Czytasz wypowiedzi wyszukane dla słów: Próba wysiłkowa Warszawa





Temat: Wasze opinie o Rydzu-Śmigłym jako Naczelnym Wodzu
W KW mieliśmy PRZYGOTOWANYCH wcześniej dowództw GO bodaj tylko 3: Korpus Interwencyjny i 2 GO kawalerii: Drezszera (w A Prusy) i Przeździeckiego (jakos tak rozpłynęła się po drodze, chociaż przez 2 dni pod Wyszogrodem zbierała różne jednostki z A Modlin). Pozostałe były mniej lub bardziej improwizowane, głównie z dowództw OK, jak GO Tokarzewskiego, czy Thommeego. A przecież nic nie stało na przeszkodzie, żeby takie sztaby GO (czy nazwać je Korpusami - akurat kwestia nazwy jest wg mnie wtórna, liczy się treść i zadania) istniały już przed wojną i opracowywały hswoje rozwiązania dla przewidywanych działań. przecież dowódcy OK znali sytuację u siebie, i wiedzieli ( aprzynajmniej powinni), jak rozwiązać pewen problemy. Co do przydatności GO dla 9 DP: otóż, gdyby GO Tokarzewskiego była zorganizowana wcześniej, i dowodziła CAŁOŚCIĄ tamtego odcinka (czyli 9 DP, 27 DP, Pomorska BK i reszta oddizałów po tej stronie Wisły), to na pewno zareagowałaby szybciej niż Bortnowski w Toruniu, i nakazując odwrót odpowiednio szybko mogłaby umozliwić wyjście z kotła znacznie większym siłom, bez wyniszczania się w czasie prób wyrwania się siłą. 27 DP wędrowała "bezpańsko" przez cały 1 września, zamiast odejść na południe za plecami 9 DP, tym samym pozwalając tejże na wcześniejsze oderwanie się i przejście lasami w stronę Bydgoszczy.
Problem Korpus-GO wynikał raczej z naszej doktryny, a nie nazewnictwa; GO WŁAŚNIE MIAŁY BYĆ DORAŹNIE ORGANIZOWANE, ŁĄCZNIE Z ICH DOWÓDZTWEM - i to był jeden z błędów. Bo gdyby nazwać takie d-two GO, czy korpusem, ale zorganizować je wcześniej, to wtedy mamy "pod ręką" rezerwowe d-twa, które można użyć w razie potrzeby w najróżniejszych sytuacjach. Popatrzmy chociaż na Niemców w 1944r. - po klęsce na Białorusi 9 Armia została zniszczona, ale sztab ocalał; został przerzucony nad Wisłę i po zasileniu nowymi wojskami organizował obronę na nowo. W KW takie „gotowe” dowództwa możnaby wykorzystać chociażby do zbierania wojska pobitego i kierowania na właściwe miejsca (A Lublin sama musiała się organizować jako sztab; gdyby taki sztab już był, to całą energię mógłby poświęcić na reorganizowaniu wojska i budowaniu obrony. Nie byłoby wtedy takiego „wałęsania się” różnych jednostek bez wyższego dowództwa. Co do przydatności stałych dowództw szczebla korpuśnego – patrz choćby uwagi Porwita w jego „Komentarzach…”. Komentarzach już na pewno trzeba było mieć gotowe wcześniej dwa dowództwa Frontów (czy kierunków operacyjnych), zwłaszcza do koordynowania działań w centralnej Polsce – A Łódź. Prusy i Poznań, z podchodzącą A Pomorze – do zorganizowania bitwy w łuku Wisły. Nie wiem, jak Śmigły wyobrażał sobie dowodzenie ponad połową Wojska Polskiego osobiście w jednej bitwie, przy jednoczesnym kierowaniu działaniami pozostałych armii na innych kierunkach (kierunkach Modlin, Karpaty, Kraków, SGO Narew) bez szczebli pośrednich? Nikt nie jest na tyle zdolny i ma podzielną uwagę, żeby móc widzieć problem strategiczny (działania na całym obszarze kraju) i jednocześnie problem operacyjny – jednej bitwy, bardzo ważnej, ale tylko jednej. [Próbował Adolf jako jednocześnie Naczelny Wódz, D-ca Wojsk Lądowych, i jeszcze d-ca Grupy Armii „A” – wiadomo, co z tego wyszło.] A jeszcze Rydz sam pozbawia się możliwością dowodzenia czymkolwiek wyjeżdżając do Brześcia bez zapewnienia sobie elementarnej łączności (bo kwatera w Brześciu też się dopiero organizowała), i bez wytycznych dla dowódców armii, bez ustanowienia jednolitego dowództwa dla całego obszaru na lewym brzegu Wisły. Jakby był tam Sosnkowski (chociażby) to nie byłoby np. samowolki Andersa, tylko porządna osłona linii Bzury i przepraw, byłoby współdziałanie Armii Warszawa (bo byłoby nadrzędne dowództwo wydające ROZKAZ), mogło było być współdziałanie Armii Łódź; a jakby taki sztab był powołany wcześniej, to można było taką bit zorganizować wcześniej, z udziałem jeszcze nie rozbitej A Łódź, przynajmniej północnej grupy A Prusy, oczywiście A Poznań, no i z podchodzącą A Pomorze jako odwodem (która dzięki lepszej organizacji dowodzenia na lewym brzegu Wisły mogła była wycofać się w znacznie lepszej kondycji).
Poza tym na niekorzyść Rydza przemawia także praktyczny „letarg” SG WP przed wojną na kierunku „zachód”. Plan „Wschód” opracowano bardzo pięknie, ale Plan „Zachód” powstawał „na kolanie” wiosną 1939 – jakby od 1933 roku nie było oficerów sztabowych, których możnaby posadzić do roboty nad przygotowaniem takiego planu i jego bieżącą aktualizacją w miarę zmian w sytuacji strategicznej. Plan mobilizacyjny był opracowany w dwu wariantach – a planu wojny z Niemcami nikt nie opracowywał? Studium Kutrzeby i Mossora powstało skandalicznie późno, i to z winy Rydza, który do pracy sztabowej miał najwyraźniej wstręt („odziedziczony” po Dziadku???) Jakby nie rozumiał tego, że mając plan, a zwłaszcza warianty na różne okazje, można znacznie łatwiej rozwiązać problem, niż bez tego planu. Bo taki plan można przećwiczyć w grze wojennej (sztabowej) i modyfikować, a potem (chociaż, jak mawiał Napoleon, „najlepszy plan jest aktualny tylko do pierwszego starcia z wrogiem”) w realnej sytuacji z takiego planu możnaby chociaż częściowo skorzystać. Bo byłyby już opracowane warianty działania w różnych sytuacjach, różnymi siłami, i znane byłyby chociaż w przybliżeniu możliwe skutki takich działań. Totalna improwizacja nie jest żadnym rozwiązaniem, zwłaszcza w układzie, gdy Naczelny Wódz musi dowodzić każdą armią indywidualnie, gdy dowódcy armii nie mają pojęcia o zadaniach sąsiadów, więc nie mogą dostosować się do nich ani skoordynować wysiłków – odpowiednia organizacja dowodzenia pozwoliłaby nam, jak sądzę, podnieść efektywność działań nawet o połowę, i pewnie walczyć o jakieś dwa tygodnie dłużej, mimo wszystko. Bo nie byłoby marnowania sił w bezcelowych przemarszach, niepotrzebnych starciach, byłaby koordynacja (której zabrakło chociażby pod Piotrkowem).
A tak Rydz zasługuje na sąd polowy i rozstrzelanie. Całe szczęście, że nawet nie wiadomo, gdzie go pochowali – tylko tyle mu się należy: nieoznakowany grób jak tylu, którzy zginęli przez jego głupotę, niekompetencję i niezdolność do wyjścia ponad personalne urazy (przeciez Sosnkowski nie dostał dowództwa „bitwy w łuku Wisły” dlatego, że w 1926 nie poparł zamachu stanu).





Temat: 4 .06 - 20 lat temu

"20 lat temu odwróciliśmy bieg historii"
W roku 1989 mamy do czynienia z kompromisem pomiędzy dwoma potężnymi siłami działającymi nie tylko w państwie, ale i w społeczeństwie polskim - ocenił historyk Andrzej Friszke podczas sesji, która odbyła się w czwartek w siedzibie Polskiej Akademii Nauk w Warszawie.
"W kontekście przemian 1989 roku mało się mówi o władzy, a była tam ona czynnikiem ważnym. Mówiąc +władza+ mam na myśli cały ten konglomerat instytucji i służb składających się na to pojęcie, i stanowiący potężny układ instytucjonalno-ludzki, który kruszył się, ale jednak był" - mówił Friszke.

W jego opinii, ten układ władzy wszedł w roku 1989 w fazę kryzysu ideologicznego i instytucjonalnego, uniemożliwiającego oddziaływanie na społeczeństwo i kierowanie nim. "Próbą przywrócenia zdolności kierowania społeczeństwem i jego postawami w gruncie rzeczy był stan wojenny. Jego skutki były rozmaite, jednak tej zdolności przywrócić się nie dało, co potwierdziła bardzo niska frekwencja w wyborach w latach 80." - dodał historyk.
Jego zdaniem, władze zrozumiały wówczas, że trzeba coś z tym zrobić, przełamać pogłębiający się kryzys gospodarczy, jednak z czasem uświadomiły sobie, jak jest on ciężki i jak źle rokuje na przyszłość. "Cała przemiana roku 1989 była w dużej mierze spowodowana stanem katastrofy gospodarczej, który wpłynął zarówno na horyzont myślenia władzy, jak i opozycji. Władza musiała myśleć o reformie, co do której było wiadomo, że będzie kosztowna społecznie" - relacjonował Friszke.

Równocześnie zaznaczył, że - według niego - tamta sytuacja stanowi genezę zaproszenia opozycji do Okrągłego Stołu. "Drugim czynnikiem przystąpienia do rozmów było dążenie opozycji do szukania porozumienia, zaś trzecim - Kościół katolicki, w postaci działań Episkopatu oraz papieża Jana Pawła II, któremu Polska zdaje się zawdzięczać amnestie z lat 80." - mówił historyk.

"Konsekwencją tych wszystkich działań były wybory, powstanie rządu Tadeusza Mazowieckiego i pokojowe przejście do budowania systemu demokratycznego z ominięciem fazy ostrego konfliktu i triumfu jednych nad drugimi. Doprowadziło to do sytuacji, że wszyscy obywatele bez względu na przeszłość, mogli uczestniczyć w budowie demokratycznego społeczeństwa" - podsumował Friszke.

W ocenie historyka Andrzeja Paczkowskiego, rozpoczynające proces przemian wprowadzenie stanu wojennego stworzyło także zupełnie nową jakość w oddziaływaniu na Polskę z zewnątrz. "Wcześniej na terenie Polski aktywny był Związek Radziecki, który naciskał na skończenie z rebelią Solidarności. Z kolei USA zajmowały pozycję +patrzymy i czekamy+, nie miały instrumentu ani pomysłu, jak angażować się w sprawy polskie. 13 grudzień odwrócił sytuację" - opowiadał Paczkowski.

Jak zaznaczył, zostało wówczas wypełnione podstawowe żądanie ZSRR, więc przeszedł na pozycje wyczekujące, natomiast Amerykanom stan wojenny dał możliwość prowadzenia polityki czynnej i wyznaczenia oczekiwań wobec Polski. "Stały się nimi sankcje wprowadzone wobec Polski, obwarowane żądaniami zniesienia stanu wojennego, zwolnienia aresztowanych i internowanych oraz wznowienia dialogu z Solidarnością i Kościołem. Jeżeli popatrzymy na wydarzenia między 1982 a 1989 rokiem to zobaczymy, że spełniono je przez ten czas" - podkreślił historyk.

Jego zdaniem, czytając oficjalne dokumenty władz PRL z tamtego okresu widać, że komuniści przejmowali się sankcjami, zamrożeniem stosunków dyplomatycznych i naciskami Zachodu. "Z drugiej strony przejęcie w ZSRR władzy przez Gorbaczowa zmieniło sytuację, wprowadzając zmiany w relacjach z +bratnimi państwami+. Wprowadzono pewną swobodę reformowania systemu, a sam Okrągły Stół spotkał się z poparciem towarzyszy radzieckich, którzy uznali zwrot w polityce partii i włączenie opozycji do przemian w państwie za zgodny z kursem KPZR na normalizację stosunków z Zachodem i realizację idei budowy wspólnego domu europejskiego. Można więc powiedzieć, że Okrągły Stół był zwieńczenie wysiłków amerykańskich i sowieckiego planu przebudowy, a więc ze strony zewnętrznej miał pełne poparcie" - zaznaczył Paczowski.

W sesji uczestniczył także prezydent Lech Kaczyński, który podkreślił, że w jego ocenie Solidarność lat 1980-81 była "swoistym wzniesieniem fali rewolucyjnej, w wymiarze ideologicznym, nieznanym w Polsce od lat poprzedzających powstanie styczniowe".

Osobistymi wspomnieniami z lat 80. podzielił się również marszałek Sejmu Bronisław Komorowski. "Sympatyzowałem wówczas z dość radykalną grupą opozycji niepodległościowej. Przypominam sobie epizod, kiedy mój ówczesny szef w Solidarności Antoni Macierewicz wysłał mnie z misją gaszenia strajku do Puław, mnie, człowieka niesłychanie radykalnego, który marzył, by czym prędzej te barykady wznieść. Pamiętam spotkanie z robotnikami, na którym mówiłem +panowie, chodzi o to, żeby nie weszli+ i wtedy wstał taki starszy robotnik i powiedział +ty, student, co ty gadasz, przecież chodzi o to, żeby wyszli+. Myślę, że to dobrze ilustruje tamte realia" - powiedział Komorowski.

Przedstawiając swój punkt widzenia na tamten okres marszałek Senatu Bogdan Borusewicz zaznaczył, że rok 1989 był okresem, kiedy strona rządowa zaczęła powoli tracić narzędzia władzy. "Kierując podziemiem mieliśmy dlatego obawy wybuchu starć zbrojnych na ulicach. Dlatego chcieliśmy, by ten nasz opór był duży, ale nie taki, by wywołał przelew krwi. Drugim naszym zmartwieniem było, by nie doprowadzić, do sytuacji przeniknięcia agentów władz do naszych struktur i przejęcia w nich władzy. Myślę, że obu tych zagrożeń udało nam się w dużej mierze uniknąć" - zaakcentował Borusewicz.

Konferencję zakończyło przyjęcie przez sesję Zgromadzenia Ogólnego Polskiej Akademii Nauk uchwały w związku z przypadającą w tym roku 20. rocznicą wyborów czerwcowych 1989 roku. "20 lat temu odwróciliśmy bieg historii. (...) Wyrażamy wdzięczność wszystkim tym, którzy brali w tym udział" - napisano w uchwale.







Temat: Co mysli nowe pokolenie

A kim

Polka, ktora szanuje uczciwosc w kazdym czlowieku, niezaleznie od narodowosc.

Dzisiaj podziele sie z Wami tekstem, ktory przed chwila otrzymalam:

Subject : Anna , sekretarka Boga (gt TP )

| | Junk E-Mail | Inbox

Jeszcze ciekawsze, bo dziejące się zupełnie współcześnie, są nadprzyrodzone rozmowy mieszkającej w Warszawie wizjonerki, ukrywającej się pod imieniem Anna. Podczas wojny Anna działała w podziemiu jako łączniczka i sanitariuszka. W 1944 r. trafiła na ponad rok do sowieckiego łagru. Tam modliła się, by Bóg pozwolił jej nadal służyć ojczyźnie. Po latach dojdzie do wniosku, że Pan wysłuchał tej modlitwy, obdarzając ją charyzmatem słyszenia Bożego głosu, przekazującego orędzia dla Polski. W międzyczasie Anna zaangażuje się w ruch charyzmatyczny. Wokół niej skupi się grupa osób rozmawiających za jej pośrednictwem z Bogiem. Wśród tych osób znajdzie się dwóch posłów (z początku lat 90.), a także krakowski jezuita. Z rozmów powstanie kilka książek drukowanych m.in. przez wydawnictwo Michalineum, a także wielokrotnie wznawiane przez wydawnictwo WAM księży jezuitów czterotomowe „Boże Wychowanie”. Dwa pierwsze tomy tej książki ukazały się za zezwoleniem władz zakonnych, pozostałe – z kościelnym imprimatur.

Z kim Anna rozmawia? Bóg, który warszawskiej wizjonerce pozwala się słyszeć, jest z jednej strony Bogiem niesłychanie bliskim, pełnym bezinteresownej miłości, ofiarowującym swoją opiekę i pomoc. Z drugiej – wieszczącym rychłą zagładę cywilizacji Zachodu. Świat czeka „okres oczyszczenia” – czas katastrof, klęsk żywiołowych i wojen, w których użyta zostanie broń jądrowa. „Zginą miliony ludzi, przestanie istnieć wiele państw, nastąpi ruina gospodarcza”. Dotyczy to zwłaszcza Stanów Zjednoczonych i bogatych krajów Europy Zachodniej. „To wszystko nastąpi jeszcze w tym wieku” – powtarza za nadprzyrodzonym „głosem” Anna, czasu jest więc mało. Bóg okaże się najbardziej surowy wobec Niemiec. Upadek tego państwa, ze względu na jego zbrodnie, jest nieuchronny – na większości terytorium naszych zachodnich sąsiadów „rozleje się morze”. Bóg słyszany przez Annę, nie dostrzega przy tym wysiłków Niemców, by zmyć hańbę nazizmu i wojny, nie widzi choćby międzynarodowej działalności charytatywnej Kościoła niemieckiego i wielu niemieckich organizacji społecznych. Ani tego, że dzisiaj Niemcy są najważniejszym partnerem Polski w Europie. Przeciwnie, Bóg Anny zaleca Polakom zacieśnienie sojuszy z małymi państwami Europy Środkowej. Co stanie się w „dniach grozy” z Polską?

Nasz naród cieszy się specjalnymi względami, dlatego zostanie ocalony. Ma bowiem do odegrania wyjątkową rolę. Bóg widzi w nas realizatorów „dzieła odnowy oblicza ziemi”. Mamy być misjonarzami świata i lekarzami umierającej Europy. Nasze szczególne powołanie opisane jest w kategoriach biblijnego powołania Narodu Wybranego. Bóg „upatrzył sobie nasz naród przed wiekami”. Jesteśmy „wybraną cząstką” Jego ludu. Zawiera z nami „nowe przymierze”. Będzie to „pierwsza próba powrotu do współżycia rodzaju ludzkiego ze swym Stwórcą i Zbawicielem”. Bóg „zbuduje swoje dzieło” za pośrednictwem Anny, obiecując jej pomoc, „jakiej jeszcze nie było na ziemi”.

Natomiast z oburzeniem – jak zaznacza Anna – Bóg mówi o Żydach. Utracili oni Boże wybranie, mordując swego Zbawiciela i instrumentalnie traktując przymierze („Dawali Mi rytuał, próżne gesty i słowa puste, sercem zaś lgnęli do zagarnięcia całego świata i używania go w imię moje!”). Wiele uwagi „głos” słyszany przez Annę poświęca masonom i tajnym organizacjom rządzącym światem, do których zalicza m.in. Rotary Club (tymczasem członkowie tej filantropijnej organizacji zostaną przyjęci na audiencji przez Jana Pawła II). Często odwołuje się także do innych objawień: z Fatimy, La Salette, Medjugorie.

Niezależnie od kontrowersyjnej treści, już sam sposób powstawania podobnych orędzi stawia nas przed paradoksem, którego konsekwencje Kościół czasem zdaje się bagatelizować. Jeżeli Bóg rzeczywiście kontaktuje się bezpośrednio i przekazuje swoje orędzia, o czym świadczą – najczęściej całkiem szczerze – wizjonerzy, jak przekonać rzesze przejętych tym faktem wiernych, że trudne w lekturze Pismo Święte ma o wiele większe znaczenie, a depozyt wiary strzeżony, przechowywany i głoszony przez Kościół decydującą wagę? Wizjoner bowiem nie mówi od siebie, nie mówi nawet w imieniu Boga, jak starotestamentalny prorok, on jest wprost narzędziem przekazu – medium. Stąd ogromna sugestywność takiego objawienia. Anna określa siebie jako „sekretarkę Boga”. Jej rola ogranicza się do zapisywania i redagowania Boskich wypowiedzi. Jest jednak przekonana, że to są naprawdę Boskie wypowiedzi. Nie dziwi więc popularność tego typu publikacji. Tym bardziej, że Bóg przemawia do nas współczesnym, prostym językiem, ma mentalność podobną naszej, mówi to, co chcemy słyszeć.

Czy Kościół powinien angażować swój autorytet w rozpowszechnianie takich książek? W 1998 roku, po prawie pięciu latach od ukazania się pierwszego tomu „Bożego wychowania”, imprimatur cofnięto, a wydawnictwo wstrzymało druk książki.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chadowy.opx.pl



  • Strona 2 z 2 • Wyszukiwarka znalazła 30 wypowiedzi • 1, 2