak by
się nie zmieściła wróciliśmy do wesela. Tam udało się nam uzyskać
napoje oraz wyznaczyć reprezentację do zwiedzania podziemi. Ten
punkt programu był najbardziej emocjonujący. Zwiedzanie, nie
wyłanianie. Pozareprezentacyjni i, co ty szklić, najbardziej głodni
wycieczkowicze udali się do knajpy regionalnej. Tam zaspokoiliśmy
głód. Nawet z górką, bo nie udało mi się wynegocjować samej nogi
kurczaka, tylko pół całości. Anatolskie psiaki miały coś na ząb. Po
powrocie eksploratorzy podziemi też się tam posilili. Kolejna
reprezentacja poleciała do kościoła. Długooo nie wracali i tu są
dwie wersje. Albo załapali się na nieszpór, albo się spowiadali. Na
spowiedź, to jednak chyba byli za krótko... Kupiliśmy kiełbasę,
kaszankę i piwo. Myślę, że po tygodniu miasto odbuduje zapasy.
Z pełnego atrakcji (i super czystego!) miasteczka udaliśmy się do
Łagowa, do miejsca zamieszkania krewnego Starej Gropy. Po
tradycyjnej już rundce, wokół tym razem rynku, troszkę się
cofnęliśmy i uliczkami i dróżkami o szerokości 1,2 metra dotarliśmy
do jaskini. Jaskinia walnęła Stefana w łe..., w głowę. Zupełny brak
szacunku, zbójeckie zwyczaje! Po reanimacji rannego wyruszyliśmy do
Anatolki.
W podróży towarzyszyła nam burza. Gromów było niewiele (może jednak
się wyspowiadali?), ale wody nie żałowano. I w jej to towarzystwie
zaparkowaliśmy na gumnie anatolskim. Jakoś nam się nie spieszyło z
wysiadaniem. Niebiosa uznały, że dokuczyły nam wystarczająco i
zakończyły lanie wody. Powitaliśmy się z drużyną Bumbeckiej i
przenieśliśmy się pod gościnny dach.
Pod dachem zaserwowano nam zalewajkę/żurek, żurek/zalewajkę. Spór
Lyliki z panią Anią o terminologię i technologię odebrał tej
ostatniej sen w nocy. Nie technologii, tylko pani Ani. Żyje ona od
tej pory (ciągle pani Ania) z poczuciem winy. Nie wiadomo czy
jeszcze kiedyś przyjmie tak kłopotliwych gości. A jeżeli już, to na
pewno nie poda im zupy. No może jak będziemy bez Szefowej. Wróć! Nic
nie mówiłem, przesłyszeliście się.
Rozpaliliśmy ognisko. Nie musieliśmy zbierać chrustu, wszystko było
gotowe. Ciepło ognia wykorzystywaliśmy do suszenia tyłków wilgotnych
od mokrych siedzisk oraz do pieczenia kiełbasek. Obie czynności
powiodły się. Sławek zajął się gotowaniem bobu, skupionego z całego
regionu przez Grohę, Jak mu się udało (Sławkowi, nie bobu)
jednocześnie piec kiełbasę i ugotować idealnie nasz przysmak, nie
wiadomo. Wyszła go nam miednica. Obżarliśmy się do wypęku. Potem
jeszcze była pieczona w żarze kaszanka. W trakcie piwo. Pełna
rozpusta.
Jak zwykle mowa była o wszystkim. Oczywiście jednocześnie. Między
innymi obserwowaliśmy gwiazdy na niebie, w mieście niedostępne.
Wśród nich wypatrzyliśmy też stację orbitalną. Żeby lepiej pokazywać
sobie niebiańskie obiekty, świeciliśmy latarkami
Od pierwszego postawienia stopy na anatolskiej ziemi towarzyszyły
nam lokalne psy i jeden z kotów. Wszystkie źwierzątka tydzień nie
jadły i reflektowały nawet na marchewkę, Aż dziw, że nie popękały od
wyżebranej strawy. Następnego dnia spały po kątach do południa i już
mniej wyciągały pyski.
Około północy skończyło się nam drewno i postanowiliśmy udać się na
spoczynek. Śniadanie obstalowaliśmy na dziesiątą. Osioł Luis nie
zawiódł i ryczał o świcie. Mimo licznych interwałów w śnie, Luisa
przespałem. Za to o 6 był kogut. Ale taki malutki, o nie
wytrenowanym dziobie. Kogut Barona nie żyje. Pani Ania nie zdradziła
bliższych szczegółów jego zejścia. Nie wiemy czy to był planowy
niedzielny rosół, czy może jednak ktoś z gości...
W niedzielę jakoś się pobudziliśmy i czas do południa spędziliśmy na
miejscu. Później pojechaliśmy oglądać kielecki kamieniołom, muzeum
zabawek i do domciu.
Groha poodznaczała każdego swoimi wyróżnieniami
Było wspaniale. Wszystkim dziękuję.






Temat: "Jedno Echo", czyli Teatr Remus w akcji
"Jedno Echo", czyli Teatr Remus w akcji
To projekt muzyczno-teatralny realizowany przez Stowarzyszenie Teatralne Remus
z zespołem zaproszonych artystów. Jest to cykl trzech koncertów a capella,
dzięki którym na jeden wieczór ożyją i zabłysną post-industrialne przestrzenie
warszawskiej Pragi, rzadko lub jeszcze nigdy nie wykorzystywane na cele
kulturalne. W koncertach wykorzystana zostanie akustyka i możliwości
inscenizacyjne, jakie daje różnorodność tych przestrzeni i ich specyfika
architektoniczna, wynikająca z różnorodności funkcji, jakie spełniały.

Pierwsze miejsce to siedziba Teatru Remus wraz z jej bezpośrednim otoczeniem:
sala teatralna, strych budynku oraz dziedziniec od strony ul. Inżynierskiej 3
(podwórko dawnego magazynu mebli, potem siedziba firmy szkolącej psy obronne)
z halą produkcyjną chińskiej manufaktury z lat 90-tych, rampą, oknami, boksami
dla psów, bramą, schodami przeciwpożarowymi, dachami, korytarzem i pustostanem
na parterze budynku. Pozostałe lokalizacje to stary młyn przy ulicy Objazdowej
2, nieczynna piekarnia oraz hala produkcyjna w oficynie budynku przy ul. 11
Listopada 10 i tzw. "Sala Miodowa" w Warszawskiej Wytwórni Wódek "Koneser"
www.wwwkoneser.pl.

Projekt "Jedno Echo" to wyjątkowe, twórcze spotkanie artystów reprezentujących
różne tradycje i techniki wokalne: bułgarską, ukraińską, afrykańską, litewską,
perską oraz tuwański śpiew gardłowy, a także autorską technikę sekwencyjnej
improwizacji głosowej wypracowaną przez zespół Teatru Remus na podstawie
doświadczeń współpracy z duńskim Teatrem Odin (Odin Teatret) www.odinteatret.dk.

Projekt wpisuje się również w wieloletni program animacji kultury prowadzony
przez Stowarzyszenie Teatralne Remus w lokalnej społeczności na Pradze Północ.
Członkowie zespołu Stowarzyszenia, któremu jako jedynej grupie artystycznej
funkcjonującej na terenie tzw. Praskiego "Trójkąta Bermudzkiego" udało się
nawiązać żywą relację z lokalną publicznością, kilka lat temu zaczynali od
wyjścia na praskie ulice i podwórka z postaciami teatru ulicznego i
proponowania praskim dzieciom warsztaty szczudlarskie, muzyczne i
brazylijskiej sztuki walki/tańca capoeira.

Dzieci były jednak tylko furtką do nawiązania kontaktu z dorosłymi
mieszkańcami, którzy najpierw włączyli się w warsztaty i przygotowanie
występów dzieci, potem - latem 2006 - gościli Teatr Remus ze spektaklami na
swoich podwórkach-studniach i odpowiadali na nie spontanicznym "barterem" -
prezentacją wszystkiego co sami posiadają niezwykłego - od egzotycznych ptaków
po własne postaci teatralne.

"Jedno Echo" jest próbą zaproponowania praskiej publiczności ambitniejszej
oferty niż uliczne clownady, która może dać im równie uniwersalne, lecz
głębsze przeżycie artystyczne, dzięki niezwykłym możliwościom ludzkiego głosu
prezentowanym przez zespół, niekonwencjonalną przestrzeń i unikalna akustykę
przestrzeni post-industrialnych.

Jednocześnie, celem przybliżenia warszawskiej publiczności tradycji, z których
czerpią artyści, odbędą się otwarte warsztaty poszczególnych technik
wokalnych: bułgarskiej, afrykańskiej, ukraińskiej i śpiewu gardłowego.
Koncerty

* środa, 6 czerwca 2007, godz. 20.30, siedziba Teatru Remus, ul. Inżynierska 3,
* niedziela, 10 czerwca 2007, godz. 20.30, ul. Targowa 80
* piątek, 22 czerwca 2007, godz. 20.30, ul. 11 Listopada 10

teatrremus.pl

Pzdr
M44
Warszawa subiektywnie
Stowarzyszenie NOWA PRAGA





Temat: Dystrofia...uleczalna czy nie..?:(
Będę szczery do bólu:(
Będę szczery do bólu. Wiem dużo o tej chorobie mimo że np. mama mojej
dziewczyny myśli że ona wie lepiej od wszystkich, ale to taka mała dygresja. Od
razu przyznam że na pewno nie wiem wszystkiego. Ale jak z kimś chce się wieść
życie na dobre i na złe, należy się poważnie zastanowić i dowiedzieć wszystkie
za i przeciw.

A więc odpowiadam

Po pierwsze choroba jest śmiertelna. Choć trzeba to ująć troszkę inaczej. Ona
jest jak AIDS (nie chodzi mi o zarażenie bo się zarazić nie można) Bo tak jak w
tamtej chorobie wyniszcza twój organizm i umierasz na coś zupełnie innego.

Najczęściej przyczyną śmierci jest niewydolność płuc (zaczyna się od zpalenia
oskrzeli i płuc a dalej można się domyśleć). Mięśnie nie mają jak ściskać i
rozszerzać płuc i kończy się na oddziale w szpitalu pod respiratorem. Wiem o
tym że moja dziewczyna i tak może skończyć, ale ją kocham i nie zostawię.

Drugą przyczyną może być niewydolność krążenia. Serce przecież to też mięsień i
to jeden z ważniejszych.

Żeby dokończyć ten strasznie smutny ton dodam że najczęściej choroba dotyka
mężczyzn i kończą oni swój żywot zazwyczaj przed 20 rokiem życia.

Są dwa najbardziej popularne odmiany zaniku: rdzeniowy (dotyka dziewczyny i
facetów) i Duchenne`a (chorują tylko chłopcy). Moja dziewczyna ma rdzeniowy
zanik mięśni. Są jeszcze inne odmiany ale dokładnie nie znam ich przebiegu.
Natomiast pewne jest że (przynajmniej tak widzę z doświadczenia) zanik mięśni
Duchenne`a przebiega szybciej niż rdzeniowy.

Przważnie lekarze mówią że nikt nie dożywa 20 ale moja dziewczyna jest jakby
zaprzeczeniem tej teorii bo ma 23 lata. Fakt choroba postępuje i to widać. Rok
temu kożystając z komórki, bez problemu wciskała klawisze przez plastykowe
etui. Dziś często nie może ich wcisnąć do końca i się niecierpliwi. Pewnie że
można zwalić winę na zimno że plastik jest twardy itp. ale niestety zmiany
postępują ale po malutku. Jak na razie nie ma problemów z oddychaniem ale może
to wynik jej ćwiczeń śpiewu (występuje z dużymi osiągnięciami na fastiwalach).

Co mogę doradzić. Po pierwsze się nie załamywać. Po drugie dobrze jak taka
osoba ma wózek inwalidzki sterowany joystickiem bo jest bardziej samodzielna.
(Moja dziewczyna ma dwa jeden domowy jeden na dwór) Niestety wiem z
doświadczenia że przeszkodą może być samo mieszkanie żeby można było wyjjść z
domu. Dodatkowo można takiej osobie zafundować psa tresowanego do pomocy
(zapali światło, poda komórkę, podniesie coś z ziemi, otworzy drzwi itp.)
Więcej informacji o tej dziedzinie w stowarzyszenie "Alteri" które szkoli takie
psy. Niestety tego nie ma moja dziewczyna bo jej mama by się nie zgodziła bo by
go trzeba wyprowadzać ale widziałem prezentację psów właśnie z dziewczyną na
wósku z zanikiem. Co ważne część szkolenia przeprowadza sama osoba
niepełnosprawna.

Aha jeszcze jedno różnica między np. tymi rodzajami schorzenia jest taka że w
Duchenne'ie są uszkodzone mięśnie a w rdzeniowym zaburzona komunikacja między
rdzeniem a mięśniem ale sam mięsień nie jest uszkodzony a zanika spowodu braku
ruchu.

No to tyle jak ktoś ma jeszcze pytania to możecie pisać tu albo na maila.

Pozdrawiam
zakochany w Promyczku Mantis



Temat: Czasopisma motoryzacyjne (dlugie!)
Czasopisma motoryzacyjne (dlugie!)
Temat nieraz juz poruszany,ale mnie powli zaczyna krew zalewac
(przepraszam!). Czy u nas wszystkie gazety motoryzacyjne sa sponsorowane
przez koncerny motoryzacyjne albo stanowia przedruki z niemieckich
szmatlawcow?
Auto Swiat i Auto+ nawet nie dotykam-z wiadomych wzgledow.
Auto-Sukces-chcialbym wiecej poczytac niz tylko ogladac obrazki.
Motor-zszedl na psy. Czytam od 1986r i odwrotnie niz wino-im ma wiecej
lat,tym gorszy. W najnowszym np. czytam,ze Megane cabrio ma 190l bagaznika,
a "to jednak i tak sporo jak na kabriolet", a w Fiacie Barchetta 165l "nie
imponuje". Dodam tylko,ze Megane to 4-osobowe cabrio, Barchetta to wlasciwie
roadster. W tescie Ibizy pomieszanie z poplataniem w wymiarach bagaznika, do
tego test wersji "z kratka"-nie wiem czemu podreslana w tescie. Test Fiesty
1.4TDCi - zuzycie 6,3l/100km w ruchu miejskim i na trasie jest
zaskoczeniem,ale milym! (?). I na koniec "perelka" - prezentacja
tjuninkowanego Mitsubishi Colta. Tjunink ograniczyl sie do wypatroszenia
samochodu-usunieto klime, wspomaganie kierownicy (!), kolo zapasowe, lewarek,
boczki tapicerskie, podsufitke, tlna kanape i oczywiscie klamki w drzwiach.
Maska przerobiona tak,zeby zaslonic czesc reflektorow. Samochod byl testowany-
na dystansie 600m rozwinal predkosc 215km/h i zatrzymal sie. Ciekawe gdzie
mozna w Polsce tyle jechac? I czemu pochwala siee,a nawet pisze z entuzjazmem
o skonczonym debilizmie, czyli usunieciu klamek?
Aut-Moto: w tescie minivanow (Zafira, 307SW i Touran) wygrywa oczywiscie
Touran.To,ze Peugeot ma najdluzsze siedziska nie przeszkadza w wypomnieniu
307-ce,ze ma za krotkie siedziska. Deska rozdzielcza Tourana jest "skorojona
na miare i to przez najlepszych krawcow"-nie musze dodawac,ze jest tak samo
nudna jak wpozostalych VW, a kierownica bedzie mi sie snila po nocach...
W testach samochodow ze skrzynia 6-stopniowa podaje sie elastycznosc na IV i
V biegu-nie dziwi wiec,ze Leon 1.8 180KM (6-biegowy) wygrywa z Octavia 1.8
180KM (5-biegowa). Na dodatek Octavia przegrywa w kateorii "nadwozie",
bo ...za malo sprotowo wyglada. Oczywisice nikt nie przejmuje sie takimi
detalami, jak pojemnosc bagaznika. W tym samym tescie "piekne" sa felgi
Leona, natomiast Focusa,zdecydowanie bardziej "rasowe" pomijane sa
milczeniem. To,ze Leon nie posiada w standardzie 17,tylko 16-calowe kola,a
Focus 17,redaktorzy milcza. Rowniez to,ze do Octavii i Xsary mozna wlozyc
wieksze fabryczne felgi,ani slowa Citroen Xsara VTR zbiera minusy bo nie ma
aluminiowych nakladek na pedaly.
Test Fabii Combi kontra Palio Weekend. Fabia na zdjeciach w wersji Classic
101KM-ciekawe,gdzie takie sprzedaja? Kategorie "ekonomia" wygrywa Fiat,mimo
wiekszego spalania i gorszych warunkow gwarancji, pomijajac wieksze oplaty
(silnik 1.6, Fabia 1.4), bo ...Fabia jest drozsza o 620zl.
W dziale tuning jest przedstawione stare Renault 5 turbo. Tu jest sporo
niescislosci-wlascicielka miala R5 z wolnossacym silnikiem. Kiedy nalezalo
przeprowadzic remont generalny, kupila rozbite R5Turbo, z ktorego
zaczerpnela: podloge (z rozbitego samochodu! miala swoj w calosci),
kierownice i pasy bezpieczenstwa (bez komentarza). inneelelmenty-
progi,nadkola wstawiono nowe. co xciekawsze,silnik nie jest z rozbitka,tylko
jeszcze inny,"nowo kupiony". Przed tuningiem przyspieszenie wynosilo 7,1 do
setki, po "ponizej 7s (coz za oszalamiajaca zmiana!).
Nie chce mi sie dalej pisac zalosnych kawalkow polskich redaktorow.
Jedno,co trzyma mnie "przy zyciu" to ...wtorkowe wydanie SuperExpresu. Sama
gazeta to szmatlawiec,ale za to dodatek motoryzacyjny jest na poziomie. gdby
jeszcze wtorku nie psul Motor,byloby calkiem fajnie :-)



Temat: Nietypowy pomysł lidera Związku Górnośląskiego
Gość portalu: real point of view napisał(a):

> Polska z natury rzeczy jest krajem, gdzie z oczywistych (chyba dla nas
samych)
> względów siedzibą powiatów i województw są miasta TYLKO i WYŁĄCZNIE
NAJWIĘKSZE
> ! ! !
>
> Brak nam amerykańskiego stylu (historyzmu ?), gdzie stolicami stanu potrafią
by
> ć 25-tys. miasteczka, ale zauważmy, że takowa "dziura" choć tamże (w USA)
jest
> peryferyjnym zaściankiem (np. Carson City, stolica Nevady, 40 tys., które
tylko
> z nazwy jest "city"), to i tak może się pochwalić lepszą infastrukturą,
aniżel
> i przeciętne miasto 100-300 tysięczne w Polsce...
>
> Wspomniane już Carson City może wprawdzie wkrótce stracić status stolicy na
rze
> cz Las Vegas (szacunkowo 1.7 mln.), które rozrasta się w zastraszającym
tempie,
> ale fakt pozostaje faktem.
> - A np. Springfield (stolica Illinois, 110 tys.) we wszystkim już chyba
ustępuj
> e miastu Chicago
> (ok. 9 mln.) a mimo to nikomu przez myśl nie przeszłoby, by stolicę do
metropol
> ii przenosić.
>
> Być może wynika to z "narodowej" menatalności Amerykanów, uważających się za
na
> jlepszych, gdyż kraj ich cały, jego system, konstytucja i podział
administracyj
> ny są tak doskonałe, że nie nie wolno tego zmieniać (od 200 lat!!!), bo to
szko
> dziłoby amerykańskiej racji stanu...
>
> ...
>
> Wracając do meritum, jestem za Opolem, ale tylko częściowo.
>
> Częściowo przemawia do mnie wspomniana kwestia najbardziej, jak się okazuje,
pr
> oblematyczna.
> - Co zrobić z "nieszczęsnym" Zagłębiem ???
>
> Nie jest prawdą, że az tak zaniża ono poziom gospodarczy, kulturalny, bo z
tego
> co mówią statystyki najbogatsze miasta GOPu (PKB per capita) to Katowice
oraz
> (uwaga!!!) Dąbrowa Górnicza... I co ???
> Prawda jest za to fakt istnienia silnego i nierozerwalnego niemal (ludzie na
to
> nie pójdą, sami sobie województwo wybiorą - i Slązacy, i Zagłębiacy,
częstocho
> wianie, etc.) powiązania infrastrukturalnego (pod wieloma wzgl.) z resztą
miast
> (śląskich, zagłębiowskich) GOP-u.
>
> PS. Tramwaj międzywojewódzki ??? - "INTER VOIVODSHIP TRAM" - poroniony
pomysł..
> . ;-/
>
> KZK GOP w 2 województwach ??? - już teraz jest problem z połączeniami z
małopol
> skimi miastami powiatowymi (Olkusz, Chrzanów, Oświęcim).
> A co dopiero, gdy zabryniczny PKM Sosnowiec zechce się usamodzielnić, to KZK
st
> raci ok. 35-40% swego taboru, bo, co jak co, ale z tego co wiem, to obsługuje
o
> n także inne miasta nieposiadające własnego PKM w ramach KZK.
> Komunikacja interwojewódzka nie przejdzie... Za wiele połączeń.
>
> Pod tym względem nie widzę perspektyw, choć nie wykluczam takiego
scenariusza :
> ))
>
> ...
>
> PPS. Może i w Polsce nastanie czas, że stolicami województw będą miasta
central
> nie, dogodnie ulokowane, a nie te z największą liczbą ludności, choć ta druga
o
> pcja, i tu się powtórzę, ma swe racje bytowe, zwłaszcza w naszym kraju, gdzie
m
> iasta 100 tysięczne z ledwościa swym charakterem nadają się na stolice... A
wię
> c tracą ten "zaszczytny staus" :)
>
> PPPS. Oby Kattowitz nie żałowało swej decyzji, jak prywatny kapitał z państwa
U
> E pójdzie na stolice polskich "Euro-Land-Voivodship", a powiatowe Katowice
zost
> aną na mapie pominiete ;(((
>
>
>
> P Y R S K
> Wam wszystkim ...
>
> Myślcie, to nie boli ...
>
>
>

Bana do kjeleckigo sie sprawdzila.
Pyrsk!




Temat: Poseł Korzeniowski frymarczy bez sensu
Poseł Korzeniowski frymarczy bez sensu
Czytam ja sobie tę naszą Trybunkę (która jest podobno Nowa), kawkę popijam i
co? Poseł Leszek Korzeniowski frymarczy znowu bez sensu. Bo ma dość
przepychanek, bo ma dość rozgrywek (ha! ha!), bo ma dość posła Diakonowa. A
fuj!

Leszek Korzeniowski, który od dawna frymarczy z Samoobroną ma dość
przepychanek! Ludzie! Litości!

Poseł – były aparatczyk PZPR - zaprasza na Platformę ludzi z PiS-u, tak jakby
oni sami potrzebowali takiego zaproszenia. Przecież Polska to wolny kraj.
Każdy może wybierać bez pokazywania palcem, którędy jest właściwa droga. Im
szybciej, tym lepiej.

Panie pośle Korzeniowski, weź pan sobie tego asa wywiadu Kowalskiego, a
zobaczy pan co to znaczy osiwieć w ciągu jednej nocy, nie mieć stolca przez
tydzień i wzwodu przez pół roku.

Platforma z premedytacją poparła kandydaturę Kowalskiego na szefa klubu
radnych, bo od samego początku wiedziała, że nie zgodzi się na to Diakonow.
To była czysta prowokacja ze strony Platformy. To ich święte oburzenie po
reakcji Diakonowa, to szczyt zakłamania. „Myśmy tak dobrze chcieli, a PiS się
upiera” – takie bajki to można opowiadać kretynom. Głupia propozycja mogła
spotkać się tylko z taką reakcją. W polityce potrzeba trochę więcej
umiejętności przewidywania.

Kowalski współpracuje z Korzeniowskim od dawna. Nigdy mu nie przeszkadzało,
że Korzeń był w PZPR. Podobnie to, że Zembaczyński latami wiernie służył PRL-
owi. Tak Kowalski walczy z komuną (he! he!)

Po wyrzuceniu z PiS Kowalski nie ma za grosz godności, aby powiedzieć: „Nie
chcecie mnie. Dobra. Nie, to nie.” Sam pokazał swoją „klasę”, kiedy najpierw
opowiadał w prasie jak to sobie „szanuje zdanie” Diakonowa, by po wyrzuceniu
zaraz obrzucać go błotem. To błoto zostanie mu już na rękach.

Dziwne, że Korzeniowski dopiero teraz zobaczył, że PiS nie ma członków.
Wtedy, gdy rządził Kowalski wcale mu to nie przeszkadzało. Panie p-ośle, PiS
ma ludzi, i pan to wie. Kandydatem na viceprezydenta Opola nie jest wcale
S.Kłosowski. To pan też dobrze wie. Więc niech pan nie wciska ludziom kitu.

Finał jaki? Platforma współrządzi w Opolu razem z SLD. Dlaczego? Bo tak
chciał PiS. Ktoś w to uwierzy? Chyba tylko Wielki Prezydent, który jest ponad
wszystko. Jak zawsze. I na wieki wieków.

Przy okazji, Mirkowi Olszewskiemu, który jak skończył 40-tkę, zdrowo jebnęło
w mózg w lewo. Dalej prowadzi swoją prymitywną politykę dowalania
Diakonowowi. Co? Diakonow nie zaprasza na wódeczkę?

A może tak panie redaktorku, porozmawiać z samym zainteresowanym Diakonowem.
Ale tak zawodowo. Bez tych chwytów z epoki komuny typu „Mija się z prawdą? To
eufemizm”. Rzygać mi się chce, kiedy czytam takie „pytania”. Takie
manipulacje słowem świadczą tylko o Twoim totalnym skurwieniu w
dziennikarstwie. Lepiej wystartuj w jakiś wyborach. Proponuję Mister
Universum. Ale bez prezentacji w slipkach, bo dziewczyny umrą ze śmiechu.

PS. Czy ktoś zauważył ile wywiadów red. Olszewski z robił z Korzeniowskim, a
ile z Jarmuziewiczem, też posłem z Platformy. Dlaczego? Stawiam piwo za dobrą
odpowiedź na to pytanie. Albo dwa.

PPS. Jeśli kogoś obraził język tego posta, przepraszam, ale tak na co dzień
mówią politycy.




Temat: I LO w Bydgoszczy
Chociaż od matury minęło już ponad 6 lat (matura 1999 r.) wciąż wracam
wspomnieniami do czasów licealnych na Placu Wolności (1995-1999).Pomimo dość
długiego okresu czasu wciąż myślę zarówno o koleżankach i kolegach ze szkolnej
ławy z klasy IV "C" p.prof.Urbanowskiej, jak również o pedagogach nas uczących.
Trudno wspomnieć o wszystkich, lecz zatrzymam się na kilku, którzy szczególnie
zapadli w pamięć. Nasza pierwsza wychowawczyni i nauczycielka historii mgr
Bożena Dziedzic: kobieta minęła się z powołaniem! Przez pierwsze dwa lata
edukacji dukała coś z przygotowanych wcześniej "pomocy" (opartych na
podręcznikach akademickich, więc prawdopodobnie pochodzących z czasów jej
studiów. Pamiętam do dziś jej test z historii starożytnej daleko wykraczający
poza zakres licealny.Niejeden student historii starożytnej miał poważne
problemy aby sobie z nim poradzić. Natomiast im bliżej współczesności tym mgr
Dziedzic coraz bardziej się gubiła w powodzi faktów.Do dziś mam w swoim
posiadaniu test obejmujący zakres międzywojnia 1918-1939 (a propos: wszystkie
testy z XX wieku pani "profesor" kompilowała z gotowych zbiorów testów
kupionych w księgarni. O pośpiechu i niedbałości świadczy m.in. fakt, że na
jednym teście dwukrotnie znajdowało się pytanie o tej samej treści, lecz
pochodzące z dwóch różnych zbiorów testów. Wstyd!)na którym mam zakwestionowane
pytanie dotyczące sposobu dojścia do władzy Hitlera. Moja odpowiedź, że Hitler
doszedł do władzy drogą pokojową mgr Dziedzic skreśliła, a zaznaczyła: "drogą
zamachu stanu". Prawdopodobnie pani Dziedzic nie dostrzegała różnicy pomiędzy
Duce a Fuehrerem (podobnie omawiając okres okupacji i polskiego państwa
podziemniego nie dostrzegała różnicy pomiędzy PPS-WRN a RPPS). Dodatkowo jak
sądzę była przekonana o swej głębokiej wiedzy i erudycji i jakiekolwiek próby
polemiki kończyły się bardzo nieprzyjemnie. Sam doświadczyłem złego humoru
pani "profesor" (zarówno wtedy jak i teraz z trudem przechodzi mi przez usta
słowo "profesor" wobec mgr Dziedzic)i chyba do końca gdzieś w sobie miała do
mnie chłodny stosunek. Startowałem również w różnego rodzaju konkursach
historycznych z większym i mniejszym powodzeniem. Nigdy jednak mgr Dziedzic nie
była zainteresowana jak uczeń przygotowuje się, czy ma jakieś problemy np. ze
zdobyciem literatury czy inne. Pamiętam jak raz tylko dała mi ulotkę z
informacją na temat konkursu... i na tym się skończyło. Wspólnie z mgr.
(obecnie dr.)Okońskim udało mi się przygotowaqć zarówno pracę pisemną jak i
prezentację ustną na której w Pałacu Młodzieży wraz z koleżankami i kolegami z
klasy zjawiła się mgr Dziedzic, aby odebrać niezasłużone podzięki "za solidne
przygotowanie ucznia". Mógłbym napisać jeszcze kilka rzeczy na jej temat, lecz
nic pozytywnego.Rozpisałem się "trochę", więc trzeba się streszczać. Do grona
negatywnych person z którymi miałem do czynienia zaliczyłbym prof. Górkiewicz
(fizyka). Jej lekcje, klasówki i odpytywania wzbudzały u mnie palpitacje serca.
Natomiast pozostałych nauczycieli wspominam mniej lub więcej serdecznie
(szczególnie ciepło wspominam prof.Żelską, Urbanowską,
Połatyńskiego,Tokarczyka, Baldowskiego i pana od muzyki (nazwisko niestety
uciekło z pamięci). Na koniec serdeczne pozdrowienia dla wszystkich koleżanek i
kolegów z IV C ROCZNIK: 1998/1999. Mam nadzieję, że odezwiecie się na tym forum
i wspólnie, choć na odległość powspominamy stare dzieje.



Temat: kolejny szybki, ale bezpieczny
mejson.e napisał:

> Ja sie wychowywałem przy drodze krajowej nr 74.
> Mieszkaliśmy po jednej stronie drogi, dziadkowie po przeciwnej.
> Ja żyję. Ale nie żyje mój brat i WSZYSTKIE moje psy i koty jakie miałem.

Wyrazy wspolczucia.

> Wtedy ruch był mniejszy a samochody wolniejsze.
>
> Teraz położyli tam nowiutką, równą nawierzchnię. Jak myślisz - jak jeżdżą
> teraz tam Przejezdni? Ano właśnie - szybciej.
>
> Jakie ograniczenie postawiłbyś przez taką wioskę?

Zadnego, ba zadne nie zda egzaminu samo w sobie. Na przejsciu/przejsciach dla pieszych postawilbym garb/garby zwalniajace o konstrukcji umozliwiajacej plynne i bezpieczne przejechanie z zalozona predkoscia. I taka predkosc powinna figurowac na znakach ograniczenia w rejonie przejscia. Widzialem cos takiego w Danii - dziala rewelacyjnie! Dlugi najazd i dlugi zjazd - jedziesz 60 km/h i nie masz zadnych sensacji; pojedziesz 80 km/h i wytrzepie Cie tak, ze odechce Ci sie szalenstw.

> I jak przekonać do ich przestrzegania tych przekonanych o powszechnej
> głupocie oznakowania?

Zlikwidowac faktycznie glupie ograniczenia. Wtedy te zasadne "wyjda z cienia". Bo zawsze widzi sie najbardziej dolegliwe rzeczy. To tak jak z piratami drogowymi. Kilka proc. kierowcow ma takie sklonnosci, ale jako ze sa dolegliwi, wydaje sie nam, ze cala Polska zapelniona jest piratami.

> "I tak NIKT nie przestrzega odwiecznych 70 km/h na skrzyzownianiu, bo jazda
> "z czkawka" jest wysoce nieefektywna i niekomfortowa... Skoro nikt nie
> przestrzega 70 km/h na skrzyzowniu na gierkowce, to moze warto RESTRYKCYJNIE
> zaczac egzekwowac obowiazujace 100 km/h, zeby eliminowac debili grzejacych
> tam 180 km/h."
>
> To jakie masz rozwiązanie z wyjątkiem przebudowy skrzyżowania na
> bezkolizyjne?
> Społeczne treningi sprintu dla mieszkańców?
> Turbosprężarki dla traktorów?

Napisalem powyzej. Przeciez teraz te nieturbodoladowane traktory bez sprinterskiej obsady musza miescic sie pomiedzy smigajacymi 140-160 km/h. A wystarczy zaczac solidnie egzekwowac obowiazujace w KD ograniczenia i moze sie okazac, ze dla zwiekszenia bezpieczenstwa wcale nie trzeba zasr... znakow jak kfjatuszkuf na lonce.

> "No, moze warto by popodnosic zbyt restrykcyjne limity na miejskich
> przelotowkach (to zreszta trwa w stolicy od jakiegos czasu i jakos zaglady
> ludnosci miejscowj i naplywowej nie widac). I tak zreszta nikt przy zdrowych
> zmyslach (z kierowcami autobusow miejskich na czele) nie przestrzega 50 km/h
> na trzypasmowce ze wszystkimi naleznymi autostradzie udogodnieniami."
>
> Tylko najpierw trzeba wprowadzić sygnalizację świetlną na wszystkich
> przejściach, bo na kładki po pierwsze nie ma kasy, a po drugie wielu takie
> kładki omija, bo uciążliwe.

Pisze o miejscach z bezkolizyjnymi skrzyzowaniami i o miejscach z sygnalizacja. A o tych, ktorzy maja w d... kladki i przejscia bym sie nie martwil zanadto. Sorry, ale to ich problem, ze olewaja stworzone dla ich bezpieczenstwa rozwiazania - nie mozna calej odpowiedzialnosci za bezpieczenstwo skladac na barki kierowcow. Piesi tez powinni troche o siebie zadbac. Jak nie zechca, to zadne ograniczenie predkosci nie pomoze...

> A co do zagłady miejscowych, to ona się odbywa, tyle że po cichu.

Bo nikt nie jezdzi z predkoscia 50 km/h. Lepiej wiec na WYLOTOWKACH i PRZELOTOWKACH popodnosic limity i drastycznie je egzekwowac. Lepsza jest wyzsza, ale PRZEWIDYWALNA predkosc, niz to co dzieje sie teraz - jeden 40 km/h, zza niego scigant jadacy 140 km/h, a pomiedzy nimi smialo smigajacy, bezpieczny we wlasnym mniemaniu, jadacy "tylko" 80 km/h.

> Tu tylko jeden slajd z prezentacji Komendy Stołecznej:

Mocne!

A teraz porownaj to z tym, co napisalem. Najgrozniejsi nie sa ci, ktorzy jada szybciej od 50 km/h, tylko, ci, ktorzy znaczaco wybijaja sie ponad srednia w danym miejscu predkosc. Jezeli w danym miejscy byloby nawet 70 km/h (choc w okolicy przejscia bez swiatel, to faktycznie ryzykowne), ale WSZYSCY jechaliby z podobna predkoscia, to bardzo niewykluczone, ze wcale nie zwieakszylaby sie liczba takich wypadkow. Mi nie chodzi o dopuszczenie jazdy "po uwazaniu". Ja chce rzetelnego i realnego oznakowania. Bo teraz jazda "po uwazaniu" jest odzwierciedleniem dokladnie takiego samego oznakowywania. Znaki bardzo czesto stoja "po uwazaniu" i chyba nie podlega to dyskusji - najbardziej rozwalaja mnie znaki dopuszczajace rozne limity predkosci dla roznych kierunkow jazdy na tej samej drodze jednojezdniowej :-P

pzdr
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chadowy.opx.pl



  • Strona 3 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 195 wypowiedzi • 1, 2, 3